[18 miesięcy później, marzec]
Czarne porsche gwałtownie
zatrzymało się na podjeździe. Nim kurz zdążył opaść na dobre, drzwi otworzyły
się, a ze środka wyłoniła się zgrabna noga, tuż za nią druga i wreszcie cała
postać Scarlett. Zawiesiwszy na ramieniu przepastną torbę, odrzuciła do tyłu włosy,
które przez minione miesiące wydłużyły się znacznie bardziej, niemal zupełnie
zakrywając pośladki brunetki. Czując, jak krótsze, sprężyste loki znów opadają
jej na twarz, jednym zgrabnym ruchem głowy, sprawiła, że – choćby na chwilę –
opadły na jej plecy. Musiało zanosić się na deszcz, spojrzała w niebo i powoli
skierowała się w stronę budynku. Autoalarm cicho zapiszczał, a światła mignęły.
Wrzuciła klucze do torebki, uważnie stąpając po grząskim podłożu. Dopiero na
trawniku – powiedzmy, że te ledwo wybujałe, zmarnowane kępki trawy mogła nazwać
trawnikiem – przyspieszyła kroku. Koniecznie musiała omówić z Tomem kwestię
zmiany nawierzchni podjazdu. Żwir przestał jej zdecydowanie odpowiadać, nie
dosyć, że się kurzyło z niego, to jeszcze musiała się trudzić, żeby nie
poskręcać sobie nóg. A przecież musiała o siebie dbać. Mimowolnie uśmiechnęła
się, sięgając rękoma swojego brzucha. Tom stał obok werandy, rozmawiając z
kierownikiem budowy. Jens Emrich tłumaczył mu coś, żywo gestykulując i raz po
raz wskazując na dom. Tom, jakby pojmując o co chodziło, wtórował mu,
wyrzucając z siebie potok słów. Jeśli chodziło o budowę, nie przesypiał nocy
główkując nad najdrobniejszymi szczegółami. Objęła dom dumnym spojrzeniem. Sami
stworzyli projekt. Sami rozplanowali wszystko, począwszy od kształtu budynku i
na fakturze tynku skończywszy. Architekt jedynie dopomógł im w kryzysowych
sytuacjach, albo kiedy zbytnio ponosiła ich wyobraźnia, ubierając ich wizje w
obrazy. Później było trochę trudniej. Musiała łączyć pracę nad płytą, potem
promocję i spotkania z ekipą budowlaną, niekiedy będąc w dwóch miejscach niemal
równocześnie, a jeszcze później robić wszystko, by nie przesilać się przy tym
zbytnio. Jednak żadnej z tych chwil nie oddałaby za nic. Ani tym bardziej tych,
które spędziła wraz z Tomem. To był długi i zarazem jeden z najbardziej
intensywnie przeżytych okresów jej życia. Nie żałowała ani jednej minuty.
Zmieniło się niemal wszystko, choć pozornie zostało takie samo. Ku
potwierdzeniu własnych myśli, podniosła wzrok na budynek będący kwintesencją
ich marzeń; najbezpieczniejszą z twierdz, najspokojniejszą z ostoi. Budząca
respekt fasada była zaledwie kroplą w morzu wrażenia, jakie niósł za sobą ich dom. Delikatny, ciepły odcień bardzo
jasnej cytrynowej żółci ścian, ładnie komponował się z czerwonymi, jakby nieco
rdzawymi dachówkami, sprawiających wrażenie wypłowiałych, zniszczonych i o
kilka tonów jaśniejszymi, w łagodnym odcieniu brązu wpadającego w miedziany,
wykończeniami. Kolumny i prowadzące doń schody czyniły budynek bardzo wytwornym
przy jego awangardowych kształtach. Na rozległej posesji zdążyła jako tako wyrosnąć
zabiedzona trawa, nad której zasianiem trudził się cały sztab ogrodników.
Upały, jesienne chłody, a późnie silne mrozy sprawiły, że wyglądała jak
wyglądała. Scarlett liczyła, że teraz wiosną odżyje na nowo. Drzewa, których
nie brakowało na całym terenie sprowadzono, niemal zahibernowane i na nowo
powołano do życia, co uważała za cud i horrendalny wydatek. Jednak zdecydowanie
warty swej ceny. Otaczały ich wiekowe buki, sosny, klony, jesiony i dęby, co
wraz z masywnym ogrodzeniem i gęstym żywopłotem, dawało im cudowną swobodę i
barierę przed światem. Budowali świat za
swoją ścianą. Na samym środku części za domem, w której znajdowały się
drzewa owocowe, rosła wątła jabłoń, którą Tom zasadził własnoręcznie wczesną
jesienią. Tak krucha i delikatna, niemal niezauważalna wśród starych drzew
opierała się kaprysom pogody, a podlewana codziennie zdążyła wypuścić jeden
listek, nim przyszły pierwsze chłody. Była cudem, kolejnym małym cudem. Symbolem ich cudu. Przy sadzie
zostawiono miejsce na ogród warzywny, a od frontu zasadzono w rabatach kwiaty.
Choć teraz cudowna zieleń była jedynie bezkształtną, brunatną papką kępek, była
pewna, że już niebawem na nowo odżyje. Zatrzymała się u szczytu ścieżki
prowadzącej do drzwi wejściowych. Ślusarz montował zamek, inny budowlaniec majstrował
coś przy oknie, ogrodnik posypywał czymś rabaty, a Emrich wciąż dyskutował z
Tomem. W skupieniu słuchał tego, co mówił budowlaniec, raz po raz gładząc
dłonią czarne warkocze. Odkąd pozbył się dredów, weszło mu to w krew. Jakby
wciąż upewniał się, że jednak ich już nie ma. To była dla niego trudna decyzja.
Przynajmniej trzy razy odwoływał fryzjera. Jednak potrzebował tej zmiany. Jej
samej ciężko było się przyzwyczaić do ich braku, bo koniec końców lubiła, kiedy
co rano łaskotały ją w szyję, gdy Tom budził ją pocałunkami. Były częścią
czegoś, co przeminęło. Oboje o tym wiedzieli. Wieczny chłopiec zniknął
bezpowrotnie, ustępując miejsca mężczyźnie. Jednak teraz był niemniej
pociągający, jeśli nie rzec, że z każdym dniem bardziej. Zdawała sobie sprawę
ze swojej niepoprawności, jednak co mogła na to, że tak bardzo kochała? Kiedy
po raz wtóry uniósł dłoń do swojej fryzury, nie wytrzymała i zaśmiała się w
głos. Poły jego kurtki rozszerzyły się, ukazując kraciastą koszulę luźno spuszczoną
na wytarte jeansy, których nogawki, jak zwykle niedbale opadały na sportowe
buty, zawsze idealnie czyste, teraz umorusane błotem. Zamiast po gitarę bardzo
często ostatnimi czasy sięgał po łopatę, co było niesamowicie męskie. Mierzył,
uzgadniał, sprawdzał, dopilnowywał, pracował, ciężko pracował. W ferworze
obowiązków zdawał się nie zawracać sobie głowy życiem, które wiódł jeszcze
kilka miesięcy wcześniej. Żył teraz, prawdziwie żył teraz. Zespół większość
czasu spędzał w domu, wyłączając kilka jednorazowych występów. A w domu często
grał. Dla niej, dla siebie. To był jej Tom, cały Tom. Latem nie raz widywała go
na samym szczycie drabiny, z młotkiem w ręce i nie potrafiła nie patrzeć, jak
jego silne ręce pracują, jak napinają się mięśnie rąk, barków, pleców, jak z
każdym dniem pokrywa je opalenizna, jak spływają po nich krople potu. A potem
zostawiał wszystko, by choć na chwilę podejść do niej, by ją przytulić,
pocałować, szepnąć kilka czułych słów i duszkiem wypić wodę, którą sumiennie mu
przynosiła i znów wrócić, by tworzyć element
ich przyszłości. Widziała, jak bardzo nieraz bolały go przesilone ręce, jak
zmęczone ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a na dłoniach pojawiały się odciski,
ale uparł się, by w miarę możliwości czasowych pracować z ekipą. Ona też
pomagała, do czasu. Każdego z tych wieczorów, gdy wolał milczeć, wciskać twarz
w poduszkę, niż szepnąć choćby słowo o tym, że bolało, ona i tak wiedziała.
Czuwała razem z nim, przynosiła środki przeciwbólowe, rozmasowywała mięśnie, by
kolejnego ranka zostawił ją o świecie i zaczął pracę na nowo. Jego spojrzenie
się zmieniło. Już nie było tak beztroskie, pełne gorących uczuć. Spoglądały na
nią ciemne oczy często zasnute mgłą, nieodgadnione, pełne czułości,
niepomiernej miłości, ale i obawy przed tym, co przyniesie kolejny dzień. Oboje
się troszkę tego bali, ale miłość.. ale
miłość wystarczyła. Słysząc Scarlett, na krótką chwilę Tom przerwał
rozmowę, by upewnić się, czy to aby na pewno ona, choć przecież nikt inny nie
mógłby to być. Uśmiechnął się szeroko i zamieniwszy jeszcze kilka słów z Emrichem,
ruszył w jej kierunku. Jego ruchy, jak zwykle były nieśpieszne, pełne
nonszalancji i tej jemu specyficznej gracji, gdy delikatnie kołysał się idąc. Kiedy
tak szedł do niej, na myśl przyszło jej wspomnienie popołudnia, w które zastała
go samego na budowie, z łopatą w rękach. To było początkiem września. Wróciła z
wytwórni i nie zastawszy już robotników, przeszła do ogrodu. Był tam, skąpany w
blasku słońca niczym młody bóg, spulchniał ziemię, a mięśnie jego ramion
napinały się, zarysowując dokładnie pod jego skórą, gdy odrzucał kolejne grudy.
Czarne warkocze opadały na jego barki, poddając się ich silnym ruchom. Odziany
jedynie w wyświechtane spodnie, z wytartą dziurą na prawym kolanie budził w
niej dreszcze; to przyjemne ciepło, które zalewało jej ciało za każdym razem,
gdy na niego patrzyła. Zsunięte nieprzyzwoicie nisko, ukazywały linię gumki
bokserek, których później długo już nie ponosił. Ręce Toma pracowały
metodycznie, a drzemiąca w nich siła, dostała tym swoje ujście. Był władczy,
pewny siebie, skupiony. Przywodził na myśl podszytą bezpieczeństwem siłę. Patrzyła
jak sadził drzewko, zdawałoby się kawałek suchego badyla, wkładając w to całą
swą uwagę i z całą dokładnością, niemal w akcie celebracji, umieścił je w
ziemi. Troszczył się o nie, jakby było symbolem nowego życia. Westchnęła, gdy zbliżając się, obejmował ją czułym
spojrzeniem. Nie wiedzieć czemu jego intensywność malowała się rumieńcami na
jej twarzy. Niezmiennie w czerni, stała u
szczytu drogi, jakby czekając, aż ujmie jej dłoń i poprowadzi ją ku jej końcowi.
Aż trudno mu było uwierzyć, że zastał ich dzień, w którym po raz kolejny miało
zmienić się wszystko. Minione miesiące przeminęły w zastraszającym tempie,
niosąc tyle samo rozterek, co szczęść. Ilekroć napotykali trudności, ilekroć
tęsknota stawała się chwilą powszednią, tyle
razy miłość wystarczała. Zbliżając się do Scarlett, objął ją prędkim
spojrzeniem. Przez ten czas czarne włosy wydłużyły się znacząco, wciąż wijąc
się we wdzięczne loki, jej twarz z każdym dniem stawała się piękniejsza, a
sylwetka, której nieidealną linię tak ukochał, upłynniała się z dnia na dzień.
Odziana w grube rajstopy, ciepły długi sweter i skórzaną kurtkę, która odrobinę
tuszowała coraz bardziej zaokrągloną talię, zdawała mu się być tak bardzo
niesamowita. Wieczorami, leżąc obok niej i tuląc ją do siebie, zastanawiał się
czy można kochać jeszcze mocniej, a już następnego ranka przekonywał się, że
tak. Gdy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk, zaborczo przytulił ją do siebie,
czując jak instynktownie garnęła się do niego, z ufnością pozwalając otulić się
jego ramionom.
- Znów prowadziłaś w
szpilkach – mruknął karcąco wprost do ucha Scarlett.
- Też cię kocham, Tom i też
cieszę się, że cię widzę – odparła zabawnie, a on w odpowiedzi wybełkotał coś
niezrozumiałego w jej szyję, drażniąc jej skórę gorącym oddechem. Zaśmiała się
cicho, łagodnie przywierając do jego torsu. Martwił się. Nigdy nie pochwalał
tego, że prowadziła w wysokich butach, a teraz tym bardziej. – Przecież dobrze
wiesz, że już nie prowadzę w butach na obcasie. Zmieniam je przed i po jeździe.
Cwana jestem, co? – mruknęła, zagryzając płatek ucha Toma. Jego dłonie czule,
acz stanowczo zacisnęły się na jej talii. Była tak cudownie miękka i delikatna.
Przesunął je, zamykając na mocno zaokrąglonym brzuchu brunetki. W jednej chwili
spłynął po nim spokój. Odprężony przymknął powieki, opierając policzek na
czubku jej głowy. Poczuł ruch. – Czujesz? – zagadnęła, a on uśmiechnął się
szeroko, odsuwając na tyle, by móc objąć spojrzeniem twarz i brzuszek Scarlett.
- Cześć, dzieciaku –
pogłaskał czule całą powierzchnię jej brzucha, kilkoma kolistymi ruchami.
Scarlett zabawnie wypięła się do przodu, jakby chciała polepszyć sobie widok. –
Byłeś dziś grzeczny?
- Nie mów tak brzydko, bo
twoje dziecko urodzi się z uszczerbkiem w psychice. Dzieciaku to tak nieładnie.
Dziecinko, dzidziusiu, kruszynko, maleństwo, skarbeczku, wszystko jest
dozwolone, ale nie dzieciaku. Chciałbyś, żebym mówiła do ciebie facecie? –
posłała mu butne spojrzenie spod przymrużonych powiek i wydęła dolną wargę. –
Mama cię obroni – odparła pewnie, patrząc na swój brzuch.
- Oho, już je rozpuszczasz –
zaśmiał się, kręcąc głową i pochyliwszy się do niej, pocałował Scarlett długo i
czule, zamykając ją pewnie w swych ramionach.
- Tom, skończyliśmy –
usłyszeli za sobą głos kierownika budowy. Niechętnie odsunął się od Scarlett,
obejmując ją jedną ręką w pasie. – Witam, jak się pani miewa? – Scarlett
uśmiechnęła wdzięcznie, gdy spojrzenie mężczyzny zatrzymało się na dłoni Toma
zamkniętej na jej brzuchu.
- Dziękuję, nie narzekam.
- Resztę formalności omówimy,
kiedy przyjedziesz do firmy. Skompletujemy dokumenty i rozliczymy wszystko do
końca.
- W porządku – uścisnąwszy
dłonie, podał Tomowi komplet kluczy.
- Pozostałe dwa zostawiliśmy
w kuchni – Tom skinął głową. – A teraz się żegnam – mężczyzna wymienił z Tomem
jeszcze jeden uścisk rąk i prędko odszedł, a za nim kilku innych robotników,
którzy pożegnali ich skinieniami. Tom na powrót zamknął Scarlett w swoich
objęciach. Zadarła głowę, spoglądając na niego z uśmiechem. Ucałował ją w
czoło, przygarniając bliżej siebie. Krągłość jej ciała przyjemnie napierała na
niego. Tak bardzo ją czuć. Chełpił się świadomością, że Scarlett nosi w sobie
część niego samego.
- Wierzysz w to? – zagadnęła
po chwili milczenia.
- Ani trochę.
- Pamiętam, jak rok temu
staliśmy tutaj i otaczało nas gołe pole. A dziś… - urwała, nie mogąc znaleźć
słów. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- Poczekaj – odparł z nic nie
mówiącym uśmiechem na twarzy. Poprowadził ją do wejścia, z zadowoleniem
wpatrując się w fasadę. Pokonali kilka schodów, i zatrzymawszy się przed
solidnymi drzwiami z ciemnego drewna, Tom majestatycznym gestem wsunął klucz do
zamka, a kiedy ten zgrzytnął, otworzył na oścież drzwi. Ze środka uderzyło ich
ciepło przemieszone z zapachem nowości, farb, klejów i drewna. Odchrząknął i
wziąwszy na ręce wiedzącą już, co się święci Scarlett, dumnie przeszedł przez
próg. Mocno zacisnęła ręce na szyi chłopaka, całując jego skroń. Ułamek chwili,
jeden krok, a wszystko, jakby nagle się zmieniło. Wewnątrz, złożył na jej
ustach gorący pocałunek, po czym postawił ją na podłodze. Obcasy stuknęły o
nowiutkie panele. – Witaj w domu, Maleńka
– wyszeptał, spoglądając jej w oczy. Jego dłoń przemknęła wzdłuż jej
puszystego policzka. Patrzyły na nią oczy pełne miłości, bo przecież
wystarczyła.
- W naszym domu – dodała, ufnie wtulając się w jego tors.
*
Dziewczyna, którą właśnie
skończyła fotografować, zaczęła wyswobadzać się z tiuli, które otulały ją
podczas kilku ostatnich zdjęć. Uśmiechając się pod nosem, Liv pstryknęła kilka
kolejnych zdjęć, nim modelka zdążyła zareagować. Dumnie ciskała na prawo i lewo
delikatnym materiałem, choć jak najprędzej wyjść z linii ognia. Jej zacięta
mina i gwałtowne ruchy, w pełni zadowoliły brunetkę. Emocje, wreszcie ujrzała u
niej prawdziwe emocje. Niezrażona jej morderczym spojrzeniem fotografowała jej
odziane jedynie w białą bieliznę i przeraźliwie wysokie szpilki niemal tak samo
jasne jak jej mleczna skóra, póki nie zasłoniła dłonią obiektywu.
- Skończyłaś? – odparła z
niesmakiem patrząc na Liv. Brunetka zadarła głowę do góry przekornie mrugając
do modelki.
- Zobacz sama – odsłoniła
ekran monitora, pokazując Nadii efekty ich pracy. – Widzisz, kiedy dajesz oznaki
życia, a nie usiłujesz udawać posąg, jesteś o wiele ładniejsza. Dziewczyna
żachnęła się, gromiąc Liv spojrzeniem. – Nie pusz się tak, tylko spójrz
wreszcie na ten ekran. Mówię ci, że to pójdzie na okładkę – Liv wskazała
fotografię, na której Nadia ze skupieniem starała się wyswobodzić z tiulu,
zatapiając w nim dłonie. – Wyszłaś tu naprawdę ładnie. Kiedy jesteś taka
poważna, wydajesz się niesamowicie nadąsana – najwyraźniej nieprzyzwyczajona do
tak otwartej krytyki jej walorów, modelka poirytowała się jeszcze bardziej,
choć za wszelką cenę starała się to ukryć. Liv pokręciła głową, uśmiechając się
delikatnie. Nadia była bardzo zdziwiona, kiedy zamiast oschłych poleceń, Liv
najpierw zapoznała się z nią, a potem pokrótce wyjaśniła jej w czym rzecz, jak
miała wyglądać ich współpraca, a kiedy miękko prosiła zamiast rozkazywać, Nadia
wyglądała na zupełnie zdezorientowaną. Dziewczyna nie była jedyną, wszystkie, z
którymi miała dotąd do czynienia, były zaskoczone jej postawą. W sumie, to ją
to cieszyło.
- Pokaż – rzekła urażona,
pochylając się nad monitorem. Jej ściągnięta gniewem twarz w ciągu kilku chwil
nabrała łagodności. Musiała dojść do podobnych wniosków. Wyprostowała się,
spoglądając na Liv z góry i odrzuciła do tyłu gęste włosy, marszcząc brwi.
- Dobra jesteś, Carine miała
rację – uśmiechnęła się krótko i majestatycznie odeszła do garderoby. Liv
powoli spakowała sprzęt, uśmiechając się do siebie. To była jedna z jej
pierwszych poważnych sesji. Musiała ją dokładnie opracować od początku do
końca. Naczelna z powątpiewaniem zaaprobowała jej pomysł, ale teraz była pewna,
że kiedy tylko pokaże jej zdjęcia, rozwieją się wszelkie wątpliwości. Fakt, nie
przewidywała tej ostatniej serii robionej z zaskoczenia, ale jej samej wydawała
się najlepsza. Liv czuła się dobra w tym, co robiła. Stojąc za obiektywem, miała wrażenie, że nic nie mogło jej zaskoczyć. Za
obiektywem, wszystko wydawało się proste. Fotografowanie dawało jej wolność.
Dawało jej spokój. Pozwalało kreować jej świat, w którym nic nie mogło pójść
nie po jej myśli. No, chyba, że ktoś wszedł jej w kadr..
Carine miała rację. Płakała
nie raz. Nie raz czuła się upodlona. Nierzadko przestawała też wierzyć; w
siebie, marzenia, podjęte decyzje, własne ideały. Kilka słów Carine
wystarczyło, by gotowa była zrezygnować, poddać się, zaprzepaścić to, czemu
poświęciła tak wiele. Czasami chciała po prostu spakować się i wrócić do domu. Chociaż
nigdy nawet nie spróbowała zapełnić walizki. Zbyt długo uciekała przed samą
sobą, by tak łatwo skapitulować. Dlatego za każdym razem wracała i chociaż znów
słyszała, jak bardzo była do niczego, walczyła dalej. Przy każdym tym powrocie,
Carine uśmiechała się w ten dla siebie charakterystyczny sposób, którego Liv
nie potrafiła rozszyfrować. Nie miała pojęcia, czy powinna cieszyć się, czy
raczej martwić. Więc robiła swoje. Twardo parła na przód. Dzięki nieustannym
tyradom, nauczyła się wyłapywać między wierszami cenne rady, które ku
zdziwieniu szefów, wcielała w życie. Zadziwiała ich, wiedziała, że nie raz,
choć nigdy nie usłyszała za to pochwały. Wręcz przeciwnie, Carine za wszelką
cenę starała się ją złamać. Wypróbowywała jej hart ducha i miłość do
fotografii. Przez długi czas, Liv myślała, że Roitfeld jej nie lubi, dlatego
tak bardzo starała się skłonić ją do odejścia. Dopiero całkiem niedawno
dowiedziała się, że ta szkoła życia, którą jej sprawiła, była wyrazem sympatii.
Liv nauczyła się nie odpuszczać w chwili, kiedy przekonywała się, jak bardzo
jej zależało. Tak jak zrobiła to z Georgiem. Była świadoma tego, że uciekła, bo
zdała sobie sprawę, że go kocha, ale wiedziała też, że upłynęło zbyt dużo
czasu, by bawić się w powroty. One przecież nigdy nie wychodzą. Nie mając przy
sobie siostry, która zmusiłaby ją do walki o marzenia, sama musiała do nich
dążyć. Nauki zdobyte w pracy, przeniosły się na życie. Teraz Liv czuła się
silniejsza. Byłą pewna swoich decyzji, zarówno przeszłych, jak i przyszłych. Zgasiła
światła i zamknęła studio. Zdała klucze strażnikowi i opuszczając budynek,
szczelnie otuliła się kołnierzem wiosennej kurtki. Powoli ruszyła w stronę
parkingu. Nigdzie jej się nie spieszyło. W mieszkaniu czekały na nią jedynie
naczynia do pozmywania. Odszukała w torbie kluczyki i zatrzymawszy się przy
granatowym peugeocie, zamki. Powoli wyjechała poza teren studia, prowadząc
jakby na pamięć. Czuła się zmęczona. Było już późno, ale lubiła pracować do
nocy. Wówczas robiła najlepsze zdjęcia. Może to kaprys szeroko odbezpieczyła pojętej
weny twórczej, a może fanaberia, ale zamiłowanie do nocy miały ze Scarlett od
zawsze. Ciekawa była, czy jej siostra wciąż ją podziela. Szkoła Carine
skończyła się w dniu, w którym dobiegł końca jej staż. Pewna, że dostanie
jedynie wypowiedzenie, zdziwiła się, kiedy naczelna oznajmiła jej, że chce by
dołączyła do grona Voguea. Wystarczyło kilka słów Roitfeld, by cały ten
koszmarny rok odszedł w zapomnienie. Pomimo, że nie usłyszała żadnego
pochlebstwa. Czuła się doceniona jak nigdy dotąd. Na odchodne usłyszała tylko;
‘mówiłam, że zrobię z ciebie fotografa’. To wystarczyło, by Liv chodziła w
szampańskim nastroju przez kolejne trzy dni. Carine Roitfeld była niczym
wyrocznia. Respekt miał przed nią każdy, z kim Liv miała tam do czynienia.
Zarówno najbardziej kapryśni fotografowie, niepokorne modelki, zarząd czy
sekretariat. Była poważna, dystyngowana i elegancka, niczym księżna. Lodowa
księżna. Nie raz słyszała, jak szeptali o niej, że jest maszyną, nie
człowiekiem. Prawie nigdy się nie uśmiechała i niemal zawsze najpierw krytykowała,
nawet to, co jej się podobało, by dopiero po wytknięciu błędów uznać, że było
dobre. Liv mimo wszystko ją lubiła. Odkąd na dobre zaczęła pracować dla czasopisma,
ich relacje uległy ociepleniu. Choć nie mogła ich nazwać jakkolwiek
serdecznymi. Jedyną z największych oznak tej poprawy był ten nic nie mówiący
uśmiech, który bardzo często malował się na twarzy Carine, kiedy oglądała jej
prace. Minuty mijały, a Liv chłonąc obraz nocnego Paryża, zajechała w swoją
ulicę. Miasto zachwycało ją co dzień od nowa, pomimo czasu, jaki w nim
spędziła. Dozorca otworzył bramę i zjechała do garaży zawczasu otwierając
drzwi. Zaparkowała i ociągając się, zabrała swoje rzeczy. Machinalnie zamknęła
auto i wyszedłszy, zamknęła za sobą drzwi, wrzucając klucze do torebki. Wjechała
na swoje piętro i niemal jak co wieczór spotkała Pierra. Wymienili pozdrowienia
i rozeszli się w swoje strony. Dopiero, kiedy zamknęła wszystkie trzy zasuwy,
odetchnęła głęboko. Miała za sobą zdecydowanie za długi dzień. Odwiesiła kurtkę
i torebkę, zdjęła buty i wsunęła stopy w puchate kapcie. Najchętniej poszłaby
spać. Niestety, nie ma tak dobrze. Widząc migającą kontrolkę, podeszła do
telefonu i wdusiła guziczek sekretarki.
- Cicho, Tom! – słysząc
konspiracyjny szept Scarlett, uśmiechnęła się pod nosem i rzuciwszy stercie
talerzy mściwe spojrzenie, podeszła do zmywarki, zaczynając ją napełniać.
Radosny słowotok jej siostry płynął nieskończenie. Poczuła ukłucie. – No i ten,
ty w ogóle wiesz, gdzie my jesteśmy? – w tle usłyszała przekorne ‘uważaj, bo ci
odpowie’. Scarlett prychnęła pod nosem, kontynuując. – Jesteśmy w domuuu! – pisnęła radośnie. – Choć dopiero jutro dowiozą
resztę mebli, to i tak tu jest cudownie! Najchętniej wprowadziłabym się już
miesiąc temu, ale Tom nie chciał – mruknęła oskarżycielsko. – Przeszkadzały mu
gołe pustaki, czy ty to sobie wyobrażasz? – ‘gołe pustaki bywają całkiem
niezłe, Maleńka’, Liv roześmiała się w głos, wsłuchując się w szuranie po
drugiej stronie. Oni chyba nie potrafili już żyć bez tych przekomarzań, tak jak
nie umieli żyć bez siebie. ‘Zafunduję ci takiego gołego pustaka, że ci się
odechce, zboczeńcze!’ usłyszała jeszcze, nim jej siostra znów nie chwyciła
słuchawki. Sapnęła groźnie. – Wybacz, małe zakłócenia na linii. Musiałam
zdzielić cegłą jednemu pustakowi – warknęła, siląc się na powagę. – W każdym
razieeeee, czekam tu na ciebie. Bilet zarezerwowałam ci na siedemnastego. Nawet
nie próbuj się wykręcać pracą, spotkaniami, ani nawet tym, ze wieża Eiffla się
wali. Lepiej mnie posłuchaj, bo przyjdę po ciebie nawet pieszo i siłą przyciągnę
cię do Berlina – ‘ona nie żartuje’, usłyszała w tle. – Tak więc, skoro już
ustaliłyśmy, że ciężarnym się nie odmawia, muszę ci powiedzieć, że tu jest
cudownie. Nie ma pojęcia, ile raz mówiłam ci o tym w ciągu ostatnich dziesięciu
minut, ale tu naprawdę jest cudownie! Siedzimy na nie rozpakowanej sofie i co
chwila przechodzimy do innego pokoju, żeby pobyć w każdym! Doszłam do wniosku,
że wybudowaliśmy sobie fortecę, ale to nic! Ale.. och! Liv. Zobaczysz sama.
Nawet pozwolę ci tu trochę pomieszkać, jak będziesz grzeczna! – zaśmiała się do
słuchawki. – Kocham cię, łobuzie i chcę cię już tu. I w ogóle, zapomniałabym! W
zasadzie to po to dzwonię. Wczoraj zobaczyłam twoją sesję w listopadowym
numerze. Jesteś genialna! No, dobra, Tom udaje, że umiera z nudów i usiłuje
wywrzeć na mnie presję. Nie wiem, czy bardziej nie boi się o rachunek
telefoniczny, ale o tym pomyślę później. Kończę, łobuzie. Tęęęęęęsknię i czekam
i wiesz.. zadzwoń do mnie, ale jutro. Dziś się wyśpij. Myślisz, że nie wiem, że
siedzisz w pracy? – w słuchawce rozległo się głośne cmoknięcie. Liv uśmiechnęła
się smutno, kiedy połączenie zostało przerwane i w mieszkaniu zaległa głucha
cisza. Scarlett było wszędzie pełno, nawet jeśli znajdowała się setki
kilometrów od niej. Brakowało jej siostry. Wszystko tak bardzo się zmieniło.
One się zmieniły. Scarlett w sile budowała miłość. Liv swą siłę musiała okrasić
morzem łez i wyrzeczeniami. Zapierała się w sobie, czerpiąc z resztek mocy,
które w niej drzemały, by przetrwać. Musiała zaciekle walczyć, by dziś być tym,
kim się stała. Chyba rozumiała już przez co kiedyś przeszła Scarlett. Miała
fotografię. Była wolna. O czym mogła
jeszcze marzyć? Nastawiła zmywarkę i spojrzawszy na zegarek, powoli przeszła do
łazienki. Zdjęła koszulkę i wrzuciła się do kosza na brudy. Opłukała twarz wodą
i ocierając ją ręcznikiem, spojrzała w swoje odbicie. Długa grzywka opadała jej
na czoło, spod którego spoglądały niemal granatowe tęczówki, dłuższe włosy wiły
się delikatnie wzdłuż policzków, opadając kaskadami na ramiona i plecy.
Pociągnęła rzęsy tuszem. Ziewnęła rozdzierająco. Najchętniej poszłaby spać. Względy
u Carine równały się maksymalnej dyspozycyjności i nakładowi obowiązków. Wczoraj
do późnej nocy omawiała z Marcusem sesję, rano mieli próbne zdjęcia, w ciągu
dnia musiała być w setce miejsc na raz, a wieczorem pracowała z Nadią. Jednak
tak teraz wyglądało jej życie. Mało spała, mało jadła, nie miała czasu na nic
poza pracą. Czuła się szczęśliwa, bardzo szczęśliwa, kiedy w ferworze zajęć nie
miała czasu na niechciane myśli. Skazała się na samotność. Kilku francuzów
odprawiła już z kwitkiem. Nie chciała nikogo na dłużej. Nie chciała nikogo na
stałe. Jej serce było puste. Nakazywała mu takim być. Jednak czasem czuła się
samotna. Kiedy wracała do mieszkania, Pierre i Hugo nie wystarczali. Dlatego,
któregoś razu postanowiła, że już nie będzie sama. Przeszła do sypialni.
Strzepnęła kołdrę, niedbale ścieląc łóżko. W szafie wyszukała szarą bluzeczkę z
rękawem trzy czwarte i dekoltem w łódkę. Zakładając ją na siebie, usłyszała
dzwonek do drzwi. Idąc do przedpokoju, odrzuciła do tyłu włosy i wygładziła
bluzkę. Bardziej dla zasady, niż po to, by faktycznie sprawdzić, kto przyszedł,
spojrzała w wizjer. Układając usta w iście radosny uśmiech, starała się, by
wyszło naturalnie. Chyba się udało, bo gdy otworzyła drzwi, Constantin
uśmiechnął się równie szeroko. Uniósł do góry rękę, trzymając w niej wino,
pogłębiając wymowny uśmiech. W drugiej miał siatkę z jedzeniem na wynos.
- Pomyślałem o wszystkim –
wszedł do mieszkania, a mijając Liv, pocałował ją krótko. – Cześć, kochanie.
- Przyniosę korkociąg.
Ilekroć otwierała drzwi, tyle razy pragnęła zobaczyć w
nich inną twarz.
*
Ani Scarlett, ani Tomowi nie
przeszkadzało to, że sofa na której leżeli wciąż była zafoliowana. Znaczenia
nie miało też to, że szeleściła przy każdym najmniejszym ruchu. Mocno
przytuleni rozmawiali o tym, co czeka ich jeszcze nim dom będzie w pełni
wykończony. Niemal dziką przyjemność sprawiało obojgu wpatrywanie się w sufit
ich salonu, a raczej świadomość, że to sufit salonu ich własnego domu. Nie
żadnego mieszkania, w kupionym czy wynajętym domku, ale w ich własnym, w żadnym
wypadku ciasnym. Szczelniej oplatając rękoma brunetkę, po raz kolejny przesunął
się bardziej w głąb sofy, starając się z niej nie spaść. Sapnął zrezygnowany,
kiedy po chwili znów leżał na samym brzeżku. Pomimo, że groziło mu lądowanie
piętro niżej, spojrzał z aż nader widocznym uwielbieniem na brzuszek Scarlett,
wytrwale przysuwając się bliżej niej. Zwolnił uścisk jednej ręki, wiodąc dłonią
wzdłuż talii dziewczyny kreśląc rozmaite wzory aż do samego pępka szczelnie
ukrytego pod grubym swetrem Scarlett. Delikatnie ułożył dłoń na jej sporym
brzuchu.
- Naprzeciw naszej sypialni?
– zagadnął, spoglądając na nią z leniwym uśmiechem na ustach. Uchyliła sennie
powieki, wilżąc wargi koniuszkiem języka. Nie musiał tłumaczyć jej, co miał na
myśli.
- Pokoik umeblujemy dopiero
przed samym rozwiązaniem. Te po prawej i po lewej urządzimy na gościnne, ale
będą stać wolne. Dopóki nie zamieszkają w nich prawowici właściciele – zaśmiała
się, wtulając policzek w tors Toma. – Gości będziemy kłaść na początku korytarza
albo w drugim skrzydle.
- Chcę, żebyśmy mieli dzieci
przy sobie.
- Dzieci – zaśmiała się. –
Pozwól przyjść na świat pierwszemu – uniosła dłoń do policzka Toma, gładząc go
czule. Uśmiechnęła się, czując pod opuszkami wczorajszy zarost. Wpatrywał się w
nią przekornie dłuższą chwilę, dokładnie lustrując twarz brunetki. Jej ogromne
oczy błyszczały lazurowym błękitem. Śmiały się do niego. Jej dłoń subtelnie
błądziła po policzku Toma, gdy przeniósłszy spojrzenie z oczu na pełne wargi
Scarlett, wpił się w nie namiętnie. Instynktownie zarzuciła mu ręce na szyję,
przyciągając go bliżej siebie. Ufnie przyjęła siłę jego pocałunku, oddając go z
całą swoją żarliwością. Jedną ręką wciąż trzymał ją w talii, a drugą ostrożnie
na brzuchu brunetki. Wciąż nienasycony, drażnił jej wargi nabierającym w mocy
pocałunkiem, póki jego uszu nie doszło słabe westchnienie. Oderwał się od
brunetki, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. Uśmiechała się niewinnie, a jej
policzki zaróżowiły się uroczo. – Zostańmy tu dziś – szepnęła, kiedy spojrzał
głęboko w jej oczy spod półprzymkniętych powiek.
- Nie ma tu jeszcze ani
jednego łóżka, ani potrzebnych rzeczy i zaraz pewnie zaczniesz marudzić, że
jesteś głodna – uśmiechnął się przekornie, kiedy zabawnie zmrużyła oczy.
- Tom – odrzekła zupełnie
poważna. – Czy my przypadkiem nie raz potrafiliśmy świetnie poradzić sobie bez
łóżka? – zaczęła tonem mędrca, a on zapowietrzył się, hamując wybuch śmiechu. –
A poza tym, nieopodal znajduje się dobrodziejstwo takie jak całodobowy, więc
raczej z głodu nie umrzemy. Natomiast w bagażniku masz koc, który również
sprawdził się w wielu eeeeem… zaskakujących sytuacjach. Reasumując, nie widzę
przeciwwskazań ku temu, abyśmy wybrali jeden z pokojów i zrobili piżama party,
ale bez piżam – przez całą przemowę Scarlett wpatrywał się w nią uważnie,
dławiąc falę śmiechu. Kiedy skończyła, roześmiał się radośnie, czule
przygarniając ją do siebie.
- Przekonałaś mnie tym piżama
party bez piżam – rzekł, całując dziewczynę w czubek głowy. Oburzyła się,
trącając noskiem jego klatkę piersiową.
- Bez piżam, znaczy w
ubraniu, Kaulitz – zadzierając głowę, posłała mu triumfalne spojrzenie. – A tak
w ogóle, tooo.. – uśmiechnęła się słodko. – Jestem głodna – Tom znów wybuchnął
śmiechem. Nim poznał Scarlett, szczery
śmiech był czymś, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Przy niej śmiech był czymś
naturalnym, czymś co płynęło po prostu z serca. Był oznaką radości, której źródło
stanowiła Scarlett. – Proponuję następujący układ. Ja wybiorę pokój, w którym
będziemy spać, a ty pojedziesz po zakupy – rozbawiony, pokręcił głową, a
wzburzona brunetka pociągnęła go za jeden warkoczyk. - No wiesz? Kobiecie w ciąży się nie odmawia.
- Urodzona z ciebie
organizatorka – mruknął zabawnie. – Za piętnaście minut wracam – Tom cmoknął
Scarlett w czubek nosa i w jednej chwili już go nie było. Drzwi cicho trzasnęły
za nim, a Scarlett podniósłszy się ociężale, ruszyła w kierunku schodów. Żółta
sypialnia wydawała jej się idealna.
Zamknął za sobą drzwi na
wszystkie zamki i pogasiwszy światła na parterze, powoli skierował się na
piętro. Mijał kolejne pokoje, zastanawiając się, który mogła wybrać Scarlett. Choć
wnętrza wymagały niemal całkowitego wykończenia i w dużej mierze świeciły
pustkami, samo przebywanie w tym budynku budziło w nim przyjemne ciepło
ogarniające całe ciało. Kiedy kilkanaście miesięcy wcześniej stali na terenie
dopiero co zakupionej posesji, rozciągającej się dalej niż mógł objąć spojrzeniem,
nie potrafił sobie do końca wyobrazić chwil, które teraz wspólnie przeżywali.
Wszystko, co wówczas się działo, napawało go jednocześnie lękiem i budziło
wielką radość. Podejmując decyzję o wspólnym mieszkaniu, a krótko po tym o
budowie domu, nie widział lepszego rozwiązania. To było coś, czego pragnął
najbardziej. Mając dwadzieścia lat, chciał rodziny. Własnej rodziny, stworzonej
właśnie z nią. Dopiero później, kiedy pierwsze decyzje zaczęły rodzić kolejne,
a machina przyczyn i skutków poszła w ruch, dotarł do niego ogrom zmian, które
miały nadejść. Nie obawiał się tego, że może zbyt szybko zechciał zamieszkać ze
Scarlett. Był pewien, po prostu pewien, że ona jest tą, na którą czekał, kiedy
tak nieudolnie usiłował wmówić sobie, że nie pragnie miłości. Ogarnął go strach
przed nieznanym, przed nowym życiem, którego wydawało mu się abstrakcją.
Mrzonką, którą nosił gdzieś w głębi siebie, a która tak niespodziewanie stała
się jawą. Wszystko było tak bardzo dobre, tak piękne, że aż nierealne.
Zatrzymawszy się przy uchylonych drzwiach, po cichu wszedł do środka, omiatając
wzrokiem prawie zupełnie nagie pomieszczenie. Jego uwagę przykuł materac
znajdujący niemal na środku pokoju, niedbale odarty z folii, a na samym jego
środku leżała Scarlett. Z błogim uśmiechem na ustach gładziła swój ogromny
brzuch i nuciła jakąś melodię. Coś ścisnęło go w środku. Doskonale pamiętał
dzień, w którym dowiedział się, że zostanie ojcem. Wówczas szczęście i jego lęki
osiągnęły apogeum. Tak wiele razy mówili o dzieciach, o tym jak będą wyglądać i
jakie cechy charakteru przejmą po nich. Pragnął zostać ojcem, pragnął zostać
ojcem dziecka kobiety, którą pokocha prawdziwie. Był pewien, że tylko Scarlett
mogła zostać matką jego dzieci. Podobno takie rzeczy się po prostu czuje, a on
czuł, aż nader dotkliwie. Pomimo tych wszystkich wizji, wieść o jej ciąży
zwaliła go z nóg. Uświadomił sobie, co tak naprawdę miało się zdarzyć. Co miało
się zmienić. Pomimo paniki, która ogarnęła go w pierwszej chwili, kiedy już
ochłonął i dotarł do niego sens słów Scarlett, uznał, że to było właśnie to,
czego pragnął, że był gotów. Uśmiechnął się. Jego Maleńka była taka drobna,
taka mała, a brzuch, który rósł bardziej z każdym kolejnym tygodniem ciąży,
wydawał się mu zbyt duży, by mogła go udźwignąć. Jej widok budził ciepło, takie
jedyne i niepowtarzalne. Takie, jakie tylko mogła dać mu miłość. Przymknął
drzwi i odrobinę przygasił światło. Dziewczyna przestała nucić, posyłając mu
senne spojrzenie.
- Mówisz i masz – uśmiechnął
się rozbrajająco i idąc ku niej, zatrzymał się przy kaloryferze, podkręcając
temperaturę. Przypatrywała się każdej wykonywanej przez niego czynności,
cierpliwie czekając, aż wreszcie wróci do niej. Zdjąwszy obszerną kurtkę, usadowił
się obok, rozkładając przed sobą zakupy. – Jogurty, wafle, batoniki, bułki
ziarniste, soczek marchewkowy i żelki – wymieniał, spoglądając na jej
zadowoloną minę. – Co pani życzy?
- Ja poproszę batonika –
rzuciła niewinnie wyjmując z siatki trzy na raz. Tom roześmiał się znów, a jego
śmiech był tak bardzo zaraźliwy, że sama nie potrafiła się nie śmiać. – I żelki
– uśmiechnęła się szerzej, zabierając z torby ukochaną słodkość.
Mijały minuty, a może i nawet
godziny, nie rejestrował upływającego czasu. Siedział wparty o jedną ze
słonecznie żółtych ścian, a Scarlett tuż przy nim, ufnie wtulona w jego tors. Spała,
a jej regularny oddech, dawał mu spokój. Opierając głowę o ścianę, przymknął
powieki, a jego dłoń powędrowała na brzuch brunetki. Delikatnie gładził go, po
raz wtóry poznając na nowo każdą wypukłość. Teraz, w tej właśnie chwili trzymał w ramionach cały swój
świat. Cisza powoli kołysała go do snu. Przed oczami przewijały się obrazy
minionych miesięcy. Kiedy to wszystko się działo, kiedy kolejne zdarzenia
następowały po sobie w ekspresowym tempie, nie miał czasu, by zatrzymać się i
pomyśleć. Dopiero w chwilach takich jak ta, w ciszy i zupełnym spokoju, wracały
do niego, zupełnie zajmując mu myśli. Pamiętał jej głos, jej śmiech, kiedy
zobaczywszy tą działkę od razu wiedzieli, że to ich miejsce. Ich miejsce na ziemi. Mruknęła przez sen
coś niezrozumiałego, mocniej wtulając się w jego tors. Uśmiechnął się,
przyganiając Scarlett bliżej siebie i całując ją w czubek głowy. Bał się, że
kariera zniszczy coś między nimi. Bał się, że nie przetrwają, bo czas i miejsca
staną przeciwko nim. Obawiał bardziej z każdym kolejnym dniem zbliżającym ją do
ukazania się płyty. Jednak z czasem zrozumiał, a raczej upewnił się, że to
przecież jego Scarlett, odporna na bodźce, wytrwale zmierzająca ku temu na czym
jej zależało. Pojął, że jego obawy były zupełnie bezpodstawne. Sięgnął po swoją
kurtkę i złożywszy ją w kostkę, ułożył tak, by Scarlett mogła ułożyć na niej
głowę. Potem wstał najdelikatniej, jak mógł, by jej przypadkiem nie obudzić i
wyszedł na balkon. Jego ciało omiotło chłodne, listopadowe powietrze.
Niezrażony podszedł do balustrady, patrząc na rozpościerający się przed nim
ogród. W kieszeni spodni odszukał tekturowy kartonik. Wyciągnął jednego
papierosa i odpaliwszy go, zaciągnął się mocno. Zdawał sobie sprawę, że nie
powinien był już palić, ale jakoś nie potrafił, wciąż odkładał to. Póki co, nie
palił przy Scarlett, albo krótko przed spotkaniem z nią. Przynajmniej się
starał. Pośród mroku majaczyły cienie rozłożystych drzew. Zaciągnął się po raz
kolejny, a ostry dym podrażnił jego przełyk. Czuł jak rozchodził się po jego
wnętrzu, by zaraz wypuścić go z płuc. Objął spojrzeniem roztaczający się przed
nim obraz działki. Lubił tu pracować. Lubił świadomość, że swoim nikłym wkładem
przyczynia się do czegoś znaczącego. Lubił też to, że od samego początku czuł
się tam jak w domu. Był pewien, że to było właśnie to miejsce. Poświęcił temu
miejscu wiele czasu i sił, jednak to bardzo go podbudowywało. Świadomość, że
wysiłek jaki włożył w budowę nie kończył się na dyspozycjach umacniał jego
poczucie przynależności do tego miejsca. I był dumny. Oboje poświęcili coś, by
zyskać jeszcze więcej. Był w domu, we
własnym domu. A za ścianą spała kobieta, która nosiła jego dziecko. Jeszcze
kilka lat wcześniej wyśmiałby kogoś, kto powiedziałby mu, że taki stan rzeczy
da mu niemal dziką satysfakcję. Przywykł do wstawania w nocy i objeżdżania
połowy Berlina za czymś, co jej się akurat uwidziało, a nawet do tego, że kiedy
zdobył już to na co miała ochotę, Scarlett ta ochota przechodziła i chciała już
coś zupełnie innego. Niekiedy wychodził z siebie i stawał obok, ale nie umiał
się na nią złościć. Choć bywało, że dochodziło między nimi do rękoczynów i
zaczynało brakować w domu talerzy, to nie gniewali się na siebie dłużej niż
godzinę i godzili się równie intensywnie, co kłócili. Scarlett była
nieprzewidywalna i chociaż czasem budziła w nim niespożyte pokłady uczuć,
jakich u siebie nie podejrzewał, pięć minut później jednym spojrzeniem topiła
cały gniew. Manipulowała tymi swoimi ogromnymi oczami, a na to był w stanie jej
pozwolić. W sumie lubił to nawet. Kochał ją całą i wszystko w niej, nawet jeśli
zdarzało mu się wpaść pod pantofel. Ale tylko czasem! Zaciągnął się po raz
ostatni i zdusił niedopałek. Ciało Toma skuła gęsia skórka, ale noc była zbyt
ładna, by mógł iść do środka. Stojąc z rękoma w kieszeniach, pozwalał by
chłodny wiatr przenikał go na wskroś. Czuł bardziej. Czuł, że żył. Usłyszał,
jak uchyliły się drzwi.
- Tom? – mruknęła zaspanym
głosem. Odwrócił się do Scarlett, uśmiechając półgębkiem. – Przeziębisz się.
Chodź do domu – potarła twarz dłońmi, ziewając rozdzierająco. – Przytul mnie –
zamknęła dłonie na brzuchu, gładząc go delikatnie. – Przytul nas? – mruknęła
sennie, kiedy wciąż nie ruszał się z miejsca. Na te słowa pokręcił głową i
powoli podszedł do brunetki. Obejmując ją, wszedł do pokoju, szczelnie
zamykając za sobą drzwi. – Przemarzłeś – wtuliła policzek w tors Toma, czule
muskając go wargami.
- Nic mi nie będzie – odparł
cicho. – Kładźmy się.
- Dobrze, że już jesteś. Nie
lubię spać bez ciebie – szepnęła sennie, kiedy otuliwszy ich grubym kocem,
przygarnął Scarlett do siebie. Ufnie przylgnęła do niego, kładąc jego dłoń na
swoim brzuchu. – Czujesz? Znów kopie.
Bo do wielkiego szczęścia potrzeba tak bardzo
niewiele.
~Anneliese
OdpowiedzUsuń20 sierpnia 2010 o 01:34
haha, to tutaj będzie łopata i drabina! i ci majstrujący majstrzy! hahaha, kocham czytanie tego postu nagłos i… innych rzeczy także :D hahaha, przypomniało mi się moje nadrabianie prinza na telefonie w środku nocy, kiedy tamte tak strasznie chrapały i śmiały się do siebie przez sen, a Nad rozmawiała ze swoim ojcem, hahaha. Nie mogę, muszę nadrobić jeszcze dwa odcinki i wrócę tutaj i tak, więc wiesz! I masz rację, o pewnych rzeczach absolutnie nie wolno mówić, co działo się taaam :D :*
~Nadie
Usuń20 sierpnia 2010 o 01:48
sorry, ja nie rozmawiałam ze swoim ojcem, tylko przyjmowałam do wiadomości to, co do mnie mówił -.-
Dark Queen
Usuń21 sierpnia 2010 o 12:34
głupole xD jestteś boska, eN. mówiłam Ci o tym? xD
~Nadie
OdpowiedzUsuń20 sierpnia 2010 o 01:25
nie ma majstrujących majstrów :(, ale jest łopata! uparłaś się na tę biedną łopatę, ale to dobrze, bo moja wyobraźnia się pobudziła i poprawiła mi trochę humor! wgl będzie dzieeeeecko! ja chcę znać imię! oooch! lubię, kiedy Tom ma mieć dziecko i jest taki przewrażliwiony na jego punkcie. rozczuliłam się aż! i bym zapomniała! dziękuję za dedyk! dziękuję za wszystko, co już się wydarzyło i co jeszcze się wydarzy! kocham cię mocno!
Usuń~Nadie
20 sierpnia 2010 o 01:25
ps: nananana, N. jest pieeeeerwsza! tak? xD
~Anneliese
Usuń20 sierpnia 2010 o 01:37
po co się głupio pytasz, skoro sama widzisz? -.- hahaha :D weź już się tak nie chwal tym pierwszym miejscem, SYNEK :D :*
~Nadie
Usuń20 sierpnia 2010 o 01:49
no bo może nie pokazuje komentarzy? dawno nie byłam pierwsza xD
Dark Queen
Usuń21 sierpnia 2010 o 12:33
wiesz, przez K. zrobiłam coś, czego nie spodziewałam się zrobić. nasłuchałam się o tacie Tomie i kurczę, musiałam to wkręcić już teraz, a nie za 32846287493985 notek. to byłoby trochę długo, nie? nad imieniem wciąż się zastanawiam, ale zapewne niebawem je poznasz. a tak btw. Nicola wyśmiała moich majstrujących majstrów i siłą rzeczy musiałam ich odmajstrować xD
~Nadie
Usuń21 sierpnia 2010 o 13:41
ale majstrujący majstrowie byli, jak mnie nie było, nie? :( została mi tylko łopata!
~Nur ein Blick
OdpowiedzUsuń20 sierpnia 2010 o 11:56
Oo, tyle zmian. Nieprawdopodobne. Nieprawdopodobne. Ciekawa jestem tylko dwóch rzeczy. Co z Rainie i Billem przez ten czas, czy ona wciąż jest z Hansem i co ze związkiem Liv i Georga.
Dark Queen
Usuń21 sierpnia 2010 o 12:38
myślę, że niebawem Twoja ciekawość zostanie zaspokojona ^^
Rosa_a
OdpowiedzUsuń21 sierpnia 2010 o 00:01
Zaskoczyło mnie to trochę. Ale potem się okazało, że praktycznie nic się nie zmieniło. Ot, ciąża, dom, koniec stażu Liv. Było przyjemnie, dość radośnie. Jedynie Liv brakuje szczęścia. Nie znajdzie go w ten sposób. I ona to wie.
Dark Queen
Usuń21 sierpnia 2010 o 12:40
myślę, że jednak trochę pozmieniało, ale o tym w swoim czasie.
~keine_angst
OdpowiedzUsuń21 sierpnia 2010 o 11:11
Jak zaczęłam czytać o tym podjeździe, to przestraszyłam się, że ze Scarlett zrobiła się taka rozwydrzona gwiazdka. Po drugie, szkoda że opuściłaś tak wiele momentów w życiu głównych bohaterów, np. pierwszy singiel Scarlett, jaka była reakcja naszej piosenkarki na wieść o ciąży… Mam nadzieję, że będziesz do tego wracać w ich wspomnieniach. Ponadto szkoda, że Liv i Georg nie są razem. Mogliby do siebie wrócić, co? I koniecznie opowiedz, co stało się z Billem i Raine:) I czy w najbliższym czasie będzie jakiś ślub? I czy media wiedzą o związku S.&T.?
Dark Queen
Usuń21 sierpnia 2010 o 15:01
po pierwsze, witam Cię serdecznie :) hm. wiesz, po tak …po pierwsze, witam Cię serdecznie :)hm. wiesz, po tak dużym przeskoku czasowym, mam wrażenie, że zaczynam od nowa. to swoją drogą przyjemne uczucie. w fabułę teraz wkradnie się sporo nowych rzeczy. i siłą rzeczy, wszystkiego objaśnić na raz nie byłam w stanie. Scarlett daleko do rozkapryszonej gwiazdki. bynajmniej nigdy nie miałam w zamiarze ją taką uczynić. wierz mi, że tutaj nie ma przypadków. z wyjątkiem jakichś tam błędów, które wkradają mi się same xD jednak nie ma przypadków, co do fabuły. wszystko ma swoje miejsce i czas. odpowiadając na Twoje pytania, pozwolisz, że przejdę za porządkiem. będę wracać do ważnych wydarzeń, takich jak wieść, o ciąży, singiel, jakieś sukcesy, to wszystko będzie miało jeszcze jakiś oddźwięk. to zbyt ważne wydarzenia, by o nich nie mówić. Liv i Geo mają swoją bardzo wyboistą ścieżynkę. sa bardzo uparci i niekiedy bardzo głupi. w sumie to wszystko bardziej wychodzi od Liv, ale to już inna kwestia. natomiast o Billu i Ranie będzie teraz głośniej. wyjaśnię wszelkie zawiłości i mam nadzieję jak najlepiej poprowadzę ich wątek, który jakby nie było, jest dla mnie niejako sporym wyzwaniem. i ślub będzie, również całkiem niedługo. Shie i Julie pobiorą się. i wreszcie, kwestię związku S&T omówię w następnym poście :)
~keine_angst
Usuń21 sierpnia 2010 o 22:05
Ach, prawie bym zapomniała. Jestem baaardzo ciekawa, jak Jost zareagował na wieść o ciąży:) A następnego posta pisz szybciutko:)Co do komentowania, to dopiero tym postem mnie skłoniłaś do nabazgrania czegoś pod notką, bo generalnie jestem z blogiem od początku:) A tak na samym końcu, to sprawiłaś, że zakochałam się w twórczości Christiny Aguilery!
Dark Queen
Usuń23 sierpnia 2010 o 21:11
zapewniam Cię, że wszystko wyjaśnię w swoim czasie :) i bardzo cieszy mnie, że zdecydowałaś się ‚pokazać’, a co więcej, że dzięki mojemu pisaniu polubiłaś Christinę. jestem z siebie dumna xD
~Lestat
OdpowiedzUsuń21 sierpnia 2010 o 21:31
Jej! Zaskoczyłaś mnie kompletnie. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z tego, że opowiadanie wkracza w zupełnie inny etap, ale szczerze powiedziawszy to w życiu bym się nie spodziewała, że przeniesiesz akcję, aż tak daleko. Niespodzianka, przyznam, całkiem niezła i dość przyjemna. Przenieśliśmy się w czasie, wiele się zmieniło, ale jedna rzecz, najważniejsza rzecz, pozostałą taka sama i wciąż idealna. Ich miłość! Ich niesamowita miłość, która chyba byłaby w stanie przenosić góry. No i jeszcze Scarlett jest w ciąży, jej, tym to dopiero mnie zaskoczyłaś. Ale to bardzo miłe zaskoczenie. Choć nie przepadam za motywem ciąży i dzieci w opowiadaniach, to wiem, ze u Ciebie nie będzie mi to przeszkadzać. Piszesz w taki sposób, ze wszystko tworzy idealnie zgrabną całość. I ten ich dom! Zaczynają nowe życie. Wspólne życie. To w pewien sposób fantastyczne. Ogólnie, uwielbiam mężczyzn, którzy potrafią zachwycić się faktem, ze zostaną ojcem. Odpowiedzialnych, troszczących się o matkę i dziecko, a ta wyjątkowa więź jaka tworzy się miedzy ojcem i jego latoroślą po prostu mnie fascynuje i zachwyca. Tylko powinien skończyć z paleniem. Raz na zawsze. Kategorycznie. To mi się wcale nie podoba, nie lubię palaczy, choć są w pewien sposób.. hmm, fascynujący :] Ech, ten opis pracującego Toma! te napięte mięśnie, szpadel w dłoni i w ogóle… ej, nie pisz tak, bo ja kiedyś nie wytrzymam tych rozdziałów psychicznie! To było… to było COŚ :D Nie sądziłam, że kiedykolwiek zachwycę się aż tak bardzo Kaulitzem, a jednak. Był taki… no cóż… męski, że ach i och. Bardzo mi się to podobało. Trochę smuci mnie fakt, że Liv próbuje oszukać swoje uczucia i wdała się w ten głupi związek. Bo on jest głupi, nie ma co tego ukrywać. Pocieszają mnie jedynie słowa, że za każdym razem kiedy otwiera drzwi chciałaby w nich ujrzeć inną twarz. Jego twarz, jak się domyślam. No cóż, samo się to nie stanie, moja droga. Czasami trzeba trochę pomóc szczęściu. Los rzadko daje drugą szansę. Wierzę jednak, że jej wyjazd do Berlina cokolwiek zmieni. może Scarlett coś tam zorganizuje i weźmie sprawy w swoje ręce? W końcu w Berlinie powinno być do Georga bliżej niż z Paryża :] Świetny rozdział i z niecierpliwością oczekuję kolejnego. Może uda się troszkę szybciej! :) Trzymaj się :*
~Dark Queen
Usuń23 sierpnia 2010 o 22:00
ten przeskok, to w sumie przedsmak tego, będzie działo się niebawem. cieszę się, że zaskakuję. w takim razie, chyba będę jeszcze bardziej ^^możesz być pewna, że pomimo zmian, pomimo wszystkiego, co się zdarzy, ich miłość jest rzeczą niezmienną. wiesz, w pewnym momencie usiadłam do pisania i nagle zobaczyłam Toma na drabinie albo z łopatą w ręce i musiałam to tutaj wpleść. tak samo, jak to jak ewoluował w swoistą opokę. z chłopca stał się mężczyzną, prawdziwym mężczyzną i choć może to się mija z prawdą, jak go takim naprawdę widzę. w tych oczach maluje się stateczność, jakaś taka budząca bardzo pozytywne uczucia siła i to mi się bardzo podoba, więc nie omieszkałam tego również wykorzystać. cóż, może ja się nie będę rozwodzić na walorami pana Toma K., bo mi miejsca zbraknie. ach, masz zdecydowanie rację. palacze [zwłaszcza ten jeden] są fascynujący^^wiesz, Liv liczy, że usunie klin klinem. dlatego brnie w kolejne związki. Constantin nie jest pierwszy, ale o tym później, by wybić sobie z głowy Georga. biedaczka sądzi, że miłość odbierze jej wolność. nie wpadła jeszcze na to, że sama ją sobie odbiera. och, cieszę się, że Ci się podobało. bardzo, bardzo :)
~Katalin
Usuń22 sierpnia 2010 o 16:49
Sporo juz Ci powiedziałam na temat tego postu, wiec zapewne nic nowego nie napisze, no chyba ze jednak cos mi sie przypomni:) Strasznie dziwnie się czytało o tych samych bohaterach, którzy nagle juz nie sa tacy sami, sa o 18miesiecy starsi i wiele w ich zyciu sie pozmieniało. To wszystko co miałam w głowie poukładane na ich temat, juz jest nieaktualne, oni juz po czesci nie sa tymi osobami i to jest takie…dziwne, troche smutne, bo to poniekad rozstanie z tym co bylo. a ja nie lubie kiedy sie cos konczy. W pierwszej chwili poczułam sie jakbym czytała epilog…Straszne uczucie! xD A potem jakbym zaczynała nowe opowiadanie. Dobrze, ze wiedzac to, co wiem, wiem (:D) ze Ty sie dopiero rozkrecasz i wiele zmian przed nimi (bohaterami) i nami (czytelnikami). Odnosnie dzisiejszej tresci niewiele moge powiedzieć,bo to był dopiero wstep do tego co bedzie, zapowiedz tych wielkich zmian. A Tom w roli ojca juz zachwyca, chociaz na dzieciątko musza jeszcze troszke poczekć (okej, poudaje,ze nie wiem co bedzie dalej;) W kazdym razie on, taki seksowny i meski jest…powalający xD Nie możesz tak o nim pisac! Robisz mi tylko nadzieje,ze tacy faktycznie istnieją…xD Podobało mi sie to,ze Liv tak ciezko pracuje, pracowała i ze nie dostała nic za darmo. Bo gdyby jej tak wszystko w tym Paryzu szło, to cały ten watek by szlag trafił. Ale Ty to przeciez wiesz;) Kurcze, ta czesc była naprawde niezwykła, tak inna od pozostałych,ze nawet nie wiem co mam powiedzieć, bo wciaz tego nie ogarniam. Kocham te detale, które tworza cos wiekszego, te ich niepozorne dialogi, które sa tak po prostu z zycia wziete, te prowizoryczne czynnosci, które buduja ich swiat. To piekne… Jestem tak zmeczona, ze nic madrego dzisiaj nie wymysle xD Wiec koncze, zeby sie juz dalej nie błaźnić^^ Kocham <3
~Dark Queen
Usuń23 sierpnia 2010 o 22:05
epilogu byś chciała xD czekaj, czekaj, to nie tak prędko ^^ jeszcze Cię trochę pomęczę. o. już Ci mówiłam, że sama ma wrażenie, jakbym zaczynała od nowa. niby wszystko pozostało takie samo, ale w gruncie rzeczy jest zupełnie inne i to mi się niesamowicie podoba. och, dziękuję :*
~Agnes
OdpowiedzUsuń23 sierpnia 2010 o 14:13
po prostu przeżyłam szok :D pierwsze co mi się rzuciło w oczy to 18 miesięcy później… byłam ciekawa co się wydarzyło i się nie zawiodłam. Coś pięknego, że Tom i Scarlett mają dom, będą mieć dziecko itd. Tylko chciałabym jeszcze wiedzieć co u Billa :P ale mimo to nie mogę się doczekać dalszej części historii, dziecka, premiery płyty Scarlett i jak to wszystko się potoczy. mam tylko wielką nadzieje, że będzie dobrze. :))
~Dark Queen
Usuń23 sierpnia 2010 o 22:07
cieszy mnie, że ten szok był pozytywny. o tych wszystkich nurtujących Cię sprawach, poczytasz już niebawem. nie mogę przecież zbyt wiele zdradzić, prawda? ^^ a, dodam tylko, że Scarlett już wydała płytę. ale, jak mówiłam, wszystko objaśnię w najbliższym czasie. :)
~Agnes
Usuń24 sierpnia 2010 o 12:26
racja, racja. co za dużo to nie zdrowo ;P licze tylko na to, że Billowi i Rainie się powiodło ;) bo szczerze im tego życze ^^a co do płyty Scarlett to mam nadzieje, że będzie baaardzo Aguilerowa :Dwgl chciałabym zobaczyć minę Toma w momencie, gdy dowiedział się o dziecku… aż mi się śmiać chce xD
~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń24 sierpnia 2010 o 14:23
Dark a ja chcę się dowiedzieć o u Gustava. Czy Caroline żyje???? PS. Mam nadzieję, że S. urodzi piękną CÓRECZKĘ!;)
Dark Queen
Usuń24 sierpnia 2010 o 16:08
hah, już całkiem niedługo dowiesz się, co u Gutka i czy Caroline żyje. o płci dziecka przekonasz się ciut później, a póki co, pozostanie moją słodką tajemnicą. pocieszę Cię tym, że S. i T. również jej nie znają^
~Panna Aleksandra
Usuń24 sierpnia 2010 o 20:17
za to Ty jesteś prawie wszechwiedząca Dark (tyczy się to oczywiście tylko opowiadania, ale to też prawie, bo zawsze możesz coś zmienić) i to naprawdę niesprawiedliwe, że nie chcesz ani mnie ani ich powiadomić!!! a może to będą bliźniaki? dwa słodkie małe Kaulitze, oooch :D kurczę, a co do Caro, to mam nadzieję, że jednak nie kopnęła w kalendarz, bo jest moją ulubioną bohaterką opowiadania (no może na równi z Rainie). szkoda mi Georga i szczerze mówiąc za bardzo wkurza mnie Liv, skazuje na cierpienie kogoś kogo kocha przez swoje głupie „widzimisię„, rani G. niemal tak samo jak kiedyś ranił ją Paul. w ogóle weź się sprężaj, przeraża mnie to, że znowu będę musiała czekać przynajmniej pół miesiąca na odcinek. :( aa tak z ciekawości mogłabym spytać gdzie się na studia dostałaś?
Dark Queen
Usuń24 sierpnia 2010 o 21:57
będę Cię teraz tak okrutnie trzymać w niepewności ^^ wiesz, kiedy uważałam, że coś jest niesprawiedliwe, powtarzano mi, że ktoś zawsze musi mieć przekichane i to chyba prawda, ale pocieszę Cię tym, że ja muszę to napisać, a to znacznie większy wyczyn, niż przeczytać, bo ten… no. zobaczyyyyysz xDwykazałabym się sama nie wiem czym, ale czymś brzydkim, gdybym tak niespodziewanie wywaliła Caro, więc możesz być spokojna, jeszcze o niej usłyszysz. o Rainie też. och, to okropne, jak nielubiana jest Liv, a ona jest taka fajna. taka niezdecydowana i zagubiona, o. ale w sumie, ktoś musi być czarną owcą tutaj. padło na biedaczkę ^^hm. dostałam się wszędzie, gdzie chciałam, a koniec końców od października stanę się studentką filologii germańskiej, tak pełną parą. ^^
~Panna Aleksandra
Usuń24 sierpnia 2010 o 22:06
że co słucham, przepraszam??? ja nie wiem czy Ty pamiętasz ale jakos w zimie rozmawiałyśmy na gg i powiedziałaś, że raczej polską, a nie germańską, przecież Ty chciałaś pisać! co z tym? a mogę też spytać o uniwerek czy to już zbyt prywatne?
Dark Queen
Usuń24 sierpnia 2010 o 23:02
jaki bulwers xD a tak btw. to zabij, posiekaj, ale nie pamiętam, żebyśmy gadały. ludzie nie walą do mnie drzwiami i oknami i z reguły pamiętam takie rzeczy, może pisałaś z innego gg? czy cuś. no, nieważne. w każdym razie, jeśli mówiłam, że idę na polską, to musiał to być okres moich zaburzeń osobowościowych xD będę sobie tłumaczem, ale to nie wyklucza pisania, prawda? polską też zamierzam skończyć, ale później. najpierw muszę zadbać o to, żeby mieć na chleb i buty od Louboutina xD nie martw się, jeszcze Cię będę zmuszać do tego, żebyś kupowała moja książki^^ i ten, będę się uczyć w mojej Bydgoszczy
~Panna Aleksandra
Usuń25 sierpnia 2010 o 10:50
aha;) uspokoiłaś mnie, gg mam to samo od niepamiętnych czasów a ten… jak już zadbasz o chleb, to zadbaj o dwie pary butów od Louboutina i możesz mi prezent zrobić. PS. lubię kozaki
Dark Queen
Usuń25 sierpnia 2010 o 22:14
czyli mi umknęło. to w sumie też możliwe, bo miewam zaniki pamięci, [koncert jest tego najlepszym przykładem ^^]ale było nie było zaskoczyłaś mnie xD hm. nie chciałabyś mieć za dobrze czasem? ^^ps. ja też je lubię.
~Panna Aleksandra
Usuń25 sierpnia 2010 o 22:27
czasem chyba chciałabym;D noo ja się wcześniej Oluniaaa podpisywałam, więc może ten nick kojarzysz:)
Dark Queen
Usuń25 sierpnia 2010 o 22:41
aaa. to wszystko wyjaśnia ^^ a mojego maila dostałaś? z trzech wysyłałam i jakiś błąd wyskakiwał
bill_th3@onet.eu
Usuń25 sierpnia 2010 o 22:57
nieee właśnie;D kurde możesz spróbowac na ten pod spodem ;D Panna Aleksandra
~Dark Queen
Usuń26 sierpnia 2010 o 00:15
poszło. w sumie, łatwiej byłoby pogadać na gadu, ale pomińmy. ^^
~Panna Aleksandra
Usuń26 sierpnia 2010 o 01:28
nie mogłybyśmy tego przenieść na gadu, bo przecież kto by wtedy utrudniał sobie życie? ;D e-mail już doszedł :)
~Burlesque
OdpowiedzUsuń24 sierpnia 2010 o 15:40
Dziękuję Ci bardzo za dedykację. Trzeba wierzyć, bo wiara czyni cuda. :*Na temat odcinka wypowiadałam się na gadu, nie będę się powtarzać, bo znasz moją opinię. Zaznaczam swoją obecność:) kocham:*I już się nie mogę doczekać naszego wspólnego mieszkania za 3 lata xddd
Dark Queen
Usuń24 sierpnia 2010 o 16:09
och, ależ Ci się przypomniało o tym mieszkaniu. kurczę, chlapnęłam i teraz mam xD
~Burlesque
Usuń25 sierpnia 2010 o 18:35
Teraz musisz pamiętać o tym przez 3 lata, bo moje wrota stoją otworem xdd hahaha xddSkromne dwa pokoje pewnie będą, ale wiesz. Materace mam xdd żarcik ;)
Black_Berry
OdpowiedzUsuń28 sierpnia 2010 o 21:50
Pierwsze, co muszę powiedzieć to to, że uwielbiam Twoje opowiadanie! Dopiero ostatnio je znalazłam i przeczytałam całość. Strasznie jestem ciekawa, czy Bill i Rainie są w końcu razem, bez Hansa. I Tom i Scarlett i ta ciąża…Kocham tego Toma wykreowanego przez Ciebie!Pozdrawiam ;)[magic-of-moment]
Dark Queen
Usuń30 sierpnia 2010 o 23:49
bardzo miło jest mi Cię witać i serdecznie dziękuję za uznanie :)
~gu
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 22:28
nie mogę się już doczekać następnego odcinka! :D