20 sierpnia 2010

39. Bo do wielkiego szczęścia potrzeba tak bardzo niewiele.

[18 miesięcy później, marzec]

Czarne porsche gwałtownie zatrzymało się na podjeździe. Nim kurz zdążył opaść na dobre, drzwi otworzyły się, a ze środka wyłoniła się zgrabna noga, tuż za nią druga i wreszcie cała postać Scarlett. Zawiesiwszy na ramieniu przepastną torbę, odrzuciła do tyłu włosy, które przez minione miesiące wydłużyły się znacznie bardziej, niemal zupełnie zakrywając pośladki brunetki. Czując, jak krótsze, sprężyste loki znów opadają jej na twarz, jednym zgrabnym ruchem głowy, sprawiła, że – choćby na chwilę – opadły na jej plecy. Musiało zanosić się na deszcz, spojrzała w niebo i powoli skierowała się w stronę budynku. Autoalarm cicho zapiszczał, a światła mignęły. Wrzuciła klucze do torebki, uważnie stąpając po grząskim podłożu. Dopiero na trawniku – powiedzmy, że te ledwo wybujałe, zmarnowane kępki trawy mogła nazwać trawnikiem – przyspieszyła kroku. Koniecznie musiała omówić z Tomem kwestię zmiany nawierzchni podjazdu. Żwir przestał jej zdecydowanie odpowiadać, nie dosyć, że się kurzyło z niego, to jeszcze musiała się trudzić, żeby nie poskręcać sobie nóg. A przecież musiała o siebie dbać. Mimowolnie uśmiechnęła się, sięgając rękoma swojego brzucha. Tom stał obok werandy, rozmawiając z kierownikiem budowy. Jens Emrich tłumaczył mu coś, żywo gestykulując i raz po raz wskazując na dom. Tom, jakby pojmując o co chodziło, wtórował mu, wyrzucając z siebie potok słów. Jeśli chodziło o budowę, nie przesypiał nocy główkując nad najdrobniejszymi szczegółami. Objęła dom dumnym spojrzeniem. Sami stworzyli projekt. Sami rozplanowali wszystko, począwszy od kształtu budynku i na fakturze tynku skończywszy. Architekt jedynie dopomógł im w kryzysowych sytuacjach, albo kiedy zbytnio ponosiła ich wyobraźnia, ubierając ich wizje w obrazy. Później było trochę trudniej. Musiała łączyć pracę nad płytą, potem promocję i spotkania z ekipą budowlaną, niekiedy będąc w dwóch miejscach niemal równocześnie, a jeszcze później robić wszystko, by nie przesilać się przy tym zbytnio. Jednak żadnej z tych chwil nie oddałaby za nic. Ani tym bardziej tych, które spędziła wraz z Tomem. To był długi i zarazem jeden z najbardziej intensywnie przeżytych okresów jej życia. Nie żałowała ani jednej minuty. Zmieniło się niemal wszystko, choć pozornie zostało takie samo. Ku potwierdzeniu własnych myśli, podniosła wzrok na budynek będący kwintesencją ich marzeń; najbezpieczniejszą z twierdz, najspokojniejszą z ostoi. Budząca respekt fasada była zaledwie kroplą w morzu wrażenia, jakie niósł za sobą ich dom. Delikatny, ciepły odcień bardzo jasnej cytrynowej żółci ścian, ładnie komponował się z czerwonymi, jakby nieco rdzawymi dachówkami, sprawiających wrażenie wypłowiałych, zniszczonych i o kilka tonów jaśniejszymi, w łagodnym odcieniu brązu wpadającego w miedziany, wykończeniami. Kolumny i prowadzące doń schody czyniły budynek bardzo wytwornym przy jego awangardowych kształtach. Na rozległej posesji zdążyła jako tako wyrosnąć zabiedzona trawa, nad której zasianiem trudził się cały sztab ogrodników. Upały, jesienne chłody, a późnie silne mrozy sprawiły, że wyglądała jak wyglądała. Scarlett liczyła, że teraz wiosną odżyje na nowo. Drzewa, których nie brakowało na całym terenie sprowadzono, niemal zahibernowane i na nowo powołano do życia, co uważała za cud i horrendalny wydatek. Jednak zdecydowanie warty swej ceny. Otaczały ich wiekowe buki, sosny, klony, jesiony i dęby, co wraz z masywnym ogrodzeniem i gęstym żywopłotem, dawało im cudowną swobodę i barierę przed światem. Budowali świat za swoją ścianą. Na samym środku części za domem, w której znajdowały się drzewa owocowe, rosła wątła jabłoń, którą Tom zasadził własnoręcznie wczesną jesienią. Tak krucha i delikatna, niemal niezauważalna wśród starych drzew opierała się kaprysom pogody, a podlewana codziennie zdążyła wypuścić jeden listek, nim przyszły pierwsze chłody. Była cudem, kolejnym małym cudem. Symbolem ich cudu. Przy sadzie zostawiono miejsce na ogród warzywny, a od frontu zasadzono w rabatach kwiaty. Choć teraz cudowna zieleń była jedynie bezkształtną, brunatną papką kępek, była pewna, że już niebawem na nowo odżyje. Zatrzymała się u szczytu ścieżki prowadzącej do drzwi wejściowych. Ślusarz montował zamek, inny budowlaniec majstrował coś przy oknie, ogrodnik posypywał czymś rabaty, a Emrich wciąż dyskutował z Tomem. W skupieniu słuchał tego, co mówił budowlaniec, raz po raz gładząc dłonią czarne warkocze. Odkąd pozbył się dredów, weszło mu to w krew. Jakby wciąż upewniał się, że jednak ich już nie ma. To była dla niego trudna decyzja. Przynajmniej trzy razy odwoływał fryzjera. Jednak potrzebował tej zmiany. Jej samej ciężko było się przyzwyczaić do ich braku, bo koniec końców lubiła, kiedy co rano łaskotały ją w szyję, gdy Tom budził ją pocałunkami. Były częścią czegoś, co przeminęło. Oboje o tym wiedzieli. Wieczny chłopiec zniknął bezpowrotnie, ustępując miejsca mężczyźnie. Jednak teraz był niemniej pociągający, jeśli nie rzec, że z każdym dniem bardziej. Zdawała sobie sprawę ze swojej niepoprawności, jednak co mogła na to, że tak bardzo kochała? Kiedy po raz wtóry uniósł dłoń do swojej fryzury, nie wytrzymała i zaśmiała się w głos. Poły jego kurtki rozszerzyły się, ukazując kraciastą koszulę luźno spuszczoną na wytarte jeansy, których nogawki, jak zwykle niedbale opadały na sportowe buty, zawsze idealnie czyste, teraz umorusane błotem. Zamiast po gitarę bardzo często ostatnimi czasy sięgał po łopatę, co było niesamowicie męskie. Mierzył, uzgadniał, sprawdzał, dopilnowywał, pracował, ciężko pracował. W ferworze obowiązków zdawał się nie zawracać sobie głowy życiem, które wiódł jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Żył teraz, prawdziwie żył teraz. Zespół większość czasu spędzał w domu, wyłączając kilka jednorazowych występów. A w domu często grał. Dla niej, dla siebie. To był jej Tom, cały Tom. Latem nie raz widywała go na samym szczycie drabiny, z młotkiem w ręce i nie potrafiła nie patrzeć, jak jego silne ręce pracują, jak napinają się mięśnie rąk, barków, pleców, jak z każdym dniem pokrywa je opalenizna, jak spływają po nich krople potu. A potem zostawiał wszystko, by choć na chwilę podejść do niej, by ją przytulić, pocałować, szepnąć kilka czułych słów i duszkiem wypić wodę, którą sumiennie mu przynosiła i znów wrócić, by tworzyć element ich przyszłości. Widziała, jak bardzo nieraz bolały go przesilone ręce, jak zmęczone ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a na dłoniach pojawiały się odciski, ale uparł się, by w miarę możliwości czasowych pracować z ekipą. Ona też pomagała, do czasu. Każdego z tych wieczorów, gdy wolał milczeć, wciskać twarz w poduszkę, niż szepnąć choćby słowo o tym, że bolało, ona i tak wiedziała. Czuwała razem z nim, przynosiła środki przeciwbólowe, rozmasowywała mięśnie, by kolejnego ranka zostawił ją o świecie i zaczął pracę na nowo. Jego spojrzenie się zmieniło. Już nie było tak beztroskie, pełne gorących uczuć. Spoglądały na nią ciemne oczy często zasnute mgłą, nieodgadnione, pełne czułości, niepomiernej miłości, ale i obawy przed tym, co przyniesie kolejny dzień. Oboje się troszkę tego bali, ale miłość.. ale miłość wystarczyła. Słysząc Scarlett, na krótką chwilę Tom przerwał rozmowę, by upewnić się, czy to aby na pewno ona, choć przecież nikt inny nie mógłby to być. Uśmiechnął się szeroko i zamieniwszy jeszcze kilka słów z Emrichem, ruszył w jej kierunku. Jego ruchy, jak zwykle były nieśpieszne, pełne nonszalancji i tej jemu specyficznej gracji, gdy delikatnie kołysał się idąc. Kiedy tak szedł do niej, na myśl przyszło jej wspomnienie popołudnia, w które zastała go samego na budowie, z łopatą w rękach. To było początkiem września. Wróciła z wytwórni i nie zastawszy już robotników, przeszła do ogrodu. Był tam, skąpany w blasku słońca niczym młody bóg, spulchniał ziemię, a mięśnie jego ramion napinały się, zarysowując dokładnie pod jego skórą, gdy odrzucał kolejne grudy. Czarne warkocze opadały na jego barki, poddając się ich silnym ruchom. Odziany jedynie w wyświechtane spodnie, z wytartą dziurą na prawym kolanie budził w niej dreszcze; to przyjemne ciepło, które zalewało jej ciało za każdym razem, gdy na niego patrzyła. Zsunięte nieprzyzwoicie nisko, ukazywały linię gumki bokserek, których później długo już nie ponosił. Ręce Toma pracowały metodycznie, a drzemiąca w nich siła, dostała tym swoje ujście. Był władczy, pewny siebie, skupiony. Przywodził na myśl podszytą bezpieczeństwem siłę. Patrzyła jak sadził drzewko, zdawałoby się kawałek suchego badyla, wkładając w to całą swą uwagę i z całą dokładnością, niemal w akcie celebracji, umieścił je w ziemi. Troszczył się o nie, jakby było symbolem nowego życia. Westchnęła, gdy zbliżając się, obejmował ją czułym spojrzeniem. Nie wiedzieć czemu jego intensywność malowała się rumieńcami na jej twarzy. Niezmiennie w czerni, stała u szczytu drogi, jakby czekając, aż ujmie jej dłoń i poprowadzi ją ku jej końcowi. Aż trudno mu było uwierzyć, że zastał ich dzień, w którym po raz kolejny miało zmienić się wszystko. Minione miesiące przeminęły w zastraszającym tempie, niosąc tyle samo rozterek, co szczęść. Ilekroć napotykali trudności, ilekroć tęsknota stawała się chwilą powszednią, tyle razy miłość wystarczała. Zbliżając się do Scarlett, objął ją prędkim spojrzeniem. Przez ten czas czarne włosy wydłużyły się znacząco, wciąż wijąc się we wdzięczne loki, jej twarz z każdym dniem stawała się piękniejsza, a sylwetka, której nieidealną linię tak ukochał, upłynniała się z dnia na dzień. Odziana w grube rajstopy, ciepły długi sweter i skórzaną kurtkę, która odrobinę tuszowała coraz bardziej zaokrągloną talię, zdawała mu się być tak bardzo niesamowita. Wieczorami, leżąc obok niej i tuląc ją do siebie, zastanawiał się czy można kochać jeszcze mocniej, a już następnego ranka przekonywał się, że tak. Gdy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk, zaborczo przytulił ją do siebie, czując jak instynktownie garnęła się do niego, z ufnością pozwalając otulić się jego ramionom.
- Znów prowadziłaś w szpilkach – mruknął karcąco wprost do ucha Scarlett.
- Też cię kocham, Tom i też cieszę się, że cię widzę – odparła zabawnie, a on w odpowiedzi wybełkotał coś niezrozumiałego w jej szyję, drażniąc jej skórę gorącym oddechem. Zaśmiała się cicho, łagodnie przywierając do jego torsu. Martwił się. Nigdy nie pochwalał tego, że prowadziła w wysokich butach, a teraz tym bardziej. – Przecież dobrze wiesz, że już nie prowadzę w butach na obcasie. Zmieniam je przed i po jeździe. Cwana jestem, co? – mruknęła, zagryzając płatek ucha Toma. Jego dłonie czule, acz stanowczo zacisnęły się na jej talii. Była tak cudownie miękka i delikatna. Przesunął je, zamykając na mocno zaokrąglonym brzuchu brunetki. W jednej chwili spłynął po nim spokój. Odprężony przymknął powieki, opierając policzek na czubku jej głowy. Poczuł ruch. – Czujesz? – zagadnęła, a on uśmiechnął się szeroko, odsuwając na tyle, by móc objąć spojrzeniem twarz i brzuszek Scarlett.
- Cześć, dzieciaku – pogłaskał czule całą powierzchnię jej brzucha, kilkoma kolistymi ruchami. Scarlett zabawnie wypięła się do przodu, jakby chciała polepszyć sobie widok. – Byłeś dziś grzeczny?
- Nie mów tak brzydko, bo twoje dziecko urodzi się z uszczerbkiem w psychice. Dzieciaku to tak nieładnie. Dziecinko, dzidziusiu, kruszynko, maleństwo, skarbeczku, wszystko jest dozwolone, ale nie dzieciaku. Chciałbyś, żebym mówiła do ciebie facecie? – posłała mu butne spojrzenie spod przymrużonych powiek i wydęła dolną wargę. – Mama cię obroni – odparła pewnie, patrząc na swój brzuch.
- Oho, już je rozpuszczasz – zaśmiał się, kręcąc głową i pochyliwszy się do niej, pocałował Scarlett długo i czule, zamykając ją pewnie w swych ramionach.
- Tom, skończyliśmy – usłyszeli za sobą głos kierownika budowy. Niechętnie odsunął się od Scarlett, obejmując ją jedną ręką w pasie. – Witam, jak się pani miewa? – Scarlett uśmiechnęła wdzięcznie, gdy spojrzenie mężczyzny zatrzymało się na dłoni Toma zamkniętej na jej brzuchu.
- Dziękuję, nie narzekam.
- Resztę formalności omówimy, kiedy przyjedziesz do firmy. Skompletujemy dokumenty i rozliczymy wszystko do końca.
- W porządku – uścisnąwszy dłonie, podał Tomowi komplet kluczy.
- Pozostałe dwa zostawiliśmy w kuchni – Tom skinął głową. – A teraz się żegnam – mężczyzna wymienił z Tomem jeszcze jeden uścisk rąk i prędko odszedł, a za nim kilku innych robotników, którzy pożegnali ich skinieniami. Tom na powrót zamknął Scarlett w swoich objęciach. Zadarła głowę, spoglądając na niego z uśmiechem. Ucałował ją w czoło, przygarniając bliżej siebie. Krągłość jej ciała przyjemnie napierała na niego. Tak bardzo ją czuć. Chełpił się świadomością, że Scarlett nosi w sobie część niego samego.
- Wierzysz w to? – zagadnęła po chwili milczenia.
- Ani trochę.
- Pamiętam, jak rok temu staliśmy tutaj i otaczało nas gołe pole. A dziś… - urwała, nie mogąc znaleźć słów. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Poczekaj – odparł z nic nie mówiącym uśmiechem na twarzy. Poprowadził ją do wejścia, z zadowoleniem wpatrując się w fasadę. Pokonali kilka schodów, i zatrzymawszy się przed solidnymi drzwiami z ciemnego drewna, Tom majestatycznym gestem wsunął klucz do zamka, a kiedy ten zgrzytnął, otworzył na oścież drzwi. Ze środka uderzyło ich ciepło przemieszone z zapachem nowości, farb, klejów i drewna. Odchrząknął i wziąwszy na ręce wiedzącą już, co się święci Scarlett, dumnie przeszedł przez próg. Mocno zacisnęła ręce na szyi chłopaka, całując jego skroń. Ułamek chwili, jeden krok, a wszystko, jakby nagle się zmieniło. Wewnątrz, złożył na jej ustach gorący pocałunek, po czym postawił ją na podłodze. Obcasy stuknęły o nowiutkie panele. – Witaj w domu, Maleńka – wyszeptał, spoglądając jej w oczy. Jego dłoń przemknęła wzdłuż jej puszystego policzka. Patrzyły na nią oczy pełne miłości, bo przecież wystarczyła.
- W naszym domu – dodała, ufnie wtulając się w jego tors.
*
  
Dziewczyna, którą właśnie skończyła fotografować, zaczęła wyswobadzać się z tiuli, które otulały ją podczas kilku ostatnich zdjęć. Uśmiechając się pod nosem, Liv pstryknęła kilka kolejnych zdjęć, nim modelka zdążyła zareagować. Dumnie ciskała na prawo i lewo delikatnym materiałem, choć jak najprędzej wyjść z linii ognia. Jej zacięta mina i gwałtowne ruchy, w pełni zadowoliły brunetkę. Emocje, wreszcie ujrzała u niej prawdziwe emocje. Niezrażona jej morderczym spojrzeniem fotografowała jej odziane jedynie w białą bieliznę i przeraźliwie wysokie szpilki niemal tak samo jasne jak jej mleczna skóra, póki nie zasłoniła dłonią obiektywu.
- Skończyłaś? – odparła z niesmakiem patrząc na Liv. Brunetka zadarła głowę do góry przekornie mrugając do modelki.
- Zobacz sama – odsłoniła ekran monitora, pokazując Nadii efekty ich pracy. – Widzisz, kiedy dajesz oznaki życia, a nie usiłujesz udawać posąg, jesteś o wiele ładniejsza. Dziewczyna żachnęła się, gromiąc Liv spojrzeniem. – Nie pusz się tak, tylko spójrz wreszcie na ten ekran. Mówię ci, że to pójdzie na okładkę – Liv wskazała fotografię, na której Nadia ze skupieniem starała się wyswobodzić z tiulu, zatapiając w nim dłonie. – Wyszłaś tu naprawdę ładnie. Kiedy jesteś taka poważna, wydajesz się niesamowicie nadąsana – najwyraźniej nieprzyzwyczajona do tak otwartej krytyki jej walorów, modelka poirytowała się jeszcze bardziej, choć za wszelką cenę starała się to ukryć. Liv pokręciła głową, uśmiechając się delikatnie. Nadia była bardzo zdziwiona, kiedy zamiast oschłych poleceń, Liv najpierw zapoznała się z nią, a potem pokrótce wyjaśniła jej w czym rzecz, jak miała wyglądać ich współpraca, a kiedy miękko prosiła zamiast rozkazywać, Nadia wyglądała na zupełnie zdezorientowaną. Dziewczyna nie była jedyną, wszystkie, z którymi miała dotąd do czynienia, były zaskoczone jej postawą. W sumie, to ją to cieszyło.
- Pokaż – rzekła urażona, pochylając się nad monitorem. Jej ściągnięta gniewem twarz w ciągu kilku chwil nabrała łagodności. Musiała dojść do podobnych wniosków. Wyprostowała się, spoglądając na Liv z góry i odrzuciła do tyłu gęste włosy, marszcząc brwi.
- Dobra jesteś, Carine miała rację – uśmiechnęła się krótko i majestatycznie odeszła do garderoby. Liv powoli spakowała sprzęt, uśmiechając się do siebie. To była jedna z jej pierwszych poważnych sesji. Musiała ją dokładnie opracować od początku do końca. Naczelna z powątpiewaniem zaaprobowała jej pomysł, ale teraz była pewna, że kiedy tylko pokaże jej zdjęcia, rozwieją się wszelkie wątpliwości. Fakt, nie przewidywała tej ostatniej serii robionej z zaskoczenia, ale jej samej wydawała się najlepsza. Liv czuła się dobra w tym, co robiła. Stojąc za obiektywem, miała wrażenie, że nic nie mogło jej zaskoczyć. Za obiektywem, wszystko wydawało się proste. Fotografowanie dawało jej wolność. Dawało jej spokój. Pozwalało kreować jej świat, w którym nic nie mogło pójść nie po jej myśli. No, chyba, że ktoś wszedł jej w kadr..
Carine miała rację. Płakała nie raz. Nie raz czuła się upodlona. Nierzadko przestawała też wierzyć; w siebie, marzenia, podjęte decyzje, własne ideały. Kilka słów Carine wystarczyło, by gotowa była zrezygnować, poddać się, zaprzepaścić to, czemu poświęciła tak wiele. Czasami chciała po prostu spakować się i wrócić do domu. Chociaż nigdy nawet nie spróbowała zapełnić walizki. Zbyt długo uciekała przed samą sobą, by tak łatwo skapitulować. Dlatego za każdym razem wracała i chociaż znów słyszała, jak bardzo była do niczego, walczyła dalej. Przy każdym tym powrocie, Carine uśmiechała się w ten dla siebie charakterystyczny sposób, którego Liv nie potrafiła rozszyfrować. Nie miała pojęcia, czy powinna cieszyć się, czy raczej martwić. Więc robiła swoje. Twardo parła na przód. Dzięki nieustannym tyradom, nauczyła się wyłapywać między wierszami cenne rady, które ku zdziwieniu szefów, wcielała w życie. Zadziwiała ich, wiedziała, że nie raz, choć nigdy nie usłyszała za to pochwały. Wręcz przeciwnie, Carine za wszelką cenę starała się ją złamać. Wypróbowywała jej hart ducha i miłość do fotografii. Przez długi czas, Liv myślała, że Roitfeld jej nie lubi, dlatego tak bardzo starała się skłonić ją do odejścia. Dopiero całkiem niedawno dowiedziała się, że ta szkoła życia, którą jej sprawiła, była wyrazem sympatii. Liv nauczyła się nie odpuszczać w chwili, kiedy przekonywała się, jak bardzo jej zależało. Tak jak zrobiła to z Georgiem. Była świadoma tego, że uciekła, bo zdała sobie sprawę, że go kocha, ale wiedziała też, że upłynęło zbyt dużo czasu, by bawić się w powroty. One przecież nigdy nie wychodzą. Nie mając przy sobie siostry, która zmusiłaby ją do walki o marzenia, sama musiała do nich dążyć. Nauki zdobyte w pracy, przeniosły się na życie. Teraz Liv czuła się silniejsza. Byłą pewna swoich decyzji, zarówno przeszłych, jak i przyszłych. Zgasiła światła i zamknęła studio. Zdała klucze strażnikowi i opuszczając budynek, szczelnie otuliła się kołnierzem wiosennej kurtki. Powoli ruszyła w stronę parkingu. Nigdzie jej się nie spieszyło. W mieszkaniu czekały na nią jedynie naczynia do pozmywania. Odszukała w torbie kluczyki i zatrzymawszy się przy granatowym peugeocie, zamki. Powoli wyjechała poza teren studia, prowadząc jakby na pamięć. Czuła się zmęczona. Było już późno, ale lubiła pracować do nocy. Wówczas robiła najlepsze zdjęcia. Może to kaprys szeroko odbezpieczyła pojętej weny twórczej, a może fanaberia, ale zamiłowanie do nocy miały ze Scarlett od zawsze. Ciekawa była, czy jej siostra wciąż ją podziela. Szkoła Carine skończyła się w dniu, w którym dobiegł końca jej staż. Pewna, że dostanie jedynie wypowiedzenie, zdziwiła się, kiedy naczelna oznajmiła jej, że chce by dołączyła do grona Voguea. Wystarczyło kilka słów Roitfeld, by cały ten koszmarny rok odszedł w zapomnienie. Pomimo, że nie usłyszała żadnego pochlebstwa. Czuła się doceniona jak nigdy dotąd. Na odchodne usłyszała tylko; ‘mówiłam, że zrobię z ciebie fotografa’. To wystarczyło, by Liv chodziła w szampańskim nastroju przez kolejne trzy dni. Carine Roitfeld była niczym wyrocznia. Respekt miał przed nią każdy, z kim Liv miała tam do czynienia. Zarówno najbardziej kapryśni fotografowie, niepokorne modelki, zarząd czy sekretariat. Była poważna, dystyngowana i elegancka, niczym księżna. Lodowa księżna. Nie raz słyszała, jak szeptali o niej, że jest maszyną, nie człowiekiem. Prawie nigdy się nie uśmiechała i niemal zawsze najpierw krytykowała, nawet to, co jej się podobało, by dopiero po wytknięciu błędów uznać, że było dobre. Liv mimo wszystko ją lubiła. Odkąd na dobre zaczęła pracować dla czasopisma, ich relacje uległy ociepleniu. Choć nie mogła ich nazwać jakkolwiek serdecznymi. Jedyną z największych oznak tej poprawy był ten nic nie mówiący uśmiech, który bardzo często malował się na twarzy Carine, kiedy oglądała jej prace. Minuty mijały, a Liv chłonąc obraz nocnego Paryża, zajechała w swoją ulicę. Miasto zachwycało ją co dzień od nowa, pomimo czasu, jaki w nim spędziła. Dozorca otworzył bramę i zjechała do garaży zawczasu otwierając drzwi. Zaparkowała i ociągając się, zabrała swoje rzeczy. Machinalnie zamknęła auto i wyszedłszy, zamknęła za sobą drzwi, wrzucając klucze do torebki. Wjechała na swoje piętro i niemal jak co wieczór spotkała Pierra. Wymienili pozdrowienia i rozeszli się w swoje strony. Dopiero, kiedy zamknęła wszystkie trzy zasuwy, odetchnęła głęboko. Miała za sobą zdecydowanie za długi dzień. Odwiesiła kurtkę i torebkę, zdjęła buty i wsunęła stopy w puchate kapcie. Najchętniej poszłaby spać. Niestety, nie ma tak dobrze. Widząc migającą kontrolkę, podeszła do telefonu i wdusiła guziczek sekretarki.
- Cicho, Tom! – słysząc konspiracyjny szept Scarlett, uśmiechnęła się pod nosem i rzuciwszy stercie talerzy mściwe spojrzenie, podeszła do zmywarki, zaczynając ją napełniać. Radosny słowotok jej siostry płynął nieskończenie. Poczuła ukłucie. – No i ten, ty w ogóle wiesz, gdzie my jesteśmy? – w tle usłyszała przekorne ‘uważaj, bo ci odpowie’. Scarlett prychnęła pod nosem, kontynuując. – Jesteśmy w domuuu! – pisnęła radośnie. – Choć dopiero jutro dowiozą resztę mebli, to i tak tu jest cudownie! Najchętniej wprowadziłabym się już miesiąc temu, ale Tom nie chciał – mruknęła oskarżycielsko. – Przeszkadzały mu gołe pustaki, czy ty to sobie wyobrażasz? – ‘gołe pustaki bywają całkiem niezłe, Maleńka’, Liv roześmiała się w głos, wsłuchując się w szuranie po drugiej stronie. Oni chyba nie potrafili już żyć bez tych przekomarzań, tak jak nie umieli żyć bez siebie. ‘Zafunduję ci takiego gołego pustaka, że ci się odechce, zboczeńcze!’ usłyszała jeszcze, nim jej siostra znów nie chwyciła słuchawki. Sapnęła groźnie. – Wybacz, małe zakłócenia na linii. Musiałam zdzielić cegłą jednemu pustakowi – warknęła, siląc się na powagę. – W każdym razieeeee, czekam tu na ciebie. Bilet zarezerwowałam ci na siedemnastego. Nawet nie próbuj się wykręcać pracą, spotkaniami, ani nawet tym, ze wieża Eiffla się wali. Lepiej mnie posłuchaj, bo przyjdę po ciebie nawet pieszo i siłą przyciągnę cię do Berlina – ‘ona nie żartuje’, usłyszała w tle. – Tak więc, skoro już ustaliłyśmy, że ciężarnym się nie odmawia, muszę ci powiedzieć, że tu jest cudownie. Nie ma pojęcia, ile raz mówiłam ci o tym w ciągu ostatnich dziesięciu minut, ale tu naprawdę jest cudownie! Siedzimy na nie rozpakowanej sofie i co chwila przechodzimy do innego pokoju, żeby pobyć w każdym! Doszłam do wniosku, że wybudowaliśmy sobie fortecę, ale to nic! Ale.. och! Liv. Zobaczysz sama. Nawet pozwolę ci tu trochę pomieszkać, jak będziesz grzeczna! – zaśmiała się do słuchawki. – Kocham cię, łobuzie i chcę cię już tu. I w ogóle, zapomniałabym! W zasadzie to po to dzwonię. Wczoraj zobaczyłam twoją sesję w listopadowym numerze. Jesteś genialna! No, dobra, Tom udaje, że umiera z nudów i usiłuje wywrzeć na mnie presję. Nie wiem, czy bardziej nie boi się o rachunek telefoniczny, ale o tym pomyślę później. Kończę, łobuzie. Tęęęęęęsknię i czekam i wiesz.. zadzwoń do mnie, ale jutro. Dziś się wyśpij. Myślisz, że nie wiem, że siedzisz w pracy? – w słuchawce rozległo się głośne cmoknięcie. Liv uśmiechnęła się smutno, kiedy połączenie zostało przerwane i w mieszkaniu zaległa głucha cisza. Scarlett było wszędzie pełno, nawet jeśli znajdowała się setki kilometrów od niej. Brakowało jej siostry. Wszystko tak bardzo się zmieniło. One się zmieniły. Scarlett w sile budowała miłość. Liv swą siłę musiała okrasić morzem łez i wyrzeczeniami. Zapierała się w sobie, czerpiąc z resztek mocy, które w niej drzemały, by przetrwać. Musiała zaciekle walczyć, by dziś być tym, kim się stała. Chyba rozumiała już przez co kiedyś przeszła Scarlett. Miała fotografię. Była wolna. O czym mogła jeszcze marzyć? Nastawiła zmywarkę i spojrzawszy na zegarek, powoli przeszła do łazienki. Zdjęła koszulkę i wrzuciła się do kosza na brudy. Opłukała twarz wodą i ocierając ją ręcznikiem, spojrzała w swoje odbicie. Długa grzywka opadała jej na czoło, spod którego spoglądały niemal granatowe tęczówki, dłuższe włosy wiły się delikatnie wzdłuż policzków, opadając kaskadami na ramiona i plecy. Pociągnęła rzęsy tuszem. Ziewnęła rozdzierająco. Najchętniej poszłaby spać. Względy u Carine równały się maksymalnej dyspozycyjności i nakładowi obowiązków. Wczoraj do późnej nocy omawiała z Marcusem sesję, rano mieli próbne zdjęcia, w ciągu dnia musiała być w setce miejsc na raz, a wieczorem pracowała z Nadią. Jednak tak teraz wyglądało jej życie. Mało spała, mało jadła, nie miała czasu na nic poza pracą. Czuła się szczęśliwa, bardzo szczęśliwa, kiedy w ferworze zajęć nie miała czasu na niechciane myśli. Skazała się na samotność. Kilku francuzów odprawiła już z kwitkiem. Nie chciała nikogo na dłużej. Nie chciała nikogo na stałe. Jej serce było puste. Nakazywała mu takim być. Jednak czasem czuła się samotna. Kiedy wracała do mieszkania, Pierre i Hugo nie wystarczali. Dlatego, któregoś razu postanowiła, że już nie będzie sama. Przeszła do sypialni. Strzepnęła kołdrę, niedbale ścieląc łóżko. W szafie wyszukała szarą bluzeczkę z rękawem trzy czwarte i dekoltem w łódkę. Zakładając ją na siebie, usłyszała dzwonek do drzwi. Idąc do przedpokoju, odrzuciła do tyłu włosy i wygładziła bluzkę. Bardziej dla zasady, niż po to, by faktycznie sprawdzić, kto przyszedł, spojrzała w wizjer. Układając usta w iście radosny uśmiech, starała się, by wyszło naturalnie. Chyba się udało, bo gdy otworzyła drzwi, Constantin uśmiechnął się równie szeroko. Uniósł do góry rękę, trzymając w niej wino, pogłębiając wymowny uśmiech. W drugiej miał siatkę z jedzeniem na wynos.
- Pomyślałem o wszystkim – wszedł do mieszkania, a mijając Liv, pocałował ją krótko. – Cześć, kochanie.
- Przyniosę korkociąg.

Ilekroć otwierała drzwi, tyle razy pragnęła zobaczyć w nich inną twarz.  
* 

Ani Scarlett, ani Tomowi nie przeszkadzało to, że sofa na której leżeli wciąż była zafoliowana. Znaczenia nie miało też to, że szeleściła przy każdym najmniejszym ruchu. Mocno przytuleni rozmawiali o tym, co czeka ich jeszcze nim dom będzie w pełni wykończony. Niemal dziką przyjemność sprawiało obojgu wpatrywanie się w sufit ich salonu, a raczej świadomość, że to sufit salonu ich własnego domu. Nie żadnego mieszkania, w kupionym czy wynajętym domku, ale w ich własnym, w żadnym wypadku ciasnym. Szczelniej oplatając rękoma brunetkę, po raz kolejny przesunął się bardziej w głąb sofy, starając się z niej nie spaść. Sapnął zrezygnowany, kiedy po chwili znów leżał na samym brzeżku. Pomimo, że groziło mu lądowanie piętro niżej, spojrzał z aż nader widocznym uwielbieniem na brzuszek Scarlett, wytrwale przysuwając się bliżej niej. Zwolnił uścisk jednej ręki, wiodąc dłonią wzdłuż talii dziewczyny kreśląc rozmaite wzory aż do samego pępka szczelnie ukrytego pod grubym swetrem Scarlett. Delikatnie ułożył dłoń na jej sporym brzuchu.
- Naprzeciw naszej sypialni? – zagadnął, spoglądając na nią z leniwym uśmiechem na ustach. Uchyliła sennie powieki, wilżąc wargi koniuszkiem języka. Nie musiał tłumaczyć jej, co miał na myśli.
- Pokoik umeblujemy dopiero przed samym rozwiązaniem. Te po prawej i po lewej urządzimy na gościnne, ale będą stać wolne. Dopóki nie zamieszkają w nich prawowici właściciele – zaśmiała się, wtulając policzek w tors Toma. –  Gości będziemy kłaść na początku korytarza albo w drugim skrzydle.
- Chcę, żebyśmy mieli dzieci przy sobie.
- Dzieci – zaśmiała się. – Pozwól przyjść na świat pierwszemu – uniosła dłoń do policzka Toma, gładząc go czule. Uśmiechnęła się, czując pod opuszkami wczorajszy zarost. Wpatrywał się w nią przekornie dłuższą chwilę, dokładnie lustrując twarz brunetki. Jej ogromne oczy błyszczały lazurowym błękitem. Śmiały się do niego. Jej dłoń subtelnie błądziła po policzku Toma, gdy przeniósłszy spojrzenie z oczu na pełne wargi Scarlett, wpił się w nie namiętnie. Instynktownie zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej siebie. Ufnie przyjęła siłę jego pocałunku, oddając go z całą swoją żarliwością. Jedną ręką wciąż trzymał ją w talii, a drugą ostrożnie na brzuchu brunetki. Wciąż nienasycony, drażnił jej wargi nabierającym w mocy pocałunkiem, póki jego uszu nie doszło słabe westchnienie. Oderwał się od brunetki, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. Uśmiechała się niewinnie, a jej policzki zaróżowiły się uroczo. – Zostańmy tu dziś – szepnęła, kiedy spojrzał głęboko w jej oczy spod półprzymkniętych powiek.
- Nie ma tu jeszcze ani jednego łóżka, ani potrzebnych rzeczy i zaraz pewnie zaczniesz marudzić, że jesteś głodna – uśmiechnął się przekornie, kiedy zabawnie zmrużyła oczy.
- Tom – odrzekła zupełnie poważna. – Czy my przypadkiem nie raz potrafiliśmy świetnie poradzić sobie bez łóżka? – zaczęła tonem mędrca, a on zapowietrzył się, hamując wybuch śmiechu. – A poza tym, nieopodal znajduje się dobrodziejstwo takie jak całodobowy, więc raczej z głodu nie umrzemy. Natomiast w bagażniku masz koc, który również sprawdził się w wielu eeeeem… zaskakujących sytuacjach. Reasumując, nie widzę przeciwwskazań ku temu, abyśmy wybrali jeden z pokojów i zrobili piżama party, ale bez piżam – przez całą przemowę Scarlett wpatrywał się w nią uważnie, dławiąc falę śmiechu. Kiedy skończyła, roześmiał się radośnie, czule przygarniając ją do siebie.
- Przekonałaś mnie tym piżama party bez piżam – rzekł, całując dziewczynę w czubek głowy. Oburzyła się, trącając noskiem jego klatkę piersiową.
- Bez piżam, znaczy w ubraniu, Kaulitz – zadzierając głowę, posłała mu triumfalne spojrzenie. – A tak w ogóle, tooo.. – uśmiechnęła się słodko. – Jestem głodna – Tom znów wybuchnął śmiechem.  Nim poznał Scarlett, szczery śmiech był czymś, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Przy niej śmiech był czymś naturalnym, czymś co płynęło po prostu z serca. Był oznaką radości, której źródło stanowiła Scarlett. – Proponuję następujący układ. Ja wybiorę pokój, w którym będziemy spać, a ty pojedziesz po zakupy – rozbawiony, pokręcił głową, a wzburzona brunetka pociągnęła go za jeden warkoczyk. -  No wiesz? Kobiecie w ciąży się nie odmawia.
- Urodzona z ciebie organizatorka – mruknął zabawnie. – Za piętnaście minut wracam – Tom cmoknął Scarlett w czubek nosa i w jednej chwili już go nie było. Drzwi cicho trzasnęły za nim, a Scarlett podniósłszy się ociężale, ruszyła w kierunku schodów. Żółta sypialnia wydawała jej się idealna.

[SunghaJung ‘My heart will go on’ (Celine Dion cover)]

Zamknął za sobą drzwi na wszystkie zamki i pogasiwszy światła na parterze, powoli skierował się na piętro. Mijał kolejne pokoje, zastanawiając się, który mogła wybrać Scarlett. Choć wnętrza wymagały niemal całkowitego wykończenia i w dużej mierze świeciły pustkami, samo przebywanie w tym budynku budziło w nim przyjemne ciepło ogarniające całe ciało. Kiedy kilkanaście miesięcy wcześniej stali na terenie dopiero co zakupionej posesji, rozciągającej się dalej niż mógł objąć spojrzeniem, nie potrafił sobie do końca wyobrazić chwil, które teraz wspólnie przeżywali. Wszystko, co wówczas się działo, napawało go jednocześnie lękiem i budziło wielką radość. Podejmując decyzję o wspólnym mieszkaniu, a krótko po tym o budowie domu, nie widział lepszego rozwiązania. To było coś, czego pragnął najbardziej. Mając dwadzieścia lat, chciał rodziny. Własnej rodziny, stworzonej właśnie z nią. Dopiero później, kiedy pierwsze decyzje zaczęły rodzić kolejne, a machina przyczyn i skutków poszła w ruch, dotarł do niego ogrom zmian, które miały nadejść. Nie obawiał się tego, że może zbyt szybko zechciał zamieszkać ze Scarlett. Był pewien, po prostu pewien, że ona jest tą, na którą czekał, kiedy tak nieudolnie usiłował wmówić sobie, że nie pragnie miłości. Ogarnął go strach przed nieznanym, przed nowym życiem, którego wydawało mu się abstrakcją. Mrzonką, którą nosił gdzieś w głębi siebie, a która tak niespodziewanie stała się jawą. Wszystko było tak bardzo dobre, tak piękne, że aż nierealne. Zatrzymawszy się przy uchylonych drzwiach, po cichu wszedł do środka, omiatając wzrokiem prawie zupełnie nagie pomieszczenie. Jego uwagę przykuł materac znajdujący niemal na środku pokoju, niedbale odarty z folii, a na samym jego środku leżała Scarlett. Z błogim uśmiechem na ustach gładziła swój ogromny brzuch i nuciła jakąś melodię. Coś ścisnęło go w środku. Doskonale pamiętał dzień, w którym dowiedział się, że zostanie ojcem. Wówczas szczęście i jego lęki osiągnęły apogeum. Tak wiele razy mówili o dzieciach, o tym jak będą wyglądać i jakie cechy charakteru przejmą po nich. Pragnął zostać ojcem, pragnął zostać ojcem dziecka kobiety, którą pokocha prawdziwie. Był pewien, że tylko Scarlett mogła zostać matką jego dzieci. Podobno takie rzeczy się po prostu czuje, a on czuł, aż nader dotkliwie. Pomimo tych wszystkich wizji, wieść o jej ciąży zwaliła go z nóg. Uświadomił sobie, co tak naprawdę miało się zdarzyć. Co miało się zmienić. Pomimo paniki, która ogarnęła go w pierwszej chwili, kiedy już ochłonął i dotarł do niego sens słów Scarlett, uznał, że to było właśnie to, czego pragnął, że był gotów. Uśmiechnął się. Jego Maleńka była taka drobna, taka mała, a brzuch, który rósł bardziej z każdym kolejnym tygodniem ciąży, wydawał się mu zbyt duży, by mogła go udźwignąć. Jej widok budził ciepło, takie jedyne i niepowtarzalne. Takie, jakie tylko mogła dać mu miłość. Przymknął drzwi i odrobinę przygasił światło. Dziewczyna przestała nucić, posyłając mu senne spojrzenie.
- Mówisz i masz – uśmiechnął się rozbrajająco i idąc ku niej, zatrzymał się przy kaloryferze, podkręcając temperaturę. Przypatrywała się każdej wykonywanej przez niego czynności, cierpliwie czekając, aż wreszcie wróci do niej. Zdjąwszy obszerną kurtkę, usadowił się obok, rozkładając przed sobą zakupy. – Jogurty, wafle, batoniki, bułki ziarniste, soczek marchewkowy i żelki – wymieniał, spoglądając na jej zadowoloną minę. – Co pani życzy?
- Ja poproszę batonika – rzuciła niewinnie wyjmując z siatki trzy na raz. Tom roześmiał się znów, a jego śmiech był tak bardzo zaraźliwy, że sama nie potrafiła się nie śmiać. – I żelki – uśmiechnęła się szerzej, zabierając z torby ukochaną słodkość.
Mijały minuty, a może i nawet godziny, nie rejestrował upływającego czasu. Siedział wparty o jedną ze słonecznie żółtych ścian, a Scarlett tuż przy nim, ufnie wtulona w jego tors. Spała, a jej regularny oddech, dawał mu spokój. Opierając głowę o ścianę, przymknął powieki, a jego dłoń powędrowała na brzuch brunetki. Delikatnie gładził go, po raz wtóry poznając na nowo każdą wypukłość. Teraz, w tej  właśnie chwili trzymał w ramionach cały swój świat. Cisza powoli kołysała go do snu. Przed oczami przewijały się obrazy minionych miesięcy. Kiedy to wszystko się działo, kiedy kolejne zdarzenia następowały po sobie w ekspresowym tempie, nie miał czasu, by zatrzymać się i pomyśleć. Dopiero w chwilach takich jak ta, w ciszy i zupełnym spokoju, wracały do niego, zupełnie zajmując mu myśli. Pamiętał jej głos, jej śmiech, kiedy zobaczywszy tą działkę od razu wiedzieli, że to ich miejsce. Ich miejsce na ziemi. Mruknęła przez sen coś niezrozumiałego, mocniej wtulając się w jego tors. Uśmiechnął się, przyganiając Scarlett bliżej siebie i całując ją w czubek głowy. Bał się, że kariera zniszczy coś między nimi. Bał się, że nie przetrwają, bo czas i miejsca staną przeciwko nim. Obawiał bardziej z każdym kolejnym dniem zbliżającym ją do ukazania się płyty. Jednak z czasem zrozumiał, a raczej upewnił się, że to przecież jego Scarlett, odporna na bodźce, wytrwale zmierzająca ku temu na czym jej zależało. Pojął, że jego obawy były zupełnie bezpodstawne. Sięgnął po swoją kurtkę i złożywszy ją w kostkę, ułożył tak, by Scarlett mogła ułożyć na niej głowę. Potem wstał najdelikatniej, jak mógł, by jej przypadkiem nie obudzić i wyszedł na balkon. Jego ciało omiotło chłodne, listopadowe powietrze. Niezrażony podszedł do balustrady, patrząc na rozpościerający się przed nim ogród. W kieszeni spodni odszukał tekturowy kartonik. Wyciągnął jednego papierosa i odpaliwszy go, zaciągnął się mocno. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien był już palić, ale jakoś nie potrafił, wciąż odkładał to. Póki co, nie palił przy Scarlett, albo krótko przed spotkaniem z nią. Przynajmniej się starał. Pośród mroku majaczyły cienie rozłożystych drzew. Zaciągnął się po raz kolejny, a ostry dym podrażnił jego przełyk. Czuł jak rozchodził się po jego wnętrzu, by zaraz wypuścić go z płuc. Objął spojrzeniem roztaczający się przed nim obraz działki. Lubił tu pracować. Lubił świadomość, że swoim nikłym wkładem przyczynia się do czegoś znaczącego. Lubił też to, że od samego początku czuł się tam jak w domu. Był pewien, że to było właśnie to miejsce. Poświęcił temu miejscu wiele czasu i sił, jednak to bardzo go podbudowywało. Świadomość, że wysiłek jaki włożył w budowę nie kończył się na dyspozycjach umacniał jego poczucie przynależności do tego miejsca. I był dumny. Oboje poświęcili coś, by zyskać jeszcze więcej. Był w domu, we własnym domu. A za ścianą spała kobieta, która nosiła jego dziecko. Jeszcze kilka lat wcześniej wyśmiałby kogoś, kto powiedziałby mu, że taki stan rzeczy da mu niemal dziką satysfakcję. Przywykł do wstawania w nocy i objeżdżania połowy Berlina za czymś, co jej się akurat uwidziało, a nawet do tego, że kiedy zdobył już to na co miała ochotę, Scarlett ta ochota przechodziła i chciała już coś zupełnie innego. Niekiedy wychodził z siebie i stawał obok, ale nie umiał się na nią złościć. Choć bywało, że dochodziło między nimi do rękoczynów i zaczynało brakować w domu talerzy, to nie gniewali się na siebie dłużej niż godzinę i godzili się równie intensywnie, co kłócili. Scarlett była nieprzewidywalna i chociaż czasem budziła w nim niespożyte pokłady uczuć, jakich u siebie nie podejrzewał, pięć minut później jednym spojrzeniem topiła cały gniew. Manipulowała tymi swoimi ogromnymi oczami, a na to był w stanie jej pozwolić. W sumie lubił to nawet. Kochał ją całą i wszystko w niej, nawet jeśli zdarzało mu się wpaść pod pantofel. Ale tylko czasem! Zaciągnął się po raz ostatni i zdusił niedopałek. Ciało Toma skuła gęsia skórka, ale noc była zbyt ładna, by mógł iść do środka. Stojąc z rękoma w kieszeniach, pozwalał by chłodny wiatr przenikał go na wskroś. Czuł bardziej. Czuł, że żył. Usłyszał, jak uchyliły się drzwi.
- Tom? – mruknęła zaspanym głosem. Odwrócił się do Scarlett, uśmiechając półgębkiem. – Przeziębisz się. Chodź do domu – potarła twarz dłońmi, ziewając rozdzierająco. – Przytul mnie – zamknęła dłonie na brzuchu, gładząc go delikatnie. – Przytul nas? – mruknęła sennie, kiedy wciąż nie ruszał się z miejsca. Na te słowa pokręcił głową i powoli podszedł do brunetki. Obejmując ją, wszedł do pokoju, szczelnie zamykając za sobą drzwi. – Przemarzłeś – wtuliła policzek w tors Toma, czule muskając go wargami.
- Nic mi nie będzie – odparł cicho. – Kładźmy się.
- Dobrze, że już jesteś. Nie lubię spać bez ciebie – szepnęła sennie, kiedy otuliwszy ich grubym kocem, przygarnął Scarlett do siebie. Ufnie przylgnęła do niego, kładąc jego dłoń na swoim brzuchu. – Czujesz? Znów kopie.

Bo do wielkiego szczęścia potrzeba tak bardzo niewiele. 

43 komentarze:

  1. ~Anneliese
    20 sierpnia 2010 o 01:34
    haha, to tutaj będzie łopata i drabina! i ci majstrujący majstrzy! hahaha, kocham czytanie tego postu nagłos i… innych rzeczy także :D hahaha, przypomniało mi się moje nadrabianie prinza na telefonie w środku nocy, kiedy tamte tak strasznie chrapały i śmiały się do siebie przez sen, a Nad rozmawiała ze swoim ojcem, hahaha. Nie mogę, muszę nadrobić jeszcze dwa odcinki i wrócę tutaj i tak, więc wiesz! I masz rację, o pewnych rzeczach absolutnie nie wolno mówić, co działo się taaam :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Nadie

      20 sierpnia 2010 o 01:48
      sorry, ja nie rozmawiałam ze swoim ojcem, tylko przyjmowałam do wiadomości to, co do mnie mówił -.-

      Usuń
    2. Dark Queen

      21 sierpnia 2010 o 12:34
      głupole xD jestteś boska, eN. mówiłam Ci o tym? xD

      Usuń
  2. ~Nadie
    20 sierpnia 2010 o 01:25
    nie ma majstrujących majstrów :(, ale jest łopata! uparłaś się na tę biedną łopatę, ale to dobrze, bo moja wyobraźnia się pobudziła i poprawiła mi trochę humor! wgl będzie dzieeeeecko! ja chcę znać imię! oooch! lubię, kiedy Tom ma mieć dziecko i jest taki przewrażliwiony na jego punkcie. rozczuliłam się aż! i bym zapomniała! dziękuję za dedyk! dziękuję za wszystko, co już się wydarzyło i co jeszcze się wydarzy! kocham cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. ~Nadie

      20 sierpnia 2010 o 01:25
      ps: nananana, N. jest pieeeeerwsza! tak? xD

      Usuń
    2. ~Anneliese

      20 sierpnia 2010 o 01:37
      po co się głupio pytasz, skoro sama widzisz? -.- hahaha :D weź już się tak nie chwal tym pierwszym miejscem, SYNEK :D :*

      Usuń
    3. ~Nadie

      20 sierpnia 2010 o 01:49
      no bo może nie pokazuje komentarzy? dawno nie byłam pierwsza xD

      Usuń
    4. Dark Queen

      21 sierpnia 2010 o 12:33
      wiesz, przez K. zrobiłam coś, czego nie spodziewałam się zrobić. nasłuchałam się o tacie Tomie i kurczę, musiałam to wkręcić już teraz, a nie za 32846287493985 notek. to byłoby trochę długo, nie? nad imieniem wciąż się zastanawiam, ale zapewne niebawem je poznasz. a tak btw. Nicola wyśmiała moich majstrujących majstrów i siłą rzeczy musiałam ich odmajstrować xD

      Usuń
    5. ~Nadie

      21 sierpnia 2010 o 13:41
      ale majstrujący majstrowie byli, jak mnie nie było, nie? :( została mi tylko łopata!

      Usuń
  3. ~Nur ein Blick
    20 sierpnia 2010 o 11:56
    Oo, tyle zmian. Nieprawdopodobne. Nieprawdopodobne. Ciekawa jestem tylko dwóch rzeczy. Co z Rainie i Billem przez ten czas, czy ona wciąż jest z Hansem i co ze związkiem Liv i Georga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 sierpnia 2010 o 12:38
      myślę, że niebawem Twoja ciekawość zostanie zaspokojona ^^

      Usuń
  4. Rosa_a
    21 sierpnia 2010 o 00:01
    Zaskoczyło mnie to trochę. Ale potem się okazało, że praktycznie nic się nie zmieniło. Ot, ciąża, dom, koniec stażu Liv. Było przyjemnie, dość radośnie. Jedynie Liv brakuje szczęścia. Nie znajdzie go w ten sposób. I ona to wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 sierpnia 2010 o 12:40
      myślę, że jednak trochę pozmieniało, ale o tym w swoim czasie.

      Usuń
  5. ~keine_angst
    21 sierpnia 2010 o 11:11
    Jak zaczęłam czytać o tym podjeździe, to przestraszyłam się, że ze Scarlett zrobiła się taka rozwydrzona gwiazdka. Po drugie, szkoda że opuściłaś tak wiele momentów w życiu głównych bohaterów, np. pierwszy singiel Scarlett, jaka była reakcja naszej piosenkarki na wieść o ciąży… Mam nadzieję, że będziesz do tego wracać w ich wspomnieniach. Ponadto szkoda, że Liv i Georg nie są razem. Mogliby do siebie wrócić, co? I koniecznie opowiedz, co stało się z Billem i Raine:) I czy w najbliższym czasie będzie jakiś ślub? I czy media wiedzą o związku S.&T.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 sierpnia 2010 o 15:01
      po pierwsze, witam Cię serdecznie :) hm. wiesz, po tak …po pierwsze, witam Cię serdecznie :)hm. wiesz, po tak dużym przeskoku czasowym, mam wrażenie, że zaczynam od nowa. to swoją drogą przyjemne uczucie. w fabułę teraz wkradnie się sporo nowych rzeczy. i siłą rzeczy, wszystkiego objaśnić na raz nie byłam w stanie. Scarlett daleko do rozkapryszonej gwiazdki. bynajmniej nigdy nie miałam w zamiarze ją taką uczynić. wierz mi, że tutaj nie ma przypadków. z wyjątkiem jakichś tam błędów, które wkradają mi się same xD jednak nie ma przypadków, co do fabuły. wszystko ma swoje miejsce i czas. odpowiadając na Twoje pytania, pozwolisz, że przejdę za porządkiem. będę wracać do ważnych wydarzeń, takich jak wieść, o ciąży, singiel, jakieś sukcesy, to wszystko będzie miało jeszcze jakiś oddźwięk. to zbyt ważne wydarzenia, by o nich nie mówić. Liv i Geo mają swoją bardzo wyboistą ścieżynkę. sa bardzo uparci i niekiedy bardzo głupi. w sumie to wszystko bardziej wychodzi od Liv, ale to już inna kwestia. natomiast o Billu i Ranie będzie teraz głośniej. wyjaśnię wszelkie zawiłości i mam nadzieję jak najlepiej poprowadzę ich wątek, który jakby nie było, jest dla mnie niejako sporym wyzwaniem. i ślub będzie, również całkiem niedługo. Shie i Julie pobiorą się. i wreszcie, kwestię związku S&T omówię w następnym poście :)

      Usuń
    2. ~keine_angst

      21 sierpnia 2010 o 22:05
      Ach, prawie bym zapomniała. Jestem baaardzo ciekawa, jak Jost zareagował na wieść o ciąży:) A następnego posta pisz szybciutko:)Co do komentowania, to dopiero tym postem mnie skłoniłaś do nabazgrania czegoś pod notką, bo generalnie jestem z blogiem od początku:) A tak na samym końcu, to sprawiłaś, że zakochałam się w twórczości Christiny Aguilery!

      Usuń
    3. Dark Queen

      23 sierpnia 2010 o 21:11
      zapewniam Cię, że wszystko wyjaśnię w swoim czasie :) i bardzo cieszy mnie, że zdecydowałaś się ‚pokazać’, a co więcej, że dzięki mojemu pisaniu polubiłaś Christinę. jestem z siebie dumna xD

      Usuń
  6. ~Lestat
    21 sierpnia 2010 o 21:31
    Jej! Zaskoczyłaś mnie kompletnie. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z tego, że opowiadanie wkracza w zupełnie inny etap, ale szczerze powiedziawszy to w życiu bym się nie spodziewała, że przeniesiesz akcję, aż tak daleko. Niespodzianka, przyznam, całkiem niezła i dość przyjemna. Przenieśliśmy się w czasie, wiele się zmieniło, ale jedna rzecz, najważniejsza rzecz, pozostałą taka sama i wciąż idealna. Ich miłość! Ich niesamowita miłość, która chyba byłaby w stanie przenosić góry. No i jeszcze Scarlett jest w ciąży, jej, tym to dopiero mnie zaskoczyłaś. Ale to bardzo miłe zaskoczenie. Choć nie przepadam za motywem ciąży i dzieci w opowiadaniach, to wiem, ze u Ciebie nie będzie mi to przeszkadzać. Piszesz w taki sposób, ze wszystko tworzy idealnie zgrabną całość. I ten ich dom! Zaczynają nowe życie. Wspólne życie. To w pewien sposób fantastyczne. Ogólnie, uwielbiam mężczyzn, którzy potrafią zachwycić się faktem, ze zostaną ojcem. Odpowiedzialnych, troszczących się o matkę i dziecko, a ta wyjątkowa więź jaka tworzy się miedzy ojcem i jego latoroślą po prostu mnie fascynuje i zachwyca. Tylko powinien skończyć z paleniem. Raz na zawsze. Kategorycznie. To mi się wcale nie podoba, nie lubię palaczy, choć są w pewien sposób.. hmm, fascynujący :] Ech, ten opis pracującego Toma! te napięte mięśnie, szpadel w dłoni i w ogóle… ej, nie pisz tak, bo ja kiedyś nie wytrzymam tych rozdziałów psychicznie! To było… to było COŚ :D Nie sądziłam, że kiedykolwiek zachwycę się aż tak bardzo Kaulitzem, a jednak. Był taki… no cóż… męski, że ach i och. Bardzo mi się to podobało. Trochę smuci mnie fakt, że Liv próbuje oszukać swoje uczucia i wdała się w ten głupi związek. Bo on jest głupi, nie ma co tego ukrywać. Pocieszają mnie jedynie słowa, że za każdym razem kiedy otwiera drzwi chciałaby w nich ujrzeć inną twarz. Jego twarz, jak się domyślam. No cóż, samo się to nie stanie, moja droga. Czasami trzeba trochę pomóc szczęściu. Los rzadko daje drugą szansę. Wierzę jednak, że jej wyjazd do Berlina cokolwiek zmieni. może Scarlett coś tam zorganizuje i weźmie sprawy w swoje ręce? W końcu w Berlinie powinno być do Georga bliżej niż z Paryża :] Świetny rozdział i z niecierpliwością oczekuję kolejnego. Może uda się troszkę szybciej! :) Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark Queen

      23 sierpnia 2010 o 22:00
      ten przeskok, to w sumie przedsmak tego, będzie działo się niebawem. cieszę się, że zaskakuję. w takim razie, chyba będę jeszcze bardziej ^^możesz być pewna, że pomimo zmian, pomimo wszystkiego, co się zdarzy, ich miłość jest rzeczą niezmienną. wiesz, w pewnym momencie usiadłam do pisania i nagle zobaczyłam Toma na drabinie albo z łopatą w ręce i musiałam to tutaj wpleść. tak samo, jak to jak ewoluował w swoistą opokę. z chłopca stał się mężczyzną, prawdziwym mężczyzną i choć może to się mija z prawdą, jak go takim naprawdę widzę. w tych oczach maluje się stateczność, jakaś taka budząca bardzo pozytywne uczucia siła i to mi się bardzo podoba, więc nie omieszkałam tego również wykorzystać. cóż, może ja się nie będę rozwodzić na walorami pana Toma K., bo mi miejsca zbraknie. ach, masz zdecydowanie rację. palacze [zwłaszcza ten jeden] są fascynujący^^wiesz, Liv liczy, że usunie klin klinem. dlatego brnie w kolejne związki. Constantin nie jest pierwszy, ale o tym później, by wybić sobie z głowy Georga. biedaczka sądzi, że miłość odbierze jej wolność. nie wpadła jeszcze na to, że sama ją sobie odbiera. och, cieszę się, że Ci się podobało. bardzo, bardzo :)

      Usuń
    2. ~Katalin
      22 sierpnia 2010 o 16:49
      Sporo juz Ci powiedziałam na temat tego postu, wiec zapewne nic nowego nie napisze, no chyba ze jednak cos mi sie przypomni:) Strasznie dziwnie się czytało o tych samych bohaterach, którzy nagle juz nie sa tacy sami, sa o 18miesiecy starsi i wiele w ich zyciu sie pozmieniało. To wszystko co miałam w głowie poukładane na ich temat, juz jest nieaktualne, oni juz po czesci nie sa tymi osobami i to jest takie…dziwne, troche smutne, bo to poniekad rozstanie z tym co bylo. a ja nie lubie kiedy sie cos konczy. W pierwszej chwili poczułam sie jakbym czytała epilog…Straszne uczucie! xD A potem jakbym zaczynała nowe opowiadanie. Dobrze, ze wiedzac to, co wiem, wiem (:D) ze Ty sie dopiero rozkrecasz i wiele zmian przed nimi (bohaterami) i nami (czytelnikami). Odnosnie dzisiejszej tresci niewiele moge powiedzieć,bo to był dopiero wstep do tego co bedzie, zapowiedz tych wielkich zmian. A Tom w roli ojca juz zachwyca, chociaz na dzieciątko musza jeszcze troszke poczekć (okej, poudaje,ze nie wiem co bedzie dalej;) W kazdym razie on, taki seksowny i meski jest…powalający xD Nie możesz tak o nim pisac! Robisz mi tylko nadzieje,ze tacy faktycznie istnieją…xD Podobało mi sie to,ze Liv tak ciezko pracuje, pracowała i ze nie dostała nic za darmo. Bo gdyby jej tak wszystko w tym Paryzu szło, to cały ten watek by szlag trafił. Ale Ty to przeciez wiesz;) Kurcze, ta czesc była naprawde niezwykła, tak inna od pozostałych,ze nawet nie wiem co mam powiedzieć, bo wciaz tego nie ogarniam. Kocham te detale, które tworza cos wiekszego, te ich niepozorne dialogi, które sa tak po prostu z zycia wziete, te prowizoryczne czynnosci, które buduja ich swiat. To piekne… Jestem tak zmeczona, ze nic madrego dzisiaj nie wymysle xD Wiec koncze, zeby sie juz dalej nie błaźnić^^ Kocham <3

      Usuń
    3. ~Dark Queen

      23 sierpnia 2010 o 22:05
      epilogu byś chciała xD czekaj, czekaj, to nie tak prędko ^^ jeszcze Cię trochę pomęczę. o. już Ci mówiłam, że sama ma wrażenie, jakbym zaczynała od nowa. niby wszystko pozostało takie samo, ale w gruncie rzeczy jest zupełnie inne i to mi się niesamowicie podoba. och, dziękuję :*

      Usuń
  7. ~Agnes
    23 sierpnia 2010 o 14:13
    po prostu przeżyłam szok :D pierwsze co mi się rzuciło w oczy to 18 miesięcy później… byłam ciekawa co się wydarzyło i się nie zawiodłam. Coś pięknego, że Tom i Scarlett mają dom, będą mieć dziecko itd. Tylko chciałabym jeszcze wiedzieć co u Billa :P ale mimo to nie mogę się doczekać dalszej części historii, dziecka, premiery płyty Scarlett i jak to wszystko się potoczy. mam tylko wielką nadzieje, że będzie dobrze. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark Queen

      23 sierpnia 2010 o 22:07
      cieszy mnie, że ten szok był pozytywny. o tych wszystkich nurtujących Cię sprawach, poczytasz już niebawem. nie mogę przecież zbyt wiele zdradzić, prawda? ^^ a, dodam tylko, że Scarlett już wydała płytę. ale, jak mówiłam, wszystko objaśnię w najbliższym czasie. :)

      Usuń
    2. ~Agnes

      24 sierpnia 2010 o 12:26
      racja, racja. co za dużo to nie zdrowo ;P licze tylko na to, że Billowi i Rainie się powiodło ;) bo szczerze im tego życze ^^a co do płyty Scarlett to mam nadzieje, że będzie baaardzo Aguilerowa :Dwgl chciałabym zobaczyć minę Toma w momencie, gdy dowiedział się o dziecku… aż mi się śmiać chce xD

      Usuń
  8. ~Panna Aleksandra
    24 sierpnia 2010 o 14:23
    Dark a ja chcę się dowiedzieć o u Gustava. Czy Caroline żyje???? PS. Mam nadzieję, że S. urodzi piękną CÓRECZKĘ!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 sierpnia 2010 o 16:08
      hah, już całkiem niedługo dowiesz się, co u Gutka i czy Caroline żyje. o płci dziecka przekonasz się ciut później, a póki co, pozostanie moją słodką tajemnicą. pocieszę Cię tym, że S. i T. również jej nie znają^

      Usuń
    2. ~Panna Aleksandra

      24 sierpnia 2010 o 20:17
      za to Ty jesteś prawie wszechwiedząca Dark (tyczy się to oczywiście tylko opowiadania, ale to też prawie, bo zawsze możesz coś zmienić) i to naprawdę niesprawiedliwe, że nie chcesz ani mnie ani ich powiadomić!!! a może to będą bliźniaki? dwa słodkie małe Kaulitze, oooch :D kurczę, a co do Caro, to mam nadzieję, że jednak nie kopnęła w kalendarz, bo jest moją ulubioną bohaterką opowiadania (no może na równi z Rainie). szkoda mi Georga i szczerze mówiąc za bardzo wkurza mnie Liv, skazuje na cierpienie kogoś kogo kocha przez swoje głupie „widzimisię„, rani G. niemal tak samo jak kiedyś ranił ją Paul. w ogóle weź się sprężaj, przeraża mnie to, że znowu będę musiała czekać przynajmniej pół miesiąca na odcinek. :( aa tak z ciekawości mogłabym spytać gdzie się na studia dostałaś?

      Usuń
    3. Dark Queen

      24 sierpnia 2010 o 21:57
      będę Cię teraz tak okrutnie trzymać w niepewności ^^ wiesz, kiedy uważałam, że coś jest niesprawiedliwe, powtarzano mi, że ktoś zawsze musi mieć przekichane i to chyba prawda, ale pocieszę Cię tym, że ja muszę to napisać, a to znacznie większy wyczyn, niż przeczytać, bo ten… no. zobaczyyyyysz xDwykazałabym się sama nie wiem czym, ale czymś brzydkim, gdybym tak niespodziewanie wywaliła Caro, więc możesz być spokojna, jeszcze o niej usłyszysz. o Rainie też. och, to okropne, jak nielubiana jest Liv, a ona jest taka fajna. taka niezdecydowana i zagubiona, o. ale w sumie, ktoś musi być czarną owcą tutaj. padło na biedaczkę ^^hm. dostałam się wszędzie, gdzie chciałam, a koniec końców od października stanę się studentką filologii germańskiej, tak pełną parą. ^^

      Usuń
    4. ~Panna Aleksandra

      24 sierpnia 2010 o 22:06
      że co słucham, przepraszam??? ja nie wiem czy Ty pamiętasz ale jakos w zimie rozmawiałyśmy na gg i powiedziałaś, że raczej polską, a nie germańską, przecież Ty chciałaś pisać! co z tym? a mogę też spytać o uniwerek czy to już zbyt prywatne?

      Usuń
    5. Dark Queen

      24 sierpnia 2010 o 23:02
      jaki bulwers xD a tak btw. to zabij, posiekaj, ale nie pamiętam, żebyśmy gadały. ludzie nie walą do mnie drzwiami i oknami i z reguły pamiętam takie rzeczy, może pisałaś z innego gg? czy cuś. no, nieważne. w każdym razie, jeśli mówiłam, że idę na polską, to musiał to być okres moich zaburzeń osobowościowych xD będę sobie tłumaczem, ale to nie wyklucza pisania, prawda? polską też zamierzam skończyć, ale później. najpierw muszę zadbać o to, żeby mieć na chleb i buty od Louboutina xD nie martw się, jeszcze Cię będę zmuszać do tego, żebyś kupowała moja książki^^ i ten, będę się uczyć w mojej Bydgoszczy

      Usuń
    6. ~Panna Aleksandra

      25 sierpnia 2010 o 10:50
      aha;) uspokoiłaś mnie, gg mam to samo od niepamiętnych czasów a ten… jak już zadbasz o chleb, to zadbaj o dwie pary butów od Louboutina i możesz mi prezent zrobić. PS. lubię kozaki

      Usuń
    7. Dark Queen

      25 sierpnia 2010 o 22:14
      czyli mi umknęło. to w sumie też możliwe, bo miewam zaniki pamięci, [koncert jest tego najlepszym przykładem ^^]ale było nie było zaskoczyłaś mnie xD hm. nie chciałabyś mieć za dobrze czasem? ^^ps. ja też je lubię.

      Usuń
    8. ~Panna Aleksandra

      25 sierpnia 2010 o 22:27
      czasem chyba chciałabym;D noo ja się wcześniej Oluniaaa podpisywałam, więc może ten nick kojarzysz:)

      Usuń
    9. Dark Queen

      25 sierpnia 2010 o 22:41
      aaa. to wszystko wyjaśnia ^^ a mojego maila dostałaś? z trzech wysyłałam i jakiś błąd wyskakiwał

      Usuń
    10. bill_th3@onet.eu

      25 sierpnia 2010 o 22:57
      nieee właśnie;D kurde możesz spróbowac na ten pod spodem ;D Panna Aleksandra

      Usuń
    11. ~Dark Queen

      26 sierpnia 2010 o 00:15
      poszło. w sumie, łatwiej byłoby pogadać na gadu, ale pomińmy. ^^

      Usuń
    12. ~Panna Aleksandra

      26 sierpnia 2010 o 01:28
      nie mogłybyśmy tego przenieść na gadu, bo przecież kto by wtedy utrudniał sobie życie? ;D e-mail już doszedł :)

      Usuń
  9. ~Burlesque
    24 sierpnia 2010 o 15:40
    Dziękuję Ci bardzo za dedykację. Trzeba wierzyć, bo wiara czyni cuda. :*Na temat odcinka wypowiadałam się na gadu, nie będę się powtarzać, bo znasz moją opinię. Zaznaczam swoją obecność:) kocham:*I już się nie mogę doczekać naszego wspólnego mieszkania za 3 lata xddd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 sierpnia 2010 o 16:09
      och, ależ Ci się przypomniało o tym mieszkaniu. kurczę, chlapnęłam i teraz mam xD

      Usuń
    2. ~Burlesque

      25 sierpnia 2010 o 18:35
      Teraz musisz pamiętać o tym przez 3 lata, bo moje wrota stoją otworem xdd hahaha xddSkromne dwa pokoje pewnie będą, ale wiesz. Materace mam xdd żarcik ;)

      Usuń
  10. Black_Berry
    28 sierpnia 2010 o 21:50
    Pierwsze, co muszę powiedzieć to to, że uwielbiam Twoje opowiadanie! Dopiero ostatnio je znalazłam i przeczytałam całość. Strasznie jestem ciekawa, czy Bill i Rainie są w końcu razem, bez Hansa. I Tom i Scarlett i ta ciąża…Kocham tego Toma wykreowanego przez Ciebie!Pozdrawiam ;)[magic-of-moment]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      30 sierpnia 2010 o 23:49
      bardzo miło jest mi Cię witać i serdecznie dziękuję za uznanie :)

      Usuń
  11. ~gu
    30 sierpnia 2010 o 22:28
    nie mogę się już doczekać następnego odcinka! :D

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo