10 października 2011

60. Czasami wiemy, że coś się wydarzy, nawet jeśli nie uświadamiamy sobie tej wiedzy. Żyjemy w teraźniejszości, ale przez cały czas tkwi w nas przyszłość.

Tytuł: Paul Auster
Noc wyroczni
*

Nigdy nie spodziewałby się po sobie tego, że całą drogę z Berlina aż do Loitsche będzie jechał przepisowo. Ani razu nie przekroczył prędkości, ba, jechał nawet wolniej niż powinien. Pierwszy raz tak bardzo nie spieszyło mu się do domu. Nie miał pojęcia, co tam zastanie, jak zareaguje Lena. Liczył na to, że skoro była pewna wyniku, zgodzi się bez wahania. Chciał załatwić sprawę szybko, bo przecież i tak będzie musiał długo czekać na wynik. Choć on pod skórą już czuł, już wiedział. Zacisnął dłonie na kierownicy i zjechawszy z autostrady, przyspieszył, chcąc mieć to za sobą. Uwierała go myśl kolejnych wielkich zmian w życiu, jakie mógł przynieść wynik testu, ale z drugiej strony wiedział, że nie mógł zacząć ze Scarlett od nowa, mając w zanadrzu tą nierozwiązaną zagadkę przeszłości. Bał się po prostu, tego jak zareagowałaby dowiadując się o chłopcu, którego miał z inną kobietą, który żył. Scarlett mówiła o tym coraz rzadziej, ale on wiedział, że wciąż tak samo winiła się za śmierć Liama. Z resztą on też, on winił siebie. To było między nimi, jak niewypowiedziane oskarżenie. David byłby kolejnym zawirowaniem, ale… on już nie chciał uciekać przed życiem.
Zaparkował na podjeździe. Mama Leny powiedziała mu, że była z Davidem na spacerze. Więc chcąc nie chcąc poszedł do parku. Krążył przez dłuższą chwilę, nim ich zauważył. Lena siedziała na ławce, łapiąc jesienne słońce, a David jeździł na rowerku w pobliżu miejsca, gdzie się znajdowała. Musiał przyznać, że Lena była ładna, taka zwyczajnie ładna. Nie musiała się malować ani stroić, żeby przykuć męską uwagę. Na przykład jego. Wygodnie rozparta na ławeczce wyciągała przed siebie zgrabne nogi odziane jedynie w szorty i przeczesywała palcami jasnobrązowe włosy. Nie, żeby był zamroczony jej urodą, zapominał o Scarlett, czy coś, ale Lena była po prostu urocza i nie mógł jej tego odebrać. No, ale w końcu nie przyjechał po to, żeby dumać nad jej urodą. Przyspieszył kroku, a David go spostrzegł. Zatrzymał rowerek i uśmiechnął się szeroko.
- Mamo, patrz! – Lena leniwie przeniosła wzrok we wskazanym przez synka kierunku i uśmiech zastygł na jej ustach. – Tom! – chłopiec wykrzyknął radośnie i podbiegł do niego. Wpatrywała się w Toma ostrzegawczo, jakby samą swoją obecnością mógł narobić bałaganu. W pierwszej chwili nie wiedział, co zrobić, bo nie spodziewał się takiej radości na swój widok. David wpadł w jego ramiona i roześmiał się w głos, gdy Tom podniósł go wysoko i okręcił się wokół własnej osi. Chłopiec zapiszczał, a on nie potrafił się nie uśmiechnąć. Usadowił go wygodnie w swoich objęciach i skinął Lenie.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytała, wstając z ławki i podeszła do nich.
- Wiesz, co, David? Mam coś dla ciebie.
- Autooo? – zapytał słodkim głosem.
- Tak się składa, że auto – postawił malca na ziemi i ukucnął obok niego, potem sięgnął do głębokiej kieszeni i wyciągnął z niej Hot Wheels’a wyścigówkę. Chłopcu aż oczy zapłonęły z radości.
- Dzięki, Tom – uściskał go i pobiegł się bawić kawałek dalej, gdzie beton był równiejszy.
- Chciałbym badań, Lena – odparł po prostu, skupiając na niej uwagę.
- Mówiłam ci, że David nie jest twoim synem.
- Nie rozumiesz – wyjął z kieszeni papierosy i odpalił jednego. Zaciągnął się mocno i powoli wypuścił dym z płuc. Odetchnął głęboko i spojrzał znów na nią. Jej oczy faktycznie barwą przypominały jego własne. Może jednak to była prawda… – Może to egoizm z mojej strony, ale po tym wszystkim nie umiem żyć dalej, nie mając zupełnej pewności, że on nie jest mój.
- To jest egoizm, Tom. Wielki egoizm. Jakim prawem rościsz sobie cokolwiek wobec mojego syna?
- Spójrz na niego, Lena! – powiedział podniesionym głosem i wskazał na chłopca. – Nie zastanawia cię to, że jak tak bardzo podobny do mnie?
- Nie, bo wiem, jak wyglądał gość, który go począł – jej ton nie znosił sprzeciwu. Jeśli w grę wchodził David, Lena przestawała być niepewna i bojaźliwa. – David potrzebuje ojca. To więcej niż pewne. Choć ja staram się, jak mogę, to nigdy go nie zastąpię. Bo nie zbuduję z nim fortecy, nie nauczę grać w piłkę i nie pogadam z nim o męskich sprawach, tak jak zrobiłby to facet. On potrzebuje kogoś, kto pokocha go jak własnego. Wiesz, o co mnie kiedyś spytał? ‘Mamusiu, czy Tom mógłby być moim tatą?’ - zmieniła głos, udając dziecko. – I co ja mam mu mówić w takich chwilach? Tak, Davidzie. Tom będzie twoim tatą w każdą trzecią środę miesiąca. Odpowiada ci to, synku? – zironizowała. – On potrzebuje stabilizacji, matki i ojca, a ja choćbym nie wiadomo jak się starała, nie uczynię tego sama. Wierzę, że ktoś kiedyś stanie się dla niego ojcem, ale wątpię byś był to ty, który pojawiasz się i znikasz. Co dadzą te badania? Co z tego, jeśli jakimś cudem okazałbyś się jego ojcem, skoro i tak byś nim nie był! Masz Scarlett i to z nią chcesz mieć dzieci, a David jest tylko… zagadką, którą musisz rozwiązać dla spokoju sumienia, a on tylko robi sobie nadzieję, bo nie rozumie, że i tak odejdziesz do swojego życia. Nie zamierzam pozwolić na to, żebyś złamał mojemu synowi serce – żywo gestykulowania, a swoją tyradę zakończyła, wbijając mu palec w klatkę piersiową. Była zirytowana, aż cała drżała na ciele, a on po prostu słuchał jej bezgłośnej ody o samotności. Rozumiał jej obawy, w przeszłości nie grzał nigdzie długo miejsca. Jednak był też pewien, że w głębi duszy wiedziała, że nie zawinąłby się z ich życia, gdyby okazało się, że David był jego dzieckiem. Nie chciała narażać go na kolejne złe doświadczenia, ale. On też tego nie chciał. Walczyła o swoje dziecko i nie chciała dać go skrzywdzić, ale on tego nie chciał. Decydując się na badanie, wziął na siebie ewentualność odpowiedzialności, jaka mogłaby spocząć na nim wraz z pozytywnym wynikiem. A jeśli będzie negatywny? Nie miał pojęcia, co wtedy.
- Leno, gdybym nie był pewien tego, że przyjmę odpowiedzialność za to, co przyniosą wyniki, nie prosiłbym cię o to.
- Będą negatywne – odparła, jakby znudzona jego wiarą w to, że będzie inaczej.
- Pozwól mi się o tym przekonać.
- Wtedy wrócisz do swojej bajki.
- Lena, masz prawo być rozgoryczona, bo życie nie było dla ciebie zbyt proste, ale nie wiń mnie za to, że tak jest, bo to ty podjęłaś wtedy decyzję, nie ja, a poza tym niewiele o mnie wiesz. Sporo się zmieniło – obruszył się i odpalając kolejnego papierosa, usiadł na ławce. To widocznie zbiło ją z pantałyku, bo zamilkła z krzywą miną, jakby słowa Toma paliły ją w przełyk.  – Jeżeli David okaże się moim synem zrobię wszystko, aby być dla niego jak najlepszym ojcem, jeżeli nim faktycznie nie jest, będę dla niego tym, kim jestem do tej pory, jeżeli mi na to pozwolisz. Ale nie możesz mi uniemożliwić wykonania tych badań, bo umiem liczyć i pamiętam, że nocami nie rozwiązywaliśmy krzyżówek. To wszystko staje się zbyt jasne – po kilkunastu pełnych napięcia sekundach skapitulowała. Zapadła się w sobie i bezradnie usiadła obok. Patrzyła na chłopca dłuższą chwilę, po czym przeniosła wzrok na Toma.
- Co muszę zrobić? – uśmiechnął się i wyrzuciwszy niedopałek, przytulił Lenę.
- Dziękuję.
*

Butelka wina była już do połowy opróżniona, a świeczki powoli dogasały. Gustav, spostrzegłszy to, poszedł po kolejne. Kiedy rozjaśniły nieco pokój, dostrzegł błyszczące oczy Margo. Już w Loitsche na ognisku spostrzegł, że nie miała zbyt mocnej głowy. Upiła kolejny łyk i podkupiła pod siebie nogi, uśmiechając się przyjaźnie.
- To mówisz, że miałeś tylko dwie dziewczyny?
- No tak. Najpierw była Natalie, jeszcze w szkole, a potem Caroline, no Melanie. Wiesz, nie jestem typem macho – mówiąc to, uśmiechnął się zawstydzony.
- Wiesz, nie wiem, czy to nie jest lepsze. Ja chyba miałam w swoim życiu zbyt wielu facetów, a Paul przebrał miarę.
- To znaczy – zmarszczył rozumnie brwi – że przerzucasz się na kobiety? – Margo wybuchła śmiechem, celując w blondyna poduszką.
- Nie, głuptasie. To znaczy, że robię sobie przerwę i nie zamierzam być niczyją dziewczyną, narzeczoną, ani tym bardziej żoną – uśmiechnęła się szeroko, upijając kolejny łyk wina.
- Ciekawa perspektywa.
- Gustav, co zrobisz ze sobą teraz? Rozwiązałeś sprawę Melanie, jesteś w jak najlepszych stosunkach z rodziną, nagrywacie i wszystko niby jest okej, ale chyba jest coś poza muzyką, nie?
- Będę żył – odpowiedział po chwili myślenia. – Po prostu, tak jak żyją zwykli ludzie, no i ci znani przez pół świata – wzruszył ramionami, jakby pojęcie sławy go peszyło.
- Chyba nie sądziłeś, że to aż tak daleko zajdzie, co?
- Nie. Nie mogłem wyjść z podziwu, kiedy Europa była nasza, a co dopiero, gdy pojechaliśmy do Ameryki. Potem to był już tylko coraz większy kosmos.
- Pytam, bo… ty jesteś inny niż chłopaki. Nawet Geoś lubi posiedzieć na świeczniku, a ty jesteś taki… mam wrażenie, że jakbym cię znała przed tą całą sławą, to byłbyś taki sam. No, może nie do końca, bo minęło parę lat, ale wiesz, o co chodzi.
- Georg to nasza maskotka, choć stoi trochę z tyłu, a bliźniaki… znasz ich już troszkę. Oni są do tego stworzeni, cały ten blichtr to ich żywioł.
- Lubię pobrzdąkać na gitarze, choć śpiewam koszmarnie.
- Pokażesz mi? – Gustav uśmiechnął się nieśmiało, dolewając wina. Margo miała wrażenie, że był nią onieśmielony, ale to nie przeszkadzało mu w dogadywaniu się z nią. Pokiwała ochoczo głową, a on wskazał na drzwi pokoju Georga. – Listing ma u siebie swoje ulubienice – poderwała się radośnie z miejsca i żwawo ruszyła do pokoju szatyna, choć krok miała nieco chwiejny.
*


Osiemnastego września inaugurowała galę rozdania nagród Emmy. Dla Scarlett był to jeszcze większy szok niż ten, który przeżyła podczas tygodnia mody. Bo jakby nie było to dziwne uczucie stanąć oko w oko z samym doktorem House’m czy Niną Dobrev, dziewczyną jej ulubionych wampirów! Diane Lane, Julia Stiles, Michael J. Fox, Gwyneth Paltrow, Kate Winslet czy Justin Timberlake, oni wszyscy tam byli i kiedy Isobel przedstawiła ją Kate czy Gwyneth, była onieśmielona, bo w głowie pojawiał jej się obraz, jak wyła przed telewizorem oglądając ‘Titanic’a’ czy ‘Wielkie nadzieje’. Dopiero, kiedy Isobel upomniała ją, żeby nie robiła takich wielkich oczu, podziałało to na nią, jak kubeł zimnej wody. Czyja, jak czyja, ale krytyka Isobel zawsze działała na nią jak płachta na byka.
Tego wieczoru przeżyła dwa cudowne momenty. Pierwszy, kiedy jej limuzyna zatrzymała się przed Nokia Theater, drzwiczki otworzyły się, a ona w swojej olśniewającej sukience braci Caten wysiadła z niej i wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej kierunku. Wiedziała, że wyglądała pięknie. Mając za sobą Toby’ego i Isobel oraz cały sztab ludzi, który znajdował się już w budynku, delektowała się chwilą, idąc powoli po czerwonym dywanie, pozowała do zdjęć, prezentując swoje wdzięki i machała do fanów, a kiedy zbliżała się ku końcowi, Isobel dyskretnie podała jej flamaster, by mogła rozdać kilka autografów i to było w tej całej paradzie najlepsze.
- Scarlett, czy to prawda, że jesteś znów z Tomem?
- Scarlett, a to prawda, że nagrywasz z Tokio Hotel?
- Scarlett, chodzą głosy, że jesteś znów w ciąży. Będzie trasa?
- Scarlett, a… - podniosła głowę, zaprzestając podpisywania zdjęć i notesów, spojrzała na grupkę, spośród której płynęły te wszystkie pytania i choć Isobel szturchała ją już, żeby przeszła dalej, odpowiedziała.
- Nie wierzcie plotkom – uśmiechnęła i puściwszy oko do fanów, pozwoliła poprowadzić się do budynku.
Kolejnym cudownym momentem był występ. Na sali panował mrok, goście szeptali, a ona wraz z pierwszymi dźwiękami ‘Lady Marmelade’ i jaskrawą grą świateł rozświetliła cały budynek. Cover LaBelle grało już wielu, ale Scarlett zadbała o to, by jej wersję zapamiętali wszyscy. Na scenie była w swoim żywiole. To był jej czas i jej miejsce. Nagrodzono ją wielkimi brawami, a później, gdy siedziała już na widowni wśród tych wszystkich ludzi, tak trudno było jej uwierzyć, że to działo się naprawdę. Chociaż jej bajka trwała już prawie rok.
After Party oferowało szeroką gamę alkoholi i najróżniejszych zakąsek. Na początku czuła się troszkę obco, bo jednak większość gwiazd znała się i gdzieś tam każdy z każdym gawędził na boku. Ona siedząc przy stoliku w towarzystwie Isobel, znudzona sączyła drinka, bo jej towarzyszka była zajęta wysyłaniem maili jednego za drugim. Rzekomo coś załatwiła. Jej samotność nie trwała długo. Liv dopełniła swoich obowiązków i zostawiwszy sprzęt, przyszła jej na ratunek.
- Dziwię się, że mnie tu wpuścili.
- Kazałam im – Scarlett uśmiechnęła się szeroko, opadając na oparcie krzesełka.
- Zdjęć zrobiłam chyba z tysiąc. Obejrzałam pobieżnie te z występu i myślę, że będą doskonałe do bookletu. Na czerwonym wypadłaś jak zwykle olśniewająco. Ta uniesiona dłoń machająca do ludzi przywodzi na myśl, wypisz wymaluj, Elżbietę. Kate raczej nigdy nie opanuje tak doskonale tej skomplikowanej czynności.
- Spadaj – prychnęła i upiła łyk drinka. – Po północy się zwijamy. Nikogo tu nie znam i strasznie mi się nudzi.
- Użyj uroku osobistego, Scarlett – Isobel uniosła głowę znad telefonu i posłała brunetce ironiczny uśmiech.
- Wystarczy, że ty używasz go za nas dwie.
- Kogo moje oczy widzą! – Scarlett odwróciła się nieco zbyt szybko, zaskoczona czyjąś obecnością. Jak się okazało nie wszyscy byli jej zupełnie obcy.
- Javier? – nieco zbita z tropu obserwowała, jak z pełną galanterią przedstawia się Liv i Isobel.
- Prawda? Co takiego model może robić na gali filmowej? Nic innego, jak robić dobre wrażenie – uśmiechnął się szeroko. – Można? – usiadł nie czekając na odpowiedź i skinął na kelnera. – Gin z tonikiem.  Byłaś dziś świetna – zwrócił się do Scarlett.
- Dziękuję. Wracam do formy.
- Wybacz mi wścibstwo, ale czy słusznie obiło mi się o uszy, że nawiązujesz współpracę z Karlem?
- Tymczasowo. Pokażę się na kilku pokazach, coś zaśpiewam. Jednak to tylko epizod. Bardziej zamierzam związać się z Dsquared.
- Czyli jednak w każdej plotce jest ziarnko prawdy – uśmiechnął się, popijając gin, który właśnie podał mu kelner. Uniosła sceptycznie brew, wytrzymując jego spojrzenie. Przekrzywiła głowę w ten swój specyficzny sposób i wbiła w Javiera pełne niedowierzania spojrzenie.
- Powiedz mi, w co ty grasz?
- W nic, pierwszy raz od dawna nie mam ochoty na gierki – odparł, nie mrugnąwszy nawet okiem.
- Nie wiem, co chcę o tobie myśleć – Javier oparł się na stoliczku i pochylił się w kierunku Scarlett.
- Same miłe rzeczy – uśmiechnął się uroczo, mrugając przyjaźnie do przysłuchującej się im Liv.
- Pamiętaj kolego, że ona jest zajęta i nie zanosi się na zmiany. A Tom bywa porywczy, więc… jeśli nie chcesz przejść na przymusowe zwolnienie lekarskie, lepiej trzymaj dystans – starsza z sióstr skwitowała swoją wypowiedź uśmiechem i podniosła się z krzesełka. – Jedziemy? – Scarlett skinęła głową i wstała z miejsca, a Javier razem z nią. Isobel zupełnie nie reagowała na bodźce zewnętrzne, więc brunetka uraczyła ją jedynie krótkim ‘do jutra’.
- Może was odwieźć?
- Dzięki, ale mój kierowca już na nas czeka – skinęła i pożegnała go uśmiechem. Z powrotem usiadł na krześle i dopił gin. Isobel podniosła głowę znad wyświetlacza swojego telefonu i przyglądała mu się dłuższą chwilę.
- Nie twoja liga – skwitował to wzruszeniem ramion i odszedł.
*

Poskładał ostatnią partię wysuszonego prania i pochował w odpowiednich mięsach w garderobie. Gdyby Scarlett była w domu, pewnie nie zrobiłby tego, bo nie pozwoliłoby mu na to ego, ale tego ranka, gdy wstał spłynęła na niego jakaś nieznana wena twórcza, więc nie tłamsił jej w zarodku, tylko przystąpił do działania. Był pewien, że Scarlett to wszystko zauważy i będzie w ciężkim szoku. Samotne mieszkanie w tym ogromnym domu było dla niego ciężkie do przejścia, dlatego spał z Rufusem i Cocą. Scarlett ukatrupiłaby go za to, więc planował przed jej powrotem zmienić też pościel. Zrobił ogromne zakupy, ćwiczył gotowanie, bo chciał przyrządzić dla niej coś dobrego, napisał dwie piosenki, ułożył trzy linie melodyczne, sporo pracował z Billem, czego owocem miało być wejście do studia, ale dopiero w przyszłym tygodniu, bo przecież Scarlett miała wrócić na weekend, więc nie był na tyle głupi, żeby wyjechać w tym czasie do pracy. Brakowało mu jej. Tęsknił za nią cały czas. Bo wypełniała cały dom, całą jego przestrzeń życiową. Widział ją w kuchni, w łazience, w salonie, w studiu, w sali lustrzanej, czy w sypialni… pamiętał, co mówiła, co robiła. Był pewien, że sam nie mógłby żyć w tym domu, był nie tylko zbyt duży dla niego samego, ale nie poradziłby sobie z emocjami, które wiązały się z nim. Wyszedł z sypialni na korytarz i powoli przeszedł do drzwi prowadzących na taras. Rozciągał się z niego widok na tył ich posiadłości. Na cały ogród; sad i kwiaty, ogródek warzywny. Mieli piękny dom, dobre życie, ale wciąż czuł, że czegoś w nim brakowało. David dzielnie zniósł wizytę w klinice. W nagrodę kupił mu duże auto, którym sam mógł jeździć. Miał pedały i prawdziwy akumulator, jeśli zachciałoby mu się wygód. Chłopiec był zachwycony, a on podzielał to szczęście. Przywiązał się do niego i do myśli, że może być jego synem. Fakt, że wynik prawdopodobnie będzie negatywny trochę nie mieścił mu się w głowie. To go trochę gubiło. Sam nie wiedział, co czuł, nie potrafił się w tych myślach i uczuciach odnaleźć. Pewnie dlatego też tak bardzo chciał zadowolić Scarlett, żeby była szczęśliwa w ciągu tych dwóch, krótkich dni, które razem spędzą. Wyciągnął z kieszeni papierosy i odpalił jednego. Mocno się zaciągnął i trwał w takim zawieszeniu kilka sekund, nim poczuł jak dym rozchodzi się powoli po jego płucach. Wypuścił go powoli i uchylił powieki. Myślał o tym, żeby znów rzucić. Scarlett go o to nie prosiła, ale pewnie byłaby zadowolona. Ale to jeszcze nie teraz, poczeka na lepszy moment. Może wtedy, gdy w domu znów będzie wszystko musiało być sterylne i zdrowe? Miała teraz zobowiązania i nie nacieszyła się jeszcze prawdziwą karierą, ale on – choć z trudem – musiał sam przed sobą się przyznać, że nie marzył o niczym innym, jak o tym by mieli dziecko. Bał się tego, bo przecież mogło się znów zdarzyć wszystko, ale ponad te lęki pragnął, by dała mu kolejne dziecko. Wierzył, że teraz wszystko byłoby już dobrze. Może mieliby córeczkę? Z jej cudownymi, niebieskimi oczami? Wiedział, że nie mógł jej tego teraz powiedzieć, że to był ten moment, ale utwierdzał się w decyzji, by w trzecią rocznicę ich poznania się zapytać ją o to jedno, najważniejsze ‘tak’. Bo był pewien, że Scarlett to miłość jego życia i nie chciał zwlekać. Chciał dać jej to, o czym marzyła, a jedną z takich rzeczy był tradycyjny ślub i wesele. Wciąż tkwiła między nimi cisza tych spędzonych osobno tygodni i wiedział, że będzie doskwierać im nie raz. Zgasił peta na balustradzie i schodząc z tarasu wrzucił go do śmietniczki. Wyszedł na podwórze i wypuścił psy. Ganiały jak szalone, a on powoli przespacerował się do skrzynki. Chyba trzy dni nie sprawdzał już poczty. Alejka prowadząca do bramy wjazdowej na pieszo wydawała się o wiele dłuższa, niż kiedy jechał samochodem. W skrzynce znalazł stos reklam i… grubą szarą kopertę. Reklamy od razu wrzucił do kontenera, a kopertę prędko rozerwał. Historia lubi się powtarzać, a on wietrzył już kolejne zawirowania. Nie miał pojęcia, kto był taki uczynny, ale bardzo nie lubił tego kogoś. Scarlett. Scarlett i Liv. Scarlett, Liv i Isobel. Scarlett na ulicy. Scarlett i… jakiś blondyn? Zagryzł wargę przeglądając kolejne zdjęcia. Rozmawiała z nim na ulicy. Myśl, że jakiś fircyk się do niej zalecał podniosła mu ciśnienie i w pierwszym odruchu chciał żądać sprawiedliwości, ale wiedział, jak takie sytuacje się dla nich kończyły. Wyglądała jak zawsze cudownie, więc nie dziwił się facetowi, że był w nią wpatrzony. Widział tylko skrawek jego profilu, ale skądś go kojarzył. Był wysoki i szczupły, ale przy tym dobrze zbudowany. Wyglądał nienagannie, jak wyjęty z jakiegoś żurnala. Nie podobało mu się, że facet wgapiał się w Scarlett, ale nie widział w tym nic zdrożnego. Rozmawiali na ulicy, a Toby ledwo mieszcząc się w kadrze był w pobliżu. Ktoś chciał burzy w szklance wody, ale on nie zamierzał do tego dopuścić. Zdjęcia nic nie mówiły. Ot, zwykła rozmowa. Wsadził je pod pachę i bardziej martwiąc się tym, że ktoś niepowołany znał ich prywatny adres, niż zawartością koperty, wrócił do domu i wrzucił zdjęcia do swojej szafki. Nie da się zwariować. Idąc do kuchni odszukał w kieszeni telefon i sprawdził, czy miał jakieś wiadomości. Jedna. Od: Scarlett.

‘Za piętnaście minut zaczyna się odprawa. Trzymaj kciuki, żeby samolot nie postanowił się rozbić. Chcę już być na miejscu, chcę wysiąść z tej przeklętej maszyny i zobaczyć Ciebie. Kocham i tęsknię.’

Spojrzał na zegarek, obliczył różnicę czasu, długość lotu i wydedukował, o której powinien być na lotnisku. Od kiedy przeczytał tą wiadomość, czas wlókł się jeszcze bardziej.

Fala ludzi wypłynęła z tunelu, a on gorączkowo biegając wzrokiem po ich twarzach, wypatrywał tej właściwej. W sumie powinien szukać wzrokiem na poziomie szyj tych wszystkich ludzi, ale uznał, że może jednak Toby bardziej rzuci mu się w oczy. Nie pomylił się. Spostrzegł ochroniarza, który wychodził, jako ostatni, a przed nim ta filigranowa brunetka, która pomimo swojej delikatności wypełniała całą przestrzeń. Wokół zaczęły trzaskać flesze, w tle rozniosły się podekscytowane głosy. On starał się tego nie zauważać. Wpatrywał się w nią, czekając aż go zauważy. Wsunął ręce do kieszeni, uśmiechając się coraz szerzej, gdy zupełnie nieświadoma jego obecności zawzięcie pisała sms’a. Domyślał się, że do niego i nie mylił się, bo krótką chwilę później, poczuł wibracje w kieszeni. Pozwoliła swoim Louboutin’om spędzić lot w walizce, bo miała na sobie zwyczajne modne w ostatnim czasie jazzówki. Wpędziło go to w nie lada konsternację, bo Scarlett nie nosiła butów na obcasie tylko w wyjątkowo ekstremalnych sytuacjach. Powoli podniosła głowę, wrzuciwszy telefon do bezdennej torebki i obrzuciła wzrokiem ludzi przed sobą. W pierwszej chwili go nie spostrzegła, lecz kiedy to zrobiła… ten widok był bezcenny. Gapie mieli uciechę. Zobaczywszy go, na moment zamarła, a ułamek sekundy później cisnęła w Toby’ego torebką i biegiem ruszyła w jego stronę. O mały włos, a potrąciłaby strażnika, ale pewnie nawet tego nie zauważyła. Z piskiem wpadła w jego ramiona. Chwycił ją mocno i przytulił ją, unosząc kilkanaście centymetrów ponad posadzkę. Oplotła rękoma jego szyję i pocałowała gorąco. Zaśmiał się, czując jak jej wargi napierały na jego własne. Zacieśnił uścisk swoich ramion wokół talii Scarlett i poczuł, że mógłby ją tak trzymać już do końca świata. Westchnęła rozrzewniona i wtuliła się w niego z całych sił, gdy stała pewnie na podłodze.
- Czeeeeść – mruknęła cicho.
- Cześć – ucałował ją w czubek głowy i odsunął od siebie, ale tylko po to, żeby objąć ją ramieniem. Wziął torebkę od Toby’ego i zarzucił ją sobie na ramię. – Sugerowałbym, żebyśmy przenieśli się w bardziej kameralne miejsce – powiedział z cwanym uśmiechem, na co Scarlett rozejrzała się, dostrzegając gapiów, między którymi krążyli spieszący się podróżni. Wzruszyła ramionami i pomachała do nich, uśmiechając się uroczo. Toby osłaniał ich, dzielnie tworząc sztuczny tłum, jednak Scarlett nie omieszkała dać kilku autografów i zapozować do zdjęć, gdy fani ją o to prosili, a Tom, choć wolałby jechać do domu, nie pozostał jej dłużny. Już widział to poruszenie faktem, że wreszcie komuś udało się zdobyć ich wspólne nieoficjalne zdjęcie. Potem, kiedy udało im się, jako tako dotrzeć do samochodu, poprosił Toby’ego żeby prowadził i sam rozsiadł się z tyłu ze Scarlett.
- Jestem skonana. Isobel tak szczelnie wypełnia mi plan dnia, że ledwo mam czas pomyśleć o tym, że jestem zmęczona. Jeszcze Fashion Week w Paryżu i będę mieć trochę wolnego, choć tez nie dużo, bo będę musiała lecieć do Nowego Jorku na przymiarki strojów na trasę. A potem Ellen DeGeneres i masa innych rzeczy.
- Dwudziestego ósmego lecimy do Los Angeles. Tam z Jostem spotkamy się z paroma ludźmi. Jeśli mamy zdążyć do wiosny, musimy dograć jeszcze parę spraw. Chociaż muszę ci powiedzieć, że jestem zadowolony. Wyskoczyliśmy z chłopakami do Hamburga i to siedzenie w studio przyniosło niezłe efekty.
- Och, wiesz co? – westchnęła przeciągle. – Jakby udawało nam się jakoś zgrywać terminy, to może nie będzie tak źle.
- Myślę, że nie będzie, więc nie licz na to, że zerwę z tobą tylko dlatego, że będziemy się mijać w drzwiach – Scarlett zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową.
- Spróbowałbyś – mruknęła, przywierając do boku Toma. Objął ja ramieniem i ucałował w czubek głowy.
- Życie mi jeszcze miłe, Maleńka – uśmiechnął się od ucha do ucha, a Scarlett, podchwyciwszy aluzję, wbiła mu łokieć w żebra. Zgiął się, zaskoczony siłą uderzenia i spojrzał na brunetkę. Uniosła w górę jedną brew spoglądając na niego z wyższością. Parsknął śmiechem, a Scarlett mu zawtórowała. Objął ją znów, a ona nie mając nic przeciwko, wtuliła się w jego tors.

Kiedy Tom otworzył przed nią drzwi do domu i przeszła przez próg, nie czuła już tego nieprzyjemnego chłodu. Zostawiła torebkę w holu i nie czekając na Toma, przeszła do kuchni. Usiadła przy blacie na wysokim stołku i sięgnęła po dzbanek z sokiem pomarańczowym. Nalała sobie trochę i z lubością upiła spory łyk. Przeciągnęła się i rozejrzała dookoła. Było czyściutko, nigdzie nie zostały żadne ślady po próbach gotowania przez Toma. Była pod wrażeniem. Musiała ściągnąć go myślami, bo zjawił się w kuchni, gdy wstawiała pustą szklankę do zlewu.
- Max przyjechał po Toby’ego, no i zaniosłem twoje rzeczy do góry – uśmiechnął się nieznacznie, a Scarlett podeszła do niego, przeciągając się niczym kotka. Zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła go w dół, by schylił się na tyle, żeby mogła go pocałować. Objął ją rękami w talii i mocno przyciągnął do siebie.
- Dziękuję – mruknęła wprost w jego wargi. – Jestem głodna, a ty?
- No w sumie rano zjadłem tylko tosty na śniadanie.
- W takim razie pójdę się odświeżyć i coś przygotuję – pocałowała go jeszcze raz krótko i ruszyła do wyjścia. Tom odprowadził ją spojrzeniem. Sięgające pośladków loki falowały przy każdym jej płynnym ruchu. Wciąż była zbyt szczupła. A wyjazdy na pewno nie sprzyjały jej we wzmocnieniu. Usiadł na miejscu, gdzie przed chwilą siedziała Scarlett i odetchnął. Przez ostatnią godzinę nie skupiał się na niczym innym poza jej powrotem, ale teraz, kiedy już była w domu i emocje powoli opadały, niepewności wróciły. Nierozwiązana sprawa wyników spędzała mu sen z powiek. Obawiał się też, że swoim zachowaniem może wzbudzić w niej jakieś wątpliwości. Kiedy jej nie było nie musiał kontrolować smętnej miny, a teraz mogłaby wyjść z tego katastrofa.
Usłyszał, że woda na górze przestała szumieć, więc wstał i zostawiwszy w holu buty, poszedł na piętro. Zastał Scarlett w sypialni, paradującą w samej bieliźnie i wielkim turbanie na głowie. Spostrzegłszy go, uśmiechnęła się i zniknęła w garderobie. – Tooooom? – zawołała go krótką chwilę później. Wsunął ręce do kieszeni i poszedł do niej.
- Co jest? – zapytał opierając się o framugę.
- Sięgniesz mi dresy? – podszedł i nie wysilając się zbytnio, wyjął z górnej półki sportowe spodnie Scarlett. – Dziękuję, chyba przydałaby mi się tu drabina, bo kiedy już najdzie mnie wena na coś, czego prawie wcale nie noszę nigdy nie mogę sięgnąć i muszę przynosić krzesełko. Wciągnęła je na siebie i uśmiechnęła się do Toma. – Całe szczęście, że mam ciebie, bo jesteś taki wysooooki i siiiilny – odparła z przesadzonym uwielbieniem, po czym uśmiechnęła się szelmowsko i zabrała się za szukanie, czegoś, co nadawałoby się do dresów.
- Nie chciałem tego mówić głośno, bo to oczywiste – odparł, stając za brunetką i zatrzymał jej ręce. Zamknął jej dłonie we własnych i objął ją w talii. Pocałował ją w szyję, a Scarlett mruknęła z zadowoleniem. – Pachniesz grejpfrutem.
- Kupiłam nowy żel. Uznałam, że czas na małą odmianę od wanilii.
- Dobrze, że już jesteś – przytulił ją bardziej. Obecność Scarlett była taka kojąca. Rozluźnił się, a problemy, które zaprzątały mu głowę pod jej nieobecność, wydały się nieistotne.
- Chciałabym już nie wyjeżdżać.
- Chcesz, bo aż palisz się na to wszystko.
- Ale nie na tyle, żeby być tam bez ciebie.
- Do godziny piętnastej w poniedziałek będziemy razem i chyba zaraz przekonasz się jak bardzo – zaśmiała się cicho, odwracając się w jego ramionach. Zadarła głowę, spoglądając na niego zadziornie.
- Nie jesteś głodny? – zapytała, przekrzywiając głowę i objęła Toma rękoma w pasie.
- To chyba może poczekać – uśmiechnął się jeszcze szerzej i pocałował Scarlett bardzo, bardzo namiętnie.
*

W pośpiechu pochyliła się do przodu i energicznie pokręciła głową na wszystkie strony, po czym równie gwałtownie się wyprostowała. Burza czarnych loków przybrała na objętości, co szybko zmieniła, zaczesując je palcami do tyłu i spinając w niski kucyk. A raczej koński ogon, bo sięgający niemal pośladków Scarlett. Wsunęła stopy w czarne czółenka i podbiegła do zapinającego koszulę Toma. Stanęła do niego tyłem i jednocześnie usiłowała założyć kolczyki.
- Możesz zapiąć mi sukienkę? – uniosła do góry włosy i doszła do wniosku, że gdyby pozbyła się ich trochę, byłoby jej naprawdę lżej. Tom zapiął suwak i nie omieszkał przy okazji pocałować jej w szyję. Zaśmiała się cicho i opuściła włosy. Stanęła obok niego przodem do lustra i zaczęła poprawiać kosmyki, które zbytnio wystawały z upięcia. Obrzuciła krytycznym spojrzeniem swoje odbicie i skrzywiła się nieznacznie. – Czy ja nie wyglądam zbyt poważnie? – miała na sobie prostą małą czarną z rękawem trzy czwarte, sięgającą za połowę uda. Tom spojrzał na nią trochę zdziwiony, po czym pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się.
- Muszę się przebrać – odparła po kilku sekundach namysłu i wyszedłszy z butów, popędziła do garderoby.
- Scarlett, jesteśmy już spóźnieni! – załamał ręce i spoglądając w swoje odbicie, wzruszył ramionami, jakby w tafli lustra mógł znaleźć sprzymierzeńca. Wiedząc, że w półgodzinnym spóźnieniu raczej się nie zmieszczą, wyjął z kieszeni telefon z zamiarem napisania do Shie’a.
Jakież było zaskoczenie Toma, gdy Scarlett wpadła z powrotem do pokoju niecałe pięć minut później, wpychając koszulę do spodni. Tym razem miała na sobie białą bluzkę nie do końca dopasowaną, włożoną w zaprasowane na kant, zwężane do dołu ciemno szare spodnie do kostki. Do tego czarne szelki i oczywiście Louboutin’y, z których wyszła chwilę wcześniej. Złapała kopertówkę i okręciła się wokół własnej osi.
- Jakbyś wypuścił mnie z łóżka o odpowiedniej porze, a potem nie przeszkodził mi w łazience, to byłabym na czas – mówiąc to wywróciła teatralnie oczami, a on uśmiechnął się z powątpiewaniem. – Jedźmy, bo sobie pójdą.
- Myślę, że nasze rodzeństwo przywykło już do tego, że zdarza nam się mieć poślizgi – Scarlett zaśmiała się pod nosem i zabrawszy płaszcz, skierowała się do wyjścia. Tom szybko dorównał jej kroku.
Restaurację o wdzięcznej nazwie ‘Yosoy’ znaleźli bez większych problemów, kiedy udało im się wreszcie przebić przez miasto. W sobotni wieczór to nie należało do rzeczy łatwych. Na parkingu Tom zauważył auto Billa, więc zaparkował obok niego. Prędko wysiadł z samochodu i otworzył drzwi przed Scarlett, racząc ją usłużnym ukłonem. Zaśmiała się w głos, zwracając uwagę kilku osób przed budynkiem, a spostrzegłszy to, chwyciła Toma za rękę i siląc się na nonszalancję, czym prędzej ruszyła ku wejściu. Tego wieczoru chciała być po prostu Scarlett. Zabrano ich odzienie i kelner poprowadził ich do stolika, gdzie czekali już na nich wszyscy.
- Czeeeeeść, strasznie was przepraszam za spóźnienie – uśmiechnęła się uroczo, witając po kolei z każdym. Wspólne wyjście była kolejnym pomysłem Toma na spędzanie czasu, jak każda normalna para. Tym oto sposobem wylądowali w Yosoy w towarzystwie Shie’a i Julie, Billa oraz Liv i Georga. Georg nie kwalifikował się na niczyjego brata, ale Liv ostatnimi czasy pozwalała mu nie odstępować się na krok. Tom odsunął Scarlett krzesło i zaraz usiadł obok niej. – Ale się stęskniłam – opadła na oparcie z głębokim westchnieniem i przyjrzała się każdemu z uwagą.
- Czy mam sądzić, że właśnie z tego względu kazaliście nam na siebie tyle czekać? – Liv trąciła kolanem siostrę pod stołem, a Scarlett spiorunowała ją spojrzeniem.
- Ślicznie wyglądasz Jul – odparła, zupełnie ignorując siostrę.
- Dzięki – uśmiechnęła się szeroko i objęła rękoma swój wielki brzuch. – Mama wciąż nam powtarzała, że wyglądam zbyt ładnie jak na córkę, więc zrobiliśmy dodatkowe USG. Nie żebym nie brała pod uwagę ewentualności, że będziemy mieć kolejnego chłopca, ale no wiesz… - speszyła się troszkę, jakby bojąc się, że jej matczyne uczucia zostaną poddane pod jakąś wątpliwość. Scarlett uśmiechnęła się ze zrozumieniem i podała kelnerowi zamówienie. Po niej zrobił to Tom.
- Wybraliście imiona?
- Alice Catherine albo Roxanne, a dla chłopca Nathan, po dziadku – powiedział Shie.
- Ładne – westchnęła, instynktownie szukając za sobą Toma. Wyczuł to i przysunął się bliżej, obejmując Scarlett ramieniem.
- Lepiej powiedz, co robiłaś w Stanach – Bill, wymieniwszy z Tomem konspiracyjne spojrzenia, zagaił, znajdując daleki dzieciom temat.
- Praca z Isobel to ciężka orka. Byłaby najszczęśliwsza, gdybym nie odpoczywała. Poza występem na Emmy, no i tygodniem mody, pracowałam trochę z Lindą, a potem z Glenem i Mattem1 . Udzieliłam wywiadu dl ‘OK’, ‘People’ i ‘Rolling Stones’. Później robiliśmy do tego sesję. Miałam spotkanie z choreografem i ustaliłam ostatnie szczegóły z głównym krawcem. To dopiero zalążek.
- Nie uważasz, że Isobel wyciska cię jak cytrynę?
- Bil – spojrzała na niego wymownie. – Nie po to wróciłam do domu, żeby wałkować temat Isobel. Nie możemy pomówić o spuchniętych łydkach Jul albo maślanych oczach Georga? – szatyn posłał Scarlett mordercze spojrzenie, na co wszyscy wybuchli śmiechem. Z nim włącznie. Resztę wieczoru spędziła tak, jak marzyła o tym od dawna. Miała przy sobie Toma i najbliższych. Jedli dobre rzeczy, popijali pyszne wino i nie martwili się niczym. Przynajmniej nikt nie mówił o tym głośno.
*

1 Linda Perry, Glen Ballard, Matt Morris. 

6 komentarzy:

  1. ~Sarah
    11 października 2011 o 14:51
    I jest okrągła sześćdziesiątka. Sześćdziesiątka pełna uczucia, miłości, radości, wątpliwości i normalności. A jednocześnie ogromnie tajemnicza. Wprowadzenie do 61. wydaje się być taką… ciszą przed burzą. Nie wiem, może tylko ja odnoszę takie wrażenie. Miło, przyjemnie z odrobiną wątpliwości i strapień ze strony Toma. Jestem cholernie ciekawa jak to rozwiążesz i czy David okaże się synem Toma. Chociaż mam już co do tego pewne przypuszczenia a w związku z nimi kolejne dotyczące reakcji Scarlett. No i bohater z ktorym ciężko się rozstać – Javier. Dark, ależ zrobiłaś z niego tajemniczą osobowość! Nie da się gościa rozgryźć. Czego on chce, na co liczy, co mu po głowie chodzi. Nie wie tego Scarlett, nie wiemy tego my. A poza tym to wiesz że czarujesz cudnym doborem słów, magią, tajemniczością i wszystkim co najlepsze.Tak króciótko i powierzchownie dzisiaj. Trzymam Cię za słowo kochana, do zobaczenia przy 61.!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Katalin
    11 października 2011 o 16:18
    Stuknęła Ci 60tka! To już nie są przelewki! ;D Zrobiłas ciszę przed burzą, takie mam przynajmniej odczucia. Zamiesza się i mnie to okropnie cieszy! Będzie miła [no, może nie do konca miła] odmiana od tych czułości. I pomyśleć, że na początku Prinza tak czekałam na te czułości! ;) Największą moją perełką tego postu jest zdecydowanie Margo i Gustav. Taki powiew czegoś nowego, zupełnie innego, takiego mało spodziewanego jak myślę. Dobrze czasem oderwać się od S&T. Bardzo bym chciała poczytać o nich więcej i więcej. Lubię ich. Tworzą razem fajną parę…przyjaciół;) I podoba mi się Margo i to jak ją zbudowałas. Ciężko to wytłumaczyć, ale ona ma klasę i tajemniczość w sobie będąc taką normalną dziewczyną. Poradziłas sobie dobrze z rozmową Toma i Leny. To było naprawdę dobre. Czytałam i wierzyłam jej słowom, wszystko to było bardzo prawdziwe. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie była zwykła ‚szarpanina’ między Tomem a Leną. Lena chce ochraniać synka. I to jest naprawdę piękne i godne podziwu. To, co mówiła było naprwdę przekonywujące. Jestem strasznie ciekawa 61, bo po tych zdjęciach dostarczonych do domu i pojawieniu się Javiera narobiłas mi apetytu na ciąg dalszy! Myslę, że rozmowa Javiera ze Scarlett była dobra, chyba poprawiłas nieco, a może w całości tekstu, a nie wyrwane z kontekstu wygląda to inaczej. Nie jest takie pretensjonalne, ani irytujące. Nie, nie. Jest intrygujące, trochę takie tajemnicze, bo nie wiadomo o co chodzi. Dawkujesz napięcie ;D A tak kończąc powiem Ci, że czytajac o S&T jak się spoźniali, a właściwie od samego jej powrotu miałam uśmiech na buzi cały czas. Dawno już tak nie było:) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lestat
    14 października 2011 o 16:03
    Bardzo spokojny rozdział. Chociaż w sumie nie, nie do końca, bo przecież wydarzyło się wiele, wiele ważnych rzeczy, wszystko zmierza do przodu, może nie w jakimś zawrotnie szybkim tempie, ale jednak do przodu. Może to ta końcówka, zwyczajna, codzienna, bardzo optymistyczna, sprawiła, że cały rozdział odebrałam właśnie w taki sposób. A chyba nie do końca tak być powinno, bo mimo wszystko taki sielski i anielski to on nie był. Podobała mi się rozmowa Toma i Leny. I to co z niej wynikło. Imponuje mi jego konsekwencja, to że za wszelką cenę chce poznać wyniki tych badać, że chce faktów i prawdy, a także to, że w razie czego jest gotowy ponieść odpowiedzialność. Właśnie o to chodzi. Właśnie tak powinien zachować się mężczyzna. Wiadomo, że to może położyć się cieniem na jego związku ze Scarlett, ale fakt, że gotów jest ponieść konsekwencje swoich czynów, gotów jest ponieść odpowiedzialność i zaopiekować się Davidem tak, jak na ojca przystało… Naprawdę jestem pod wrażeniem. To niesamowicie ważne, że tak mu na tych badaniach zależy. I cieszę się, że Lena się na nie zgodziła. Że dała mu szansę na poznanie prawdy (a jaka ta prawda będzie? zastanawiam się nad tym z każdym kolejnym rozdziałem. raz wydaje mi się niemożliwe, by Tom mógł być ojcem, a chwilę później zupełnie mnie to przekonuje. jestem rozdarta. naprawdę. i sama nie wiem, jaki scenariusz bym wolała. z jednej strony szczęście Scarlett i Toma, ale z drugiej… ja uwielbiam, gdy autorzy komplikują życie bohaterom!).Cały czas zastanawia mnie Javier. Nadal nie mam pojęcia kim on jest, skąd się wziął i po co. A po coś na pewno, bo tutaj wszystko jest po coś. Tym bardziej czuję się zaintrygowana. Bo mam wrażenie, że on tutaj wszystkim porządnie zakręci i namiesza, oj namiesza. Trochę dziwi mnie podejście Scarlett do niego. Liv od razu wyczuła zagrożenie i nastroszyła sierść, zjeżyła się jak kotka, a jej siostra wydaje mi się… bierna. Zbyt bierna wobec tego, jak on jawnie ją podrywa, jak jawnie próbuje się wkupić w jej łaski. Oj czuję, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Elle
      14 października 2011 o 21:46
      Najbardziej z wszystkiego podoba mi się to, że twoi bohaterowie nie sa tacy papierowi, tylko mają w sobie duzo z prawdziwych ludzi. A to ciezka sztuka, zeby wykreowac osoby i kierować nimi tak,zeby wydawaly sie jak najbardziej prawdziwe. Chyba,ze opierasz sie na osobach, ktore znasz. Wtedy pewnie jest łatwiej przewidziec jak bohater zareaguje,albo powinien zareagowac. I jezeli moglabym coś powiedziec, to chciałabym zeby tom obil gebe temu calemu javierowi! ten model za duzo sobie pozwala! Mało jest historii, które potrafią porwać mnie, wciągnąc i zatrzymac przy sobie na dłuzej. A Tobie, Dark Queen się to udało. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. ~dori
    16 października 2011 o 10:13
    byłam tu przed wczoraj, wczoraj. przeczytałam i miałam skomentować, ale nie wiedziałam co napisać. teraz też nie wiem, ale znalazłam wolną chwilkę zanim pójdę do kościoła, więc postanowiłam wpaść jeszcze raz.muszę to powiedzieć.. jeśli Tom okaże się ojcem Davida będzie to chwyt jak z taniej brazylijskiej telenoweli albo nawet mody na sukces. właśnie w takich serialach najczęściej występują podobne wątki. tylko że tutaj ma to inny wymiar i inną otoczkę. Tom nie ciska się jak idiota, nie upija się i nie pluje sobie w brodę tylko chce wziąć odpowiedzialność za swoje czyny bez względu jakie to przyniesie skutki. i to jest fajne i nieserialowe!nie podoba mi się Javier. nie wiem jakie ma intencje i co zamierza osiągnąć swoim postępowaniem, ale i tak nie wzbudza mojej ufności. ja wiem, że ten Javier jest tym samym Javierem z prologu, więc tym bardziej go nie lubię.podejrzewam, że Tom okaże się ojcem Davida. Scarlett tego nie będzie w stanie zaakceptować z jakichś powodów (które już teraz mogę wymienić na palcach u obu rąk).i zastanawia mnie, co zamierzasz z Margo i Gustavem? świetnie się dogadują. oboje są po przejściach więc albo dzięki temu będą razem albo jednak zostaną tylko przyjaciółmi, bo nie będą chcieli ładować się w związek.myslę, że chyba po raz pierwszy napisałam to, co chciałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~InesTa
    18 października 2011 o 22:35
    Jak poprzedniczka, nie wiem co napisać. Po pierwsze czytało mi się z tak niesamowita lekkością, że do tej pory nie wiem jak tak można pisać.! Podobało mi się wszystko. Od pierwszej litery po ostatnią kropkę. Wcześniej wspomniana lekkość i jeszcze tak przyjemna treść połączyły się w tak niesamowitą całość, że chyba lepiej być nie może. Teraz pozostaje tylko czekać i modlić się o szczęście dla nich ;) A tak na marginesie i trochę nie w temacie. Czytając wątek o Lenie naszła mnie pewna myśl. Jeżeli mały David jest podobny do swojej matki( tu chodzi mi głównie o te oczy ;)) i do Toma to dlaczego nie może być podobny do Billa? Jeżeli Lena zapewnia, że to nie Tom to może to być Bill. Stąd byłoby to uderzające podobieństwo. Taka mała teoria jeszcze jej nie przemyślałam i nie do końca mogę ją dopasować do zdarzeń poprzednich jak i tych które nastąpią, ale wolałam zapisać by nie zapomnieć ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo