Tytuł: Luís de Camões
- Zamknijcie za mną dom – odparowała, biegiem mijając
Toby’ego i wcisnęła mu w rękę zapasowe klucze.
- Jak to? Chcesz jechać sama? – zaprotestował. – Jest późno,
a ty jesteś zmęczona – starał się użyć jak najbardziej łagodnego i zarazem
przekonywującego tonu, ale średnio mu wyszło, bo dotąd bywał tylko
przekonujący. Będąc w pokoju zmieniła tylko buty na takie, których obcas był
mniejszy niż piętnaście centymetrów i to go trochę uspokoiło, choć nie był
pewien, czy powinien puszczać ją samą. Był jej pracownikiem, ale jednym z
nielicznych, którzy mieli wgląd w jej prywatne sprawy. Szanował ją i lubił,
bywała heterą, ale wiedział, jaka wrażliwa z niej dziewczyna. Choć był od niej
dwa razy większy i potężnie przewyższał ją wzrostem, przestawiała go po kątach,
kiedy miała taki nastrój, ale jednocześnie ufała mu w kwestii bezpieczeństwa i
wówczas bezwzględnie mu się podporządkowywała. Jednak nie tym razem. Scarlett
bez słowa wsiadła do auta, rzucając torebkę na fotel pasażera i w ekspresowym
tempie przygotowała się do jazdy. Solidnie przygazowała, zapinając pas.
- Zadbajcie o wszystko – wsunęła na nos okulary, chociaż
była już ciemna noc. – Dzięki, Toby – odparła, ruszając z piskiem opon i
odjechała, zostawiając za sobą tylko kurz i zmącony żwir na podjeździe.
- Nie podoba mi się to – Max stanął obok niego, wciąż
trzymając w ręce pogniecione zdjęcie.
- Zamykamy i spadamy. Na dobrą sprawę powinienem być w domu.
Leah pewnie się niecierpliwi – rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku pustej już
alejki, w uszach wciąż dźwięczał mu pomruk auta i szelest żwiru.
Pomysł kupna nowego auta to był impuls. Była jeszcze w
ciąży, gdy uznała, że nie może wozić dziecka w takiej puszce, jak jej porsche.
Audi TT RS było jej słabością odkąd je zobaczyła przypadkiem w salonie, gdy Tom
zamierzał się na swoje R8. To nic, że niewiele łączyło je z autem rodzinnym.
Uznała, że to najpiękniejsze juto jakie widziała, a Tom bez słowa spełnił jej
zachciankę. Ani razu nie miała okazji przewieźć nim Liama. To chyba nazywa się
ironią losu. Jechała nim dopiero kilka razy. Pachniało nowością i chyba to było
jej potrzebne; coś nowego, coś innego, coś bez przeszłości. Auto idealnie
trzymało się drogi. Nie musiała zbytnio skupiać się na prowadzeniu. Mknęła
autostradą, sto sześćdziesiąt na godzinę, szybę miała nieco uchyloną. Silny
powiew wiatru mierzwił jej włosy, otrzeźwiał ją. Cicha muzyka płynęła z radia,
jednak przyjemne dźwięki i chłodny wiatr nie usunęły z jej myśli, aż nader
wyraźnego wspomnienia zdjęć. Przyspieszyła. Na liczniku było już prawie sto
osiemdziesiąt. Autostrada A115 ciągnęła się niczym prosta nitka makaronu spaghetti.
Ta prędkość dodawała jej sił. Niemal unosiła ją nad ziemią. Przez chwilę czuła
się wolna, choć przewijające się przed jej oczami obrazy przyszpilały ją do
asfaltu. Scarlett najbardziej bolało to, że Tom był taki szczęśliwy na tych
fotografiach. Szczęśliwy przy dziecku, które było niemal kropka w kropkę
podobne do niego. I ta kobieta. Ładna blondynka, prawdopodobnie matka dziecka
złudnie przypominającego Toma. Tom, jego troskliwe spojrzenie, tęskny uśmiech.
Dziecko, wyciągnięte do niego rączki, pełne radości. Ona, zadowolona, spokojna,
patrząca na nich jak na cały swój świat. Wskazówka prędkościomierza sięgnęła
dwustu. Łzy zamazały jej widok, więc zdjęła nogę z gazu. Zamrugała gwałtownie i
zobaczyła tablicę kierunkową, więc zaczęła ostro hamować i skręciła, mało co
nie przejechawszy zjazdu. Łzy ciekły jej z oczu. Ona, dziecko i Tom. Z trudem
powstrzymała się przed wybuchem. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Otworzyła
szerzej okno, a chłodne wieczorne powietrze osuszyło jej twarz. Przyjemne zimno
powoli łagodziło opuchliznę. Ilość kilometrów malała, czas w trasie rósł, ale
nijak dodało jej to otuchy. Bała się coraz bardziej. Bała się tego, co tam
zastanie. Bała się Toma. Bała się tego, co się z nim działo, co mogło zdarzyć
się – na oko – cztery lata wcześniej. Ta kobieta miała dziecko, podobne do
niego dziecko. To dziecko dawało mu radość. Nie odzywał się do niej od dwóch
tygodni. Wolał je od budowania ich świata. Może znudziło go robienie tego po
raz enty?
- Niech cię szlag! Niech cię szlag! Niech cię szlag! –
krzyczała, zanosząc się szlochem. Wypominał jej, że uciekła, a sam pozwalał im
znikać, spędzając czas z dzieckiem, które nie musiało być jego i kobietą, która
mogła mu je dać! A ona o niczym nie wiedziała. Nie miała pojęcia o ich
istnieniu i o wielu innych rzeczach, które tkwiły w nim, których nigdy nie
poznała i nie miała pewności, czy pozna. Tom miał w sobie wiele mroku i teraz
domyślała się jego przyczyn. Widziała te zdjęcia, choć patrzyła na nie krótką
chwilę wystarczyło, by zgliszcza jej świata zmieniły się w proch. Nie miała już
nic. Brutalna prawda zwaliła ją z nóg, ale nie miała wystraczająco dużo siły,
by poddać się jej destrukcyjnej mocy. Musiała wiedzieć, jak było naprawdę. Kim
była dla niego ta kobieta, to dziecko, bo choć wszystko wskazywało na to, że
nijak znała miłość swojego życia, to nie pojmowała, by mogło być tak naprawdę.
Tom ją kochał – w to wierzyła, a cała reszta musiała być koszmarnym
nieporozumieniem. Tylko, kim było to dziecko? Albo raczej, czyje…
Nie dawało jej to spokoju. Tak jak milion innych piętrzących
się spraw, z którymi musiała radzić sobie sama. Odwykła od tego. Tom zburzył
jej mur i obiecał ją chronić i nie dotrzymał słowa. Zostawił ją samą; bez siły,
bez zasad, bez niego. Prawie jak na autopilocie dojechała do domu rodzinnego
Toma. Wybiła kod i brama powoli zaczęła się otwierać, dało jej to krótką chwilę
na oddech i zebranie się do kupy. Auto wydało z siebie cichy pomruk, gdy
wjeżdżała na podwórze. Zaparkowała obok samochodu Billa i sięgnęła do torebki
po zdjęcia. Miała wrażenie, że papier parzył ją w dłoń. Idąc, zauważyła, że
siedzieli w kuchni.Pprzy zapalonym świetle doskonale widziała wszystkie cztery
sylwetki. Byli rodziną. Patrząc na nich była w stanie wyobrazić sobie młodszą
Simone i młodszego Gordona oraz dwóch urwisów wyglądających jak dwie identyczne
krople wody. Widziała jak śmieją się i opowiadają o czymś rodzicom. Widziała
pobłażające uśmiechy i dumę w oczach Simone i Gordona. Ta myśl była dla niej
niewyobrażalnie bolesna. Bo poczuła się samotna, pusta i odosobniona. Wzięła
głęboki oddech i energicznie otworzyła drzwi. Obcasy stukały o kafelki w holu,
niepokojąc domowników, jednak poruszała się zbyt szybko, żeby zdążyli
zareagować. Wtargnęła do kuchni. Siedzieli przy stole, śmiejąc się. Sączyli
czerwone wino i odniosła wrażenie, że stała się właśnie piątym kołem u wozu.
Minął ułamek sekundy, a Scarlett wydawało się, że to cała wieczność. Wszyscy
zamilkli przypatrując się jej w oniemieniu. Rozerwała kopertę i bez słowa
rzuciła zdjęcia na stół. Plik rozsypał się tuż przed nim. Nie spojrzał na nią,
gdy weszła. Nie patrzył i teraz. Wbił wzrok w zdjęcia.
- Nasze dziecko umarło – zaczęła cichym, zdławionym głosem.
– Codziennie jest między nami ciszej. Nie rozmawiamy. Wyjeżdżasz. Wiem, to też
moja wina – cedziła. – Nie odzywasz się. To dlatego? – wskazała brodą na
fotografie, choć Tom na nią nie patrzył. – Kim ona jest? – głos Scarlett był
coraz bardziej drżący, ale wciąż się trzymała. Jeszcze była w stanie nie
pozwolić sobie na słabość. Cisza, która zaległa w kuchni, gęstniała z każdą
chwilą. Wywoływała gęsią skórkę. Czuł, siłą podświadomości słyszał jej ciężki
oddech, bo w głowie huczały mu jego własne myśli. Przed oczami miał obraz,
który pragnął oglądać w innej odsłonie. Chciał Scarlett i Liama w jej
objęciach. Chciał jej uśmiechu i jego wesołych, nieskoordynowanych krzyków.
Chciał patrzeć na niego, gdy będzie miał trzy, pięć, dziesięć lat. Chciał jego
rodzeństwa i gromkiej, dziecięcej wrzawy. Chciał miłości, która dotąd otulała
go z każdym jej słowem i dotykiem, a został z niczym. Nie potrafił na nią nawet
spojrzeć. Nie potrafił jej odpowiedzieć. Bo nie znał odpowiedzi. Cisza między
nimi stała się tak wielka, że nie potrafił jej przełamać. Lena. David. On. Lena
stojąca na uboczu. David garnący się do niego. I on zadziwiająco zadowolony. A
gdzie Scarlett? Gdzie Liam? Gdzie miłość? To wszystko zabrnęło za daleko, a on
nie umiał się już wycofać. Wiedział, że coś właśnie pękało, a on nie zrobił
nic, by temu zapobiec. – Nie odpowiesz mi? Nie spojrzysz na mnie? Aż tak bardzo
się mnie brzydzisz? Budzę w tobie tak wielki wstręt? Nie chcesz mnie już? –
szeptała. – Tom, po prostu mi to powiedz. – warknęła, choć nie była pewna, czy
nie zabrzmiało to jak jęk. – Nie ma cię. Jjeśli chciałeś mnie ukarać, udało ci
się. Odkąd cię nie ma… nie ma nas, Tom. Nie ma nas. Znikamy. Boże, spójrz na
mnie! – krzyknęła, świdrując go wzrokiem. Mimowolnie, wiedziony impulsem
odwrócił wzrok. Nie widział jej blisko dwa tygodnie. Jeśli wtedy była cieniem
samej siebie, tak teraz… wyglądała, jak dawniej. Nienagannie ubrana, umalowana,
jedynie włosy miała rozwiane wiatrem. Z tą różnicą, że tak niesamowicie daleko
było jej do dawnej siebie. Mówiły o tym jej gesty, jej słowa, jej postawa. Była
swoją połową; zapadnięte policzki, cienie pod oczami, zgarbione ramiona i oczy,
w które nie śmiał spojrzeć. Zmarniała odkąd wyjechał. Była niczym mała,
przestraszona dziewczynka, która za wszelką cenę nie chciała pokazać, że się
bała. Patrzył na nią, świdrował ją spojrzeniem i nie mógł wyrzec słowa. Widział
słone łzy na jej policzkach, czując jak jego samego zaczynają piec oczy.
Odwrócił wzrok. Nie chciał widzieć jak drży. Nie chciał czuć, że słabła. Nie
chciał być świadkiem jej przegranej. I swojej własnej. Rwało go do niej, ale
nie umiał zrobić najmniejszego gestu, by przywołać ją do siebie. Cierpienie,
milczenie, rozłąka sparaliżowały go od wewnątrz. – Co to za dziecko? To nie
Liam. Ono nam go nie zwróci! Ono jest twoje? Tom, o co w tym wszystkim chodzi?
– szeptała coraz słabiej. – Ja mogę dać ci dużo zdrowych dzieci, Tom. Możemy je
mieć. Zrobię wszystko, by tak było, ale nie możesz mnie zostawić samej. Ale
jeżeli nie będziesz mnie kochał… jeżeli nie będziemy się kochać… Musimy się
kochać, Tom! Powiedz, że tak… - szeptała przez łzy, a on wciąż milczał. Patrzył
w zdjęcia, jak zaklęty. Cały był spięty, cud, że nie eksplodował. Siedział, jak
na szpilkach i czuł jej wzrok. Miażdżyła go błagalnym spojrzeniem, a on choć
wewnątrz pękał na milion kawałków, nie potrafił dać jej choćby jednego znaku. Zupełnie
jakby to nieruchome ciało nie należało do gotującego się z emocji ducha. Nie
widział, jak ugięły się pod nią kolana, usłyszał szelest. Bill w porę złapał ją
w pół. – Niech cię szlag, Kaulitz. Niech cię szlag! – po tym usłyszał już
tylko, jak wybiegła. A Bill za nią. Zdjęcia tkwiły wciąż przed nim. Ładnie
wykadrowane, kolorowe. Wyglądali na nich jak rodzina. Patrzył na nie i nie
widział tam siebie, tylko złudnie podobnego do niego chłopaka. Ale było już za
późno.
- Co ty wyprawiasz, synku? – zapytała Simone słabym z emocji
głosem. Z trudem podniósł spojrzenie na matkę i tylko na to wystarczyło mu sił.
Patrzył w identyczne jak jego brązowe oczy i nie znalazł odpowiedzi na to
pytanie. Nie wiedział już nic. Nie znał niczego. Zwłaszcza siebie.
Scarlett z trudem złapała równowagę, zbiegając ze schodków i
w pędzie otworzyła samochód. Bill był tuż za nią. Słyszała jego nawoływania,
ale nie była w stanie się zatrzymać. Właśnie stało się coś, czego opisać nie
umiała. Bała się, że tak wyglądał koniec. Z walącym sercem wsiadła do samochodu
i zatrzasnęła drzwi, które w tej samej chwili otworzyły się.
- Scarlett, nie jedź! – krzyknął, wpychając się niemal do środka.
Miała problem z trafieniem kluczykiem do stacyjki, a cenne sekundy mijały. –
Scarlett, nie! – zatrzymał jej ręce, zdzierając naskórek kłykci, otarłszy ręką
o kierownicę. Nic nie poczuł. Słyszał dudnienie własnej krwi, myśli pędziły w
szaleńczej gonitwie, a on usilnie próbował wyłapać jakąś, która da mu znaleźć
sposób na zapobiegnięcie najgorszej z możliwych zbrodni. Bo przecież nie godzi się zabić miłość! – Scarlett! – krzyknął, a
ona nie potrafiła przestać się szamotać. Z całej siły przytulił ją do siebie,
nie zważając na brak miejsca w samochodzie. Dopiero wtedy się uspokoiła i
wybuchła gorzkim szlochem. – Zostań na noc. Jest prawie druga.
- Nie – odparła, uspokajając się momentalnie. Na powrót
stała się opanowana i wyniosła, a głos przesiąknięty chłodem. Rozklejenie, to
było ostatnie, na co mogła sobie pozwolić. Nie zniosłaby nocy z Tomem pod
jednym dachem. Choć nie marzyła o niczym innym, jak o tym, by wybiegł za nią i
wyjaśnił jej wszystko, by nie pozwolił
jej odejść, tak mierziła ją myśl o tym, że obecnej sytuacji mógłby być tuż
obok. To wszystko bolało tak bardzo. Czuła się skołowana. Jego milczenie, jego
nieme potwierdzenie paliły jej serce, otumaniły myśli. Nie mogła się
skoncentrować, racjonalnie rozumować, ale wiedziała jedno. Musiała jak
najszybciej stamtąd odjechać.
- Scarlett, zabijesz się! – warknął, spoglądając jej w oczy.
Brunetka tylko wyszarpnęła dłoń z uścisku Billa, rzucając mu groźne spojrzenie.
Niechętnie wycofał się z auta.
- Może i byłoby lepiej. Oszczędziłabym sobie bólu – Przez
krótką chwilę patrzyła mu w oczy. Zobaczył w nich gniew, żal i rozdarcie, ale
przede wszystkim strach. To on ją teraz prowadził. Chwyciła za klamkę,
zmuszając, by się wycofał.
- Wiesz, że mówią przez ciebie emocje. Scarlett, jedyne o co
cię proszę to, to byś jechała ostrożnie – nie odpowiedziała, zacisnęła jedynie
szczękę, patrząc na niego o kilka sekund za długo, by zrozumiał, że mógł być o
nią spokojny. Odsunął się, a dziewczyna zatrzasnęła drzwiczki i ani się
obejrzał, ruszyła z piskiem opon. I już jej nie było. Stał tak kilka chwil,
póki pomruk silnika nie umilkł zupełnie i starał się zebrać myśli.
Kiedy wrócił do kuchni, panowała tam napięta atmosfera.
Gordon wciąż siedział za stołem, mama kuliła się obok niego płacząc, a Tom stał
oparty o blat szafek. Wiele się nie zastanawiając, podszedł i z całej siły
przyłożył Tomowi w szczękę. Simone zerwała się z krzesła przestraszona głuchym
plasknięciem. Podnosząc wzrok, zobaczyła jak Tom oddycha się w bok pod naporem
pięści Billa i jak niemal od razu oddaje mu równym z równą, jeśli nie większą
siłą. Wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyła, który powalił ich na
podłogę. Tłukli się, klnąc nieprzyzwoicie. Spojrzała przerażona na Gordona,
jednak on powstrzymał ją, ujmując pod ramię i wyprowadził z kuchni. Zupełnie,
jakby nie widział, co robili. Nim wyszła, zdążyła zauważyć, jak Tom przygwożdża
brata do podłogi, wyzywając go od najgorszych, a ten wyplątując spod niego
ręce, chwycił go za szyję.
- Gordon, oni się pozabijają – pisnęła przerażona, jednak
mąż trzymał ją stanowczo za przedramię.
- Mało razy tłukli się w dzieciństwie? – spojrzał na nią
zatroskany.
- Dlaczego ich nie powstrzymasz? Ja nie dam rady, ale ty…
- Bo im szybciej wyrzucą to z siebie, tym szybciej dojdą ze
sobą do ładu – odparł spokojnie, siadając na ławce i szafce na buty
jednocześnie. Nasłuchiwała kilka krótkich chwil, jednak przemożna potrzeba
zrobienia czegoś była silniejsza. Wyrwała się z uścisku Gordona i porwawszy
chustę z wieszaka przy drzwiach, wybiegła na dwór. Nie miała pojęcia, jak udało
jej się dotrzeć na miejsce, ani ile zajęło jej to czasu. Ocknęła się, kiedy
drzwi otworzyła jej Lena. Serce Simone waliło jak szalone, a spuchnięta od
płaczu twarz piekła poszczypana wiatrem.
- Zostaw Toma w spokoju – wyrzuciła z siebie, łapiąc oddech.
– Już raz zniszczyłaś mu życie i jesteś na najlepszej drodze, żeby zrobić to
znów! Zostaw Toma w spokoju! – wycedziła i odwróciwszy się na pięcie odeszła,
zostawiając oniemiałą Lenę z mętlikiem myśli.
Dziewczyna zamknęła drzwi i oparłszy się o nie plecami,
zsunęła się na podłogę i siedziała tak. Był środek nocy, wizyta Simone zaskoczyła
ją, ale nie obudziła. Źle sypiała od kilku dni. Tom, David i ona. Nie miała
pojęcia do czego to wszystko prowadziło. Uległa pokusie słodkiej przyszłości,
ale nie miała pewności, czy mogła być tak piękna, jak jej obiecano. Wyjęła z
kieszeni szlafroka telefon i wybrała odpowiedni numer. Odebrano po trzecim
sygnale.
- Nie mogę tak dłużej. Była u mnie jego matka, a ja i bez
tego wiem, że nie pomagam, a tylko szkodzę – wyszeptała.
- Nie pieprz – usłyszała krótką, zwięzłą i przesiąkniętą
pełnym wrogości twardym akcentem odpowiedź, po której poczuła, jak wzdłuż
pleców przebiegły jej dreszcze.
- Łatwo ci mówić. Nie masz serca.
- Widzisz, o ile dzięki temu życie staje się łatwiejsze?
- To się nie uda. On mnie nie kocha i nie pokocha z prostej
przyczyny – kocha Scarlett. Nawet David tu nie pomoże. Czekałam z telefonem do
ciebie, bo liczyłam, że coś się zmieni, ale on jest wobec mnie szorstki,
zachwyca się małym, ale to minie. I odejdzie, a ja nie chcę cierpieć. To był
błąd. Nie powinnyśmy tego zaczynać.
- Och – westchnęła. – Ależ ty masz gadanego. Myszko, wyjdź
ze swojego domku w kątku i rozejrzyj się. Jesteś ty, twój syn i Tom. Wierz mi
na słowo, że Tom będzie mięciutki i urobisz go jak rozgrzaną plastelinę. Tylko
zacznij wreszcie lepić! Nie po to wydałam majątek na to, żeby zrobić z ciebie
ludzi, żebyś teraz czmychnęła do kąta. Zawarłyśmy umowę, Lena. Ty robisz swoje,
ja robię swoje – i rozłączyła się, a dziewczyna siedziała tak jeszcze długo,
patrząc w zalany mrokiem korytarz i zastanawiała się, czy to wątpliwe szczęście
było warte swojej ceny.
Świtało już, kiedy postanowiła, że nie wycofa się. Nie
mogła, choćby ze względu na Davida. Jeśli Tom wyjedzie, wytłumaczy mu, że miał
przecież swój wielki świat, do którego oni nie należeli. Tak będzie łatwiej,
niż gdyby teraz zaprzestała pozwalać mu na spotkania z Tomem. David potrzebował
ojca, a Tom dawał mu choć namiastkę ojcowskiego zainteresowania. Nie wiedziała,
co się mogło stać, ale zdecydowała spróbować. Poszła do swojej sypialni i
prędko przebrała się pierwsze, co wpadło jej w dłonie – szorty i powyciągany
T-shirt. Zabrała klucze i pobiegła w stronę posesji Trümperów, zastanawiając
się, czy ta wyrwa w obrodzeniu wciąż nie została naprawiona. Wstyd było jej się
do tego przyznać, ale krótko po przeprowadzce, kiedy było jej naprawdę przykro,
wkradała się do ogrodu i wchodziła do domku na drzewie, by powspominać. Obeszła
ogrodzenie przeciskając się między gałęziami i wysoka trawą na łące za
ogrodzeniem. Ignorując fakt, że płot był wysoki i ciężko było się na niego
wskrobać, zaryzykowała, wykorzystując do tego wyłamaną sztachetkę. Przeskoczyła
na drugą stronę, modląc się, by pies był na podwórzu i chyłkiem przemknęła do
drzewa, na którym był domek. Drabinka była odczepiona, co znaczyło, że ktoś był
w środku. Bill albo Tom. Wóz albo przewóz. Zaryzykowała i wspięła się poi
szczebelkach, najciszej jak umiała, by mieć choć cień szansy na ewentualną
ucieczkę. W środku paliło się mdłe światło. Wyciągnęła szyję, starając się
zajrzeć do środka. Zobaczyła czubek białego reeboka, co mogło oznaczać tylko i
wyłącznie, że jego właścicielem był Tom. Odetchnęła i już swobodniej wspięła
się na szczyt drabinki. Podciągnęła się na podest i siedziała krótką chwilę, by
uspokoić oddech. Od czterech lat marzyła o tej chwili, a ani trochę się nie
przygotowała. Wyglądała, jak ostatnie nieszczęście. Byle jaki strój,
nieuczesana i rozespana, a raczej niedospana. Odetchnęła po raz kolejny i
odsunąwszy kotarę, weszła do środka. Tom leżał na materacu, paląc. Doskonale
pamiętała jak robił to, gdy byli razem i w dziwny sposób ja to fascynowało. Gdy
wsuwał papierosa między wargi, zaciągał się i powoli wypuszczał dym, nie mrużąc
oczu. Coś ścisnęło ją w środku, za serce. Był taki do cna smutny, nie udało mu
się tego ukryć nawet wtedy, gdy spłoszony prędko podniósł się do pozycji
siedzącej i posłał jej pełne wrogości spojrzenie. Weszła w głąb domku, nie
wiedząc, co powiedzieć. Przyglądała mu się, nie mogąc oderwać oczu. Widywała go
niemal codziennie, ale nigdy nie przyglądała mu się tak naprawdę, a może nie
widziała po prostu. Przez te wszystkie lata był dla niej gniewnym nastolatkiem,
w tych wielkich ciuchach, dredach na głowie i sercem pełnym marzeń. Był
niegrzecznym chłopcem, który stawał się ułożony tylko dla niej. Widziała, jak
się zmieniał, słyszała dziesiątki wywiadów o tym, jak nie wierzył w miłość! A
ona wiedziała, że to przez nią, że złamała mu serce. A teraz miała przed sobą
mężczyznę. Chłopiec, którego znała i kochała odszedł, odmieniony przez kobietę,
którą kochał. I to nie ona była tą kobietą, ale nie umiała już stamtąd wyjść.
Za bardzo pragnęła tej krótkiej chwili z nim, by znów mogła choć odrobinę
wyobrazić sobie, że było jak dawniej. Zdawszy sobie sprawę z tego, że patrzyła
na niego zbyt długo, przesunęła się nieco, jakby to mogło skłonić Toma do
jakiejś reakcji. A on po prostu wpatrywał się nią. Tymi ciemnymi, pełnymi bólu
oczyma. Tymi, które tak ukochała. Tymi, którymi on niegdyś kochał ją. W tej
wymiętej koszuli i powycieranych spodniach wyglądał niemal jak kiedyś. Ale ona
wiedziała, że dawno przestał być tym, którego znała. Westchnęła ciężko,
mimowolnie stając w świetle lampki. Tom
zmrużył oczy, baczniej jej się przyglądając.
- Ja… twoja mama u mnie była i pomyślałam… - mruknęła,
spuszczając wzrok. Tom zdusił peta na puszce po coli i z powrotem spojrzał na
nią. Zrobiło mu się jakoś dziwnie. Nie wiedział, czy winę ponosiło światło
igrające w jej blond włosach, rozespana twarz, czy może ten frywolny strój, tak
bardzo przypominający mu dawną ją. Czuł się skołowany; zdjęciami, wizytą
Scarlett, samym sobą, tym, że nie czuł już żalu do niej. Tego żalu, który
pielęgnował w sobie od tylu lat. W ciągu kilku dni, Lena stała się miłym
wspomnieniem i częścią jego teraźniejszości. Było mu z tym tak dziwnie, bo
nauczył się żyć z wrogością wobec niej, a teraz nagle zniknęła i nie miał się
czym bronić.
- Jak się tutaj dostałaś? – sięgnął po kolejną puszkę coli i
otworzywszy ją, pociągnął solidny łyk. Lena zauważyła, że walało się tam ich
mnóstwo. Nie mogła mieć pojęcia, że dzięki temu zapija potrzebę sięgnięcia po
alkohol. Taki myk.
- Ja… przeszłam przez ogrodzenie. Wiem, że nie powinnam, ale
czułam, że cię tu znajdę, bo Tom – uważnie stawiając kroki między śmieciami,
podeszła do niego i przyklękła przed nim. Przycupnęła na swoich nogach i
złożywszy dłonie na udach, spojrzała mu w oczy. – Twoja mama zarzuciła mi, że
próbuję zniszczyć ci życie, ale ja nie robię niczego specjalnie. Przyznaję,
że przenosząc się tutaj liczyłam na coś,
ale teraz… Tom, nie chcę szkodzić. Mamy wspólną przeszłość, jaka by nie była,
to już minęło i nie chcę, by miało wpływ na nasze kontakty. Wiem, że po tym, co
zrobiłam to trudne, jeśli nie niemożliwe, ale ja naprawdę nie chce sprawiać ci
kłopotów.
- Ja nie rozumiem, Lena. Nie rozumiem niczego, co się teraz
dzieje – wyszeptał, podnosząc wzrok znad puszki i spojrzał jej prosto w
oczy. Coś nią wstrząsnęło. W oczach Toma
kryło się tak wielkie, nieposkromione cierpienie, niema prośba, wołanie o
pomoc. Nie była pewna, na ile mogła sobie pozwolić. Tak bardzo bała się, że
przekroczy granicę, a Tom na powrót stanie się nieprzystępny, jednak niepewnie
uniosła dłoń do jego policzka i nieśmiało pogładziła go. Na skórze czuła
przyjemne kłucie jego kilkudniowego zarostu. Na krótką chwile zamarł, jakby
wahał się, czy tego chciał, lecz nie odrzucił jej. Niepewnie wtulił się w jej
dłoń i przymknął oczy. Tak bardzo potrzebował, by ktoś zalał go morzem miłości,
która mogłaby ukoić jego ból. Zachłannie przypatrywała mu się, korzystając z
bezkarności jaką dawały jej jego przymknięte oczy. Dopiero z bliska zauważyła,
że miał pękniętą wargę i spuchnięty policzek. Mimowolnie dotknęła zasychającej
ranki, a Tom syknął gwałtownie otwierając oczy. Poraziło ją spojrzenie jego
niemal czarnych oczu. Zabrała dłoń. – Rozmawialiśmy z Billem – kiwnęła rozumnie
głową, doskonale wiedząc, jak sprytnie dogadały się ich pięści,, czego rezultat
widziała na jego twarzy. Wiedziała też, że to przez nią.
- Pamiętam te wasze rozmowy – zaśmiała się, choć zdawała
sobie sprawę z tego, że to nie na miejscu. Tom podniósł na nią wzrok i choć
jego wargi ledwo drgnęły, uraczył ją namiastką uśmiechu. Zatrzymał spojrzenie
na jej twarzy, na chwilę zbyt długą, niż mówiła o tym przyzwoitość, ale gdy
usłyszał jej śmiech, przypomniał sobie, jak bardzo go lubił. Uśmiechnęła się
znów, trochę zakłopotana jego spojrzeniem i nieporadnie usiadła na materacu,
obok niego. Tom przeniósł spojrzenie z powrotem na czubki swoich butów. – Tom,
ja… wiem, że to wszystko, co się z tobą działo, to moja wina, ale chciałabym, żebyś
wiedział, że mój wybór spowodowany był twoim dobrem. Jakkolwiek teraz to brzmi,
wtedy popełniłam błąd i nie mogłam cię nim obarczać. Dlatego odeszłam –
wypowiedziała to z trudem, dławiąc się własnymi słowami, ale nie mogła być tam
z nim, nie wyjawiając mu prawdy. Zupełnie jakby mogło to coś zmienić. Bardzo
starała się być opanowaną. Zaciskała dłonie, trzymając je między kolanami i
czekała, a ułamki sekund wydały jej się wiecznością.
- Puściłaś się z innym – stwierdził, nie zapytał. I choć
zabolały ją te słowa, były przecież zupełnie zgodne z prawdą. Jednak w jego
ustach wydały się jej podwójnie ciężkie.
- Tak, trafnie to ująłeś – westchnęła. – Pewnie, gdybym nie
zaszła w ciążę, inaczej bym to rozegrała, ale… wolałam, byś mnie nienawidził. Wiem,
że to tekst rodem z jakiegoś dramatu, ale naprawdę tak było, Tom. Tak też
poleciła mi matka, żeby odejść prawie bez słowa, pozwolić ci nie wiedzieć.
Przeniosłyśmy się do Bawarii. Zostawiła ojca i zaczęłyśmy na nowo, wiesz, nie
przestał pić. Dwa lata temu dostałyśmy pismo, że znaleziono go martwego, więc
wyprawiłyśmy pogrzeb, choć wcale nie miałam na to ochoty. Nie zasłużył, by go
opłakiwać – zamilkła na chwilę, by zaraz zebrać się w sobie i kontynuować. Tom
na nią nie patrzył, a ona nie miała odwagi, by spojrzeć na niego. Nie wiedział,
ile ja to kosztowało i dobrze, bo nie chciałaby od niego litości. – Ale David
jak każde dziecko z każdym dniem bardziej potrzebował ojca, a ja nie wiedziałam
co robić…i wciąż chowałam w sobie uczucie do ciebie. Dlatego osiedliłyśmy się w
Loitsche, bo gdzieś tam w środku liczyłam, że to coś zmieni i że znów będziemy
razem. To głupie, ale wtedy jeszcze się łudziłam. Kiedy ujawniliście wasz
związek, poczułam zawód, ale też cieszyłam się, bo wiedziałam, że uwolniła cię
ode mnie. I cieszę się wciąż, ale nie chcę żebyś znikał znów z mojego, z
naszego życia.
- To egoizm – odparł chłodno.
- Wiem. Ale tym swoim egoizmem chcę ci jakoś pomóc, a
jednocześnie mieć cię dla siebie, chociaż na chwilę. To tak źle?
- Nie wiem, Lena – zaskoczył ją, gdy naglę spojrzał jej
prosto w twarz. – Wczoraj cię nienawidziłem, a dziś… a dziś już sam nie wiem.
Bo nie wiem niczego. Nie mam pojęcia, co będzie ze mną, ze Scarlett, z życiem.
Do dziś martwiłem się, co będzie, gdyby David był moim synem…
- A chciałbyś? – zapytała z nadzieją w głosie, której nie
zdołała ukryć.
- Nie – odparł krótko, nie mrugnąwszy nawet okiem.
- Tak myślałam – pokiwała głową i objąwszy rękoma podkulone
pod siebie nogi, oparła brodę na kolanach.
- A czego się spodziewałaś? Że nagle postanowię być wzorowym
tatusiem twojego dziecka tak w zastępstwie za moje własne? Może faktycznie,
polubiłem twojego syna, ale Lena, moje dziecko nie żyje. Wyobrażasz to sobie? –
znów gwałtownie zwrócił ku niej wzrok. Przestraszona spojrzała mu w oczy, zawierał
on tyle bólu, ile ona nie potrafiła sobie nawet wyobrazić. – I wiesz, co jest w
tym najgorsze? Najgorsze jest to, że gdybym nie był egoistą i skupił się na
Liamie, a nie na Scarlett, on mógłby żyć, bo gdybym wstał dziesięć razy
zobaczyć co u niego, a nie był… z nią. Mógłbym coś zauważyć, zawiadomić
pogotowie, cokolwiek! Dlatego nie chcę się do niego przywiązywać, nie chcę
kochać go miłością, która zawsze będzie należała do Liama. Nie chcę oszukiwać
ani jego ani siebie, Lena – wciąż mocno się w nią wpatrywał, jakby oczekiwał,
że tego nie zniesie, a jednak Lena nie odwróciła wzroku. Zlękniona, drżąca
patrzyła mu prosto w oczy, zupełnie nie ogarniając tego, co się w nich kryło.
Powinno jej być przykro albo powinna być zła za ostre słowa skierowane do jej
synka, ale gdy przez krótką chwilę próbowała postawić się na jego miejscu, nie
poczuła niczego prócz smutku. Było jej tak bardzo żal Toma.
- Nie zamierzam ci go narzucać, Tom. David jest mój. Nie
odrzuciłeś go za pierwszym razem, więc podszedł kolejny, bo ma bzika na punkcie
Tokio Hotel. Wielbi cię, jak tysiące twoich fanów. A poza tym, on lgnie do
facetów. Jest oczkiem w głowie wszystkich sąsiadów, bo potrzebuje ojca. Ja,
choć kocham go najbardziej w świecie, nie zastąpię mu go. Pojawiłeś się ty,
kolejny samiec, więc garnie się do ciebie. Nie będę mu na to pozwalać, jeżeli
nie będziesz tego chciał.
- Myślałem, że po tym, jak mnie zostawiłaś, nie spotka mnie
już nic gorszego, ale było gorzej. Moje życie było jedną wielką marnością. A
potem pojawiła się Scarlett – uśmiechnął się, a Lena poczuła się nieswojo, bo
wiedziała, że każda myśl o niej budzi w nim coraz to większą miłość. – Przy
niej nauczyłem się żyć… żyć pełnią życia. Dała mi miłość o jakiej istnieniu nie
miałem pojęcia, wszystko było sielskie i anielskie, a potem okazało się, że
jest w ciąży, a ja spanikowałem, przeraziłem się, ale jednocześnie nigdy nic
nie dało mi większego szczęścia. Liam był miłością samą w sobie i niczego
więcej na nie było potrzeba. A potem umarł i skończyło się wszystko. Skończyło się
szczęście, miłość i skończyliśmy się my. A ja nie chcę jej stracić. Kocham ją,
jak nigdy nikogo miłością, której nie da się opisać. A teraz pojawiasz się ty i
choć chcę, nie umiem cię nienawidzić. I jeszcze David. Wiesz, myślałem, że on
jest moim synem i dlatego bawisz się w podchody. To podobieństwo… - zamyślił
się chwilę, po czym obdarzył ja kolejnym gwałtownym i chłodnym spojrzeniem. –
Jesteś pewna? – kiwnęła głową.
- Nie wiedziałam, że aż tak bardzo namieszałam.
- Ktoś mnie tu dorwał i zrobił nam zdjęcia. Dostała je
Scarlett i była tu, ale nie chcę i nie zamierzam o tym gadać.
- W porządku – uśmiechnęła się blado na wypadek, gdyby Tom
to zauważył. Jednak on, zupełnie jakby jej tam nie było, wstał i przeszukawszy
kieszenie, wyciągnął papierosy. Odpalił jednego i zaciągnąwszy się mocno,
odchylił głowę do tyłu. Tak bardzo chciałby zapomnieć. Odejść i utonąć w
zapomnieniu, ale nie potrafił. Nie potrafił być, ani odejść. Trwał w marazmie,
którego przełamać nie umiał i bał się przyznać przed samym sobą, że bez niej
długo nie będzie potrafił. A czas uciekał.
*
- Dziękuję – mruknęła w pośpiechu, po czym zatrzasnęła
komórkę i wrzuciła ją do torebki, z kolei torebkę niedbale porzuciła przy
schodach. Wbiegła na górę i po omacku dotarła do sypialni. Włączyła światło,
nie bacząc na to, że ją oślepiło, pobiegła do garderoby i wyciągnąwszy pierwszą
lepszą walizkę, zaczęła wpychać do niej pierwsze lepsze ubrania. Próbowała
wyłączyć myślenie, jednak z czuciem okazało się znacznie trudniej. Tłumiła w
sobie ból. Calutką drogę nie uroniła ani jednej łzy, nie wykrzyczała ani
jednego słowa złości. Nie złorzeczyła, ani nie rozpaczała nad tym, co się
stało. Prowadziła, zdejmując nogę z gazy tylko wtedy, gdy było to absolutnie
konieczne. Działała na automacie. Czuła się wyzuta, pusta, zmęczona.
Najbardziej czuła się zmęczona. Cały ból zlał się w jedno, nieprzespane godziny
i ten wielki strach, odebrały jej siły. Pragnęła już tylko zniknąć. Wepchnąwszy
ostatnią parę butów, zaciągnęła walizkę do sypialni, gdzie w pędzie zabrała z
łazienki kosmetyczkę, nie bardzo interesując się tym, co do niej wrzuciła i
zamknęła bagaż. Kiedy schodziła na dół, zadzwonił taksówkarz. W dziesięć minut
później zostawiła za sobą pusty dom pogrążony w mgle brzasku.
*
Świtało już, gdy usłyszał na sobą skrzypienie drzwi. Nie
zwracając na to uwagi, skupił ją na wschodzącym słońcu, jakby jego pierwsze,
ciepłe promienie mogły ogrzać jego skostniałe serce. Odkąd odprowadził Lenę do
domu, siedział na schodach, licząc, że uda mu się dojść do ładu ze sobą samym.
Niełatwo było mu przyjąć fakt, że nienawiść do niej zniknęła na przestrzeni lat,
choć wydawało mu się, że było inaczej. Po prostu się odkochał, a miłość
Scarlett zobojętniła go na złe wspomnienia. No, właśnie. Scarlett. Dopiero,
kiedy tak siedział i myślał o tym wszystkim ze względnym spokojem, dotarło do
niego, jak musiała poczuć się widząc jego, Lenę i Davida. Gdy ból po stracie
Liama był wciąż tak świeży, musiała poczuć się zdradzona. Ktoś usiadł obok
niego, jednak nie otworzył oczu, chcąc zachować jeszcze chwilkę jej obraz. Była
taka smutna, gdy prosiła go o wyjaśnienia, a on nie dał jej choćby jednego
słowa. Miał wrażenie, że postąpił gorzej niż ona, gdy zamilkła na tyle długich
tygodni. Pogubił się w tym wszystkim i nie potrafił przypomnieć sobie chwili, w
której to się zaczęło. Nie wiedział, czy to wtedy, gdy znalazł go tego
feralnego ranka, czy wtedy, gdy Scarlett po raz pierwszy go odepchnęła, czy
może w jeszcze innej z tak wielu tragicznych chwil. Nie wiedział, co powodowało
nim, gdy wyjeżdżał w chwili, w której ona zapragnęła wrócić, ani wtedy, gdy nie
zareagował, widząc błyskający w oddali flesz. Najbardziej nie pojmował,
dlaczego nie wyjaśnił jej czegokolwiek, gdy przyszła do niego z ostatkami
wiary, bo go kochała. Kochała go…
- Tom, po prostu mi to
powiedz. – warknęła, choć nie była pewna, czy nie zabrzmiało to jak jęk. – Nie
ma cię. Jeśli chciałeś mnie ukarać, udało ci się. Odkąd cię nie ma… nie ma nas,
Tom. Nie ma nas. Znikamy. Boże, spójrz na mnie! – krzyknęła, świdrując go
wzrokiem. Mimowolnie, wiedziony impulsem odwrócił wzrok. Nie widział jej blisko
dwa tygodnie. Jeśli wtedy była cieniem samej siebie, tak teraz… wyglądała, jak
dawniej. Nienagannie ubrana, umalowana, jedynie włosy miała rozwiane wiatrem. Z
tą różnicą, że tak niesamowicie daleko było jej do dawnej siebie. Mówiły o tym
jej gesty, jej słowa, jej postawa. Była swoją połową; zapadnięte policzki,
cienie pod oczami, zgarbione ramiona i oczy, w które nie śmiał spojrzeć.
Zmarniała odkąd wyjechał. Była niczym mała, przestraszona dziewczynka, która za
wszelką cenę nie chciała pokazać, że się bała. Patrzył na nią, świdrował ją
spojrzeniem i nie mógł wyrzec słowa. Widział słone łzy na jej policzkach,
czując jak jego samego zaczynają piec oczy. Odwrócił wzrok. Nie chciał widzieć
jak drży. Nie chciał czuć, że słabła. Nie chciał być świadkiem jej przegranej.
I swojej własnej. Rwało go do niej, ale nie umiał zrobić najmniejszego gestu,
by przywołać ją do siebie. Cierpienie, milczenie, rozłąka sparaliżowały go od
wewnątrz. – Co to za dziecko? To nie Liam. Ono nam go nie zwróci! Ono jest
twoje? Tom, o co w tym wszystkim chodzi? – szeptała coraz słabiej. – Ja mogę
dać ci dużo zdrowych dzieci, Tom. Możemy je mieć. Zrobię wszystko, by tak było,
ale nie możesz mnie zostawić samej. Ale jeżeli nie będziesz mnie kochał… jeżeli
nie będziemy się kochać… Musimy się kochać, Tom! Powiedz, że tak…
- Musimy, musimy, musimy – powtórzył cicho, chowając głowę
między rękoma opartymi na udach. Miała absolutną rację we wszystkim, jak
zawsze, ale… wciąż czuł, że nie był gotowy na tą konfrontację. Wciąż miał w
sobie to uczucie, które podpowiadało mu, że jeszcze nie nadszedł czas, że
jeszcze musiało coś się zdarzyć, by mógł podjąć decyzję. A Tom zbyt obawiał się
tego, co mogło zdarzyć się poza bezpieczną oazą rodzinnego domu, by
przeciwstawić się mu. Jego uszu doszło westchnienie, ale i bez tego wiedział,
kto siedział obok niego. – Co, znów chcesz dać mi w pysk?
- Wieeesz, co? – ziewnął. – Chętnie, ale poczekam, aż znów
zrobisz coś, co jeszcze bardziej pogorszy twoją i tak nieciekawą sytuację.
- Dzięki, wiedziałem, że na brata mogę zawsze liczyć –
podniósłszy głowę, skwasił się, mimowolnie dotykając strupka na wardze, po czym
zagryzł ją i skwasił się jeszcze mocniej.
- Możesz – spokojny ton Billa nie pomagał Tomowi. Budził w
nim tylko większe poczucie winy. –
Wolałbym, żebyś mi powiedział, dlaczego z taką pasją bruździsz sobie w życiu?
Wiesz, ja czuję, że jest ci źle, w pewien sposób doświadczam twojego
cierpienia, ale nie wiem, skąd to się bierze. Co tobą powoduje – Tom myślał
dłuższą chwilę, nim znów spojrzał na Billa.
- Nie wiem – odparł spoglądając wprost w niemal identyczne
brązowe oczy. Bill nie ponaglał, nie oczekiwał, nie narzucał, ale był. Z całym
swoim natłokiem pytań, milczeniem i zrozumieniem. I to było dobrem w całym
otaczającym go złu.
- Ostatnio zawsze tak odpowiadasz.
- Bo naprawdę nie wiem. Dlatego tu jestem, by nie musieć
podejmować żadnych decyzji, ale wychodzi na to, że nawet bezczynnością wszystko
psuję.
- Tobie się tylko wydaje, że tutaj znika odpowiedzialność za
to, co mówisz i robisz. Lena, David, Scarlett. Problemy nie znikają, gdy od
nich uciekasz. Wręcz przeciwnie, piętrzą się.
- Wiem.
- Więc?
- Więc to nie zmienia tego, że nie wiem, co dzieje się z
moim życiem. Zgubiłem się, Bill, a jej nie ma obok, żeby wziąć mnie za rękę i
wyciągnąć z tego gówna.
- Bo musisz wyciągnąć się sam. Teraz to Scarlett potrzebuje
tego, żeby ktoś podał jej rękę. Ona już
raz to dla ciebie zrobiła, a nawet dwa licząc dzisiejszą noc. Spieprzyłeś
sprawę – Tom odwrócił wzrok i spojrzał pod słońce. Wśród chłodu poranka, jego
ciepłe promienie przypominały mu o tym, że jeszcze mogło być lepiej. Nie
wiedział kiedy i jak, ale miał nadzieję. Przyćmiewało ją milion bolesnych
spraw, ale czuł ją pod skórą.
- Wiem, ale… - zaciął się i więcej niczego już nie
powiedział. Utkwił wzrok gdzieś w przestrzeni, w gruncie rzeczy nie wiedząc, na
co patrzył. Było mu tak pusto.
- Zaraz otwierają, idę po papierosy – Bill wstał, a Tom
kiwnąwszy głową, podniósł się ociężale, rozprostowując ścierpnięte mięśnie i
wszedł do domu. Potrzebował snu. Długiego kojącego snu, który pozwoli mu
zapomnieć.
*
Obudziła się, gdy do pokoju wdarły się pierwsze promienie popołudniowego
słońca i pierwsze, co poczuła to pulsujący, katorżniczy ból głowy. Nie mogła
poruszyć się ani o centymetr, by nie wywołać kolejnej jego fali. Leżała tak
jeszcze dość długo, nie była w stanie określić ile. Wszystko byłoby w porządku,
gdyby po kilku minutach słodkiego odrętwienia nie powrócił jej trzeźwy umysł.
Zbombardowały ją czarne myśli, pozostawiły zgliszcza, z których snuł się dym z
jej nadziei. Kończył się sierpień, a ona zamiast patrzeć, jak Liam rośnie z
dnia na dzień, przygotowywać się do powrotu na scenę, systematyzować życie,
tkwiła w sypialni z widokiem na wieżę Eiffla z potężnym kacem i milionem
nieuporządkowanych myśli, które przyprawiały ją o mdłości. Z trudem musiała
przyznać, że pierwszy raz od bardzo dawna nie radziła sobie. Pogubiła się. Nie
wiedziała, co robić, w którą stronę iść. Ból spowodowany śmiercią Liama był w
niej, rana sączyła się i zadawała jej ból w momentach, kiedy najmniej się tego
spodziewała, ale była w stanie zmusić się do tego, by żyć. Jednak, kiedy Toma
miało przy niej nie być, ta walka traciła sens. Scarlett wzięła głęboki oddech
i starając się poruszać jak najmniej, podniosła się do pozycji siedzącej.
Rozejrzała się po pokoju, mrużąc oczy. Walizki w drzwiach, pusta karafka i
szklaneczka obok łóżka, a ona sama nie pofatygowała się nawet zdjąć żakietu.
Wszystko pamiętała jak przez mgłę. Podróż do Loitsche, lotnisko, samolot, prawie
pusty terminal, taksówka i Paryż o poranku, samotność i morze alkoholu. W
pokoju było duszno, zdjęła okrycie i skrzywiła się. Chciała krzyczeć; z bólu,
ze smutku, z bezradności. Uciekła i co dalej? Scarlett z trudem podniosła się z
łóżka i boso przeszła do kuchni. W szafkach dzwoniły tylko naczynia, więc
sięgnęła szklankę i nalała do niej wody. Wypiła duszkiem. Uciekła i co dalej?
To pytanie ciążyło jej w głowie bardziej niż ilość wypitego alkoholu. Była tak
bardzo sama i tak bardzo się bała. Miała
ochotę płakać, ale brakowało jej sił. Zagryzła wagę i starając się patrzeć w
górę, pohamowała łzy. Przeczesała palcami splątane włosy i rozejrzała się
jeszcze raz. Liv nie zostawiła niczego na czarną godzinę.
- Prysznic, zakupy, kawa i rogaliki. Dasz radę, Scarlett –
odstawiła szklankę i szurając nogami, wróciła do sypialni.
Come home. It’s all I’ve
ever known.
Just come home.
~baś
OdpowiedzUsuń30 czerwca 2011 o 12:30
ha pierwsza:Diosenka idealna już mi się łezki kręciły ja jej słuchałam…mam nadzieje ze Tom się ogarnie i pojedzie do niej i wszystko znów się ułoży.cudny odcinek pełen emocji. pozdrawiam !
Dark Queen
Usuń1 lipca 2011 o 20:24
chciałoby się? prawda, ale jak to w życiu, nie będzie lekko ;)
~Bas
Usuń9 lipca 2011 o 20:50
zapewne nie :) dlatego jestem cuekawa reszty ;D bo latwe to to nie bedzie do rowiazania. :)
~dirrtyfighter
OdpowiedzUsuń30 czerwca 2011 o 13:50
kolejny przykład, że ucieczka jest najgorszym, z możliwych wyjść. boże, ja zawsze wierzyłam, że ich miłość jest prawdziwa, silna, że może być przykładem prawdziwego uczucia i że nigdy nie przeminie, a teraz to… sama nie wiem, co szykujesz, ale wydaje mi się, że nie będzie lepiej.
Dark Queen
Usuń1 lipca 2011 o 20:30
myślę, że nie powinnaś wątpić. nie raz Ci to powtarzałam.
~InesTa
OdpowiedzUsuń30 czerwca 2011 o 16:11
Odcinek jak zwykle pełen… emocji. Niestety tych negatywnych. Strasznie nie podoba mi sie ucieczka Scarlett, ale rozumiem ją. Na jej miejscu nie wytrzymałabym tak długo. Co teraz zamierzasz? Tom może i się ogarnie, ale ta Lena nadal mnie niepokoi. Nie dasz nam happy endu ( jeżeli takowy będzie na co bardzo liczę) tak od razu. Pomęczysz nas trochę prawda?:P Wierzę w nich, wierzę w ich miłość. Zapraszam także do mnie [anything-that-you-do] – tematyka FFTH oczywiście ;)
Dark Queen
Usuń1 lipca 2011 o 20:35
a spieszy ci się już do końca? bo póki co go nie planuję. już nie raz pytano mnie od zakończenie, a ja wytrwale odpowiadałam, że nie zniosłabym sad endu. więc wniosek nasuwa się sam, co nie jest pro polityczne z mojej strony, bo odbieram sobie i wam element zaskoczenia, ale myslę, że będzie ich tu kilka, więc to zawsze jakieś pocieszenie :Pcieszy mnie, że wierzysz. nie przestawaj.
~Rosa.
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 12:39
Prawie dwie godziny trzymałam otwarte okno komentarza, bo po prostu nie wiem, co napisać. Odebrałam ten odcinek trochę inaczej niż zwykle, ponieważ był jakby przedłużeniem mojego snu z tej nocy. Pewne uczucia się powtarzały i chęć utulenia. I Twoi bohaterowie (a pierwszy raz postrzegam ich jako bohaterów a nie żyjące postacie) potrzebują utulenia i ja. Czuję, jak akcja pędzi do przodu. Już powoli łączę ze sobą wszystkie informacje których mi udzieliłaś i widzę powoli zmierzanie do końca. Ale ono nie jest tak powoli. Widzę tutaj ogromne tempo. I nie mogę się doczekać. Z każdym odcinkiem doceniam kunszt Prinza coraz bardziej, ponieważ można dostrzec tutaj konkretny plan. Jak ja Ci tego zazdroszczę! U mnie tego nie widać nigdy (a przynajmniej ja nie widzę).I kocham „rozmowę” (w cudzysłowie, bo chcę pokazać, o którą konkretnie mi chodzi, chociaż niechętnie użyłam tego znaczka) Billa z Tomem. Jest naprawdę świetna. Mogliby rozmawiać tak częściej? :D.Patrz, nie czepiam się dzisiaj niczego.
Dark Queen
Usuń1 lipca 2011 o 20:32
pisząc ten post nierzadko sama przez długi czas spoglądałam w pustą stronę Worda. bo to, co miało być miłą odmianą od nieustannej słodyczy stało się wielką lekcją pokory. ale błądzić jest rzeczą ludzką i oni też muszą tego doświadczyć i tak. myślę, że czas, byś zaczęła składać puzzle w całość.
~Katalin
OdpowiedzUsuń1 lipca 2011 o 22:40
Chyba muszę przeczytać jeszcze raz i jeszcze raz i potem jeszcze raz, żeby nacieszyć się prinzem, póki mogę go jeszcze czytać. Wiesz, po przeczytaniu fragmentu o przyjezdzie Scarlett do Toma miałam takie mieszane odczucia. Bo niby wszystko było jak trzeba, to i tak czułam się jakby cos ‚nie zagrało’. Wydawało mi się, że coś nie pasowało, że coś w postawie Scarlett jest jakby nie na miejscu. Ale po chwili zrozumiałam chyba co chciałaś pokazać. I wtedy już wszystko zagrało. Popraw mnie proszę, jeżeli się mylę. Scarlett jest twarda, waleczna, bardzo dumna i pewna siebie. Ale tylko na pozór. Obwarowała się murem, który miał uchronić ją przed cierpieniem ze strony innych ludzi. (w szczególności facetów). I taki jej obraz ‚sprzedałaś’ nam na początku. Scarlett choć drobna ciałem, to wielka duchem. A kiedy zakochała i związała się z Tomem,to wszystko zaczęło się zmieniać. Nie tak od razu, tylko stopniowo, powoli zaczęła się otwierać i porzucać swoją tarczę obronną. Tom zburzył jej mur. Przy nim nie musiała być zawsze twarda, harda i taka, której nic nie ruszy. I to dlatego zamiast przyjechać do Toma i zrobić mu karczemną awanturę, zwyzywać, zarządać wyjaśnień, a potem pobić (ech, ta moja fantazja!), ona stanęła przed nim nie jak jakiś babo-robo-chłop, tylko jak zraniona kobieta, którą była. Schowała dumę do kieszeni, nie zgrywała bohaterki, chciała tylko wiedzieć…Tylko tyle i aż tyle. Miłość wymaga poświęceń, zmienia człowieka. I teraz cieszę się, ze Scarlett nie zrobiła awantury, nie atakowała, tylko chciała to wyjaśnić (pouczona błędami z przeszłości). moze nadinterpretuję i nie miałaś tego w zamyśle, ale tak mi to samo wpadło do głowy. Walnęłam niezły wywód, a uwierz mi, tak mi się dobrze pisze o tym, że mogłabym jeszcze długo ;) A przecież była jeszcze bóóóójka. Buchnęło testosteronem! A najlepszy w tym wszystkim był Gordon. I Simone też. Bardzo prawdziwe, bardzo takie…życiowe. Choć ja bym była tak na maxa usatysfakcjonowana, gdybyś zarzuciła dialogiem jak oni się tak wyzywają i biją i klną i mają się dosyć i chcą się pozabijać. A potem i tak opadną emocje i będą rozmawiać jak gdyby nigdy nic. O tak, zdecydowanie chciałabym coś takiego przeczytać w Twoim wydaniu!:) Genialny dialog Leny z …(mogę powiedzieć z kim? Dobra, nie powiem xD) No po prostu G E N I A L N Y. Nie wiem co w nim było takiego, ciezko mi to zdefiniować, ale oddałas idealnie charakter tych postaci i tej sytuacji. No mistrzostwo. Fajnie, że wprowadzać uczucia Toma do Leny, przestaje ona być tylko dodatkiem do Davida. I teraz kidy Tom ma pewność (Gaaaad, uwielbiam Cię i Toma za ten tekst, że Lena sie puściła. To zabrzmiało tak mesko! Kryło się w tym tyle meskosci, tyle takiego meskiego cierpienia, które Tom w sobie nosił, żalu, wściekłości) ze David nie jest jego, to ciekawe jak potoczy się ich relacja. Bardzo sprytne zdanie wpletłaś o tym świetle we włosach Leny, że może to przez to, że stała w tej poswiacie (poświecie?)słonca, to wygląda tak jakoś inaczej. Tak, że zaczął ja w koncu zauważac. Bardzo to było w stylu przemyślen faceta. Nagle spadły mu klapki z oczu i…zauwazył! A teraz człowieku czekaj tyyyle czasu na rozwój sytuacji! Uwielbiam takie niuanse, drobnostki, perełki takie, które niby są takie małe i niepozorne, a tyle zmieniają! Ale Ty, zdaje się juz to wiesz;) :*
~burlesque
OdpowiedzUsuń2 lipca 2011 o 13:03
Jak ja uwielbiam, kiedy przychodzę rano do pracy, włączam komputer, robię kawę i siadam przy biurku, a kiedy sprawdzam pocztę prywatną i czeka na mnie kolejny odcinek jeszcze przed publikacją, to już nic innego nie liczy się dla mnie w pracy, choćbym nie wiem jak poważne miała zadania, które wymagają mojej uwagi, to muszę przeczytać odcinek. A myślałam, że Tom się zreflektuje i wybiegnie za nią, a nie. A w ogóle ta menadżerka S. mnie dobija. Niech ona się odwali od nich, a S. niech przejrzy na oczy wreszcie, a nie ucieka do Paryża, by zostać alkoholiczką ;)
Dark Queen
Usuń6 lipca 2011 o 21:37
Muszę zburzyć twoją piękną wizję moja little sister, ale dostałaś notkę już po publikacji xD aczkolwiek cieszy mnie, że dla tych kilku literek gotowa jesteś dokonywać tak heroicznego czynu zarzucenia twej oszałamiającej pracy. Aż łza kręci się w oku xD ale twoje domniemania mnie zbiły z pantałyku. Przecież wiesz więcej niż mniej, więc logicznym było, że nie powinno cię zaskoczyć, że on jednak nie pobiegnie, a ona cóż. Zabiłaś mnie wizją S. – alkoholiczki.
~N.
OdpowiedzUsuń2 lipca 2011 o 15:53
a ja nie mam pojęcia, co napisać. nie było mnie tutaj tak długo, że już zapomniałam, jak Prinz na mnie działa. strasznie tutaj smutno i dodając do tego moje okropne samopoczucie w ciągu ostatnich kilku tygodni, nie chcę nawet myśleć o tym, jak mogę teraz wyglądać. to trochę zabawne, ale też piękne, że kilka stron w Wordzie potrafi tak poruszyć człowiekiem, że ty potrafisz to zrobić.
Dark Queen
Usuń6 lipca 2011 o 21:43
nawet nie wiesz, jak cieszę się, że wciąż jesteś.
~EveLynn
OdpowiedzUsuń2 lipca 2011 o 22:33
Ta piosenka jest piekna i idealnie pasuje do tego tekstu… Kurcze, masz talent :) Czy kolejna czesc bedzie tak mniej wiecej w połowie lipca? Juz nie moge sie doczekac ;)Pozdrawiam :)
Dark Queen
Usuń6 lipca 2011 o 21:45
pewnie tak, ale jak mi wszystko wydzie, to się okaże.
~Lestat
OdpowiedzUsuń4 lipca 2011 o 15:52
Chyba mogłam się tego spodziewać. Oczywiście, gdzieś tam w środku, po cichutku liczyłam na to, że gdy Scarlett tam pojedzie to padną sobie w ramiona, razem się wypłaczą i wszystko będzie jak dawniej. Tyle że równocześnie doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo jest to nierealne. Życie nie jest bajką, nie jest proste, nawet jeśli bywają w nim piękne momenty. Udowadniasz to każdym rozdziałem i za to lubię Prinza. Za prawdę; jednym słowem. Oni oboje z każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalają i z każdym dniem jest coraz trudniej wrócić. To takie życiowe. Kiedy musisz zrobić coś ważnego, odkładasz to na jak najpóźniej i z każdym dniem jest ci coraz trudniej. Aż w końcu uczysz się o tym zapominać, zapominasz. Mam nadzieję, że oni nie zapomną. Nie, zbyt mocno się kochają. Ale nie sądzę by gwałtowny przełom nastąpił szybko i nagle. Chyba jeszcze potrzebują trochę czasu by uświadomić sobie co tak naprawdę ich łączy, co do siebie czują, by zrozumieć, że nie mogą bez siebie żyć. Mam wrażenie, że do Toma powoli zaczyna to docierać i cieszy mnie to, bo ten mały kroczek, mimo że tak maleńki, to jednak kroczek do przodu i wiele znaczy. Może w końcu uda mu się dojść do ładu z samym sobą, po to, by później móc próbować ratować ich związek. Bo Bill ma całkowitą rację, tym razem to Tom musi się wykazać, to on musi wyciągnąć rękę, wrócić i ratować to, co jest między nimi. Nie będę mówić w czasie przeszłym, nie będę mówić ‚to, co BYŁO między nimi’, bo ja wierzę, że to ciągle jest. Nawet jeśli ta miłość teraz jest trochę inna, musi być inna zważywszy na to jak wiele przeszli, to jednak ciągle jest to miłość. Ta sama, która połączyła ich tak dawno temu. Tego nie da się przekreślić, ot tak. Głęboko wierzę w to, że w końcu dadzą sobie kolejną szansę. Ale Tom musi się pozbierać. Czuję, że to już się zaczęło dziać. Przyjazd Scarlett, rozmowa z Leną, awantura z Billem, wszystko nagle się skumulowało, ale myślę, że on właśnie tego potrzebował, żeby się przebudzić. Może teraz coś zacznie do neigo docierać, może zacznie sobie powoli wszystko układać. I niech goni Scarlett. Scarlett, która znowu wyjechała, która znowu uciekła. Ale nie dziwię się jej. Co innego miała zrobić? Mieszkać w ich wspólnym domu, domu, który w każdym kącie chowa wspomnienia ich miłości, domu, który bez Toma nie ma szansy być już tym samym? W pustym, zimnym domu, w którym tylko by się pogrążała w smutku? Nie mówię, że zalewanie się alkoholem w Paryżu jest lepszym wyjściem z sytuacji, ale nie potępiam jej. Każdy ma czasem moment słabości. A na jej barki zwaliło się tak wiele, że najwyższy czas, by ten moment nadszedł. Swoją drogą, zaczęłam dzisiaj trochę główkować nad postacią Leny. Nie chodzi mi nawet o to, co ona czuje, bo to samo w sobie jest cholernie skomplikowane; z jednej strony chciałaby być z Tomem, chciałaby, żeby on był ojcem dla Davida, z drugiej strony wie, że tak być nie może, a jednak nie potrafi się powstrzymać i dalej próbuje coś wskórać… Dobrze chociaż, że przyznała, że David to nie jest syn Toma. Chociaż w tej kwestii zapewniła Kaulitzowi spokój. Ale chodzi mi o ten telefon, tę rozmowę. Kurczę, mam niepokojące wrażenie, że za całą ta sprawą stoi Isobel. Że to Isobel miesza, że to jej zależy na rozbiciu związku Scarlett i Toma, że to ona wmówiła Lenie, że jej czyny będą ‚dobre’. W sumie, motyw jakiś by się znalazł, gdyby rozbiła związek Scarlett i Toma, miałaby Scarlett dla siebie, że tak to ujmę. Dziewczyna mogłaby cały czas siedzieć w Stanach i nagrywać, a Isobel pewnie zbijałaby na tym fortunkę. No i miałaby chyba większy dostęp do Toma, a na tym też jej przecież zależało. Ble, ohydna kobieta. Potworna. No, ale może to tylko moja koncepcja, a w rzeczywistości jest zupełni inaczej. Choć w zasadzie wszystkie elementy mi się teraz jako tako zgadzają. Czekam na kolejny rozdział i trochę wyjaśnień w nim :*
~Dark
Usuń6 lipca 2011 o 23:21
Oboje tego najbardziej w świecie pragną, ale nie są zdolni, by to wziąć. Ironia. Wiesz, bardzo staram się, by tak było. By wszystko co tworzę, kreowało jakąś prawdę. Jednak stąpam po kruchym lodzie i to jest wielkie wyzwanie grzebać w tak trudnych uczuciach. Może dlatego trzeci dzień wgapiam się w pusty dokument word. Wiesz, moja nadwrażliwie romantyczna dusza pcha ich ku sobie za każdym razem, gdy każę im się rozstać, bo coś we mnie się burzy, że przecież można inaczej, ale z drugiej strony przychodzi to, że przecież w życiu w tak trudnej sytuacji ciężko byłoby zbagatelizować problem. Pisząc scenę przyjazdy Scarlett, milion razy chciałam się cofnąć i kazać mu za nią pobiec, ale wówczas mogłabym od razu opublikować epilog. Ten mój schemat, plan przyczynowo-skutkowy w takich chwilach wychodzi mi bokiem xD Ale z drugiej strony to jest fajne, bo mogę spróbować i pokazać tak wiele rzeczy. Zarówno S. jak i T. doskonale zdają sobie sprawę z każdego racjonalnego rozwiązania sprawy, ale kiedy brak już sił i nerwów ciężko odwrócić się i iść pod wiatr. Tom w duchu popiera Billa. Chciałby polecieć za nią i wszystko naprawić, ale jest coś, co go trzyma w miejscu i musi to odkryć, by móc iść dalej. Myślę, że Scarlett nie wierzy, że Tom zataił przed nią dziecko i inną kobietę, po incydencie w Stanach nauczyła się wierzyć najpierw jemu, ale on milczał i to milczenie, nie niewiara sprawiło, że uciekła, wycofała się, zrezygnowała. Wiesz, ja od początku powtarzam, by nie wątpić w ich miłość, pomimo wszystkiego, co nadejdzie. Powtarzam to teraz i powtórzę potem. Czas i miejsce przestały im sprzyjać, ale przecież nie kocha się mniej po dniu czy tygodniu. Nie sposób zapomnieć wielkiej miłości. To uczucie w ich wykonaniu jest najbardziej wyidealizowaną częścią Prinza, bo ono jest niezniszczalne. Ono trwa i trwać będzie i ani rozstanie, ani łzy, kłótnie czy rozterki, nawet czas – nic go nie zniszczy. Twoje rozumowanie co do ma w sobie sporo racji, ale nie zdradzę, bo to wszystko wyjdzie w praniu. ;)
~Majka
OdpowiedzUsuń8 lipca 2011 o 10:28
Dark, czy Ty widziałaś TE straszne, okropne zdjęcia http://i55.tinypic.com/155p6hf.jpghttp://i52.tinypic.com/2ch4235.jpg koniec świata…
Dark Queen
Usuń8 lipca 2011 o 16:51
dlaczego uważasz, że te zdjęcia są straszne, okropne, i że to koniec świata?moim zdaniem to bardzo dobrze, że Tom kogoś ma. przecież to taki sam facet jakich miliony stąpają po ziemi i jak każdy z nich potrzebuje kobiety ;) fakt faktem Ria nie jest tą, jaką sobie przy nim wyobrażałam, ale – notabene – musi się chłopak wyszaleć. przyznam, że przeżyłam szok w pierwszej chwili, ale już dawno wyrosłam z snucia planów małżeńskich z Tomem K. w roli głównej :P mam tylko nadzieję, że zdjęć będzie więcej i zobaczę dziewczynę z bliska, bo jakby nie patrzeć coś z tej umiłowanej przez Toma Alby ma ^^
~N.
Usuń9 lipca 2011 o 16:41
co to za dziewczyna? ładniutka! boże, nawet on sobie już kogoś znalazł! :((((((((((((
~Dark
Usuń9 lipca 2011 o 22:48
Ty masz kurczaka, N. on też musi kogoś mieć xD
gedenken@vp.pl
OdpowiedzUsuń13 lipca 2011 o 14:43
Już kiedyś tu byłam, już kiedyś coś pisałam, a potem… Potem postanowiłam odstawić Toma – po raz enty i kolejny – zająć się swoim życiem. Nieważne. Piszę, bo… bo wróciłam i przeczytałam wszystko od początku i poświęciłam na to całą noc – przez co naraziłam się mojej szanownej mamie nie tolerującej takiego ślęczenia przed komputerem. Piszę, bo… to nie prawda, że era FFTH się skończyła. Prinz jest tego niezbitym dowodem.Uwielbiam Scarlett – taką sfrustrowaną, bezradną, ale jednak silną i zdeterminowaną. Uwielbiam ją, bo sama nigdy taka nie będę. Podziwiam ją za to i czasami, kiedy wychodzę na balkon ze zbożową kawą żałuję, że nie potrafię się zmienić – a przynajmniej nie na takiego człowieka.Cholerka, przeżyłam już wiele, bo jestem z Nimi od samego początku i choć przez długi czas unikałam ich jak ognia to wrócili. Myślę, że to świetny kawał mojego dotychczasowego życia i jakby nie było trochę jałowe szlifowanie swojego „pióra”.Wiesz… zazdroszczę Ci, że w tak cudowny sposób potrafisz ogarnąć te wszystkie postacie, a takich opisów przeżyć wewnętrznych to ja nigdzie jeszcze nie spotkałam. Ostatnio tak sobie pomyślałam, że warto jest wrócić. Chociaż strasznie się boję – zaryzykuję.Pozdrawiam, Paullita.
Dark Queen
Usuń14 lipca 2011 o 22:13
Pamiętam cię doskonale i mam nieodparte wrażenie, że cię rozumiem. Niejednokrotnie sama chciałam zostawić to wszystko, zostawić i iść, by dłużej nie stać w miejscu, by nie żyć nim i tą historią, by zająć się sobą i swoim życiem, by wreszcie zacząć pisać ‘na poważnie’ ogarnąć to wszystko i siebie, ale zaraz po tym pojmowałam, że to moje życie, to jego część, to kolej losu. I choć to zupełnie żałosne wielbić chłystka, który pewnie ładniej wygląda niż rozumie, ale. Od zawsze wierzę, że wszystko dzieje się po coś. I to jest część tego odgórnego planu, który jakoś tam po swojemu wykonujemy. Tak myślę. Bo odejść można tylko wtedy, kiedy nie będziesz pragnęła już wrócić. Inaczej zrobisz to prędzej czy później. Wiesz, ja też podziwiam Scarlett, choć to może brzmieć irracjonalnie, bo ona często postępuje tak, jak ja chciałabym postępować, bo posiada cechy, które ja chciałabym mieć. Ona w niektórych sytuacjach jest lepszą wersją mnie, bo nigdy nie kryłam, że przeżyła wiele moich dni. I kiedy sama niekiedy popełniałam błędy, ona ich nie powielała. Bo chciałabym mieć jej siłę, bo często brak mi jej odwagi. Czasem warto zaryzykować, bo ta mała inwestycja, może przynieść spory zysk. Witaj znów na pokładzie.