18 lutego 2011

46. When the ground starts shakin, you gotta know, when you got a good thing.

Kwietniowe słońce wpadało do pokoju przez rozsunięte zasłony. Było już południe, a Scarlett wciąż ciężko było uwierzyć, że już trzeci dzień leniuchowała we własnym łóżku. Liam sprawował się niemal książkowo, a Tom, jakby czytał jej w myślach i spełniał każdą zachciankę. Teraz, gdy synek nakarmiony spał obok niej wśród poduszek, w pełni mogła zająć się swoimi gośćmi. Odwiedziła ją cała żeńska świta rodzinna w osobach mamy, Simone, Liv i Julie, które łakomie domagały się wszystkich szczegółów, które brunetka z pomocą mamy im zaserwowała. Wracając do dnia urodzenia Liama, krzywiła się na samą myśl i cieszyła się, że zaliczyła tą przykrą opowieść za jednym.
- W ogóle, to myślę, że ktoś napuścił na nas media – kontynuowała. – Nie dość, że próbowali wejść na oddział, kiedy ledwo zdążyłam opuścić porodówkę, to koczowali tam dopóki nie opuściliśmy szpitala. Ochrona obstawiła cały szpital, nawet oddział. I chyba tylko jeden Toby się nie skarżył, bo młodziutkie pielęgniarki wciąż raczyły go jakimiś pysznościami. Tom mówił, że wziął numer od jednej – zaśmiała się, przeciągając się. Czuła się już o wiele lepiej. Godziny spędzone w miękkim łóżku i krótkie spacery skutecznie pomagały jej wrócić do siebie. – Kiedy wyjeżdżaliśmy, prawie rzucali się na maskę – skrzywiła się. – Chyba już zapomniałam, jak to jest kiedy paparazzi chodzą za mną krok w krok.
- Kiedy podjechałyśmy kilku kręciło się po ulicy – rzekła Liv, odrywając się od oglądania zdjęć, które zrobiła. – Będziemy na youtube – zaśmiała się. – Dobrze, że wczoraj odstawiłam samochód na woskowanie – zakpiła.
- Przez to wszystko, Toby musiał ściągnąć tu kilku chłopaków, którzy będą pilnować wjazdu. Mam nadzieję, że niedługo wszystko ucichnie.
- Wiesz, co ci powiem, Scarlett? – zagadnęła ją Simone, wpatrując się w śpiącego wnuczka. – Liam jest łudząco podobny do Toma, kiedy był malutki.
- Prawidłowo, przynajmniej nie wypomni mi listonosza – uśmiechnęła się szeroko, odruchowo poprawiając kołderkę na synku. – Tom chciał córkę. Opowiadał, że nauczy się pleść warkocze, że nawet będzie bawił się lalkami. Był pewien, że miałaby moje oczy. Ja pragnęłam, by nasze maleństwo było po prostu zdrowe, znaczy on też, ale widziałam, jak liczył na córeczkę. Dlatego, kiedy Liam troszkę podrośnie… chce mu dać córkę, a nawet i pięć – spojrzała na milczące kobiety i uśmiechnęła się krótko. Po czym wzięła na ręce Liama, który zaczął kwilić. – Oho, trzeba przewietrzyć to i owo – jego ciche łkanie, przerodziło się w bardzo charakterystyczne postękiwanie połączone z niewyjaśnionym napadem kaszlu, które pojawiały się tylko w jednej sytuacji, kiedy był głodny. Brunetka pokręciła głową i z czułością przystawiła synka do piersi. Minęła chwila, zanim wypowiedział wszystkie swoje żale i przestał pomrukiwać, by zacząć jeść. Wtedy okazał się zupełnie zadowolony.
- Myślę – podjęła Sophie, kiedy Liam jadł już w najlepsze. – Myślę, że kiedy wpadniesz w ferwor macierzyństwa odechce ci się drugiego dziecka, a poza tym nie zapominaj o muzyce. Przecież ją też kochasz.
- Nie zapominam. Za około miesiąc, może dwa zacznę pracę w studiu. Wymyśliłam kilka rzeczy, które chcę przetestować. Nikt na tym nie ucierpi, bo dzięki studiu w domu jestem niezależna.
- Rozmawiałaś już z Isobel o swoich planach? – zapytała Jul.
- Przylatuje do mnie za kilka dni. Przez myśl przeszło mi, czy z tymi mediami to nie jej sprawka, ale przecież nie działałaby na moją niekorzyść.
- Pytanie, czy korzyść postrzegacie w ten sam sposób – odparła Liv, nim przypuściła na Scarlett atak miliona zdjęć, które rzekomo miały być doskonałe, dzięki super nowemu obiektywowi.
- A właśnie, pani fotograf. Kiedy wracasz do Paryża?
- A co, już masz mnie dosyć, siostrzyczko? – zakpiła.
- Tak, nie mogę się doczekać, kiedy wyjedziesz – Scarlett uśmiechnęła się od ucha do ucha i pokazała Liv język. W ciągu ostatnich dni wciąż się śmiała.
- W piątek, ale myślę, że nie zdążysz zatęsknić.
- No, ja mam nadzieję, że zobaczę cię szybciej niż za pół roku – Liv tylko uśmiechnęła się tajemniczo i podszedłszy bliżej karmiącej Scarlett, przełączyła na nagrywanie. Ta wywróciła tylko oczami i skupiła się na Liamie, który westchnął rozkosznie, mając najwyraźniej dosyć. Brunetka wyprostowała się i położywszy malca pionowo na ramieniu, kołysała nim delikatnie, czekając, aż mu się odbije. Sophie przyglądała się uważnie temu, jak Scarlett obnosi się z synkiem i była z niej dumna. Nie prosiła jej o pomoc, sami poradzili sobie z pierwszą kąpielą i poznawaniem wszystkich tajników rodzicielstwa. No, może zadzwoniła ze trzy razy, ale to przecież i tak nic takiego. Instynkt macierzyński rozwija się u kobiet w różnym tempie i w różnoraki sposób. Sophie zauważyła, że Scarlett, podobnie jak Julie,  należała do tej grupy kobiet, w których dojrzałość do macierzyństwa rozkwitła w pełni, pomimo młodego wieku. Nie wiedziała, skąd to się brało, ale to było po prostu widać. I zachwycał ją ten widok, miłość wypływająca z każdego najmniejszego gesty czy spojrzenia. Wiedziała, że nie tylko ona to dostrzegła.
- Chyba będziemy się zbierać, co? – pierwsza podniosła się z siedziska i podeszła do córki, by ucałować ją w czoło i pogładzić wnuczka po plecach. – Odpoczywajcie – rytuał powieliła też Simone i Liv, jedynie Jul zaczekała, by być ostatnią. Ucałowała Scarlett w policzek i wyszeptała;
- Powiedziałam Shie’owi.
- I co?
- Był wniebowzięty – pisnęła.
- Wiedziałam – odparła Scarlett i podała szwagierce synka, by wstać z łóżka. – Odprowadzę was – Julie włożyła go do kołyski, a brunetka w tym czasie narzuciła na siebie szlafrok. Powoli wyszła za nimi, zostawiając otwarte drzwi i wysłuchując relacji blondynki z owego zajścia. Uśmiechnięta doszła do połowy schodów, gdzie obraz, który ujrzała, wprawił ją w osłupienie.
Julie zachichotała i zbiegła ze schodów, puszczając Tomowi oczko, choć tego Scarlett widzieć nie mogła. Ba, nawet nie zauważyła, że wszystkie już wyszły. Stała na schodach, a poły szlafroka powolutku rozsuwały się, gdy słabo związany węzeł ustępował. Przekrzywiła głowę na bok, jak zawsze, kiedy przyglądała się czemuś, a kaskada czarnych włosów spłynęła po jej ramieniu. Powoli zeszła na dół, patrząc na Toma przenikliwie, a on po prostu stał w przejściu z salonu na hol i uśmiechał się do niej leniwie. Zatrzymała się na ostatnim schodku i objęła spojrzeniem parter. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć były róże. Czerwone róże o wyjątkowo nasyconym odcieniu. Brakowało jej słów i chwilowo miała zaćmiony umysł. Po prostu stała i patrzyła. W końcu, jakby sprowadzając się na ziemię, potarła buzię dłońmi i powoli ruszyła ku Tomowi specjalną ścieżką, która umożliwiała poruszanie się między kwiatami, oczywiście usypaną ich płatkami. Materiał podomki ocierał się o jej delikatnie opalone nogi i póki nie dotarła do niego, tylko to zaprzątało głowę Toma. Jakże ona miała niesamowite nogi! Scarlett stanęła przed nim, zadzierając głowę do góry, by pokonać dzielącą ich dwudziesto cztero centymetrową barierę różnicy wzrostu. Tom, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku, delikatnie położył dłonie na jej znów wciętej talii. Tak bardzo lubił dotyk jej ciała. Było tak cudownie miękkie i ciepłe.
- Tom… - zaczęła, ale przerwał jej z uśmiechem.
- Tylko nie mów, że chcesz je liczyć! Przyrzekam, że jest ich nieparzyście, znaczy tak myślę, ale na pewno, bo kazałem tu wstawić tyle bukietów, ile się zmieści i…
- Zamilcz – ucięła, kładąc palec wskazujący na jego wagach, którego opuszek czule ucałował. – Jesteś niemożliwie niepoprawny, niereformowalny, niezrównoważony, nieprzewidywalny i nie… i najcudowniejszy, najukochańszy, najsłodszy, naj-mój, ale nie trzeba było. Wystarczyłby mi jeden kwiatek.
- Dlaczego miałbym dać ci jedną różę za bezmiar szczęścia jaki mi ofiarowałaś, kiedy mogę je wszystkie? – odparł, pomimo palca brunetki przyłożonego do ust. Jeszcze raz ucałował jego opuszek i ująwszy dłoń Scarlett, pocałował jej wewnętrzną stronę i nadgarstek, by zaraz przytulić do niej policzek. – To było naprawdę fajne odwiedzić prawie wszystkie kwiaciarnie w Berlinie, żeby znaleźć róże, które będą godne ciebie.
- Nie wiem, co powiedzieć. Ostatnio dzieli nas to, co nas łączy, Tom. I choć mam cię tak blisko, czuję, że jesteś zupełnie daleko. Ja wiem, że to dopiero kilka dni, że wszystko znów musi stać się dobrym, jak dawniej, ale trochę się boję. A ty mnie dziś tak zaskoczyłeś – zabrała dłoń, by chwycić jego rękę i przytulić się do niej. Twarde opuszki musnęły jej miękką skórę, a dla Scarlett to był najsubtelniejszy z dotyków. Wtuliła się mocniej w dłoń Toma. – Kiedy patrzę, jak nosisz, przebierasz, czy kąpiesz Liama. Ile uwagi i miłości mu ofiarowujesz, jestem taka szczęśliwa… - mówiła przez ściśnięte gardło, starając się nie rozpłakać. – Pewnie uważasz, że to moje fanaberie, że wyolbrzymiam, bo przecież jest tak dobrze, ale…
- Ciii… - wyszeptał, korzystając z chwili, gdy zabrakło jej słów. – Maleńka nie próbuj nawet myśleć, że to wszystko ma związek z tobą, że jest coś nie tak. To tylko ja. Ja jestem dla siebie problemem – próbowała przerwać, ale Tom uciszył ją spojrzeniem. – Scarlett, na razie nie jestem gotów na to, żeby darować sobie…to. Nie chcę, żebyś cierpiała przeze mnie, ale póki co nie umiem przejść do porządku dziennego z tym, jak bardzo cię zawiodłem. Przeraziłem się, wiesz? Bałem się siebie tak, jak tego wieczora, gdy trafiłem do Karla i to przestraszyło mnie jeszcze bardziej. Muszę dojść ze sobą do ładu.
- Poradzimy sobie – wyszeptała gorączkowo.
- Już nigdy nie dopuszczę do tego, by powtórzyła się taka sytuacja. Widzisz, ja… nie czuję wystarczająco dobry dla ciebie. Muszę upewnić się, że jednak tak nie jest. Nie kazałaś mi odejść, nie odwróciłaś się ode mnie, nie przekreśliłaś mnie. Żyjemy tak, jakby się nic nie stało, ale ja wiem, że to jest między nami. Nie potrafię być przy tobie w stu procentach, bo boję się, że znów cię skrzywdzę i wiem, że ty też masz w sobie żal. To minie. Mamy Liama, który zagoi wszystkie rany, ale chyba tylko czas mu w tym pomoże – pogładził delikatnie policzek dziewczyny, a drugą ręką objął ją mocniej, by znalazła się troszeczkę bliżej niego. – Nie wypomniałaś mi tego i zastanawiam się, czy gdybyś nie nazwała mnie ostatnim gnojkiem nie byłoby nam łatwiej.
- Kocham cię, Tom – wyszeptała. – Tylko to się liczy. Nie chcę pamiętać o tym, co się stało. A jeśli chodzi o alkohol, poradzimy sobie. Ze wszystkim sobie poradzimy.
- Rozmawiałem o tym z mamą i z Billem – spojrzał na Scarlett wyczekująco, jakby nie był pewien, czy nie będzie miała mu tego za złe. A ona tylko wpatrywała się w niego. Z miłością. – Chciałem spróbować sam i powiedzieć ci… potem.
- O czym? – zapytała nie spuszczając z niego wzroku.
- Postanowiłem zgłosić się do specjalisty, mama obiecała znaleźć mi dobrego psychoterapeutę. Ona po rozstaniu z tatą też musiała i… trochę się na tym zna. Nie jesteś zła? – Scarlett pokręciła głową.
- To właśnie chciałam ci zaproponować, Tom. Powiedziałabym ci, gdybyś ze mną o tym porozmawiał. Jest w tobie coś mrocznego, coś do czego mnie nie dopuszczasz i może właśnie to sprawia, że… że ci się nie udaje – skonsternowana ujęła w dłonie satynowy pasek i zaczęła się nim bawić. – Róże są cudowne – dodała po chwili.
- Wiem, że najbardziej lubisz storczyki, ale róże wydały mi się odpowiedniejsze na tą okazję. Mam jeszcze… - zaczął, ale przerwał mu wybuch donośnego płaczu, dobiegający z pietra. Skwasił się, a Scarlett parsknęła śmiechem, ostrożnie odwracając się w wąskim przejściu.
- Tak to już teraz będzie, tatusiu – odparła lekko, jakby ciężka atmosfera w ogóle między nimi nie zaległa. Powoli, by nie naruszyć szwów wchodziła schodami i wsłuchując się w nawołujący ją szloch, z niedowierzaniem kręciła głową. – Jakiż on niecierpliwy, zupełnie jak ojciec – wykrzyknęła, by Tom na pewno usłyszał. A on patrząc jak powoli odchodziła, po raz milionowy przekonał się, że na większe szczęście nie mógł trafić. Wziął jeden kwiatek i ruszył za nim.
*

Czas płynie, przecieka między palcami i tylko od nas zależy, jak go wykorzystamy. Od nas zależy, czy staniemy w miejscu, czy pójdziemy naprzód. Od narodzin Liama minęło już osiemnaście dni, a od znamiennej rozmowy wśród róż, dwa tygodnie. Takie drobne oczyszczenie z win pomogło im obojgu. Scarlett nie zastanawiała się, co robiła źle, a Tom nie martwił się, że męczył ja tajemnicami. I wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie to, że przesunięto termin wszczęcia procesów sądowych w sprawie Hansa i Bill szalał z niepokoju, który udzielał się też Candy, Rainie i wszystkim pozostałym. W dodatku przypadały urodziny Shie’a i gdyby nie to, że zadzwoniła Soph, Scarlett zupełnie by zapomniała. Mniej więcej od wspomnianych osiemnastu dni nie wyścibiała nosa z domu, w pełni rozkoszując się blaskami macierzyństwa. Cieniami z resztą też. Liam rósł, a jego drobne, pomarszczone ciałko wypełniało się i chłopiec stawał się coraz bardziej uroczy. Matka natura uposażyła Scarlett jak dojną jałówkę, więc Liam miał bezproblemowo całodobowy catering. Musiała trzymać dietę. Raz o tym zapomniała i bolał go brzuszek. Drugi raz nie chciała przez to przechodzić. Dzięki temu powoli zaczynała mieścić się w swoich rzeczach sprzed ciąży, co napawało ją niewypowiedzianą dumą. Słońce świeciło, już trzeci dzień z rzędu werandowała synka i zamierzała za kilka dni wziąć go na świeże powietrze. Gdyby nie to niewyspanie, bolące piersi i ogólne zmęczenie, byłoby naprawdę idealnie. Doprawiła sos ziołami i zamieszała energicznie, zmniejszyła gaz, by zagotował się powoli i odeszła od kuchenki. Przeszła do jadalnej części kuchni i zerknęła na Liama. Spał w leżaczku dumnie prezentującym się na środku stołu. Z każdym kolejnym dniem żółtaczka i obrzęk znikały, a Liam robił się coraz bardziej podobny do siebie. Miał słodki nosek zakończony – notabene – Kaulitzowym kartoflem, wysokie czoło i dołek w bródce. Liam po prostu był najpiękniejszym dzieckiem, jakie widziała. To się nazywa obiektywizm matki.
Kilka chwil później zabrała leżaczek i wstąpiwszy do aneksu, wyłączyła gaz pod sosem. Wyszedłszy z kuchni, przecięła hol i weszła do salonu. W miejscu, gdzie wcześniej idealnie wypucowane panele biły nowością po oczach, teraz zawitały dziesiątki poduch i gruby puchowy koc. Salon był największym pomieszczeniem w domu, nawet sala lustrzana nie miała takich rozmiarów. Zajmował około połowę prawego skrzydła. Było to pomieszczenie specyficzne. Część widoczna z holu, prezentowała kominek, eleganckie meble i skórzany wypoczynek, zaś jeśli weszło się dalej, można było zobaczyć resztę. Po prawej sprzęt stereo i telewizor, a dalej w głębi na tle ściany przeszklonej oknami sięgającymi od sufitu po podłogę, uwieńczonymi miękkimi i szerokimi parapetami, w rogu pięknie prezentował się czarny fortepian, a przestrzeń znajdującą się niemal centrum pokoju, stanowiła spora wcześniej niezagospodarowana część parkietu, która teraz była królestwem Liama. Wszystko to nie było dziełem przypadku. Dzięki takiemu rozplanowaniu przestrzeni, w razie odwiedzin gości, Scarlett mogła być z Liamem, a jednocześnie słyszeć wszystkie rozmowy. A druga sprawa z tego miejsca rozpościerał się widok na ogród i taras.
Uczyniła duży krok nad poduszkami i postawiwszy leżaczek w rogu, usiadła na środku. Liam zaczynał się wiercić, więc wyjęła go i ułożyła przed sobą. Wciąż nieświadomy swoich kończyn nieporadnie poruszał rączkami, gdy zaczął się krzywić. Scarlett zsunęła z nadgarstka frotkę i zebrawszy wszystkie włosy, prędko je związała. Ostatnio poważnie zaczynała zastanawiać się nad fryzjerem. Włosy zaczynały dosięgać jej bioder i to stawało się coraz mniej wygodne. W charakterystyczny sposób ugniotła najpierw jedną swoją pierś i zaraz drugą, usiłując sobie przypomnieć, z której karmiła ostatnio. Musiała się spieszyć, bo malec niecierpliwił się coraz bardziej. Odpięła szybko bluzkę i specjalne zapięcie na miseczce biustonosza dla karmiących i wzięła synka na ręce. Przytuliła go i przystawiła do piersi. Minęła chwila, nim zaczął ssać, ale kiedy to już się stało, poczuła ulgę pomimo bólu, który zadawały jej bezzębne dziąsełka Liama.
Zespół znów zaczął próby, więc Tom znikał na przed- albo popołudnia i wracał specyficznie nakręcony, z tym ujmującym błyskiem w oku, który pojawiał się, gdy grał. Nie przeszkadzało jej to, że zostawała z Liamem sama. Tom potrzebował odskoczni, a muzyka była ku temu najlepsza. Sam fakt ojcostwa na pełen etat był dla niego niczym grom z jasnego nieba. Choć od samego początku cieszył się i zapewniał, że dojrzał do tego, to tak samo jak bardzo był szczęśliwy, bał się. Choć nie chciał dać tego po sobie poznać. Nie potrafił, jak ona, rozpoznawać płaczu Liama, oceniać czy trzeba go nakarmić, przebrać, czy może nie może mu się odbić po jedzeniu. Dla niego to był jeden, ten sam dźwięk i choć powoli nastrajał się na odpowiednie fale, wciąż się gubił. Wszystkie te braki nadrabiał ogromem uczuć, jaki na niego przelewał. Jednak to wszystko wciąż było dla niego za dużo. Nie miał jej cierpliwości i oddania, więc wszystko przerażało go bardziej. Scarlett to rozumiała i pomysł wszczęcia przygotowań do kolejnego albumu, wydał jej się idealny. Sama też potrzebowała odpoczynku, ale wydawało jej się, że lepiej dostosowała się do nowej sytuacji. I pomimo spotkań z psychologiem, Toma wciąż coś dręczyło. A ona nie miała pojęcia co. Scarlett pogładziła malutką główkę synka i odsunęła go od piersi. Ułożyła go na poduszce, by znajdował się lekko pod kątem i zapięła bluzkę. Przez uchylone okno frobtowe usłyszała chrzęst żwiru na podjeździe. Uśmiechnęła się i sięgnąwszy pieluszkę, starła z ustek Liama odrobinę mleka, po czym wzięła go pionowo na ręce i położyła na swym ramieniu. Kołysała się delikatnie i gładziła go po pleckach. Póki nie dał głośno i wyraźnie znać, że jedzenie się przyjęło. W tej samej chwili do domu wszedł Tom.
- Oho, ktoś tu jadł – zaśmiał się, zaglądając do salonu. Scarlett słyszała jak zdejmował kurtkę i najpierw jeden i zaraz drugi but, i jak szurając cicho szedł do nich. – Też bym nie pogardził, mówiąc szczerze.
- Czym? – dziewczyna uśmiechnęła się filuternie, sceptycznie unosząc brew. Wstała i podała Tomowi pieluszkę.
- Jedzeniem, Maleńka. Jedzeniem – udał zgorszonego, przewieszając ją przez ramię i zaraz wziął malca na ręce. Uniósł go na wysokość oczu i uśmiechnął się szeroko.
- Cześć, wielkoludzie – ucałował go w czoło i podobnie jak Scarlett, ułożył pionowo na swoim ramieniu. Liam, jak wszystko co robił, nieświadomie podparł główkę rączkami i się uśmiechnął.
- Chyba mu się to spodobało – Scarlett stała za Tomem i wygładziła zaginki pieluszki, by synkowi było wygodnie. – Pójdę przygotować obiad – przeszedłszy nad poduszkami, skierowała się ku wyjściu. Jednak nie mogła się powstrzymać, by na nich nie spojrzeć. Stanęła tuż przy łuku i odwróciła się. To tylko kilkanaście dni, a ona już tak bardzo ukochała ten widok. Tom, dorosły mężczyzna, sięgający grubo ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i Liam, kruszynka ważąca ledwo trzy i pół kilograma. Ufnie przytulił się do ramienia taty i wsłuchując się w jego głos, bacznie patrzył przed siebie, pewnie usiłując zlokalizować jego źródło. Błękitne śpioszki tak bardzo kontrastowały z granatową koszulką Toma, a malutka rączka spoczywająca na jego ramieniu z dużą dłonią Toma pewnie podtrzymującą dziecko. Wciąż było w nim coś z tego chłopca, w którym się zakochała. Nie minęło przecież tak wiele czasu. Fizycznie wiele się nie zmienił, ale było coś w jego postawie, coś bijącego z jego wnętrza, z ruchów i postaw, co utwierdzało Scarlett w przeświadczeniu, że to nie ten sam chłopak, że to już mężczyzna. I tak bardzo urzekał ją widok, kiedy tulił Liama do siebie. Opowiadał mu niestworzone historie, spacerując po pokoju, a kiedy odwrócił się, by iść w jej stronę, zamilkł i posłał jej szeroki uśmiech, a potem mówił dalej, umiejscawiając centrum swojego wszechświata w tej malutkiej istotce w swoich objęciach.


Kąpiel dłuższa niż piętnasto minutowa, w ostatnim czasie była dla Scarlett swoistym rarytasem. Tym razem pozwoliła sobie aż na dwadzieścia pięć minut. Zaszalała i liczyła, że zupełnego szaleństwa będzie mogła dopuścić, gdy Liam pójdzie do wojska. Czerpiąc z tego niemal dziką przyjemność, wtarła we włosy odżywkę i nabalsamowała skórę. Jak dawno tego nie robiła! Założyła bieliznę i szlafrok, po czym wyszła z łazienki otoczona kłębami pary. Tom siedział na łóżku oparty o wezgłowie i trzymał na kolanach laptopa, zawzięcie szukając czegoś w Internecie. Kiedy weszła do pokoju, rzucił jej krótkie spojrzenie i wrócił do lektury. Jego uwagę zwrócił dopiero cichy szmer podomki upadającej na podłogę. Spojrzał na nią i miał wrażenie, że dopiero ją zobaczył. Włosy miała związane w niedbały kok na karku, dzięki czemu widział ją całą. Biały top na cieniutkich ramiączkach podkreślał krągłości Scarlett, a figi pozwalały mu podziwiać w pełnej krasie jej zgrabne nogi. Niczego nieświadoma szukała piżamy, a on upajał się jej widokiem i naraz tak bardzo za nią zatęsknił. Pomimo tego, że od porodu minęły dopiero niecałe trzy tygodnie, odzyskiwała powoli swą dawną figurę. Jednak szersze biodra, pełniejsze piersi i pośladki, wyraźnie piętnowały zmianę w jej wyglądzie. Scarlett była nie należała do dziewczyn przesadnie szczupłych i była przy tym bardzo kobieca. Choć lubił ją taką miękką i rozlaną, teraz pociągała go bardziej, niż był w stanie to sobie przypomnieć. Nie zauważył nawet, że przestała zajmować się szukaniem i utkwiła w nim wzrok.
- Czemu tak patrzysz? – zapytała cicho i z powrotem podniosła szlafrok.
- Nie – poderwał się z łóżka i odebrał jej go. – Dlaczego? – zapytał miękko.
- Nie chcę, żebyś na mnie teraz patrzył. Myślałam, że jesteś zajęty.
- Dlaczego? – powtórzył.
- Bo nie jestem teraz wystarczająco ładna – uciekła spojrzeniem gdzieś w kat, jednak Tom zmusił ją, by na niego spojrzała. Ujął jej podbródek i uniósł delikatnie do góry.
- Co ty bredzisz? – uśmiechnął się. Wolną ręką objął ją w talii  i przyciągnął do siebie.
- Tak uważam. Bo jaki mógłby być inny powód, dla którego traktujesz mnie, jakbyśmy nie mieli razem dziecka, a jedynie dzielili ze sobą mieszkanie? Tom, ostatni raz tak naprawdę pocałowałeś mnie na wieczorze Jul i Shie’a. nie dotykasz mnie, nie przytulasz, a jeśli już to robisz, to jak jakbym była twoją młodszą siostrą. Jaka może być inna przyczyna? Brzydzisz się mnie – mówiła bez zająknięcia, patrząc mu w oczy, więc naprawdę tak uważała. Puścił ją. Nie wiedząc co zrobić, uczynił dwa kroki w lewo, potem w prawo i znów zatrzymał się, by odwrócić się ostro i znów stanąć przed Scarlett. I zrobił to, o czym marzył od tych trzech tygodni. Pocałował ją. Namiętnie, ale nie brutalnie. Z miłością, z wielką czułością i tęsknotą. Mógłby tak w nieskończoność. Tak dobrze było przypomnieć sobie smak jej miękkich ust. Kiedy oderwał się od niej, spojrzał jej prosto w oczy.
- Nigdy, nawet nie waż się tak myśleć – odparł poważnie. A Scarlett zbyt zszokowana, by coś dodać pokiwała tylko głową. – Schulz zalecał kilkutygodniową wstrzemięźliwość, Julie mówiła o tym, że musisz dojść do siebie, a ja nie chciałem w żadem sposób zrobić czegokolwiek, co by ci się nie spodobało, co byłoby dla ciebie krzywdzące albo nieodpowiednie. Nie chcę, byś przeze mnie i moje zachcianki źle się czuła. Nie wiem, co tak naprawdę robi się w takich sytuacjach.
- Tom, ja urodziłam dziecko, a nie zachorowałam na trąd – odpowiedziała, uśmiechając się smętnie. – Ja po prostu myślałam, że już ci się nie podobam. W końcu wyglądam trochę inaczej. Nie tak jak wcześniej. Nie mam też tyle czasu dla siebie, wiem, że się trochę zapuściłam… – Tom otaksował Scarlett dokładnie i powoli od stóp po czubek głowy. Trochę niepewnie podniósł rękę i powiódł opuszkami od jej obojczyka, przez krągłość piersi, po widoczny kawałek brzucha. – Jeśli wtedy nie byłam idealna, to teraz tym bardziej – speszyła się.
- Kto naopowiadał ci tych bzdur? – szepnął czule. – To są piersi, które karmią moje dziecko – dotknął ich delikatnie. – To brzuch, w którym bezpiecznie rozwijało się, nim przyszło na świat – przesunął dłoń ku podbrzuszu brunetki. – To ciało, które je wydało. To ciało, które tak kocham – wędrówka jego dłoni zakończyła się na jej biodrze. – Więc jak mogłoby mi się nie podobać? – Scarlett wzruszyła ramionami i mocno wtuliła się w Toma, zupełnie kryjąc się w jego objęciach. – Poczekamy jeszcze, aż będziesz gotowa, a wtedy pokażę ci jak je kocham – mruknął, wtulając nos w jej włosy. – Ale ponad wszystko kocham ciebie. Jesteś dla mnie najważniejsza, rozumiesz? Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że pomyślisz sobie coś takiego, ale przepraszam, że dałem ci ku temu powody. Chciałem dobrze – wciąż mocno przytulona pokiwała głową. Tom mocno trzymał ją w swoich ramionach, dokładnie czując jej bliskość. Dotyk jej ciała, uścisk rąk to wszystko wydało mu się takie nowe, jakby zapomniał, jak bardzo tu lubił. Stali tak kilka chwil, póki nie odsunęła się troszkę, by móc spojrzeć Tomowi w oczy.
- To, że jesteś na warunkowym, nie oznacza, że nie chcę mieć cię blisko – uśmiechnął się i czule odsunął jej z twarzy kosmyk włosów. Pochylił się i pocałował Scarlett znów. Tym razem długo i leniwie. Ujął dłońmi jej policzki i wręcz z namaszczeniem rozkoszował się pocałunkiem.
- Mam dla ciebie coś, co zamierzałem dać ci razem z kwiatami – odparł po chwili i podszedł do stoliczka nocnego; Scarlett tak lubiła ten jego specyficzny, chwiejny chód. Wyjął z niego duże, kwadratowe pudełko. Wrócił do dziewczyny, uśmiechając się na widok jej winy. – To wciąż nie zaręczyny – odparł w udawaną powagą. Scarlett wywróciła oczami i spojrzała na Toma wyczekująco. Jakby troszkę niepewnie otworzył przed nią pudełko. – Wiem, że to zupełnie banalne i oklepane, ale wierz mi, że nie istnieje biżuteria, która byłaby wystarczająco ładna dla ciebie – Scarlett nic nie mówiła, wpatrując się w naszyjnik. Jej dłoń mimowolnie podarował do łańcuszka na szyi, na którym zawieszone było serduszko, które podarował jej na osiemnaste urodziny. Tom wyjął z pudełka przedmiot, który odebrał jej mowę. Było to rubinowe serce otoczone diamentowym wianuszkiem.
- Tom, ale… - spojrzała na niego zupełnie zszokowana. – To musiało kosztować majątek.
- Tego, co ty mi dajesz, nie da się kupić za pieniądze. Mogę? – kiwnęła głową i odwróciła się do niego tyłem, by mógł zapiąć łańcuszek. Kiedy to uczynił, pocałował Scarlett w szyję. – Chodź – ujął ją za rękę i przeszedł kilka kroków, by stanąć przed lustrem toaletki. Stanął tuż za nią i objął ją w tali. Czerwone serce bardzo kontrastowało z jej delikatnie opaloną skórą i bielą topu, który nosiła. Oddychała prędko, wpatrując się w ich odbicie.
- Tom, ja nie wiem. Jest taki piękny – powiodła dłonią do wisiorka i musnęła go palcami. Tom uśmiechnął się leniwie, mocniej przyciągając ją do siebie. Zamknął dłonie na brzuchu Scarlett i delikatnie gładził go, tak jak robił to, gdy jeszcze była w ciąży. – Dziękuję – odwróciła głowę, by spojrzeć na niego, a nie w lustrzane odbicie. – Nigdy nie dostałam piękniejszej rzeczy.
- Tobie należy się wszystko, co najlepsze i dlatego zastanawiam się, co cię skłoniło do tego, żeby ze mną być – odparł spokojnie, a Scarlett w pierwszej chwili zaskoczona oparła się o tors Toma i zamknęła swoje na jego splecionych dłoniach. Podobnie jak on patrzyła w ich odbicie.
- Zawsze miałam słabość do złych chłopców – odparła poważnie. – Lubiłam ich ujarzmiać – na krótką chwilę zapadło między nimi milczenie, które Tom przerwał parskając śmiechem. – Coś nie tak? – odparła siląc się na oburzenie.
- Skądże, kochanie i chyba bym ci uwierzył, gdybym nie wiedział, że byłem twoim pierwszym chłopkiem.
- Och, zburzyłeś cały efekt – żachnęła się. – I…i…i jak to byłeś? Czy ja o czymś nie wiem, przepraszam? – zmarszczyła brwi i słodko wydęła wargi, co bardzo utrudniało mu zachowanie powagi.
- Nie mogę być twoim chłopakiem. To głupio brzmi w obecnej sytuacji, nie uważasz? Mogę być ewentualnie twoim prawie-narzeczonym.
- Ewentualnie – prychnęła. – Prawie robi wielką różnicę.
- No właśnie, ale brzmi lepiej niż chłopak – kontynuował z zapałem. – No, bo słuchaj, powiedziałabyś do psiapsiółek: słuchajcie dziewczyny, to jest mój chłopak, Tom?
- Nigdy nie zaszła potrzeba, bym cię przedstawiała w towarzystwie, a poza tym ciebie nie trzeba przedstawiać, rzeczone psiapsiółki pewnie rzuciłyby ci się na szyję, gdybym je miała, oczywiście.
- Odezwała się ta anonimowa – zakpił. – Bądź, co bądź, wiem jedno. Ładnie razem wyglądamy.
- Powtarzasz to od początku – Scarlett wywróciła oczami i uśmiechnęła się. Przekrzywiła głowę, przypatrując się ich wspólnemu odbiciu.
- No, bo ładnie razem wyglądaliśmy nawet wtedy, kiedy jeszcze nie byliśmy parą. Ale, Scarlett, ja mówiłem poważnie, przedtem – dziewczyna zmarszczyła brwi zastanawiając się, o co mogło mu chodzić, a kiedy połączyła nagłą zmianę w tonie głosu Toma ze słowami, które wypowiedział kilka chwil wcześniej, natychmiast odwróciła się przodem do niego i spojrzała mu w oczy. Były jak nie jego – smutne i dalekie.
- Tom, jesteś ostatnią osobą, jaką znam, która powinna siebie nie lubić. Dlaczego wciąż do tego wracasz? Czasami mam wrażenie, że uważasz się za gorszego, złego. Kiedy wreszcie dasz sobie drugą szansę? Nie liczą się błędy, ale to, co robimy, by je naprawić i wnioski, jakie z tego wyciągamy.
- Może nie powinienem, bo kiedy znów poczuję się zbyt pewnie, to coś schrzanię – odparł z goryczą.
- Mówisz tak, jakbym ja była ideałem. Ile razy doprowadziłam cię do białej gorączki, co?
- Ale nigdy mnie nie zawiodłaś – Scarlett uniosła sceptycznie brew. – No, prawie nigdy.
- Tom, pogadaj szczerze sam ze sobą, jeśli nie na terapii, to w domu i dowiedz się, co jest nie tak, byś wreszcie mógł naprawić to, co zepsute. Widzę, jak się starasz. Widzę, jak kochasz Liama i jak wynagradzasz mu swój upadek. Nasz syn nie mógłby mieć lepszego ojca, Tom – brunetka uśmiechnęła się i delikatnie pogładziła policzek Toma. Powiodła opuszkami po jego skroni, nosie i brodzie, zmuszając, by jego smutna twarz rozpromieniła się. – Chcę cię z powrotem, Tom. Wróć do mnie. Ja do ciebie wróciłam, pamiętasz? – skinął głową i mocno przytulił Scarlett. Trzymał ją mocno w ramionach, oddychając w rytmie jej oddechu i uspokoił się. Zawsze tak na niego działała. Zawsze dawała mu ukojenie. Była bezpieczną przystanią w sztormie życia. Stali tak, dopóki w pokoju obok nie rozległ się płacz. Westchnęła i niechętnie wyswobodziła się z jego ramion. Po drodze chwyciła szlafrok i ubierając się zniknęła mu z oczu.
*

Doskonale pamiętała ten ciepły, letni dzień, kiedy zjawiła się w tym gabinecie po raz pierwszy. Pamiętała lęk przed spotkaniem z kobietą, którą tak bardzo szanowała i podniecenie spowodowane poznawaniem nowych rzeczy. Pamiętała wszystko, jakby to było wczoraj, a od tego dnia minęły prawie dwa lata.
Relacje Liv z Carine Roitfeld nie należały do łatwych. Redaktor naczelna najpierw robiła wszystko, by załamać jej ducha, a kiedy przekonała się, że dziewczynie zależało na tej pracy bardziej niż jej się wydawało, co więcej, że jej zdolności, talent były niepomiernie większe od tego, czego się po niej spodziewała. Zaczęła inwestować w nią wiele i wymagać od niej jeszcze więcej, co zaowocowało znacznie większą częstotliwością pojawiania się nazwiska Liv pod sesjami dla Vouge, niż wypadałoby początkującej. Liv stałą się rarytasem. Ba, objawieniem, bo tylko nieliczni zyskiwali sympatię naczelnej. Choć nie okazywała tego w tradycyjny sposób. Niekiedy dziewczyna musiała najpierw wysłuchać nieprzyjemnej reprymendy, by usłyszeć, że tak naprawdę chodziło tylko o to, że zdjęcia wyszły genialnie. To były naprawdę dobre dwa lata. Liv nauczyła się więcej, niż niejeden przez dekadę. Poznała wielu wpływowych ludzi, bywała w odpowiednich miejscach i trafiała na odpowiedni czas. Stała się smacznym kąskiem. Młoda, utalentowana, ambitna, z doskonałą techniką. Czego chcieć więcej? Zaczęły urywać się telefony, sypać propozycje, jednak Liv żadnej nie przyjęła. Pracowała dla Vouge’a i tego się trzymała. Carine nigdy nie wspomniała słowem o tym, co sądziła o dodatkowych zleceniach, ale Liv nie potrzebowała się tego dowiadywać. Była jej wdzięczna i zapostanowiła sobie lojalność. Jednak to wszystko było w czasach, kiedy Francja była jej azylem, miejscem, którego nie zamierzała opuścić nigdy. Przywiązaniem do Roitfeld i oddaniem pracy tłumaczyła sobie wszystkie błędy, jakie popełniała. Upierała się, że to była wolność, gdy tak naprawdę więziła się w ciasnej celi.
Wiele czasu upłynęło, zanim zrozumiała, co tak naprawdę powinna zrobić. Dlatego wczorajszego ranka spakowała swoje rzeczy i nie mówiąc wiele, wyjechała. Rodzina przywykła do jej ucieczek, nie pytali. A teraz siedziała w gabinecie naczelnej, będąc pewną, że podjęła dobrą decyzję. Nie bała się, a wręcz przeciwnie czuła się podekscytowana kolejną wyprawą w nieznane, po wolność.
- Chyba nie dziwi mnie twoja wizyta, Liv – Roitfeld zamknęła niedbale drzwi gabinetu i przeszedłszy przez niego swym dostojnym krokiem, usiadła za biurkiem. Wygodnie rozsiadła się w fotelu i założyła nogę na nogę. – Spodziewałam się ciebie już od jakiegoś czasu.
- Co ma pani na myśli? – zapytała zbita z tropu.
- Słucham, Liv – odparła, ignorując pytanie brunetki. Na biurku leżała zielona teczka. Dziewczyna domyślała się co w niej było i wiedziała też, że naczelna przejrzała jej plany, choć nie wiedziała jak.
- Chyba nadszedł czas – zaczęła koślawo. – Chyba nadszedł czas, żebym spróbowała samodzielnie rozwinąć skrzydła. Praca dla pani… - naczelna uniosła rękę w ostrzegawczym geście, a Liv natychmiast umilkła.
- Przyszłaś tutaj z masą zapału, talentem i brakiem wiedzy praktycznej. Przyjęłam cię ze względu na pamięć twojej babki i choć nie wróżyłam ci kariery fotografa, myliłam się. Twoja pasja i zaangażowanie wyniosły cię na szczyt. To, co mogłaś tutaj osiągnąć jako fotograf, już jest twoje. Mogłabym cię co najwyżej mianować swoim zastępcom, ale to nie szczyt twoich aspiracji. Nie twierdzę, że wiesz wszystko, ale do tego potrzebna ci wszechstronna praktyka. Tu mogłabyś robić zdjęcia moim modelom albo gwiazdom do artykułów i koniec. A ty potrzebujesz czegoś więcej. Stać cię na więcej, niż przewidywalne sesje bez większego polotu. Dlatego, jak już wspomniałam, czekałam na ciebie, bo byłam niemal pewna, że się zjawisz. Jesteś niespokojną duszą Liv. Uciekasz przed sobą i gonisz siebie. Musisz się rozwijać dalej, musisz iść na przód, ale myślę, że spokój może dać ci tylko to, przed czym uciekasz.
- Nie wiem, co powiedzieć. Przygotowałam sobie mowę, a pani powiedziała to za mnie. Praca tutaj, to było najlepsze, co mogło mi się przytrafić.
- Wiem.
- Ale teraz chciałabym popracować jako wolny strzelec.
- Myślę, że nasze drogi się jeszcze skrzyżują, Liv Hannah. Twoja babka byłaby z ciebie dumna. Masz coś z niej. Pielęgnuj swój dar. Jednak pamiętaj, że fotografia to nie wszystko. Ona jest dla ciebie, nie ty dla niej.
- Dziękuję, Carine, jestem pani dozgonnie wdzięczna za wszystko. Wiem, że gdyby nie praktyka u pani, nie nauczyłabym się tak wiele – naczelna skinęła głową i otworzyła zieloną teczkę.
- Napisałam ci rekomendację, choć raczej nie będzie ci potrzebna, a warunki rozwiązania umowy omówimy jutro, bo zaraz mam spotkanie, spieszę się – Liv natychmiast poderwała się z miejsca i uśmiechnęła się do szefowej, nim odwróciła się, by odejść.
- Liv?
- Tak? – zwróciła się do szefowej i spojrzała na nią pytająco.
- Nie tylko ty wiele się nauczyłaś – dziewczyna uśmiechnęła się znów i skinęła na pożegnanie. Osoby, które usłyszały od Roitfeld takie słowa, można było policzyć na placach jednej ręki. Czuła się wspaniale. Nie tylko spełniona i zadowolona, ale dumna. Tak, była z siebie dumna. W tej właśnie chwili, kiedy rzuciła jedną z najlepszą posad, o jakiej mógłby marzyc każdy fotografik, czuła się dumna, bo zyskała pewność, że bezpowrotnie uwolniła się od poczucia szarej myszki, jakie wpoił jej Paul. Świat stał przed nią otworem, jednak musiała pozbyć się jeszcze kilku piętn, które po sobie zostawił.
Wychodząc z budynku, odetchnęła pełną piersią i rozejrzała się. Przed oczami miała Paryż, jej Paryż, który tak bardzo ukochała, na który uwielbiała patrzeć od pierwszej chwili. Paryż – miasto magii, miasto marzeń. Miasto jej spełnionych marzeń; słonych porażek i słodkich triumfów. Była pewna, że wróci tu nie raz, ale może już nie sama, Postanowiła, że najpierw zje obiad na wieży Eiffla, a później uda się do Pierra i Hugo. W końcu to oni byli ogromną część jej własnego Paryża.  
*

