21 września 2011

59. Idziemy przez świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście, to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie.

Tytuł; Paullina Simons
Tatiana i Aleksander

Przygotowania szły pełną parą. Scarlett czerpała z tego garściami, niczym dziecko cieszyła się każdą najdrobniejszą rzeczą; ładnym stosem drewna, równym kręgiem kamieni, lampionami, które Gordon zawiesił wszędzie, gdzie tylko się dało, by rozjaśnić ogród. Śpiewała piosenki płynące z radia, nijak przejmując się tym, czy zostanie przyłapana przez wszechobecnych fotografów amatorów bądź tych, dzięki którym mogła trafić na okładkę jakiegoś piśmidła. Zdziwieni zaproszeniem goście zaczęli przybywać po południu. Pierwszy był Bill, która załatwił sobie iście ogniskową wałówkę. Przyjechał uśmiechnięty od ucha do ucha w koszuli z jakimś hawajskim motywem, twierdząc, że zamierza czuć się jak na wakacjach. Przeszczęśliwa brunetka rzuciła mu się na szyję, zmuszając, by rzucił swoje pakunki i ją przytulił. Bill spojrzał pytająco na Toma, a on tylko wzruszył ramionami i odszedł w stronę szopy po kolejną porcję drewna do ogniska. Scarlett ucałowała go w policzek i rzekłszy, że cieszy się, że przyjechał, popędziła gdzieś dalej w podskokach. Włosy zaplotła w dwa warkocze i ubrana w wielką koszulkę Toma i getry, przy swoim metrze sześćdziesiąt z haczykiem wyglądała, jak dziecko. Dzielnie nosiła drewno, co chwila odsuwając z twarzy kosmyki włosów. Przy każdej możliwej okazji tuliła się do Toma, a on był wielce tym zadowolony. Bill zastawał się wtulonych w siebie w garażu, w kuchni, w szopie i w korytarzu, koło ogniska i za domem. Byli nierozłączni i wydawało się, że czas się cofnął, a oni znów są u progu wspólnego bycia bez traumatycznych przeżyć i cierpienia. Kiedy dołączyła do nich cała reszta; Shie i Julie z Nico, Liv z Georgiem i Gustavem oraz Margo i Sophie z Dominikiem, który został zaproszony osobiście przez Scarlett, bo zaczęła traktować go już jak członka rodziny. Czekała ją jednak niespodzianka, bo wraz z nim pojawiła się Laura, córka Dominika. Scarlett była już zupełnie szczęśliwa, mając przy sobie wszystkich najbliższych, a Tomowi robiło się lżej na sercu, gdy widział jej radość.
Gdy zapadł zmrok, a ognisko płonęło pełnym ogniem i zebrali się już wszyscy, ciszę, która zapadła na krótką chwilę, przerwało westchnienie Scarlett.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo tego pragnęłam. Byśmy byli tak razem, wszyscy. Ostatnio działo się tak wiele, chociaż pozornie to nic i chyba zbyt często się mijaliśmy w tym całym pomylonym biegu – Scarlett patrzyła w ogień, a Tom obejmował ją ramieniem. Po jej wystąpieniu zrobiło się zupełnie nostalgicznie.
- Matko, S.! Aleś narzuciła klimat! – wykrzyknął Shie, manewrując kijkiem nad ogniem. – Gdyby nie ten pęd, nie miałabyś brata detektywa – uśmiechnął się szeroko, puszczając brunetce oczko.
- Tere fere – wywróciła oczami, wtulając się w Toma. – Nie musisz się tak chwalić, każdy wie, że jesteś super gliną i że cię rozchwytują po całym świecie – wystawiła bratu język i bardziej schowała się pod ramieniem Toma, który usiłował nie strącić w ognisko specyfików, które piekł.
- Spokój, dzieci – Sophie odezwała się stanowczym i pełnym dostojeństwa tonem i upiła spory łyk piwa. Bez makijażu, w jeansach i grubej bluzie, z włosami związanymi w kucyk wyglądała prawie tak samo, jak kilka lat wcześniej, gdy była jeszcze tylko mamą.
- Tak jest, Pani Prezes – Scarlett zasalutowała, posyłając mamie przekorny uśmiech. Sophie pokręciła głową z dezaprobatą i zasunęła zamek bluzy pod samą szyję.
- W ogóle to – zaczęła niepewnie Laura. – Chyba fajnie mieć taką dużą rodzinę, co?
- To jest bardzo fajne, ale w sumie dopiero teraz. Jak byłyśmy małe, to byliśmy tylko w czwórkę. Wielką rodziną jesteśmy dopiero od niedawna i mając to doświadczenie mogę szczerze powiedzieć, że to jest fajnie – Liv uśmiechnęła się szeroko. Laura odpowiedziała jej takim samym uśmiechem i pokiwała rozumnie głową, choć nie mogła nic o tym wiedzieć, bo wychowywała się przecież tylko z tatą i dziadkami. Wieczór upływał szybko i błogo. Tom grał na gitarze, a Scarlett śpiewała. Liv szalała z aparatem i kamerą na przemian i zupełnie jawnie pozwalała adorować się Georgowi. Natomiast Margo, Gustav i Bill z zaróżowionymi ogniem twarzami rozmawiali o czymś niemal cały czas, popijając kolejne piwka. Shie i Julie zmieniali się, co jakiś czas w zaglądaniu do Nico, a Dominik, Laura i Sophie udzielali się we wszystkim po trochu. Kiedy Scarlett na nich patrzyła miała nieodparte wrażenie, że wyglądali razem jak rodzina, ale nie czuła zazdrości. Cieszyła się, że mama odnajdowała się znów w życiu. Najadła się za wszystkie czasy; piankami, pieczonymi ziemniakami i kiełbaskami, które Tom dzielnie piekł, sam smażąc się w ogniu paleniska. Wypiła ze trzy piwa i choć szumiało jej w głowie i w gruncie rzeczy w ogóle jej nie smakowały, bo były paskudnie gorzkie, nic a nic jej to nie obchodziło. Patrzyła w ogień i choć obraz nieco zamazywał jej się przed oczami, czuła się dobrze. Pierwszy raz od bardzo dawna była spokojna. Siedziała sobie tak, chłonąc przyjemne ciepełko bijące od ogniska, kiedy to tuż obok jej twarz pojawiła się dłoń. Odwróciła głowę, doskonale wiedząc, do kogo należała. Uśmiechnęła się i schowała swoją w dużej dłoni Toma. Troszkę plątał jej się krok, ale prowadzona przez niego, czuła się jakby frunęła. Odeszli kilka kroków na tyle blisko, żeby słyszeć muzykę, ale tez na tyle daleko, by oddalić się od wszystkich. Tom zamknął Scarlett w czułym uścisku, a ona objęła go rękoma w pasie. Zaczęli bujać się w rytm muzyki, ignorując jakiekolwiek kroki. Scarlett deptała co chwilę Toma, mrucząc pod nosem ‘ups’ albo ‘o matko kochana’, a on kwitował to pobłażliwym uśmiechem.
- Ktoś tu się wciął? – zapytał, przyciągając dziewczynę mocniej do siebie.
- Oj tam, oj tam. Dziś jest mi tak doooooooobrze – wyciągnęła w górę ręce i niespodziewanie wygięła plecy w łuk, niemal robiąc mostek. Tom, nie będąc przygotowanym na taki zwrot akcji, ledwo ją utrzymał, a Scarlett roześmiała się radośnie. – Miałeś cudowny pomysł – spojrzała na niego spod rzęs i znów wtuliła się w tors chłopaka. – Chciałabym, żeby dziś, teraz było zawsze.
- No, przecież jest. Zawsze to powtarzasz.
- No taaaaak, ale wiesz, o co mi chodzi. Żadnych zmartwień, żadnych obowiązków, żadnych planów i wspomnień. Wrócimy tam i co będzie? – spojrzała na Toma troszkę mętnym wzrokiem. Uznał, że chyba wypiła za mało, skoro wciąż martwiły ją takie rzeczy, jak dzień jutrzejszy. Odgarnął jej włosy z policzka i pogładził go delikatnie.
- Jak wrócimy, to zrobimy cos fajnego. Żadnych zmartwień – jej twarz się rozpromieniła, jakby zapewnienie Toma wystarczyło, by uwierzyła, że wszystko będzie w porządku.
- Co takiego? – posłała Tomowi przekorne spojrzenie i przekrzywiła głowę w ten zupełnie rozmiękczający go sposób.
- Hmmm – zamyślił się chwilę, przytulając ją do siebie. – Będziemy robić nic albo zupełnie dużo zupełnie razem i tylko w dwoje – mruknął do ucha Scarlett, a ona zachichotała niczym niedoświadczona nastolatka i mógł przysiąc, że się zarumieniła.
- Ale ja przecież wyjeżdżam – burknęła.
- A kto powiedział, że cię wypuszczę?
- Fakt – uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Ale kiedy Isobel wyjdzie i udzieli wywiadu za mnie, będzie na ciebie. Nie chciałabym, żeby śpiewała – parsknęła śmiechem, przypominając sobie próbkę umiejętności swojej menager. Gdzieś z boku doleciało do niej, że z radia płynie szybka piosenka, więc zakręciła biodrami, zmuszając Toma, by zmienił rytm. Zaczęła wywijać, kręcić się, zmysłowo balansować biodrami i ocierać się o niego, a Tom próbując dorównać jej jakimkolwiek układem kroków, pląsał w nieokreślonym rytmie. Balansowali tak ciałami, tworząc coś, co ciężko nazwać było tańcem, jeśli już to jakimś wygibasem, gdy Scarlett nagle zamarła i zbladła na tyle mocno, by dostrzegł to w mroku. – Boże, Liam – wyszeptała, a do oczu napłynęły jej łzy. – Tom my się bawimy, a przecież… - zaczęła drżeć, więc Tom natychmiast mocno przygarnął ją do siebie. Przytulił ją mocno, szepcząc jej cichutko na uspokojenie. – Jak mogłam zapomnieć… Tom – podniosła głowę, spoglądając na niego załzawionymi oczyma. Widząc cierpienie wyzierające z tych cudownych oczu, postanowił, co zrobi, gdy Scarlett wyjedzie. Musiał wreszcie doprowadzić pewne sprawy do końca, by móc w pełni budować z nią ich nowy świat.
- Nie, Maleńka. Nie mów tak. Liam wolałby mieć szczęśliwą mamę. Wiem, że to oklepana gadka, ale tak jest. Jeśli byłabyś szczęśliwa, to on też. A teraz, kiedy go nie ma… ten ból będzie w nas długo. Ba, na zawsze, ale życie toczy się dalej. Fakt, tańczyć nie musimy, ale musimy żyć dalej. I to ognisko jest właśnie po to, żeby żyć dalej – pocałował brunetkę w czubek głowy i jeszcze raz mocno do siebie przytulił. Po tym objął ją ramieniem, przyciągając ją do swego boku i powoli poprowadził ją w stronę ogniska.
- Och, Tom – pociągnęła nosem i mocno przywarła do jego boku.

