11 lutego 2009

7. Lass mich frei.

Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami noworocznego słońca. Nim podniosła powieki, wzięła głęboki oddech. Lubiła budzić się w akompaniamencie ciszy. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się niczym kotka. W nieskazitelnie białym pokoju, powoli rozgaszczał się świt. Rozejrzała się dookoła, na samym końcu utkwiła swoje tęczówki w Paulu. Spał spokojnie, zajmując większą część łóżka, na jego twarzy błąkał się błogi uśmiech, a jego naga klatka piersiowa unosiła się i opadała w równym tempie. Gdy spał, zdawał się być tym Paulem, którego poznała. Taki beztroski i niczym nieskażony. Westchnęła ciężko, ale równocześnie uśmiechnęła się do swojego odbicia w ogromnym, ściennym lustrze. Wstała i pierwszym, co zrobiła, było wzięcie długiego prysznica. Stało pod strumieniem ciepłej wody dobre pół godziny, nie myśląc o niczym. Wszystko spływało z niej wraz z kropelkami wody. Osuszywszy ciało, założyła na siebie jasnozieloną koszulę Paula. Rozczesując swoje długie włosy, przyglądała się sobie. Ku swojemu zdziwieniu, cały czas się uśmiechała. Delikatnie, bo delikatnie, ale i tak czuła duży postęp. Nie wiedziała skąd ten uśmiech, cieszyła się, że był. Nim wróciła do łóżka, zaparzyła sobie mocną i słodką kawę. Usiadła naprzeciw Paula i obabuliła się ciepłą kołdrą. Popijając napój wsłuchiwała się w ciszę. Pierwszy raz od dawna mogła stwierdzić, że miała czysty umysł. Bal sylwestrowy miał ten plus, że nudząc się, mogła wszystko sobie w miarę poukładać. Teraz pozostało jej tylko wprowadzenie w czyn swojej teorii. Doszła do wniosku, że martwienie się na zapas nie miało sensu, więc pozwoliła zdarzeniom płynąć, wierząc, że kiedy przyjdzie czas na decyzje, rozwiązanie nadejdzie wraz z nimi. Było dopiero po ósmej, biorąc pod uwagę ilość wypitego przez chłopaka alkoholu i wczesną porę, spodziewała się, że obudzi się dopiero za kilka godzin. Nie przeszkadzał jej upływający czas. Działał tylko i wyłącznie na jej korzyść. Przetwarzała w głowie wszystkie sytuacje, słowa, gesty, których doświadczyła przez minione niecałe dwa lata. Usiłowała wśród nich odnaleźć moment, w którym coś się zmieniło. Gdzie, któreś z nich popełniło jakiś błąd, wypowiedziało za dużo słów, jakkolwiek sprawiło, że coś uległo nieodwracalnej zmianie. Roztrząsnęła wszystko, prócz jednego, najistotniejszego, tego, jak bardzo go kochała. O ironio. Pod latarnią najciemniej. Pomimo tego wszystkiego wiedziała jedno. Trzy miesiące. Dokładnie trzydziestego pierwszego marca postanowiła, jakkolwiek uprać się z tą sprawą. Zamierzyła poddać próbie, zarówno Paula, jak i siebie, by przekonać się, czy mają szansę, albo czy chciała, by ją mieli. Kiedy jawnie sobie o tym pomyślała, zrobiło się jej jeszcze lżej na sercu. Odstawiła na szafkę pusty kubek i przeczesała palcami suche już włosy. W tej samej chwili Paul otwierając oczy, ziewnął rozdzierająco. Obrzucił ją przelotnym spojrzeniem i posławszy Liv delikatny uśmiech, złapał się za głowę, wydając z siebie cichy jęk. Brunetka roześmiała się i patrząc na niego z politowaniem, przytuliła się do jego torsu. Objął ją rękoma, robiąc skwaszoną minę.
- Dojdź do siebie, a ja zrobię śniadanie i mocną kawę dla ciebie. Odwieziesz mnie potem dobrze? – Chłopak pokiwał twierdząco głową i powiódł wzrokiem za Liv, która skradłszy mu buziaka, zwinnie zsunęła się z posłania i lekko falując biodrami, opuściła pokój. Znów była jego dziewczynką. Spokojna, nie oczekiwała niewiadomo, czego, idealnie dopasowywała się do jego świata. Wszyscy z towarzystwa mu jej zazdrościli. Potrafiła uwieść słowem i gestem i była tylko jego. Nie musiał niczego perswadować, ani niczego od niej żądać. Miał swoją dziewczynkę do kochania. Zadowolony zakopał się w miękkiej kołdrze, słysząc muzykę z radia, dopływającą z kuchni.
*

Ledwo żywy doczołgał się do pokoju Billa i masując sobie skronie, pchnął drzwi stopą. Miał wrażenie, że zamiast oczu posiadał dwie wąskie szparki, które pod wpływem światła zwężały się jeszcze bardziej. Słyszał, jak krew pulsowała mu w żyłach, a hałas, który sam omieszkał narobić, sprawił, że skrzywił się jeszcze bardziej.
- Która cholera…? – Spod białej poduszki wydobył się cichy, pretensjonalny pomruk. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nie należał do jego brata. Wręcz czuł, jak miliony impulsów z niepojętą prędkością napływają do jego umysłu, niosąc za sobą informację, której podłoża nie był pewien. Omamy pijackie czy to jednak działo się naprawdę? Zamrugał kilkakrotnie i podniósłszy głowę, otworzył oczy najszerzej, jak mógł. Napotkały zgrabną stopę, wystającą spod białej kołdry, która nie mogła być stopą Billa. Dalej, kawałek ręki, której brzoskwiniowa skóra, również przeczyła przynależności do jego bliźniaka. W końcu, czarne fale rozsypane na pościeli i ten głos, który już nazbyt wyraźnie wrył się w jego pamięć. Uwadze nie umknął mu również fakt, że miała na sobie jego koszulkę. Nie miał pojęcia, jaką drogą trafiła do niej, ale to w chwili obecnej było mało istotne. Był święcie przekonany, że po imprezie wróciła do domu. Kiedy przyswoił fakt, że znajduje się w jednym pomieszczeniu z pół śpiącą i półnagą Scarlett, zrobiło mu się jakoś gorąco. Zdecydowanie zbyt wolno przyswajał informacje. Jego umysł jeszcze domagał się snu. Bardzo długiego snu. Skoro ona spała w łóżku Billa, to w takim razie, gdzie był jego brat? Obejrzał się za siebie i zobaczył nogi, już zdecydowanie nie tak zgrabne, jak Brunetki, wystające zza sofy w salonie. Zguba się znalazła. Czuł się odrobinę skołowany. Z tego wszystkiego nawet zapomniał, że bolała go głowa. Gdy znów spojrzał na Scarlett, jego tęczówki napotkały dwa turkusowe punkciki, intensywnie wpatrujące się w niego. Leżała na boku, prawie całkowicie zakopana w pierzynie, ale z szeroko otwartymi oczami. – Trochę delikatności, chłopie. Jesteś na poziomie… - ziewnęła przeciągle – słonia w składzie porcelany. Popracuj nad koordynacją ruchową, Tom. – Potarła piąstką jedno oko i zamrugawszy kilka razy, znów bacznie spojrzała na Toma. Nie była nawet odrobię speszona jego obecnością, bo w końcu i tak po uszy zagrzebała się w kołdrze. Scarlett nie przeszkadzało jej też, że to tym razem to ona była u niego, a nie na odwrót i jak zwykle nie omieszkała mówić, co myślała. I chyba właśnie, dlatego była specyficzna, zawsze naturalna. Nie omieszkał zarejestrować faktu, że nawet z lekko opuchniętą buzią po nocy, resztkami makijażu i potarganymi włosami była na swój sposób urocza. Dlaczego ona zawsze musiała mu się podobać?
- Och, dziękuję ci bardzo. Niezmiennie słodka i urocza. – Żachnął się, zaplatając ręce na klatce piersiowej. – Tak się składa, że spodziewałem się spotkać tutaj swojego brata.
- Bill był tak miły i użyczył mi swojego łóżka, a ty gdybyś tyle nie wypił, to pamiętałbyś, że sam pierwszy oferowałeś się z tym, żebym przekimała u was do rana. – Śmiesznie zmarszczyła nosek, trąc go otwartą dłonią i znów ziewnęła. Pokręcił głową. Najgorsze było to, że faktycznie nie pamiętał niczego.
- No to…- wycofał się, chwytając za klamkę, ale natychmiastowo wrócił i spojrzał na Scarlett marszcząc brwi. – A tak w ogóle, to co ty tutaj robisz? – Brunetka roześmiała się, ale zaraz zamilkła chwytając się za głowę. Nie zwykła pić, bynajmniej nie tyle. Musiała oblać Nowy Rok z każdym, nawet po dwa razy. Tak się złożyło, że starszy bliźniak wciąż kręcił się z kieliszkiem i chciał wznosić za coś toast. O’Connor nie wymiękają. Wzięła głęboki oddech i znów spojrzała na Toma. Na jego buzi błąkał się pobłażliwie kpiący uśmiech, za co spiorunowała go spojrzeniem. Podniosła się, wpierając na ugiętym łokciu.
- Twoja gościnność jest zatrważająca, Tom. Jakbyś tyle nie wypił, to pamiętałbyś, że kaca też zawdzięczam tobie. – Wytknęła mu język i z powrotem wtuliła się w poduszki. – Jestem tu, bo po pierwsze mój stan nie był odpowiedni do pokazywania się rodzicom, a po drugie mój tata nie był w odpowiednim stanie, żeby po mnie przyjechać. Usatysfakcjonowany?
- W pełni. - Uśmiechnęła się promiennie, gdy dołączył do nich Bill, uwieszając się na ramieniu Toma. Podrapał się po głowie i ziewnął przeciągle jednocześnie machając do nich na powitanie.
- Szyja mnie boli. – Stwierdził bardziej do siebie, niż do nich. – Zjemy coś? – Brunetka spojrzała na Toma, a traf chciał, by i on spojrzał na nią w tej samej chwili. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Poczuła, jak wzdłuż jej pleców przebiegł dreszcz. Uśmiechnął się, a ona odwzajemniła. Minęło może kilka sekund, a może i godzina. Nie zauważyłaby różnicy. Jego oczy nie były takie, jak zazwyczaj;  nie - rozigrane i nie - pełne energii. Zatonęła. Były tak inaczej ciepłe, tak inaczej kojące, tak inaczej inne, takie zupełnie nie pasującego do tego szelmy, który przed nią stał, a może były tak bardzo jego, a może jej się wydawało…?

Czując słodki zapach naleśników, weszła do kuchni i chowając kosmyk włosów za ucho, usiadła przy blacie. Dzięki gorącemu prysznicowi zmyła z siebie nie tylko resztki snu, ale makijażu i konfetti też. Bill uwijał się przy patelni, a Tom zalawszy kawę, usiadł obok niej. Gdy podsunął jej zielony kubek, poczuła przyjemny orzeźwiający zapach świeżej kawy. Posłodziła dwie łyżeczki cukru i dolała śmietanki. Zamieszała i upiła duży łyk. Nie byłoby w tym nic nienaturalnego, gdyby przez cały czas nie czuła na sobie spojrzenia Toma. Miała wrażenie, jakby robił jej rentgen tymi swoimi czekoladowymi ślepkami. Patrzyła na Billa, z lekkim uśmiechem, ignorując wzrok starszego bliźniaka. Oblizała wargi i odstawiwszy kubek, wygodnie oparła się na krześle. Najdyskretniej, jak mogła głęboko zaczerpnęła powietrza. Jakoś dziwnie czuła się, gdy na nią patrzył. Odrobinę skrępowana, miała wrażenie, że serce biło jej odrobię szybciej. Nigdy nie czuła się tak, a może raz, kiedyś, ale nie chciała tego wspominać. Przeszłość była przeszłością i miała nią już pozostać. Lekko przekrzywiła głowę w bok, pozwalając, by pojedyncze kosmyki opadły na jej policzki. Bill skupiony na nieprzypalaniu naleśników, posyłał jej krótkie uśmiechy, nucąc pod nosem. Z oklapniętą fryzurą, bez makijażu i włosach związanych w niski kucyk, wyglądał tak jakoś inaczej. Dzięki temu dostrzegła kolosalną podobiznę między bliźniakami. Byli, jak dwie krople wody. Upiła kolejny łyk kawy, mocna, słodka, aromatyczna, a Tom patrzył dalej. Zagryzła dolną wargę i szybko spojrzała na niego, by nie zdążył odwrócić wzroku. Zatrzymała go. Paraliżował ją spojrzeniem, ale nie dała mu się porwać. Z lekkim uśmiechem, spoglądała w jego tęczówki. Gdyby to było możliwe, była wręcz pewna, że na linii wzroku pojawiłby się ogniki. Zaintrygował ją. Zmieniał swoje nastawienie, szybciej, niż ona nadążała się do niego ustosunkowywać. W tej chwili nie myślała nic, spoglądała mu w oczy. Tak było najlepiej. To one utwierdziły ją stu jedno procentowym przekonaniu, że było warto. Bill, choć zajęty był przygotowywaniem śniadania, nie omieszkał zauważyć tego, co działo się po drugiej stronie blatu. Scarlett odkąd weszła do kuchni, nie odezwała się słowem, a bitwa na przewagi, między nią, a Tomem była teraz aż nader wyraźna.  Jak nie mógł wierzyć w to, że ta dziewczyna zmieniała jego brata? Nie bał się już niczego, po prostu uwierzył. Nie miał pojęcia, co zdarzyło się minionej nocy, wiedział, że długo rozmawiali. Tom nie był już w bojowym nastroju, zastanawiał się tylko, co będzie dalej. Tom nie wyrażał niczego, co mogłoby go naprowadzić na jakikolwiek trop. Jednak czego oczekiwał? Że w ciągu jednego wieczoru jego brat przejdzie mega metamorfozę i stanie się super grzecznym chłopcem. Znał go i to napawało go lękiem. Ostatnimi czasy Tom przecież mówił, że też pragnął zmian, ale co z tego, kiedy wieczorem i tak znikał na całą noc? Prychnął w myślach. W końcu wierzył. Choć Scarlett była znakiem, Tom sam szedł swoją drogą. Inaczej być nie mogło. Inaczej byłoby nie zdrowo. Tom był dorosły. Tom był odpowiedzialny. Tom sam musiał decydować. Nikt nie mógł prowadzić go za rękę. Wdech , wydech, uśmiech. Wyluzuj, Bill. Wszystko pod kontrolą. Wszystko?
Spojrzenie Brunetki, nieustępliwe i roziskrzone przenikało go na wskroś. Z niewinnym uśmiechem, jakby ciekawa wpatrywała się w niego, a on po prostu patrzył, bo lubił na nią patrzeć. Nie umiał określić tego, jakie uczucia w nim wywoływała. Rozciągały się od gniewu po radość. Teraz cieszył się, że była tam z nimi, jednak piętno minionych zdarzeń nie dawało mu spokoju. Ona zdawała się nie pamiętać, jednak On nie zapomniał. Pomimo, że czuł do siebie żal, nie umiał przeprosić. Przywykł do tego, że sumienie nieustannie było w stanie podwyższonej gotowości, a lampeczka świeciła na czerwono. Życie z poczuciem winy, po pewnym czasie przestało być uciążliwe, a to, że do tego wszystkiego doszła Scarlett, tylko bardziej przyparło go do podłoża. Nic strasznego. Da się z tym żyć. Choć zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę. Nie był gotowy na cokolwiek więcej. Musiał się uporać ze samą świadomością, by móc żyć dalej. Z jednej strony doszedł do wniosku, że pojawienie się Scarlett i ta cała jej zbawienna misja mogły mu pomóc. Jednak wtedy musiałby walczyć, ale czy był na to gotowy? Nie był pewien, czy chciał deklasować całe swoje życie. Przestawiać wszystko i układać od nowa. Z drugiej strony był świadomość tego, że swoim istnieniem krzywdził innych. Nie był sam dla siebie, nie niszczył tylko Toma Kaulitza. Niszczył Billa i mamę, którzy się martwili. Niszczył przyjaciół i znajomych. Teraz niszczył też Scarlett. Od dawna wiedział, że było źle. Od dawna chciał to zmienić, ale nie wiedział, jak. Teraz mógł i nie był pewien czy chciał.

Czy był wystarczająco silny, by przeciwstawić się samemu sobie, by wygrać siebie?

- Gdzie są Gustav i Georg? – Nie przerywając kontaktu wzrokowego, jej delikatny głos zmieszał się z cichym skwierczeniem naleśników na patelni. Tom uśmiechnął się cwano i zwilżywszy wargi koniuszkiem języka, uniósł do góry prawą brew.
- To my już ci nie wystarczamy? – Prychnęła cicho, uśmiechając się kpiąco pod nosem.
- No, wiesz… Bill to Bill, dalibyśmy sobie radę, ale ty mój drogi… - Zagryzła dolną wargę, tak jakby nie wiedziała, jak ująć w zdania swoje myśli. Lekko pochyliła się w jego stronę i dokończyła konspiracyjnym szeptem, wiedząc, że rzuca płachtę na byka. – Mówią, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. – Nim zdążył do niego dotrzeć sens jej słów, uprzedziła go reakcja Billa, który zaczął się histerycznie śmiać. Postawił przed nimi talerz naleśników, na który spojrzeli jednocześnie, by zaraz przenieść wzrok na rozbawionego Billa, który zdążył już obejść blat. Siadając obok Toma, poklepał go po ramieniu.
- Ale cię podsumowała, brat. – Brunetka z triumfalnym uśmiechem upiła kolejny łyk.
- Jeszcze nie wiesz, na co mnie stać moja droga. – Zmrużył oczy i posłał jej piorunujące spojrzenie.
- Oho, a nie mówiłam? – Zrobiła niewinną minkę i wystawiła jeżyk do Toma. – Bill, może ty mi powiesz, gdzie wywiało chłopaków. – Znów postawiła na swoim. Znów pokazała mu, że nie był zawsze górą. Znów nie umiał się pogniewać.
- Georg pewnie dogorywa u siebie, a Gustav został na noc u Caroline.
- To w sumie nie moja sprawa, ale Gustav chyba serio się zakochał.
- Póki, co udaje mu się, aby to była tylko jego sprawa. – Westchnął.
- Nie bój się, nikomu nie powiem. – Rzuciła niby chłodno, ale nie obeszło się bez ukłucia, gdzieś tam po lewej. Dawno tego nie miała. Znów zaczynała czuć. Emocjonalne reakcje na jakiekolwiek słowa, do niedawna jej nie dotyczyły. Wróciły wraz z pojawieniem się jego. Pozwalała wkradać się emocjom do swojego życia w innych chwilach, niż śpiewanie. Nigdy nie ruszały jej żadne uwagi, a teraz, a dziś, odczuwała zmiany na każdym kroku i nie była pewna, czy wszystko było tak, jak być powinno, czy znów przywiązywała się, skazując na cierpienie?
- Ej, Scarlett, spoko. Nie miałem ciebie na myśli. – Bill puścił oczko Brunetce, wpychając do buzi kawałek naleśnika. Próbował coś powiedzieć, przeżuwał szybko, mlaskając przy tym. Mimowolnie uśmiechnęła się, nie umiała się pogniewać na Billa. Już teraz, znając go prawie wcale. Budził w niej samoistną sympatię. Przełknął i popił, poczym znów na nią spojrzał. – Myślałem o tym, że nasi papciowie ich jeszcze nie nakryli.
- Papciowie?
- Paparazzi, wiesz tak pieszczotliwie. – Tom odezwał się pierwszy raz od kilku chwil. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Musiał najwyraźniej przetrawić jej uwagę, bo jak gdyby nigdy nic zaczął jeść śniadanie. Później było już tak jakoś luźno, rozmawiali o byle, czym i wszystkim na raz, śmiała się, co chwila, dopóki Georg z chęcią mordu w oczach nie wyszedł z pokoju i nie uciszył ich mało subtelnie. Słuchając jego wykładu, Scarlett cały czas uważnie patrzyła na niego, ściskając piąstki pod blatem, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Georg po balandze – bezcenny widok. Gdy wrócił do pokoju cała trójka posłała sobie wymowne uśmiechy i prawie równocześnie dopili swoje kawy. Kilkanaście minut później, w stanie mniej więcej używalnym, Scarlett wsiadała do metalicznego Audi. Bill wypuścił ją z mieszkania, dopiero, gdy po raz enty upewnił się, że dobrze się bawiła. Ściskając ją na pożegnanie, szepnął na ucho, że cieszył się, że zgodziła się zostać. Wiedziała, że bynajmniej nie miał na myśli imprezy. Poczuła się jakby odrobinę spokojniejsza.

Prawie całą drogę grała im cisza. Położyła głowę na zagłówku i przymknęła powieki. Wewnątrz było przyjemnie ciepło, rozluźniła się. Jazda samochodem zawsze ją uspokajała. Lubiła ten cichy dźwięk silnika, specyficzny samochodowy zapach, obrazy zmieniające się z sekundy na sekundę, umykającą pod kołami szosę. Uwielbiała podróżować. Bez względu na to, jak daleko. Tata był kierowcą, może stąd ta sympatia. Sporą część swojego dzieciństwa spędziła w ciężarówce, razem z nim. Nielegalnie, w wakacje zjeździła z nim prawie całe Niemcy. Te ich samotne podróże były jedną z najlepszych rzeczy, jakie kojarzyła z dzieciństwem. Tata nawet ogromnego tira potrafił prowadzić łagodnie i z opanowaniem. Tom prowadził podobnie. Polubiła tą jazdę. Jazdę z nim.
- Na chwilę uwierzyłem, że może być inaczej. – Spokojny, lekko ochrypły głos Toma wyrwał ją z zamyśleń. Podniosła powieki i nie podnosząc głowy, utkwiła w nim swoje tęczówki. Skupiony, patrzył na drogę, płynnie prowadząc auto. W jego ruchach nie było żadnej gwałtowności, wszystko jakby opanowane, w pełni zaplanowane. Skacowany Tom definitywnie się z niego ulotnił. Zagryzła dolną wargę.
- Może być, Tom. Jeśli tylko znajdziesz w sobie siłę, żeby spróbować.
- Nazywam się Tom Kaulitz i tego nic już nie zmieni. Muszę być tym, kim jestem.
- Nazywasz się Tom Kaulitz i … - Westchnęła. – Tom nie mów mi, że chcesz iść z prądem? Nie ty. Nie uwierzę w to. To przecież ty pociągasz za sobą tysiące i nie pozwól, by tysiące pociągnęły za sobą ciebie, bo to ty nazywasz się Tom Kaulitz i to ty decydujesz o wszystkim. Z resztą, tu nie chodzi o nazwisko. Tu chodzi o ciebie.
- To tak łatwo powiedzieć. Zmień się. Zrób coś ze swoim życiem, otrząśnij się. Słyszałem to setki razy, ale co z tego, kiedy ja nie wiem jak. Mając przed sobą te wszystkie kobiety, ludzi, możliwości, niełatwo jest się powstrzymać i nie sięgnąć, gdy można mieć wszystko? Myślisz, że potrafię powiedzieć nie, gdy dziewczyny wciskają mi swoje numery telefonów, zdjęcia, maile, gdy cały ten wielki świat pochłania mnie. Zostaje tylko zapomnienie.
- Nic nie jest łatwe, Tom. Możesz tak się tłumaczyć sam przed sobą, tylko jestem ciekawa, jak długo będziesz wierzył. Sam sobie wierzył. Już chyba mamy za sobą etap, gdzie wmawiamy sobie, że wszystko jest okej?
- Nic nie jest okej, bo nazywam się Tom Kaulitz i muszę…- Uciszyła go stanowczym gestem.
- Nic nie musisz, pamiętaj o tym. Nigdy nie zapomnij, kim jesteś. Bo nikt za ciebie pamiętać o tym nie będzie.
- Czuję się, jak po resocjalizacji.
- Nie tylko ty. – Pierwszy raz przestał patrzeć na jezdnię i utkwił swoje spojrzenie w Brunetce.
- Ty? Ty, Scarlett?
- Tom, powiem ci coś. Może powinnam była zrobić to wczoraj. Może nie powinnam mówić wcale, nieważne. Nie myśl, że targanie twoich zwłok, słuchanie docinków i umoralnianie cię na siłę było takie fajne i przyjemne. Wiem, sama chciałam, ale… mnie też bywało źle. Resocjalizowanie ciebie było niemniej nieprzyjemne, jak bycie resocjalizowanym przeze mnie. Hym..? Kapujesz? Wszystko zależy od ciebie. I… masz do wyboru dwie drogi wybierz tą lepszą. Nie łatwiejszą, a lepszą. To różnica i…. dokonując wyboru nie zapomnij, kim jesteś. – Nie odpowiedział, a Scarlett ta odpowiedź nie była potrzebna. Miała za sobą noc pełną emocji, resztki alkoholu we krwi i była nieziemsko zmęczona. Naprawdę nie chciała, by odpowiadał. Sapnęła. - To nie jest fajne, robić za taką mądralę, ale kto w końcu musi. – Szturchnęła Toma w ramię, a kiedy zerknął na Scarlett kątem oka, puściła mu oczko. Nie mógł nie uśmiechnąć się, gdy buzię Brunetki zdobił taki śliczny uśmiech. Pokręcił głową i zajechał w boczną uliczkę. Powoli zaparkował pod domem Brunetki. Przekręciwszy kluczyk w stacyjce, położył dłonie na swoich udach i dopiero powoli przeniósł na nią swoje spojrzenie. Ich podróż dobiegła końca. Jadąc nie myślał o tym, co miało być później. W zasadzie on nigdy nie zastanawiał się, co będzie później. Teraz miała sobie już iść. Wszystko znów musiało wrócić do normy, a on? Jeszcze nigdy nie czuł się taki zagubiony, z pełną świadomością swojego upadku, chęcią zmian i brakiem sił, by się podnieść. Chyba nie chciał, by odeszła, bo chyba tylko ona mogła podać mu rękę tak, by dał radę.  Chyba. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła drzwi samochodu. – Dzięki i…
- Do zobaczenia w piątek, Scarlett. – Dokończył za nią.
*


Cicho sza.
Choć na około muzyka gra.
Cicho sza.
W mojej duszy dudni pustka.
Cicho sza.
Mnie już nie ma.
Cicho, cicho sza...

Na małym monitorze widniała magiczna cyfra piętnaście, a tuż pod nią nieco mniejsza wskazująca liczbę przebytych kilometrów. Od kilku godzin nieustannie szła, a w zasadzie biegła. Co kilkanaście minut wilżyła wysychające gardło wodą i ocierała pot z czoła. Była już tak wycieńczona, że nawet nie odczuwała zmęczenia. Biegła, choć nogi nie miały siły stawiać kolejnych kroków. Powoli zaczynały jej się plątać, aż w końcu potknęła się o nie i prawie przewróciła na bieżni. – Nie! – Krzyknęła rozpaczliwie. Zdołała utrzymać równowagę, jednak otarła kolano. Zwolniła tempo. Po jej kolanie zaczęły spływać stróżki krwi. Rana zaczynała piec. Poczuła pulsujący ból. Chwyciła z szafki chusteczki higieniczne i starła krew. Jej resztki rozmazały się na jej łydce, swoją czerwienią kontrastując ze śnieżnobiałą skórą. Rzuciła chusteczkę na podłogę i wróciła na bieżnię. Zwiększyła prędkość. Z grymasem bólu na twarzy, przywróciła się do pionu i zmusiła do dalszego biegu z trudem wbijając się w rytm bieżni. – Jeszcze tylko kilometr. Caro, kilometr. – Próbowała szybciej przebierać nogami, jednak nawet cała determinacja, jaką w to włożyła, ani odrobinę jej nie pomogła. Myśląc, że przyspiesza, w gruncie rzeczy zwalniała. Beznadziejnie próbowała zmusić swój organizm do mobilizacji sił, których w gruncie rzeczy już nie było. Z całych sił chwyciła poręcze i zaciskając zęby brnęła dalej do przodu. – Musi ci się udać, musi. – Wydawało jej się, że skurcze ud i łydek rozerywą je na strzępy, jednak nie zatrzymała się. Im bardziej bolało, tym bardziej czuła, że żyła. Im bliżej było końca, tym ona bardziej zaciskała dłonie na barierce, na tyle mocno, że stały się całkowicie białe. W momencie, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk oznajmiający przebycie wyznaczonej trasy, wyłączyła maszynę. Słaniając się na nogach, zeszła z niej i bezwładnie oparłszy się o ścianę, osunęła się na podłogę. Była tak wykończona, ze nawet nie miała siły podnieść ręki, by odgarnąć włosy, które poprzyklejały się do jej mokrej od potu twarzy. Oddychała ciężko i patrzyła na stolik, na którym leżał sprzęt. Obok stała ramka ze zdjęciem Gustava. Uśmiechnęła się blado.
*


Siedziała wygodnie wyciągnięta na drewnianym krzesełku, obracając ołówek między palcami. Głowę, jak zawsze przechylała lekko na bok. Nauczycielka niemieckiego produkowała się nad wykładem o genezie, okolicznościach powstania i związkach między treścią ‘Romea i Julii’, a życiem Szekspira. Znudzona, zagryzła dolną wargę i zaczęła kreślić drobne wzorki na marginesie zeszytu.
- Jak myślicie, co w ich historii było najgorsze? – W klasie zapanowała całkowita cisza. Nauczycielka oparła się o swoje biurko i powiodła wzrokiem po wszystkich uczniach, którzy nagle zapałali chęcią oglądania swoich zeszytów. Zatrzymała się na Mikeu. Zerknęła do dziennika, po czym znów utkwiła w nim swoje spojrzenie.– Mike? Co powiesz na ten temat? Zbliżamy się do końca półrocza, twoja ocena się waha i w dodatku jest niżej, niż wyżej, więc może się wypowiesz. – Chłopak chwilę wpatrywał się w ławkę. Podniósł głowę i wzruszając ramionami, od niechcenia spojrzał na germanistkę.
- Oboje zginęli, nie? A mogli żyć, ale się nie ugadali dobrze, plan zaszwankował i nie wyszło. – Znów niby od niechcenia wzruszył ramionami i obojętnie rozparł się na krześle.
- Skromnie. – Westchnęła. - Scarlett? – Brunetka słysząc swoje imię automatycznie spojrzała na nauczycielkę. – Co sądzisz? – W klasie zapadła cisza, jak zawsze, gdy proszono Brunetkę o zdanie. Ignorując poszczególne spojrzenia, utkwiła swój wzrok w nauczycielce, nie przerywając kręcić ołówkiem w palcach.
- Sądzę, że dramat Romea i Julii tkwił w przypadku, przeznaczaniu, w fatum, które zawisło nad nimi nim przyszli na świat. Biorąc pod uwagę czas powstania i myśl twórczą epoki, z góry wiadomo, jakie zakończenie otrzyma każdy powstały wówczas utwór. Na tej podstawie, wiemy, że to właśnie fatum przyniosło takie zakończenie ich historii, ale spoglądając na nią z innej strony… - Na kilka sekund zamyśliła się, po czym kontynuowała, zaczerpnąwszy powietrza. - Spotkali się przez przypadek, choć mieli się nigdy nie spotkać. Pokochali, choć mieli nienawidzić. Zginęli, choć mieli żyć. Wszystko za sprawą kpiny losu, bo to przypadek rozpoczął całą tą machinę zdarzeń. Oni sami nie pisali się na to wszystko. Nie oni decydowali. To właśnie to. Przypadek. Jednak z drugiej strony, przypadek będący zapisany w gwiazdach. Przypadek, który miał nastąpić. Romeo wkradł się niepostrzeżenie do świata Julii, stając się nim zarazem i nie było już mocy, by jedno serce na powrót stało się dwoma. Tak, jak Julia stała się częścią Romea z chwilą, gdy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy, tak Romeo stał się nią samą, jej częścią. Fatum, przekleństwo ich błogosławieństwa, w tym samym momencie otrzymało swe spełnienie. Machina ich przeznaczenia, machina ich tragedii ruszyła. To jest najstraszniejsze, że właśnie to uczucie, które uważali za swój ratunek, pogrążyło ich na zawsze. Miłość Romea i Julii, choć przeklęta, stanowi symbol zwycięstwa miłości nad nienawiścią. Miłości, która zwyciężyła nawet ze śmiercią, choć oboje zginęli. Uważam, że wygrali, pomimo przegranej walki o życie. Pogodzili zwaśnione rody, zapobiegli dalszemu przelewowi krwi, choć sami ją przelali… I chyba zeszłam z tematu.- Dodała ciszej, wpatrując się w nauczycielkę. Dalej bawiła się ołówkiem. Kobieta była wyraźnie zadowolona, pokiwała głową w chwili, gdy zadzwonił dzwonek. Scarlett niedbale zebrała podręczniki i szybko wyszła z klasy, zabierając za sobą wiele spojrzeń. Liv była na lunchu z Paulem, znajomymi jego ojca i ich synami. Znów musiała siedzieć w szkole sama i opowiadać, że jej siostra złapała w święta grypę. Serena dalej próbowała budować kontakty między nimi, całkiem przypadkowo ciągnąc za sobą Mikea. Już przed przerwą świąteczną zaczęła im się przyglądać i doszła do wniosku, że Liv miała rację. Serena nie mogła być bezinteresowna. Zbyt często znikała i pojawiała się z Mikiem. Zazwyczaj, kiedy ona odchodziła pojawiał się on, albo odwrotnie. Wszystko jakby zaplanowane, ułożone. Początkowo chciała wierzyć, że może faktycznie Serena potrzebowała damskiego towarzystwa w szkole. Biorąc pod uwagę fakt, że w szkole nie brakowało dziewczyn jej pokroju, nieuzasadniona sympatia do niej i Liv, a w szczególności do Scarlett, była nieco podejrzana. Mimo tego na chwilę obecną jeszcze nie chciała kazać jej się odczepić, potrzebowała pretekstu. Chwilami denerwowała się sama na siebie, że tak bardzo rozmiękczyła się przez Toma. Ostatnimi czasy Scarlett zbytnio cedziła ludzi, których do siebie dopuszczała, więc wzięła na wstrzymanie. Postanowiła zaczekać, aż coś się wyjaśni. Każdy aktor czasem zapomina roli. Nawet doskonały aktor. Nie chciała jej odtrącać, bo wiedziała, co znaczyło odrzucenie. Nie chciała jej ufać, bo wiedziała, że może później tego żałować. Nie potrafiła rozgryźć Mika. Jaki udział on miał w tym wszystkim? Przeklęła w myśli, że pomyślała o nim, gdy poczuła lekki uścisk na przedramieniu i usłyszała, jak zawsze uwodzicielski, lekko przyciszony głos koło ucha. Natychmiast wyrwała rękę z jego uścisku. Wzdrygnęła się. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, dreszcz obrzydzenia.
- Gdzie tak pędzisz, piękna?
- Daleko od ciebie, bestio?
- Jak zawsze bojowa.
- Jak zawsze upierdliwy.
- Jak zawsze słodka.
- Jak zawsze głuchy i ślepy.
- Dlaczego ty mnie tak nie lubisz? – Miara się przebrała. Nie zważając, jak zwykle na okoliczności, zatrzymała się na środku korytarza i gwałtownie odwróciła się w jego stronę. Spiorunowała Mikea spojrzeniem. Nie wiedziała, co było adekwatniejsze wyśmiać go, czy zrównać z ziemią. Chłodno, wręcz nienawistnie spojrzała mu prosto w oczy, zadzierając lekko głowę do góry, stanęła na wprost niego. Znów był tak blisko, a ona nie czuła nic prócz złości. Jego twarz nadal miała ten cwany, lekko kpiący wyraz. Jego wargi układały się w pół uśmieszek. Zacisnęła dłonie w piąstki. Zupełnie spokojnie, chłodno, bez jakichkolwiek emocji, wycedziła mu prosto w twarz;
- Ty pytasz, dlaczego tak bardzo cię nie lubię? – Prychnęła. – Czyżby pamięć ci szwankowała panie Miller? Już nie pamiętasz, jaki ubaw miałeś z tej małej, infantylnej dziewczynki, która gotowa była pójść za tobą, nawet do piekła? Już nie pamiętasz, jak bardzo chełpiłeś satysfakcję, gdy robiła wszystko byś na nią spojrzał? Już nie pamiętasz, jak bawiłeś się nią, robiąc jej nadzieje? Już nie pamiętasz, jak powiedziałeś jej prosto w twarz, że z takim ciałem wyhaczy tylko ślepca? Już nie pamiętasz, jak głośno śmiałeś się z jej łez, gdy przy całej szkole upokorzyłeś ją bardziej, niż można to sobie wyobrazić? Skleroza cię dopada, panie Miller? Jej nie. - Mówiła powoli, a z każdego wypowiedzianego przez nią słowa, sączył się jad. Raz po raz powoli przymykała i podnosiła powieki. Świdrowała wzrokiem jego orzechowe tęczówki, kiedyś mdlałaby pod wpływem tego spojrzenia. Teraz miała ochotę wydrapać mu oczy. Była na nie znieczulona. Nie miały dla niej, ani dawnego blasku, ani uroku, ani ich odcień nie był tak nasycony. Nie widziała w nich nic, prócz złowrogiej pustki. –Otóż Michaelu Millerze, mała dziewczynka jest już duża. Nie potrzebuje ciebie, ani twojego parszywego świata. Nie widzi już nic interesującego, ani w tobie, ani w nim. Jest dla niej pusty, tak jak ty. – Zrobiła zniesmaczoną minę. - Nie pragnie twoich spojrzeń. Nie pragnie twoich słów. Nie pragnie twej uwagi. Nie pragnie już ciebie. Ma cię gdzieś. Jesteś marny Mike.- Skwitowała obojętnie, wzruszając ramionami. Nie miała pojęcia, że przyjdzie jej to wszystko z taką łatwością. - Jeżeli sądzisz, że zapomniałam, to grubo się mylisz. Kiedyś to ty nie chciałeś mnie, a teraz to ja nie chcę ciebie. – Odwróciła się na pięcie, smagając go włosami po policzku. Jej krok był stanowczy, a buzia bez wyrazu, ale serce szamotało się w klatce piersiowej, jak oszalałe. Podniosła głowę do góry, poprawiła torebkę, której rączka zsunęła się z jej ramienia i prostując plecy, jednym ruchem głowy odrzuciła włosy do tyłu.
- Nie zapominam Scarlett, ale chyba to ty zapomniałaś, że to ja wybieram czas i okoliczności. Teraz jesteś godna mojej uwagi. Wyrobiłaś się, Maleńka.– Uniósł wymownie brwi, lubieżnie taksując ją wzrokiem, nim zdążyła się znów do niego odwrócić.. Delektował się tym, że wszyscy słuchali, wreszcie, znów był w centrum. Chciał, chociaż w ten sposób zdobyć nad nią kontrolę. Wśród tłumku gapiów pokazać Scarlett, że to on był górą, że nie pozwoli pierwszej lepszej dziewczynie poniżyć się, tym bardziej w towarzystwie. Nienawidziła tego spojrzenia. Nienawidziła facetów, którzy pragnęli tylko ciała. - Mam na ciebie ochotę. – Uczniowie stojący najbliżej nich, przestali zajmować się swoimi sprawami, przysłuchując się im bez jakiegokolwiek skrępowania. Scarlett zatrzymała się gwałtownie i zlustrowała go od dołu do góry zdegustowanym spojrzeniem. Na samo ‘Maleńka’ krew się w niej zagotowała, jednak jego ostatnie słowa całkowicie wyprowadziły ją z równowagi. Serce waliło jej, jak oszalałe, a na policzkach czuła, że wychodzą jej rumieńce. Miała ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu oczy, ale wiedziała, że wtedy dałaby satysfakcje Mikowi, nawet, gdyby zostawiła mu na pamiątkę parę zadrapań na twarzy. Zachłysnęła się powietrzem i miażdżąc go spojrzeniem, podeszła kilka kroków. Czuła, że cała drży z poirytowania, ale nie mogła, po prostu nie mogła wybuchnąć. Jej siłą był spokój, nie okazywanie emocji, tego musiała się trzymać, a Mike… on nie miał siły. On był słaby. On był marny.
- Też mam na wiele rzeczy ochotę i jakoś z tym żyję. – Zniesmaczona, patrzyła na niego bojowo. – Skończyłeś już?
- Zawsze dostaję to, czego chcę.
- Nie tym razem.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy. – Prychnęła i odwróciwszy się na pięcie, odeszła z podniesioną głową, falując biodrami. – Cham. – Syknęła, schodząc do szatni. A on został w tłumku gapiów, który rozpierzchł się wraz z odejściem Scarlett. Nawet, gdy chciał nie potrafił skupić na sobie uwagi. Przeklął pod nosem i rozejrzał się po hallu. Dostrzegł, Serenę, która stojąc oparta o ścianę, kręciła głową z dezaprobatą.

Energicznie kopnęła kamyk, który leżał na jej drodze. Miała ochotę coś rozwalić. Już dawno nie czuła takiej złości, a nienawiść nie gotowała się w niej tak bardzo. Kopnęła kolejny kamień, mocno zaciskając dłonie w piąstki, skryte w kieszeniach płaszcza. Wszystkie wspomnienia, wszystko, co miało już się nie liczyć wróciło, a wraz z tym niepojęta furia. Nienawidziła go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Wróciło całe to upokorzenie, cały ten żal, całe to cierpienie, które leczyła tak długo, aż sącząca się rana nie zmieniła się w twardą skorupę. W dużej mierze Mike przyczynił się do tego, kim była teraz. Chwilami zastanawiała się czy powinna być mu wdzięczna, czy gardzić nim bardziej. Wspominając tą nieśmiałą, skromną, infantylną dziewczynkę, która nie umiała się zająć sobą, jak należało, która żyła w cieniu przebojowej siostry, która zbyt bardzo bała się, by ośmielać się marzyć, poniekąd była mu wdzięczna za cierpienie, które jej przysporzył. Jednak, gdy pomyślała, jaki mur zaczęła budować wokół siebie tylko i wyłącznie przez niego, złość w niej rosła. Scarlett zawsze była wzorowa i ułożona, cicha, spokojna, nie umiała bronić, ani siebie, ani swojego zdania. Zawsze miała Liv, która stała za nią sztywno i opiekowała się nią. Pomyśleć, że teraz było odwrotnie… Miała dziewczynka była już duża. Przeszła całkowitą metamorfozę, nie tylko zewnętrzną, ale głównie wewnętrzną. Nie pozwalała sobą pomiatać. Nie pozwalała się wykorzystywać. Gotowa była skrzywdzić, niż być skrzywdzoną. Stała się twarda, chłodna, oschła i nieprzystępna, by nigdy więcej nie cierpieć. Jej serce oblekła skorupa, która tkwiła na nim nienaruszona do tego jednego, listopadowego wieczoru. Nauczyła się, a raczej pozwoliła uzewnętrznić się kobiecej naturze, która drzemała w niej przykryta stertą kompleksów. Walczyła ze samą sobą i wygrała tą walkę. Wygrała dzięki silnej woli i samozaparciu i nie zamierzała pozwolić, by Miller zniszczył to teraz kilkoma słowami. Nie po to pracowała nad tym, by swoją słabość zamienić w siłę. Mała infantylna dziewczynka odeszła z chwilą, gdy wybiegając ze szkoły, przyrzekała sobie, że już nigdy więcej nie pozwoli się skrzywdzić. Nikomu, ani niczemu. Konsekwentnie się tego trzymała. Zmieniła swoje ciało i pozwoliła zmienić się duszy, a jakimś cudem walka z życiem stała się łatwiejsza. Miała jeszcze śpiewanie, bo nauczyła się marzyć. Miejsce infantylnej Dziewczynki zajęła mała Księżniczka i było jej z tym dobrze. Odsapnęła i nagle zatrzymała się w miejscu. Stała na środku parkowej alejki. Pamiętała, jak biegła tamtędy płacząc. Teraz nie miała ochoty na łzy. Miała ochotę utrzeć mu nosa i to tak, żeby zapamiętał już na zawsze. Scarlett O’Connor nie dawała za wygraną.

Lass mich frei. Lass mich los.
Kleines Mädchen ist jetzt groβ’1

*

1Lafee ‘Lass mich frei’

18 komentarzy:


  1. ~panna P.!

    11 lutego 2009 o 20:18
    Hahaha, mogę się szczycić tym do końca życia ;D Być u Ciebie pierwszą to totalny zaszczyt i… fart xDPrzeczytam w weekend. Wyjaśnię wtedy też moją dłuższą, jakby nie było, nieobecność.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~panna P.!

    15 lutego 2009 o 22:38
    Nie rozumiem tej miłości Liv do Paula. Przecież on ewidentnie manipuluje nią. Zmusza do bycia kimś kim zupełnie nie jest. Dobra. Może jest szczęśliwa z nim, gdy są sam na sam. Gdy może go przytulać i całować. Gdy mówi jej jak to bardzo ją kocha. Gdy szepcze jej czułe słówka. Ale to są krótkie, ulotne chwile [jak ulotka, taaaa^^]. On wcale nie chce jej szczęścia. Nie chce dać jej wszystkiego co najlepsze. On nie kocha jej szczerą miłością. Wmawia jej swoją miłość, a ona je te jego kłamstwa, jakby były najlepszym smakołykiem.. Jemu nie zależy na niczym innym, jak pochwaleniu się nią przed znajomymi. Chce być na laurach, chce być dostrzegany, a z taką poukładaną i grzeczną laską jak Liv ma to zapewnione w 100%. Zależy mu na sławie, a nie na Liv. Kiedy ta dziewczyna w końcu to dostrzeże? No tak akcja z pokojem Billa była genialna. Pewnie Tom, jak to Tom sobie co nie co o niej pomyślał. No, ale wyszło jak wyszło i jego przypuszczenia okazały się błędne ;)) Swoją drogę zazdroszczę Ci cholernie tych Twoich opisów i tego jak piszesz. Z niektórymi słowami to ja się pierwszy raz w życiu spotykam^^Oh. Ta ich rozmowa przeciekająca ironią w niektórych fragmentach jest tak cholernie fascynująca, że aż trudno w to uwierzyć. Aczkolwiek ciekawi mnie czy Tom wyjdzie z tego wszystkiego. Po rozmowie w samochodzie nasunęły mi się wnioski, że chyba w końcu zrozumiał. Pojął o co w tym chodzi. Że wreszcie udało jej się doprowadzić go do normy. Jednak kiedy doczytałam ‚Do zobaczenia w piątek, Scarlett.’ mina mi sposępniała, a wszystkie przypuszczenia uleciały z wiatrem. Nie rozumiem go. Naprawdę go nie rozumiem. Ewidentnie w rozmowie powiedział, że chce się zmienić, ale nie wiadomo skąd ubzdurało mu się, że nie może. Że coś go powstrzymuje. I to coś to chyba tylko i wyłącznie jego duma. Bo nic innego nie zabrania mu zmian. Ba, cały jego umysł wymaga tych zmian. On udaje, że ich nie chce. Zagłusza swoją podświadomość alkoholem, tylko po to, aby odrzucić myśli o tym. Nie chce uwierzyć, że może być inny. Że może mieć inne priorytety. I coś czuję, że przed Scarlett jeszcze k.upa roboty, jednak chyba małymi kroczkami, mimo wszystko, posuwają się do przodu. I on i ona. Bo ona też się zmienia z bezuczuciowej laski w tą, która cierpi widząc ludzką niedolę. Widząc czyjś ból. Ona też się zmienia. Tylko w przeciwieństwie do Toma nie jestem pewna czy na dobre. Jeśli za bardzo zacznie współczuć to to ją zniszczy. I wtedy to nie on będzie zagubionym Księciem, tylko ona zagubioną Księżniczką. I to On będzie musiał ją uratować przed upadkiem, nim upadną oboje…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caroline. Ta dziewczyna mnie zaskakuje. Nie rozumiem jej podejścia do życia. Koniecznej chęci wygranej z cholerną maszyną. Próbą przeciwstawienia się wszelkim normom fizyki i wygraniem z nimi. Nie rozumiem jak można dobrowolnie poddawać swoje ciało takiemu bólowi. Nie rozumiem i nie zrozumiem. Nigdy. I na dodatek ona jest cholernie chora… Chora na punkcie swojej figury. W takim tempie to ona się wykończy. Mogłaby pomyśleć o Gustavie w trakcie tego biegu. Z każdym kilometrem wzrasta ból tego chłopaka. On cierpi widząc ją, próbującą zrobić coś co nie jest jej zupełnie potrzebne. I jak tak dalej pójdzie to on ją zostawi, bo nie będzie umiał dłużej patrzeć na to jej dobrowolne wyniszczanie się. A wtedy znając Caro to ona ubzdura sobie, że to przez jej figurę i będzie jeszcze więcej ćwiczyć, aż w końcu wyląduje w szpitalu z przemęczenia. Eh… Nie lubię tego chłopaka. Mike. Samo jego imię mówi mi, że jest cholernym draniem i du.pkiem. I jak się okazuje mam racje. Zadufany w sobie egoista. Myśli, że może mieć każdą? Marzenia nie do spełnienia. Scarlett nie będzie jego. Nie dziś, nie jutro, a już na pewno nie pojutrze. Ona nie jest głupia. Już nie. Przejechała się na nim raz, drugiego nie potrzebuje. Mógł brać, kiedy dawała mu siebie. Nie chciał? Więc teraz niech ubolewa, bo drugiej szansy nie dostanie. Podoba mi się, że ona mu nie ulega. Że nie jest płytka i trzyma się swojego. Że umie walczyć o siebie. Że się nie poddaje. Ta jej waleczność mi imponuje ;))A on jest bezczelnym cha.mem i tyle. Nie zasługuje na uwagę psa, a co już mówić o naszej Scarlett..Jednak Scarlett zauważyła, że Selena coś kręci. I dobrze. Jestem ciekawa, kiedy rozgryzie ją do końca. Ojjjj wtedy będzie sie działo ;))Byłam tu jak pojawiła się wstępna wersja aktualnego szablonu [ta fioletowa]. Już wtedy miałam Cię za niego wychwalać, ale stwierdziłam, że poczekam. Potem byłam tu wczoraj… A może dzisiaj rano? Mniejsza, był inny szablon, tylko z Kryśką. Miałam Cię za niego ochrzanić, bo zdecydowanie tamten był lepszy. Ale jak weszłam tu teraz to po prostu wzroku oderwać nie mogłam. Jest lepszy niż w pierworodnej wersji! Po prostu idealny… Zakochałam się w nim. To po prostu istne cudo. Oni wyglądają jakby naprawdę na siebie patrzyli i wcale nie mówię głupot! Po prostu idealnie ;* <33I tym sposobem dobrnęłam do końca. Hm. Lubię się rozpisywać u Ciebie. Wybacz ;)

      Usuń
  3. ~Layla

    11 lutego 2009 o 20:57
    Haa bo ja jestem druga ;d Toż to zaszczyt, ale teraz przejdźmy do głupiej paplaniny w moim wykonaniu. Podlegam wrażeniu, że te oczy były jego, nawet bardziej, niż jej się to wydawało. Tylko w oczach może być jeszcze tym prawdziwym Tomem, który nikogo nie udaje. Tylko poprzez niewyraźne spojrzenie, którego z rana jeszcze nie kontroluje, może przekazać, jaki naprawdę jest. I chyba nie dziwię się Billowi, że dopiero teraz uwierzył w chęć zmiany brata. Dochodzę do wniosku, że przy Scarlett wszystko jest możliwe. Ona poprostu jest – i choćby robiła to nieświadomie, przynosi ludziom ulgę. Potrafi pomóc, nic nie robiąc. Niesamowite. I nie wierzę, że Tom ma wątpliwości, czy jest wystarczająco silny, by wygrać. Jakoś to do mnie nie dociera, sama już nie wiem, kim on jest. Tym silnym macho, którego w związku z dziewczynami obchodzi tylko jedno, czy może wrażliwy chłopak, który zagubił się w dużym świecie i poprostu nie potrafi się pozbierać. Takie dwa oblicza Toma Kaulitza. ‚ Papciowie ‚ hahaha, to rzeczywiście pieszczotliwe określenie ;d Ale irytujący był później, co Scarlett obchodzi, że nazywa się Tom Kaulitz. Chyba to już wie, więc mógłby nie gadać glupot. Ma szansę się zmienić, tylko musi tego naprawdę chcieć. Nie dla mamy, Billa, ani nie dla Scarlett. Musi chcieć tego dla siebie. Teraz sprawa Caro. Czy mi się wydaje, czy dziewczyna z obsesją? Sama nie wiem, ale to zmuszanie się do biegania było dziwne. Tak, jakby chciała sobie coś udowodnić. A Mike … chłopak przegina. I nie wiem, dlaczego on jest pusty aż do tego stopnia, że czytając jego wypowiedzi, głupkowaty uśmiech pojawia się na mojej twarzy.Zwykły idiota. Dziwny ma sposób na życie, dziwne podjeście do świata. I dobrze, że Scarlett już zmieniła nastawienie do Sereny, bo ona poważnie mogła namieszać. Odcinek … Naprawdę jest świetny. Czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń

  4. ~Anneliese.

    15 lutego 2009 o 01:38
    Okeeeej, po wielu moich komentarz, napisze w końcu ten najważniejszy. Wzięłam się za siebie i przyczłapałam tutaj przeczytać! No, więc po przeczytaniu postu, uśmiecham się. Uśmiecham się, bo jestem zadowolona z tego, że Scarlett nie jest głupiutka, a jest zaparta, stanowcza, odważna, bojowa, konsekwentna. Też bym chciała tak doskonale radzić sobie z własnymi emocjami, być wytrwałą we własnych postanowieniach, postawionych celach i dążyć uparcie do ich realizacji, które dotyczyłyby mnie, mojej osoby, a nie innych na około. Ona ma tę cechę, którą ja zawsze chciałam mieć, a której nie mam i prawdopodobnie nigdy nie będę posiadała. I chyba właśnie dlatego tak uwielbiam Scarlett. Dzięki jej temperamentowi. Najbardziej podobała mi się scena w szkole. Właśnie, kiedy Mike ją zaczepił, kiedy wyrzuciła z siebie to, co uważała za stosowne wyrzucić. Okazał się podłym draniem, ale intryguje mnie on. Nie wiem dlaczego. Później, to podobała mi się scena z Liv i Paulem. Ona też ma w sobie tę siłę, którą ma Scarlett, tylko Scarlett potrafi się nią lepiej posługiwać, umie ją odnajdywać, kiedy jest jej najbardziej potrzebna. Sądzę, że Liv też z czasem się tego nauczy. I pomimo tego, że Paul czasami nie jest fajnym Paulem, to chciałabym, żeby im się ułożyło. Mimo wszystko. I chciałabym, aby przez ten ich sprawdzian, pojął, czym właściwie jest dla niego Liv Hannah, a nie czym być powinna. Fajnie mi się jakoś tak na sercu zrobiło, jak czytałam o skacowanej trójce. I Tom nie powinien się bać zmian. Tym bardziej, kiedy ma przy sobie osobę, która potrafiłaby mu pomóc. Bo nawet, jak nazywa się Tom Kaulitz, to nie powinien bać się prosić o pomoc. <3 Uwielbiam.(Przepraszam za tak dłuuugi komentarz, ale jakoś tak wyszło. To ta pora na mnie chyba tak działa, aaaach. Mam nadzieję, że lubisz długie komentarze :D)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Agata

    16 lutego 2009 o 16:41
    och Misiu przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale kurcze… Sama wiesz. Przygotowania do 18-stki mną zawładnęły. A w ogóle musimy złapać się na gadu:*Co do notki, to jestem mile zaskoczona faktem, że S. i T. nie rozmawiali ze sobą wrogo. Oczywiście pewna doza uszczypliwości nikomu jeszcze krzywdy nie zrobiła i była tu jak najbardziej trafna:DNaprawdę, bardzo mi się podobała ta notka:) i to, jak pojechała Mike’owi:D Miszczostwo:Dkocham najmocniej na świecie:*:*:*:*:*:* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Traumfängerin
    11 lutego 2009 o 22:22
    Właśnie wpadłam na pomysł, by otworzyć „Cię” w drugim oknie i komentować na gorąco :D.Ten wątek Scarlett i Kaulitzów jest genialny, cudowny, najlepszy…. Pięknie to wszystko napisałaś. I nie chodzi mi o jakieś wzniosłe momenty, czy nie wiadomo jakie filozoficzne (tak chyba niektórzy to nazywają) opisy, ale o tą prostotę i zwykłość, tego co opisałaś. Te zwykłe momenty, te proste dialogi, te mocne spojrzenia, ale wciąż tak naturalne, które sobie nawzajem przesyłali… I te zdania, pomiędzy dialogami. Wspaniałe. Trafiało to do mnie. Wszystko to do mnie trafiło, każde zdanie Scarlett i ich reakcje. Często mi się zdarza, że gdy Cię czytam, różne fragmenty pasują mi do mnie. I tak, fragment o podróżowaniu, ja kocham podróże. I fragment, gdy Tom mówi o sobie i tym wszystkim, co go pochłania (swoją drogą, to zdanie wytłuszczonym drukiem, to z „zapomnieniem” wyszło Ci chyba najlepiej), tych wszystkich fankach itd. Ja oczywiście żadnych fanów nie mam, ale przekładając to na przenośnię też mi to pasowało. Naprawdę, świetny fragment. Ach, i przez to, że był tak wspaniały niemalże zapomniałam o Liv ^^. Czy mi się wydaje, czy ona postanowiła nadal być z Paulem i jest szczęśliwa nie wiadomo czemu? Tzn, dobrze, że jest szczęśliwa, ale… No, wiesz, że nie lubię Paula (nie lubię to za mało powiedziane). Dobra, idę czytać dalej ^^.I znów mała wstawka o Carolinie (Carolina czy Caroline? nie mogę zapamiętać), o ile się nie mylę. Ale nie, było tam foto Gustava :D. Czemu uznałam ją wtedy za bezbarwną… Otóż, przede wszystkim, tak mi się wydaje, zagrały tu dwie rzeczy. Pierwsza, miałam wtedy naprawdę paskudny nastrój i ledwo udało mi się przeczytać ten rozdział (czemu zatem nie odłożyłam czytania na inny dzień nie mam pojęcia), druga, że na taką opinię wpłynęła podświadomość, jaką w opowiadaniach tworzą opisy. Tak mi się wydaje. Bo pamiętam, że ona wtedy była w pustym mieszkaniu, nie wiem, czy było coś o białych ścianach, ale w mojej wyobraźni całe mieszkanie było na biało, ona blondynka i jakaś zmaltretowana psychicznie… Wydaje mi się, że to jakoś się zlało i wyszło „bezbarwnie”. Ale, oprócz tego, nie potrafię znaleźć w niej żadnych cech, które obudziłyby we mnie żywsze emocje, negatywne lub pozytywne. Czytam o niej i nic, idę dalej. Serena mnie zatrzymuje swoją okropnością, że się tak wyrażę, Scarlett wszystkim :D, Liv głupotą i niezrozumiałą miłością (czy miłość kiedykolwiek była zrozumiała?), Bill, hm, Billem :D, Tom zagubieniem, zauroczeniem Scarlett itd… A Caroline niczym, po prostu. Więc chyba dlatego jest dla mnie bezbarwna. Nawet jej uzależnienie i miłość do Gustava mnie nie wzruszają, nie wiem, czemu. No, to chyba wyjaśniłam już :).Wow, okazało się, że Mike i Scarlett mają za sobą jakąś historię, nie spodziewałabym się. I to jeszcze taką… Jestem ciekawa, czy S. zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ten paskudny, obrzydliwy Mike wpłyną na nią i jej całe życie. Czy zdaje sobie sprawę, że to właśnie za jego sprawą jest dzisiaj tym, kim jest. Oczywiście, ona wie, że to się stało tego dnia, gdy ją zranił i płakała w parku i zrobiła to postanowienie, ale czy uświadamia to sobie tak, no wiesz, że to on on. Ja jakbym była na jej miejscu i sobie coś takiego uświadomiła, to nagle bym straciła poczucie kim jestem i grunt pod nogami, więc może lepiej niech sobie tego nie uświadamia :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, jaki tu wątek psychologiczny dałaś? Bardzo mi się podoba :D. Mam wrażenie, że napisałam właśnie najdłuższy komentarz ze wszystkich jakie Ci kiedykolwiek opublikowałam. Aha, i pytałaś się jeszcze o „Dumę i Uprzedzenie”. Aż się musiałam cofnąć do mojego komentarza pod 5. by zrozumieć, skąd ta Keira Knightley :D. Po pierwsze, „Dumę i Uprzedzenie” lubię za „Dumę i Uprzedzenie” a nie za Keirę :D, co prawda po raz pierwszy zetknęłam się z tym właśnie poprzez film, ale książkę potem czytałam dwa razy i po prostu uwielbiam jej zakończenie :D. Ale, tak, poniekąd jestem nałogową oglądaczką Keiry. Uważam, że jest ogromnie utalentowana i wszystkie filmy, w których gra główną (podkreślam główną, nie drugoplanową) rolę są jednymi z najlepszych filmów jakie oglądałam. Widziałaś „The Dutchess”? Wspaniały film… No, ale dość o Keirze xD. I tak o to komentarz powstał jeszcze dłuższy. Całusy :*** Rozdział bardzo mi się podobał.

      Usuń
  7. ~Tom'sGirl

    14 lutego 2009 o 19:22
    no i jestem, jak zwykle z małym opóźnieniem. chyba powinnam zacząć od tego, że co szablon, to lepszy. toć to istne dzieła sztuki. i niebieski uwielbiam prawie tak samo, jak Kryśkę, więc… no ale przejdźmy do treści.dziś się za bardzo nie rozpiszę, bo ta sytuacja zbyt wiele mi przypomniała. czuję, że mam ze Scarlett zbyt wiele wspólnego. ale szkoda, że mu tych oczu nie wydrapała, ja bym pewnie nie wytrzymała i to zrobiła. xD. w zasadzie ten odcinek rozwiał wszystkie moje poprzednie wątpliwości, co do osobowości, jak i przeszłości S. no i w ogóle ej, lubię, jak ona i Tom tak na siebie patrzą. i jeszcze jedno: wcześniej nie chciałam raczej o tym wspominać, ale, gdy tak czytam Twoje odpowiedzi na komentarze o GT, to muszę przyznać, że wcześniej też zauważyłam podobieństwo. ale tak sobie dochodzę do wniosku, że jednak się myliłam, każdy może sobie pisać długie opisy (które ja wielbię), a Prinz tylko podważa świetność Ganzera.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Mitternacht
    12 lutego 2009 o 04:54
    Super: szablon, notka i ogólnie.Tom był chyba zaskoczony zaistniałą sytacją w pokoju Billa?Później kiedy został :pojechany[po mojemu]” przez dziewczynę, to juz wogóle.No i ten chłopak w szkole co ją zaczepiał.Super.Już nie mogę doczekać się kolejnej części.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Katalin

    20 lutego 2009 o 17:52
    Niedługo zacznę wierzyć, że naprawdę jakimś cudem zablokowałaś mi możliwość komentowania. Więc w telegraficznym skrócie. Kotek, ten odcinek to było mistrzostwo! Pokazałaś klasę:* Jak zwykle nie potrafię wyjść z podziwu nad tym, jak doskonale dobierasz słowa i tworzysz z nich niesamowitą historię. Czytając uśmiechałam się do monitora kiedy cała trójka jadła śniadanie. Kiedy Caroline upadała coraz bardziej serducho waliło mi jak oszalałe, a byłam pełna podziwu dla S podczas jej rozmowy z M. Trochę się wyjaśniło. Pokazałaś nam dawną S i to jak bardzo się od tego czasu zmieniła.Wiesz co? jak kiedyś wydasz książkę, będzie ona światowym bestselerem i ludzie się będą o nią zabijać w kolejkach, to ja nadal będę tak dumna z tego, że mogłam Cię poznać:*Boże, rodzinka nareszcie pojechała.Bije mi na dekiel…xD

    OdpowiedzUsuń
  10. ~esmeralda
    14 lutego 2009 o 10:46
    Ależ mi się podobało! Ta scena u Kaulitzów i w ogóle. Nie cierpię Mike’a. „I chyba zeszłam z tematu” Scarlett było zabójcze! :)Szablon… Podoba mi się, chociaż poprzedni jak dla mnie był lepszy. Jakoś się przyzwyczaję do „nie widoku” tamtego ^^ Ja też mam od poniedziałku ferie, juhuuu!<3 Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Black.
    14 lutego 2009 o 12:48
    Zgnieść jak robaka tego Mikea. Poza tym scena u bliźniakó mnie się podobała. A Papciowie jakoś tak fajnie zabrzmieli ^^ I ogólnie pragnę też wyrazić zachwyt nad tym szablonem. Jest cu-do-wny.

    OdpowiedzUsuń
  12. ~LadyxKate
    14 lutego 2009 o 14:41
    OMG…zakochałam się w tym szablooonie! *___*Opowiadanie twoje powoli nadrabiam i już niebawem (dzięki Bogu) będę na bieżąco.Czy mogłabym cię zaprosić na moje dwa pozostałe opowiadania? (mam nadzieję, że ci przypadną do gustu,a jak nie to trudno ^^): vergiss-nicht oraz pamietnik-georga :

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Nichole
    15 lutego 2009 o 14:06
    Wreszcie! Przeczytałam 7 ^^ niestety późno bo mimo, że grafika była piękna to bolały mnie oczy. Żal mi Scarlett. Ona tak się łudzi, on nie zasługuję na jej pomoc. Chociaż może to właśnie ona sprawi, że zasłuży… Czekam.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~takajedna
    19 lutego 2009 o 15:27
    hmhm, czytałam ten odcinek z tydzień temu i dokładnie nie pamiętam, czy chciałam się do czegoś przyczepić, czy znów napisać, że cudownie, no, więc na takie tematy rozpiszę się następnym razem.a prawda jest taka, że ani Ty mnie, ani ja Ciebie kompletnie nie znam. [chyba, że o tym obie nie wiemy? ahah^ ].ja tu tak przywędrowałam przypadkiem w sumie i skomentowałam, tyle z mojej historii xda poznać się zawsze można, co nie. ;

    OdpowiedzUsuń
  15. Dunst
    25 lutego 2009 o 18:05
    Jak zwykle z opóźnieniem. I nie mam już nawet siły się tłumaczyć. Pobudka i rozmowa w samochodzie były mistrzowskie. Sprzeczka w szkole ostra, ale z klasą. Zabrakło mi tylko Sereny. Całość piękna. I nie mam głowy, żeby wykładać Ci resztę tego, co mi się tam umyśliło. Po prostu było b.dobrze, ale to przecież sama doskonale wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Kainka
    29 lipca 2009 o 19:49
    A teraz czas na kilka słów o poście siódmym. Ogólnie to siódemka szczęśliwy numerek, słyszałam. Liczba 7 to taka magiczna liczba. Ach, szkoda, że mimo tego, iż mam w dzienniku numer 7 to nie jest dla mnie taka szczęśliwa :D. Trochę powtórzeń u mnie w wypowiedzi, ale nie gniewaj się. Ja lubię powtórzenia :D. A tak zauważyłam, że coś motasz z odmianą imienia ”Mike” Czasami jest ”Mikea” a czasami ” Mika” :D. A nie powinno być ”Mike’a”? Tak mi się wydaje, ale nie sugeruj się moim zdaniem :D. A ogólnie to już nie lubię tego pana o nazwisku Miller. Jest bezczelny! Olał najpierw ją, a gdy zmieniła się; swoje ciało, swoje zachowanie, on nagle ją zaczął pożądać. Masz rację, a raczej Scarlett ma rację, faceci są do du.py i zalezy im tylko na ciele ;]

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo