- Zatem, powiedz nam, jak to z tobą właściwie jest – prezenterka
zagadnęła Scarlett, a wszystkie kamery skupiły się niej. Brunetka wywróciła oczami,
posyłając w ich stronę niewinny uśmiech. Splotła dłonie na swoim brzuchu, jakby
chcąc ukryć go przed tysiącami wścibskich spojrzeń.
- Zatem zadaj mi pytanie, jakiego jeszcze nie
słyszałam.
Tom prędko usadowił się na
sofie, jednocześnie włączając telewizor na odpowiedni kanał. Technicy ze sklepu
RTV dosłownie trzy minuty wcześniej opuścili dom, podłączywszy wszystkie
urządzenia. Pracowali w takim tempie, że wydawało mu się już, że nie zdąży. Ominął
go początek, ale przynajmniej zdążył na samą rozmowę. Lubił oglądać wywiady,
których udzielała Scarlett, tak jak ona lubiła się wypowiadać. Jeszcze to
lubiła. Scarlett miała coś, czego zabrakło im. Potrafiła powiedzieć tyle, by
zadowolić swoich fanów, a jednocześnie nie zdradzić zbyt wiele. Oni swojego czasu
popadali w skrajności. Albo opowiadali fanom o wszystkim albo nie mówili nic.
Tak jak teraz. A ona, choć dopiero raczkowała w świecie show bussinesu, już
skradła dziesiątki serc. Była naturalna, pełna wdzięku i zupełnie nieskażona
brudami sławy. A niewątpliwie już ją osiągnęła. Była na językach krytyków,
rozpisywano się o niej w prasie i otrzymywała już pierwsze nominacje. Świetnie
prezentowała się w telewizji i przed obiektywem. Chciano przeprowadzać z nią
wywiady, zapraszano ją do programów i proszono, by swymi występami uświetniała
różne przedsięwzięcia, a minęło tylko kilka miesięcy odkąd pojawiła się jej
płyta. Jej głos urzekał każdego przed kim wystąpiła, a jej bezpretensjonalność
ściągała do niej rzesze ludzi. I ani trochę jej w tej chwili nie idealizował,
ani nie naciągał faktów. Scarlett stała się objawieniem. Objawieniem, które
nosiło pod sercem cząstkę niego samego. Jej fenomen nie brał się z wyuczonych
odpowiedzi, wyszkolonych póz czy min. Jej fenomen to po prostu ona; cudowny
głos i prostolinijna szczerość, a przy tym nieprzyzwoita zmysłowość. Nawet
teraz będąc w niemal ósmym miesiącu ciąży uwodziła każdym gestem, a może mu się
tylko wydawało?
- No właśnie, nim zaprosiłam cię do programu, głowiłam
się nad tym oryginalnym pytaniem. W sumie pytano cię już o wiek, wykształcenie,
naukę wokalu, twoją drogę do gwiazd, a nawet prywatność, ale przyznam szczerze,
że i tak niewiele o tobie wiem – brunetka uśmiechnęła się tajemniczo, upijając
łyk wody z wysokiej szklanki. – Szperanie w twojej biografii też mi niewiele
dało, bo w gruncie rzeczy, nic konkretnego z niej nie wyczytałam, dlatego
pytam; jak to z tobą właściwie jest?
Scarlett nie czytała pytań
przed wywiadami, nie uczyła się odpowiedzi, ani nie trzymała się żadnych
formuł. Mówiła to, co uważała za stosowne. Zawsze błyskotliwa, w razie potrzeby
miała w zanadrzu ciętą ripostę albo twardy komentarz. W głębokim poważaniu
miała wszelkie konwenanse, dzięki czemu nawet drobne wpadki uchodziły jej
płazem. Niemcy, ba, Europa szalała na jej punkcie. Nawet potężna Ameryka
zaczynała doceniać tą dziewczynę ‘znikąd’. To właśnie ją bez przekłamania
nazywano gwiazdą. A wszystko w pięć krótkich miesięcy. Wygodnie rozparł się na
miękkim obiciu sofy. Uśmiechnął się do siebie, unosząc kącik ust. Tego blasku w
oczach nie dało się nie zauważyć.
- Wiesz, wydaje mi się, że mogłabym na to pytanie
odpowiedzieć tak wyczerpująco, że zabrakłoby nam czasu antenowego. Może
sprecyzuj, a jeszcze lepiej, powiedz wprost, czego chciałabyś się ode mnie
dowiedzieć.
- Och, właśnie zburzyłaś mój misterny plan budowania
napięcia – prezenterka zaśmiała się nerwowo, wertując swoje notatki.
- To może po prostu go nie buduj? – Scarlett
zagadnęła, wzruszając ramionami, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz
pod słońcem. – Na początku śpiewałam w klubie. To było miłe, mogłam robić to,
co kocham, a przebywającym tam ludzie – kolejny tajemniczy uśmiech – doceniali
to. Nawet nie wiesz, jak kilka słów uznania może poprawić humor. Później
dostałam szansę zaśpiewania na gali urodzinowej Universalu, a stamtąd moja
droga była już, powiedzmy, prosta. Dzięki magicznym zdolnościom Davida
wystąpiłam w The Roxy, gdzie słuchał mnie Ron Fair, a w ciągu trzech następnych
dni nagrałam prawdziwe ‘amerykańskie’ demo, z którym poszłam do Roba Hoffmana.
Sprawy przypieczętował Glen Ballad, który słuchając mnie, nie dał mi dojść
nawet do refrenu.Uznał, że jestem tym, kogo potrzebuje i skontaktował mnie z
Lindą Perry, z którą opracowałam sporą część piosenek z płyty. Ale to chyba
raczej powszechnie znane fakty, prawda? – brązowowłosa prezenterka z
zainteresowaniem potrząsnęła głową. – Czasem wydaje mi się, że to tylko sen,
wymarzona bajka, które w każdej chwili mogą prysnąć niczym bańka mydlana –
uśmiechnęła się, przebiegając nieobecnym wzrokiem po studiu. – Zatem pytaj, wyduś to z siebie – Scarlett
uśmiechnęła się przekornie, zdawałoby się puszczając oko do szatynki. Kamery
prosto z twarzy Scarlett przesunęły się na jej brzuch, a dalej na dziennikarkę.
- Hm. Za dwa tygodnie minie pięć miesięcy odkąd ukazała
się twoja płyta. Wydałaś dwa single. Wyruszyłaś w trasę koncertową, która,
chyba nie zaprzeczysz, miała oryginalny przebieg, do tego wystąpiłaś w wielu
programach i uświetniałaś niejedno przedsięwzięcie, a to wszystko, kiedy
nosiłaś już w sobie dziecko. To aż nieprawdopodobne, niewielu udaje się zajść
tak daleko w tak krótkim czasie, a masz dopiero niespełna dwadzieścia lat. To
nie za dużo na raz? – Scarlett czule splotła dłonie na swoim brzuchu,
spoglądając reporterce w oczy, czym zmusiła ją do patrzenia na siebie, a nie na
niego.
- Fakt, trasa była dosyć ciekawa, ale przyznaj, wilk
był syty i owca cała. Dając pierwszy koncert, tu w Berlinie, wiedziałam już, że
będę matką. Starałam się przygotować wszystko tak, by stworzyć dobre show i nie
przeforsować się zbytnio. Musiałam też pamiętać o tym, że moja płyta ukazała
się jednocześnie w Europie i Stanach, przez co podzieliłam i tak ograniczoną
już liczbę koncertów. Chciałabym odwiedzić wszystkich, ale w chwili obecnej to
raczej niemożliwe. Dlatego wymyśliłam występy akustyczne w większości miast, w
których zmuszona byłam odwołać koncerty. I to się przyjęło. Podczas pierwszych
dziesięciu koncertów zorganizowanych zgodnie z pierwotnym planem, przez sporą
część występu miałam założony kardiomonitor, który kontrolował stan mojego
dziecka. Później, kiedy graliśmy akustycznie nie musiałam bać się już o nic –
przerwała na moment i upiła kolejny łyk wody. – Wiesz, nie wydaje mi się, by
działo się za dużo. Mam wszystko o czym marzyłam, czy można chcieć więcej?
Fakt, gdybym mogła jakoś kontrolować bieg wydarzeń, ułożyłabym sprawy zawodowe
i prywatne w odrobinę innej kolejności, ale nie można mieć przecież
wszystkiego. Jestem wdzięczna wszystkim fanom za okazane mi wsparcie i
cierpliwość.
- Nie sądzisz, że niespełna pięć miesięcy to zbyt
krótki czas na tak wiele zdarzeń?
- Nie, dlaczego? Najwidoczniej tak miło być. Marzyłam
o takim życiu. Wiesz, co jest w tym
wszystkim najlepsze?
- Co takiego?
- A to, że kiedy skończy się ten wywiad,
wsiądę do samochodu i po kilkudziesięciu minutach będę już u boku mężczyzny,
dzięki któremu wszystko staje się bardziej dźwięczne. Nawet muzyka. Nie mam
problemu dzielenia życia osobistego i kariery. Choć współistnieją, nie
przenikają się w żaden sposób. Śpiewam, daję koncerty, występuję w telewizji i
udzielam wywiadów prasie, ale kiedy flesze gasną, kiedy wracam do domu, to
wszystko już nie istnieje. Jesteśmy tylko my. On, moja rodzina i ja. Wszystko
ma swój czas i swoje miejsce.
- Chyba masz zdrowe podejście do sławy, co?
- Nie mnie to oceniać. Ja po prostu żyję tak, żeby bez
zażenowania co dzień spoglądać w lustro. To raczej nic wielkiego.
- Wspomniałaś o swoim ukochanym – zacięła się na
moment, starając się sformułować pytanie, a oko kamery uchwyciło w tym momencie
pobłażliwy uśmiech Scarlett. Poprawiła się na miejscu, czekając na ciąg dalszy.
– Dlaczego ujawniłaś swój związek z Tomem Kaulitzem dopiero, kiedy
potwierdzałaś pogłoski o ciąży?
- To było głupie pytanie, wiesz? Ale przynajmniej
doszłaś do sedna – Scarlett uśmiechnęła się serdecznie, a prezenterka spłonęła
rumieńcem.
Czasami nie ogarniał tego, że
była tak swobodna i bezpośrednia w wywiadach. Peszyła dziennikarzy i sprawiała,
że nie widzieli, co powiedzieć, a i tak ją kochano. Ceniono jej szczerość, tak
rzadką wśród ludzi, między którymi się obracała. Scarlett miała dobrą zabawę, a
brązowowłosa kobieta problem. Uśmiechnął się pod nosem, upijając łyk coli,
którą zdążył przynieść, kiedy prezenterka zastanawiała się, co powiedzieć. Był
dumny ze Scarlett. Dzielnie walczyła ze starymi wygami show bussinesu i na
razie szło jej całkiem nieźle. Zdawał sobie sprawę, że z czasem jej szczerość
nie wystarczy i zaczną się kłamstwa, ale był pewien, że była na tyle silna, by
przechytrzać dziennikarzy jeszcze długo. Byli przeszczęśliwi, kiedy opowiadała
o trudnościach nim stała się sławna, o jej drodze na szczyt i powiązaniach
podczas nagrywania płyty. Była ewenementem pod każdym względem. A najlepsze w
tym wszystkim było to, że była zupełnie jego.
- To tak, jakbyś zapytała mnie, dlaczego nie stanęłam
przed tłumem fanek Toma i otwarcie nie przyznałam się, że z nim jestem. Z całym
szacunkiem, cenię swoje życie.
- No, właśnie. Przecież zdarzają się fani, którzy są
bardzo niechętni wobec wybranek chłopaków. Nie boisz się?
- Ojej, nie. W sumie, może troszkę. Początkowo menagament
obawiał się, że jeśli nasz związek wyjdzie na jaw, popularność chłopaków
spadnie, a ja będę ‘tą, która wybiła się dzięki Tokio Hotel’, ale ku zdumieniu
wszystkich było zupełnie odwrotnie.
- Zatem, jak? Chyba nie zaprzeczysz, że znajomość z
nimi pomogła ci w starcie?
- To złożone. Gdybym nie śpiewała w studiu chłopaków,
nie usłyszałby mnie David i nie wybrałby, a raczej nie przyczyniłby się do
wybrania mnie do grupy osób śpiewających podczas gali, ale z drugiej strony, to
moja siostra wysłała zgłoszenie, a Pat Benzner zainteresował się moim wokalem. Na
mój sukces składa się praca wielu osób. Wierutnym kłamstwem byłoby
stwierdzenie, że wybiłam się dzięki Tokio Hotel, ale również to, że nie mieli w
tym żadnego udziału. Zdaję sobie sprawę, że to tylko moje słowa i tak naprawdę
tyle ile osób, tyle opinii, ale na to nie mam wpływu, wiem jak było, jak jest i
jak mam nadzieję będzie. Dotąd nie mieszałam życia prywatnego z karierą i nie
mam zamiaru tego robić. Nigdy nie wykorzystywałam mojego związku z Tomem, by
się jakkolwiek upublicznić.
- Proponowano ci, byś śpiewała z Billem, prawda?
- Tak, ale oboje odrzuciliśmy tą ewentualność. Może
kiedyś.
- Wróćmy do ciebie i Toma. Ta kwestia chyba frapuje
widzów najbardziej.
- Słucham – odparła z przekornym uśmiechem.
- Jak to z wami jest? Spodziewacie się dziecka, oboje
jesteście bardzo sławni, żyjecie w biegu, w rozjazdach. Czy to wszystko nie
odbija się na waszym związku?
- Jesteśmy razem już na tyle długo, by przywyknąć do
rozłąk. Nasi menagerowie starają się tak układać plany koncertowe, by jak
najczęściej się pokrywały. Ja siłą rzeczy spędzam teraz dużo czasu w domu, więc
jest niemal tak, jak było nim nagrałam płytę. Jednak kiedy rozjeżdżamy się,
gramy w różnych krajach, a nawet kontynentach, to przecież wciąż istnieją
telefony i Internet. Wówczas tęsknota wpisuje się w plan dnia już na stałe, ale
oboje dokonaliśmy wyboru. Tom jest
najcudowniejszym człowiekiem jakiego spotkałam. Tom... Tom ofiaruje mi
niewiarygodną, bezwarunkową miłość... – wzięła głęboki oddech, gdy jej głos
zaczął lekko drżeć. – Jest taki opiekuńczy i dobry, tak dba o mnie. Emanuje z
niego tak cudowne, wręcz niewytłumaczalne uczucie, każdego dnia zakochuję się
na nowo – zaśmiała się cicho, jakby zdała sobie sprawę z banalności własnych
słów. – Chyba właśnie zburzyłam, jego wizerunek, co? Z całym szacunkiem, ale
media kłamią – zaśmiała się serdecznie, spoglądając krótko w oko kamery.
Prezenterka zawtórowała jej nieco mniej swobodnie i po raz kolejny
przewertowała notatki.
Po raz kolejny uśmiechnął się
do telewizora. Wywiady z nią napawały dziennikarzy jednocześnie obawą i
podekscytowaniem. Nigdy nie wiedzieli, co od niej usłyszą. Nie mogli być pewni
czy będzie słodka, czy jej słowa pójdą im w pięty. Mimo wszystko ją kochali. Była
wisienką na medialnym torcie. Na ekranie pojawiła się reklama mleka. Wstał i
przeciągając się przeszedł przez pokój. Otworzył drzwi na taras i owiało go
rześkie, wiosenne powietrze. Odetchnął głęboko, nim wyciągnął z kieszeni
papierosy i odpaliwszy jednego, zaciągnął się mocno. Utrzymywanie ich związku w
tajemnicy, jeszcze kilka miesięcy wcześniej było czymś naturalnym. Nawet
opowieść o początkach kariery Scarlett bez ich wątku nie była naciągana, więc
kiedy już wyszło na jaw, że są razem, nikt nie posądził jej o kłamstwo. Nie
pokazywali się razem, nie chodzili do kina czy na zakupy i przywykli już do
tego. Mieli siebie, swój świat z dala od blasku fleszy i to wystarczyło. Oboje
byli dla wytwórni kurami znoszącymi złote jajka i wszyscy byli zadowoleni.
Zarówno im, jak i producentom było tak wygodnie. Kiedy ciąża Scarlett zaczynała
robić się widoczna, pojawił się problem. Jej dziecko przecież musiało mieć
ojca, a utrzymywanie jego tożsamości w tajemnicy z czasem minęłoby się z celem.
Oboje doszli do wniosku, że pomimo konsekwencji jakie mogła przynieść ta
decyzja, postanowili ujawnić swój związek. Plotki o rzekomej ciąży Scarlett
były coraz barwniejsze, więc nadszedł czas, by je rozwiać. Pierwszą i jak im
się wydawało najdogodniejszą ku temu okazją była inauguracja rozdań nagród
Grammy. Scarlett była nominowana i miała również wystąpić. Pojawił się tam z
nią. Wszystko wówczas stało się jasne. Reporterzy na czerwonym dywanie nie
nadążali robić zdjęć. Zasypywano ich gradem pytań, na które doczekali się
odpowiedzi dopiero, kiedy swoje pięć minut mieli fotoreporterzy i dziennikarze.
Pamiętał doskonale, kiedy pozowała wdzięcznie tonąc w blasku fleszy. Pamiętał
sukienkę odcinaną pod linią biustu, która łagodnie opadała na jej wyraźnie
zaokrąglony brzuch. To była przecież już połowa szóstego miesiąca. Gdyby nie
ponad miesięczna przerwa, którą miała między ostatnimi koncertami, a galą,
pewnie wszystko wyszłoby wcześniej. Obserwował ją, kiedy pozwalała zasypać się
gradem pytań parze prowadzących. Domyślał się, że rozmowa na czerwonym dywanie
dotyczyłaby zupełnie innych aspektów jej życia, gdyby nie sensacja jaką
wywołali. Później zawołała go do siebie, co wywołało jeszcze większe
poruszenie. Pisk fanów, grad pytań, ciekawskie spojrzenia innych gwiazd, nieustające
flesze i plączący się pod nogami kamerzyści. Oczywiście Scarlett zgarnęła
statuetkę dla najlepszego nowego artysty roku, ale to było zaledwie ciekawostką
w porównaniu do tego, że pojawili się tam razem, w dodatku jako para i przy
okazji potwierdzając plotki o ciąży Scarlett. Wywołali burzę, mając tam
przedsmak tego, co działo się później. Urywały się telefony, chciano ich w
wielu programach, by udzielali wywiadów i pokazywali się razem. Ludzie pragnęli
informacji, wieści, co jak i dlaczego. David najbardziej obawiał się tego, że
stracą fanki, które były przy nich niekoniecznie dla muzyki, a dla jakiegoś
wyimaginowanego obrazu nich samych albo inaczej, wspólnej świetlanej
przyszłości, przypadkowego spotkania i wielkiej miłości, o jakich rozpisywali
się autorzy romansów. Jednak ku wielkiej uldze producentów, listów o treści:
‘jak mogłeś mi to zrobić, przecież mieliśmy być razem’ i tym podobnych przyszło
stosunkowo mało w porównaniu do: ‘kocham Cię, ale rozumiem, że wolałeś inną’,
czy też zupełnie normalnych z gratulacjami i życzeniami szczęścia. To było
bardzo miłe zaskoczenie. Słysząc końcówkę reklam, zgasił niedopałek i wrócił do
pokoju. Siadając, ujrzał znów kraśniejącą radością twarz Scarlett.
- Nie boisz się, że to, jak otwarcie mówisz o swoim
życiu prywatnym sprawi, że zatrze się granica między nim, a jego medialną
stroną?
- Nie, mówiłam ci już. One współistnieją, ale w żaden sposób się nie przenikają. Tu zostawiam
słowa, a tam mam życie, które w nie tu ubieram. Rozumiesz, co mam na myśli?
Mogę otwarcie mówić, co przeżywam, ale to tylko słowa, nie wywlekam swoich
spraw poza muzy mojego domu, bo moje prywatne życie toczy się z dala od tego
całego szumu.
- Jesteś
nieprzewidywalna.
- To pytanie czy stwierdzenie?
- Po trosze jedno i drugie.
- Hm. Nie mnie to oceniać, ja po prostu mówię co myślę
i robię to, co uważam za stosowne. W nosie mam konwenanse. Mam kłamać, bo
wszyscy tu kłamią? Mam kraść, bo ludzie kradną? Mam się sztucznie uśmiechać, bo
tak wypada? Mam być miła, bo ten koleś jest ważny, a tamten może załatwić mi
wejście tu czy tam i to może mi się przydać w przyszłości? Nie, dziękuję.
Skandale są nie dla mnie. Udawanie czegokolwiek wydaje mi się zupełnie mijać z
celem. Nie rozumiem osób, które robią rzeczy, na które nie mają najmniejszej
ochoty, udają kogoś, kim nie są tylko po to, by wypaść dobrze w telewizji, czy
po to, by o nich mówiono przez kolejny tydzień.
- Przecież budzisz kontrowersję, mówi się o tobie,
ostatnio nawet sporo – Scarlett się rozgadała, a dziennikarka była wyraźnie
coraz bardziej pobudzona jej słowotokiem. Chcąc drążyć, z napięciem wsłuchiwała
się w jej wypowiedź.
- A czy ja wystawiam się paparazzi, albo robię jakieś
niestworzone rzeczy tylko po to, żeby było o mnie głośno? Nie sądzę. Budzę
kontrowersję, bo nie robię tego co inni. Budzę kontrowersję, bo przeczę regule
i mam w głębokim poważaniu, co ludzie o tym sądzą. Budzę kontrowersję, bo
osiągnęłam już jakiś sukces, a pomimo tego nie wszczynam skandali i mam gdzieś
cały ten biznesowy shit. Więcej grzechów nie pamiętam.
- Nie sądzisz, że to odbije się na tobie. Taka
postawa.
- Co ma się na mnie odbić? To, że nie rozpowiadam o
swoim prywatnym życiu na prawo i lewo? Och, przepraszam, nie powiem jakie Tom
ma dzisiaj skarpetki. Albo, że nie dochodzę do wszystkiego za pomocą innych i
nie dążę do celu po trupach? To, że nie boję się mówić o faktycznym stanie
rzeczy i moich osobistych odczuciach? Och, z tego wszystkiego zapomniałam dać
się stłamsić – swoją krytyczną wypowiedź zakończyła nic nie mówiącym uśmiechem
i upiła łyk wody.
- Masz dosyć trwałe poglądy jak na dziewiętnastolatkę.
- Ciekawa jestem z jakimi dziewiętnastolatkami miałaś
do czynienia, Katharine.
Pokręcił z niedowierzaniem
głową. Scarlett rewolucjonizowała wszystko, co stanęło jej na drodze. Jeśli ich
dziecko miało odziedziczyć jej temperament, już współczuł sobie samemu, kiedy
zacznie wchodzić w wiek dojrzewania. Dopił swój napój i wygodniej ułożył się na
sofie. Jego dziewczynka podbijała świat. I pomyśleć, że w wytwórni chciano
preparować jej wizerunek, jako nowej gwieździe. Chciano uczynić z niej kolejną
słodką dziewczynkę, która z czasem ewoluowała w drapieżną kobietą. Chciano
powielić schemat, a ona jak zwykle stawiła kontrę. Ona jedna postawiła kontrę
kilku producentom. I postawiła na swoim. Scarlett z niewyparzonym językiem,
potrafiła jednym słodkim uśmiechem stopić zatwardziałe wygi z branży. Nie
pojmował drzemiących w niej sprzeczności, ale przecież już dawno dał sobie z
tym spokój. Wciąż odpakowywał cukierka. Wciąż poznawał jego smak. Była
stworzona do sceny, kamer i fleszy. Idealnie wypadała na zdjęciach, zawsze
miała błyskotliwą odpowiedź, a na scenie czuła się jak ryba w wodzie. Nawet
ślepy zauważyłby, że była w swoim żywiole.
- Wróćmy do twojej kariery. Pominę twój młody wiek, bo
w chwili obecnej nie jest on już niczym wyróżniającym się w branży muzycznej,
ale za to niewątpliwym ewenementem jest
to, że zdobyłaś Grammy po powiedzmy czterech miesiącach na rynku. Dotąd
wydawałoby się to niemożliwe.
- Jak widać można – uśmiechnęła się delikatnie. – Tamten
wieczór był pełen wrażeń, jednak ostatnią rzeczą jakiej się jeszcze wówczas
spodziewałabym, było zwycięstwo w najlepszym debiucie.
- Dedykowałaś tą nagrodę tacie. Muszę przyznać, że
twoje słowa chwytały za serce. Pozwól, że przypomnę tą chwilę.
‘- Ojej, ale się porobiło – odebrawszy nagrodę i
gratulacje, Scarlett stanęła przy mównicy. Niemal maksymalnie opuszczając
mikrofon, uśmiechnęła się niewinnie, co przyjęto kolejną salwą braw. – Kto by
pomyślał, że Scarlett będzie debiutem roku, no, no – wzięła głęboki oddech i
spojrzała na statuetkę, a zaraz po tym uniosła ją do góry. Była na tyle ciężka,
że musiała wspomóc sobie drugą ręką. Kolejny, zdawałoby się nic nie znaczący
gest, który porwał zebranych. Niska, drobna, w zaawansowanej ciąży i tak bezpretensjonalnie
delikatna, zdążyła w ciągu tej krótkiej chwili do końca zauroczyć pozostałych
gości. – Widzisz tato. Jestem tu – odparła z dumą. – Spełniłam obietnicę i walczyłam do końca. Nie
poddałam się wtedy, nie poddałam miesiąc temu, nie poddam się dziś, ani za rok.
Wiem, że tu jesteś i strzeżesz mnie – jej głos zaczął drżeć. – Wiem, że tu
jesteś, chociaż cię nie ma – niemal szeptała, starając się zachować naturalny
ton. Odchrząknęła. – Tą nagrodę z całego serca dedykuję mojemu tacie. To dzięki
niemu uwierzyłam w marzenia i zaczęłam do nich dążyć. To on wpoił we mnie wolę
walki. To on powtarzał, że nikt za mnie życia nie przeżyje. To dzięki niemu
stoję tu przed wami. Powinnam złożyć podziękowania rzeszy ludzi, którzy
przyczynili się do mojego sukcesu, ale pozwólcie, że uczynię to jutro. Dzisiejszy
wieczór i ta statuetka są hołdem ku mojemu wspaniałemu ojcu, człowiekowi, dla
którego nie istniało niemożliwe. Byłbyś dziś ze mnie dumny – szepnęła czule. –
Kocham cię, tatusiu – ukłoniła się nieznacznie, pewnie ujmując statuetkę. –
Dziękuję – zeszła z podestu, pewnie krocząc między rzędami i zabierając za sobą
wiele spojrzeń. Tuż przy jej miejscu czekał Tom, odebrał od niej nagrodę i
złożywszy na jej czole pocałunek, przepuścił Scarlett pierwszą, by usiadła.’
- Śpiewanie pomogło ci otrząsnąć się po tej tragedii?
– dziennikarka zagadnęła od razu, kiedy ekran telewizora ściemnił się.
- Szczerze powiedziawszy, kiedy umarł tata, uznałam,
że dalsze śpiewanie nie ma sensu. Jednak szybko przekonałam się, że nie potrafię
bez tego żyć, a poza tym.. obiecałam mu, że się nie poddam. A ja obietnic
dotrzymuję.
- A Tom?
- Tom? Tom cały
czas chroni mnie przed mną samą. Tom był po prostu, kiedy inni głowili się,
w jaki sposób mogliby to czynić.
- Chcesz przez to powiedzieć, że nie otrzymałaś
wsparcia od rodziny?
- Absolutnie. Przykro mi to mówić, ale ta tragedia
spoiła nas jeszcze bardziej. Jednak mama cierpiała na swój sposób, moja siostra
też i one same potrzebowały wsparcia. Wydaje mi się, że byłyśmy nim dla siebie,
kiedy układałyśmy nasz świat, ale to bezwarunkowa, bezinteresowna obecność Toma
pomogła mi oswoić się z tym wszystkim i jakoś wrócić do życia. On nie pytał,
nie prosił, nie wymagał. Po prostu był i jest niezmiennie. To pierwszy
mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkałam, który spełnia wszystkie możliwe
kryteria – zaśmiała się radośnie, przekrzywiając głowę w bok. Uniosła dłoń do
szyi, opuszkami muskając wisiorek.
- Wiesz, to urocze jak bardzo się kochacie. Nie boisz
się, że to kiedyś minie?
- Nie mam pojęcia. Nie wiem co przyniesie życie. Wiem,
że prawdziwą miłość spotyka się raz. Ja już ją odnalazłam.
- Jesteś pewna jego uczuć?
- Och, spytaj wprost – wywróciła oczami, sięgając po
szklankę. Powoli upiła spory łyk i odstawiła ją, spoglądając uważnie na
prezenterkę. Tylko ślepiec nie dostrzegłby w jej oczach iskierek rozbawienia.
- Rozmowa z tobą to istne wyzwanie, Scarlett! –
roześmiała się, kiwając pobłażliwie głową. Brunetka uniosła brwi, uśmiechając
się poprzez uniesienie jednego kącika ust. – Zatem, czy nie obawiasz się, że
Tom powróci do swego dawnego życia, o którym tak huczało swojego czasu?
- Wiesz… – zaczęła z namysłem. – Wydaje mi się, że nie
masz zielonego pojęcia, jakie życie wcześniej prowadził Tom. Musiałabyś go o to
zapytać. Natomiast, jeżeli chodzi ci o te domniemane romanse z połową Europy i
ćwiartką Ameryki, to… cóż. Myślę, że Tom już wybrał. Podjął decyzję i obrał
cel. Pozostawię to dla siebie, ale.. hm. Jego jestem pewna bardziej niż
kogokolwiek na tym świecie.
- Zatem bez dwóch zdań mogę przyznać, że jesteś
prawdziwą szczęściarą. Może zaśpiewasz teraz dla nas? – brunetka skinęła głową,
rozpromieniając się nieco. – Dziękuję ci za rozmowę i zapraszam cię do
fortepianu.
Pogłośnił telewizor i powoli
przeszedł do kuchni, szukając czegoś, co nadawałoby się do jedzenia. Jego
zdolności kulinarne miały sporo do życzenia, więc zadowolił się mleczną
kanapką, która była jedyną rzeczą, którą znalazł w dopiero co podłączonej
lodówce. Swoją drogą, sam ją tam schował, by sprawdzić czy dobrze chłodzi.
Scarlett wciąż grała. Doskonale znał tą piosenkę. Przez całą swoją karierę nie
wyrzekł w wywiadach tyle prawdy, ile ona w tym jednym. Nie zdradzała tajemnic,
ani nie mijała się z prawdą. Wybrała właściwą drogę, bo nie dała sobą kierować,
gdyby jakieś sześć, może siedem lat wcześniej wiedział to, co sam wiedział już
teraz, może ich ścieżka potoczyłaby się inaczej? A może tak miało być? Może,
gdyby nie był tym, kim się stał, nie poznałby jej? Własne i zupełnie
odpowiedzialne życie zrobiło z niego myśliciela. Zaśmiał się do siebie. Zabawne,
jaki los bywał przewrotny. On, Tom Kaulitz, mają niespełna dwadzieścia dwa lata
będzie prawie ojcem prawie rodziny. Przygładził warkoczyki. Podobała mu się ta
wizja.
- I’ll be right here, when
your world starts to fall – zanucił, razem ze Scarlett, kiedy kończyła utwór. –
I tak ma być – mruknął, szukając w skrzynce śrubokrętu.
*
Pokój wymalowany był na
biało. Niemal biała była też podłoga, stolik i dwa stojące przy nim krzesła.
Wszystko było tam białe – czyste, oni mieli być czyści, a ten kolor przypominał
im o tym. Po tylu miesiącach w ośrodku Caroline też była prawie biała. Jej cera
stała się niemal papierowa, a włosy zdawały się zjaśnieć. I do tego ten biały
kubraczek, który zmuszona była nosić. Jeszcze kilka dni, a przejdzie do
ostatniej fazy. Będzie mogła nosić własne rzeczy i wychodzić z gośćmi, a
konkretnie z Gustavem do ogrodu. Bo poza nim i jego przyjaciółmi nie miała już
nikogo. Nikt jej nie odwiedzał. Jak większości narkomanów. Są skazani na
samotność. W ich świecie nie ma miejsca na miłość. Jest tylko heroina. Ale to
już za nią. Ciężko pracowała na to, by uwolnić się od nałogu. Do końca życia
będzie już narkomanką. Tej metki nie traci się nigdy, tak samo jak już zawsze
jest się alkoholikiem czy niedoszłym samobójcą. To nie odchodzi, wpisuje się w życiorys
raz na zawsze. Jednak można być niepijącym alkoholikiem, prawda? Można być
niepalącym palaczem? Ona zamierzała być trzeźwą narkomanką. Przemierzała mały
biały pokój wzdłuż i wszerz, wyczekując przybycia Gustava. Na początku odwyku
nie mogła widywać nikogo. I dobrze. Za nic nie chciała, by Gustav widział ją w
stanie, w jakim wtedy była. A może widział ją w gorszym? W każdym razie
cieszyła się, że kiedy ją zobaczył momentalnie się uśmiechnął. To było jedno z
najcudowniejszych przeżyć, jakie zaznała w życiu. Była wyspana, nawet odrobinkę
rumiana, włosy miała ładnie przycięte, a strój dobrany w najmniejszym
rozmiarze, by nie wisiał na niej tak strasznie. Opiekunki pomogły jej ładnie
wyglądać, wiedząc, jak bardzo zależało jej na tym spotkaniu. Opłaciło się. Po
tych kilku miesiącach rozłąki, Gustav szczerze uśmiechnął się na jej widok. To
był jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu. Choć na początku było im trudno
znaleźć od nowa wspólny język, nie poddał się. Przyjeżdżał tak często, jak to
było możliwe i choć niekiedy milczeli niemal cały czas, następnym razem witał
ją takim samym uśmiechem. Zdarzało się, że powiedziała coś głupiego i złościł
się potem. Miał do niej żal, że wygaduje bzdury. Nie lubił, kiedy mówiła źle o
sobie. Gustav ją kochał. Gustav był dobry i tak wiele dla niej zrobił. Tak
bardzo marzyła, by plany jakie snuł od niemal roku mogły kiedyś się ziścić.
Chciał kupić dom, a może
nawet mieszkanie, wziąć ślub i adoptować dzieci. Nie jedno, ale kilkoro. Skoro
ona nie mogła ich mieć, zapragnął dać szczęście tym osieroconym, ale na to
potrzeba było im czasu. Ona nie była gotowa jeszcze zapanować nad własnym
życiem. Nie mogła brać odpowiedzialności za inne. Nie potrafiła wyobrazić sobie
chwili, kiedy opuści odwyk, choć tak bardzo tego pragnęła. Wiedziała, że
przyjdzie taki dzień, że to ona da mu szczęście, że będzie gotowa na to, by
stać się dla niego kobietą, jakiej potrzebuje. Jednak teraz, wizja
jakiegokolwiek innego życia przerażała ją. Dzięki terapii zrozumiała, że była
coś warta. Zrozumiała, że pomimo błędów, które popełniła, ma prawo do
szczęścia. Ma prawo do Gustava. Uśmiechnęła się szeroko, a w jej szczupłych
policzkach pojawiły się dołeczki. Na podjeździe przed budynkiem ośrodka
spostrzegła jego auto. Prędko podeszła do stolika i usiadła na jednym z
krzesełek, nie chcąc wydać mu się zniecierpliwioną. Poprawiła włosy, które już
nie były takie rzadkie i splotła dłonie na blacie. Kiedy drzwi uchyliły się i
pojawił się w nich Gustav, nie wytrzymała. Zerwała się z miejsca i rzuciła mu
się w objęcia.
- Już myślałam, że nigdy nie
przyjedziesz – szepnęła, z całej wątłej siły zaciskając ręce na jego karku.
- Przecież obiecałem – odparł
radośnie, mocno tuląc ją do siebie.
*
Każdym kolejnym dniem wystrój
pomieszczeń stawał się bardziej kompletny, wszystko znajdowało swoje miejsce,
zapełniały się i powoli nabierały odpowiednich kształtów. W całym domu nie dało
się słyszeć już tego echa, które niosło wcześniej każde słowo. To nie były już
tylko kolorowe ściany, drewniane podłogi czy marmurowe posadzki, dobrze
usytuowane okna czy finezyjnie rozmieszczone pokoje. To nie była już tylko
forma. Teraz otaczała go do cna sprecyzowana treść. Przechadzał się powoli po
piętrze, później po parterze i podziwiał efekt kilkunastomiesięcznej pracy.
Wszystko było tak jak tego chcieli. Nie bacząc na koszty stworzyli swoje
miejsce na ziemi wypełniając je kolorami, wykończeniami rozmaitej maści i
faktury, czy meblami sprowadzanymi z różnych części kraju. Od podstaw budowali
swoją wizję, dopełniając ją i doskonaląc. Wizję, która jeszcze całkiem niedawno
była nagim fundamentem, a już dziś stanowiła ostoję, azyl fundament czegoś,
czego jeszcze sam nie był do końca świadom. Nie był to tylko budynek zapełniony
meblami, z kolorowymi ścianami i miękkimi dywanami. To był dom. Do był jego,
ich dom i czuł to całym sobą. Zapach nowości przykryła woń spełnienia. Choć
czuł się niepewny i jakby przerażony obrazem jutra, który skrupulatnie kreślił
od wielu miesięcy, choć nie wiedział, co go czeka, był pewien, że to było
dobre. Czuł się tu bezpiecznie. Miał jakąś trudną do sprecyzowania pewność,
która pojawia się, gdy wszystko idzie tak jak powinno.
Siedemnastego marca dwa
tysiące jedenastego roku przechadzał się po własnym domu. Siedemnastego marca
dwa tysiące jedenastego roku był przyszłym ojcem i zapewne też mężem, choć tej
opcji jeszcze nie rozważał.
Siedemnastego marca dwa tysiące jedenastego roku był
szczęśliwy.
Siedemnastego marca dwa tysiące jedenastego roku był
pewien, że wszystko znajdowało się na
swoim miejscu i w swoim czasie.
Jeszcze trzy lata wcześniej
wyśmiałby tego, kto przepowiedziałby mu założenie rodziny – bo jak inaczej to
nazwać? – w wieku niespełna dwudziestu jeden lat. Wówczas nie sądził, by pisana
była mu miłość, bo przecież już w nią
nie wierzył. Dla niego istniała tylko bliskość fizyczna, chemia i późniejsze
partnerstwo umożliwiające tworzenie długotrwałych związków. Nie wierzył, że
miłość można spotkać gdziekolwiek indziej niż w filmie czy książce. Wówczas był
jedynie ciałem, pozbawionym wnętrza. Żyjącym nie z wyboru, a z przyzwyczajenia.
Dopiero przy niej odżyło jego wnętrze. Obudziła w nim skrupuły i przypomniała,
co znaczy być człowiekiem. A potem przyniosła miłość, w którą uwierzył, gdy
pojął, że wypełnia go całego. Może w sumie tak miało być? Może miał upaść, by
ona go podniosła? Po to, by stanął tu i teraz, w kieszeni trzymając pęk kluczy
do ich przyszłości? Trochę udzieliła mu się jej wiara w przeznaczenie. Może
faktycznie, ktoś nad tym czuwał. Jednak jakby nie było, podobał mu się ten stan
rzeczy. Chociaż piekielnie się bał. Bał się, że nie podoła, że okaże się
niedobrym ojcem, że jakkolwiek skrzywdzi tą kruszynę albo Scarlett. Nie był do
końca pewny, czy mógł ufać samemu sobie. Jednak nic nie cieszyło go teraz
bardziej. Jakiś czas temu dotarło do niego, że jego priorytety zupełnie się
odmieniły. Marzył, by stworzyć dom, rodzinę, jakiej sam nie miał w
dzieciństwie, ale jednocześnie lękał się, że powieli schemat, że okaże się taki
jak swój ojciec.
You
know we’ve been down that road, what seems a thousand times before.
Potrzebował śrubokrętu. Kupił
małą lampkę i choć nie miał zielonego pojęcia, gdzie będzie pasować i czy w
ogóle ją powiesi, postanowił ją skręcić. Z niewiadomych przyczyn, zobaczywszy
ją na wystawie stwierdził, że chciał ją kupić i kupił. Może miała dać mu światło, którego potrzebował teraz w nadmiarze?
Przeszedł z kuchni tylnymi drzwiami do krótkiego korytarzyka, prowadzącego do
piwnicy. Ostrożnie minął kartony i sprzęty, które wciąż czekały, aż trafią na
miejsce swego przeznaczenia. Prędko badał wzrokiem całą powierzchnię, szukając
skrzynki z narzędziami. Wśród tych wszystkich narzędzi, które zmuszony był
kupić tylko po to, bo potrzebne były jednemu czy drugiemu fachowcowi, mała
skrzyneczka była trudna do odnalezienia. Wzrok Toma zatrzymał się na drewnianej
konstrukcji, zajmującej niemal w całości dwie tylne ściany. Była jeszcze niemal
w całości nie zapełniona. W specjalnych otworach znajdowało się kilka butelek
Jacka Daniels’a, Goldwassera i Porto, zawczasu kupionych na parapetówkę.
Zatrzymał się, nie mogąc oderwać wzroku od bursztynowego trunku. Nie pił
często. To w zasadzie było dziwne. Kiedy zaczął uciekać do klubów, pił, by
zabić czas i to jakoś weszło mu w krew, ale kiedy związał się ze Scarlett, nie
odczuwał przemożnej potrzeby wracania do nałogu. Może nie zdążył się uzależnić?
Bez problemu mógł wypić piwo czy dwa z chłopakami, szampana podczas jakiejś
uroczystości czy wino do uroczystych kolacji i nie myśleć bez przerwy tylko o
tym, by się napić. Chyba nad tym panował, ale bywały dni, jak ten. Chwile jak
ta, kiedy widząc butelkę, po prostu musiał. Potrzebował pociągnąć łyka czy dwa.
Choć nienawidził tego w sobie, zawsze przegrywał.
Sięgnął po jedna z butelek.
Zawsze przegrywał.
Odkręcił korek.
Zawsze przegrywał.
Poprzez szyjkę, spojrzał na
falujący wewnątrz płyn. Zawahał się.
Zawsze przegrywał.
Przystawił butelkę do ust.
Zawsze przegrywał.
Pociągnął łyk. Zawsze przegrywał.
And
when it’s late at night you can look inside.
Poczuł jak whisky pali mu
przełyk. I pojął, że znów przegrał.
Dotąd błogi spokój zastąpiła złość. Miał wszystko, czego brak wielu innym.
Rodzinę, przyjaciół, ukochane zajęcie, miłość, ogrom miłości, a sam pchał się
na dno. Drobnymi kroczkami na dno. Tak jak wcześniej alkohol jego przełyk tak teraz
złość paliła całe jego ciało. Beznadziejnie poirytowany, bez większego powodu stał
w piwnicy z Jackiem Daniels’em w ręce i czuł się jak ostatni idiota. Cisnął
butelką o posadzkę z taką siłą, że roztrzaskała się na drobne kawałki. Tuż przy
jego nogach. Alkohol pomoczył jego buty i nogawki. Nie miało to większego
znaczenia. Chwycił donice stojące na stole i z całą siłą zrzucił je na podłogę,
kopiąc tą, która zatoczyła się przy jego nogach. Huk poniósł się głośnym echem
w całym pomieszczeniu, a on słyszał tylko bicie swojego serca. Był słaby, był
beznadziejnie słaby i po raz kolejny uświadomił to sobie. Zamiast walczyć,
zamiast starać się tak, jak robiła to ona, poddawał się. Sięgał po butelkę. Nie
musiał pić codziennie. Nie musiał upijać się do nieprzytomności. Wystarczyło,
by w tak głupiej chwili jak ta, sięgnął po butelkę. To wystarczyło, by
przegrał. Przecież nie był alkoholikiem. Przecież nie był pieprzonym
alkoholikiem! Miotał się po piwnicy przecinając ją w tą i z powrotem. Palce
pachnące whisky przytknął do skroni, które zaczęły pulsować boleśnie, nawet nie
zauważył kiedy. Nienawidził tych chwil, kiedy zostawał sam ze swoją marnością.
Nienawidził wracać do takiego początku. Nie chciał jej zawieźć po raz kolejny.
Scarlett mu przecież ufała i wierzyła, że da sobie radę. Przecież jej to
obiecał. Złożył jej tą cholerną obietnicę, której przecież zamierzał dotrzymać!
- Co ty do kurwy nędzy
odpierdalasz, Kaulitz – mruknął do siebie, opierając otwarte dłonie na chłodnej
ścianie. Schylił głowę, chowając ją między ramionami i przymknął oczy. Musiał
ochłonąć. Ostatnie dziesięć minut było zbyt niedorzeczne, by nie mógł nad tym
zapanować. I jak ty chcesz odpowiadać za kogokolwiek, kiedy nie potrafisz za
samego siebie? Zmełł przekleństwo, gniewnie uderzając rękoma w ścianę. Zapaliło się światło. Odwrócił się
gwałtownie, spostrzegając Scarlett ostrożnie zmierzającą w jego kierunku.
Wiosenny płaszczyk leżał na niej zgrabnie, nieznacznie podkreślając krągły
brzuszek, a długie włosy zgarnięte na jedno ramię spływały falistą kaskadą,
dodając jej jeszcze więcej niewinności. Musiała go tutaj widzieć, bo była
zatroskana. Zatrzymała się tuż przy Tomie i opierając małe dłonie na jego
torsie, wspięła się na palcach, by musnąć jego policzek. Jej ciepłe wargi
dotknęły go delikatnie, gdy zamarła, by głębiej zaczerpnąć powietrza. Odsunęła
się od niego o pół kroku, omiatając spojrzeniem najpierw jego samego, a zaraz
potem nieco zdemolowaną piwnicę. Jej zaróżowiona twarz stała się jeszcze
bardziej zatroskana.
- Tom, co tutaj się stało?
Czy ty…? – urwała, zrezygnowana wplatając palce we włosy i przeszczekując je
beznamiętnie. Kilka kosmyków opadło jej na policzek.
- Scarlett… - zaczął dziwnie
spokojny. Spojrzała na rdzawą kałużę i roztrzaskane szkło na posadzce. – Nie
wypiłem. Znaczy łyk, ale nie więcej. Powstrzymałem się – mówił jakby
nieskładnie, wpatrując się w jej pobladły profil. – Wiem, to brzmi idiotycznie
– mruknął i ruszył się z miejsca. – Posprzątam to – jego uszu dotarło ciężkie
westchnienie i jej powolne kroki niosące echo stuku obcasów.
Even
in the daylight, shine on.
Nie słyszał jej. Nie nuciła.
Nie było jej w kuchni. Z piętra też nie dochodził żaden odgłos. To było takie…
nieprzyjemne. W tym krótkim czasie, jaki spędzili w domu nie musiał je widzieć,
by wiedzieć, gdzie była. Odgłos sprzętów, jej melodyjny głos, gdy mówiła do
dziecka czy nuciła, każdy drobny dźwięk, wszystko to było naturalne, tworzyło
melodię domu, który z dnia na dzień tworzyli bardziej. A teraz grała mu cisza.
Powłócząc nogami, powoli kierował się do wyjścia. Sam jeszcze nie wiedział,
gdzie powinien się udać, ale czuł, że potrzebuje świeżego powietrza. Tego dni
było wyjątkowo słonecznie. Od niechcenia zerknął do salonu i momentalnie się
zatrzymał. Wzdłuż pleców przebiegł mu dreszcz, a ciało zalało zimne poty.
Przestraszył się, po prostu się przestraszył, widząc ją stojącą na wysokim
stołku, usiłującą zawiesić firanę. Scarlett wchodząc w ósmy miesiąc ciąży,
wieszała firanę! Zagotowało się w nim i gdyby nie to, że nie mógł jej
przestraszyć, by przypadkiem nie zachwiała się i nie spadła, zdjąłby ją stamtąd
siłą. Serce zabiło mu dwa razy mocniej i dla odmiany zrobiło mu się
nienaturalnie gorąco. Minęło może piętnaście sekund, nim przeciął salon,
gorączkowo zastanawiając się czy najpierw się odezwać czy ją złapać. Nie miał
pojęcia, co jej strzeliło do głowy. Nie wyglądało na to, by go słyszała. Z
naturalną sobie determinacją, zawzięcie zaczepiała materiał ujęty w niemal
idealnych odstępach w żabki przy karniszu. Stanąwszy za krzesłem pewnym ruchem,
chwycił ją za biodra. Scarlett zamarła, a on był szczęśliwy czując, że panował
nad sytuacją.
- Ty głupia,
nieodpowiedzialna dziewczyno – zaczął cicho i opanowanie. – Możesz się na mnie
wściekać, możesz udowadniać mi, co tylko chcesz, ale bądź tak łaskawa nie narażać
się, kiedy w każdej chwili możesz zacząć rodzić – zapatrzył się na jej
dyndające końcówki włosów, starając się nie skupiać w takiej chwili na jej
zgrabnej pupie, kiedy Scarlett opuściła ręce, a nieugięta fałda materiału
wysmyknęła się jej z rąk. Stała dumnie wyprostowana, nie poruszając się ani o
centymetr. – Zejdziesz? Czy mam rozmawiać z twoją.. z twoimi plecami? – sapnęła
groźnie, zamierzając przykucnąć i stanąć na przystawionym obok krześle, jednak,
kiedy tylko schyliła się nieco, Tom stanowczo wziął Scarlett na ręce,
bezpiecznie stawiając ją na podłodze. – Nie rób mi więcej takich numerów,
dobrze? – spojrzał jej w oczy, nim zupełnie wypuścił ją z objęć. – Możesz sobie
milczeć, proszę bardzo. Wkurzaj się, ale nigdy więcej mi tego nie rób. Nie
narażaj się. Jakkolwiek – rzekł twardo, jednak nawet jeśli próbowałby, nie
zdołał usunąć z niego przelęknionych nut. Scarlett patrzyła na niego, wciąż
uparcie milcząc, ale z jej oczu zniknęła już złość. Jej turkusowe tęczówki
przepełnione były swojego rodzaju lękiem i, co wcale go nie dziwiło, żalem. Nie
lubił, kiedy tak patrzyła. Smutno, a zarazem buńczucznie, niczym skarcone
dziecko. W akcie rezygnacji wzruszył ramionami, załamując ręce. Po tym bez
słowa wszedł na stołek i starając się robić to tak jak brunetka, dokończył
wieszanie firan. Zrobił to szybko i musiała przyznać, że całkiem nieźle.
Najgorsze było to, że nawet teraz, gdy przelewały się w niej złość do niego
siebie samej, nie mogła oderwać oczu od jego silnych ramion, pracujących
metodycznie, od napinających się i rozluźniających mięśni widocznych spod
cienkiego materiału T-shirtu. Skarciła się w duchu. Czując delikatny ból w
podbrzuszu oparła się o tył sofy. Solidny kopniak. Zasłużyła. Skrzywiła się,
zginając lekko w pół. Starała się oddychać głęboko, choć teraz to wcale nie
było takie łatwe. Nie wiedzieć kiedy Tom zszedł ze stołka i momentalnie był
przy niej, obejmując ją ramieniem. Westchnął, prowadząc ją, by usiadła. –
Wiesz, co mam ochotę teraz zrobić? – ciągnął dalej, nie spodziewając się
odpowiedzi. – Najchętniej przełożyłbym cię przez kolano i sprawił solidne
lanie, patrząc czy równo puchnie! Tylko ty jesteś zdolna, żeby wleźć na ten
przeklęty stołek i wieszać firany. Tylko nie zacznij rodzić, okej? – żachnął
się i momentalnie zamilkł, kiedy skrzywiła się mocniej, kuląc na sofie.
- Zamknij się, Kaulitz. Twoje
dziecko urządza sobie mecz piłki nożnej, a ty włączasz nawijkę o rodzeniu.
Dzięki bardzo, jeszcze tego mi teraz trzeba! – warknęła mu prosto w twarz,
powoli prostując się. – I wcale nie jestem głupia – mruknęła, mrożąc go
spojrzeniem.
- Jeśli nasze dziecko
odziedziczyło charakter po tobie i tak cud, że jeszcze nie postanowiło przyjść
na świat ze względu na niewygodną kwaterę tymczasową – rzucił lekko, jednak
zaraz znowu spoważniał.
- Aleś ty zabawny.
- Problem w tym, że wcale nie
jest mi do śmiechu.
- Niewiarygodne –
zironizowała, wygodniej opierając się na poduszkach. Wypięła dumnie brzuch,
gładząc go delikatnie. Tom zatrzymał dłonie Scarlett, nakrywając je własnymi. –
I co ja mam myśleć, Tom? Powiedz mi, co ja mam zrobić?
- A czy jeśli powiedziałbym,
żebyś mi po prostu zaufała, nie pytając i nie domagając się wyjaśnień, to
byłoby za dużo?
- Boję się. Boję się, że to
wróci i nie wiem, co robić. Dziś skończyło się stłuczeniem butelki, ale czy jutro
też tak postąpisz? – spytała łamiącym się głosem. Cała bojowość, która aż
buchała z niej jeszcze minutę wcześniej uleciała, ustępując miejsca drżącej
bródce i szklącym się oczom. – Ja się po prostu boję.
- Zaufaj mi – uniósł dłonie
Scarlett do swych ust i ucałował je czule. – Proszę – przymknęła powieki,
starając się spokojnie oddychać. – I obiecaj mi.
- Co takiego? – zapytała,
uchylając powieki. Jej lazurowo niebieskie oczy pociemniały, przypominając
barwą burzowe niebo.
- Obiecaj, że już nigdy nie
narazisz się nawet w najmniejszy sposób.
- Tom, ale to tylko firanki!
- Cholera jasna, Scarlett!
Mogło zakręcić ci się w głowie, mogłaś stracić równowagę, spaść, mogło stać się
wszystko! Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się przestraszyłem, widząc cię
na tym stołku – mówił podniesionym tonem, mocniej ściskając jej dłonie. A
Scarlett, dotąd nie widząc nic złego w wieszaniu firan, doszła do wniosku, że
mógł mieć rację, a ona postąpiła bezmyślnie. Nie miała zamiaru przyznawać się
do błędu. Nie mogła też od razu rzucić mu się w ramiona, bo scena, którą
zastała wróciwszy do domu, wciąż stała jej przed oczami. Westchnęła ciężko.
- No dobrze, dopóki nie
urodzę, nie będę wieszać firanek, zadowolony? – odburknęła, znów spoglądając na
niego wzrokiem urażonego dziecka.
- Nie będziesz wieszać firan,
wspinać się na stoły, stołki, drabiny ani inne cuda, a wszystko, co umyślisz
zrobić w domu powiesz mnie i zrobię to za ciebie, jasne? – westchnęła ciężko po
raz enty w ciągu ostatnich piętnastu minut. Spojrzała na Toma zatrzymując wzrok
na jego oczach. Pociemniałe miały w sobie wciąż nutę irytacji, ale przede
wszystkim ogromną troskę. Patrzył na nią tak smutno. Przymknęła powieki i
podniosła się do pozycji siedzącej. Przysunęła się bliżej Toma i delikatnie
objęła swoją małą dłonią jego szorstki policzek. Wciąż patrzyła mu w oczy, nie
mogąc przestać. Poczuła się jakaś taka bezsilna. Nawet nie zdawała sobie
sprawy, że kąciki jej ust opadły, tworząc podkówkę, a oczy zaszkliły się nieco.
Jednak nie umknęło to Tomowi. – Maleńka – szepnął i nie bacząc na to czy będzie
protestować czy nie, przygarnął ją do siebie, bez większego trudu wciągając
sobie Scarlett na kolana. Nie broniła się. Pomimo tego, że skrzywiła się czując
zapach alkoholu, pozwoliła objąć się Tomowi. Delikatnie, acz stanowczo ułożył
ją w swoich ramionach, jakby instynktownie wiedząc już, jak było jej wygodnie.
Oparła głowę na ramieniu chłopaka, a on zamknął ją w swoich objęciach,
splatając dłonie na zaokrąglonym brzuchu brunetki. – Maleńka – zaczął znów. –
Kocham cię jak szalony i prędzej zginąłbym marnie, niż zniósł świadomość, że
tuż pod moim nosem stała ci się krzywda.
- Też cię kocham, Tom –
mruknęła, kreśląc opuszkiem wzorki na jego torsie. – Wcale nie chciałam cię
przestraszyć, ale byłeś zajęty, a ja odebrałam te firany i chciałam zobaczyć,
czy dobrze je wybraliśmy.
- Czyli z twojego na nasze,
byłaś na mnie zła i chciałaś poradzić sobie sama i nie przyszło ci do głowy, że
to może być niebezpieczne? – zagadnął, siląc się na poważny ton. Wierciła się
przez chwilę na kolanach Toma, kreśląc wciąż wzorki, z tymże już nie na jego
torsie, a mięśniach brzucha, które pod wpływem jej dotyku napięły się nieco.
- Och, no, Tom! – brunetka
obruszyła się, bucając chłopaka palcem w brzuch.
- To znaczy, że mam rację.
Jeszcze mi nie obiecałaś.
- Obiecuję – mruknęła
niechętnie. Odetchnęła głęboko, czując delikatne ruchy dziecka. Uśmiechnęła się
do siebie czując, że i Tom się uśmiechnął.
- Nie miałem okazji ci
jeszcze powiedzieć, że jak zwykle byłaś świetna.
- Ta dziewczyna była
śmieszna. Nie mogłam się powstrzymać.
- Pewnie już cię więcej nie
zaproszą – rzucił zabawnie, całując brunetkę w czubek głowy.
- Tom! Byłam miła.
- Jak zawsze.
- A teraz jestem głodna –
wyswobodziła się z jego objęć i wstawszy, pociągnęła za sobą chłopaka . –
Znaczy, twoje dziecko jest głodne – zaśmiała się pod nosem, popychając drzwi
kuchenne.
You’ll start my heart again,
when I come along.
*
Shie przemierzał pokój
powolnym krokiem, trzymając na ramieniu zaśmiewającego się w głos niemowlaka. Chcąc
nie chcąc, nie potrafił skupić myśli na rozmowie z Billem, gdyż wierzgający
malec, zabierał całą jego uwagę. Westchnął i zatrzymawszy się na środku
pomieszczenia, ujął chłopca pod paszkami, unosząc go na tyle, by spojrzeć mu w
oczy.
- Nico Durandzie, jesteś
zupełnie niepoważnym mężczyzną – chłopiec z dzikim piskiem zaczął wymachiwać
nóżkami w powietrzu, co jego tata skwitował pobłażliwym uśmiechem. Ponownie
oparł synka na swoim ramieniu, który ku własnej radości odnalazł ucho Shiea i
zaczął rozciągać je na wszystkie możliwe strony, pokrzykując wesoło. – Wybacz,
zaraz się tobą zajmę. Julie przed chwilą go karmiła i musi mu się odbić. Zaraz
po niego przyjdzie – Bill kiwnął głową, uśmiechając się pod nosem, przy czym
upił łyk kawy.
- Rośnie jak na drożdżach.
- Bo je za trzech. Jakby miał
jeść co trzy godziny, to w międzyczasie chyba padłby z głodu – ku potwierdzeniu
słów Shie, małemu Nico odbiło się głośno. – Właśnie – odparł i zdjąwszy go ze
swojego ramienia sprawdził, czy chłopczyk miał czystą buzię.
- Słyszałaaam – rzuciła
Julie, wchodząc do pokoju. Nim wzięła synka od Shiea, zatrzymała się przy Billu
i ucałowała go w policzek. – Cześć, jak Rainie?
- Hans wyjechał do ojca,
wraca za dwa dni – co w dosłownym tłumaczeniu oznaczało, że nie pobił jej, nie
skrzywdził w żaden inny sposób, ma wolne mieszkanie, więc trzyma się całkiem
dobrze.
- Będziemy gotowi? –
zapytała, biorąc Nico na ręce.
- Może jeszcze nie do końca,
ale to już kwestia dni.
- To w takim razie my idziemy
się kąpać. Zaparzyłam świeżą kawę.
- Jesteś aniołem, pewnie
posiedzimy trochę.
- Za to mnie kochasz.
- Bo w lodówce są kanapki? –
zaśmiała się cicho, potakując i nadstawiła policzek. Shie miał jednak inne
plany, bo nie patyczkując się zbytnio, skradł z ust dziewczyny czułego całusa.
Pokręciła głową i delikatnie ujmując rączkę Nico pokiwała nią do obu.
- Trzymaj się, Bill – dopiero
kiedy drzwi zamknęły się za blondynką, Shie usiadł naprzeciw Billa. Brunet
potarł twarz rękoma. Bez makijażu wyglądał niemal jak Tom. Stosy dokumentów
rozłożonych przed nimi, przeraziłyby kogoś zupełnie niezorientowanego w
sprawie, jednak dla obu, zdawałoby się zupełnie sprzeczne treści, były ze sobą
ściśle powiązane. Shie zmierzwił palcami włosy, zakładając ręce za głowę i
spojrzał na Billa.
- Kiedy jej powiesz?
- Przyjadę z nią jutro, nie
mam pojęcia, jak to wszystko przyjmie.
- Zaczynając tą sprawę, obaj
zdawaliśmy sobie sprawę, że podejmie inną decyzję. To zaważy na całym jej
życiu.
- Wiem, ale będąc przy niej
przez ostatnie dwa lata, pomagając jej dojść do siebie nie tylko fizycznie, ale
przede wszystkim psychicznie, mam wrażenie, że znam tego sukinsyna i że będzie
gotowa poświęcić… poświęcić to,
byleby tylko od niego odejść. Zbyt wiele razy widziałem jak płacze, by teraz
nie zrobić wszystkiego, by ją przekonać do naszego planu – Shie zamyślił się
chwilę.
- Wiesz, opracowaliśmy niemal
idealny plan naprawienia życia Rainie i Candy, ale co z tobą, Bill? Ratując je,
odbierzesz sobie, hm. Nie skłamię mówiąc, miłość.
- To, co czuję ja, jest tutaj
najmniej ważne – odparł twardo, zaciskając dłonie w pięści. Rozbolała go głowa.
Za każdym razem, kiedy myślał o tym wszystkim, nachodził go uporczywy ból
głowy. – Od dnia, w którym przyszedł mi do głowy ten pomysł, nie robię nic
innego, jak tylko rozważam za i przeciw. Mogę mieć ją przy sobie i patrzeć, jak
ten gnój ją bije albo wiedzieć, że jest bezpieczna i żyje normalnie, chociaż z
dala ode mnie. Powiedz mi, Shie, co wybrałbyś, gdyby chodziło o Jul? – spojrzał
na szatyna udręczonymi oczyma. – Mogę zapalić? – pytał zawsze, kiedy siedzieli
tam pracując, a Shie zawsze się zgadzał. Podszedł do okna i otworzywszy je
szeroko, zapalił papierosa. Zaciągnął się mocno, czując na twarzy chłodny
powiew wiatru i dym powoli rozchodzący się w płucach.
- Jutro pomówimy z Rainie, a
tymczasem musimy jeszcze ustalić parę rzeczy. Rozmawiałem dziś z prawnikiem –
Bill prędko skończył papierosa i uważnie słuchając, usiadł z powrotem naprzeciw
Shiea. Im bliżej było rozwiązania, tym bardziej czuł się zagubiony…
~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 10:51
Eej nawet nie wiesz jak mi się przeogromnie miło zrobiło czytając dedykację, a przecież nie masz mi za co dziękować, bo tylko napisałam Ci wcześniej co myślę. Kurczę szkoda, że nie było nic o Liv i Georgu. Scarlett i Tom są tacy idealni. Cieszę się, że ją broni i wszystkie dziewczyny chyba zazdrość łapie, kiedy to czytają. Caroline wyszła? Wyszła???????!!!!! Przecież kiedyś miałaś dla niej zupełnie inną wizję, jeśli chodzi o tą bohaterkę nie miało być happy endu. Czy to znaczy, że zmieniłaś zdanie, czy masz jeszcze zamiar wcielić tamten plan w życie? A co do Billa i Rainie, szczerze mówiąc myślałam, że są już razem. Uciekała od Hansa do B. aż przez dwa lata, to naprawdę długo i kurczę, choć wciąż się głowie, szczerze mówiąc pojęcia nie mam, co mieli na myśli Shie i B. podczas swojej rozmowy. Dziękuję za dedykację i mam nadzieję, że informacje, które chcę uzyskać pojawią się w następnym rozdziale. :)
Dark Queen
Usuń31 sierpnia 2010 o 13:25
taaak, tak. powoli wszystko rozjaśnię. nie mogłam tak na raz i tak onet mnie uciął już i musiałam kombinować ^^Caroline jeszcze nie wyszła. wciąż jest w ośrodku, Gustav przyjechał w odwiedziny. mój plan się nie zmienił, jednak przecież gdybym już o nich nie wspomniała, byłoby tak jakoś.. ucięte, prawda? ich wątek, chyba jako jedyny, nie uległ żadnej korekcie. natomiast jeśli chodzi o wspomniane dwa lata w części Billa i Shie. Bill i Rainie znają się plus minus dwa lata i tu miałam to na myśli, rzecz jasna. a w okresie tego ‚przeskoku czasowego’, Bill i Shie pracowali nad sposobem, wyciągnięcia jej z tej okropnej sytuacji i jakby nie było, już w 41 pojawi się coś więcej na ten temat. nie wiem, czy ktokolwiek spodziewał się takiego rozwiązania, jeśli nie, będę się cieszyć ^^mam tu bardzo dużo rzeczy do dodania, a propos zdarzeń z tych 18 miesięcy, gdybym tak miała wszystko na raz pewnie notka byłaby pocięta na kilka części^^
~Agnes
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 12:24
Właśnie na taką kontynuacje, poprzedniego odcinka, czekałam :) Podoba mi sie sposób w jaki kształtujesz Scarlett, nie jedna dziewczyna chciałaby mieć taki talent, a co dopiero jej charakter, heh. Podziwiam jej prawdziwość w tym wszystkim. Tom ma szczęście. Tylko niech skończy z tym alkoholem…A właśnie, nie spodziewałam sie takiego obrotu sprawy co do Billa i Rainie, gdy wybierze tą drugą opcje, będzie mi go bardzo szkoda, ale z drugiej strony sama nie wiem. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Myślałaś już nad tym co będą mieli Tom i Scarlett? :) ;DPS. Dzięki, ale jakoś nie mam ochoty wracać do szkoły… Blee… xD wgl miałaś w tym roku mature, nie? dobrze pamiętam? :D wybierasz sie na studia? jaki kierunek jeśli można wiedzieć? ;)ale sie rozpisałam, aż ci współczuje to czytać ;*
Dark Queen
Usuń31 sierpnia 2010 o 13:43
cieszę się, że się nie zawiodłaś ;) cóż, mam swoje wyobrażenie na temat Scarlett. w sumie to nie jest wyobrażenie. znam ją; stworzyłam ją od podstaw, z wadami i zaletami; taką jaką miała być. wiem, jak postąpi w danej sytuacji, wiem, co to za sobą pociągnie. znam jej myśli i poglądy. och, jak każda autorka swoje postacie. w każdym bądź razie, jest jak człowiek, taka jaka jest, czy ludziom się to podoba czy nie. ale nie o tym miałam. ;) Tom i alkohol. przykro mi na samą myśl, jak myślę o tym wątku, bo niemiło mi, kiedy jemu jest źle, nawet jeśli jestem tego przyczyną^^ niebawem zobaczysz, do czego to poprowadzi, jakie będzie miało skutki, a co więcej – finał. jak już pisałam w odpowiedzi dla Panny Aleksandry, więcej o sytuacji Billa i Rainie powiem już w 41. wtedy, myślę, że wszystko stanie sie jasne, na temat planu, o którym niejednokrotnie już wspominałam. dziecko S.&T.? oczywiście, że wiem. :) znam już płcie i imiona wszystkich dzieci, które pojawią się w Prinzu :) hm. w której jesteś klasie? wiesz, ja chętnie wróciłabym do liceum. nawet cofnęłabym się do 1 klasy, bo całe te trzy lata, to był cudowny okres. pomimo pani od biologii [pozdrowienia dla Nyksona xD]. maturę miałam i nawet całkiem nieźle zdałam matematykę, to iście wielki wyczyn, jak na mnie! ^^ a wybieram się na filologię germańską.
~Agnes
Usuń31 sierpnia 2010 o 20:52
omg! Już sie boje finału z alkoholem i Tomem… :( tak bardzo mi go szkoda. mam nadzieje, że nigdy sie tak nie stanie w prawdziwym życiu. bo ostatnio sie zastanawiałam co bym zrobiła, gdybym go zobaczyła właśnie w takim stanie w jakim poznała go Scarlett… czyli na dnie.wow! będzie więcej dzieci?! :Dzapomniałam dodać wcześniej, że brakuje mi Geosia, który mnie bawi na każdym kroku i obojętnie co zrobi (np. gdy tańczy razem z Billem podczas kręcenia ‚Automatisch’ hahaha) ;) tylko troche mi go szkoda jak Tom sie z niego nabija xDObecnie ide do II klasy LO (jestem na p. humanistycznym – o zgrozo – ale to ze względu na historie ^^) nie wyobrażam sobie mnie i matmy na maturze… wgl całej matury ;PTeż myślałam o filologii germańskiej, bo w sumie to już kolejny krok bliżej Toma ;) ale jeszcze do końca nie jestem zdecydowana… xDPS. Jak chcesz możesz iść za mnie do szkoły – ja sie chętnie zamienie ;D :P
Dark Queen
Usuń7 września 2010 o 13:00
no ja głęboko wierzę, że moja imaginacja nie zaistnieje jakkolwiek w prawdziwym życiu. w sumie, żadnemu z nich nie życzę życia, jakie im sprawiłam xD no może nie do końca^^dzieci w Prinzu będzie dużo, taaak. tu się uwidoczni moja mania na ich punkcie. oczywiście nie tylko u S. i T., miałam na myśli wszystkich bohaterów. Geoś ma niewdzięczny los zespołowej maskotki xD ale jest zabawnie. a on wygląda, jakby to zlewał. cóż, chyba miał czas przywyknąć. mnie się marzył human, ale nie było tego profilu w moim liceum. hm. matura to bzdura, możesz mi wierzyć na słowo. nauczyciele tak tylko straszą. tak naprawdę to pikuś. :)
~Nadie
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 14:13
już koniec? och, było jakoś tak krócej? jesteś niesamowita, D.
Dark Queen
Usuń1 września 2010 o 16:36
prawie dwanaście stron, to krócej? to ja się boję myśleć, co w Twoim mniemaniu znaczy dłużej! xDi nie. nie mów tak, bo jeszcze uwierzę. ;*
Alina_N
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 20:07
Wywiad ze Scarlett był kochany. A cała reszta? Słodka.
~Katalin
OdpowiedzUsuń1 września 2010 o 18:01
Soł, wróciłam dzisiaj, jak obiecałam. Prawdę mówiąc liczyłam, że przez noc i dzisiejszy dzień trochę ułoży mi się w głowie, ale zdaje się, że się przeliczyłam. Trudno, będę improwizować. Od dwóch dni żyję głównie Prinzem, zajmuje on moje całe dnie. W pracy i w domu każdą wolną chwilę poświęcam na czytanie caluśkiego Prinza od początku. Już dawno chciałam to zrobić, ale jakoś nie potrafiłam się za to zabrac. Aż ostatnio samo się to tak zrobiło. Czytam, czytam i czytam. I tak jak już wspomniałam, żyję Prinzem. To strasznie dziwne uczucie. Tak, dziwne. Nie umiem znaleźć bardziej pasującego określenia. Cały czas mam w głowie strzępki Twoich słów, moje myśli układają się mimowolnie w zdania o podobnej budowie, której Ty uzywasz w Prinzu, postać Scarlett i Toma tak wyraznie majaczy mi się w każdym zakamarku mojej głowy. To niesamowite jak bliscy stali się dla mnie Twoi bohaterowie. i dopiero teraz, kiedy przeczytałam tak wiele postów na raz, poczułam się jakbym ich znała, znała naprawdę. Jakby byli mi tak bardzo bliscy i jakby byli…prawdziwi. To dziwne uczucie, ale to dziwność z rodzaju tych przyjemnych. I kiedy wczoraj przeczytałam nr.40 to dopiero było mi dziwnie, bo ja zatrzymałam się na wątkach,w których oni dopiero zaczynali wspolną drogę, a tu już tak daleko zaszli (daleko, choć tyle jeszcze przed nimi). A wiesz co było najpiękniejsze w tym wszystkim? Ciągłość i spójność. Przez dwa dni czytałam bardzo dogłębnie o tym jaka była Scarlett, jaki był Tom, o jego pociągu do alkoholu, a teraz, juz bez tych dogłębnych analiz ich charakterów znalazłam potwierdzenie tych słów z początku Prinza w ich zachowaniu. Tego się troche obawiałam, bo przy tak ogromnej ilości opisów (to się czuje dopiero jak się przeczyta kilka, czy kilkanaście postów na raz) wartkość akcji troche niknie i mogłoby Ci się troche poplątać. Z tym, że to przecież Ty, wiec głupotą byłoby Cię posądzać o taki błąd. Ja mocno wierzyłam, że go nie popełnisz, ale i tak trzymałam kciuki, żeby to tworzyło piękna całość. I tworzy, dla mnie tworzy piekna, książkową całość.
Mineło18 miesięcy, a oni wciąż są, wciąż to te same postacie, z którymi pożegnaliśmy się 18 miesięcy wczesniej. Trochę sie zmienili, troche wydorośleli, stawili po drodze czoła pewnym przeciwnościom losu, ale to wciąż w środku są oni. I to mnie tak…cieszy. I to też jest dziwne, bo wczesniej nie zdarzało mi się tak mocno wiązać z jakimikolwiek postaciami internetowych opowiadań. Bo dla mnie, Myszko, to nie jest zwykłe, internetowe opowiadanie. To coś znacznie większego, ważniejszego, o wiele bardziej prawdziwego. Dopiero teraz dotarł do mnie ogrom Twojego wysiłku, pracy, serca i talentu włozonego w Prinza, a także to, jak dobry on jest. Kilka pomyłek, drobnych błedów było, ale to myślę, jest skutkiem tego, że piszesz to juz dosc długo i niektóre detale mogły Ci umknąć.Ale o tym może jak nie zapomne powiem Ci kiedyś na gadu. Widzisz, rozpisuję się na temat całości Prinza, całości w sensie tej części, która juz tutaj jest opublikowana, bo nie mogłam inaczej. Musiałam Ci to powiedzieć, bo to uczucie fajnej dziwności jest tak silne, że musiałam sie z Toba tym podzielić. Nie chciałam po prostu pisać Ci, że znowu mnie zaskoczyłaś, tak cholernie pozytywnie, że po raz kolejny myślę sobie „Wow, jak ona to robi?”, że do głowy przychodzą mi tylko te same określenia co zwykle: majstersztyk,perfekcja, doskonałość. Chciałabym, żebys wiedziała, że jesteś dużo większa niż Ci się prawdopodobnie wydaje. Uwielbiam każde słowo tutaj, każdą kropkę i każdy przecinek. Uwielbiam jak Ona opowiada o ich miłości, a On patrzy na Nią, choćby przez ekran telewizora i jest dla Niego najważniejsza na świecie. Uwielbiam Twojego Toma nawet wtedy gdy słabnie i znowu upada, sięga po butelke i dąży do swoistej samozagłady. Uwielbiam kiedy Ona tak się o Niego martwi i jest taka uparta i chce Mu pomóc. I kiedy się kłócą, godzą, są razem tak zwyczajnie szczęśliwi. Uwielbiam kiedy są…Cóż, ja chyba właśnie zdałam sobie sprawę jak bardzo uwielbiam Prinza. W sumie mogła Ci to napisać od razu i oszczedzić Ci przedzierania się przez ten cały słowotok, ale co tam, trochę Ci pouprzykrzam życie :) Och… kocham Cię :*
UsuńDark Queen
Usuń2 września 2010 o 12:39
wiesz, co? siedzę i zastanawiam się, co powiedzieć. i doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jak nie powiem nic, bo po co mam zacząć pleść, kiedy naprawdę nie wiem, co mogłabym rzec. chyba tylko dziękuję.
~ja:-)
OdpowiedzUsuń1 września 2010 o 09:57
Cała ta część wprawiła mnie w lekkie „rozmarzenie”. No, może poza końcówką, która również strasznie mi się podobała. Żałuję, że na blogu nie ma czegoś takiego jak : W następnym odcinku….:-) wiesz, taki zwiastun:-)
Dark Queen
Usuń1 września 2010 o 16:38
cieszy mnie bardzo, że notka Ci się spodobała. no i z racji, że jeszcze nie miałam okazji, witam Cię w moich skromnych progach. ;)gdybym zaczęła wstawiać ‚zwiastuny’, odebrałabym sobie sporo zabawy, a wam element zaskoczenia ^^
~Burlesque
OdpowiedzUsuń1 września 2010 o 17:05
Burleska jest w szoku, bo widzi i się dziwi, że tak krótko *.* a gdzie kolejny odcinek Mody na sukces? to najwyzej Klan był, albo M jak miłość, ale nie moja Moda na sukces. -.-Podsumowując -> owszem, chodziło mi o wątek Billa, ale o to, żebyś wyjaśniła wreszcie na czym polega jego plan, a nie na wiekszym wkurzaniu mojej cierpliwości. Przypominam Ci, jakbyś zapomniała, iż ona też ma swoje granice.
Dark Queen
Usuń2 września 2010 o 12:46
ja Ci dam Klan albo M jak miłość, to była obraza stanu przesz. a za modę na sukces dostaniesz kopa już w grudniu, nie bój się. poświęcę się i odkopię z szafy glany, specjalnie na tą okazję. o. więc tym bardziej nie dziw się, że nadszarpuję Twoją cierpliwość. to bardzo miłe zajęcie jest!a tak poważnie mówiąc – tak, tak, nie przesłyszałaś się – to nie myslałam o Twojej cierpliwości pisząc ten fragment. uznałam, że tyle wystarczy. a konkretniej mówiąc obawiałam się pocięcia przez onet, choć i tak go przechytrzyłam. ha!
~Burlesque
Usuń2 września 2010 o 17:06
Nie mądruj się, bo ja we wrześniu zasadzę Ci takiego kopa, że obcas mojej szpilki wbije Ci się w pośladek. I oczy wyjdą Ci z orbit. O!
~kulka
OdpowiedzUsuń1 września 2010 o 19:14
Ja nie chcę nic mówić, ale mam urodziny 17 marca :D
~Lestat
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 23:12
Na początek (bo potem jeszcze zapomnę, a tego bym wolała uniknąć) gratuluję serdecznie tego jubileuszu! 40 rozdziałów… no cóż, to naprawdę bardzo dużo. A już w ogóle patrząc na ich długość. Podziwiam i gratuluję. Przede wszystkim tego, że ciągle się rozwijasz, bo to naprawdę widać na przestrzeni tych wszystkich postów. Nie stoisz w miejscu, a tym bardziej się nie cofasz, co byłoby porażką, ale cały czas ustawicznie, małymi kroczkami idziesz do przodu i doskonalisz swoje pisanie. Gratuluję :* Teraz już rozdział. Wiesz, czytając ten wywiad ze Scarlett miałam wrażenie, że momentami zaprzeczasz sama sobie. A raczej, że Scarlett zaprzecza sama sobie. Z jednej strony powiedziane było, że potrafi oddzielić życie prywatne od zawodowego, a z drugiej opowiada tej dziennikarce o Tomie. Hm.. troszkę mnie to zdziwiło, ale w momencie, w którym powoli zaczynałam mieć tego dość, pośpieszyłaś z wyjaśnieniem. Idealne wyczucie chwili :] Właśnie wtedy Scarlett wyjaśniła, bardzo dobitnie, że jednak stanowczo rozdziale sprawy prywatne i zawodowe. Że współistnieją, ale się nie przenikają. Bardzo mi się podobało to stwierdzenie. Muszę przyznać, że zaskakuje mnie dojrzałość tej dziewczyny. Tzn. ona zawsze taka była, ale teraz, kiedy jest w ciąży, kiedy weszła całą sobą w dorosłość i brutalny świat show biznesu, świetnie to widać. Podziwiam nie tylko jej naturalność (która w tej branży raczej często się nie zdarza), ale też, a może przede wszystkim, tą dojrzałość i odpowiedzialność, która przejawia się w jej słowach i czynach. No może pomijając to włażenie na krzesło i wieszanie firanek, ale to była inna sytuacja. Musiała odreagować złość. Choć rzeczywiście postąpiła dość lekkomyślnie.
Dobrze, że Tom był na straży. To było takie.. słodkie. Tom też mnie zachwyca, jest taki męski. Taki dojrzały i odpowiedzialny. Jak ona. Choć każde z pewnością na swój sposób. Szkoda tylko, że ciągle nie potrafi zwyciężyć z tym zakazanym owocem, który tak go kusi. Ale fakt, że Scarlett zastała go w tej sytuacji może być tutaj kluczowy, tak mi się zdaje. Nie będzie chciał jej znowu zawieść. Miejmy nadzieję, że to wystarczy. Choć boję się, że nie. Trochę zdenerwował mnie też fakt, że on nie pozwala jej się wtrącać w tę kwestię. Iście po męsku. Chce to załatwić sam, sam się ze wszystkim uporać, a to z pewnością nie będzie łatwe. Mimo wszystko, dobrze, że ta scena skończyła się tak a nie inaczej. Oni nie umieją się kłócić i gniewać i to jest cudowne, bo świadczy tylko o sile ich uczucia. No i… uroczo było :) Aż się łezka w oku zakręciła, naprawdę. I to aż trzy razy przy tym jednym rozdziale! Kobieto, co Ty ze mną robisz? Kiedyś naprawdę się rozkleję. Ech, trzy razy. Jeszcze jak Scarlett mówiła o tacie i o tym, że dedykuje mu tę nagrodę (która jej się należała, a co), no i jak Gustav pojechał do Caroline…. Oczywiście. Dziękuję Ci z całego serca za ten fragment. Za fragment, który pozwala mi mieć nadzieję na to, że i dla nich znajdzie się szczęśliwe zakończenie. Dobrze, że się znalazła w ośrodku. To jej dużo dało. No i może w końcu zrozumiała, ze Gustav naprawdę ją kocha. To jak przygotowywała się do jego wizyty i w ogóle… och, to było wspaniałe! Tzn. to był wspaniały opis, aż mi się oczka zaszkliły jak to wszystko czytałam. Osz Ty! :*Chyba chciałam powiedzieć więcej, ale gdzieś mi wszystko uciekło. Tyle wystarczy. Jeszcze tylko jedna mała uwaga, nie odnoście treści, raczej formy. Wyłapałam kilka literówek, zjadłaś w kilku miejscach ostatnie litery, albo coś było źle odmienione. A w końcówce wkradło się coś o tym, że Bill pomagał jej dojść do siebie ‚nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim fizycznie’. No właśnie, Bill! Już mi się przypomniało o czym jeszcze miałam powiedzieć ;) Jej. Co też oni planują? Jestem absolutnie zaintrygowana tą sceną z nim i Shie. Uratuje ją, ale ona będzie daleko od niego? Co, wywiozą ją gdzieś z dala od Hansa? Jej, dziewczyno, za dużo pytań postawiłaś tymi kilkoma zdaniami. teraz będzie mnie zżerać ciekawość! A swoją drogą, jak już przy tym jestem; Shie jest uroczym ojcem. Miałam pewne podejrzenia co do tego, że syn Scarlett (o ile to byłby syn) dostanie na imię Nico, ale Ty mnie jak zwykle zaskoczyłaś i to jednak szkrabowi Shie’a przypadło to imię :] Na koniec (obiecuję, że to już koniec, rozpisałam się jak nie wiem ;d) chciałam bardzo, bardzo, bardzo mocno podziękować za dedykację. Jej, w życiu bym się nie spodziewała! Tym bardziej dziękuję za piękne słowa :*
UsuńDark Queen
Usuń7 września 2010 o 14:57
teraz to ja nie wiem, co powiedzieć. na początek, może dziękuję? tak, chyba będzie dobrze :)ten wywiad ze Scarlett, praktycznie napisał się sam. słowa płynęły, a kiedy czytałam wszystko od początku, żeby sprawdzić, czy jako tako się trzyma kupy uznałam, że balansowałam na granicy. ale.. zaraz po tym doszłam do wniosku, że ona taka jest. dużo gada, czasem przeczy sama sobie i popada w skrajności, ale jednak nie przekracza granic i niczego nie zmieniłam, poza poprawkami korekcyjnymi. w jej postaci lubię to, że nie muszę zastanawiać się, co powinna zrobić czy powiedzieć. z góry dokładnie wiem, jak będzie i to w sumie logiczne, bo przecież ja to wszystko wymyśliłam, ale decyzje podejmowane przez innych bohaterów, niekiedy pod wpływem czegoś, ulegają zmianie. ale nie jej.wymyśliłam jej trudny, ale konkretny charakter i choć może w rzeczywistości ciężko spotkać takich ludzi, to przecież w fikcji wszystko jest możliwe. i dlatego też nie dała się i nie da minusom sławy. chce by była gwiazda, której sodówka nie strzeliła do głowy, powiedzmy taki mój wyimaginowany ideał osoby medialnej. dlatego dla niej te dwa światy współistniejąc, nie przenikają się. to zupełnie nieodpowiedzialne włażenie na krzesło to był jej osobisty manifest niezależności^^ skrajność. będąc z Tomem w piwnicy myślała zupełnie trzeźwo, przejęła się tym, co zobaczyła zaś kiedy tylko z niej wyszła, weszła na stołek, żeby powiesić firanki, bo ‚nie chciała się prosić’. wiesz, ja go sobie takiego wyobrażam. pomimo tego, co się o nim mówi, co on sam ogłasza wszem i wobec, widzę w nim taką niesamowicie męską kluskę. staram się nie wypychać go jej pod pantofel, ale to też niekiedy dzieje się samo^^ ten moment w piwnicy znaczył coś, ale jeszcze więcej znaczyć będzie to, co zdarzy się w niedalekiej przyszłości. Tom dostanie kopa od samego siebie. kurczę, ale reklama xD trzy razy łezka? ojeeeej, chyba mogę być z siebie dumna ;)mnie samej smutno, jak pisze o Gutku i Caro, bo wiem, co będzie dalej, chyba wolałabym nie! ^^plan Billa wyjawię już całkiem niebawem. Prinz zacznie wkraczać w sferę Since Fiction xD az się sama tego boję, bo z własnej woli będę bawić się w prawo i bezprawie, ale co tam^^ najwyżej stworzę nowy kodeks karny. jakiś czas wahałam się, co do tego, które z nich nada imię ojca swemu dziecku, ale kiedy już wyprowadziłam wątek ciąży Julie, a potem ich dwójkę w życie Soph i dziewczyn, uznałam, że to będzie ładny hołd Shie’a w stronę nieżyjącego taty. jeśli chodzi o dzieci S. i T. to nie będzie taka prosta sprawa, ale imię już wybrałam, dla każdego z nich xD co do literówek to bardzo możliwe, bo kiedy publikowałam, zbetowany był tylko wywiad Scarlett. muszę się przypomnieć mojej Becie wykazującej niezliczone pokłady cierpliwości, co do długości not^^
~Lestat
Usuń7 września 2010 o 17:52
Dzieci Toma i Scarlett? To będzie ich więcej?! Ej, rozbudziłaś właśnie w tym momencie moją wyobraźnię i nie wiem czy aby na pewno w dobrym kierunku xD No cóż, ale skoro już zdecydowałaś o imionach to ja mogę tylko czekać na to, aż zechcesz się tym z nami podzielić. Scarlett jest właśnie taka jak ją opisałaś, ale to mi się w niej podoba. Ta siła, którą w sobie niesie. I ciesze się z tego, że będzie ona taką gwiazdą, której sodówka nie uderzyła do głowy, bo takich osób w realnym świecie coraz bardziej brakuje, niestety. A Tom.. no cóż, Tom to Tom. Po prostu. Uwielbiam go tutaj, u Ciebie, co tu dużo gadać xDNa plan Billa czekam z niecierpliwością, choćbyś nawet miała stworzyć nowy kodeks karny, ja się tam na tym za bardzo nie znam, więc nie sądzę by miało mi to specjalnie przeszkadzać ;]I proszę bardzo :*
~Kalipsa
OdpowiedzUsuń4 września 2010 o 21:15
Powiem jedno… Wow… No może jeszcze jedno… WOW!Masz taki talent, że aż zaniemówiłam, co bardzo rzadko mi się zdarza.Normalnie to gadam i gadam a jadaczka mi się nie zamyka. Jak ona pięknie mówiła o Tomie… Normalnie miałam łzy w oczach. na jest taka… taka… Nie. Po prostu nie potrafię ubrać to w odpowiednie słowa. Nie wiem, co jeszcze mogłabym do tego dodać. Dodaję cię do linków na moich blogach :www.niezwykla-historia-aski-i-billa.blog.onet.pl i http://www.rescue-me-please.blog.onet.pl... Mam nadzieję że sie nie obrazisz… No i jeszcze jedno… czy możesz mnie powiadamiać… będę niezmiernie wdzięczna i obiecuję przeczytać wszystkie notki od samego początku… trochę tego jest XD zacznę już dzisiaj. Jeśli nie powiadamiasz na blogach napisz, a podam ci gg. z góry baaaardzo dziękuję i pozdrawiam.
Dark Queen
Usuń7 września 2010 o 15:02
dziękuję ślicznie i witam w moich skromnych progach. bardzo mi miło, że moja pisanina spodobała Ci się ;)jak już wspominałam, zostaw mi swój numer gadu, a będę Cię informować.
~Nur ein Blick
OdpowiedzUsuń12 września 2010 o 10:56
Wiesz, za co najbardziej kocham Twoje opowiadanie? Bardzo często mi się zdarza, że kiedy jestem w trakcie czytania rozdziału, nagle nachodzą mnie różne pomysły, sceny i natychmiast muszę iść pisać, co oczywiście robię. Tym samym wczoraj zaczęłam już pisać rozdział 24 :D. A dzisiaj sobie do Ciebie wróciłam i dokończyłam rozdział ^^. Uwielbiam wywiady. Uwielbiam, kiedy nikomu nie znane dziewczyny stają się gwiazdami i później tych wywiadów udzielają. Jestem niezwykle szczęśliwa, że Scarlett nareszcie znalazła się w tym punkcie życia.Niestety, kiedy czytałam ten wywiad, naszła mnie myśl, a co z piekielną parką Mike & Serena? Trochę już czasu minęło. Czyżby czekali na odpowiedni moment, żeby zniszczyć Scarlett?Jestem zadowolona, że Caroline niedługo wyjdzie i że Gustav uśmiecha się tak radośnie. Aczkolwiek mam wrażenie, że ona już zawsze będzie z niego wysysała siły życiowe i naprawdę lepiej by mu było bez niej.Tomasz i jego alkoholizm. Nie powiem, zawsze kiedy czytam z nim te wątki, to jakoś się nie czuję, by były one prawdą. Jakoś tak… strasznie trudno chyba do mnie dociera świadomość, że ma 22 lata i jest alkoholikiem. Nie wiem dlaczego tak mam, ale te wątki nigdy nie są dla mnie hm, autentyczne? Natomiast Scarlett na krześle wieszająca firanki sprawiła, że przed moimi oczami ukazała się scena z Angeliną Jolie z Pan i Pani Smith. Powiedz, wzorowałaś się na tym? ^^ A zdenerwowanie Toma było jak najbardziej zrozumiałe. Bill mnie męczy. Ta cała sytuacja mnie męczy. Już tak bardzo chcę, żeby to nareszcie się rozwiązało, pozytywnie oczywiście. Dwa lata już. I czy ja dobrze zrozumiałam, że Rainie jest w ciąży? Nie wiem, coś tam w tym wątku było o rozwiązaniu xD. Ale pewnie coś przeinaczam. To gdzie te 41? Już możesz dawać, 40 nadrobiłam ;p.
Dark Queen
Usuń15 września 2010 o 16:59
ja właśnie też, wiesz? uwielbiam książki, historie, biografie, czy to fakcja czy fakt, ale uwielbiam historie zarania sław, a jeszcze bardziej, kiedy te sławy urastają do mian legend. choć to i tak równie mnie cieszy, gdy czytam o modelkach, aktorkach czy wokalistkach, droga do sławy zawsze mnie fascynowała. dawno nikt o nich nie wspominał, odkąd zostali, że tak powiem, pochowani, słuch o nich zaginął. ale ich udział w tworzeniu fabuły jeszcze nie dobiegł końca. jeszcze się pojawią. i zrobią swoje. choć teraz, kiedy o tym wszystkim myślę, wydaje mi się to zupełnie banalne i zapewne zostanę przejrzana na wylot już w przedbiegach, ale cóż zrobić ^^masz racje. dla niego uwolnienie Carloine od nałogu jest synonimem szczęścia. Gustav tak bardzo się na to uparł, to stało się jego celem. i choć on naprawdę ją kocha, troszkę przesłoniło mu to ją samą, co jak mówisz wysysa z niego energię. brnie ślepo pod prąd i choć wydaje mu się, że robi dobrze, sam zaciska sobie na szyi pętlę. wiesz, ja nigdy nie chciałam zrobić z niego takiego typowego alkoholika. może to dziwnie brzmi, może nierealnie, ale ale w moim zamyśle, alkohol jest dla Toma taką jednorazową ucieczką. jest źle, więc bach, sięga po butelkę, a kiedy wszystko wraca do normy i wie, że panuje nad sytuacją, picie nie jest mu potrzebne. i chyba troszkę się zapętliłam, bo to odrobinę naiwne, ale już zapanowałam nad sytuacją, o :D wiesz, ja wiem, że ‚Pan i Pani Smith’ to ulubiony film rzeczonego Kaulitza i grzechem jest go nie obejrzeć [xD], ale go nie widziałam i te firanki to mój wymysł, miało to wyglądać ciut i inaczej, ale koniec końców uznałam, że tak jest dobrze. Bill jest taki.. umęczony tym wszystkim. tutaj trafniej chyba byłoby przyrównać określenie ‚wysysanie energii życiowej’. oddał wszystko, poświęcił samego siebie, by uratować kobietę, którą kocha i masz rację, to już trwa zbyt długo, ale no… i tak doszłam do wniosku, że jestem okropna planując żywoty moich bohaterów. powiem Ci, że już niedługo, cokolwiek to znaczy w tej sytuacji.ach, Rainie nie jest w ciąży. chodziło o sytuację. jeśli chodzi o udział Billa w tym przedsięwzięciu, to było to raczej technicznie niemożliwe, bo oni całowali się zaledwie kilka razy dopiero xD a Hans, to inna bajka, bo dziewczyna jest przezorna i broni się przed armią dzieci, które mógłby jej zrobić. a 41 się pisze. brak internetu podziałał na mnie wczoraj inspirująco^^
~Kalipsa
OdpowiedzUsuń18 września 2010 o 18:08
Ohh Scarlett… Jakaż ona urocza… Ten niesamowity charakter i talent…. Nawet nie wiesz, jak bardzo jej zazdroszczę… Zaczęłam nadrabiać kolejne części twojego opowiadania, ale jakoś wolno mi to idzie. Powiem jedno. masz niesamowity talent i styl pisania. Bardzo wciągasz czytelnika. Czytając to, doskonale wczuwałam się w sytuację bohaterów. Czułam ich emocje… Często smutek i żal… Dosłownie wyciskałaś mi z oczu łzy… A radość? Miałam ochotę zacząć skakać ze szczęścia… Boże… Niejeden początkujący blogowicz, taki jak na przykład ja- wiele mógłby się od ciebie nauczyć. W tej chwili, doszłam do wniosku, że moje opowiadanie nawet do pięt ci nie dorasta… I tak długo wytrwałaś w tym, co robisz. Widać, jak bardzo ci na tym zależy i nikt, ani nic nie zwiedzie cię z tej drogi. Bo masz w sobie to coś. Coś, czego wielu artystom i pisarzom brakuje. Tak. Jesteś niesamowitą pisarką. Bez wątpienia mogę cię tak nazwać. Podziwiam cię. Jesteś kimś, kto może osiągnąć wiele. Bardzo wiele. Ehhh… Nie wiem co jeszcze mogę dodać. Będę powtarzać to samo, przy każdym rozdziale. Kobieto…. Masz Talent. Ale to nie byle jaki! Pfff…. Nie ma byle jakiego talentu. Tego nie da się nauczyć. To trzeba mieć i ty, to masz.Może skończę na ten jeden raz i dam sie wypowiedzieć innym.Pozdrawiam.