- Jest prześliczny – Rainie ostrożnie oddała Liama Scarlett, by ta włożyła go do łóżeczka. Brunetka odpowiedziała na to uśmiechem i włączyła nianię, po czym wyszły z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.
- Odkąd pojawił się na świecie, codziennie mam przed sobą nowe wyzwania i to mnie przeraża, ale nie wyobrażam sobie, by mogło go nie być.
- Kiedy Candy się urodziła, przeszłam piekło, ale tylko ona trzymała mnie w pionie. Dzięki niej jestem tu z tobą – odparła cicho.
- Już coś wiadomo? – zatrzymały się u szczytu schodów, by pobyć jeszcze chwilę w samotności. Rainie pokręciła głową. Wyglądała fatalnie. Schudła, jej cera poszarzała, a pod oczami malowały się sińce. Była zmęczona  nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Całe to oczekiwanie ją dobiło. Scarlett nie za bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć, jak się zachować. Choć bardzo lubiła Rainie, bardzo trudno było jej odnaleźć się w całej tej sytuacji.
- Blitz zadzwoni, kiedy wyślą oddział po Hansa i po nas. Cały czas noszę w torebce wszystkie dokumenty. Za każdym razem, kiedy dzwoni telefon, mam wrażenie, że to już, a poza tym… boję się, że Hans zaczyna coś podejrzewać. Jest ostatnio dziwny – skrzywiła się.
- Wierzę, że zdążycie.
- Momentami, kiedy o tym wszystkim myślę, czuję się jak w filmie. Wiesz, uknuty spisek, dochodzenie, a potem zasadzka na złoczyńcę. W filmach zawsze wszystko kończy się dobrze, a tu nie jestem już tego taka pewna.
- Film, nie film, najważniejsze jest to, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.
- Z jednej strony chciałabym, żeby to było już, po wszystkim, ale z drugiej nie chcę się z nim rozstawać – Rainie spojrzała smutno na Scarlett. Starała się z całych sił, by się nie rozpłakać. Cały plan miał gładko wejść w życie. Rach-ciach i po krzyku, a zamiast tego na drodze pojawiały się same przeszkody. Najpierw sędzia, później jeden ze świadków. A czekanie ją zabijało. Nie potrafiła myśleć o niczym innym. Stała na pograniczu dwóch żyć, oba pochłaniały ją równomiernie i traciła siły. – Scarlett, nie wyobrażam sobie tego, że już nigdy go nie zobaczę – wyszeptała. – My nigdy nie byliśmy tak naprawdę razem. Bill poświęcił się dla mnie, a ja nie dałam mu nic z siebie. Widzę, co się z nim dzieje. Boję się o niego. Nie zasłużył na to.
- Myślę, że ofiarowałaś mu więcej, niż ci się wydaje. Nic już nie będzie takie samo, ale wybraliście mniejsze zło i już nie czas na to, by się cofać. Odzyskasz wolność, Rainie – brunetka delikatnie się uśmiechnęła i mocno uścisnęła dłoń dziewczyny.
- A co, jeśli to on jest moją wolnością? – Scarlett przymknęła na moment powieki, by zaraz spojrzeć na blondynkę ze współczuciem.
- Och, kochanie – westchnęła i mocno przytuliła Rainie. – Chyba zabrnęliśmy w ślepą uliczkę – dziewczyna się rozpłakała, a Scarlett gładziła ją po plecach. Choć blondynka była wyższa od niej, w tej chwili tak bardzo zapadła się w sobie, że to nie miało żadnego znaczenia. Musiało minąć na tyle dużo czasu, żeby bliźniacy zaczęli zastanawiać się, gdzie zniknęły. Zagadka rozwiązała się sama, gdy znaleźli się przy schodach i widząc je, Bill natychmiast wycofał Toma. Wrócili do salonu, a Rainie powoli zaczęła zbierać się w sobie. Szloch zmęczył ją jeszcze bardziej. Musiała długo tłumić w sobie ten wybuch, skoro teraz nie mogła przestać płakać. W łazience obmyła twarz zimną wodą i jako tako zebrana w sobie ruszyła przodem, do salonu. Scarlett przypatrywała się jej przez chwilę. Rainie nie nosiła wysoko głowy, ani dumnie nie prostowała pleców. Rainie była bez sił. Rainie była smutna, a jej łzy skojarzyły się Scarlett z deszczem. 

23 komentarze:

  1. ~Agness..
    18 lutego 2011 o 18:43
    Aż zaniemówiłam, o ile dobrze mój mózg przetworzył informację i widzę że dedykacja jest dla mnie, bo była tu także inna Agnes, no ale jeśli to dla mnie to dziękuję. Całkowicie się tego nie spodziewałam, ba powiem nawet że nie myślałam że wyróżnisz akurat moje imię. W tym długim przemówieniu, które przesłałam Ci na gadu gadu po prostu napisałam prawdę. I to zdanie nigdy się nie zmieni, a zwłaszcza po dzisiejszym odcinku, który sprawił że i się uśmiechałam i byłam niesamowicie wzruszona.Jak zawsze dużo ślicznych i bardzo uderzających prawdą zdań, mądrych i przemyślanych które znów dały mi do myślenia i muszę powiedzieć że trochę mi pomogły, bo mam jakiś taki dziwny nastrój. No i wyobrażenie sobie Toma i Liama razem, on trzymający go w objęciach tak delikatnie no po prostu łzy od razu mi się na twarzy pojawiły, i w sumie ślicznie to opisałaś, tak aby wyobraznia podziałała na każdego czytelnika.Liv, w końcu zrobiła krok do przodu. W końcu uwolniła się od Paula – i brawa dla niej. Niesamowicie się ciesze że może teraz spróbuje uszczęśliwić Georga, bo on kurde no zasłużył na to jak nikt inny.Smutno mi też z powodu Raine i Candy, żałuję że wyjeżdżają [ no chyba że plan ucieczki legnie w gruzach i namieszasz ich w życiu ponownie...]. Wierzę że ich sprawa jeszcze się jakoś pomyślnie ułoży. Relacje Toma i Scarlett – cudownie. Te róże, ten moment gdy mówił jej że jest piękna a ona mu że jest najcudowniejszy, wydaje mi się że tak właśnie skumulowało się ich szczęście i miłość. Ten naszyjnik troszkę skojarzył mi się z sercem oceanu z Titanica ;-D Ale fakt piękny prezent.Ogółem podsumowując całość GENIALNIE, i wiesz że jestem wielką fanką twej twórczości także życzę dużo dużo weny iii do następnego odcinka! :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Burlesque
    18 lutego 2011 o 19:26
    Jestem zachwycona częstotliwością dodawania nowych odcinków przez Twoją osobę ;) na początku powiem, że nie byłam przekonana do tej piosenki, ale później, jak już się wsłuchałam, spodobała mi się. A teraz do rzeczy. Powiem Ci, że ta notka była przesłodka i wiesz :D cieszę się, że się pogodzili.I tylko czekam na to, kiedy Liv wreszcie rzuci się Żorżowi na szyję i będzie happy end. A w ogóle, to kiedy Rainie i Candy wyjeżdżają? Bo zapomniałam. kocham:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Rosa.
    18 lutego 2011 o 20:02
    Szalejesz :D. To 47 będzie w przyszłym tygodniu? xD.Podobało mi się. Ta niezłomność Scarlett w miłości i Toma w ratowaniu siebie. I dużo wiedzy na temat macierzyństwa. Było tak naturalnie, słodko, bajkowo. I muszę się pochwalić, że (nareszcie!) znalazłam Liama w albumie xD.Scena z naszyjnikiem była niczym wyjęta żywcem z Titanica. Tylko miała trochę inny wydźwięk. Ale wciąż mam ją przed oczami.Niech Rainie nareszcie się uwolni. Proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      22 lutego 2011 o 16:01
      no nie wiem, okaże się. znów musiałam wrócić do szarego żywota studenciny i wstawania ciemną nocą. więc zobaczymy, jak się wyrobię^^żywcem wyjęta z Titanica? och, to znaczy, że nie jestem jedną, która użyła naszyjnika w swej opowieści. jaka szkoda^^ cóż, Titanic był ostatnim, o czym mogłabym myśleć w tamtym momencie, swoją drogą dawno nie oglądałam, muszę to zrobić w najbliższym czasie. i w ogóle nie wiem, jakie widzisz podobieństwo. zupełne inne sytuacje, no mniejsza. jestem dumna, że udało ci się dotrzeć do bodaj trzeciej strony w albumie^^ i co, jakie wrażenia?

      Usuń
    2. ~Rosa.

      22 lutego 2011 o 20:13
      Ma ładne gigantyczne oczy xD.Nie chodziło mi o sam fakt naszyjnika, ale też otoczkę i inne.Studenckie życie jest strasznie przereklamowane… Ale ja za tydzień wylecę ze studiów, więc będę miała czas na pisanie xD.

      Usuń
  4. ~Manson
    18 lutego 2011 o 22:21
    Świetny rozdział, naprawdę bardzo, bardzo dobry. Wszystkie te spójne zdania, te trafnie dobrane słowa, każdy przecinek i kropka – to wszystko tworzy taką magię. Twoje pisanie i twój pomysł połączone ze sobą rodzą fenomen. Naprawdę bardzo mi się podoba. Miłośc Toma i Scarlett widoczna jest gołym okiem, a Liam sprawia, że ta miłośc jeszcze procentuje, jeszcze kwitnie ; ) Chociaż nie powiem, trudno mi trochę uwierzyc w fakt, że z Toma taki olczuek cudowny, to jednak tak to zgrabnie ujmujesz, że porywasz czytelnika w swoją wizję, w swój świat, w swoją historię. Ciekawa jestem jak potoczą się losy Rainie.Czy dane będzie jej życie z Billem, czy może faktycznie nie będzie innego wyjścia i będzie zmuszona wyjechac. Boję się, ze Hans coś zrobi, ze ktoś ucierpi. Obym się myliła xd No cóż, pozdrawiam i życzę weny twórczej ; * ( i tak na marginesie, to pokochałam tę historię )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      22 lutego 2011 o 19:15
      ciesze się bardzo, że Ci się podoba :)

      Usuń
  5. ~Nadie

    18 lutego 2011 o 23:27
    tego mi było trzeba. ostatnio tak strasznie mało czytam i chyba wyszłam z wprawy i nie umiem skleić żadnego sensownego zdania nawet w komentarzu, więc nie napiszę zbyt dużo. powiem tylko, że dobrze jest tak raz na jakiś czas znów przenieść się w świat, który tworzysz i zapomnieć o wszystkim, co mam na głowie (i tym, czego nie mam, a chciałabym mieć!). zawsze mówiłam, że FFTH to oderwanie od rzeczywistości, ale po takiej przerwie „oderwanie od rzeczywistości” ma zupełnie inny sens. i chociaż nie zawsze komentuję, to zawsze tu będę. no, chciałam, żebyś to wiedziała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      22 lutego 2011 o 19:13
      wiem, Nadku. wiem.

      Usuń
  6. ~Katalin
    19 lutego 2011 o 19:49
    Och Miiisia:) Po pierwsze, nie wiem skad tekst dedykacji, czy to Twój wytwór, czy cytat z Internetu, w kazdym razie jest przepiekny. Wart zapamietania jak nic! Chyba go sobie gdzies musze zapisac. Piekny jest, no. A co do tresci, to powiem Ci,ze zmiany w stylu ida w naprawde dobrym kierunku. Był taki fragment, w którym napisałas tak wprost, bez zadnej otoczki i ozdobników co czuje Tom i Scarlett. To chyba było po tym jak rozmawiali przy różach. No i to było takie ksiazkowe, takie przystepne bardzo, takie…dobre. Lepsze niz pol strony opisu co czuje ona, a co on sobie mysli. Dobrze,ze nie robisz teraz tez zupelnego zwrotu o 180stopni, tylko tak jakby szukasz złotego środka. Myslę, że to jest dobra droga. W ten sposób wydaje mi się, że masz szansę zajsc dalej. Bardzo, ale to bardzo podobała mi sie rozmowa S i T kiedy on mówił tak normalnie, bez patosu, że mimo,ze oni o tym nie mowia,ze sie upił, to to i tak miedzy nimi jest. To było takie wrecz namacalnie prawdziwe. I tak bardzo się ciesze, bo całe posty są tak zbudowane,ze nie ma się do czego przyczepić. Tworzysz iluzje, piekny, magiczny świat, ale ma on w sobie wystarczającą dozę realizmu i sprawia, że ja w to wierzę. Mimo, że wiem ze to przecież opowiadanie, to i tak jest w nim coś takiego, taki pierwiastek prawdziwości, który sprawia, że zapominam, że to fikcja. Chciałam jeszcze wspomniec o Liv, bo to tez tak pieknie prowadzisz. Bardzo dobrze, że redaktor naczelna powiedziała to wszystko, co powiedziała, łacznie z tym,ze zatrrudniła ja tylko przez wzglad na babcie. to tez było takie prawdziwe. Bo w normalnym swiecie nikt sie nie pieprzy z ludzmi, a juz na pewno nie osoby na takim stanowisku. Wiesz co mam na myśli. I kiedy mysle o tym co ma być, to az się boję. To ja wracam do Ciebie na gadu i jeszcze pewnie pociagniemy prinzowy watek;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Twoja Misia Forever xD

      22 lutego 2011 o 09:14
      Przesyłam gorace buziaki z ławeczki ! xD :* przeczytalam wlasnie brakujace fragmenty ale napisze cos madrzejszego jak juz wroce do domu xD

      Usuń
    2. Dark Queen

      22 lutego 2011 o 16:58
      łeee, tam. miały być z szezlonga! xD

      Usuń
  7. ~Lestat
    20 lutego 2011 o 18:53
    Im więcej Prinza tym lepiej, więc z przyjemnością oddałam się lekturze dodatkowej części 44, a potem pochłonęłam nowy rozdział. Jak Ty to robisz? Nigdy specjalnie nie przepadałam za długimi rozdziałami, a tutaj kończąc czytanie jest mi zwyczajnie smutno, że to już. Bo chciałabym więcej i więcej. To takie cudowne, czytać o ich codzienności, tak zwyczajnej i normalnej, bliskiej każdemu, mimo że przecież Scarlett i Tom nie są zwykli, nie są anonimowi. Ale ich życie jest normalne, nie robią z siebie nie wiadomo kogo, kreujesz ich w tak naturalny sposób, że wydaje mi się jakby byli moimi sąsiadami zza płotu. Sąsiadami, którym życzę jak najlepiej. Cieszę się z tego, że mur między nimi powoli pęka, że Tom próbuje naprawić to co sknocił, że Scarlett nie wbija się w dumę i go nie odtrąca. To byłoby chyba najgorsze. Na szczęście się nie stało. Sporo wyjaśniło się dzięki tej dodatkowej części 44, chyba teraz jasne jest dlaczego się upił, tylko że mnie ciągle coś w tym wszystkim nurtuje. Ta Lena – ok, to jest ta dziewczyna, która wtedy go skrzywdziła, teraz wraca, a wraz z nią wraca przeszłość i Tom sobie ewidentnie nie radzi. Ale Lena nie wraca sama; to dziecko… chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to może być dziecko Toma? Bo przez chwilę to tak zabrzmiało i mówiąc szczerze biorę tę możliwość pod uwagę. I chyba jestem nią trochę przerażona. A nawet bardzo. Bo to by znowu wszystko zepsuło. Znowu zniszczyłaby mu życie. A on już przecież na to nie zasługuje. No i Scarlett, Liam, to nie byłoby tylko zniszczone życia dla Toma, ale dla całej jego rodziny, dla wszystkich. Jej, mam nadzieję, że jednak mi się tylko wydawało i moje przypuszczenia nie okażą się trafne. Niestety mam zamiłowanie do wymyślania czarnych scenariuszy. Takie moje skrzywienie. Ale odcinam się od tego nieprzyjemnego tematu, wolałabym pogadać jeszcze trochę o cudownym, zupełnie nowym, życiu w domu Scarlett i Toma. W domu, do którego wkroczył Liam i zmienił, no cóż, zmienił dosłownie wszystko, choć przecież oni wciąż kochają się tak samo. A może nie tak samo? Może jeszcze mocniej? Owszem, teraz jest między nimi jeszcze ten żal spowodowany wyskokiem Toma, ale mimo wszystko – dziecko przecież łączy. Wiąże jeszcze silniej, jeszcze mocniej i trwalej. Oni są tego idealnym przykładem. Uwielbiam pieczołowitość, z którą opisujesz ich codzienność. To świetne, móc się zachwycić opisem tego, jak Tom przytula małego Liama, albo tego jak Scarlett go karmi. Niesamowicie podziwiam Cię za te wszystkie szczegóły, idealnie dopracowane, z których tworzysz ich świat i ich zwyczajną codzienność. Bardzo podobał mi się moment, w którym Scarlett i Tom stanęli przed lustrem. Przypomniało mi się, że kiedyś już wykorzystałaś ten motyw – w zupełnie innych okolicznościach fabuły i tak dawno temu, jakby od tamtej chwili minęły lata, bo przecież wszystko się zmieniło. Jeśli dobrze pamiętam wtedy stali w pokoju Scarlett w jej rodzinnym domu. Jej, naprawdę mam wrażenie, jakby od tamtej chwili upłynęło nie wiadomo ile czasu. Świetnie też to ujęłaś, w którymś momencie, mówiąc o zmianach w Tomie, w jego postawie – dorośli. Oboje, on i Scarlett, zwyczajnie dorośli, mimo że przecież wciąż są tymi samymi ludźmi, którzy pokochali się wiele miesięcy wcześniej. Ta scena z lustrem – to było bardzo fajne, zafundowałaś mi małą wycieczkę w czasie, powrót do zupełnie innych wydarzeń Prinza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też było niesamowite. Liv. Liv rzuca pracę? Liv zostawia za sobą Paryż? Zamyka kolejny rozdział? Tylko co dalej? Wróci do przeszłości – do Berlina, do rodziny, do Georga, czy zacznie kolejny etap, zupełnie inny, którego nawet nie jestem w stanie przewidzieć. Nie mam bladego pojęcia co dla niej szykujesz, ale mimo wszystko cieszy mnie jej decyzja. Je postęp, krok naprzód. Rozliczenie się z przeszłością, z piętnem, które odcisnął w niej Paul. To było przecież niezwykle ważne, po to wyjechała. A teraz, kiedy się z tym uporała może już wrócić. Wróci? Nie wiem, ale i tak jestem z niej niesamowicie dumna. Ze wszystkiego co osiągnęła we Francji. Mówiąc szczerze, gdy wyjeżdżała, jeszcze jako nastolatka, nie sądziłam, że to wszystko tak się ułoży, nie sądziłam, że tak świetnie sobie poradzi, że nauczy się nowego, samodzielnego życia. To wszystko nie było łatwe i tym bardziej ją podziwiam. I tym bardziej jestem ciekawa co też ona teraz wymyśli! Jest niespokojnym duchem, o tak, szefowa świetnie to ujęła. Te kilka słów to była taka kwintesencja charakteru, duszy Liv. Z niecierpliwością czekam na to, co teraz przyniesie jej los, jakie ona sama podejmie decyzje. Jak wykorzysta czas, o którym też dzisiaj wspomniałaś. Jestem strasznie ciekawa co dla niej szykujesz. Do następnego, trzymaj się :)

      Usuń
    2. ~Dark Queen

      22 lutego 2011 o 16:48
      ojej ;) Ty to umiesz wbić się w moment, zawsze jak potrzebuję podbudowania, pojawiasz się Ty ze swoim wywodem ^^wiesz, bo mnie najbardziej chodzi o to, by pokazać ich od środka. ich życie poza fleszami i światłami sceny. to życie, w jakim ich widzę. bo oni są prości i niesamowicie złożeni zarazem. czasem zaskakują nawet mnie, kiedy piszę albo układam kolejne notki. moją nieodzowną słabością jest ich miłość. ile błędów nie popełnili i nie popełnią, ona zawsze będzie górą. i nawet ten wielki zawód, jaki przeżyła S. nie jest w stanie przyćmić jej uczucia wobec Toma, bo ona po prostu musi mieć go obok, by móc normalnie funkcjonować i odwrotnie. może trochę przesadziłam, ale tak to mniej więcej wygląda.wątek Leny był jednym z ostatnich, kiedy tworzyłam pierwszy ogólny zarys Prinza, ale zarazem stał się on brakującym ogniwem dopełnieniem, przyczyną i skutkiem zdarzeń minionych i przyszłych też. powiem Ci szczerze, że Tom też bierze tą możliwośc pod uwagę, dlatego postąpił jak postąpił z tym piciem, bo się boi. a jest zbyt morowy, żeby powiedzieć prawdę, bo wie, że to mogłoby coś między nimi zepsuć. wie, że nie może tego zrobić w momencie, gdy między nimi troszkę się zachwiało. a prawdę znam tylko ja [i Lena xd] i myślę, że to co szykuję, będzie zaskoczeniem. znaczy mam taką nadzieję. scena z lustrem nie była przypadkowa, jak wszystko tu chyba, chciałam pokazać, że pewne rzeczy są niezmienne, pomimo upływającego czasu i kolei losu. i chyba mi się udało. Liv wreszcie poluzowała ten sznur, który zacisnęła sobie na szyi. trochę się otrząsnęła, ale to jeszcze nie ten moment, jeszcze musi przeżyć parę rzeczy, by zrozumieć czego tak naprawdę chce.

      Usuń
    3. ~Lestat

      25 lutego 2011 o 21:39
      Do usług. Miło mi, ze mogłam podbudować :) Wiesz co, teraz to mi naprawdę dałaś do myślenia. Znaczy się, bo ja się dalej głowię nad kwestią Leny. Wpadł mi nawet do głowy jeden durny pomysł, chyba jeszcze bardziej szalony niż ten o ojcostwie Toma. I teraz się zastanawiam. Ja+myślenie w piątek wieczorem to naprawdę nie jest dobre połączenie xDZ Liv to jeszcze nie ten moment? Tak czułam. No cóż, pozostaje mi tylko czekać aż właściwy moment wreszcie nadejdzie, dziewczyna się opamięta, wróci do Georga i będą szczęśliwi. Chociaż z drugiej strony, ile on może czekać? A znając Ciebie to i tak jeszcze tak namieszasz, że nawet nie ma co kombinować, bo i tak nie zgadnę, co dla nich planujesz :)

      Usuń

    4. ~Dark

      25 lutego 2011 o 21:44
      powiedz mi co to za pomysł! jak nie tu na gadu albo na maila. chętnie posłucham^^wiesz, ja nie wiem, w jakiej mierze może być pokręcony wątek Liv, znaczy jak to co planuje, okaże się pokręcone, o. ona po prostu… potrzebuje dużo czasu.

      Usuń
    5. Lestat

      26 lutego 2011 o 18:59
      Nie no, mogę tutaj – najwyżej się zbłaźnię, ale co tam :D No bo tak sobie myślałam nad tym wszystkim i się zastanawiałam jak to się potoczy i założyłam sobie, że Rainie i Candy wyjadą, ale wtedy Bill będzie kompletnie przybity (przybity i szczęśliwy jednocześnie, no bo uwolni je od Hansa, ale… no wiesz sama o co chodzi, w końcu to Twój bohater xD). No i tak sobie pomyślałam, ze dla neigo też musisz coś szykować na przyszłość. A skoro Tom mówił coś o tym, że ojciec tego dzieciaka to nie może być brązowooki blondyn to mogło oczywiście chodzić o niego. Ale z drugiej strony – Bill w końcu jest jego bliźniakiem, nie? No i tak mi wpadło do głowy, że to dziecko wcale nie musi być latoroślą Toma, ale za to kogoś baaaardzo do niego podobnego xD Tylko jak to by miało wyglądać w przeszłości? Skoro Lena była dziewczyną Toma to skąd nagle w tym wszystkim Bill? Nie mam pojęcia. I chyba bredzę. Wiem, moje pomysły i teorie są iście kosmiczne, nie przejmuj się. Ale sama chciałaś, żebym powiedziała, więc to na Twoją odpowiedzialność :D

      Usuń
    6. ~Dark

      28 lutego 2011 o 17:02
      ojeeeej, toż to nawet mnie nie przyszło do głowy! mój umysł chyba nie pracował wówczas na tak wysokich obrotach^^ wymyśliłam coś znacznie bardziej prostego.

      Usuń
    7. ~Lestat

      1 marca 2011 o 15:49
      No bo to tylko ja miewam takie chore pomysły xD

      Usuń
  8. ~Karolina.
    22 lutego 2011 o 20:40
    „Rainie była smutna, a jej łzy skojarzyły się Scarlett z deszczem”. Poczułam chłód, kiedy przeczytałam to zdanie i tak sobie pomyślałam o przemijaniu. I o tym, że ludzie zawsze odchodzą. Ech. Reszta notki też mi się podobała, jak zawsze zresztą. Tom, Scarlett, ich uczucie i jego nie słabnący ogień. I to, że oni zawsze są ze sobą, żeby sobie pomóc, podnieść się kiedy upadają. Są razem jak ptak, który nie poleci dalej bez jednego skrzydła. Sprawiasz, że zaczynam myśleć o wielu smutnych, ale pięknych rzeczach. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      25 lutego 2011 o 20:26
      to ja dziękuję Tobie i cieszę się, że moje pisanie tak wpływa na Ciebie.

      Usuń
  9. ~Fraulein M.
    23 lutego 2011 o 13:30
    Ja już powoli wychodzę na prostą… jeszcze tylko 9 odcinków i będę na bieżąco ^^ już niedługo, już niedługooooo :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo