W mgnieniu oka złocistą skórę
jego muskularnych ramion zakrył miękki materiał czarnej koszulki. Jakby
mechanicznie odrzucił na plecy spięte dredy, a na nadgarstek wsunął frotę.
Odetchnął. Sprawdził kieszenie. Kluczyki i dokumenty są. Odwrócił się, chcąc
skraść jej całusa, nie budząc ze snu. Cicho zbliżył się do posłania, ogarniając
ją spojrzeniem. Uśmiechnął się, wspominając dotyk jej ciała, teraz skrytego jedynie
pod cienką kołdrą. Pojedyncze kosmyki włosów zakrywały jej zaróżowione policzki
i pełne, lekko rozchylone wargi, które łączyła cienka nitka śliny, miotana jej
spokojnym oddechem. Śmiejąc się w duchu, karcił się za własną naiwność. Po raz
niezliczony wpatrywał się w nią jak w obrazek, podziwiając każdy najmniejszy
kawałek jej ciała. Oczami wyobraźni widział je skąpane w poświacie księżyca.
Koniuszkami nerwów czuł jej dotyk. W duchu słyszał słodki szept i uśmiechał
się. Z każdym dniem, na nowo odrywał radość kochania. Bo to przecież ona
stanowiła źródło najdoskonalszego ze szczęść. Przysiadł na brzegu materaca i
odgarnąwszy włosy z twarzy dziewczyny, musnął wargami jej czoło. Chłonąc słodki
jej zapach, przymknął oczy. Pachniała słodką wanilią, delikatnym jaśminem i
odurzającą frezją. Magnetyzowała. Mocno zapragnął wziąć ją w ramiona, tulić co
tchu, czuć ją dobitniej. Zbyt szybko pędzący czas i kroki za drzwiami, trzymały
go w ryzach, powstrzymywały chęci. Jeszcze raz czule otulił wargami skrawek jej
aksamitnej skóry, biorąc głęboki oddech. Ten dzień będzie pachniał wanilią.
- Nie idź – usłyszał senny
szept, odrywając usta od jej czoła. Napotkawszy wzrok brunetki, przymknął na
chwilę oczy. Zapisał go w pamięci. Turkusowe tęczówki Scarlett zdawały się mieć
jeszcze bardziej intensywny odcień niż zawsze. Był tak bardzo nasycony, aż
nienaturalny. Ani niebo, ani morski lazur, ani atrament, ani turkus, ani
szafir, ani modrak, ani lazuryt, ani chaber, ani akwamaryn, ani nawet kamień
księżycowy, ani żadna inna barwa czy materia nie były w stanie równać się z tą.
Do żadnej nie była podobna, żadna nie była piękniejsza. Kolor oczu Scarlett był
niezrównany. Otworzywszy na powrót własne, ujrzał jej uśmiech, delikatny,
senny, błogi. Opuszkami palców musnął jej policzek. Uwielbiał ją o poranku, nie
dotkniętą trudami dnia, tak niewinną i śliczną.
- Cześć, Maleńka –
przysiadłszy na brzegu materaca, pochylił się, by pocałować ją delikatnie. W
ułamku sekundy Scarlett zarzuciła ręce na ramiona Toma, splatając palce na jego
karku. Nie pozwoliwszy mu odsunąć się ani na milimetr, namiętnie oddała
pocałunek. Mało brakowało, a pozwoliłby sobie stracić kontrolę, zatracając się
w sidłach jej kojącego dotyku. Podsunąwszy dłonie pod łopatki brunetki, objął
ją, skrywając w swych ramionach. Muskał opuszkami jej skórę, czując nikły
dreszczyk. Uśmiechnął się, spostrzegając całą ich falę przebiegającą przez
ciało brunetki. Świadomość, że była tak blisko, zupełnie naga i że dzieliła ich
jedynie cienka kołdra i resztki jego zdrowego rozsądku, nie wróżyły niczego
dobrego. Nim przytulił policzek do jej skroni, szepnął kilka czułych słów,
ocierając przy tym spierzchniętymi wargami aksamitną skórę jej skroni.
Schowawszy się w bezpiecznych objęciach Toma, bucnęła noskiem jego szyję,
kreśląc na niej niezdarne szlaczki. – Zburzyłaś mój misterny plan, wiesz?
- Nie pierwszy, nie ostatni –
mruknęła wprost w jego szyję, układając się wygodniej.
- Dzięki – odparł zabawnie,
śmiejąc się pod nosem. – Powinno mnie już tu nie być. Twoja mama krąży pod
drzwiami, raz nawet zatrzymała się i nasłuchiwała. Miałem wrażenie, że zaraz
wpadnie tu z brygadą antyterrorystyczną! – Żachnął się, zniżając ton do
skonspirowanego piskliwego szeptu. Scarlett zaśmiała się cicho, prychając
prosto w jego szyję. Owionęło go przyjemne ciepło. Westchnął.
- Ona nie jest głupia, Tom.
Kiedy wróciła, pewnie domyśliła się, że w nocy nie układaliśmy puzzli. I tak
wytrzymała długo. Zazwyczaj, kiedy mnie sprawdza, przychodzi i pyta czy u mnie
też nie ma prądu, ale oczywiście najpierw wyłącza korki.
- Myślisz, że zaraz zabraknie
prądu? – W odpowiedzi w pokoju rozległo się energiczne pukanie. Tom zaklął w
duchu, ganiąc się za wywołanie wilka z lasu. Znał Sophie. Rozmawiali nie raz.
Mimo wszystko konfrontacja w niejednoznacznej sytuacji, przewyższała jego bagaż
doświadczeń. Czuł się odrobinę nieswojo. Scarlett, jakby spłoszona,
wyswobodziła się z jego uścisku, mimowolnie spoglądając na swoje nagie ramiona.
Szybko rozejrzała się po pokoju.
- Tom – szepnęła, nim podał
jej obszerną koszulkę. Nawet nie pamiętał, kiedy ją zostawił. Teraz już
należała do niej. Zupełnie jak on. Założyła ją prędko, posyłając mu wdzięczny
uśmiech. Odetchnęła, bez skrępowania opierając się na jego klatce piersiowej.
Przyłożyła policzek do serca Toma, skrywając się w ten sposób za nim prawie w
zupełności. – Wejdź, mamo – odrzekła. Sophie weszła pewnie do pokoju z miną,
jakby miała w zamiarze nakryć ich jakkolwiek. Tuż za nią do pomieszczenia
wślizgnęła się Liv. Zdziwiła się, widząc ich jedynie przytulonych.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Scarlett parsknęła cicho, dochodząc do wniosku, że jej matka nie zrobiłaby
kariery w wywiadzie.
- Dzień dobry – Tom powitał
ją, nim soczyście ucałował brunetkę w czoło. Sophie, nieco zbita z tropu,
przyglądała się swobodzie z jaką okazywał czułość jej córce. – Pojadę się
przebrać, a później zabiorę cię na próbę. Zadzwonię – otulając Scarlett
spojrzeniem, wierzchem dłoni pogładził jej policzek i pożegnawszy się, opuścił
pokój. Brunetka odprowadziła Toma spojrzeniem, uśmiechając się, na myśl o
nonszalancji z jaką się poruszał. Lubiła jego chód.
- Tylko ty pukasz w ten
sposób, mamo – rzekła, mącąc ciszę i przeniosła wzrok na rodzicielkę. - Liv
robi to znacznie subtelniej – uśmiechnęła się pogodnie, podciągając wyżej na
posłaniu. Oparła się wygodnie o stelaż, patrząc raz na matkę, a raz na siostrę.
Sophie ostrożnie przysiadła na brzegu posłania, zaś Liv jak zawsze wygodnie
ułożyła się w fotelu. – Stało się coś?
- Nie, przyszłyśmy upewnić
się, czy nie potrzeba ci pomóc w przygotowaniach – Sophie nie patrząc na
Scarlett, machinalnie zaczęła wygładzać kołdrę.
- A tak naprawdę? – Zapytała,
zabawnie przekrzywiając głowę. Sophie wyraźnie zaskoczona tym, że Scarlett
przejrzała jej plan, spojrzała na nią pytająco. Milczała chwilę, nim znalazła
odpowiednie słowa.
-Martwię się, Scarlett –
odparowała z czymś na rodzaj ulgi i wyrzutu w głosie. Brunetka spojrzała na
siostrę, która w odpowiedzi wywróciła jedynie oczami. – Czy ty jesteś pewna, że
możesz mu ufać? - ‘Ojej’, to pierwsze, co przyszło jej do głowy. Nie miała pojęcia,
dlaczego matce zebrało się na takie rozmowy akurat teraz. Nie dość, że miała
przed sobą swój pierwszy prawdziwy występ, to przecież z Tomem była już długo.
Nie zwykli kryć się przed Sophie. Jawnie okazywali sobie uczucia, co ją nieraz
wyraźnie bulwersowało. Zwłaszcza, kiedy zupełnie przypadkiem strącili doniczkę
z jej ulubioną paprotką, kiedy to przypadkiem wpadli na komódkę w korytarzu. W
każdym razie rozmowa, którą Scarlett już widziała oczyma wyobraźni, ani trochę
jej się nie podobała. Czy ufa Tomowi?! Bardziej niedorzecznego pytania w życiu
nie słyszała. Matka puściła ją do jego domu, kiedy to prawie go nie znała, a
teraz zebrało jej się pytać, czy mu ufa.
- yślę, że twoje pytanie jest
równe temu, jakbym ja spytała, czy kochałaś tatę – uderzyła w czuły punkt, ale
bynajmniej nie miała na celu skrzywdzić matki. Chciała jej jak najlepiej
zobrazować sprawę. Miała nadzieję, że raz na zawsze. Doskonale pamiętała
rodziców, ich bycie pełne czułości, partnerstwo idealne, jak w tańcu – idealny
porządek będący zarazem zupełnie nieprzewidywalnym. Teraz zbyt często widywała
matkę z czerwonymi oczami, by móc zapomnieć.
- Po prostu… boję się, że
zbyt mocno się zaangażujesz i znów będziesz cierpiała. Doskonale pamiętam twoje
pierwsze rozczarowanie.
- Zaangażowanie to bardzo
subtelne słowo, mamo. Kocham go, mamo. Kocham całym sercem. I jeśli masz zamiar
powiedzieć mi coś na temat pierwszej miłości, czy młodzieńczym zauroczeniu, to
możesz sobie darować.
- Scarlett – Sophie zrobiła
pauzę, biorąc głęboki oddech i spoglądając na brunetkę. – Zmieniając twoją
pościel, zauważyłam… domyśliłam się, że wy… Scarlett, czy ty jesteś tego pewna?
Czy jesteś pewna, że Tom jest właściwym chłopakiem dla ciebie? – Czego jak
czego, ale takiego obrotu spraw to się nie spodziewała. W pierwszej chwili
chciała się roześmiać, w kolejnej kazać matce wyjść, a w jeszcze następnej
uznała, że musi być spokojna. Jak zawsze. Nic nie mogło zepsuć jej tego dnia.
- Mamo, czy nie uważasz, że
już trochę za późno na takie rozmowy?
- Ja nie zamierzam tłumaczyć
ci, do czego służy prezerwatywa – Sophie zarumieniła się, mimowolnie
uśmiechając pod nosem. – Zobaczyłam to prześcieradło i dotarło do mnie, że
jesteś już naprawdę dorosła, że nawet nie zauważyłam, kiedy moja dziewczynka
odeszła. Nie rozmawiamy, już od bardzo dawna. Każda z nas żyje własnym życiem.
Nie przyszłam do ciebie po to, by roztrząsać, dlaczego tak jest. Przyszłam, bo
się martwię. Wkraczasz do wielkiego świata… sama. Nigdy nie byłam dobra w
wyrażaniu uczuć – westchnęła, czekając na reakcję brunetki. Ta wpatrywała się w
Sophie, słuchając jej uważnie. Jak zwykle bez śladu emocji.
- Mama po prostu trochę się
zdziwiła, kiedy powiązała przyczyny i skutki. Chce wiedzieć, czy nie boisz się,
że Tom cię skrzywdzi, że znudzi się tobą, że okaże się takim, jakim go kreują i
czy faktycznie jesteś taka szczęśliwa, na jaką wyglądasz – Liv mrugnęła do
Scarlett, starając się utrzymać powagę.
- Czytasz za dużo gazet, mamo
– odrzekła po chwili. – Ja mu ufam najbardziej, jak tylko można. Ty też to
zrób, choć po części. Minęło już tyle czasu. Jeszcze nie dostrzegłaś, że jest
wart twojego zaufania? Tom jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. On jest
moim życiem. Możesz mówić, że jestem młoda i niedoświadczona. Możesz mówić, co
tylko zechcesz. Ja wiem, że on jest moim
na zawsze.
- Czy to nie nazbyt
dalekobieżna wizja?
- Zawsze jest teraz – powiedziała bez wahania. Sophie przez dłuższą
chwilę spoglądała w oczy Scarlett, myśląc nad jej słowami. Jej córka była
zakochana. Widziała, jak bardzo kochała tego chłopaka, jednak wciąż obawiała
się, że życie jakie dotąd wiódł, prędzej czy później odbije się na Scarlett.
Nie raz przekonała się, że mogła powierzyć mu swoją córkę, jednak wciąż nie
była go pewna. Mimo wszystko uśmiechnęła się. Doszła do wniosku, że jak na
pierwszy raz, poszło jej całkiem nieźle. Powolutku przekona ją, że Scarlett ma
w niej sprzymierzeńca, a nie wroga. Nagle rozpogodziła się, po raz kolejny
zbijając Scarlett z machu.
- Jak czujesz się przed
występem? Będziemy cię oglądać u Shiea.
- Cieszę się, tak myślę, że
tak. Będzie tam bardzo wielu wpływowych ludzi. Może ktoś się mną zainteresuje.
- Powiesz nam wreszcie, co
zaśpiewasz?
- Nie, wytrzymałyście już
tyle, to te kilka godzin nie zrobi różnicy. – Sophie pokręciła głową z
dezaprobatą, widząc szeroki uśmiech młodszej córki. Zaparła się, że nikt nie
dowie się, co wykona. Nawet Tomowi nie powiedziała. Swoim sekretem podzieliła
się z Billem, z którym była w studio, by trochę poćwiczyć. Podobno był
wniebowzięty.
- Potrzebna ci będzie pomoc?
– Zagadnęła, znów wygładzając kołdrę, tym razem zupełnie swobodnie.
- Nie, sukienkę biorę ze sobą
i tam mnie umalują i uczeszą. Bill twierdził, że wszystkiego dopilnuje. Nie
zapomnijcie nagrać. Chcę mieć pamiątkę – uśmiechnęła się pogodnie, biorąc
głęboki oddech. Odrzuciła na bok kołdrę, zamierzając wstać.
- Wiem, że będziesz najlepsza
– Sophie poklepała brunetkę po nodze i posławszy jej serdeczny uśmiech, wyszła
z pokoju, ciągnąc za sobą Liv. Scarlett pokręciła głową. Mimo wszystko miło
było jej wiedzieć, że mama wciąż się nią interesowała.
Idąc po iście czerwonym
dywanie, który w prawie pełnej krasie oczekiwał, aż osobistości niemieckiego –
i nie tylko – rynku muzycznego będą stąpać po nim tego wieczoru, była
niezauważona, zupełnie niezauważona wśród blasku, który roztaczał wokół siebie
Tom. Zatrzymała się nieopodal drzwi, przyglądając się, jak rozmawiał z fanami.
Rozdawał autografy, pozował do zdjęć, beztrosko machał do tych wszystkich
dziewcząt, które właśnie w tej chwili sięgały swego nieba. Spełniały największe
z marzeń, mogąc dotknąć, usłyszeć, doświadczyć uśmiechu właśnie jego. Tego, o
którym śniły, o którym marzyły, który stał się dla nich ważniejszy, niźli cały
otaczający je świat, dla którego, o którym i z którym żyły. Widziała w tych
wszystkich spąsowiałych z emocji twarzach bezkresną nadzieję, uwielbienie,
niepomierne pragnienie i determinację, by być zauważoną. Hamowane barierką i
silnymi ramionami rosłych ochroniarzy, czekały niecierpliwie na to, by
podszedł, by musnął dłonią, którąś z tych wszystkich drżących dłoni, której
właścicielka tak bardzo marzyła, by ta chwila zmieniła wszystko, by złożył
podpis, by uśmiechnął się, choćby przelotnie, by pozwolił wierzyć, że ten
uśmiech był właśnie do niej. Do jednej z tych nich, które tak naiwnie wciąż
wierzą. Cierpliwie składał podpisy, a nawet i dedykacje, odpowiadał na pytania,
był tak bardzo przystępny i otwarty, a nawet żartował. Nie było w nim pośpiechu
czy zniecierpliwienia. Gdy unosił dłoń, gdy układał usta w ten uśmiech, gdy
odpowiadał na usłyszany komentarz, był tam ciałem, była tam wśród nich
jaśniejąca Gwiazda, jednak nie było z nimi Toma. Pomimo oddania z jakim
poświęcał czas fanom, Tom został przy niej. Został przy niej w ukradkowych
spojrzeniach, w przelotnych uśmiechach, gdy szukał jej i upewniał się, czy
wciąż tam czekała. W tej właśnie chwili, kiedy uświadomiła sobie różnice
dzielące go na dwoje, poczuła się tak… wyjątkowo. Miała nie tylko tego, którego
pragnęły tysiące. Przede wszystkim należało do niej jego serce, jego dusza i
myśli. Ziściła marzenia tak wielu, a na dobrą sprawę, nigdy nie przykładała do
tego wagi. Nie miało znaczenia to, że związała się z gitarzystą Tokio Hotel.
Liczyło się to, że była z Tomem. A to wielka różnica. Tom pojawiał się zawsze, gdy znikał pan Gwiazda. W zasadzie nie
cierpiała przez to, że nie wychodzili nigdzie razem, chyba, że uprzednio
dokładnie zabezpieczono miejsce, w które musieli się udać. Kiedy pojawiał się
pod jej szkołą, były to jedyne jawne wspólne wystąpienia i dziw, że ich nie
nakryto. Nie pojawiali się razem w miejscach publicznych. Nie było kina,
wypadów na zakupy czy spacer po starym mieście, jednak to mała cząstka, którą
poświęcała, by być z nim i nie czuła się z tym źle. Tom nie miałby
najmniejszych oporów, by pokazać ją światu, ale to nie był jeszcze czas.
Mogłoby to być niebezpieczne, zarówno dla Toma jak i dla niej. Czekając,
schowana nieco za skrzydłem sporych rozmiarów dwuskrzydłowych drzwi, zaczęła mu
się uważnie przypatrywać. Lubiła to robić. Podpisawszy kolejne zdjęcie, w
odruchu poprawił czapkę, by zaraz pozować do innego. Uśmiechnął się, unosząc
kącik ust ku górze i nieprzeniknienie spojrzał w obiektyw. Blondwłosa fanka aż
pisnęła z zachwytu. Złożył podpis i powiedział coś do niej, nieustannie mając
na ustach tajemniczy uśmiech. Miała przed sobą Toma, którego widywała na
nagraniach z koncertów czy wywiadów, z plakatów i fotografii krążących w
Internecie. Miała przed sobą Gitarzystę Tokio Hotel, dla którego niegdyś tak
traciła głowę, o którym śniła i marzyła. Ani trochę nie dziwiła się reakcjom
tych dziewczyn. Ona przecież kiedyś zareagowała w ten sam sposób. Jeszcze nie
pokazała Tomowi tego zdjęcia i autografu. Jakoś nie było okazji. Odkąd się
znali, ona nigdy nie była dla niego fanką, a on dla niej gwiazdą. Objęła
spojrzeniem jego profil. Wysokie czoło, bystro patrzące oczy w najpiękniejszym
kolorze czekolady, zgrabny nos – swoją drogą, niejedna dziewczyna mogła
pozazdrościć mu tego nosa, a co dopiero chłopak! – Ukochane, miękkie policzki i
ładnie zarysowane wargi, układające się w śliczny uśmiech. Obraz, który mogłaby
mieć przed oczami całą wieczność. Płynnie poruszał się, zbliżając do niej coraz
bardziej. Odwrócił się, na ułamek sekundy podtrzymując jej spojrzenie, był
naprawdę zadowolony. Wybuchnął śmiechem i kręcąc głową, podpisał kolejną
kartkę. Scarlett wydawało się, że poczerwieniał. Złożywszy ostatni podpis,
spojrzał po fanach, szacując czy nie pominął nikogo. Tłumek wykrzykiwał jego
imię, żartował, zadawał pytania. Wydawało się, jakby fani wyczuli, że nie muszą
się spieszyć, że krzyk byłby nie na miejscu. Uśmiechając się, skinął głową i
uniósłszy rękę, pomachał fanom. Oddalając się powoli, zabrał ze sobą gro próśb
i skandów. Zatrzymał się i pomachał im raz jeszcze, wywołując dziki pisk.
Uśmiechnął się znów, wykrzykując do nich kilka słów pożegnania. Obrzuciła
wzrokiem sylwetkę Toma. Ruszył ku niej, jak zawsze lekko przygarbiony, swym
specyficznym, nonszalancko chwiejnym krokiem. Wślizgnęła się do budynku, by
zaczekać na niego za murami budynku. Dostrzegłszy Scarlett, usta Toma
rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Zupełnie innym, niż ten, który zdobił jego
twarz jeszcze kilka chwil wcześniej. Zniknął pan Gwiazda i wrócił Tom.
Wyciągnęła ku niemu dłoń, odpowiadając czułym uśmiechem. Splótł swoje z palcami
Scarlett, dorównując jej kroku.
- I jak? – Zapytała pogodnie.
- Nie sądziłem, że to się tak
długo zejdzie. Przepraszam, że musiałaś tyle czekać – spojrzał przelotnie na
brunetkę, unosząc ich splecione ręce na wysokość ust i ucałował zewnętrzną
stronę jej dłoni. Pokręciła głową, uśmiechając się przekornie.
- Mogłabym stać tam i do
jutra, jeśli wciąż byłbyś taki zadowolony.
- Jutro będzie huczeć o tym w
mediach.
- Jakbyś nie zauważył, wciąż
huczy – stwierdziła, obrzucając spojrzeniem pomieszczenie przed którym się
zatrzymali.
- Wiem, tylko moja wrodzona
skromność nie pozwoliła mi się do tego przyznać – w odpowiedzi na pewny siebie
wyraz twarzy Toma, Scarlett sceptycznie uniosła brew.
- Pan Skromniś –
zironizowała, kręcąc głową. Jednak zaraz się uśmiechnęła.
- Jesteś pewna, że nie mam
iść z tobą? – Momentalnie spoważniał, ogarniając brunetkę czułym spojrzeniem.
Pokręciła przecząco głową.
- I tak niedługo przyjdziecie
na próbę – pogładziła kciukiem policzek Toma. – Jestem dużą dziewczynką. Nim
się pojawiłeś radziłam sobie w wielu trudnych sytuacjach. Ja nie wiem, jak to
może być, że dałam ci się tak rozpieścić – stanęła na palcach, sięgając ust
Toma. Otuliła swoimi jego wargi, pozwalając sobie przeciągnąć pocałunek. – Łisz
mi lak – rzuciła zabawnie swoim płynnym angielskim i powoli ruszyła w swoim
kierunku. Nim odwróciła się na dobre, mrugnęła do Toma, posyłając mu piękny
uśmiech. Odprowadził Scarlett spojrzeniem, odrobinę zbyt długo przyglądając się
jej kołyszącym się biodrom. Patrzył, jak
wypływała w rejs po bardzo głębokim morzu, a on pozostał na brzegu.
*
Uwielbiała moment, w którym
kółeczka deskorolki odrywały się od brzegu rampy i na kilka cudownych sekund
wznosiła się w powietrze. Uwielbiała tą niepewność i dreszczyk emocji, tuż
przed ponownym zetknięciem się z betonową powierzchnią; niewiedzę, czy uda jej
się wylądować równo i płynnie zjechać w dół, czy może upadnie i mocno się
potłucze. Serce Liv zabiło mocniej, gdy szybując w powietrzu, wykonywała płynny
obrót. Zawieszenie w czasie i przestrzeni, trwające zaledwie ułamek sekundy,
pełna świadomość bycia poza sobą, to było coś, co kochała w tym najbardziej.
Cały proces trwał zaledwie kilka sekund, jednak postrzegała go dogłębniej niźli
godzinny spacer. Wychwytywała siłę z jaką wiatr smagał jej twarz, dotyk
promieni słonecznych, słyszała bicie własnego serca i szum krwi w żyłach. W
ciągu tych kilku sekund czuła, że naprawdę żyła. Nie udało się. Deska otarła
się kantem o rampę, a Liv uderzywszy z całym impetem w beton, stoczyła się na
sam dół. Wszystko działo się tak szybko, że dopiero tam poczuła przeszywający
całe ciało ból. Zacisnęła powieki i policzyła do dziesięciu. Ból odczuwała w
samych koniuszkach nerwów. Niezdarnie zbadała ręką głowę, wydawała się cała.
Mocno piekły ją dłonie, na które przyjęła większą część siły upadku. Oddychała
szybko, będąc jeszcze w szoku. Powoli pojmowała, co się wydarzyło. W głowie
kotłowały się jej myśli, przebłyskiwały skrawki minionego zdarzenia. Poczuła
silny ból w skroniach. Uniosła dłonie na wysokość oczu, chcąc ocenić, na ile
ucierpiały. Na szczęście skończyło się na zdarciu skóry ich wewnętrznej strony.
Otarcia powolutku nachodziły krwią. Westchnęła bezradnie, zaciskając je
delikatnie w pięści, chcąc wstać i nie urażać ich przy tym zbyt mocno. Powoli
usiadła, krzywiąc się z bólu. Trzymając się w jako takim pionie, odetchnęła. Beżowe
spodenki były umorusane wszystkim, co stanęło na jej drodze podczas upadku.
Teraz były już raczej popielate. Najgorzej jednak miały się kolana brunetki. Z
obu sączyła się krew, a do poszarpanych brzegów ran, poprzyklejał się
drobniutkie kamienie i piach.
- Cholera jasna - mruknęła
krzywiąc się, gdy usiłowała w miarę bezbolesny sposób oczyścić zdartą skórę.
Bolało jak diabli, jednak była jeszcze zbyt oszołomiona, by się tym przejąć.
Oddychała płytko, mocno zaciskając wargi. Głuchy trzask o beton i prędki tupot
czyichś stóp nie zrobiły na niej większego wrażenia, kiedy tak bardzo zajęta
była usuwaniem tych drobnych kamyszków, uparcie tkwiących w rozszarpanej
skórze.
- Liv, coś ty sobie
najlepszego zrobiła! - Przykląkł tuż obok niej, ujmując jej dłonie i oglądając
je dokładnie. Były spuchnięte i czerwone. Przestraszony, obrzucił dokładnym
spojrzeniem całe ciało dziewczyny, sprawdzając, czy nie stało jej się coś
poważnego. Dmuchał dłuższą chwilę na krwawiące otarcia, nieco łagodząc rwący
ból. Liv krzywiła się, czując jednocześnie ulgę i wzmożone pieczenie. Chwilowo
zapomniała o krwawiących kolanach. Georg wreszcie podniósł wzrok znad jej
dłoni, spoglądając Liv w oczy. Pomimo zatroskania, malowało się w nich
rozbawienie. Musiała wyglądać, jak ostatnia ofiara losu. - Czy ty siebie nie
lubisz? - Wzruszyła ramionami, krzywiąc się bardziej, kiedy pomagał jej wstać.
- Przewróciłam się. Takie
ryzyko zawodowe - ponowne wzruszenie ramion. - A ty co tutaj robisz? Znowu
Scarlett na mnie doniosła? - Posłała chłopakowi oskarżycielskie spojrzenie,
mimowolnie uśmiechając się pod nosem.
- Przekupiłem ją dużą paczką
żelków - zrobił triumfalną minę, ujmując brunetkę w talii i prowadząc ją w
stronę ławki. Jego uścisk był silny, a jednocześnie bardzo delikatny. Nie
zdawał sobie sprawy, ile sprzecznych uczuć wzbudził w Liv ten dotyk. Lubiła fakturę
jego skóry. Lubiła jego siłę. Zapragnęła, by wziął ją w ramiona i nigdy nie
puścił. Westchnęła głośno, siadając na ławeczce. Szatyn uznał, że ją zabolało i
ponownie dokładnie oszacował Liv uważnym spojrzeniem.
- I gdzie tu siostrzana
solidarność? Dać takiej coś słodkiego i gotowa sprzedać rodzinę - żachnęła się,
przybierając groźną minę.
- Odkryłem jej słaby punkt i
nie omieszkam wykorzystywać go w przyszłości. Swoją drogą, to przecież ładnie z
jej strony, że dba o twoje interesy - dodał z niewinnym wyrazem twarzy
- O moje? - Zapytała
zdziwiona.
- O twoje - uśmiechnął się
szeroko. - Specjalnie kupiłem deskę, żebyś mnie trochę podszkoliła - Liv
wywróciła oczami, na moment zapominając o dolegliwościach
- Jesteś niemożliwy -
wpatrywała się przez chwilę w Georga, dokładnie lustrując każdy najmniejszy
kawałeczek jego twarzy. Zielone oczy, lekko zadarty nos, dołeczki w policzkach
i ten cudowny uśmiech, z którego zawsze wyśmiewał się Tom, a jej zdawał się być
najładniejszym. Ten, który miał za chwilę zniknąć z jego twarzy za jej własną
przyczyną. Podjęła decyzję i w żadnym razie nie zamierzała jej zmieniać. Już
raz poświęciła wszystko dla - zdawałoby się - miłości i gorzko tego żałowała.
Nie chciała drugi raz popełnić tego błędu. Liczyła, że gdy podejmie decyzję
poczuje ulgę. Nic takiego się nie stało. Świadomość, że skrzywdzi nią Georga
odbierała jej spokój. Jednak nie potrafiła zostać. Zbyt bardzo pragnęła tego
wyjazdu, by odwołać go, poświęcając dlań nie tylko siebie. Łudziła się, że gdy
wróci albo, gdy jej sytuacja jakoś się ustabilizuje, on wciąż będzie czekał. A
jeśli nie, będzie musiała zaakceptować jego decyzję, tak jak szatyn będzie to
musiał zrobić dziś z jej własną. W przypływie uczuć pochyliła się w jego stronę
i złożyła na ustach Georga czuły pocałunek. Uśmiechnął się, delikatnie
wplatając palce we włosy Liv. Pozwoliła mu przeciągnąć tą czułość przez chwilę,
by później odsunąć się od niego z cichym westchnieniem.
- A za co to?
- Musi być za coś? - W
odpowiedzi uśmiechnął się szeroko, muskając wierzchem dłoni jej policzek. -
Chyba muszę ci o czymś powiedzieć - zaczęła znienacka, wiedząc, że jeśli nie
teraz to już wcale i chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. Georg utkwił w
brunetce uważne spojrzenie. Zaś ona nie patrzyła na niego wcale. Wzrok ulokowała
w swych zdartych kolanach. Ten widok zdawał się być o niebo łagodniejszy, niźli
ten, który miała zastać za chwilę spoglądając na niego. - Wyjeżdżam... -
Szepnęła, kuląc się w sobie.
- A ja przestraszyłem się, że
stało się coś złego - odparł z ulgą.
- Wyjeżdżam na staż, Georg -
powiedziała, zdawałoby się jeszcze ciszej. - Do Francji - dodała po chwili i
mówiąc to, miała wrażenie, że zamarł. Zacisnęła powieki, czekając. Ustał wiatr.
Przestało grzać słońce. W jej żyłach zakrzepła krew, a serce zatrzymało się.
Minęła chwila, druga i następna, a Georg nie odpowiadał. Nie mogąc znieść tej
ciszy, odważyła się wreszcie podnieść wzrok. Miało być coraz łatwiej, a każda
kolejna chwila zdawała się być trudniejszą. Powoli odwróciła głowę, spoglądając
na szatyna. Siedział w bezruchu wpatrując się w przestrzeń, gdzieś przed nimi.
Drzewa znów szumiały, słońce prażyło, a serce biło. Jego twarz zdawała się być
nieodgadniona. Wargi miał ściągnięte, a pięści zaciśnięte. Był tak blisko, a
jednocześnie zupełnie daleko. Wiedziała, że Georgowi nie spodoba się jej plan.
Wiedziała, że jej decyzja odbije się na nich, ale... przecież nie było ich. Nie myślała, że zareaguje, aż tak
ostro. Przełknęła głośno ślinę. - Powiedz coś.
- Byłem głupi, łudząc się, że
przyjdzie dzień, w którym sprawię, że przestaniesz się bać i zechcesz ze mną
być - odparł głosem pozbawionym emocji. Liv poczuła ogarniający ją chłód,
choć temperatura powietrza sięgała czterdziestu stopni.
- To nie tak - wyjąkała
niezgrabnie.
- A jak? - Spytał
oskarżycielskim tonem, patrząc na nią smutno. Wzięła głęboki oddech.
- Czuję, że muszę tam
pojechać i przekonać się, jak to smakuje. Muszę spróbować, żeby do końca życia
nie wyrzucać sobie, że tego nie zrobiłam. Zrozum... fotografia jest moim życiem
- odrzekła zgodnie z prawdą, w tej samej chwili żałując swoich słów.
- A ja? Gdzie w twoim życiu
jest miejsce dla mnie? A może nie ma go wcale? - Georg starał się być
opanowany, ale w jego tonie wyczuwała ogromny żal
- Jest go więcej niż myślisz
- szepnęła, czując jak do oczu nachodzą jej łzy.
- Jeśli byś tylko chciała, to
znalazłabyś coś dla siebie w Niemczech. Dlaczego aż Francja?
- Tak wyszło... - Szepnęła,
pociągając nosem. Milczał kilka kolejnych chwil, które dla Liv zdawały się być
wiecznością. Chciała ująć jego dłoń, jednak cofnął rękę. Wbiła wzrok w ziemię.
- Tak wyszło - prychnął
ironicznie. - Tak wyszło, że kocham cię jak głupi. Tak wyszło, że przez cały
ten czas naiwnie liczyłem na to, że ty poczujesz to samo do mnie. Tak wyszło,
że lecisz sobie na drugi koniec, mając gdzieś, to co było między nami! Tak
wyszło, masz rację, tak wyszło! Mam nadzieję, że nie będziesz nigdy żałowała,
że tak właśnie wyszło! - Powoli wstał z ławki i posławszy brunetce krótkie
spojrzenie, powoli skierował się ku alejce.
- Georg! - Wykrzyknęła, nie wiedząc
zupełnie, co innego mogłaby uczynić. Nie zatrzymał się. Nie odwrócił, szedł
powoli, chwytając po drodze deskorolkę. - Georg! - Wykrzyknęła znów, nie
spodziewając się już reakcji. Nie była w stanie się ruszyć. Czuła się zbyt
ociężała, by za nim pobiec. Coś w niej pękło. W geście bezsilności opuściła
ręce, które z cichym plaskiem obiły się o jej uda. Zaklęła cicho, czując falę
piekącego bólu. Bolało ją już nie tylko ciało, ale i serce. Oczy brunetki
naszły łzami, które niepostrzeżenie zaczęły płynąć strugami po jej policzkach.
Nie wiedziała już, czy były spowodowane finałem rozmowy z Georgiem, czy bólem,
który zamiast ustępować, nasilał się. Płakała ze złości, płakała z bezsilności,
płakała z głupoty, płakała z miłości. Miała przeświadczanie, że postępując
dobrze, czyniła źle. Każda decyzja, jaką by podjęła, miałaby więcej złego niż
dobrego, więc starała się wybrać mniejsze zło. Jednak teraz nie była pewna, czy
faktycznie takie wybrała. Ociężale podnosząc się z ławki, otarła wierzchem
dłoni łzy z policzków, rozmazując do końca i tak rozmazany już makijaż. Z
trudem podeszła i podniosła deskę, kuśtykając w stronę alejki, w której
wcześniej zniknął Georg. Uszła kilka koślawych kroków, po czym zatrzymała się,
prostując plecy. Napięła wszystkie mięśnie, zmuszając się do zignorowania
kolejnej fali bólu. Rzuciła deskę na chodnik i nie zwracając uwagi na
narastające rwanie, stanęła na niej, odpychając się raz i kolejny. Za każdym
razem mocniej zaciskając wargi. Dłonie i kolana pulsowały, a potłuczone ciało
domawiało posłuszeństwa, jednak rozpędzała się mocniej i mocniej, bo to nie był już czas na to, by się
zatrzymać.
*
Echo
głośnych brzmień gitary elektrycznej utonęło w morzu oklasków, które wzbudził
występ młodego gitarzysty. Oszołomiony aplauzem chłopak zbiegł ze sceny, nieraz
odwracając się i kłaniając w pas. Tom patrząc na niego, zastanawiał się przez
moment, jak on musiał wyglądać, kiedy zespół odnosił pierwsze sukcesy. Jeśli
jak ten chłopak, musiał sprawiać wrażenie szaleńca. Oklaski długo nie milkły.
Musiał przyznać, że chłopak miał talent. Brawa ucichły, kiedy na scenie
pojawiły się dwie filigranowe osóbki. Trzymając się za ręce, raźno wkroczyły na
środek sceny. Widzowie utkwili w nich uważne spojrzenia, oczekując ciągu
dalszego. On już wiedział, kogo za chwilę zobaczy. Dla Toma, wszystkie dziesięć
występów dłużyło się w nieskończoność. Nie skupiał na nich zbytniej uwagi,
wyczekując jedenastego, ostatniego, który - w jego mniemaniu - miał przyćmić
wszystkie poprzednie. Kiedy jeszcze kręcił się za kulisami, zaznajomił się z
kolejnością występów, jednocześnie żałując i ciesząc się, że Scarlett
uplasowano na samym końcu. Tom spojrzał na Billa. Pozornie spokojny, wbijał
paznokcie w obicie foteli, w których siedzieli, na tyle mocno, że bielały mu
palce. Nie tylko on się denerwował. Bill nadzorował przygotowanie Scarlett do
występu. Zadbał o techniczną stronę jej wykonania, a także wygląd brunetki.
Wróciwszy z zakupów, był podekscytowany bardziej, niż jakby wybierał garderobę
dla siebie. Twierdził, że Scarlett nie zdąży zaśpiewać, a już będzie miała
wszystkich w kieszeni. Bill nie przebierał w środkach, a jego styl był
delikatnie mówiąc ekstrawagancki, więc w połączeniu z prezencją Scarlett
musiało to być prawdziwe coś. Zagryzł mocno wargi, uparcie wpatrując się w bliźniaczki,
które wyglądały, jakby zamierzały przejść do rzeczy. Na to czekał od jakichś
pięciu minut. Tom był prawie pewien, że Scarlett ze stoickim spokojem patrzyła,
co działo się na scenie, a wewnątrz żołądek wykręcał się jej w supełek.
Bliźniaczki, które miały zapowiadać występ brunetki, rozpoczęły od firmowego
uśmiechu i zalotnego spojrzenia prosto w oko kamery. Poprawił się w fotelu,
dostrzegając na ogromnym telebimie tuż za nimi, jak i po obu stronach sceny,
nieme urywki filmu, który przygotowała Liv, jak i tego, który spreparował Bill.
Rozluźnił się, a na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech, dostrzegając Scarlett
śpiewającą podczas zmywania czy zamiatania podłogi, ale również w studio, gdzie
jej drobna osóbka zdawała się ginąć wśród niezliczonych ilości kabli i
urządzeń. Spojrzał znów na Billa w tej samej chwili, w której on przeniósł
wzrok na Toma. Teraz uśmiechali się już obaj. Nadszedł jej czas.
-
To był udany wieczór, nie sądzisz? - Odziana w rubinową czerwień blondwłosa
bliźniaczka zagadnęła wesoło siostrę, niby mimochodem puszczając oko do
publiczności. Druga, jakby rzec, miętowa z sióstr z dezaprobatą pokręciła
głową.
-
Sądzę, że jesteś niewychowana - odparła miętowa. - Nie chwal dnia przed
zachodem słońca. Ten wieczór jeszcze się nie skończył. Zapomniałaś, że przed
nami jeszcze jeden występ?
-
Nie, jakbym mogła, przecież to dla niego nas tutaj zaproszono. Chciałam cię
dyskretnie zapytać, jak oceniasz minione wykony, siostrzyczko? - Rubinowa
bliźniaczka - inaczej nie sposób było je rozróżnić - uśmiechnęła się przymilnie
do miętowej.
-
Ach - zasępiła się. - Myślę, że można zaliczyć go do udanych. Jak nic posypią
się kontrakty - uśmiechnęła się szeroko, a snop światła skierował się na
prezesa wytwórni, który jakby nie wiedząc, co z tym fantem zrobić, pomachał do
zebranych, uśmiechając się szeroko.
-
Ale do rzeczy, do rzeczy, już mi tu trąbią w słuchawce. Myślę, że nasi goście
chcieliby dowiedzieć się co nieco o ostatniej wokalistce. Właśnie, wokalistce,
bo Scarlett będzie śpiewać.
-
Cóż, nietrudno zgadnąć, co robi wokalista - miętowa odparła z przekąsem,
uśmiechając się do rubinowej, która zdawała się ignorować ironię w głosie
siostry, wywracając wymownie oczami. - Scarlett O'Connor, lat można rzec
osiemnaście, sto sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu, pię... a nie to już
nieważne - uśmiechnęła się płochliwie. - Śpiewa odkąd pamięta, co, o ile się
nie mylę, mogli państwo zobaczyć podczas projekcji filmu o naszej gwieździe,
gra również na fortepianie i chce nauczyć się gry na gitarze, jednak jak twierdzi,
jej nauczyciel znajduje zawsze coś ciekawszego do roboty - miętowa wymownie
uniosła brwi, robiąc pauzę, a Tom nie mógł się nie uśmiechnąć. Mógłby przysiąc,
że Scarlett mówiąc to wywracała oczami i chichotała pod nosem. Skulił się w
fotelu, kryjąc rozbawienie. Bill wywrócił oczami, a Georg zdawał się być z nimi
jedynie ciałem.
-
Co możemy jeszcze dodać?
-
Hym... - miętowa na moment zasępiła się. - Radzę państwu usiąść, jeśli jeszcze
tego zrobiliście. Sami za chwilę przekonacie się dlaczego - zrobiła pauzę,
spoglądając na siostrę.
-
Proszę państwa, Scarlett O'Connor. - Rubinowa z sióstr zakończyła
podtrzymującym napięcie tonem, po czym zniknęły w mroku. Światła zgasły
zupełnie, poza jednym punktowym reflektorem skierowanym w sam środek sceny.
Ciszę,
niczym ostry sztylet, przeciął jej mocny głos. Nie drżał, nie słabł, nie wahał
się, lecz raził swą mocą. Wśród egipskich ciemności, w drobnej smudze świtała
wyłaniała się powoli jej zaciemniona postać. Piosenka, którą śpiewała milion
razy, teraz zdawała mu się brzmieć raz milion pierwszy na nowo. Acapella, wśród
zupełnej ciszy, słowa płynęły. Odprężył się, a na jego twarz wpłynął błogi
uśmiech. Czarna peleryna szczelnie okrywała jej ciało, a kaptur przesłaniał
twarz. Stąpała ostrożnie, stając się coraz wyraźniejszą w blasku reflektora.
Choć poruszała się, w jej głosie nie dało się słyszeć nutki fałszu. Brzmiała idealnie.
I am the song inside the tune. Full of beautiful
mistakes.
Jej
głos zdawał się dobiegać zewsząd. Echo niosło się donośnie, potęgując to
wrażenie. Jej śpiew otulał go z każdej strony, wręcz wydawało się, jakby nie
wypływał od niej, bo przecież jak można było śpiewać w taki sposób, kuląc się w
sobie? Peleryna zasłaniała ją na tyle dokładnie, że zdawało się, że w ogóle się
nie porusza. Spod ciemnego materiału, dostrzegał jedynie cień jej twarzy, ruch
pełnych warg. Swobodę z jaką wypowiadały kolejne słowa. Był zachwycony. Jego
dziewczynka zdobywała swój szczyt.
No master, what we do. No matter, what we say.
We
are beautiful in every single way.
W
pierwszej chwili nie pojmował, dlaczego śpiewała tą piosenkę, będąc prawie
niewidoczną, zasłoniętą. Jednak zrozumiał. Jak przyjęto by słowa; jesteś piękny
bez względu na to jaki jesteś, co robisz i co mówisz, gdyby usłyszano je od
olśniewająco pięknej dziewczyny? Widzowie słyszeli jedynie - a może aż - jej
głos, zmuszeni byli skupić się na nim i na słowach. Gdyby wystąpiła w pełnej
krasie, tym jak się prezentowała odwróciłaby uwagę od tego, jak śpiewała. Był
wręcz pewien.
W
jednej chwili urwała niespodziewanie, kończąc utwór. W sali huknęła salwa braw,
uśmiechnął się pod nosem, bo wiedział, że to co zaprezentowała było jedynie
przedsmakiem. Gdy powoli unosiła głowę, światło stało się ostrzejsze, dzięki
czemu nie była tylko mglistym cieniem. Dygnęła wdzięcznie i z gracją. Wysunęła
dłonie spod peleryny, sięgając kaptura. Mimowolnie wstrzymał oddech. Materiał
zsunął się z jej głowy, ukazując najpierw połyskujące fale, skręcone jakby
nieco bardziej niż zwykle i buzię; podkreślone oczy i muśnięte szminką w
kolorze głębokiej czerwieni usta. Uśmiechnęła się tajemniczo, spoglądając
zaledwie kątem oka na wyciszającą się publiczność. Drobna dłoń sięgnęła
zapięcia peleryny i ta gładko zsunąwszy się z jej ramiona opadła na podłogę. I
właśnie w tej chwili naprawdę zapomniał o oddychaniu. Bill nie kłamał mówiąc,
że Scarlett olśni nie tylko jego. Miała na sobie czarną sukienkę na cieniutkich
ramiączkach z koronki gęsto zdobionej czymś, co wyglądało na drobne,
połyskujące w świetle kamienie. Znając Billa mogły być to nawet cyrkonie, jeśli
nie coś bardziej kosztownego. Materiał dokładnie opinał jej ciało, ukazując i
podkreślając wszystko, czemu się to należało. Proste wykończenie dekoltu
sukienki, na pierwszy rzut oka, wydawałoby się, że zbyt odważnego, podkreślało
jej wydatne piersi, a drobne zaszewki tuż pod nimi, wysmuklały jej talię.
Materiał gładko układał się na jej krągłych biodrach, czyniąc je jeszcze
bardziej ponętnymi. Sukienka sięgała kolan i minimalnie rozszerzała się tuż przed
końcem, w efekcie wydawało się, jakby dół falował się subtelnie. Sięgające
pośladków włosy, spływały kaskadami wzdłuż pleców Scarlett, mieniąc się
delikatnie. Wyglądała niesamowicie, niczym księżniczka wyjęta wprost z bajki.
Jego bajki. Uniósłszy głowę, objęła spojrzeniem całą salę. Uśmiechnęła się
szeroko i chwyciwszy jedną ręką stojak mikrofonu - swoja drogą, zdobiony był
takimi samymi kamieniami, jak jej sukienka - i ciągnąc go za sobą, powoli
wyłoniła się z głębi sceny. Uważnie stawiała kolejne kroki i jakby z
premedytacją - a może chciała, by padł na zawał? - zalotnie kołysała biodrami.
Zatrzymawszy się na przedzie sceny, ustawiła mikrofon i splótłszy na nim obie
dłonie, jeszcze raz spojrzała na zebranych. Dostrzegłszy go, puściła mu oko.
Nim zaczęła śpiewać, usłyszał, jak szepcze cichutko; to było dla ciebie, tato.
Kolejne
zdarzenia umykały w ciągu ułamków sekund, następując po sobie szybciej, niźli
była w stanie to rejestrować. Skupiła się na tym, by brzmieć i być tam całą
sobą. Z tak przyjemną lekkością z jej ust wypływały kolejne słowa, bawiła się
dźwiękiem, pozwalając by wypełnił ją po raz setny, od nowa. Jej uszu dobiegały
oklaski, kiedy jej niewinne igraszki z melodią łamały konwenanse. Choć była
tam, stała na scenie, spełniając jedno z największych marzeń, wciąż trudno jej
było uwierzyć w to, że ten sen stał się jawą. Ku upamiętnieniu powiernika jej
marzeń, zaśpiewała utwór, dzięki któremu uwierzyła. Tata lubił tak bardzo,
kiedy go śpiewała. Mając świadomość dobrze wykonanego zadania, skierowała swoje
myśli na zupełnie inny tor. Śpiewając dla siebie, słowa kierowała już dla kogoś
zupełnie innego.
The
night I looked at you
I
found a dream, that I could speak to,
A dream that I could call my own.
Uniosła
powieki, spoglądając wprost na Toma. Miejsca też były zasługą Billa. Zadbał
dosłownie o wszystko. Nie musiała czekać, by Tom spojrzał na nią, bo
patrzył nieustannie. Siedział tuż przed nią. Wygodnie rozparty w fotelu,
nieznacznie przytupywał nogą, opierając ręce na bokach siedzisk, zetknął je
opuszkami palców na wysokości twarzy i mrużąc oczy, wsłuchiwał się w słowa.
Przekrzywił nieco głowę, jak zwykle urzekając ją tym widokiem. Lubiła go
takiego skupionego, jakby poważnego i nieobecnego, jednak myślą tuż przy niej.
Uśmiechnęła się, spoglądając mu prosto w oczy. Odwzajemnił gest, szepcząc;
kocham cię, mimowolnie uśmiechnęła się szerzej, a jej myśli nie skupiały się
już na gali, występie czy zdenerwowaniu przed pomyłką. Wraz z jego kojącym,
przepełnionym niepomierną czułością spojrzeniem, nikły wszystkie troski.
Wszystko stawało się nieistotne. Miała wrażenie, że miała wszystko - jego i
muzykę, kompilację idealną. Stojąc pierwszy raz na prawdziwej scenie, śpiewała
dla niego, tak jak wtedy, by był. Jednak teraz nie czuła żalu, a jedynie
niesamowitą lekkość, radość, która rozpierała ją od środka. Kolejne słowa same
wypływały z niej z niebywałą łatwością, idealnie wpasowując się w dźwięki.
Stawała się muzyką, gdy muzyka płynęła do niej. Nie była zdenerwowana czasem, miejscem,
ani okolicznościami. Wszystko stawało się naturalnym, gdy w pełni mogła robić
to, co tak ukochała.
You
smile and then the spell was cast.
Zwilżyła
koniuszkiem języka suche wargi. Ta chwila była tak niesamowicie idealna. Miała
wrażenie, że to nie krew, a słodka melodia płynie w jej żyłach. Swobodnie
operowała głosem, nieznacznie poruszając się po scenie. Jednak, nie bardzo, by
nie skupiać uwagi na swym ruchu. Tego dnia koronowała muzykę. Przeciągnęła
kilka dźwięków, z uśmiechem przyjmując aplauz. Przystanęła, pochylając się
nieco do przodu. Jej drobna dłoń, zacisnęła się na stojaku mikrofonu.
Przymknęła powieki, wykonując bardzo długą nutę. Zadrżała, gdy dźwięk okazał
się w pełni trafionym. Zapadła się w nim, brzmiała, czując go w samym środku
siebie. Nie wypływał z przepony, a prosto z serca. Bawiła się nim, nie chcąc
kończyć. Zgrabnie przeszła do kolejnego, uśmiechając się, gdy jej uszu dobiegła
kolejna fala gromkich braw. Wsunęła mikrofon w stojak, kończąc utwór. Trzymając
go mocno w dłoniach, odchyliła się do tyłu. Sala wybuchła brawami, a ona
oddychając ciężko, przymknęła powieki. Te kilka minut, zdawało się przeminąć w
mgnieniu oka. Czując na swym ramieniu czyjąś dłoń, otworzyła oczy i
wyprostowała się. Bliźniaczki dołączyły już do niej, stając po obu jej
stronach. Nie mówiły nic, brawa nie cichły. Scarlett spojrzała w stronę gości.
Oklaskiwali ją na stojąco. Spojrzała na Toma. Bił brawo, śmiejąc się szeroko.
Kręcił głową z niedowierzaniem. Bill wydawał się mieć trudności z ustaniem w
miejscu, ale dzielnie się trzymał. Uśmiechnęła się wdzięcznie i ukłoniła się,
dygając zgrabnie. Serce Scarlett waliło jak oszalałe, a uśmiech nie schodził z
ust. Szczęścia w tak czystej postaci nie odczuwała jeszcze nigdy. Minęło
jeszcze kilka dobrych chwil, nim na sali zapadła cisza.
-
A nie mówiłam? - Powiedziała jedna z bliźniaczek. - Lepiej było siedzieć, bo ta
dziewczyna zwala z nóg. Cokolwiek to znaczy - obrzuciła Scarlett wymownym
spojrzeniem, uśmiechając się tym opatentowanym już tego wieczoru, firmowym
uśmiechem.
-
I jak? - Zapytała druga. Scarlett znów wyjęła mikrofon ze stojaka i spojrzała
na nią.
-
Zależy, co masz na myśli - odparła swobodnie, jakby nie stała przed ponad setką
ludzi i tysiącami, jeśli nie milionami przed telewizorami.
-
Twoje wrażenia po występie.
-
Przed chwilą umarłam i byłam w niebie, a
teraz znów żyję tu na Ziemi - rubinowa z sióstr pokiwała rozumnie głową,
dając sobie kilka sekund na przemyślenie.
-
Hym... Chyba nie wiem, co powiedzieć. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
Zagięłaś mnie dziewczyno! - Wykrzyknęła, na co Scarlett zaśmiała się perliście,
urzekając tym tych, których jeszcze nie zdążyła do końca uwieść swoją osobą.
Jej słodki śmiech niósł się echem krótka chwilę.
-
Co złego, to nie ja - odparła swym dziecinnym tonem, uśmiechając się pod nosem.
-
Prócz ciebie wystąpiło tu dziś dziesięcioro innych, młodych ludzi, którzy jak
ty, marzą o szansie dla siebie. Jak myślisz, jak wypadłaś na ich tle? -
Zapytała miętowa, obdarzając Scarlett uważnym spojrzeniem.
-
Gdyby to był konkurs, odparłabym, że wszyscy mieliśmy równe szansę i pewnie
powiedziałabym, że byliśmy równie dobrzy i każdemu z nas należy się nagroda,
ale nie powiem tego - jej uwaga odmalowała na twarzach gości pobłażliwe
spojrzenie. Scarlett wyprostowała się, zgarniając na plecy pojedyncze kosmyki,
które łaskotały jej twarz. - Myślę, że bez względu na to, co myślą inni, bez
względu na to, jak zaprezentowali się inni, ja i tak już wygrałam - tu zrobiła
pauzę, słysząc jak po sali przebiegł szmer. Mimowolnie uśmiechnęła się. Nie za
bardzo wiedząc, na którą z bliźniaczek patrzeć, zdecydowała się spoglądać na
Toma. - Wygrałam swoje marzenia. Wygrałam swoją miłość. To, że jestem tu i
teraz jest moim niepodważalnym zwycięstwem. I jutro, kiedy zgasną światła, a
szum ucichnie pozostanę ze świadomością, że spełniłam jedno z największych
marzeń i tego nie odbierze mi nikt - powiodła spojrzeniem po gościach,
orientując się, jak wielu ich było, pomijając publikę, która wygrała bilety
wstępu. Miała przed sobą tak wiele sław i się nie denerwowała. Jednak, jak
miała bać się czegokolwiek, kiedy miała go u swego boku? Uśmiechnęła się do
bliźniaczek, które znów rozumnie kiwały głowami.
-
Chyba nie dodamy już niczego więcej.
-
Proszę państwa, Scarlett O'Connor. - Ponownie rozległy gromkie brawa, a
brunetka ukłoniwszy się po raz kolejny, z gracją opuściła scenę. Sala nie
milkła jeszcze długo po tym, jak zniknęła w mroku kulis.
Byłam w niebie, już
wróciłam.
~Nadie
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 11:01
Jeeeeej. Co ja mam jeszcze powiedzieć? Bo nic innego na razie mi nie przychodzi do głowy. Siedzę i chyba już z dziesięć minut myślę nad tym komentarzem, małpo jedna, przez ciebie aż mi słów zabrakło, no. Pominę występ Scarlett, bo naprawdę – napisałaś to po mistrzowsku, powiem tylko tyle, że Liv powinna teraz pojechać do Geosia i powiedzieć mu, że go kocha, i że wcale nie pojedzie do tej Francji (swoją drogą, dlaczego Francji? Francja jest głupia! gadają tak, że nie można ich zrozumieć i na dodatek jedzą żaby!). I w ogóle, zaraz pewnie znowu powiesz, że ja jestem jakaś niewyżyta czy coś, ale ja spodziewałam się jakiegoś miziania po występie, a tu nic! *bezradny* Poza brakiem miziania podobało mi się straaaaaaasznie i dobrze pewnie o tym wiesz! Kocham :*
Dark Queen
Usuń6 kwietnia 2010 o 18:31
Hym… nie lubię powtarzać wciąż tego samego, ale tu nie da się inaczej. Ja po prostu bardzo się cieszę, że Ci się podobało! I chyba zacznę pisać w różnych językach, żeby nie było monotonnie xD Tak, powiem to – jesteś niewyżyta. W tym przypadku Twoje pragnienia miały zostać spełnione, ale uznałam, że jeśli urzeczywistniłabym je w 32, to wyszłoby trochę za długo xD
~Nadie
Usuń6 kwietnia 2010 o 20:59
No jo, ale teraz muszę czekać nie-wiadomo-ile na kolejny odcinek!!! -.-
~Anneliese
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 02:19
o-ja-cie-sune… mistersztyk, Dark!(ja czułam, że to będzie At Last! *i nie, nie dlatego, że to moja ulub. piosenka!*)
~T.'s.
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 01:31
omg, za dużo miłości jak na słowa. ja też umarłam. <3
~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 10:00
ładnie to opisałaś, chociaż zbyt idealizujesz i przez to Twoje opowiadanie nie przedstawia trafnie uczuć bohaterów. Scalett olśniła wszystkich, mam tylko nadzieje, ze Liv i Georg wkrotce sie pogodza, przeciez L. moze zostac, noo,
Dark Queen
Usuń6 kwietnia 2010 o 18:33
Idealizuję, mówisz… a masz na myśli ogól, czy konkretne postacie? Widzę, że Liv chyba zacznie siać kontrowersję.
~Paullita.
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 11:41
„Byłam w niebie, już wróciłam” – myślę, że to adekwatny komentarz co do moich odczuć względem powyższego odcinka. Och, tak mu tu dobrze.
~Burlesque
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 11:50
Ja byłam w niebie i jeszcze nie wróciłam. Jeszcze chwilkę pośpiewam razem ze Scarlett. Chciałam, żeby było At last, chciałaś, żeby było Beautiful. Chciałyśmy i świetnie to zrobiłaś. Te przejścia… A betą zajmę się później, bo Magda wrzeszczy, że trzeba sprzątać po świętach. End bak itnu di rialiti. ….Kocham. Kocham.Kocham.Kocham.Idealnie było. :*
~Katalin
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 13:48
Jestem w niebie, nie chcę wracać. Dlatego hmm…posiedzę jeszcze trochę w tym niebie, nie piszac tu zadnych wyniosłych słow, bo to zburzy mi to moje niebo. Posiedze tu jeszcze chwilę, w głowie słysząc Christinę. Genialnie dobrałas piosenki. A ten aplauz razem z nagraniem byl swietny:) Brak mi słów na Ciebie, Kochanie, brak mi słow! I to jest takie fajne, takie inne, bo zazwyczaj kiedy brakowało mi słow, to połykałam swoje łzy i zachowywałam sie jakbym miała problemy emocjonalne. Bardzo powazne problemy. A teraz jest mi tak lekko, tak fajnie. Siedze i się usmiecham:) Nie chcę wracać do prezentacji maturalnej...
~Traumfaengerin
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2010 o 22:31
Hm……………… Od czego by zacząć….. Może od plusów.Piosenki wybrane dla Scarlett, to mistrzostwo. Bardzo byłam ciekawa, co wybierzesz i nie zawiodłaś mnie. „Beautiful” wykonane a capella to…. O Boże, brak mi słów. Nikt na całym świecie nie ma od niej lepszego głosu. Mówcie, co chcecie. Tak coś we mnie aż drgnęło gdy zaczęła, to niesamowite, inspirujące, cudowne przeżycie. A „At last”? Matko, ja kocham jej wykonanie! Słuchałam go nawet ze dwa dni temu! To jak wyciąga, przeciąga, śmieje się i….. aaaaaa. Jestem zachwycona, że wybrałaś akurat tę piosenkę, jest idealna. I tak doskonale zsynchronizowałaś opis występu Scarlett z tą piosenką…. Twoje opisy jej śpiewu nie mają sobie równych. Skoro już jesteśmy przy występie, to powiem, że bliźniaczki mnie drażniły. Wybacz, ale ich zachowanie nie było profesjonalne, a przetrzymanie Scarlett na scenie w pewien sposób łamało zasady konkursu. No, przejdźmy do Georga. Jego zachowanie jest bez sensu. Myślałam, że dzięki temu, że prowadzi życie takie a nie inne, ma nieco bardziej poszerzone horyzonty. Wyrzucać jej, że jedzie do Francji? A on, co? Sam siedzi na du.pie za przeproszeniem i nigdzie nie podróżuje? Co to dla niego za problem wejść w samolot i ją odwiedzić? No naprawdę. Chyba, że po prostu postanowiłaś zrobić taki wątek i nie powinnam się wczuwać ;). Opis Liv na desce piękny, leciałam razem z nią, razem z nią spadałam i oczyszczałam kolana. Uwielbiam ją…Moment, gdy Tom rozdaje autografy – zachwycający. W tym opisie wyczułam sporo Łodzi i tamtego dnia…Bardzo nie spodobało mi się „Łisz mi lak”. Skoro ma płynny angielski to raczej powinno to być napisane poprawnie, a nie w ten sposób…. Sophie jest zabawna, na serio. A te prześcieradła to mi takim średniowieczem zajechały xD. Biedna, już żadna z jej dziewczynek nie jest taka mała… Ale niedługo będzie miała wnuczkę albo wnuka to przeboleje xD. A, i muszę powiedzieć, że bardzo podobały mi się filmiki przygotowane na występ Scarlett. Tak, oczywiście, oglądałam je wszystkie, a jak… xDDD. Dobrze opisałaś ten występ, naprawdę ^^.P.S. Wysyłam ten komentarz już czwarty raz i się dziwię, czemu go nie ma. A to słowo du.pa się onetowi nie spodobało! Ech….
Dark Queen
Usuń7 kwietnia 2010 o 18:38
Oj taaaaaaak, ludzie mogą mieć więcej oktaw, ale lepszego głosu od niej mieć nie będą. To mistrzyni po prostu. Ten ‘Beautiful’ siedzi w Prinzu jakoś tak od początku, prawie, więc musiałam go tutaj też wtrynić, nie obeszłoby się, a ‘At last’… choć w zasadzie od początku w planach miałam tą piosenkę, to od kilku ładnych dni przeglądałam najróżniejsze występy Cristiny, live oczywiście, żeby może wychwycić coś, co pobiłoby to wykonanie. Fakt darła się bardziej nie raz, ale to jest magiczne, bo zabawiła się swoim głosem, operowała skalą, po prostu, och! Bliźniaczki miały takie być^^ i to w sumie nie był do końca konkurs, bo nie zamierzałam wyłaniać zwycięzców, aczkolwiek ostatnio wpadło mi do głowy coś, czym mogłabym jeszcze trochę pomotać, ale nie wiem, czy to wykorzystam xD Liv i Geo to para z problemami i chyba nawet większymi niż Scarlett i Tom, choć w sumie to oni mieli być najbardziej problematyczni xD W każdym razie, tak zaplanowałam, że będzie bardzo kręto zanim wyjdą na prostą i chyba napsują Ci jeszcze trochę nerwów…^^Rozdawania autografów nie było w planach, ale pod wpływem jednego zdjęcia, przebudzonych wspomnień i rozważań na temat natury Toma, powstał jakby sam. Sam się napisał. I masz rację, to Łódź. I już mnie ściska w dołku!Soph się gubi w sytuacji, bo jej mama nigdy nie mówiła ani o seksie, ani o miesiączce, ani o chłopakach, ani nic. Ona odkrywała wszystko sama, znaczy wiesz, co mam na mysli? I teraz, kiedy jej córki dorosły i ona tak naprawdę zdała sobie z tego sprawę, to panikuje. Jeśli chodzi o wnuczę, to mówisz o Shie? Bo jeśli chodzi o jej córki, to jeszcze trochę.. chociaż? xDOglądałaś filmiki? Łooo, no to super, bo Liv się napracowała xD
~Aveen
OdpowiedzUsuń7 kwietnia 2010 o 04:53
„Byłam w niebie, juz wróciłam.”Ja się właśnie tak czuję. Odjęło mi mowę.
~Schwarz
OdpowiedzUsuń7 kwietnia 2010 o 14:59
Ahh… takie to idealne i magiczne ^^ brak mi słów, żeby opisać co czuję w tym momencie. Tom i Scarlett… oni… tak do siebie pasują i tak się kochają, że aż im zazdroszczę ;) beautiful!
~Tiniebla
OdpowiedzUsuń9 kwietnia 2010 o 12:34
Może zacznę od tego, że totalnie rozczuliła mnie ta niezachwiana wiara Scarlett w Toma i ich miłość. Była widoczna w każdym słowie, które wypowiedziała podczas rozmowy z Sophie, nie było tam miejsca na żadne wahania, wątpliwości, niedomówienia. Zresztą, moim zdaniem, to właśnie wiara zdominowała ten odcinek – najpierw w wspomnianej wyżej rozmowie, potem w scenie z podpisywaniem autografów, by w końcu osiągnąć apogeum podczas występu, gdy wymieniała z Nim spojrzenia i gdy to on wierzył w nią. A nawiasem mówiąc, to pomysł z jej strojem w piosence ‚Beautiful’ był genialny, chylę czoła ! ;)I w końcu doczekałam się Liv. Powiem Ci, że gdzieś podświadomie liczyłam, że zmieni zdanie, że zostanie i spróbuje. A potem, gdy przeczytałam, że ta decyzja już zapadła, uświadomiłam sobie, że postąpiła dokładnie tak, jak ja kiedyś i może to dlatego tak mocno trzymałam za nią kciuki – bo jestem w stanie sobie wyobrazić, jakie są konsekwencje odtrącania miłości.I znów idealnie nakreśliłaś kontrast między tą niezłomną wiarą Scarlett, a Liv, której tej wiary chyba po prostu zabrakło. A ja znów się powtórzę, że S. mogę podziwiać, mogę się nią zachwycać, ale z Liv się po prostu identyfikuję i gdziekolwiek ją wyślesz, jakkolwiek nią pokierujesz, nadal będę trzymać za nią kciuki. ;) I za Georga, bo on swoją drogą, mógłby się tak szybko nie poddawać, noo!
OdpowiedzUsuńDark Queen
10 kwietnia 2010 o 23:30
Wiara Scarlett już taka jest. Po tych zawirowaniach powoli utwierdza się w niej, choć w zasadzie wierzy bardziej, niż jest tego świadoma. Zarówno w Toma, jak i w swoje marzenia. Liv będzie mu umykać jeszcze długo. Choć pewne wydarzenia, które niebawem nadejdą mogą wywołać inne wrażenie, to tak naprawdę jeszcze długa droga przed nimi. I Georg się nie poddał, absolutnie. On musi pomyśleć. Musi dojrzeć do pewnych wniosków. Wydało mu się, że ma dosyć uganiania się za nią, ale tylko na chwilę. ;)
~Alice
OdpowiedzUsuń14 kwietnia 2010 o 21:07
Jestem po wielkim wrażeniem bloga, chociaż dotarłam dopiero do 16 rozdziału ^^ Ahh co mam jeszcze powiedzieć? Uwielbiam Toma i Billa w każdym centymetrze ;) A za to opowiadanie wieelki szacun, bo jeszcze nigdy nie czytałam czegoś tak wspaniałego co nie byłoby książką. W każdym razie kiedy „nadgonię z materiałem” dopiszę coś jeszcze ;)
~beste.
OdpowiedzUsuń19 kwietnia 2010 o 17:34
Ja chyba nadal jestem w tym niebie. Czekam. :)
~K.
OdpowiedzUsuń20 kwietnia 2010 o 13:30
Witam :* Dzisiaj przez zupełny przypadek trafiłam na Twoje opowiadanie. Wstrętna choroba mnie dopadła i z nudów nie miałam, co robić, więc przejrzałam kilka opowiadań, jednak, to na Twoim zatrzymałam się najdłużej. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest, to że ja kompletnie nie lubię Tokio Hotel i pierwsze, co miałam zamiar zrobić, gdy zobaczyłam nagłówek, to wyjść. Jednak coś mnie skusiło i przeczytałam najpierw numer 32 i stwierdziłam: ‚Kurczę! Świetne, to jest’. I tak od rana przeczytałam całe opowiadanie, nie mogąc wyjść z zachwytu. Masz niesamowity talent, dziewczyno! W niewyobrażalny sposób przenosisz czytelnika w świat, który jest tak czarujący, niebanalny, realny, że aż dostępny. Czytając, to co napisałaś miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się obok. Słowami malujesz najpiękniejsze historie od których, aż bije tak wiele emocji. Podziwiam Cię, bo widać, jak wiele serca wkładasz w to co robisz. Scarlett, to niesamowita dziewczyna, posiadająca talent, który nie jedna osoba może jej pozazdrościć. Myślę, że to, iż natrafiła w swoim życiu na Toma, to jakiś znak. Oboje siebie potrzebują i nie wyobrażam sobie, aby mogli funkcjonować osobno. Są jak tlen, który jest potrzebny płucom. Ich miłość jest piękna, a zarazem nieprzesłodzona. Pokonali już wiele przeszkód, choć podejrzewam, że życie jeszcze nieraz da im w kość. Najbardziej jednak spodobał mi się wątek z Gustavem i dziewczyną, która ma problemy z narkotykami (wybacz, ale zapomniałam jej imienia). Po prostu coś kapitalnego. Sposób w jaki, to wszystko przedstawiasz jest tak realny, że aż ciarki miałam, gdy przyszedł do niej pierwszy raz po jej przebudzeniu (wiem, że to nie w tym odcinku było, no ale nie mogę się powstrzymać i muszę o tym wspomnieć). Coś niewyobrażalnego. Na koniec chcę Ci napisać, abyś nigdy nie zwątpiła w swoją wielkość. Widziałam tutaj kilka nieprzyjemnych komentarzy wobec Twojej osoby, ale to dobrze, że one są. Wzbudzasz w ludziach emocje, niejedna osoba może zazdrościć Ci talentu, obok którego nie można przejść obojętnie. Naprawdę cieszę się, że przeczytałam, to całe opowiadanie. Mimo, iż nie jestem fanką zespołu, o którym jest, to opowiadanie, to bezapelacyjnie jestem Twoją fanką. ;) Postaram się tutaj wpadać w miarę czasu i pozostawiać po sobie ślad. Gratuluję pomysłu, zazdroszczę talentu i życzę ogromnych sukcesów. Widzę przed Tobą wielką przyszłość w świecie pisarstwa. Pozdrawiam i niecierpliwie oczekuję nowości ;)
Dark Queen
Usuń22 kwietnia 2010 o 21:47
Witaj ;)Jeeeeej, pochłonęłaś Prinza w jeden dzień? Szaaacun. Przeszłaś może jakiś kurs szybkiego czytania? ^^ No, mniejsza. W każdym razie, niezwykle mi miło, że polubiłaś Prinza, tym bardziej, że jak mówisz, fanką TH nie jesteś. Ze Scarlett i Tomem, to jest tak, że choć różnią się wszystkim, to jednocześnie, to wszystko jest zupełnie takie samo. Staram się, staram przekazać to wszystko czuję przekazać jak najlepiej i cieszę się, że jak widać mi wychodzi. Natomiast wątku Caroline i Gustava troszkę obawiałam się na początku. Pisanie o narkotykach jest trudne, a ja wielkiego pojęcia o tym nałogu nie mam, więc to zadanie jest dla mnie o tyle bardziej skomplikowane, aczkolwiek bardzo ich lubię. [Jak wszystkich xD]Jeśli chodzi o komentarze, o których wspomniałaś… staram się je już po prostu ignorować i robić swoje najlepiej jak mogę. Nic innego mi nie pozostaje. Mentalności pewnych osób, choćbym chciała, to nie zmienię ;) ale dziękuję za wsparcie. Jeszcze raz witam Cię serdecznie.
~K.
Usuń23 kwietnia 2010 o 16:16
Kursu szybkiego czytania nie ukończyłam, ale mama musiała będąc w ciąży prowadzić zawrotnie szybkie życie – choć ona zarzeka, że było wręcz przeciwnie! – bo ogólnie, to ja wszystko robię szybko; za szybko mówię, za szybko chodzę, za szybko jem, itd. Jedyne czego za szybko nie robię, to jeśli chodzi o sen, bo jestem strasznym śpiochem ;p No, ale już mniejsza o mnie x) Czytanie Twojego opowiadania sprawiało mi tak ogromną przyjemność, że po prostu odcinek za odcinkiem płynął, jak woda w rzece ;) Naprawdę podoba mi się Twój styl pisania i to jaki masz stosunek do czytelnika! :D Zgadzam się mentalność, niektórych ludzi jest poniżej pewnego poziomu, także nie warto o niej wspominać. ;) Zapomniałam chyba dodać w mini wywodzie o swojej osobie, że jestem również niecierpliwą istotą, także; kiedy nowość? :D
Dark Queen
OdpowiedzUsuń23 kwietnia 2010 o 20:07
Z tej okazji mogę się tylko cieszyć ;) Wiesz, chyba Cię rozumiem, bo sama robię wiele rzeczy za szybko, jednak spanie wciąż idzie mi zbyt wolno ^^ też jestem śpiochem, ale nie o tym miałam^^Jeszcze raz serdecznie dziękuję za miłe słowa, a na Twoje pytanie chyba nie ma odpowiedzi. Cóż, jestem bliżej jak dalej i biorąc pod uwagę fakt, że dziś byłam po raz ostatni w szkole – uczcijmy ten smutny fakt minutą ciszy – myślę, że skupię się na pisaniu, pomijając maturę, oczywiście xDNiczego nie obiecuję, bo znów mi nie wyjdzie.
~K.
Usuń23 kwietnia 2010 o 22:37
Mmm.. Matura sama przechodziłam przez to rok temu, także rozumiem. Mimo to, niecierpliwie oczekuję nowości! :D Swoją drogą, to zazdroszczę Ci tych piekielnie długich wakacji, ah… ;) Buźka :*
~Lestat
OdpowiedzUsuń23 kwietnia 2010 o 18:30
Może na początek zacznę od czegoś czego bardzo nie lubię, aczkolwiek czułabym się trochę głupio gdybym tego teraz nie zrobiła. A więc chciałabym przeprosić i po troszku się wytłumaczyć. Przepraszam, że przybywam do Ciebie tak strasznie późno, z własnej winy na pewno nigdy nie dopuściłabym do takiego zaniedbania, po prostu zepsuł mi się komputer i przez dwa tygodnie byłam absolutnie odcięta od Internetu. Dopiero w środę go odzyskałam, a dzisiaj mam czas żeby na spokojnie sobie przeczytać, więc jestem. Jestem i czytam i jestem zachwycona. Jak zawsze zresztą, wiesz co, lubię to Twoje lanie wody, wybacz, że nazwę to po imieniu ;] Po prostu jestem w tym po uszy zakochana i chyba cokolwiek byś pisała ja i tak byłabym zachwycona :]Może od początku. Rozmowa Scarlett z matką. Przyznam, że naprawdę dobrze mi się to czytało, co najważniejsze miałam wrażenie realizmu, a ja bardzo sobie cenię realizm. Zwłaszcza w tym takim zażenowaniu Sophie on się przejawił. takie mam wrażenie. W każdym razie, chyba właśnie tego było tu potrzeba, przy takiej rozmowie. Kurcze, zaskakuje mnie to co Scarlett mówi o Tomie, niby już eis przyzwyczaiłam do tej ich miłości, a jednak za każdym razem mnie ona zdumiewa. Przyznam, ze absolutnie uwielbiam czytać o takiej miłość, przynajmniej u Ciebie, i choć może do końca w nią nie wierzę to tutaj absolutnie pozwalam sobie na to by nią żyć, w końcu to jest fikcja literacka, a w niej wszystko jest dozwolone. Hm. I tutaj to sama nie wiem co powiedzieć. W sumie to mój stosunek do Liv zmienia się niemal z każdym rozdziałem. ba, z każdym zdaniem, które jej w tym rozdziale dotyczy. Z jednej strony jest mi jej chol.ernie szkoda, bo ona przecież sobie na to wszystko nie zasłużyła, to nie jej wina, że była na tyle naiwna by trwać w związku z Paulem tak długo. Ale z drugiej strony tak bardzo mnie denerwuje to, że postanowiła wyjechać i zostawić Georga! Moim zdaniem wszystkie gorzkie słowa, które od niego usłyszała w pełni jej się należały. Może i ona zdawała sobie nawet z tego sprawę wcześniej, ale ja uważam, ze dużo lepszy skutek wywołuje w człowieku jeśli słyszy coś takiego, gorzką prawdę, z której istnienia zdaje sobie sprawę, jeśli słyszy ja z ust najbliższych sobie ludzi. mam nadzieję, że to w jakiś sposób podziała na Liv. Niech posiedzi trochę w tej Francji i wróci w podskokach do Georga. Albo najlepiej niech w ogóle tam nie jedzie ;]Hmmm. I jak ja tu mogę cokolwiek powiedzieć? Poza tym, że ‚Beautiful’ mnie kompletne rozbraja za każdym, razem. Ja nie wiem jak ona to robi. osobiście słucham zupełnie innej muzyki, głównie rocka, trochę metalu, ale ta kobieta, Christina Aguilera ma coś w sobie, że po protu chol.ernie ją szanuje i podziwiam a to jak śpiewa, bo śpiewa po prostu fenomenalnie. No cóż, ostatnia scena w całości rozkłada na łopatki, to jest takie idealna tak nierealne zarazem, ze aż się chce płakać. Kurcze, nie jestem w stanie powiedzieć nic konstruktywnego, bo ciągle mam ciarki po usłyszeniu ‚Beautiful’. I to chyba starczy za komentarz. Cudnie. Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz przepraszam, że dopiero teraz komentuję, trzymaj się :*
Dark Queen
Usuń23 kwietnia 2010 o 20:20
Ale przecież nie masz mnie za co przepraszać! Nie trzymam tu nikogo na smyczy i nie żądam regularnych wpisów. Oczywiście jest mi miło widzieć opinie na temat postów, co jest raczej zrozumiałe. Wiem, co oznacza zepsuty komputer i doskonale Cię rozumiem. ;)Jeśli chodzi o ‚Beautifula’, to ma do tej piosenki ogromną słabość. Uwielbiam jej wykonanie live, z resztą jak każde Christiny, jednak ta piosenka jest jedną z tych, które szczególnie noszę w sercu. Nie mogło jej tu nie być w wyraźny sposób. Miłość Scarlett i Toma rodzi się w każdym kolejnym pisanym przeze mnie poście. O tyle o ile planuję sceny, tak to uczucie rośnie samo. Cokolwiek to znaczy. Spisuję słowa, układam je w opisy i dialogi, jednak to oni sami ją tworzą. Ich miłość jest jedyna, dotąd nienazwana, zdawałoby się, że zupełnie przewidywalna, jednak nie sposób do końca ubrać ją w słowa. Liv miała tu odegrać zupełnie inną rolę. Jednak zaczęła ewoluować. Nadałam jej głębszy charakter, przypisałam decyzję i drogę, która chyba będzie zaskakiwać. Tak mi się wydaje. ;)
~Lestat
Usuń23 kwietnia 2010 o 20:34
To dobrze, że Liv będzie zaskakiwać. Lubię zaskoczenia. I lubię nieprzewidywalnych bohaterów, stąd chyba moja słabość do czarnych charakterów ;]