Gardłowy śmiech szatynki
zagłuszył dźwięki dobiegające z telewizora, co niewątpliwie zezłościło jej
towarzysza. Zaklął cicho pod nosem, uważnie wpatrując się w telewizor. Zepchnął
ją z siebie i ignorując jej oburzoną minę, sięgnął pilot i pogłośnił. Nie pomyślałby,
że uda jej się zajść tak daleko. W każdym razie, choć nie wiedział z jakiej
okazji, sam fakt, że występowała w telewizji, świadczył, że była bardziej
konsekwentna niż sądził. W skupieniu przyglądał się Scarlett, wypowiadającej
się po drugiej stronie ekranu. Nie tylko zaśpiewała nie najgorzej, ale co
bardziej rzuciło mu się w oczy, ładnie wyglądała. Sukienka dobrze na niej
leżała, choć wolałby ją bez. Zwilżył wargi koniuszkiem języka, kodując każdy
jej najmniejszy gest. W końcu mógł znów długo jej nie zobaczyć, ale był bardzo
cierpliwy. Wiedział, że nadejdzie dzień, kiedy mu się uda. Szatynka usiłowała
na powrót zaabsorbować go swoją osobą, jednak on złoszcząc się, że nie
pozwalała mu w spokoju przysłuchiwać się dziewczynie, odpędzał ją niczym natrętną
muchę. W końcu poddała się. Prychnęła, posyłając nienawistne spojrzenie w
stronę telewizora. Skręciła się nieco, sięgając po kieliszek i butelkę szampana
stojące na małej etażerce, tuż przy łóżku. Będąc zajętą wypełnianiem kieliszka
nie spostrzegła, że jej towarzysz wyłączył już telewizor. Taksował lubieżnym
spojrzeniem jej piersi i krągłe biodro, przechylając głowę raz na jedną, a raz
na drugą stronę. Kiedy ułożyła się wygodniej, tuż obok niego, atłasowa kołdra
zsunęła się jeszcze bardziej, jednak natychmiast zakryła się po samą szyję,
przekornie unosząc brwi. Upiła spory łyk trunku, mierząc się z nim na
spojrzenia. Chłopak uśmiechnął się przebiegle.
- Oglądając ją w telewizji,
wpadłem na pewien pomysł – zagadnął, wodząc dłonią po biodrze szatynki.
- Nie możesz dać sobie
spokoju? Ciągłe wracanie do niej zaczyna mnie nudzić – wywróciła oczami,
popijając szampana.
- I kto to mówi – prychnął.
- Twoja siostra – na dźwięk
własnych słów, zaśmiała się krótko. Chłopak spojrzał na nią powątpiewająco. –
Słucham? – odparła znudzonym tonem, na pół siadając oparta o grube poduszki.
Chłopak położył się obok niej, wspierając na ugiętym łokciu. Musnął wargami jej
przedramię, nakreślając ścieżkę pocałunków, aż do jej obojczyka. Kiedy jego
wargi otarły się o chłodny atłas, bez jakiegokolwiek zażenowania częściowo
odrzucił przykrycie, odsłaniając piersi dziewczyny. Objął je pełnym zadowolenia
spojrzeniem. Lubił je w niej. Szatynka miała ładne ciało, jednak jej obfite
piersi robiły na nim szczególne wrażenie. Patrząc na nie, zaczął zastanawiać
się, jakie mogły być piersi Scarlett? Przypomniał sobie, jak ściśnięte
miseczkami stanika, wyglądały zza niemałych dekoltów bluzek, jakie nosiła.
Zapewne były ładniejsze, niż piersi jego siostry. No, ale przecież był
cierpliwy. Przekona się o tym w swoim czasie. Wzruszył ramionami, jakby
podsumowując swoje myśli i uśmiechnął się. Póki co, miał przy sobie szatynkę,
na razie wystarczy. Ujmując dłonią jej prawą pierś, zacisnął ją na niej i
zaczął obsypywać pocałunkami lewą. Dziewczyna westchnęła, jakby będąc znudzoną
jego poczynaniami. Oparła się wygodniej, czekając, aż skończy się zabawiać i
przejdzie do sedna. Ona już się nasyciła. Upiła kolejny łyk szampana,
pozwalając, by jego wargi pieściły jej skórę. Zaśmiała się gardłowo, gdy ssąc, połaskotał
jej skórę. – Wysłowisz się wreszcie? – odparła lekko ochrypłym głosem.
Złożywszy ostatni pocałunek na jej obojczyku, powrócił do swojej poprzedniej
pozycji, opierając głowę na ręce.
- Myślę, że wciąż możemy
wcielić w życie nasz pierwotny plan – zaczął, spoglądając jej w oczy.
- Albo ona musiałaby doznać
amnezji albo ty musiałbyś zrobić operację plastyczną, żeby znów na ciebie
spojrzała – dziewczyna zaśmiała się, spoglądając na niego z politowaniem.
- No właśnie! – wykrzyknął
uradowany, ciesząc się, że tak szybko zrozumiała, co miał na myśli. Dziewczyna
wpatrywała się w niego przez chwilę, a kiedy on pokiwał głową twierdząco, ona
zaprzeczyła energicznie. – To jest plan idealny – szepnął, uśmiechając się
szeroko. Wziął od niej kieliszek i opróżnił go do dna jednym haustem. –
Idealny.
*
Odkąd reporterzy opuścili
przyjęcie, poczuł się nieco swobodniej. Mógł do woli wodzić wzrokiem za
Scarlett, nie musząc obawiać się, że zostanie na tym przyłapany. Tak, jak nigdy
nie obchodziła go opinia publiczna i nie raz robił rzeczy, które niekoniecznie
powinien robić oficjalnie, tak teraz, jeżeli w grę wchodziła już Scarlett, nie
mógł pozwolić sobie na niedyskrecję. Nigdy tak naprawdę nie poruszali kwestii
ujawnienia ich związku. Chyba nie było im to potrzebne, a może dla obojga było
jasne, że to jak najdłuższe zachowanie ich związku w tajemnicy będzie dla nich
najzdrowsze. Nie potrzeba było salomonowej mądrości, by wiedzieć, że gdyby
media dowiedziały się o długo skrywanym sekrecie Toma Kaulitza, zechciałyby odkryć
też tajemnice pozostałych członków zespołu. Scarlett bezpowrotnie straciłaby
swoją prywatność. Ich spotkania stawałyby się widowiskiem, a pod jej domem
utworzyłoby się pole namiotowe. Nie mogłaby wyjść spokojnie do sklepu czy na
zakupy, a on nie mógłby po prostu do niej pojechać, by choć na chwilę uciec od
blasku świateł. Jednak najbardziej bał
się tego, że wysmyknęłaby mu się z rąk. Znacznie większe konsekwencje niż
on, mogliby ponieść jego przyjaciele. Gustav zostałby napiętnowany za związek z
narkomanką, a Bill mógłby stracić Rainie, którą wyjawienie ich tajemnicy
kosztowałoby najwięcej. Georg i Liv byli chyba w najbardziej komfortowej
sytuacji, bo przecież ‘nie byli razem’, choć pewnie media i tak utrudniłyby im
to ‘nie bycie’. Jeśli świat obiegłaby wieść, że serca wszystkich czterech są
już zajęte, straciliby wielu fanów. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie
lubili ich nie tylko ze względu na muzykę. Ludzie zaczepiający go na ulicy,
tłumy fanek wykrzykujących propozycje wszelakiej maści, cały ten zgiełk, to nie
zasługa muzyki, a tego co sobą prezentowali. Dla niego, jako muzyka nie było to
do końca zadowalające, ale dla niego jako Toma było w pełni zrozumiałe. Show
biznes w końcu rządził się swoimi prawami. Płyty, koncerty, gadżety, wszystko
mogłoby przestać się sprzedawać, zyski by spadły, a David z pewnością, by się
załamał. To byłaby zbyt wysoka cena. Dlatego teraz twardo siedział na krześle i
sączył sok. Tak, sok, bo przecież prowadził. Cała ta wizja i rozrachunek zysków
i strat odrobinę go przerażały, bo chyba wolałby dojść do innych wniosków. Upił
łyk napoju, obrzucając pomieszczenie spojrzeniem spod wpół przymkniętych
powiek. Bill zawzięcie rozmawiał o czymś z Jostem, Benznerem i Hoffmannem. Roth
w kącie omawiał coś z prezesem, menagerowie kręcili się przy swoich
podopiecznych, nie tylko niemieckiej sceny muzycznej. Widział tu gwiazdy nie
tylko z Europy, ale również i Ameryki, co było dla niego dużym zaskoczeniem, bo
nie spodziewał się, że urodziny wytwórni, w dodatku nie okrągłe, ściągną elitę
show biznesu. Transmisja szła nie tylko na cały kraj, ale na świat. Widziały ją
miliony. Ciekaw był, czy zdawała sobie z tego sprawę. Tom miał wrażenie, że Scarlett bezpowrotnie przestała być tylko jego. Choć
może to stało się już wcześniej? Zapragnął mieć przed sobą szklaneczkę whisky.
Tak niespodziewanie. Nie był na to gotów. Mocno ścisnął wysoką szklankę i upił
duży łyk soku. Przymknął na moment powieki, nie rejestrując, w którym momencie
Bill dołączył do niego. Wziął głęboki oddech, odganiając tą myśl.
- Jost mówi, że to kwestia
czasu – rzucił na wstępie.
- Co takiego? – spytał
bezmyślnie, dostrzegając brunetkę w tłumie. Utkwił w niej uważne spojrzenie.
Obracała się wśród coraz to nowych osób, ważnych osób, a jemu wydawało się, że
zwracają na nią szczególna uwagę. A może był przewrażliwiony? Zaśmiała się
perliście, odrzucając na plecy długie loki. Sukienka leżała na niej idealnie.
Pomimo eleganckiego kroju, podkreślała kształty Scarlett. Wyglądała w niej
jednocześnie niezwykle zmysłowo i wytwornie. Musiał przyznać, że wybór Billa po
raz kolejny tego wieczoru okazał się trafiony, choć i tak najchętniej okryłby
ją szczelnie swoją bluzą. Była
zdecydowanie zbyt ponętna, jak na grono starych wyg. W jego oczach, Scarlett
była tego wieczoru najjaśniejszą gwiazdą, choć nie zdążyła jeszcze w pełni
rozbłysnąć. Na kilka sekund odwróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnęła się,
szepcząc; kocham, nim znów wciągnięto
ją w rozmowę. Pojął sens słów brata. Spojrzał na Billa, który też dostrzegł ten
gest.
- Jej kontrakt – odparł po
chwili. – Ja myślę, że jej się uda. Nie chodzi o to, że nagra płytę i sprzeda
ją brawurowo. Ja myślę, że jej uda się osiągnąć prawdziwy sukces. Widzisz, co
się dzieje? Wystarczy pięć minut przy niej, a najtwardsi z branży są kupieni.
Scarlett ma nie tylko dobry głos, ona ma prawdziwy dar, prawdziwy talent – ku
potwierdzeniu swoich słów, westchnął i upił łyk swojego drinka. Tom patrzył
przez moment na bliźniaka milcząc, ważąc jego słowa.
- A nam się uda? – szepnął, lokując wzrok w tęczówkach Billa. Był
nieco zbity z tropu pytaniem Toma. Westchnął nie odrywając od niego oczu.
- Jeśli nie wam, to chyba już
nikomu. Nie znam drugiej takiej pary, która potrafiłaby się pokłócić ze sobą
trzy razy w ciągu pięciu minut i zdążyć jeszcze pogodzić się w tym czasie
przynajmniej z sześć razy – zaśmiał się krótko. – Nie znam pary, która wodzi za
sobą tak tęsknym wzrokiem, gdy tego drugiego nie ma choćby minutę. Nie znam dwóch tak sprzecznych charakterów,
które pasowałyby do siebie tak doskonale, więc nie pytaj mnie, czy wam się uda,
bo tak będzie bez wątpienia, jeśli oboje nie przestaniecie walczyć o siebie.
- Wiem, ale… - zaciął się,
znów wpatrując w brunetkę. – Już wymyka mi się z rąk, już teraz jest daleko, a
co potem…? Co będzie, kiedy jej się uda? Będziemy mijać się w tłumie udając, że
się nie znamy? – Westchnął, dopijając sok. W tej samej chwili pojął, że właśnie
podważa nie tylko uczucie swoje, ale przede wszystkim Scarlett i w duchu
oburzył się sam na siebie. Rozważył zbyt wiele scenariuszy. Teraz wszystkie na
raz mąciły mu myśli. – Nie stracę jej – dodał po chwili już znacznie pewniej.
Bill uśmiechnął się, kończąc drinka.
- To, że nie możesz z nią
teraz być, to inna kwestia. Wasza decyzja. Wiesz, nie mówię, że będzie łatwo.
- Nam chyba nigdy nie było –
westchnął. – Wiem, że nie mogę jej zamknąć w złotej klatce i chronić przed
światem, ale zbyt dobrze znam złe strony tego interesu, żeby przestać się
martwić. Ona jest taka… bezbronna. – Bill uśmiechnął się pobłażliwie,
przenosząc spojrzenie z rozchwytywanej brunetki na brata.
- Dla ciebie Scarlett będzie
bezbronna, nawet zaopatrzona w miotacz ognia – Tom mimowolnie się uśmiechnął,
przyznając Billowi w duchu rację. – Doskonale wiesz, że jest silna, że sobie
poradzi ze wszystkim i nie pozwoli pokrzyżować planów. Gdyby nie była silna,
gdyby nie miała woli walki, nie bylibyście dziś razem – na usta Toma wpłynął jeszcze
szerszy śmiech, zupełnie niekontrolowanie, gdy wspomniał sobie, co musiała z
nim przejść i jak słodko złościła się, tłukąc mu do głowy, że źle robił.
Wydawało mu się, że od tamtej chwili minęły całe wieki. – Jej postura jest
złudna. Być może dla wielu wydaje się tylko ładną brunetką z wyjątkowo
niebieskimi oczami i silnym głosem, jednak ona ma w sobie siłę wojownika.
Najlepszym przykładem jest to, że zaśpiewała dziś, tutaj przed tymi ludźmi.
Wiesz, że pytali o nią nawet amerykanie? – Bill zamyślił się na krótką chwilę,
jakby dopiero uzmysławiając sobie wagę swych słów. – Ona jest skazana na
sukces, a my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by się nim nie zachłysnęła.
Choć – dodał po chwili – nie wydaje mi się, by jej to groziło. Scarlett zbyt mocno
tego wszystkiego pragnęła, by jakkolwiek zaprzepaścić swoją szansę.
- Chciałbym do niej iść – Tom
uśmiechnął się do Billa, mając wrażenie, że ciężar jaki nosił w sobie cały
wieczór nieco zelżał. Dostrzegł Davida, gawędzącego ze Scarlett i wpadł na
pomysł, w tej samej chwili wprowadzając go w życie. Uśmiechnął się do siebie i
chwyciwszy Billa za rękę, pociągnął go za sobą. Po drodze wygładził koszulkę i
poprawił frotę trzymającą dredy. Wszyscy byli zbyt zajęci sobą, by zwrócić na
nich uwagę. Oburzenie młodszego bliźniaka zniknęło tak szybko jak się pojawiło,
kiedy pojął, co chodzi po głowie Tomowi. Dyskretnie wyrwał rękę z jego uścisku,
kręcąc pobłażliwie głową. Kątem oka dostrzegł, że Tom przybrał swój firmowy
wyraz twarzy, który ponoć był niezawodny. Jednak, krótkie spojrzenie i
pośpieszny krok zdradzały jego prawdziwe emocje. Zatrzymali się tuż za
Scarlett. – Davidzie, może przedstawisz nas swojej gwieździe? – Odrzekł
aksamitnym głosem, spoglądając na Scarlett, która powoli odwracała się w jego
stronę.
- Myślę, że ta gwiazda należy
do kogoś zupełnie innego – odpowiedziała tonem równie uwodzicielskim, jak ton
Toma. Spojrzała na niego spod zadziornie uniesionych brwi, uśmiechając się
figlarnie i przekrzywiając głowę tak, że on znów miał wrażenie, jakby
przejechał go autobus.
- Nie miałem jeszcze okazji
pogratulować ci… - zawahał się, udając zamyślenie. – Scarlett, tak? – kryjąc
rozbawienie, brunetka pokiwała głową. Tom namyślał się zaledwie kilka sekund,
przestąpił z nogi na nogę, po czym serdecznie przytulił Scarlett. – Naprawdę
gratuluję – rzekł odrobinę za głośno, po czym szepnął. – Zaraz cię stąd zabiorę
– zaśmiała się, wyswobadzając z jego objęć.
- Dziękuję, to wiele dla mnie
znaczy – odpowiedziała starając się być poważną, dając mu jednocześnie do
zrozumienia, że nie miała nic przeciwko. – Teraz muszę panów przeprosić, czekam
na ważny telefon. – Nim odeszła mrugnęła do Toma, na co on skinął głową,
ściskając w dłoni telefon w obszernej kieszeni spodni.
Było dobrze. Było nawet
idealnie. Bez większych problemów przebił się przez Berlin. Niebo usiane było
milionem gwiazd, a najjaśniejsza z nich siedziała tuż obok niego. Wieczór można
było uznać za udany. Scarlett była wyraźnie szczęśliwa, a jeśli ona taka była,
to on tym bardziej. Choć od razu nie mógł cieszyć się z nią sukcesem i musiał
czekać na to całe trzy godziny, nie wliczając w to samej gali i godzin ją
poprzedzających, to teraz te chwile, w których odczuwał jakiekolwiek
niezadowolenie zupełnie straciły na wartości. Zerknął na nią, mimowolnie
uśmiechając się pod nosem. Siedziała z przymkniętymi powiekami, opierając głowę
na zagłówku. Jej buzia miała wyjątkowo błogi wyraz, a pełne wargi układały się
w subtelny uśmiech. Mimowolnie westchnął czując, kiedy jej drobna dłoń
delikatnie zacisnęła się na jego udzie. Skupił uwagę na drodze, ignorując jej
prędkie palce wystukujące nieznany mu rytm bliżej niż dalej miejsca, w które
jej dłonie nie powinny się zakradać podczas jazdy samochodem, a już zwłaszcza,
gdy on prowadził. Odkaszlnął, wilżąc spierzchnięte wargi koniuszkiem języka.
Spojrzał krótko na Scarlett, napotykając jej figlarne spojrzenie. Usiłował
skarcić ją własnym, ale chyba mu nie wyszło. Patrzyła na niego z niewinnym
uśmiechem, robiąc niecałkiem niewinne rzeczy.
- Scarlett – mruknął,
zaciskając dłonie na kierownicy. – Ja prowadzę – odparł z naciskiem. – Jeśli nie
przestaniesz, będę zmuszony zatrzymać się w pierwszym lepszym miejscu i zrobić
z tobą rzeczy, o których właśnie zacząłem myśleć – znów zwilżył usta, głośno
przełykając ślinę. – Przez ciebie – dodał z wyrzutem, na co jej dłoń mocniej
zacisnęła się na udzie Toma, a smukłe palce zakończone długimi paznokciami
wbiły się w materiał spodni, drażniąc skórę.. Zaśmiała się cicho, gdy zagryzł
wargi, mimowolnie przyspieszając.
- Nie zapomnij skręcić –
mruknęła zalotnie, skrobiąc paznokciem w jeans. Posłał Scarlett kolejne
oburzone spojrzenie. Wywróciła oczami, zabierając dłoń i zaśmiała się cicho. Tom
zwalniał, aż wreszcie zatrzymał się, zaparkowawszy tuż przed bramą. – Pusto,
wiedziałam, że tak będzie – westchnęła, zupełnie tracąc humor. – Co mi to daje,
że oglądali mnie wszyscy czworo razem, kiedy po powrocie zastaję pusty dom. Nie
liczyłam na żadne tarant, ale myślałam, że będą w domu, skoro nie dzwoniły… -
wzruszyła ramionami, odpinając pas. – To chyba właśnie to, czego się boję. Boję się, że kiedy dotrę na szczyt będę tam
sama – przeniosła wzrok z pogrążonego w ciemnościach domu na zatroskaną
twarz Toma.
- Przecież jestem przy tobie,
Maleńka – szepnął, gładząc wierzchem dłoni jej policzek. Uśmiechnęła się
nieznacznie, przytulając się do dłoni Toma.
- Chodź ze mną. Nie chcę być
dziś sama – poprosiła cichutko.
- Już myślałem, że nigdy tego
nie powiesz – Tom uśmiechnął się, całując dłoń brunetki i prędko wysiadł z
samochodu, by otworzyć bramę.
Chwyciwszy się jedną dłonią
komody, zdjęła wysokie szpilki. Odetchnęła z ulgą, czując pod zmęczonymi
stopami chłodne panele. Cały dzień na wysokich obcasach dał jej nieźle w kość.
Odkąd skończyła szkołę i mało wychodziła z domu, odwykła od ich noszenia. Choć
z racji swojego niskiego wzrostu była skazana na wysokie buty, nie
protestowała, bo uwielbiała wysokie buty wszelkiej maści, ale jak na złość
szybko zaczynały boleć ją nogi. Po drodze do swojego pokoju zajrzała do
dziennego, gdzie Tom zdążył się już rozgościć i majstrował coś przy dvd.
Uśmiechnęła się i powoli wspięła się schodami na piętro. Przebrała się w coś
wygodniejszego i wciąż się nie spiesząc, wróciła do salonu. Po całodziennych
emocjach dopadło ją znużenie. Chyba wciąż nie wierzyła. Wszystko zdawało się
być krótką chwilą, a zdarzyło się tak wiele rzeczy. Choć była w pełni świadoma minionych
zdarzeń, tak naprawdę nie docierały do niej w pełni. Ani to, że śpiewała przed
prawdziwą publicznością, ani to, że wśród niej było tak wielu znanych ludzi,
ani to, że ten wieczór tak naprawdę zmieni bardzo wiele. Zatrzymała się w
przejściu miedzy holem, a salonem, dochodząc do wniosku, że przecież śpiewała
dla gwiazd, które podziwiała, że znajdowała się z nimi na jednym przyjęciu, że
rozmawiała z niektórymi, że to wszystko działo się naprawdę i nie był to tylko
piękny sen, a jawa, najprawdziwsza jawa. Uśmiechnęła się do siebie. Przez cały
wieczór nie zdawała sobie sprawy z tego, że obracała się w kręgach, w których
zawsze pragnęła się obracać. Widziała tylko znanych ludzi, z tyloma rozmawiała
i przychodziło jej to zupełnie naturalnie, bez większego skrępowania. Ta myśl
zdawała się jej być zbyt odważną, jednak czuła się równa im wszystkim. Może
dlatego, że była w pełni świadoma swoich możliwości? A może to znamię bycia z
gwiazdą? Może to dlatego, że nauczyła się żyć w cieniu blasku fleszy, że
niejako towarzyszyły jej na co dzień? W każdym bądź razie, jedynym czego była
pewna to, to, że miniony dzień zdawał się być zupełnie nierealny, choć tak
odczuwalnie prawdziwy. I chyba była szczęśliwa. Musiała stać tak już dłuższą
chwilę, bo Tom zaczął się jej bacznie przyglądać. Posyłając mu wdzięczny
uśmiech, wzruszyła ramionami i lekkim krokiem podeszła do Toma, obejmując go w
pasie. Zadarła głowę, układając usta w dziubek i przymykając powieki. Tom
zamknął dziewczynę w szczelnym uścisku, jednak nie pocałował jej, jak sobie
życzyła. Wpatrując się w nią z czułym uśmiechem, czekał aż skończy się jej
cierpliwość. Lubił się z nią droczyć. Nie minęła chwila, a jedno oko Scarlett
otworzyło się, spoglądając na niego turkusową tęczówką. Uchyliło się i drugie,
mierząc go podejrzliwym wzrokiem. Wargi chłopaka ułożyły się w szelmowskim
uśmiechu, gdy Scarlett zrobiła oburzoną minę.
- Czy ty się Kaulitz, aby nie
pomyliłeś? – rzuciła zabawnie oskarżycielskim tonem, a on pokręcił przecząco
głową, na co ona zmrużyła oczy, przeszywając Toma spojrzeniem. – Jeszcze
będziesz chciał buzi! – żachnęła się, usiłując wyswobodzić z jego objęć. Jednak
Tom nie zamierzając jej na to pozwolić, z figlarnym uśmiechem na ustach,
utrudniał Scarlett zadanie. Trzymał ją mocno w ramionach, mając ubaw, gdy ona
próbowała się w nich wyrwać. – Puść mnie ty… ty, ty, ty! – zaperzyła się, nie
mając słów. – Ty nieczuły Kaulitzu! – Tom roześmiał się serdecznie i przytulił
Scarlett, wykorzystując chwilę jej nieuwagi. Burzyła się, szamocząc w jego
ramionach i mamrotała pod nosem, narzekając na jego kompletną znieczulicę i
zupełny brak jakichkolwiek pozytywnych uczuć wobec niej. Robiła w to tak
zabawny sposób i rumieniła się przy tym tak uroczo, że nie mógł przestać się
uśmiechać. W jednej chwili z dystyngowanej wschodzącej gwiazdy przeobraziła się
w jego małą dziewczynkę, która nie ma pojęcia na czym świat stoi. Między innymi
to w niej kochał. Potrafiła tak płynnie i zupełnie naturalnie wpasowywać się w
daną chwilę. Nie udawała, nie grała, emanowała prawdziwością. Nawet teraz, gdy
nazywała go nieczułym burakiem i bierną zmutowaną pietruszką, sprawiało mu to
radość. Czuł się żałośnie ze świadomością, że zachwyca go nawet, kiedy była zła,
ale ważniejsze było to, że dzięki temu, dzięki niej i przy niej był po prostu
szczęśliwy. Zamknął usta Scarlett namiętnym pocałunkiem, przerywając jej niekończący
się słowotok. Energia, jaką rozpierała ją, gdy bombardowała go słowami,
ulotniła się w niewyjaśniony sposób, a ona sama zatonęła w jego ramionach,
oddając pocałunek. Tom bez większego trudu obrócił ich ciała o sto
osiemdziesiąt stopni i ciągnąc za sobą Scarlett, opadł na sofę. Zamarł na
moment, przerywając pocałunek i szeroko otwierając oczy, wydał z siebie
bezgłośne ‘au’. Posłał brunetce bolesne spojrzenie. Przyglądała mu się bacznie,
nie za bardzo wiedząc, o co mogło mu chodzić. Zmarszczył brwi i rozluźniając
uścisk jednej ręki, zaczął niezdarnie szukać czegoś pod sobą. Winowajca okazał
się pilotem. Zmierzył go nienawistnym spojrzeniem i niedbale odrzucił na dywan.
Scarlett parsknęła cichym śmiechem prosto w tors chłopaka, chcąc ukryć uśmiech.
- Uważaj, bo cię zwalę –
mruknął niby obrażony. Brunetka spojrzała na Toma niewinnie, kokosząc się na
nim. Celowo wierciła się i ocierała o niego do chwili, w której jego ogromna
obraza na nią tudzież pilota, została zastąpiona uśmiechem. Splotła dłonie na
jego piersi i oparła na nich brodę. Odrobinę nieudolnie objął ją spojrzeniem,
dostrzegając, że mieściła się na nim cała. Zamknął uścisk na jej plecach,
gładząc je delikatnie. Pasowali do siebie. – Skąd masz tą koszulę? – zagadnął,
zgarniając ręką materiał. Uśmiechnął się, czując pod opuszkami jej delikatną
skórę.
- To taty, zwędziłam mu ją
dawno temu. Mama była oburzona, twierdząc, że to jedna z jego najlepszych, ale tata
oddał mi ją bez oporów. Jak wszystko – dodała ze smutnym uśmiechem.
- Pamiętasz walentynki? –
zapytał po krótkiej chwili.
- Pewnie, że tak – jej buzia
pokraśniała radością. – To chyba jeden z naszych ważniejszych dni.
- Wtedy rozmawiałem przez
chwilę z twoim tatą – Scarlett spojrzała na Toma pytająco. – Wtedy powiedział
mi coś, co zrozumiałem dopiero niedawno. On chyba wiedział, wiesz? Wiedział, co
rodziło się między nami.
- Tata był bardzo mądrym
człowiekiem. Miał w sobie spokój, rodzący poczucie bezpieczeństwa. Rozumiał
rzeczy, który zdawały się być niepojęte i miał jakąś taką charyzmę w sobie.
Widział więcej, niż mówił – przytuliła policzek do swoich złączonych dłoni. –
Brakuje mi go – dodała cicho. W takich chwilach Tom nie miał pojęcia, co mógłby
powiedzieć Scarlett. Jej żal był dla niego niepojęty i czuł się bezsilny. Nigdy
tak naprawdę nie stracił bliskiej osoby. Wiedział, jakie to uczucie w jednej
chwili przestać mieć ojca, jednak nie miał pojęcia, jak to jest, kiedy on
umiera. Serce krajało mu się, gdy Scarlett tak bardzo smutniała, wspominając
tatę. Nie mógł wtedy zrobić nic, prócz tego, by przy niej być. Choć to czasem
wydawało mu się stanowczo za mało. Westchnął, mocniej tuląc ją do siebie. Scarlett
milczała, rysując opuszkiem wzroki na jego piersi, a Tom gładził ją po plecach.
Prawie nigdy nie zaległa między nimi ciężka cisza. Nawet wspólne milczenie
idealnie wpasowywało się w ich bycie. Rozdzwonił się telefon. Scarlett
niechętnie wyswobodziła się z objęć Toma i ruszyła do korytarzyka. Odprowadził
się wzrokiem. Wcisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha. – Tak?
- Chciałam dzwonić wcześniej,
ale Liv mówiła, że mogłoby cię nie być. Byłaś wspaniała córeczko – Scarlett
uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa matki. Oparła się bokiem o komodę,
wspierając głowę na ugiętej ręce. Mając ku temu idealną okazję, uważnie otaksował
dziewczynę spojrzeniem. Lubił to robić. Lubił patrzeć na nią bez końca. Lubił
pławić się w niewinnej gracji jej ruchów, w krągłych kształtach, mimowolnych
gestach. Lubił tak po prostu uczyć się jej na nowo i wciąż, zdawałoby się,
znając ją na wskroś. Krucze włosy spływały na ramiona i plecy Scarlett, jakby
jednolicąc się z kolorem koszuli sięgającej jej zaledwie do pół uda.
Brzoskwiniowa skóra tworzyła z nimi subtelny kontrast, nadający jej
filigranowej postaci jeszcze więcej zmysłowości. Bill miał rację, mówiąc, że
Scarlett dla niego na zawsze pozostanie bezbronna.
- Dzięki. Wróciliśmy niecałą
godzinę temu – odparła, pocierając stopą tylną część łydki. Telefon matki
zadziałał na nią kojąco. Nie spodziewałaby się, że będzie tego tak bardzo
potrzebować po wszystkim, co przeszły. Przeczesała palcami włosy.
- Byłaś najlepsza. Gdyby
widział cię tata… - Sophie westchnęła do słuchawki, a Scarlett mimowolnie wraz
z nią.
- Wdział, na pewno widział. Czuwa
nade mną – zapewniła matkę z zadziwiająca nawet dla siebie gorliwością. –
Śpiewałam też dla niego.
- Wiem, kochanie – kolejne
westchnienie. – Shie, Liv, Julie i nawet gosposia, wszyscy ci gratulują.
Scarlett? – dodała po chwili.
- Tak?
- Jesteś z Tomem?
- Jestem.
- To nie będziemy jechać po
nocy. Wrócimy około południa.
- Dobrze, mamo.
- Odpocznij, córeczko –
pożegnała się, po czym odstawiła słuchawkę na bazę. Nawet nie zauważyła, kiedy
Tom zbliżył się do niej. Stanął tuż za brunetką, czule obejmując ją w talii.
Jego dłonie popłynęły delikatnie wzdłuż jej lędźwi, by skryć jej ciało w swoich
ramionach. Oparła się o tors chłopaka, pozwalając, by deszczyk jego drobnych
pocałunków obsypał jej szyję. Coś nie dawało jej spokoju. Czuła się spełniona.
Osiągnęła cel, była prawie u szczytu. Zrobiła coś, co dane było niewielu i to
dawało jej niesamowita satysfakcję, jednak w głębi duszy miała poczucie, że nie
wszystko było jak powinno. – Powinnam być chyba bardzo szczęśliwa, nie?
- Będziesz jutro, kiedy się
wyśpisz – szepnął, muskając wargami płatek jej ucha. Scarlett wyswobodziła się
nieco z uścisku Toma, odwracając się przodem do niego. Krótką chwilę spoglądała
w jego mlecznoczekoladowe tęczówki. Rozgościła się w swej oazie spokoju.
Niesiona na falach ukojenia, dryfowała wśród świeżej bryzy, odnajdując
równowagę. Odetchnęła głęboko. Nic jak spojrzenie Toma nie działało na nią w
tej sposób. Usta Scarlett rozciągnęły się w zmysłowym uśmiechu. Oparła się o
komodę, spoglądając na niego spod kotary gęstych rzęs. – Lubię, kiedy tak na
mnie patrzysz – w oczach Toma błysnął filuterny ognik, zacisnął mocniej ręce
spoczywające na biodrach brunetki. Położyła swoje drobne dłonie na jego rękach,
sunąc nimi w kierunku jego barków. Opuszki jej palców badały fakturę jego
skóry, wgłębienia i wypukłości, niemal podnosząc tą czynność do miana
celebracji. Bystre oczy wędrowały w ślad dłoni, bacznie lustrując umięśnione
ręce chłopaka. Uśmiechnęła się do siebie, czując jak pod wpływem jej dotyku
mięśnie jego ramion napinają się. Tom pochylił się ku Scarlett, mocniej
przypierając ją do drewnianej powierzchni i złożył na jej ustach czuły
pocałunek, który z każdą kolejną sekundą przeobrażał się w coraz bardziej
tęskny, zachłanny. Powiodła dłońmi do jego karku, splatając je na nim. Będąc
boso wydawała mu się tak nieprzyzwoicie malutka i drobna. Zabawnie wyciągała
szyję, by sięgnąć wyżej. Wszczepiła palce w poły jego koszulki, przyciągając
Toma do siebie. Oderwawszy się od Scarlett, zaśmiał się cicho i spoglądając jej
w oczy, uniósł ją do góry. Uśmiechnęła się zalotnie, oplatając go nogami w pasie
i znów wpiła w jego wargi. Całowała Toma zachłannie, mocno, żarliwie, pragnąc i
łaknąc jego czułości, potrzebując bliskości. Prędko pokonywał kolejne schody,
potykając się i nie trafiając w stopnie. Śmiała się perliście, gdy jemu plątały
się nogi. Jakby tego było mało rozpraszała go wszelkimi możliwymi sposobami.
Pod wpływem dotyku jej miękkich warg i gorącego oddechu na jego szyi kręciło mu
się w głowie. Zatrzymał się gwałtownie w połowie schodów. Odwrócił się nieco w
bok i przyparłszy Scarlett do ściany, namiętnie wpił się w jej wargi. Nacierał
na jej ciało skryte w jego objęciach, całując ją mocniej, goręcej. Scarlett
brakowało tchu, a jej klatka piersiowa falowała śpiesznie, bijąc w jego tors.
Oddychała płytko, namiętnie oddając jego pocałunki. Gdy wreszcie odsunął od
niej usta, by dać dziewczynie chwilę wytchnienia, objął spojrzeniem jej twarz.
Spoglądała na niego zamglonymi oczami, a jej policzki zaróżowiły się.
Uśmiechnął się, odrywając jedną rękę od jej talii. Nie musiał bać się, że
wysmyknie się z jego objęć. Znajdowali się tak blisko siebie, że było to
niemożliwe. To zadziwiające, że nawet ich ciała tak idealnie pasowały do
siebie. Powiódł delikatnie opuszkiem kciuka od jej skroni po brodę, by zawrócić
i obrysować jej malinowe wargi. Popatrzył w oczy Scarlett. Biła z nich ufność. Uśmiechnął
się, muskając usta Scarlett po raz kolejny, jednak znacznie wolniej, bardziej
czule, subtelnie. W przerwie między jednym a kolejny pocałunkiem westchnęła
cicho, delikatnie zaciskając dłonie na ramionach Toma. Wiodąc dłońmi wzdłuż jej
nóg, ciaśniej skrzyżował łydki brunetki na swoich plecach. Nim ujął ją pod
plecami, przyłożył wargi do czoła Scarlett. Musnął je, odrywając jej ciało od
ściany i bez pośpiechu pokonał resztę drogi do jej pokoju. Wygięła plecy w zgrabny
łuk, odchylając się, by otworzyć drzwi. Powoli uchyliły się, ukazując zatopione
w mroku nocy pomieszczenie. Scarlett zadarła głowę, spoglądając Tomowi w oczy. Stali
tak kilka chwil, milcząc. – Wejdziemy tam dziś? – wymruczała zalotnie,
pocierając noskiem szyję Toma. Westchnął błogo, unosząc w uśmiechu kącik ust.
Drzwi trzasnęły cicho, nim zupełnie zniknęli w ciemnościach.
*
Słońce chyliło się ku
zachodowi. Pomarańczowa kula unosiła się nad horyzontem, zniknąwszy już prawie
zupełnie. Narastający półmrok rozświetliły lampiony, znajdujące się dosłownie
wszędzie. W każdym kątku ogrodu. Wraz z blaskiem zachodzącego słońca tworzyły
niesamowitą atmosferę, której uroku dodawały niezliczone naręcza barwnych
kwiatów, rozstawione w plecionych koszach wszędzie, gdzie okiem sięgnąć. Aranżacja
rodem z filmu zmieniła ich ogródek w zupełnie inne miejsce. Rozejrzała się
jeszcze raz dokoła, pojmując sens całego spisku. Nie bez powodu Bill wyciągnął
ją na zakupy, a Liv stroiła cały wieczór. Może trochę spodziewała się, że nie
bez powodu siostra potraktowała ją jak lalkę, ale czegoś takiego w życiu się
nie spodziewała. Musiała tak przypatrywać się wszystkiemu już dobre kilka
minut, bo chóralne ‘sto lat’ zdążyło już zamilknąć, co spostrzegła dopiero w
tej chwili. Uradowana Liv stała obok niej, uśmiechając się od ucha do ucha.
Spojrzała najpierw na nią, a później po wszystkich, którzy stali przed nią.
Była mama, Shie, Julie, Bill, Rainie, Candy, Georg, Gustav i Caroline, a nawet
Simone i Gordon, co zupełnie zbiło ją z pantałyku i oczywiście Tom.
- Jesteście niemożliwi – to
pierwsze, co przyszło jej do głowy i miało jako taki sens. Nawet nie myślała o
tym, że mogłaby mieć przyjęcie, a co dopiero, że miałaby przy sobie wszystkich!
W ciągu ostatnich lat przywykła do tego, że świętowanie urodzin kończyło się na
życzeniach i ewentualnym piciu po kryjomu z Liv. Nie posiadając znajomych nie
urządzała imprez, a wizja takowej z mamą, tatą i Liv średnio jej się
uśmiechała. Głównie ze względu na rodzicielkę, z którą pewnie pokłóciłaby się z
pięć razy i tyle ze świętowania. Ostatnie lata, to czas obfitujący w dalsze niż
bliższe obcowanie z matką, więc ich ocieplające się stosunki były o tyle
zaskakująco przyjemne, co zapomniane. Zwłaszcza teraz, gdy mama stojąc z boczku
patrzyła na nią i Liv, miała łzy w oczach i uśmiechała się tak czule, że aż
nieprawdopodobnie. Uśmiechnęła się wdzięcznie i przytuliła Liv. W końcu obie
świętowały. – Wszystkiego najlepszego, siostra, na te twoje ostatnie naste –
zaśmiała się cicho, gdy Liv mocno odwzajemniła uścisk. Tuliły się dłuższą
chwilę, wyciskając z siebie ostatnie soki i śmiały się do siebie, bo nie
potrzebowały mówić. Obie doskonale wiedziały, czego pragną, czego życzą i czego
potrzebują.
- Kocham cię, łobuzie –
ucałowała Scarlett w policzek i jeszcze raz mocno ją uściskała.
- Kocham cię, łobuzie –
odpowiedziała, szepcząc Liv wprost do ucha. Słysząc ciche ponaglenia, wypuściła
siostrę z objęć, pozwalając by przytuliła ją mama. Szeptała Scarlett długo na
ucho, po czym ucałowała ją w policzek i obie serdecznie się uściskały. Shie
życzył jej platynowo platynowej platyny, a Julie, by nigdy nie wątpiła, Bill
życzył jej, by była szczęśliwa we wszystkim, co robi, Gustav i Caro
niezliczonych pokładów sił i wytrwałości, a Georg, by jej niezłomna siła nigdy jej
nie opuściła. Simone z mężem zażyczyli bardziej sobie niż jej ślicznych
wnuczków w niedalekiej przyszłości, a wcześniej spełnienia marzeń i by
wszystko, co było w niej dobre i piękne, kwitło. Mówiąc to, Simone zerkała na
Toma. Wyściskana, wycałowana, obsypana prezentami i rozlicznymi
powinszowankami, wreszcie zatonęła w ramionach, na które czekała od samego
początku. Ufnie przylgnęła do klatki piersiowej Toma, pozwalając, by kołysał ją
w swych ramionach kilka krótkich chwil. Biorąc głęboki oddech, miała wrażenie,
że dopiero powietrze przemieszane z jego zapachem mogło wypełnić jej płuca
życiodajnym tlenem. Tak bardzo ukochała tą mieszankę mięty, tytoniu i jego
perfum. Tom ucałował Scarlett w czubek głowy i odrobinę wbrew jej woli, odsunął
ją od siebie, spoglądając na nią z czułym uśmiechem na ustach.
- Moja Maleńka jest już
dorosła. No proszę, proszę – szepnął, gładząc opuszkiem policzek brunetki. –
Porozmawiam sobie z tobą później. Mam ci do przekazania same nieoficjalne
informacje – za jego plecami ktoś zaśmiał się cicho, gdy Tom czule całował
Scarlett. Bez pośpiechu, żarliwości i żądzy, smakował jej wargi chcąc włożyć w
tą czynność całe swe uczucie, jakie kłębiło się w nim w tej chwili. Powolutku
odsunął swoje od ust Scarlett, spoglądając jej głęboko w oczy. – Kocham cię,
Maleńka – Scarlett znów wtuliła się w chłopaka, niknąc w jego bezpiecznych
ramionach.
- Ja ciebie też, tak bardzo,
bardzo – szepnęła, a gdy to robiła jej wargi otarły się o tors Toma. Wiedząc,
że musi zabawić gości, wyswobodziła się z objęć Toma i chwyciwszy go za rękę,
ruszyła w stronę bliskich. – Nie wiem czyja to sprawka, ale dowiem się i nie
będę szczędzić słów – odparła radośnie, uśmiechając się szeroko.
Przyglądał się, jak Candy
piszcząc wesoło, ucieka przed Scarlett. Śmiejąc się w głos ganiały po całym
ogrodzie, a brunetka ani trochę nie przypominała pełnoletniej. Chwilami
zastanawiał się, kto bawił się lepiej Candy czy Scarlett. Za każdym razem, gdy
brunetka złapała małą, chwytała ją w objęcia i kręciła się wokół własnej osi i
zupełnie przypadkiem lądowała na trawie, turlając się z dziewczynką. Śmiały się
do utraty tchu. Candy przepadała za Scarlett i choć był już późny wieczór,
wcale nie wyglądała na śpiącą. Spostrzegł Shiea, który też im się przyglądał.
Bill wahał się przez chwilę. Póki miał w sobie tyle zacięcia wstał z miejsca i
podszedł do chłopaka.
- To się nazywa dojrzałość –
zagadnął.
- Ponoć na zawsze trzeba
zachować w sobie choć krztę z dziecka – odparł Shie. – Candy chyba nie jest
twoja? – zagadnął po chwili ciszy, która między nimi zaległa. Bill upił łyk
napoju i spojrzawszy na szatyna, zaprzeczył.
- W papierach jej nie mam –
zaśmiał się krótko. – Ale wcale mi to nie przeszkadza. One obie już są moje –
powiedział dumnie, spoglądając na Rainie, siedzącą z Liv, Sophie i Simone. –
Posłuchaj… - zaczął niezręcznie. – Tak właściwie, to chciałbym z tobą o czymś
porozmawiać. Sprawa dotyczy moich dziewczyn – Shie spojrzał pytająco na Billa.
- Mianowicie?
- Może nie tu, nie dziś.
Moglibyśmy spotkać się jakoś na mieście?
- Pewnie. Później zapiszę
sobie twój numer – Shie przyglądał się jeszcze przez moment skonsternowanemu
wyrazowi twarzy Billa i choć nie rozumiał po co mogłaby mu być potrzebna jego
pomoc, doszedł do wniosku, że problem nie był błahy. Nie mógł zapytać o nic więcej,
bo Candy przybiegłszy, z impetem wpadła w ramiona Billa.
- Chcę do mamy – odparła,
wtulając się w niego.
- A nie mogłaś do niej iść
sama, Cukiereczku? – zagadnął, łaskocząc ją pod boczkami. Zaśmiała się
radośnie.
- Bolą mnie nóżki i nie
mogłam.
- Trzeba było nie biegać tyle
ze Scarlett, to by cię nie bolały.
- Ale ja lubię bawić się ze
Scarlett. Do mamy – ponagliła. Bill pokręcił głową.
- Dzięki, Shie – posłał mu
przelotne spojrzenie, poprawiając dziewczynkę w swych objęciach, ruszył w
kierunku Rainie.
Cichutko zamknęła za sobą
drzwi kuchni. Podeszła do blatu i oparła się o niego. Przymknęła powieki i
odetchnęła z ulgą. Minione godziny były jednymi z najlepszych w ostatnim
czasie. O dziwno, tych najlepszych zbierało się coraz więcej. Uśmiechnęła się
do siebie, czując na sobie zapach trawy. Uwielbiała spędzać czas z Candy. Ta
dziewczynka była niesamowita. Niezwykle inteligentna i rozwinięta jak na swój
wiek, a jednocześnie beztroska i taka zwyczajnie radosna, pomimo tego, że jej
dzieciństwo do najlżejszych nie należało. Ani trochę nie dziwiła się temu, że
Bill pokochał ją tak bezwarunkowo. Słysząc, brawie bezdźwięczne skrzypnięcie
drzwi, uchyliła powieki. Tom podszedł do niej i nic nie mówiąc, złożył na jej
ustach czuły pocałunek.
- Impreza się udała – odparł,
obejmując Scarlett w talii. Umościła się w jego objęciach, zakładając ręce na
szyję Toma.
- Ty pewnie o wszystkim
wiedziałeś – przekrzywiła głowę, mrużąc jedno oko.
- Oczywiście.
- Tak myślałam.
- Nie masz pojęcia, ile
kosztowało mnie dochowanie tajemnicy, ale dałem radę – uśmiechnął się z
zadowoleniem, całując czubek nosa Scarlett. – Mam coś dla ciebie – delikatnie
wypuścił dziewczynę ze swych objęć i włożywszy ręce do kieszeni, szukał w nich
czegoś. – Zamknij oczy – poprosił, a ona posłusznie spełniła jego życzenie. Nie
minęła chwila, a poczuła, jak ujmuje jej dłoń i wsuwa coś na palec. Mimowolnie
otworzyła oczy, spoglądając na swoją nią. Na serdecznym palcu połyskiwał
pierścionek z białego złota z błękitnym oczkiem otoczonym wianuszkiem białych
kamieni. Był elegancki i subtelny. Najśliczniejszy. – To topaz – dodał, widząc
jej oszołomienie. Wpatrywała się w ozdobę krótką chwilę, otwierając i zamykając
usta, chcąc coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust. – To
jeszcze nie zaręczyny – zaśmiał się krótko, muskając wargi dziewczyny. –
Zobaczyłem go i pomyślałem o tobie. Mam coś jeszcze. Wybacz mi ten banał, ale
nie mogłem się powstrzymać – Tom wyjął z malutkiego pudełeczka cienki łańcuszek
z drobną zawieszką. Z połową serduszka, na której wygrawerowana była literka
jego imienia.
- Tom… - szepnęła, na co
chłopak uśmiechnął się i pokazał jej identyczny, wiszący już na jego szyi. Odgarnęła
włosy, umożliwiając mu zapięcie łańcuszka. – To jest… one są śliczne –
powiedziała cichutko, wpatrując się w swą dłoń. – To musiało kosztować fortunę.
Wiesz, że ja nie potrzebuję prezentów. Wystarczy mi to, że tu dziś jesteś.
Wspaniały… - szepnęła znów. Tom uśmiechnął się, całując ją czule. Tak bardzo
lubił, gdy czuła się szczęśliwa.
- Mówiłem ci, że cudownie dziś
wyglądasz? – uśmiechnęła się, wychwytując jego spojrzenie. – Nawet z tą trawą
we włosach – ujął między palce małe źdźbło i wyrzucił je, po czym pogładził jej
miękki policzek wierzchem dłoni. – Tobie pragnę ofiarować wszystko, co posiadam
najcenniejsze. Jeśli zechcesz, zdobędę dla ciebie, nawet gwiazdkę z nieba –
pochylił się i czule musnął wargami czoło, policzki i nosek , kończąc na ustach
Scarlett.
- Ty jesteś moją gwiazdką z
nieba, innych nie pragnę – spoglądała mu w oczy. W jej turkusowych tęczówkach
rozlewała się czułość. – Dziękuję – wtuliła się w Toma, szczelnie obejmując go
w pasie. Tuląc policzek do jego torsu, czule musnęła go wargami, pozwalając
sobie zatonąć w jego bezpiecznych objęciach.
Burlesque
OdpowiedzUsuń27 kwietnia 2010 o 19:52
Podobało mi się zakończenie. Wiesz, że nie przeczytałam do końca z powodu wyjazdu, ale teraz to nadrobiłam :)Podoba mi się to, że Scarlett lubi dzieci. Ja osobiście za bardzo nie przepadam, ale to plus dla niej, że lubi się bawić. I w ogóle chyba wiem, o czym Billosław chce porozmawiać z Szajem. Mimo, że nie wspominałaś o tym :-P I wynalazłam literówki, ale to odeślę poprawione :)Kocham:*:*:* <3<3<3<3<3<3 ps. patrz, jaki fajski podpis sobie zrobiłam:D teraz nikt mi nie podskoczy:D
~Kasiek
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 01:00
och…było tak romantyczne i tak ciepło, i słodko, że aż się rozczuliłam. ten końcowy moment, w kuchni, gdy zaczął grzebać po kieszeniach, rozkleił mnie najmocniej. choć nie było w nim seksu ani żadnych jego podtekstów (co kocham) to… po prostu, było cudownie. takiego go widzę, słodkiego i naturalnego, który stoi, uśmiecha się i wszystko dookoła przestaje istnieć. i czasami tak bardzo chciałabym wejść do jakiegoś opowiadania i dostać choć troszkę z tego, co dostają te one, od niego.kochaaaam.ps. kasiek is ugly man xD
Dark Queen
Usuń24 kwietnia 2010 o 13:11
Kasiek nie jest agli xDWieesz, to chyba każda z nas po części by trochę chciała. Bo w zyciu przecież nawet jak jest dobrze, to nie ma aż tak dobrze. I choć czasem mi się wydaje, że mają zbyt słodko, że zbyt ukwiecam tą ich miłość, to zaraz myślę sobie, że skoro życie jest tak nieidealne, to niech chociaż fikcja będzie doskonała.
~Róża
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 11:38
Wzdychałam co chwilę w tym odcinku. Mike jest idiotą. Operacja plastyczna tylko dlatego, żeby mógł przelecieć Scarlett? Pogrzało go do reszty xD. A już myślałam, że o nim zapomniałaś i da tej biedaczce spokój…Scarlett i Tom to najsłodsze stworzenia na Ziemi, przynajmniej w Prinzu. To jest aż nazbyt idealne. Ale najbardziej się cieszę, że jest Candy! Ona jest kochana. I cieszę się, że Bill będzie rozmawiał z Shiem, cieszę się… No, cały czas xD. Ale uznałam, że jest tutaj stanowczo za dużo seksu, zdenerwował mnie i poczułam się niezadowolona. Niedługo tylko o seksie będziesz pisać, w międzyczasie robiąc zaręczyny xDDDD.Nie mogę się doczekać, aż Liv i Georg się dogadają. A, właśnie! Boskie było to zdanie o „nie byciu”. Było kilka takich, które bardzo mi się podobały. Ale to pobiło na głowę wszystkie.Czekam na kolejny :***.
Dark Queen
Usuń24 kwietnia 2010 o 13:29
Mike ma plan. Bardzo dokładny plan. Dlatego zniknął z życia Scarlett, bo chce by był idealny, ale o tym przekonasz się w swoim czasie xD Gdyby miał zniknąć wraz z końcem szkoły, nie trudziłabym się kreowaniem jego postaci. Wiem, że ten post nie był jakiś świetny. Zdaje sobie z tego sprawę i wcale nie jest mi z tym przyjemnie. Jednak ciszę się, że jednak trochę powzdychałaś^^
~Traumfaengerin
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 12:20
Przeczytałam. I… nie zachwycił mnie tak jak poprzednie, aczkolwiek nie było tragicznie ^^. Bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa o co Bill chce zapytać Shie. Mam nadzieję, że dokładnie przedstawisz nam ich dialog. Mike jest chory psychicznie, zdecydowanie. I wiesz, że wywołałam wilka z lasu? Tak się ostatnio zastanawiałam, że duet S&M gdzieś zniknął, ale bardzo się z tego cieszyłam. No i właśnie przestałam się cieszyć :p. Faaajnie, że Scarlett tam była, rozmawiała z tymi wszystkimi ludźmi i w ogóle. Uznałam, że zawalam Ivy, bo ona strasznie narzeka na bycie gwiazdą, a powinna się cieszyć. I że dzięki Twoim opisom Scarlett będzie o wiele większą gwiazdą, niż Ivy jak się nie postaram i dziewczyna nie zmieni swojego nastawienia xD.Prezenty Toma mnie rozczuliły, choć nie wyobrażam go sobie z łańcuszkiem z połówką serca na szyi. Mam nadzieję, że łańcuszek pasował do niego xD. Pierścionek śliczny ^^. Ja też myślałam, że to już zaręczyny xD. Muzyka z Ostatniego Mohikanina przepiękna. I tak przyjemnie mi jeszcze grała, gdy skończyłam czytanie… ^^.
Dark Queen
Usuń24 kwietnia 2010 o 13:35
Jak już pisałam Róży, ten post nie był taki jak być powinien i jakoś to muszę przetrawić. Ale tak to już chyba jest, że jak się w coś zabrnie, to potem trudno zawrócić, nie? Z nim tak było. W ogóle miał być zupełnie inny. Pomińmy. Oj, bo Ivy to by chciała tylko z Billem i do Billa, a jak chciała być gwiazdeczką teraz musi się dzielić. Lajf is brutal^^Tom ma doskonały gust i wybiera same ładne rzeczy. Poza tym będzie nosił ten łańcuszek nosił pod koszulką, żeby mu go jakaś napalona fanka nie zabrała, o.^^Do zaręczyn to jeszcze długa, długa droga^^
~Nadie
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 13:33
króóóótko jakoś! ale było mizianie, więc jestem w stanie ci wybaczyć. ale okej, może lepiej przejdę do konkretów, bo znów nie skończę. po pierwsze, ty wiesz, że ja ją pierwszą część czytałam wczoraj (tzn. pierwszy kawałek) i wiesz, że byłam mega zmęczona i czy ja dobrze zrozumiałam, że Mike planuje zrobić sobie operację plastyczną? mwahahh xD po drugie…to miało zostać na koniec, ale już nie mogę, nooo! bo S. i T. są taaaacy fajni, wiesz? jak ja ich lubię razem! i osobno też, no ale razem też też! widzisz, już zaczynam bredzić, jest raaaaaano. po trzecie, tak się zastanawiam, czego biseks może chcieć od shie? i nie mam żadnego pomysłu, więc albo coś przegapiłam albo to będzie jakiś nowy wątek albo jest gejem i chciał zagadać a nie wiedział jak! po czwarte, powinnam właśnie czytać streszczenia WSZYSTKICH lektur od początku gimnazjum, bo wiesz, że ja już we wtorek mam egzaminy? o ile z humana liczę na powiedzmy sporo punktów, tak z matmy będę zadowolona przy 20! bo to co oni tam dają to się w pale nie mieści..mieliśmy dwa próbne i w obu zadanie z fizxyki było źle sformuowane i nie liczyli nam punktów! gaaad, masakra co nie? dobra, koniec. idę czytać te streszczenia ble ble ble (może jednak powinnam była czytać lektury na czas…) i paaaa!
~Dark Queen
Usuń24 kwietnia 2010 o 14:15
Tak, chce ją zrobić, bo ma plan, ale to już pisałam, bodaj Róży. Wiem, że S. i T. są fajni. Kto jak kto, ale ja to wiem bardzo bardzo dobrze :DI muszę Cię zapewnić, że ani Bill ani Shie, nie są gejami. Spotkają się w zupełnie innej sprawie xD Zobaczysz. Nie bój się o testy. Toż to pryszcz! Sama zobaczysz, że ten stres i to wszystko okaże się zupełnie niepotrzebne. Ja nie powtórzyłam NIC – tu wcale nie mówię o mojej maturze xD – i polski napisałam na 47 pkt, a matmę… a matmę ciut słabiej xDBędę trzymać kciuki :D
~Lestat
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 17:41
Czy ja wczoraj nie mówiłam przypadkiem, że lubię czarne charaktery? Chyba mówiłam. No i nie będę się od tego wymigiwać, bo taka jest prawda, czarne charaktery mają w sobie coś takiego, ze magnetyzują i przyciągają. Ale Mike do tego grona z pewnością nie należy. On jest po prostu irytującym, cynicznym dup.kiem i hipokrytą. Jest niesamowicie wnerwiający z tym swoim uporem. Jakby nie mógł już jej dać spokoju! Ciekawa jestem co on teraz wymyślił. Eeee, operacja plastyczna? Na to bym nie postawiła, zbyt duże ma mniemanie o sobie ten chłoptaś. Czyli zostaje amnezja. Ciekawa jestem co on planuje… Oj ten Tom. Ależ on jest… Tomowaty! Kurczę, no po prostu uwielbiam tego chłopaka u Ciebie. Jest taki idealny. Szkoda tylko, ze ideałów nie ma. No dobra, popija sobie czasem, chociaż już właściwie nie, ale to nie zmienia faktu, ze jest niemal idealny. Czarujący. Tak, to chyba najlepsze słowo. Mówiłam już, ze ich miłość jest cudowna? Na pewno mówiłam, ale ja bym to mogła powtarzać w nieskończoność. No i jeszcze ten prezent urodzinowy. Kurczę, właśnie się zaczęłam zastanawiać nad tym czy kiedyś widziałam chłopaka z zawieszka w kształcie serduszka na szyi. Dochodzę do wniosku, że nie. No, ale to tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, ze jest idealny. Co prawda trochę się to kłóci z moim zapotrzebowaniem na realizm w opowiadaniach, ale w końcu to jest fikcja literacka i w niej czasem właśnie tego potrzeba, tutaj sobie można pozwolić na wszystko :]Zastanawiam się jeszcze nad tym czego Bill może chcieć od Shiea. Przecież on jest policjantem, o ile dobrze pamiętam. Hmm, ciekawe co tam Kaulitz wymyślił? Bo ja jakoś nie mogę znaleźć sensownej odpowiedzi na to jak Shie mógłby pomóc jemu, Rainie i Candy. No, ale tym bardziej niecierpliwie będę czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam, trzymaj się :*
Dark Queen
Usuń25 kwietnia 2010 o 13:14
Jeśli jakkolwiek zdradziłabym plany Mike’a, odebrałabym sobie całą zabawę. Z założenia miał być pustym, zbyt pewnym siebie chłopcem i chyba mi się udało. Jego postępowanie miało być jeszcze bardziej godne pożałowania i na pewnie nadrobię tą zaległość^^ Jego plan działania wyklaruje się, choć może nie od razu. Zdaję sobie sprawę z tego, że miłość Scarlett i Toma jest słodka, jest może odrobinę nierealna, ale w moim założeniu oni mieli po prostu kochać. Tak jak innymi bohaterami targają niepewności, strach i co tylko może być, tak oni, gdy pojęli siłę swojego uczucia, oddali się mu bezwarunkowo, choć od razu muszę zaznaczyć, że zawsze słodko nie będzie. Też przejdą swoje^^ Chyba będę okrutna…Pierścionek z topazem był w planie od początku. Do kolekcji brakuje mi tylko szafiru jeszcze^^ W każdym razie, pierścionek z topazem miał być prezentem urodzinowym od samego początku. Taki mały symbol. Turkus otrzymała od taty, topaz od Toma, a o szafirze jeszcze pomyślę^^ Wszystko sprowadza się do niebieskiego i do moich ukochanych kamieni szlachetnych. Natomiast na serduszko wpadłam dziesięć sekund przed tym, nim o nim napisałam. Zobaczyłam scenę, która będzie mieć miejsce w dalekiej przyszłości i musiał je jej ofiarować. Fakt, faceci nie są z reguły tak podatni na szczegóły jak kobiety, ale to w końcu Prinz, prawda? Byłam przekonana, że powód, dla którego Bill zechce rozmawiać z Shie’em okaże się jasny od początku, to Ci zaskoczenie! Kurczę, udało mi się być nieprzewidywalną^^ Wszystko wyjdzie na jaw już niebawem ;) Pozdrawiam ;)
~K.
OdpowiedzUsuń25 kwietnia 2010 o 11:32
Witam :* Ale się ucieszyłam, gdy weszłam dzisiaj do Ciebie i zobaczyłam nowość. Odcinek bardzo mi się podobał. Był taki lekki, przyjemny, przepełniony uczuciem, jakie wiąże Scarlett i Toma. Widać chłopak bardzo obawia się, o to co się wydarzy, gdy dziewczyna osiągnie sukces. Dla mnie jest to zrozumiałe, bo sam żyje w tym świecie i wie, jak ciężko w nim jest. Mam jednak nadzieję, że ich związek się nie skończy, bo jest naprawdę godzien pozazdroszczenia. Ajć, urodziny! Świetnie tak rodzinnie; najlepsze są takie, gdy spędzasz je w gronie osób, na których Ci zależy. Bardzo mi się podobało! Już nie mogę się doczekać kolejnej nowości ;D Jesteś świetna! :)
Dark Queen
Usuń25 kwietnia 2010 o 13:21
Oj, nie skończy się, nie skończy. Jak już wspominałam wyżej, przyjdą swoje, ale ich miłość jest po prostu, jezt bezgraniczna i prawdziwie prawdziwa. To ta z miłości, której nigdy nie zastąpi inna, choć można być spróbować kochać na nowo. Choć czeka ich wielka próba i to już całkiem niedługo przejdą przez nią, choć początkowo będzie mogło wydawać się inaczej ;) Swoją drogą, kiedy zerknęłam w swoje zapiski, aż dziwnie mi się zrobiło, kiedy uświadomiłam sobie, że to już ten etap historii.. ;)
~K.
Usuń25 kwietnia 2010 o 21:32
Zazdroszczę im tego uczucia, bo teraz, to naprawdę rzadkość tak kochać. Cieszę się, że ich miłość jest tak silna, że nikt, ani nic nie jest ich wstanie rozdzielić. :) Już nie mogę się doczekać nowego odcinka :) I życzę Ci, aby ‚ten’ etap opowiadania poszedł Ci równie dobrze, co te wcześniejsze. ;* Jesteś kapitalna! Całuję! :
eternityy
OdpowiedzUsuń25 kwietnia 2010 o 19:01
Dziewczyno jesteś głupia. Tak, mogę tak powiedzieć i to tylko dlatego, że: CO TY JESZCZE ROBISZ NA BLOGACH?! powinnaś książki pisać, zgłaszać się do konkursów i w ogóle wykorzystywać swój hiper talent! I w tym tkwi ta Twoja „głupota”. Taką miłość jaką nam opisujesz, mogę powiedzieć, że… że się spotkałam (nie mówię, że kogoś kopiujesz, nic z tych rzeczy), chodzi mi bardziej, że spotkałam się z nią w realnym świecie. Była taka prawdziwie prawdziwa i bez żadnej skazy, taką przez która wystawiała na próby i te próby się wygrywało. Taka miłość mówią, że się podobno nie zdarza, ja w to nie wierzę, bo to nie prawda jest. Istnieje, tylko trzeba się rozejrzeć. Bardzo lubię Twojego Billa, jak i Toma. Ogólnie mówiąc wydają mi się oni wszyscy tutaj prawdziwi. Nie jakieś wymuszone czy tam wszystko na silę. Mam wrażenie, że oni żyją naprawdę, a Ty tę historię spisujesz, nie dlatego, że ją wymyśliłaś, tylko, że usłyszałaś o niej, że się zdarzyła naprawdę i chcesz ją przedstawić za pomocą słów. Takie odnoszę wrażenie, że TO już było. A Ty to opisujesz tylko dlatego, żeby nikt o niej nie zapomniał. Chyba mnie rozumiesz, gadam jakaś niezrozumiale^^ No mniejsza o to. :D Ogólnie mówiąc, jestem pod w i e l k i m wrażeniem, naprawdę! Jeszcze nigdy nie czytałam takiej historii, która byłaby tak szczegółowa i wszystkie kawałeczki składały się w jedną spójną całość. :) Kocham Cię dziewczyno po prostu za to i mam nadzieję, że jak już wszystko się skończy, zaczniesz coś innego (wolałabym bardziej, żeby to nie było na blogu, tylko w formie papierniczej i żeby taaak ładnie sobie stało w księgarni), ale co ja tu Ci będę gadać. :)Jesteś najlepsza, jesteś moją inspiracją!Pozdrawiam. :)irreplaceable-joe
Dark Queen
Usuń26 kwietnia 2010 o 20:37
o matko. dzięki wielkie. jak sobie przeczytałam ten Twój komentarz, to aż mnie zamurowało^^Naprawdę, może to zabrzmi trochę patetycznie, ale trudno. Dla mnie autorki opinia taka jak Twoja naprawdę wiele znaczy. Tu nie chodzi o to, że lubię tylko pozytywne opinie. A krytyka jest be. Krytyki też bardzo potrzebuję, by doskonalić, to co tutaj jeszcze takie nie jest. A mój styl ma jeszcze wiele do życzenia. Nie o tym miałam. W każdym razie, opinie takie jak Twoja są mega pozytywnym kopniakiem. Taka świadomość, że są ludzie, którzy naprawdę czekają, bardzo podbudowuje :)A kiedy będzie mnie można znaleźć w księgarni, może uda się tak, że będziesz wiedzieć ;)
eternityy
Usuń29 kwietnia 2010 o 18:50
Oooo, to ja myślę, że się o tym dowiem. :) Bo takie komentarze (że chaos w nich), to ja tylko umiem pisać. Może następnym razem bardziej mi wyjdzie.^^I powodzenia na maturze, będę trzymać kciuki!
~Aveen
OdpowiedzUsuń26 kwietnia 2010 o 05:54
Mi brakuje słów, czyli musi być zajebi.ścieJeju, jak ja kocham, jak oni się sobą kochaja.
~Schwarz
OdpowiedzUsuń27 kwietnia 2010 o 16:41
Uhh.. nareszcie mam chwilkę, żeby coś tu skrobnąć ;D grrr… nienawidzę Mike’a! Czy on kiedyś zrozumie, że Scarlett nigdy nie będzie jego? Miał swój czas i nie wykorzystał go, to teraz nara. Mmm… odcinek przesłodki! Uwielbiam takie odcinki w Twoim wykonaniu. A co do Billa to czy on może chce pogadać z Shie o sytuacji Rainie? W końcu Shie jest/był policjantem o ile dobrze pamiętam xD a o Scarlett i Tomie się nie wypowiadam bo znów się będę powtarzać ;D powiem tyle, że scena z wręczeniem pierścionka prześliczna! ahh ^^
~Katalin
OdpowiedzUsuń28 kwietnia 2010 o 12:08
A ja wiem chyba co to za plan ma Mike! Haha!:) Sprytna jestem, coooo?:) Dobra, nie bede pisac głupot. Wrócę tu, jak bede mogła na spokojnie, jeszcze raz przeczytać. Si ju:******
~Alevue
OdpowiedzUsuń28 kwietnia 2010 o 23:18
Tęsknię, Kocham i Dziękuję. Za wszystko. Tak po prostu. <3
~Slouch
OdpowiedzUsuń2 maja 2010 o 15:16
Na podstawie twojej historii spokojnie można nakręci film fabularny, albo chociaż serial wielosezonowy xdd Jestem pod wrażeniem, zabrakło mi słów, aby określić twoje opowiadanie :) były chwile, gdy się śmiałam, ale i gdy ocierałam pojedyncze łzy :) niewiele jest osób, które potrafią to u mnie „wymusić” xd mogę dodać takie cudo do linków ? :>[miss-impatient]
UsuńDark Queen
2 maja 2010 o 23:02
Serdecznie dziękuję za tak miłe słowa i witam Cię ‚na pokładzie’ ;)Oczywiście, że możesz dodać Prinza do linków. Będzie mi miło ;)
ariel_ka
OdpowiedzUsuń3 maja 2010 o 17:21
Ja to mam tutaj sporo do nadrobienia – dam radę… Miałam się odezwać jak już będę na bieżąco, ale – skoro w tym roku to Ty zdajesz maturę (na szczęście mam to już za sobą -.-”) – to życzę Ci połamania pióra/długopisu/ołówka! Oczywiście będę trzymać kciuki. Powodzenia!!!
~K.
OdpowiedzUsuń4 maja 2010 o 17:55
Powodzenia :* Trzymam kciuki :)
~Anneliese
OdpowiedzUsuń5 maja 2010 o 01:19
TYLKO NIE MÓW, ŻE MIKE COŚ ZROBI SCARLLET!! Niech lepiej zrobi sobie operację, ja nie chcę, żeby coś się jej stało :( Już widzę tego smutnego Toma :( Och, a reszta postu to zwyczajnie miód. W ogóle to powinno być karalne, ale nie będę teraz się tutaj skarżyć, że po raz kolejny zrobiłaś ze mnie kluchę wielkości kanionu i no.. :D OCH, JACY ONI SŁODCY!!!!!! *serducho* (też tak chcęęęęę! *beczy*
~czytelniczka:)
OdpowiedzUsuń12 maja 2010 o 17:11
i jak matura Dark? słyszałam, ze z matmy banalna podobno była ;p co zdawałaś i na jakim poziomie?
Dark Queen
OdpowiedzUsuń12 maja 2010 o 20:41
cóż, matma łatwa – jak dla kogo^^ dla mnie była do przejścia. myślałam, że będzie gorzej i chyba poprawka mi nie grozi xD reszta nawet przyzwoicie, choć godziny spędzone nad Prinzem, zamiast nad książkami dały o sobie znać, jestem nad wyraz zadowolona. w czerwcu okaże się czy słusznie :)
Burlesque
Usuń12 maja 2010 o 22:15
Kuuuurka wodna Darky pociśniemy na 110% xD ORALNE TEŻ, bo Ty kozaku masz jeszcze jeden dzień, kiedy ja jutro idę na ścięcie. Śmierć przez patrzenie na wredny uśmiech bab siedzących w komisji. Ale jak przez to przejdę to pocisnę attendrissement xD
~T.'s.
OdpowiedzUsuń13 maja 2010 o 08:04
żeby zmieścić się w 15 minutach musisz po prostu mówić szyyybko. xD ja też tęsknię, tęsknię i czekam.