Liv zdecydowanie nieumiejętnie lewą ręką chwyciła gryf gitary, a prawą musnęła opuszkami struny, a w efekcie tego instrument wydał z siebie skrzypliwy dźwięk. Pokręciła zdegustowana głową, mając nadzieję, że nikt poza nią tego nie słyszał. Przeliczyła się, słysząc koło ucha chichot. Niski, gardłowy, ale wciąż chichot. Poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Zawsze, kiedy był w pobliżu i choćby muskał dłonią jej własną, czy mówił, patrząc tym swoim przeszywającym wzrokiem, reagowała w ten sposób. Objął ją rękoma w talii i oparł głowę na ramieniu dziewczyny.
- Czyżbyś zamierzała mnie wykolegować z zespołu?
- Tak, to był mój popis – mruknęła, opierając się o tors szatyna. – Myślę, że chłopaki bez wahania zastąpią mną ciebie – uśmiechnęła się, gdy Georg w odpowiedzi ułożył poprawie jej dłonie na instrumencie.
- Tak zrobisz lepsze wrażenie – szepnął jej do ucha, dociskając jej palce do odpowiednich strun i ująwszy drugą jej dłoń, delikatnie musnął nią struny. Gitara wydała z siebie pawie czysty, ładny dźwięk, co niewątpliwie uradowało Liv.
- Chyba masz rację, to otworzy drzwi do mojej wielkiej, muzycznej kariery. A właśnie, kiedy lecicie? Bo ja siedemnastego mam sesję ze Scarlett.
- Wiesz, powinnaś zapytać swojej siostry, bo to ona dyryguje naszymi terminami – Liv zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, co Georg miał na myśli i spojrzała na niego pytająco, skłaniając go do rozwinięcia myśli przeciągłym mruknięciem. – Oj, no. Tom powiedział, że jeśli David nie dopasuje naszych terminów do Scarlett, to on nigdzie nie leci, a przynajmniej nie wtedy, kiedy ona miałaby zostać tu, a on polecieć. Dlatego leci mniej więcej w tym samym czasie i wracamy też plus minus w ten sam dzień. Pewnie Jost przyparłby go do muru, gdyby Bill nie poparł braciszka całym swoim bytowaniem, a mnie to w sumie obojętne. Zrobię, co mam do zrobienia i wracam. Do ciebie – dodał po chwili z nikłym uśmiechem na ustach. Liv uroczo się zarumieniła i zapewne nie wiedząc, co powinna powiedzieć, obruszyła się i pewniej chwyciła gitarę.
- Poucz mnie – poprosiła wciąż lekko zawstydzona.

Tom wziął na ręce na wpół śpiącą Scarlett i uchwyciwszy spojrzenie Shie’a wskazał, dokąd się udaje. Szatyn przytaknął, a on pewniej ujmując mamroczącą coś pod nosem brunetkę, skierował się w stronę domu. Musiał przyznać, że to był udany wieczór. Pomijając małe załamanie nastoju wynikłe z powodu ich wspólnego tańca, był naprawdę zadowolony. Szkoda mu było już odchodzić od ogniska. Zrobiło się nastrojowo, gdy ogień powoli już dogasał i niemal każdy tulił się do kogoś, a na pierwszy plan wypływały same melancholijne tematy. Gdy patrzył na Shie’a i Julie, gdzieś w środku zazdrościł im. Życiowe zawirowania najpewniej mieli już za sobą. Byli szczęśliwym i nieprawdopodobnie zgodnym małżeństwem, mieli zdrowe i pełne energii dziecko, a w drodze kolejne i choć przecież nie zawsze było idealnie, oni opierali się wszelkim burzom. Tom zazdrościł im szczęścia, ale tego, że ich dziecko rosło w oczach, że nikt nie czyhał na to, aby im pokrzyżować plany i namieszać w życiu i tego, że ich problemy nie wynikały z ludzkiej zawiści, a kolei losu. Kiedy myślał o tym zbyt długo, zaczynał żałować, a tego nie chciał. Pewniej objął Scarlett, która zarzuciwszy mu ręce na szyję, niczym mantrę powtarzała, że nie była pijana i z pewnym trudem otworzywszy drzwi, wszedł do domu i skierował się do swojego pokoju, gdzie położył ją do łóżka.
- Nie jestem pijana – mruknęła wtulając się w poduszkę i zwijając się w kłębek, przez co utrudniła mu zdejmowanie jej butów.
- No pewnie – zaśmiał się pod nosem, rozwiązując jej trampka. Sapnął, gdy schowała nogi pod kołdrę. Odrzucił ją i rozwiązywał dalej.
- Tooooom – jęknęła. – Co ty robisz, przecież zdejmę sama, no. Umiem chyba, nie? – z trudem podniosła głowę, spoglądając na niego jednym okiem. Wykorzystał ten moment i prędko pozbawił ją butów.
- No już nic nie robię.
- To dobrze, bo ja naprawdę nie jestem pijana – ciężko opuściła głowę na poduszkę i zapadła się w niej, nie mając sił nawet się przykryć. Zrobił to za nią i usiadł na podłodze przy łóżku, postanawiając zaczekać, aż Scarlett zaśnie. Wypiła chyba pięć piw, choć wszystkim na około powtarzała, że są paskudne i nie wie, co w nią wstąpiło. W sumie on też tego nie wiedział. Wypaliła prawie pół paczki jego papierosów i wydawało mu się, że czuła się świetnie. Psychicznie, bo z ogólnym samopoczuciem rano pewnie będzie u niej średnio. Oparł głowę na materacu, przyglądając się jej wtulonej w poduszkę twarzy. Dziś jej trochę nie poznawał. Była głośna, rozgadana i taka bardzo, jakby za wszelką cenę pragnęła się dobrze bawić. Wiedział, że nie chciała go martwić, że pragnęła pokazać mu, że wszystko wraca do normy, ale zapomniała o tym, że on jak mało, kto potrafi ją rozgryźć. Odsunął z jej twarzy zabłąkany kosmyk, delikatnie muskając jej policzek, a Scarlett uśmiechnęła się przez sen. Wszystko wydawało się iść ku dobremu, ale Tom był pewien, że przed nimi jeszcze długa droga. Ten dzień był jak wyjęty z innej bajki. Pełen szczęścia i beztroski, ale za kila godzin miał nadejść ranek, już zupełnie zwykły i trochę obawiał się, co przyniesie powrót do Berlina i obowiązków. Oddychała miarowo, spała już głęboko i choć niezbyt przyjemnie pachniała alkoholem, papierosami i dymem, to wciąż widział w niej swoją księżniczkę i to go uspokoiło, bo czuł, że pomimo wszystko, wciąż nią była. Czuł, że otaczające ich problemy, choć nieraz ich różniły, to nie zabiły ani kawałeczka ich miłości. Podniósł się z podłogi i ucałowawszy ją w czoło, wyszedł z pokoju.
Kiedy wrócił do ogrodu, zastał Georga grającego na gitarze jakąś smętną piosenkę i – co go niemało zdziwiło – wtórującą mu śpiewem Liv. Starsza siostra Scarlett nie miała jej talentu, ale całkiem przyzwoity, czysto brzmiący i zupełnie chropowaty głos. ‘Wish you were here’ brzmiało w jej wykonaniu nieźle. Usiadł obok Billa i skinął głową w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie.
- Spójrz na nich – mruknął Bill, wskazując na Georga i Liv. – Oni mogliby mieć z nas wszystkich najlepiej. Bo Liv nie musi obawiać się o swoje życie, a Georg nie użera się z przeszłością. Mogliby być razem po prostu, a tego nie chcą, Tom. Nie rozumiem – mówił cicho, tak by słyszał go tylko jego brat. Jednak małe były szanse na to, by słowa Billa dotarły do kogokolwiek innego, bo wszyscy pozostali trwając w sennym rozmarzeniu wsłuchiwali się w kolejny grany utwór przez Liv i Georga. Tom przyglądał się im dłuższą chwilę, po czym przeniósł wzrok na brata.
- Dołujesz się.
- No, kurde, Tom.
- Oni będą razem, są na dobrej drodze. Ja uporam się z przeszłością i zrobię wszystko, żeby uszczęśliwić Scarlett. A Rainie niedługo przestanie obawiać się o swoje życie i podejmie decyzję, ale ty… musisz żyć. Ona może nie wrócić, a tobie czas przecieka między palcami. Wiesz, co. Laura cały wieczór patrzyła na ciebie, jak na torcik z wisienką. Teraz z resztą też patrzy – Tom podchwycił wzrok dziewczyny i uśmiechnął się do niej, unosząc ku górze jeden kącik ust. – Pomyśl, co z tym zrobić – Tom klepnął brata w kolano i zabrawszy mu piwo, uniósł butelkę na znak toastu w kierunku Laury i pociągnął spory łyk. Potem oddał Billowi butelkę i poszedł do Georga z zamiarem pokazania mu, kto najlepiej w świecie potrafi grać na gitarze.
*

W domu panował chłód. Nie był przyjemny, jak w upalne letni dni, ale przenikający, budzący dreszcze. Scarlett rozejrzała się dookoła, jakby chciała upewnić się, czy to aby na pewno to samo miejsce, które jakiś czas temu opuściła. Wydawałoby, że wszystko było takie samo – bo w gruncie rzeczy było, ale jednocześnie nic nie wydawało się takie, jak przed wyjazdem. Zmieniła się aura i zimno, które czuła nie było tylko spowodowane wychłodzeniem pomieszczeń. Było w tym, coś jeszcze. Wiedziała, że czeka ich długa droga, nim znów na nowo wzniecą dawny płomień w ich życiu. Zdjęła buty i rzuciła torebkę na podłogę. Powoli obeszła parter, rozglądając się ostrożnie, jakby obawiała się, że coś zaraz wyskoczy zza rogu. Coś było nie tak. Ona to wiedziała i była pewna, że Tom tez to czuł, ale chyba oboje zbyt bardzo pragnęli, by było dobrze, żeby przyznać się do niepokojów. Weszła do kuchni i przysunąwszy stopą kosz na śmieci, otworzyła lodówkę. Ktoś to w końcu musiał zrobić. Wyrzuciła samo-chodzące resztki jedzenia, o których nie przyszło im do głowy pomyśleć przed wyjazdem. Jednak chyba nie było szans na to, by myślała wówczas o jedzeniu w lodówce. Kilka jogurtów wciąż nadawało się do spożycia, więc w połączeniu z muesli i płatkami czekoladowymi mogła uważać, że mieli obiad. Nie miała siły sprawdzać przydatności innych produktów, poza spleśniałym chlebem, który mówił sam za siebie. Zawiązała szczelnie worek i zeszła z nim do kotłowni. Wrzuciła go do specjalnego żeliwnego kosza i podpaliła. Nie uważała wyrzucania jedzenia, nawet zepsutego. Zabezpieczyła palenisko i przeszła do piwnicy mając nadzieję spotkać tam kotka. Zaniedbała go zupełnie i pewnie już jej nie poznawał. Miała nadzieję, że Max zajął się nim należycie, ale po czasie, który upłynął, niczego nie mogła być pewna. W ogóle miała wrażenie, jakby minęło przynajmniej kilka lat od momentu, kiedy ostatni raz była w tym domu szczęśliwa. Te dobre chwile zasnuła mgła i klarowne wydawały jej się tylko wydarzenia ostatnich tygodni. Poczuła, że nie chciała już tam być. Ten dom był pomnikiem czegoś, co zburzyła śmierć Liama i Scarlett nie wiedziała, co z tym powinna zrobić.
- Kicia, Kiiiicia – wołała miękko, jednak w pomieszczeniu nie dało się słyszeć nawet najmniejszego szelestu. Znalazła pustą miseczkę i częściowo rozwinięty motek wełny. Obeszła wszystkie pomieszczenia piwniczne i zrezygnowana wróciła na parter. Tom schodził z piętra, widząc jej zrozpaczoną minę, zmarszczył brwi, posyłając Scarlett pytające spojrzenie. – Kicia… - jęknęła, a jej oczy napełniły się łzami.
- Ach – westchnął i otoczył dziewczynę ramionami. – Nie chciałem ci mówić, żeby nie zepsuć ci humoru, Maleńka, ale kilka dni temu dzwonił do mnie Max i powiedział, że kiedy przyjechał nakarmić zwierzaki, kot uciekł. Otworzył drzwi garażu, a ona zwiała. Czekał długo, ale nie wróciła. Zostawił nawet uchylone okienko, ale już się nie pojawiła. Pewnie dosyć miała samotności.
- Nie potrafię zająć się kotem, a co dopiero dzieckiem – odparła drżącym głosem, ale zdając sobie sprawę, co powiedziała, nabrała gwałtownie powietrza i wypuściła je głośno. – Wiem, wiem, wiem – odpowiedziała sama sobie, nim Tom zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Przytulił ją mocniej.
- Wypuściłem Cocę i Rufusa, póki jesteśmy w domu. Niech sobie poużywają wolności.
- No pewnie, długo były puszczone samopas – odsunęła się od niego z ciężkim westchnieniem i poszła znów do kuchni. Uchyliła okno i wstawiła wodę w czajniku elektrycznym. – Zanim wyjadę muszę trochę tu ogarnąć. Jest pełno kurzu i taki zaduch. Myślę, że chyba powinniśmy wezwać ogrodnika, ogród za bardzo się zapuścił i… - zawahała się i smętnie oparła się o blat. Zagryzła dolną wargę, powoli podnosząc wzrok na Toma. – Musimy jakoś ożywić to miejsce. Ta cisza, echo w niemal każdym pomieszczeniu, to mnie dobija, a jestem tu dopiero pół godziny. Ten dom… on… - pokręciła głową i prędko odwróciła się, gdy czajnik się wyłączył. Sięgnęła dwa kubki i wrzuciła do nich torebki owocowej herbaty. Zalała je i stała tak chwilę tyłem, wdychając słodki zapach. Tom podszedł do Scarlett i przytulił się do jej pleców, obejmując ją rękoma w talii.
- Jest za cichy, za smutny, za wielki, za pusty dla nas dwojga, wiem. Kiedy wrócimy tu znów tchniemy życie w te mury. Te tygodnie szybko miną, a potem zajmiemy się sobą i naszym życiem. Dobrze? – Scarlett zacisnęła dłonie na rękach Toma i żarliwie pokiwała twierdząco głową.
- A może… - odwróciła się w jego ramionach, spoglądając nań lśniącymi oczyma. – A może wynajmiemy coś w centrum, na jakiś czas… - wzruszyła ramionami, jakby pojęcie ‘jakiś czas’ nie miało znaczenia. – Zanim wszystkiego nie poukładamy.
-  Pomyślimy, Maleńka – przyciągnął ją do siebie i ucałował w czoło. Tom wiedział, że do uporania się z przeszłością nie wystarczy zmiana adresu. Wiedział, że potrzeba dużo, dużo więcej czasu, wysiłku i łez. A tego ostatniego pewnie będzie pod dostatkiem.
*

Sophie objęła krytycznym spojrzeniem swoje lustrzane odbicie. Jedno pasemko włosów wysmyknęło się z upięcia, więc poprawiła wsuwkę i wygładziła błękitną sukienkę koktajlową w kolano. Miała wąski rękaw do łokcia i dekolt w kwadracie. Była elegancka i skromna. Zupełnie, jak Sophie teraz. Uśmiechnęła się na myśl, że Nico złapałby się za głowę, widząc ją taką. Była lepszą wersją samej siebie, gdyby wybrała drogę, którą przeznaczyli jej rodzice. Wsunęła stopy w pantofle na wysokim obcasie i obejrzała się jeszcze raz. Chyba wyglądała ładnie.
- Mamo, dokąd idziesz? – z zamyślenia wyrwał ją głos Liv. Nie zauważyła, że córka stała w drzwiach jej sypialni oparta o futrynę. Przyglądała się jej bacznie. Sophie czuła, że się rumieni, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Dotąd nie zastanawiała się nad tym, co pomyślą sobie jej dzieci. – Dominik – Liv odpowiedziała sama sobie, wchodząc do pokoju. Starannie zamknęła za sobą drzwi i podeszła do toaletki, na której stała szkatułka z biżuterią mamy.
- Nie wiem, czy powinnam – odparła nieco zawstydzona.
- Tata wiedział, że był miłością twojego życia. Ty wiesz, że on był miłością twojego. I tego już nic nie zmieni. Taty już nie ma, a ty jesteś jeszcze taka młoda i jestem pewna, że gdyby mógł dać nam swoje ostatnie słowo, tobie kazałby ułożyć sobie życie od nowa. Bo rzecz, której zawsze pragnął najbardziej, to twoje szczęście, mamo – Liv uśmiechnęła się, wyjmując perłowe kolczyki i podała je mamie. – Na szyję nic nie zakładaj, bo masz niewielki dekolt.
- To tylko kolacja.
- Wiem, nie mówię, że masz zaraz się z nim wiązać. Mam na myśli to, że powinnaś pozwolić sobie na luz. Jeżeli tylko jesteś na to gotowa – podała mamie szminkę w odcieniu wina i zaczekała, aż mama dokończy makijaż. – Bomba.
- Nie myślę o nim w kategorii potencjalnego partnera. Dominik jest mi wielkim oparciem i chyba bardzo przywiązałam się do jego pomocy. Jest mi bliski, bo dzięki niemu stanęłam no nogi, jako prezes DC. Zaczynałam przy nim i… chyba się zaprzyjaźniliśmy, ale nie wiem, czy mam prawo tak nazywać tą relację. Sama nie wiem, Liv. Lubię go i z chęcią idę na to spotkanie, bo potrzebuję odmiany, ale to nie zmienia faktu, że się obawiam. Wciąż kocham twojego ojca.
- Wiem – Liv stanęła obok mamy i objęła ją ramieniem. – Dorastałyśmy w poczuciu wielkiej miłości, jaka was łączyła. Nie musisz tego mówić. Pewnie dlatego nie mogę dojść do ładu z Hagenem, bo wymagam za dużo – uśmiechnęła się szeroko. – Myślę, że pasowałaby tu jeszcze ta perłowa bransoleta z kompletu od kolczyków – w domu rozległ się dźwięk dzwonka. – Baw się dobrze, mamo – Liv ucałowała Sophie w policzek i wybiegła z pokoju, by otworzyć drzwi. Kobieta westchnęła i spryskawszy się perfumami, zabrała torebkę i wyszła z pokoju, nie mając pojęcia, czy to właśnie było to, co powinna uczynić.
*

Dziesiątego września była na pokazie mody Charlotte Ronson w Nowym Jorku, jedenastego udzielała wywiadu dla ‘People’, a następnie była na pokazie kolekcji Y-3 projektu Yohji Yamamoto. Dwunastego poleciała do Los Angeles, gdzie wieczorem spotkała się z Liv, Tomem i Billem. Trzynastego wróciła do Nowego Jorku, gdzie pojawiła się na pokazie Rodarte, czternastego pokazała się u Elie’ego Tahari, natomiast piętnastego, co właściwie było punktem kulminacyjnym jej obecności podczas tygodnia mody, oglądała pokaz Calvina Kleina. Nie małym zaskoczeniem było dla niej, gdy tuz przed nosem po wybiegu przemaszerował przed nią nikt inny, jak Javier Fontaine. Jak zwykle zachowała niezmącony spokój. W sumie ten człowiek był jej obojętny. Na zakończenie dnia zaplanowano przyjęcie, na którym Scarlett miała wystąpić. To było dla niej punktem programu.


Uśmiechając się delikatnie, przeszła przez tłum zebranych i weszła na podest, gdzie miała wystąpić. W akompaniamencie cichych braw, usiadła na wysokim stołku, który dla niej przygotowano i mrugnęła do mężczyzny siedzącego za fortepianem. Ujęła w dłonie mikrofon i szepnęła krótkie; ‘thank you’. Stres, który towarzyszył jej w ciągu ostatnich kilku godzin, zniknął w momencie, w którym zabrzmiały pierwsze dźwięki piosenki. Nie liczyło się to, że miała obok siebie największe sławy świata show-businessu, ważna była tylko muzyka. Niemal z namaszczeniem wyśpiewała pierwsze wersy piosenki, bo już bez obaw wierzyła w każdy kolejny wers, w każde słowo. Wiedziała, że znalazła mężczyznę, któremu zaufała i chłopca, dzięki któremu wierzyła w tą miłość.  I choć nauczyła się już, że życie to bardziej łzy rozpaczy niż łzy szczęścia, choć bała się tego, co niosła za sobą miłość, wiedziała, że znalazła na zawsze, że droga, którą szła, była tą jej. Uchyliła powieki, a na jej usta wpłynął delikatny uśmiech. Przed oczami miała Toma. Jego uśmiech, czułe spojrzenie. Czuła dotyk jego dłoni i słyszała tembr głosu. Miłość była źródłem jej inspiracji, a Tom był jej miłością. Nie umiała śpiewać o niej i nie łączyć go z nią. Nie mogła, bo stanowili jedność. Synonim uczuć. Jej pełne wargi ułożyły się w delikatnym uśmiechu, gdy tak bliskie jej słowa wypływały z niej w postaci czystych dźwięków. Tak bardzo kochała na te krótkie chwile stawać się muzyką. Isobel uznała, że to dziwna polityka wykonywać zapomnianą piosenkę z albumu, gdy niedawno wypuściła singla, ale Scarlett była apolityczna, więc rozumowanie Isobel nijak ją obchodziło. Uznała, że to czas na ten utwór, że czas by go zaśpiewała. Czuła, że to właściwy czas i miejsce. Spojrzała wprost w oko kamery, zaciskając w piąstkę wyciągniętą przed siebie dłoń.

I am bound to you.

Bill odwrócił się, słysząc szczęk kluczy w misie. Kilka sekund później w salonie pojawił się Tom. Nic nie mówiąc, klapnął obok brata i zapatrzył się w telewizor. Był środek nocy, a on jechał przez pół miasta, żeby pogadać z Billem, a tu pojawia się ona. Nie wiedział, że występ Scarlett będzie transmitowany. Spojrzała w kamerę, jakby wiedząc, że on na nią patrzy. Dziwne, czuł się, jakby ona czuła to samo. Wyglądała ślicznie. Miała krótką dopasowaną koronkową sukienkę bez rękawów ze stójką. Gdyby nie podszewka, zakrywająca to, co mógł oglądać jedynie on, byłby piekielnie zazdrosny. Jej piękne włosy opadały wijącą się kaskadą na plecy i ramiona, delikatnie umalowana twarz emanowała uczuciem. Uśmiechnął się.
- Nie mówiła mi, że będzie transmisja.
- Bo nie miało być. Babka w MTV mówiła, że to decyzja organizatorów z ostatniej chwili. Mieli wyłączność – Tom puścił słowa brata mimo uszu, gdy usłyszał w telewizji pisk i brawa, ale jego uwagę przykuła Scarlett, która zszedłszy ze stołka, przeszła kilka kroków, a jej filigranowa postać, zdawała się wypełniać całą przestrzeń. Jej głos niósł się swą siłą i wiarą. Nie wiedział, czy to za sprawą dobrego sprzętu Billa, czy to faktycznie ta wielka determinacja, jak mu się wydawało, ale był zachwycony, jak zawsze.

I am bound to you.

Doskonale znał i pamiętał tą piosenkę. Kiedy czytał tekst, wiedział, co miał za sobą nieść, ale dopiero, gdy usłyszał ją w wykonaniu Scarlett, poczuł to na własnej skórze. Scarlett była fenomenem i o ile wiedział, że oni byli dobrym zespołem, tak ona nie mieściła się w żadnej kategorii. Była ponad wszystkim.
- Wiesz, Scarlett jest bardzo przestraszona tym wszystkim, co dzieje się między nami. A ja nie chcę, żeby ona się bała. Dość między nami niepokojów. Dlatego postanowiłem raz na zawsze zrobić porządek z przeszłością – Bill powoli przeniósł wzrok na Toma zapatrzonego w ekran.
- Zrobisz badania – odparł, bo wiedział. Nie musieli dzielić się informacjami, by wiedzieć tak kardynalne rzeczy.
- Jutro jadę porozmawiać z Leną. Ona upierała się, że David nie jest mój, ale wystarczy wziąć do ręki któreś z naszych zdjęć i porównać je z nim i… ja nie wierzę w to. Nie ma aż takich przypadków.
- Może, ale wiesz, Lena też była blondynką jak była młodsza, ma ciemne oczy i on nie musi być twój.
- Mam głęboką nadzieję, że tak będzie, bo nie wyobrażam sobie, co byłoby, gdyby między mną a Scarlett pojawił się jeszcze David. Lubię tego dzieciaka, bo pomógł mi pozbierać się po Liamie, ale… chcę, żeby to Scarlett była matką moich dzieci. A myślę o nim codziennie, siedzi w mojej głowie i nie daje mi spokoju. Nie mogę się z tego wygrzebać, póki nie upewnię się, że nie jest mój.
- W takich chwilach doceniam to, że jako nastolatek byłem ‘forever alone’ – westchnął. Tom prychnął i wyciągnął się wygodniej na kanapie. Zsunął ze stóp buty i założył nogi na szklany stolik. Scarlett zeszła ze stołka i stojąc na brzegu prowizorycznej sceny, wyśpiewywała kolejne wersy, wkładając w to każdy najmniejszy pokład swoich sił. Przyciskała zaciśniętą piąstkę do serca, by wraz z ostatnimi delikatnie wyśpiewanymi słowami wyciągnąć ja w górę i ukłonić się nisko. Rozbrzmiały brawa i zniknęła mu z oczu.
- A propos, co z Laurą? – uśmiechnął się cwano, spoglądając na Billa spod uniesionej brwi.
- Jak to, co? Nic. Pogawędziliśmy i tyle. To nie jest dziewczyna, którą można tak po prostu przelecieć. Swoją drogą, chyba nie mam ochoty na seks z żadną. Uczenie się życia bez Rainie wcale nie jest proste. Tym bardziej, kiedy jej obraz wciąż jest świeży w mojej głowie. Może za pół roku, może za rok, ale na pewno i nie teraz – wyraz twarzy Toma wyrażał zupełny sceptycyzm, co Bill skwitował wywróceniem oczu. – Wiem, że chciałeś dobrze.
- Chyba za dużo i za często.
- Tom, Scarlett jest dużą dziewczynką i myślę, że gdyby David okazał się twoim dzieckiem, to jakoś to przełknie, bo przecież został poczęty długo przed waszym poznaniem się, co nie?
- Niby tak, ale widzisz, to będzie dla niej kolejny cios.
- Nic z tym nie zrobisz, a czas najwyższy, żebyś wszystko poukładał. Robisz uniki, masz przez to wyrzuty sumienia i wydaje ci się, że ona to czuje i przez to tworzą się między wami napięcia. Scarlett teraz będzie w trasie niemal non stop, więc załatw sprawę jak należy i powiedz jej o wszystkim.
- Boję się, wiesz? – Tom spojrzał na Billa. Wprost w czekoladowe tęczówki, identyczne jak jego własne. Lubił to uczucie, gdy nie musiał mówić, by Bill wiedział, co czuł. – Boję się, że to się posypie jeszcze bardziej. Kochamy się i co z tego, skoro wciąż coś się pieprzy.
- Czasem miłość po prostu nie wystarcza. Spójrz na mnie i Rainie… albo nie. To zbyt drastyczny przypadek. Na Liv i Georga. Kochają się. To widać na kilometr, ale czy to wystarczy, żeby byli razem? Nie, bo się nie starają oboje. To nic, że Geoś wychodzi z siebie i staje obok, Liv wciąż się waha i przez to snują się jak te dwa nieszczęścia. Musicie oboje pracować nad sobą, żeby to wypaliło. Inaczej, nawet wasza wielka miłość będzie niczym w stosunku do złośliwości rzeczy martwych.
- Wiem, Bill. Dlatego jutro jadę do Loitsche. Jeżeli Lena nie zgodzi się na badania, zmuszę ją do tego.
- Mówią o Scarlett – odparł Bill po chwili ciszy. Obaj zwrócili wzrok w stronę telewizora.
*

Musiała bardzo się starać, żeby nie roześmiać się w głos. Rozmawiała z Beyonce i Fergie, Taylor Swift i Kelly Rowland. Dzięki zabiegom Isobel została przedstawiona wielu wpływowym osobom ze świata mody i nie tylko. Zewsząd opływały ją pochlebstwa – mniej lub bardziej szczere. Czuła się oszołomiona i brakowało jej za sobą Toma, który po prostu złapałby ją za rękę. Cofając się kroczek nie wyczuwała jego torsu, a jedynie przecinała powietrze. To nie dodawało jej pewności siebie, ale przecież zanim pojawił się w jej życiu też jakoś funkcjonowała i to całkiem nieźle.
Czując niekomfortową duszność, przeprosiła Isobel i człowieka odpowiedzialnego za stronę marketingową kolekcji Dsquared. Przemierzywszy niepostrzeżenie salę bankietową, uchyliła drzwi balkonowe i z ulgą wysmyknęła się na zewnątrz. Odetchnęła głęboko, opierając dłonie na chłodnej balustradzie i spojrzała w niebo. Skrzyło się milionem gwiazd.
- Męczy cię tłok? – jej uszu dobiegł cichy, głęboki i lekko chrapliwy głos. Poczuła przebiegające po plecach dreszcze. Skądś go już znała. Odwróciła się powoli, pragnąc nie dać po sobie poznać, że obecność intruza wywarła na niej jakiekolwiek wrażenie.
- Raczej duchota – odparła powoli, mierząc uważnym spojrzeniem przystojna twarz Javiera Fontaine. Zrównał się z nią i oparł o poręcz.
- Nie pomyśl, że cię prześladuję. Po prostu uznałem, że to dobry moment na złagodzenie twojego zapewne paskudnego zdania o mnie – Scarlett spojrzała na niego spod uniesionych brwi. Była nieco zdziwiona tą odmianą.
- No proszę, czyli jednak masz w sobie trochę pokory.
- Naprawdę przepraszam za wszystko, co powiedziałem, zrobiłem, a nie powinienem albo inaczej, za to, czego nie zrobiłem, a powinienem – wyciągnął do niej dłoń, a Scarlett patrzyła na Javiera dłuższą chwilę, po czym z wahaniem pozwoliła mu uścisnąć własną.
- W porządku, ale i tak jesteś na warunkowym.
- W porządku – uśmiechnął się od ucha do ucha i Scarlett musiała przyznać, że miał czarujący uśmiech. – Gwoli dalszego zadośćuczynienia zapraszam na drinka. Ponoć barman serwuje tu całkiem niezłe – Scarlett przyglądała mu się moment, jakby w jego twarzy mogła znaleźć cień czegoś nieszczerego, po czym z wahaniem skinęła głową. 
Javier Fontaine stał się dla niej w tej chwili zagadką. Nie czuła do niego niechęci, ani żadnej sympatii. W tej chwili zaimponował jej sposób, w jaki podał jej ramię i pozwolił przejść pierwszej. Spodobało jej się jego spojrzenie i uroczy uśmiech. Spodobało jej się to, że adorował ją ktoś inny niż Tom i było to takie… naturalne. Nie czuła się osaczona, ani rozbierana wzrokiem, jak to zwykle bywało. Dlatego zgodziła się na drinka. Bo to był przyjemny wieczór.

Późną nocą, kiedy siedziała w jego aucie, jadąc do hotelu, zastanawiała się, dlaczego przystała na tą propozycję. W końcu kierowca tylko czekał na to, by wezwała go do siebie, a ona wsiadła do samochodu z człowiekiem, którego wcześniej nie lubiła, potem stał się jej obojętny, a tego wieczoru po prostu miły. Nie wiedziała jeszcze, co to wszystko znaczyło, ale czuła się dobrze. Wszystko się układało, było na jak najlepszej drodze ku temu, by wróciło do normy. A Javier? Spojrzała na niego, prowadził w skupieniu, nijak przejmując się wiecznym ruchem Nowego Jorku. Javier był dla niej dowodem na to, że istnieją mężczyźni, którzy w normalny sposób potrafią okazać kobiecie zainteresowanie i to ją urzekło. Pod hotelem pierwszy wysiadł z auta i otworzył jej drzwi. A na pożegnanie ucałował jej dłoń.
- Scarlett, czy mogę liczyć na to, że jeśli spotkamy się gdzieś, w jakiejś przyszłości, to ofiarujesz mi swój czas i wypijesz ze mną kawę? – Brunetka uśmiechnęła się i patrzyła na niego chwilę, przekrzywiając głowę w swój ulubiony sposób.
- Próbuj, a czy ci się uda, to kto wie? – odparła z tajemniczym uśmiechem i odeszła lekko kołysząc biodrami i zabierając ze sobą jego zafascynowane spojrzenie. Kiedy weszła do hotelu, rozdzwonił się jej telefon. Z czułym uśmiechem na ustach zaakceptowała połączenie i przyłożyła słuchawkę do ucha. – Cześć, Tooom. Nie masz pojęcia, ile się dziś wydarzyło… - dalsze słowa umknęły postronnym  słuchaczom, gdyż Scarlett w towarzystwie Toby’ego zniknęła za drzwiami windy. 

28 komentarzy:

  1. ~burlesque
    21 września 2011 o 21:08
    Pierwsza :)Kocham ‚bound to you’.A poza tym, to ten odcinek na początku wydawał mi się krótki. I tak jest do tej pory ;pA poza tym, to mam dwie sprawy. Po pierwsze, nie pisz S., bo to głupio się czyta, a po drugie, to jakoś mi nie pasował szyk zdań na początku wątku o Sophie. Chyba musisz to jakoś poprawić, żeby było wyśmienicie.A poza tym, to ta czerń razi mnie po oczach, szczególnie, że nie mam na nosie okularów. Ale o tym mówiłam Ci na gg :)A poza tym, to bardzo mi się podobało :)Kocham :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 września 2011 o 15:23
      wiem, że Cię razi, boś ślepa :P i jestem ukontentowana faktem, że nie wytyczyłaś mi listy literówek. toż to święto, ale nigdy nie może być zbyt idealnie, więc jeśli pokusi mnie edytować ten post, to zerknę do Soph^^

      Usuń
  2. ~dirrtyfighter
    21 września 2011 o 23:19
    kto to jest ten javier, skad on sie w ogole wzial i jak Scarlett moze sie podobac, ze on ja podrywa? przeciez w zwiazkach nie wolno tak sobie flirtowac na boku, uch.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dark Queen

    24 września 2011 o 15:28
    jakie oburzenie ^^ Javier to postać dosyć kluczowa, więc radzę zerknąć do zarań Prinza. tam znajdziesz klarowną odpowiedź. bo chyba nie raz Ci mówiłam, że Prinz często zatacza fabularne koło. tak jest i tym razem. jak w kole bywa, ciężko określić, czy to początek, czy koniec, bo wciąż się toczy. pytasz, jak może jej się podobać. ona nie odebrała tego, jako perfidnego podrywu, bo sam Javier nie miał takich zamiarów. był miły, a ona potrafi wyczuć czy sympatia, jaką się ją darzy jest szczera. od niego nie wyczuła fałszu, więc pozwoliła mu w pewien sposób adorować swoją osobę, bo jest tylko dziewczyną. a jak to z dziewczynami bywa, lubią, gdy okazuje się im zainteresowanie.to w sumie zawiłe i nie wiem, czy dobrze Ci to wytłumaczyłam, bo istota sprawy tkwi w usposobieniu Scarlett. ona ma swoje widzimisię, wedle których ocenia sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~d.

      26 września 2011 o 00:41
      oburzenie, bo nie znoszę gdy w związki mieszają się osoby trzecie. jak się kogos kocha, to sie nie patrzy na nikogo innego. i wydawalo mi sie, ze S. jest wystarczajaco dlugo z T. i jest wystarczajaco dojrzala i inteligentna, zeby nie budowac swojej samooceny na tym, czy podoba sie innym facetom. zreszta na poczatku bylo, ze nie jest lasa na czule slowka i ze nie da sie jej zdobyc byle komplementem. i moze jestem przewrazliwiona, ale ta koncowa sytuacja, jak odebrala telefon od T. byla taka perfidna. tu sobie jezdzi z jakims bubkiem, daje sie podrywac i w ogole, a potem gada sobie z T. jak gdyby nigdy nic! uch, no. i jak dla mnie ta sytuacja wygladala na falszywa. najpierw tak sie do niej podwalal, byl chamski, zarozumialy, potem ja przeprosil i zaczal jej prawic komplementy, a S. nie widzi tu falszywoci? bleee. nie lubie go i juz.ten caly wypicowany pan model, czy kim on tam jest, jest tym z prologu? bo jesli tak, to chyba wiem, co bedzie dalej. a jesli nie, to jeszcze mi sie przewija watek majka, bo dawno nic o nim nie byl, ale w sumie nie wiem, jak by to mialo byc powiazane. w ogole cala ta sytuacja z pogrzebem byla jakas taka niefajna. od razu dalo sie wyczuc, ze to sciema.

      Usuń
    2. ~d.

      26 września 2011 o 00:49
      sprwdzilam i juz mam pewnosc. i juz bardzo, bardzo mi sie to nie podoba. nie szykujesz happy endu, prawda?

      Usuń
    3. Dark Queen

      27 września 2011 o 15:49
      nie raz powtarzałam, że źle znoszę smutne zakończenia. wiesz, ja chyba jestem jedyną osobą, która doskonale wie, jaka była, jest i będzie S. pamiętam, co o niej pisałam i jakie zasady wyznawała. ona też wie, kim jest, ale teraz na chwilę o tym zapomniała. zgubiła się. straciła dziecko, przeszła załamanie nerwowe, o mały włos nie rozstała się z Tomem. to odbiło się na niej wielkim echem. dlatego ona ma prawo postępować nierozważnie, choćby dlatego, że jest po prostu człowiekiem, który przeszedł zbyt dużo jak na swoje 20 lat.

      Usuń
  4. ~Katalin
    22 września 2011 o 11:22
    Chciałabym tyle napisać, że nie umiem się zdecydować od czego zacząć i boję się, że w trakcie pisania połowę pozapominam! O ognisku już Ci pisałam, także wiesz, jak mi się podobało. Było swojsko, ale nie przesadnie. Wszyscy wydawali się być zwykłymi, normalnymi ludzmi, którymi przecież są. Fajnie było spojrzeć na nich z innej perspektywy. Miałam wrażenie właśnie, ze przy tym ognisku liczyło się tylko ‚tu i teraz’, bez przeszłości i przyszłości. Choć Scarlett nawiązała do Liama, a Bill do Rainie. Mimo wszystko było tak, jakby czas na moment się zatrzymał. Sophie z piwkiem w ręku? Spodobała mi się ta wizja! Scarlett się ululała, co też było ciekawe i nowe, bo ona przecież zawsze kontrolowała wszystko,a teraz, choć raz pozwoliła sobie na pełen luz. [Cyknęła sobie;D]. Podobało mi się, że w zwykłych i mogłoby się wydawać prozaicznych czynnościach Scarlett wraca do śmierci Liama. Bo nie może być inaczej, to jej ukochane maleństwo i ona wciąż wyrzuca sobie, że mogła zrobić więcej. Bardzo wymowne było to zdanie, ze nie potrafi zając się kotem,a co dopiero dzieckiem. To było takie…prawdziwe. Liv i Georg, to już Ci mówiłam, strasznie podobał mi się ich dialog i stanowczo chciałabym ich więcej! Zupełnie inaczej czyta się o nich i o S&T. Inne emocje temu towarzyszą. przekonalam się do Liv i strasznie ją polubiłam. Tak jak świetnie opisałaś szykowanie się na kolację Sophie. Myslałam, że Liv zrobi jej awanturę, że bedzie zionąć zazdrością, a tu zupełnie nie! Zaskoczyła mnie, bardzo pozytywnie! To było bardzo dojrzałe z jej strony. Szkoda, że w swoim życiu nie potrafi wykazać się taką dojrzałością i błądzi i Georgiem. Ale myslę, że są na dobrej drodze^^. Na poczatku noty, jak napisałas o tym, że Dominik przyszedł z córką Laurą, zastanawiałam się po co ona. Najpierw myślałam,ze tylko tak sobie o. Ale ale! przecież Prinz to nie jest składowa przypadkow! Poczytałam dalej i cooo? Niedooobry Tom! Do czego on namawia Billa?! Zboczuchy! xD Lubię ich rozmowy. Billa i Toma. I przy ognisku i w mieszkaniu Billa. Chociaż ja widząc ich rozmowę chciałabym, żeby przeplatali jakieś drobne przekleństwa i mówilli, bardziej mam na myśli Toma, bardziej potocznym językiem, a nie tak poprawnie wszystko;) No i przejdzmy do Javiera i Scarlett! Aleś narobiła! Ale kuuuurcze, Miśka!! To było mistrzostwo! Wszystko! To jak podszedł, to co powiedział, jak ją przekonal do siebie, to jak ona zareagowała, to że tyle poweidziałas, nie mówiac nic, to ze zostawiłas nas [no, może nie mnie;)] z masą domysłów, to jak to opisałas! Jak ona weszła do hotelu i odebrała teefon od Toma i na tym zakonczyłas! Genialnie to zrobiłas! Uwielbiam ten fragment. Mysle,ze pogadamy o tym na gadu,co nie?:D Mam wrażenie, że zapominałam o czyms,ale jbc, to na gadu coś dodam. No i oczywiście ślicznie dziękuję za tą dedykację:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~d.

      26 września 2011 o 00:46
      a ja wlasnie nie lubie, ze nikt nigdy nie moze byc tak o po prostu postacia poboczna, tylko jak ktos sie pojawia, to musi miec od razu jakas role, naczesciej chodzi o zwiazki. w zycxiu to sie tak nie uklada. i wiem, moze jestem wredna, ale niektore postacie pojawiaja sie w zbyt oczywistym celu. a przeciez jest jeszcze mnostwo innych relacji, ktore mozna nawiazac, a nie zaraz wielka milosc.

      Usuń
    2. Dark Queen

      27 września 2011 o 15:52
      chyba zdązyłaś się przekonać, że u mnie większość bohaterów pojawia się po coś. gdybym chciała ulokować w Prinzu też takich zupełnie pobocznych, pisałabym do emerytury.

      Usuń
    3. ~Katalin

      28 września 2011 o 13:42
      Powiem Ci, że coś mi się obiło o uszy na ten temat xD Nie szukałam w corce Dominika zadnych powodów do jej pojawienia się, bo ani przez myśl mi nie przeszło, że chcesz ją wmanewrować w taką jednonocną przygodę z billem! To chyba dlatego. Tak czy owak, podoba mi się to, co się teraz dzieje w Prinzu.zdecydownie! :)

      Usuń
  5. ~InesTa
    22 września 2011 o 19:53
    Podkłady są magiczne. Ten też. Był świetnie dobrany. Jak ty to robisz Dark ( pozwolę sobie )? Od jakiegoś czasu nurtuje mnie jedno pytanie, no może dwa. Inspirujesz się Christiną, prawda? Jesteś jej fanką, podoba ci się jej głos, czy może pasuje do twojej Scarlett? Odcinek spokojny, ale jak zwykle jest refleksja, ból i niepewność. Ciężko mi. Javiera nie polubię nigdy, mimo że lubię złe charaktery ( można go tak określić, nie? ). Za bardzo jestem zakochana w miłości Toma i Scarlett. Dziwnie to brzmi, ale inaczej chyba nie da się tego opisać. Tak jest i już. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 września 2011 o 15:36
      zależy, co masz na myśli poprzez inspirację. dlatego póki, co nie odpowiem na to pytanie. fanką Christiny jest od wielu, wielu lat. nie wchodząc w szczegóły, powiem po prostu, że jej muzyka niezwykle mi pomogła. jestem oczarowana jej możliwościami wokalnymi i całokształtem artystycznym, pomijając pewien spadek normy, który trochę ją teraz dopadł. w każdym razie niezwykle ją szanuję i lubię, ba, uwielbiam! :) w każdym razie, gdy w mojej głowie pojawiła się Scarlett od samego początku wiedziałam, że będzie mieć głos Christiny. to była dla mnie oczywistość. później zobaczyłam jej twarz. jest takie jedno ujęcie, które daje idealny obraz mojej S., choć nie przeczę, Christina nie odzwierciedla jej idealnie, ale jest temu bliska. szkoda, że nie potrafię rysować, bo na pewno taki portret by powstał, a tak siedzi sobie w mojej głowie. na pewno nie buduję postaci S. na podstawie życia Aguilery. Scarlett ma jej twarz i głos, powiedzmy. a utwory dopasowuję wedle zapotrzebowania. czerpię z tego, co stworzyła i chyba nie będę musiała posiłkować się innymi artystkami.

      Usuń
  6. ~Lestat
    23 września 2011 o 17:19
    Tęskniłam, wiesz? Długo kazałaś na siebie czekać. Ale przynajmniej mogłam powitać powiadomienie o rozdziale szerokim uśmiechem. Wydał mi się jakiś taki krótki. A może po prostu tak szybko go przeczytałam. W każdym razie wywołał u mnie sporo ciepłych uczuć, a to mnie niezwykle cieszy. Lubię tego typu imprezy. Ognisko, kiełbaski, gitara, taniec w świetle księżyca, uśmiech, szczęście. Codzienność i niezwykłość zarazem. W jednym. Udało Ci się uchwycić cudowny klimat tej chwili i naprawdę z niezwykłą przyjemnością się to czytało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I sama nabrałam ochoty na tego typu akcję, ale chyba będę musiała z tym poczekać co najmniej do wiosny. Teraz już raczej wieczorem nie da się zbyt długo posiedzieć na dworze. Ale późna wiosną, latem…. jak najbardziej, z największą przyjemnością, zwłaszcza jeśli miałoby to wyglądać tak, jak tutaj. Miłość, przyjaźń, radość, to wszystko unosiło się w powietrzu mieszając się z dymem ogniska i zapachem kiełbasek i dźwiękami gitary. I było tak cudownie realne, banalnie zwyczajne, w jaki najlepszym tych słów znaczeniu, tak bardzo na wyciągnięcie ręki. Podobało mi się, naprawdę. Masz mnie. Zdecydowanie moje klimaty i z radością mogłam się w tej scenie odnaleźć. I nie pogardziłabym jakimś miejscem przy tym ognisku, chwilowo choćby po to, by zagrzać ręce, które właśnie mi kostnieją z zimna ;] Myślę, że oni wszyscy tego potrzebowali. Nie tylko Scarlett i Tom, którzy byli całego wydarzenia prowodyrami, ale też cała reszta. Ważne było to, żeby tak po prostu ze sobą posiedzieli, pogadali, pośmiali się. No i oczywiście Liv i Georg w końcu się do siebie powoli zbliżają, co niezwykle mnie cieszy, a to uczenie jej gry na gitarze… strzał w dziesiątkę, moim zdaniem. Przeurocze, niepozbawione finezji i smaku, z jakąś taką czarującą prostotą. Cudna scenka. Tylko niech do nich jeszcze w końcu dotrze, że są dla siebie stworzeni i żyć bez siebie nie mogą – wtedy będę już całkowicie usatysfakcjonowana. Choć zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że im potrzeba czasu. I to dobrze, bo do niczego nie powinno im się spieszyć, pośpiech z reguły nie przynosi niczego dobrego. Ja, ze swojej strony, im ten czas daję i mam nadzieję, że podobnych scenek jak tej ogniskowo-gitarowej między nimi nie zabraknie. Życzę im szczęścia, bo na nie zasługują. Nawet jeśli mają klapki na oczach, boją się siebie i boją się dać sobie szansę. Zasługują na tę odrobinkę szczęścia, którą im przeznaczyłaś (mam nadzieję) i liczę na to, że z tej szansy mimo wszystko skorzystają. Tak samo jak oni, a może nawet bardziej, czasu potrzebują też Scarlett i Tom, słusznie on to zauważył. Nie chodzi tylko o przeniesienie się do innego domu, o zmianę otoczenia, o oderwanie się od przeszłości. Przed nimi jeszcze długa droga do tego, by w końcu na powrót nauczyć się żyć normalnie. I cieszyć się tym życiem, w każdym jego aspekcie. Gorą co im kibicuję i liczę na to, że im się uda, ale wiem, że droga przed nimi nie jest łatwa. Podołają, mam nadzieję, ale to zależy teraz już tylko od nich. Proste to nie będzie, zważywszy na to, że sprawy ciągle się przed nimi komplikują. Z jednej strony pojawia się Javier, którego nie potrafię polubić (mimo całego mojego uwielbienia do tego imienia :D), z drugiej strony ciągle gdzieś czai się widmo Leny i Davida. Myślę, że testy, które chce zrobić Tom to najlepsze wyjście z sytuacji, ale trochę boję się ich wyniku. Zobaczymy co z tego wyniknie. Czekam, oczywiście, jak zawsze. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że tym razem „zobaczymy się” szybciej. Nie każ mi długo czekać na numer 60! :*

      Usuń
    2. Dark Queen

      24 września 2011 o 22:25
      wiem, że długo. dla mnie też czas zbytnio się rozciągnął, ale do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć i to własnie dała mi ta przerwa. o to w tym poście chodziło. o normalność, o to, by oni choć na chwilę przestali zyć w tym melodramacie, bo przecież oni też są zwykłą parą, choć w życiu ułożyło im się inaczej niż większości. oni też muszą się śmiać, czasem tracić kontrolę, gadać niekiedy głupie rzeczy i żyć po prostu. po to było to ognisko. sama też wiosną pomyślę o zorganizowaniu czegoś takiego. teraz jesienią byłoby lepiej, ale chyba trochę za zimno na takie eskapady ^^ Liv i Georg, a raczej Liv udaje, że nic się nie zmienia, że ona wcale z nim nie jest, ale ciężko jej już bez niego. i tkwi na tej równoważni i nie wiem, co dalej. teraz jest taka ‚ chcę, ale się boję. ‚Słusznie zauważyłaś. z jednaj strony wyłania się Javier, z inneh Lena i co więcej David, tak bardzo przypominający Toma. i tutaj chyba bajka się kończy. ognisko wygasło. czas wrócić do rzeczywistości.

      Usuń
  7. ~M
    24 września 2011 o 11:15
    BRAK SŁÓW- to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 września 2011 o 15:21
      Mam nadzieję, że w tym braku słów tkwią same pozytywy :)

      Usuń
  8. ~dori
    24 września 2011 o 18:54
    istna magia! oczarował mnie ten post.nigdy nie byłam zbyt dobra w wypowiadaniu się na jakiekolwiek tematy. i strasznie chciałabym napisać, jak bardzo podobało mi się całe ognisko i co sądzę o zachowaniu Liv i Georga, jak trafiła do mnie scena, gdy Scarlett powróciła do ich wspólnego domu, a potem ten jej występ (przy okazji: świetnie dobrałaś tę piosenkę; a opisy w tym twoim cudownym stylu nadały całości takiej.. nie wiem, nie potrafię znaleźć odpowiedniego określenia, bo cokolwiek bym nie napisała – to i tak nie odda tego, co wtedy siedziało mi w głowie) i jeszcze rozmowa Billa z Tomem. no i Javier! na początku nie mogłam go skojarzyć, ale potem przypomniał mi się fragment, gdy Scarlett rozmawiała z nim na wieży Eiffla. jak wspomniałam: strasznie chciałabym o tym wszystkim napisać szerzej, dokładniej i jakoś, no nie wiem, bardziej od serca [?]. ale mam w sobie taka blokadę, więc nic z tego nie wyjdzie.warto było czekać na 59 (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      24 września 2011 o 22:27
      nie potrzeba mi kwiecistych opisów i bez tego czuję, że Ci się podobało, a dla mnie to bardzo wiele. cieszę się, że trafiłam w Twoje gusta. :)

      Usuń
  9. ~Sarah
    25 września 2011 o 01:19
    Cieszę się, że jesteś. I znów czarujesz słowem. Uwielbiam tą ich normalność. Te chwile zapomnienia i radości. Są takie… ludzkie. Normalne i tak jak już pisałaś naprawdę potrzebne. Szkoda tylko że tak krótko trwają. Wybacz, że nie będe wdawać się dzisiaj w szczegóły i analizowanie scen, ale 1 w nocy to chyba nienajlepszy czas na to ;) Wspominałam już, że kocham w Twoim opowiadaniu to, że nic nie dzieje się bez przyczyny, nic nie jest przypadkowe i wszystko ma swój cel? Chyba tak. Chyba nawet więcej niż raz. Ale ja naprawdę to uwielbiam! Czuć, że to nie jest takie tam na odwal, aby było, to jest po prostu dokładnie zaplanowane i ułożone. Tak aby zmusić czytelnika do kojarzenia faktów i łączenia ich w jedną całość, tak jak napisałaś to wszystko zatacza koło. Wprost nie mogę się doczekać kiedy dowiem się w jakim kierunku dokładnie ono się kręci. Jak na 1 w nocy nawet nieźle mi poszło ;D Cóż by tu jeszcze napisać… no wiesz, że czekam i mam apetyt. Na więcej więcej i więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      25 września 2011 o 13:02
      myslę, że jak na 1 w nocy wykazałaś się wielką trzeźwością umysłu ^^ i mnie to zadowala :)

      Usuń
  10. ~Manson
    25 września 2011 o 18:37
    Javier – nie podoba mi się, bardzo mi się chłoptaś nie podoba. Czuję, że przez niego będą kłopoty. Scarlet chyba nie powinna pozwolic mu siebie odwozic, ale cóż .. Kobiety lubią byc adorowane przez mężczyzn. Jestem bardzo ciekawa czy David faktycznie jest dzieciaczkiem Toma. Oby nie, obyy niee. Chociaż, gdyby okazało się, że Tom jest jego tatuśkiem to będzie bardzo ciekawie. Znowu pojawią się problemy i znowu ich miłosc zostanie wystawiona na próbę. Kurdee .. pisz szybciutko ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      27 września 2011 o 15:54
      Javier, uwielbiam to imię. wypowiadane z hiszpańskim akcentem brzmi niesamowicie. choć w sumie mój Javier hiszpańskich korzeni nie ma. wbrew pozorom za długo dobrze się działo, czas by fortuna zatoczyła koło. bo przeszłość przecież wraca. zawsze.

      Usuń
  11. sodalane@onet.pl
    3 października 2011 o 20:19
    Bardzo przystępny rozdział. Początek moim zdaniem mógłby być lepszy, jednakże – jak mawiają – nie można mieć wszystkiego.Interesuje, choć bardziej odpowiednim słowem byłoby tutaj intryguje, w którą stronę dalej to pociągniesz. Bo… rozumiem, że nie będę musiała długo czekać na dalszy rozwój akcji?Pozdrawiam,U.[sodalane]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      3 października 2011 o 23:16
      oczywiście, że mogłoby być lepiej. zawsze może być. jednak w moim odczuciu z pisaniem jest jak z muzyką – nie zawsze czysto trafia się w dźwięk. witaj w moim świecie :)

      Usuń
    2. ~dori

      7 października 2011 o 21:11
      nie lubię tego robić, więc zazwyczaj się nie wtrącam, ale chciałam tylko powiedzieć, Dark, że ta sodalane czy jak jej tam zostawia takie komentarze na wielu blogach. i to nie jest tak naprawdę jej zdanie, tylko zwykły spam. no bo ile razy można powiedzieć to samo o różnych postach na róznych blogach?

      Usuń
    3. ark Queen

      7 października 2011 o 22:12
      nietrudno było się tego domyślić, jednak uważam, że dopóki nie udowodni się kłamstwa, trzeba zakładać, że delikwent mówi prawdę. no, więc zrobiłam to, choć z przymrużeniem oka. aczkolwiek, miło mi, że czuwasz :)

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo