16 lipca 2012

73. Ruiny.


13 miesiąc od rozstania; 2. listopada 2012r.
Ciąg dalszy, późny wieczór.


Scarlett wybrała sobie najgorszy z możliwych momentów, by wrócić do pokoju. Bo obraz, jaki towarzyszył temu powrotowi nie był tym, czego pragnęła doświadczyć tuż po jako takim ogarnięciu swoich i tak już rozchwianych emocji.
Wręcz przeciwnie był kolejnym ogniwem łańcucha zdarzeń, które w niedalekiej przyszłości miały wydać swój owoc, ale Scarlett jeszcze o tym nie wiedziała.
W tym właśnie momencie stanęła nad przepaścią; nad swoją własną, mroczną przepaścią, od której dzielił ją już tylko krok.
Jednak wciąż starała się mieć w głowie rozmowę z Margo. Była z Durandów i to w tej chwili trzymało ją w garści. Myśl, że po prostu przetrwa ten wieczór do końca, bo musiała, bo nie mogła inaczej, bo przecież dawała sobie już radę z gorszymi rzeczami.
W drzwiach minął ją David. Był uroczym chłopcem i tego nie mogła mu odebrać. Nie wątpiła w to, że całą tą słodycz obycia wyniósł od ojca. Teraz musiała już powiedzieć to na głos, choćby tylko w swojej głowie. Tom był jego ojcem. Miał dziecko; zdrowe i radosne. To utwierdziło ją w przekonaniu, że cała ta ich tragedia miała swoje przyczyny w niej samej. Może nie powinna mieć dzieci? Może śmierć Liama i dziecka, któremu w duchu nadała imię Ian, była dla niej znakiem, że nie nadawała się na matkę? Że nie była zdolna, by nią być? Wewnątrz bolało ją wszystko. Nie wiedziała, czy to zmęczenie, czy słabość spowodowana podwójnym ciosem i rozdrapaniem ran?
Jedynym, czego była pewna to fakt, że była bezgranicznie nieszczęśliwa.
- Co jest? – zapytał Bill, obejmując ją ramieniem.
- Zbudowałam tak piękny zamek, że teraz muszą mi wystarczyć same ruiny. 1 – spojrzała na niego z ciężkim westchnieniem, by zaraz przenieść wzrok na Toma i Davida ciągnącego go za rękę.
Poczuła, jakby zachwiała się nad przepaścią, uświadamiając sobie jej bezkres i wrogość. Zrobiło jej się słabo, gdyby nie Bill, na którym się wsparła, pewnie poleciałaby w dół.
- Tato, tato, tato! – wykrzyknął radośnie, a Tom na sam dźwięk słów, które słyszał już niemal codziennie od kilku ładnych miesięcy, uśmiechnął się czule i błogo za razem. Jakby wciąż nie mógł oswoić się z tym, jakie szczęście go spotkało, jakby wciąż nie dowierzał. Oderwał się od rozmowy z mamą i Leną, by skupić uwagę na synu. Miłość, jaka emanowała z niego, gdy patrzył na tego chłopca, łamała Scarlett serce. Chciała zniknąć. Chciała spaść w dół, rzucić się w przepaść. Mimowolnie przysunęła się do Billa, jakby chcąc skryć się za nim. A on jak zwykle trafnie odczytał jej sygnał i przygarnął ją do siebie.  Mogłaby wyjść, ale nie zamierzała uciekać. Nie miała wystarczająco dużo sił, by uciec. Wyczerpały się gdzieś po drodze. Teraz mogła już iść tylko przed siebie. – Tato, chodź zobacyć, jaką zbudowałem wiezę! Nico tez budował – malec nie czekając na ojca ruszył przodem i jak na złość zatrzymał się tuż przy Scarlett i Billu, a ona patrząc na niego z pełną świadomością tego, że był Toma, dopiero teraz w pełni dostrzegła podobieństwo, które przecież tak bardzo rzucało się w oczy. Było wręcz oczywiste. Wcześniej wolała tego nie widzieć. Przeprosił mamę i Lenę, po czym poszedł za dzieckiem, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, że szedł dumny jak paw, jakby David postawił w salonie drugi Empire State Bulding, a nie wieżę z klocków. Gdy przechodził obok na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Przestraszyła się tego, co znalazła w jego oczach.
- Jaka duża jest ta wieża? – zagadnął, biorąc synka na ręce.
- Aż do nieba! – wykrzyknął malec, wyciągając przy tym rączki do góry. Tom wykorzystał sytuację i połaskotał go, a David zaczął zanosić się śmiechem.
- Tatusiu, nie! – zachichotał, a on łaskotał go dalej, niemal z uwielbieniem przypatrując się radości synka. Scarlett celowo upuściła torebkę, by móc choćby przez sekundę przestać udawać, że jej to nie ruszało. Na moment zacisnęła powieki, chcąc uchronić się przed kolejnym wybuchem. Schylając się, nie zauważyła, jak Bill trzasnął Toma przez ramię, dając mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł. Wymienili spojrzenia i ten jakby olśniony, szybko wyszedł z pokoju, mocno trzymając w ramionach zaśmiewającego się Davida. Scarlett klapnęła na swoje krzesło i dolała sobie wina. Nie zdając sobie sprawy, że była obserwowana przez mamę, Simone i Lenę, zajrzała do telefonu, odpisała Timowi na sms’a i przez to poczuła się jeszcze gorzej, bo naściemniała mu, że wszystko było w porządku. Bill zniknął jej z pola widzenia, więc sączyła wino pogrążona w swoich myślach. Nie były zbyt kolorowe. Tom. Smutek. Kłamstwa. Dziecko. Tom i znowu Tom. Nie mogła pojąć, jakim cudem potrafił tak bardzo kłamać. Jak mógł spędzać z nią dni, gotować, oglądać telewizję, rozmawiać, kochać się, tak zwyczajnie być i cały czas kłamać… chyba przestawała dawać sobie z tym radę. Chyba coraz bardziej zbliżała się do krawędzi przepaści. Dopiła wino i zgarnąwszy papierosy Billa, wyszła na taras.

Scarlett nie wiedziała, że Lena obserwowała ją przez niemal cały wieczór. Nie wiedziała też, jak wielki bój toczyła ze sobą i jak wiele myśli kotłowało się w jej głowie, ani jak bardzo źle się czuła. Nie mogła też wiedzieć, że Lena dojrzewała do podjęcia decyzji, by postawić na jednej szali wszystko, co miała, by wreszcie pozbyć się ciężaru, jaki – dzięki temu, a może przez to – dźwigała.
Bo przecież nie tylko Tom naginał prawdę. Ona kłamała. Zupełnie i niemal od początku.
Radziła sobie z tym, póki nie zobaczyła, jak wielką szkodę wyrządziła. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero dziś, gdy na własne oczy zobaczyła, jak Scarlett i Tomowi było źle bez siebie, oprzytomniała. Lena uznała, że nadszedł czas na pełne rozliczenie się z przeszłością, a co potem się stanie… bała się, że znów straci Toma. Bała się, że David straci ojca, ale jeśli tak by się stało to tylko przez to, że ona na samym początku nie powiedziała prawdy.
- Lena? – dotarł do niej głos Simone. – Pytałam cię o coś – przestraszyła się, bo aprobata mamy Toma wiele dla niej znaczyła. Simone długo jej unikała, a kiedy wreszcie przestała traktować ją jak powietrze, Lena za wszelką cenę nie chciała tego stracić.
- T-tak? – zapytała roztargniona. – Przepraszam, zamyśliłam się.
- Pytałam, ile David miał, jak się urodził – odparła z sympatycznym uśmiechem. To trochę dziewczynę rozluźniło.
- Pięćdziesiąt sześć centymetrów i ważył trzy czterysta.
- To ładnie, taki średniaczek. Moje dzieci też nie ważyły wiele więcej. Jedynie Shie miał trzy osiemset. Długo się przy nim męczyłam – Sophie wyraźnie się zasępiła na wspomnienie przyjścia na świat swojego pierworodnego.
- Ja chyba powinnam już iść – Lena wypaliła znienacka. – Zabiorę Davida i chyba już pójdziemy. Wydaje mi się, że w ogóle nie powinno nas tu być – zaczęła zbierać swoje rzeczy. W jednej chwili poczuła, jak bardzo była tu nie na miejscu.
- Usiądź – Sophie złapała ją za rękę i zaczekała aż Lena zostawi swoje rzeczy. Jako prezes korporacji nauczyła się patrzeć na ludzi tak, by wiedzieli, że nie zamierzała powtarzać dwa razy. Przy okazji doszła do wniosku, że Scarlett musiała mieć to po niej. Bo tylko ona potrafiła patrzeć tak intensywnie, by wręcz hipnotyzować rozmówcę tymi swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami. A teraz to cielęce spojrzenie stało się sławne na cały świat. Westchnęła, nie czas na to. – To bardzo trudna sytuacja dla nas wszystkich. Wiesz, chodzi mi o relację Scarlett i Toma. Przez ten czas, kiedy byli razem bardzo zżyliśmy się, jako rodzina i tak pozostało, pomimo ich rozstania. Za nic w świecie nie chcę przysparzać więcej cierpienia mojej córce, ale… rodzina Toma, jego bliscy są wciąż naszą rodziną. Dlatego nie chcę, byś czuła się tutaj źle. Nikt z nas, wyłączając rzecz jasna Scarlett, nie żywi do ciebie niechęci. Nie ponosisz winy za ich problemy – Lena skinęła głową i utkwiła wzrok w swoich dłoniach, po czym odezwała się po chwili.
- To Tom chciał, żebyśmy tu przyszli. Nie macie pojęcia, jak bardzo cieszył się, że David będzie oficjalnie przedstawiony jako jego syn… bardzo bolało go to, że dotąd był sekretem. Tak bardzo tego chciał się nim wreszcie pochwalić, że nie umiałam zabronić mu zabrać nas tutaj, choć wiedziałam od początku, że moja obecność to nie jest najlepszy pomysł, ale on tak pokochał Davida…
- A ty kochasz jego – odparła Sophie. W jej głosie nie było cienia wątpliwości.
- Nie jesteśmy razem. Łączy nas David – zaczęła się bronić. – Ale ja wiem, że to nie tylko on… Tom szuka przy nas schronienia. Ja sobie zdaję z tego w pełni sprawę. Nie oczekuję, że ze mną zostanie. Wiem, że to minie, kiedy otrząśnie się po… - tu niepewnie spojrzała na Sophie. – Po tym wszystkim. On nie dojrzał jeszcze do tego, żeby wrócić do świata, w jakim żył do tej pory. Przecież to do niego niepodobne, żeby z lubością pomagał mi zmywać, a mojej mamie kopać grządki. – Westchnęła znów, jakby mitygowała się za swoją wylewność. – W każdym razie, póki Tom nie dojrzeje do podjęcia jakiejkolwiek decyzji i będzie potrzebował schronienia, ja zawsze mu je dam. I to nie jest żadna postawa cierpiętnicy – uśmiechnęła się, a Sophie uznała, że to jeden z ładniejszych uśmiechów, jakie widziała w życiu. – My po prostu sobie pomagamy. Nie łudzę się też, że Tom mnie kocha. Tak nie jest – ja to wiem, on to wie, choć z całej siły stara się sobie wmówić, że jest inaczej, to…on wciąż sercem jest ze Scarlett. Jednak łączy nas spory kawałek przeszłości i poniekąd wspólna przyszłość. Myślę, że to właśnie wspomnienia są dla  nas spoiwem.
- Więc zostań, choćby dla niego – Lena pokręciła głową.
- Dosyć namieszałam. Nie chcę kłuć Scarlett w oczy.
- To nie ty, przynajmniej nie w zupełności. W oczy kłuje ją rzeczywistość. Moja córka nie miała tyle szczęścia, co Tom. Jeszcze nie znalazła swojego schronienia.
- Dziękuję pani.
- Mów mi Sophie, tu wszyscy mówimy sobie po imieniu.
- Dziękuję – uśmiechnęła się znów i popatrzyła w kierunku salonu. Na przestrzał przez hol, widziała Davida bawiącego się z Tomem. Ten widok zawsze poprawiał jej nastrój, nawet teraz, gdy czuła się jak w pułapce zastawionej przez samą siebie.
- Masz świetnego syna. Jak mogłaś nie wiedzieć? – to pytanie zbiło Lenę z pantałyku. Dotąd milcząca Simone poklepała ją po ręce i uzupełniła ich kieliszki, jakby spodziewała się długiej rozmowy. Lena wzruszyła ramionami.
- Dziwne prawda? – napiła się wina i nie odstawiwszy go na stół, zaczęła okręcać kieliszek w dłoniach. – Ja chyba czułam się… - do pokoju wszedł Gustav. – Chyba czułam się za bardzo niegodna Toma po tym, co zrobiłam, żeby dostrzec te wszystkie jego cechy, jakie ma David. Upierałam się przy tym, żeby nie dodawać sobie bólu. A tamten chłopak… on był bardzo do Toma podobny, więc nie zostawiłam sobie złudzeń. Wolałam się ich wyzbyć, żeby się jakoś po tym wszystkim pozbierać. Tłumaczyłam sobie, że ja też mam ciemne oczy, a natury blond włosy, więc… to były bardzo trudne i bardzo dziwne lata. Czasem wydaje mi się, że to niemożliwe, żeby teraz wszystko się tam samo ułożyło.
- Mamo – do pokoju weszła Scarlett ubrana w płaszcz. – Idę, Tim po mnie przyjechał. Pożegnałam się już ze wszystkimi. Zadzwonię jutro czy kiedyś tam. Dobranoc Simone, trzymaj się Gustav – skinęła blondynowi i wychodząc nawet nie spojrzała na Lenę.
- Chyba zobaczę, co u chłopaków. Jeszcze raz dziękuję za to, co mi powiedziałaś – uśmiechnęła się do Sophie i czym prędzej odeszła od stołu, a niedoszłe swatki tylko wymieniły zmartwione spojrzenia.
*

5. listopada 2012r.

Od dwóch dni czuła się, jak struta. Truły ją wyrzuty sumienia. Nie wiedziała, jakim cudem wcześniej mogła ich nie odczuwać. David oglądał bajkę, Tom siedział u siebie i szukał czegoś w Internecie, a ona posprzątawszy wszystko, co tylko dało się posprzątać, siedziała i popijała kawę, starając się uciec myślami gdziekolwiek, ale to okazało się niemożliwe. Tom po przyjęciu u Durandów stał się nieswój. Nocą słyszała, jak rzucał się na łóżku i ciężko wzdychał nie mogąc zasnąć. Ona też mało spała. Wciąż toczyła wewnętrzny bój, bo tak bardzo bała się wystawić na szwank szczęście, które dostała od losu tak niespodziewanie.
Szczęście, o jakim marzyła.
Nie mogła się nim cieszyć, bo wciąż miała w głowie obraz pełnego bólu spojrzenia Scarlett, smutnej twarzy Toma i całej tej napiętej niczym postronki atmosfery między nimi.
Od miłości do nienawiści jeden krok.
Lena wiedziała, że oni wciąż się kochali, pomimo pozorów nienawiści wobec siebie, jakie stwarzali. Chyba właśnie dlatego wciąż zwlekała. Bo wiedziała, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, to wszystko mogło się skończyć. Wszystko dla niej. Zerknęła w kierunku uchylonych drzwi. Dostrzegła pochyloną sylwetkę Toma. Na uszach miał słuchawki i uważnie przyglądał się czemuś na ekranie swojego laptopa. Lena nie mogła wiedzieć, że było to jedno ze wspólnych zdjęć Scarlett, Liama i jego. Nie mogła też widzieć łez w kącikach jego oczu. Nie mogła, bo gdy tylko je poczuł, nie pozwolił im popłynąć. Westchnęła, uświadomiwszy sobie, że decyzję podjęła już tego wieczora, gdy pojęła wagę całej sytuacji. Kwestią czasu było, kiedy przełamie swój lęk. Upiła łyk kawy i odstawiła kubek do zlewu. Poszła do synka wygodnie usadowionego na kanapie w pokoju dziennym u ucałowała go w czoło.
- Mamusia musi na chwilkę wyjść, zostaniesz z tatą, dobrze? – David skinął na znak akceptacji, nie zwracając wielkiej uwagi na mamę. Oglądał Auta i reszta nie miała wielkiego znaczenia. Z przyzwyczajenia przygładziła jego jasną czuprynę i przeszła do pokoju Toma. Na jej widok zamknął laptopa i zdjął słuchawki.
- Co jest? – zapytał widząc jej nietęgą minę. W odpowiedzi pochyliła się i objąwszy twarz Toma zmarzniętymi dłońmi, pocałowała go czule. – Za co to? – zapytał przyciągając ją do siebie i sadzając sobie na kolanach.
- A tak sobie. Zostaniesz z Davidem? Muszę na chwilę wyjść – zmarszczył brwi, patrząc przenikliwie na dziewczynę. Nigdy nie wychodziła sama.
- Lena?
- Muszę się przejść i wrócę niedługo, obiecuję. Wiem, że chcesz wrócić do Berlina przed wieczorem. Może spakuj Davida, żeby było szybciej, okej? – z niemniejszą rezerwą skinął głową, a Lena uśmiechnęła się do niego. – Wciąż ogląda bajkę, więc pewnie nie zauważysz, że tu jest. Ustawiłam tak, żeby zaraz po pierwszej części włączyła się druga.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jestem pewna, że tak – uśmiechnęła się znów i pocałowawszy go z żarliwością, której nie była w stanie w sobie zdusić, wyszła z pokoju.

Drżała, podchodząc do stróżówki, bynajmniej nie z powodu zimna. Zacisnęła pasek przy płaszczu i starając się ukryć zdenerwowanie, uśmiechnęła się do sędziwego mężczyzny, który badał ją podejrzliwym spojrzeniem. Pewnie nie była pierwszą, która próbowała dostać się do środka bez zaproszenia.
- Dzień dobry, nazywam się Lena Braun. Przyszłam do pani O’Connor. Czy byłby pan tak uprzejmy i powiadomi ją o mojej wizycie?
- Nie widzę pani na liście gości – oparł niezbyt przyjaźnie.
- Nie byłyśmy umówione. Jednak jestem pewna, że pani O’Connor mnie przyjmie – mężczyzna westchnął niezadowolony z tego, że musi odłożyć czytaną gazetę na rzecz połączenia się z mieszkaniem Scarlett. Lena śledziła każdy jego ruch, kiedy wymienił jej nazwisko milczał dłuższą chwilę, czekając na dyspozycje. W końcu otworzył furtę. – Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością i usłyszawszy, gdzie ma iść, zniknęła w czeluściach olbrzymiego budynku, niosąc duszę na ramieniu.

Scarlett nie do końca wiedziała, czy była zdumiona, zażenowana, zaciekawiona czy zła. Czego, jak czego, ale wizyty tej dziewuchy nie spodziewała się ani trochę. Mniej zdziwiłaby się, jakby do jej drzwi zapukał Josh Hartnett, Ben Afflec czy na przykład Chris HHermsworth. Rozważając, którego z nich wolałaby zobaczyć w swoich drzwiach, podeszła do nich i otworzyła je, słysząc dzwonek po raz wtóry. Nie, żeby była niemiła i zmuszała ją do stania pod drzwiami, czy coś takiego, ale zdążyła w międzyczasie poprawić włosy i ogarnąć spojrzeniem mieszkanie, czy nie zostawiła gdzieś jakiejś niepożądanej rzeczy w postaci skarpetek Tima czy co gorsza innej części jego garderoby. Chyba powinna zapanować nad jego rzeczami chyłkiem wkradającymi się do jej mieszkania. Kiedy otworzyła, w progu zobaczyła ładną, młodą kobietę w modnym płaszczu i – o dziwo – zgrabnych, zamszowych botkach. W pierwszej chwili Lena Braun skojarzyła jej się z typową, uroczą paryżanką o miłym usposobieniu i pewnie mogłaby ją polubić, gdyby ta nie odbiła jej faceta.
- Zastanawiam się czy jesteś na tyle głupia czy bezczelna, żeby tu przychodzić – odparła beznamiętnie otwierając szerzej drzwi.
- Daruj sobie – westchnęła, jakby pozbawiona nadziei. – Albo nie, ubliżaj mi jeszcze, może kiedy sobie ulżysz, wysłuchasz, co mam ci do powiedzenia – spojrzała na Scarlett, która najwyraźniej nie spodziewała się po niej tak odważnej deklaracji. – Nie przyszłam tu po to, żeby walczyć z tobą na słowa. Przyszłam powiedzieć ci coś, co powinnam była zrobić już dawno.
- Jeśli zamierzasz użyć słowa na ‘p’, to możesz już wyjść – Scarlett popatrzyła na Lenę lekceważąco. Nie mogła dać po sobie poznać, że nie uważa jej już za taką głupią gąskę jak na początku. Poza tym, że stanęła między nią, a Tomem, co ją dyskwalifikowało w oczach brunetki, wydawała się być dobrą dziewczyną. Daleką od tej, którą znała z opowieści Toma. Scarlett nie była już pewna tego, w co powinna wierzyć spośród tego, co od niego usłyszała. Nie miała pojęcia, co Lena zamierzała jej powiedzieć, ale za odwagę mogła dostać punkt.
- Nie zamierzam cię przepraszać, przynajmniej nie od razu – zaczęła odpinać płaszcz. Nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej determinacja, by się nie rozkleić. – Bycie tu to dla mnie żadna przyjemność, bo zdaję sobie sprawę z tego, kim jestem w twoich oczach i pewnie w dużej mierze masz rację – westchnęła ciężko i powiesiła płaszcz. Scarlett zmarszczyła brwi, uważnie przypatrując się dziewczynie. Musiała odsunąć od siebie wszelkie łączące ich animozje i obiektywnie stwierdzić, że wyglądała kiepsko i była autentycznie zmartwiona. Może to faktycznie coś ważnego? Może Tom skrzywdził nie tylko ją? Może Lena, pomimo tego, co zrobiła w przeszłości, też została przez niego poszkodowana? Ale czy w takim wypadku mówiłaby o czymś, co powinna zdradzić wcześniej? Scarlett skręcało w środku z ciekawości, niepewności i strachu przed tym, co miała usłyszeć. Jednak jak zwykle nie dała niczego po sobie poznać. Nie mogła pozwolić sobie na luksus okazywania emocji. Nie przy Lenia, która mogła wszystko opowiedzieć Tomowi. Scarlett poczuła ssanie w żołądku. Niepewność ją frustrowała.
- Proszę – powiedziała to przechodząc do salonu, który było nie było, przestraszył Lenę, czego nie dało się nie zauważyć. Ta przeogromna, otwarta przestrzeń sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej skrępowana. Scarlett usiadła, a ona poszła w jej ślady. Wybrała fotel nieco oddalony od brunetki. – Słucham, co masz mi do powiedzenia? – odparła beznamiętnie, może zbyt bardzo, ale za nic w świecie nie zamierzała okazać zainteresowania, co jak później miało się okazać, średnio jej wyszło. Lena niepewnie spojrzała w jej kierunku. Ją przestrzeń tego pomieszczenia krępowała, a Scarlett wyraźnie napawała pewnością siebie. Nie chodziło tu tylko o to, że była u siebie, a ona nie. Różniło je wszystko. Lena musiała przyznać w duchu, że ją podziwiała. Scarlett była od niej niższa i drobniejsza, a budziła w niej respekt. Nie bała się jej, to byłoby dziwne, ale miała w sobie jakąś taką potrzebę, by dobrze wypaść. O ile to w ogóle było możliwe. Lena widziała, jaka byłą dla rodziny, dla bliskich, dla tych, których kochała. Była dobra, czuła i delikatna. W przypadku reszty świata przywdziewała maskę i pancerz, co Lenie wydawało się bardzo smutne, bo ciężko musiało jej tak być. Ale czy ona sama nie zachowywałaby się w ten sposób, gdyby została tak skrzywdzona przez los? Pewnie tak. A ze swoją naiwnością i zbytnią otwartością, wciąż pakowała się w kłopoty, więc ten pancerz chyba był jednak lepszy. Koniec końców stwierdziła, że to mieszkanie pasowało do Scarlett. Podobnie jak ona sprawiało wrażenie kryjącego jakiś sekret, a swoim ogromem zmuszało gościa do pokory. A jego właścicielka wydawała się być na właściwym miejscu, odziana w czerń na tle wszechpanujących w salonie odcieni bieli. Lena odchrząknęła. Nie przyszła tam po to, dumać nad wystrojem.
- Przyszłam, żeby powiedzieć ci, jak było naprawdę.
- Naprawdę, z czym? – spojrzała na szatynkę zupełnie krytycznie, za nic nie mogąc wyzbyć się pogardy, jaką ją darzyła. A poza tym, czy musiała? Skłamałaby, gdyby nie przyznała, że onieśmielanie jej sprawiało Scarlett przyjemność.
- No z tym, jak to było wtedy w Loitsche, z Tomem – Scarlett prychnęła, wywracając oczami. W pierwszej chwili postanowiła ją wyrzucić. Nie chciała znów o tym słuchać. Miała dosyć wspomnień z tamtego okresu, po co je znów ożywiać? Jednak jakiś wewnętrzny impuls ją powstrzymał. Skoro Lena miała czelność do niej przyjść i mówić o tym, co było, to może istniało coś, co powinna wiedzieć. Musiało tak być, jeśli nie będzie mogła wykopać ją z mieszkania z zupełnie czystym sumieniem. Dziewczyna siedziała spięta, jakby czekała na wyrok i co chwila wbijała w nią niepewny wzrok. Chełpiła się tą chwilą, ale ciekawość wygrała. Poszła do kuchni i napełniła dwie szklanki sprite’em.
- Zgadnij, która z nas będzie pragnieniem – mruknęła niosąc je do pokoju.
- Co mówiłaś? – zapytała biorąc od Scarlett szklankę.
- Nic ważnego – odparła, rozsiadając się na kanapie. Podwinęła jedną nogę pod siebie i objęła Lenę uważnym spojrzeniem. – Słucham. Mam nadzieję, że w końcu doczekam się tej zapierającej dech opowieści.
- Już przechodzę do rzeczy. Wysłuchaj mnie do końca, choć nie oczekuję, że we wszystko uwierzysz. Powiem ci jednak jak jest, a ty zrobisz z tym, co zechcesz.
- W porządku – odpowiedziała wzruszając ramionami. Spostrzegła, że Lena niepewnie spoglądała na szklankę, którą wciąż trzymała w dłoniach. – Możesz śmiało pić. Nie mam cyjanku w domowej apteczce, więc jesteś bezpieczna – dziewczyna westchnęła i odstawiła ją na stolik. Wiedziała, że będzie ciężko, ale nie sądziła, że aż tak bardzo. Nie zaczęła jeszcze, a już pragnęła stamtąd uciec. Widziała, że Scarlett w przeciwieństwie do niej, nie czuła się ani trochę zażenowana czy skrępowana. Wyglądało na to, że miała ją zupełnie gdzieś i pozwoliła jej zostać tylko z ciekawości, żeby popatrzeć, jak na małpkę w cyrku. Lena poczuła się okropnie z tą myślą. Jeszcze gorzej niż przed przyjściem tu. Dopiero stojąc oko w oko ze Scarlett zrozumiała jak wielki błąd popełniła, nie wyjawiając Tomowi wszystkiego od razu. Wiedziała, że miała swój udział w cierpieniu, które oblekło ją w tą gorycz. Poczuła się z tym bardzo, bardzo źle. Bo przecież nigdy nie chciała nikogo skrzywdzić. Ścisnęło jej się gardło, a do oczu napłynęły jej łzy. Było jej wstyd. Było jej żal, że po tylu kopniakach od życia wciąż była tak naiwna.
- Przepraszam – wytarła oczy rękawem. – Wiem, miałam nie przepraszać, ale uświadomiłam sobie właśnie, jaka byłam głupia. Poczułam się marnie, choć pewnie w twoim mniemaniu powinnam się tak czuć od dawna.
- Nie masz zielonego pojęcia, jakie jest moje zdanie na jakikolwiek temat – odpowiedziała chłodno Scarlett.
- No tak – Lena skuliła się w sobie i wbijając wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie, zdecydowała się zacząć. – Nie pamiętam dokładnie, kiedy przyszła do mnie po raz pierwszy. To było jakoś krótko przed przyjazdem Toma do Loitsche tuż po… - zawahała się, posyłając brunetce przepraszające spojrzenie. – Tuż po tym, jak straciliście dziecko – Lena bała się powiedzieć tego na głos, jednak Scarlett nawet nie drgnęła. Wpatrywała się w nią z takim samym chłodem, z jakim patrzyła na nią chwilę wcześniej. Lena nie mogła nawet przypuszczać, co właśnie działo się w jej sercu. Nie mogła wiedzieć, że pękało po raz kolejny. – To był impuls. Bo przed jej wizytą jedynie w moich najskrytszych marzeniach, on nie patrzył na mnie z nienawiścią, a ona obiecała mi, że dzięki niej Tom będzie mój. Jeżeli nie jako partner, to przynajmniej jako przyjaciel. To mnie zamroczyło. Nie myślałam racjonalnie. Byłam totalnie skołowana. Co chwila machała mi przed oczami torebką od Vuitton’a czy okularami od Dolce&Gabbana. Zachłysnęłam się wizją, którą przede mną roztoczyła. Zachwyciła mnie tym, co mogła mi dać za niewielką współpracę. Bo tym wydała mi się jej propozycja. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim tak naprawdę była i jaki miała cel. Zrobiła ze mnie śliczną blondynkę. W sumie to nie chciałam się jakoś specjalnie zmieniać, ale ona uznała, że nowy wizerunek doda mi pewności siebie. Miała rację. Dzięki temu, co mi kupiła, jak o mnie zadbała poczułam się tak, jakbym wyglądała jak milion dolarów. A nawet dwa.  David dostał tyle zabawek i ubrań, że nie miałam ich gdzie chować. Jednak świadomość, że pomoże mi odzyskać zaufanie Toma była najważniejsza. Nie myślałam wtedy o tym, skąd o mnie wiedziała, dlaczego i przede wszystkim, po co do mnie przyszła. Podstawowe pytania uleciały mi z głowy. Liczył się tylko fakt, że miałam szansę na wybaczenie, a że w zamian za to miałam być blisko Toma, zdawać jej relacje na temat jego układów z rodziną i z tobą, no i wykonywać jej polecenia, które koniec końców ułatwiały mi dotarcie do niego. Naiwnie sądziłam, że może być osobą odpowiedzialną za wizerunek zespołu, że może stąd o mnie wiedziała. Kim tak naprawdę była Isobel – w tym miejscu się zawahała, gdy zobaczyła, że Scarlett zamarła, wbijając w nią zaskoczone spojrzenie. Lena wiedziała, że Scarlett odebrała cios, że to nie było jej obojętne. Nie była na to przygotowana i musiało ją to zbić z tropu. Dodało jej to trochę pewności siebie. Miała przecież kolejne informacje i tylko ona mogła je przekazać, a ziarno, które zasiała wykiełkowało. Jednak Lena miała już dosyć gierek i półprawd. Chciała wreszcie stanąć oko w oko z prawdą. Postawiła wszystko na jednej szali. Bała się poznać efekt.
- Chcesz powiedzieć, że przyszła do ciebie Isobel Bieglow-Parker? Moja managerka?– zapytała z niedowierzaniem.
- Tak – odparła zawstydzona.
- I kazała ci być blisko Toma? Śledzić przebieg sytuacji, jego nastroje i układy?
- Tak.
- A ty uznałaś, że to nic wielkiego, wiedząc, że umarło nam dziecko i nasz związek wisiał na włosku? – Lena niepewnie skinęła głową, a Scarlett prychnęła z pogardą.
- Nie mam pytań.
- Dowiedziałam się o niej o wiele później, w trakcie jednej z rozmów z Tomem – podjęła po chwili. – Wtedy, gdy zostawił cię samą. Widząc, co zaczęło się dziać, postanowiłam się wycofać. Połączyłam jedno z drugim. Zrozumiałam, że jej celem od początku było rozdzielenie was, a David i ja byliśmy jedynie pionkami w jej grze.  Miała, co chciała. Nie byliście razem. Znaczy to wisiało na włosku. Próbowałam powiedzieć jej, że mam dosyć, że nigdy nie zamierzałam nikogo krzywdzić, że nie wiedziałam, jaki miała cel, bo inaczej nigdy bym się nie zgodziła na to wszystko. A ona mnie wyśmiała. Powiedziała, że jej się tak po prostu nie zostawia na lodzie. Oddałam jej każdą rzecz, którą od niej dostałam. Zwróciłam jej też zabawki, choć David nie rozumiejąc, o co mogło chodzić, bardzo protestował. Nie zostawiłam niczego, co mnie z nią łączyło i zerwałam z nią kontakt. Na niewiele to się zdało, bo choć nie uzgadniałam już z nią, co powinnam robić, żeby zbliżyć się do Toma, to faktycznie byłam już z nim blisko i… nie byłam w stanie zatrzymać tego, co niechcący wywołałam. Tego, co się między wami stało. W obieg poszły nasze wspólne zdjęcia, jakieś filmiki. Ludzie tworzyli historie o nas i te o tobie. A ja… ja byłam zagubiona. Z jednej strony czułam się winna, wiedziałam, że powinnam wyznać prawdę, ale z drugiej miałam świadomość, że jeśli się przyznam, to znów go stracę.Za bardzo bałam się tego, by pojąć, że im później to zrobię, to będzie tylko gorzej. W tym wszystkim, ani razu nie pomyślałam nawet, by przyłożyć rękę do waszego rozstania. Wręcz przeciwnie, gdybym tylko mogła, zmusiłabym go, żeby wtedy postąpił inaczej… Pewnie mi nie uwierzysz, ale decydując się na to wszystko nie myślałam o sobie. Choć serce rwało mi się do niego, od samego początku myślałam o Davidzie i jego szczęściu. On tak bardzo pragnął mieć ojca, a Tom polubił go niemal od razu i… jesteś matką, Scarlett. Wiem, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo, żeby dać szczęście swojemu dziecku – skończywszy, wypuściła powietrze, jakby spadł jej z serca wielki ciężar i z wielkim wyczekiwaniem spojrzała na Scarlett. Ta milczała dłuższą chwilę, starając się zebrać do kupy. Nie potrafiła racjonalnie ocenić tego, co usłyszała. Jedyne, czego mogła być pewna to złość. Złość, bo to nie zły los odebrał jej to, co kochała. Odebrała jej to zawiść ludzka i nie potrafiła zrozumieć dlaczego.
- Nie masz prawa wspominać o moim dziecku – powiedziała cicho, ale w taki sposób, że Lena dostała gęsiej skórki. – Nie masz prawa nas porównywać – wysyczała patrząc jej prosto w oczy. – Może gdybyś się nie dziw’czyła parę lat temu, teraz twoje życie wyglądałoby inaczej, ale wiesz, co? Mam to gdzieś. To, co zrobiłaś jest godne pożałowania. Ty jesteś godna pożałowania. Obie jesteście siebie warte – powiedziała z odrazą. – A teraz wynoś się! – warknęła.
- Przepraszam, Scarlett. Mam nadzieję, że kiedy Tom pozna prawdę, to da się coś jeszcze naprawić. Wierzę, że nie jest za późno.
-Wynoś się stąd. Wynoś się stąd do chol’ery, bo cię wyprowadzę! – warknęła znów, podrywając się z kanapy. A Lena w jednej chwili znalazła się w korytarzyku i niedbale naciągała na siebie płaszcz. W kilkanaście sekund później trzasnęły drzwi, a Scarlett gorzko zapłakała. Poczuła się zdradzona i to podwójnie. Skuliła się na sofie i pierwszy raz od dawna pozwoliła łzom płynąć. Dosyć miała udawania, że zaczynała sobie radzić. Dosyć miała pozorów i udawania silnej. Bo już taka nie była. Dziś otrzymała cios, który ostatecznie powalił ją na ziemię.

Znalazła się na samej krawędzi przepaści. Wystarczyły centymetry, by poleciała w dół.
Scarlett nie mogła wiedzieć, że to nie był koniec, że mogło bolec bardziej, że mogła znaleźć się jeszcze bliżej krawędzi.
*

Tom siedział wpatrzony w swoje piwo. W kuchni panowała ciężka cisza, której żaden z obecnych nie śmiał przerwać. Pierwszy raz od dawna zespół zebrał się w komplecie, w tym mieszkaniu, w tej kuchni. Szkoda, że okazja była taka przykra.
Georg podpierał szafki. Gustav siedział pod oknem, a Bill niemal vis a vis Toma. Starszy z bliźniaków po powrocie z Loitsche zdążył opowiedzieć przyjaciołom wszystko, co usłyszał tam od Leny. Nie sądził, by możliwym było, żeby jedna dziewczyna złamała go dwukrotnie. Lenie się to udało.
Po tym wszystkim był tak skołowany, że zostawił ją bez słowa. Bo nie umiał znaleźć odpowiedzi na to, co usłyszał. Co z tego, że zalewała się łzami i przepraszała? Co z tego, skoro teraz już niczego nie można zmienić? Zburzyła mu ład w życiu po raz kolejny. Zniszczyła to, co budował od roku. Starał się jakoś żyć, a ona…nikt go tak nie zranił od dawna. Z Leną nie łączyło go nic wielkiego, ale ona teatralnie to dziś zniszczyła. Była jedną z niewielu osób, które uważał za bliskie i naprawdę lubił spędzać z nią czas. Nie złamała mu serca, bo już jej nie kochał, ale otworzyła stare rany. Rany, które zadało mu rozstanie ze Scarlett. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ich związek nie musiał się tak skończyć… Mogli ze Scarlett wszystko naprawić, gdyby Lena przyznała się od razu. Nie mógł tego przełknąć. Nie mógł tego zrozumieć. Do Berlina wrócił jak na autopilocie. Nie przyswajał informacji. Nie docierało do niego nic. Słowa odbijały się w jego głowie, jak groch o ścianę. Jedynym, czego był świadom, to poczucie wielkiej zdrady. Podwójnej zdrady.
- Wychodzi na to, że ze Scarlett to nie było wszystko takie oczywiste, jak się wydawało – podjął w końcu.
- Dobrze, że to do ciebie dotarło geniuszu – mruknął Bill, bawiąc się swoją butelką.
- Ej, stary. Nie dowalaj mu jeszcze – zaprotestował Georg. – Podejrzewasz, czemu Isobel urządziła całą tą szopkę? Przecież musiała coś do ciebie mieć, skoro tyle natrudziła się, żeby przekopać twoją przeszłość i znaleźć w niej to, czym mogła ci dokopać.
- Isobel jest psychiczna – odparł Bill. – Ona dla rozrywki robi ludziom kuku.
- No dobrze, ale przecież skoro Tom był ze Scarlett, to ona raczej nie powinna robić niczego, żeby narazić się osobie, dzięki której zbija kokosy – wtrącił Gustav. – Musiała mieć powód – dodał po chwili.
- Nie wiem, teraz nic nie przychodzi mi do głowy. Zastanawiam się, ile Isobel jej zapłaciła, żeby mnie szpiegowała – odparł zupełnie dobity. Myśl, że Lena zrobiła mu takie świństwo powodowała, że chciało mu się wyć ze złości, bezsilności i smutku. Po tym wszystkim, co przeszedł w ubiegłym roku, była jedną z niewielu osób, którym ufał w zupełności. A okazało się, że to jej powinien wystrzegać się najbardziej. Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Scarlett często to powtarzała. Miała rację. 
- Myślę, że nie tak dużo jak ci się wydaje. To widać na kilometr, że Lena wciąż coś do ciebie czuje. Upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Zbliżyła się do ciebie i jeszcze miała w tym wsparcie, bo jak sam mówiłeś, Isobel podpowiadała jej, co powinna robić. To była z jej strony raczej desperacja, a nie premedytacja. Gdyby Isobel nie pociągnęła za sznurki pewnie dalej byś ją nienawidził – odparł Gustav, otwierając kolejne piwo.
- Może to śmiesznie zabrzmi, ale Lena wydawała mi się taka… prawdziwa, nieskażona kłamstwem, obłudą. Żyła sobie tam w Loitsche, z dala od wielkiego świata i była moją odskocznią. Dzięki niej i Davidowi czułem, że mam jakieś swoje miejsce. Może nie w zupełności, ale na tyle, by zastąpiło mi to dom. Jak pomyślę, że była w zmowie z Isobel i że cały czas to ukrywała, to robi mi się niedobrze. Naprawdę jej ufałem, a ona tak po prostu oszukiwała.
- Scarlett tak samo myśli o tobie. Sądzi, że kłamałeś jeszcze, kiedy byliście razem. Czuje się pewnie podobnie do ciebie teraz – powiedział Bill, patrząc na brata przenikliwie. – Nie wiem, czy Isobel nie maczała palców w podstawieniu jej Fontaine’a. To wszystko działo się w zbyt małych odstępach czasowych, żeby nie było podejrzane.
- Myślisz, że mogło tak być? – zapytał brata, a Bill mógł przysiąc, że widział w jego oczach nadzieję. Czyżby Tom chciał spróbować naprawić swoje relacje ze Scarlett?
- Nie wiem. Wiem, że Scarlett nic z nim nie łączy, ani nie łączyło.
- No i koło się zamyka, bo wracamy do punktu wyjścia i pytania, które przewija się od początku: czym podpadłeś Isobel? Dałeś jej kosza kiedyś, czy co? – mówiąc to, Georg przysiadł między bliźniakami. W tym samym momencie Tom poczuł jakby go raziło prądem. Coś w jego głowie zaskoczyło. Pstryk. Olśniło go. Patrząc na Billa, wypowiedział jedno słowo; parapetówka. Zrobiło mu się zimno i gorąco jednocześnie. Nie wiedział, czy się śmiać czy płakać, bo jeśli to byłaby prawda… nie wierzył, żeby ta kobieta mogła być aż tak zła. Spojrzał na skonsternowanych Gustava i Georga, po czym wyjaśnił;
- Pamiętacie, jak na parapetówce w nowym domu niespodziewanie zjawiła się Isobel? – obaj skinęli głowami, a Tom kontynuował. – Wtedy Scarlett poprosiła mnie, żebym pokazał Isobel dom. Wiecie, to było dla mnie jak pokuta, ale poszedłem, bo ona była już zmęczona. Chciała być miła dla Isobel, skoro już się zjawiła na przyjęciu, choć miało jej przecież nie być. Czułem się idiotycznie, bo wiedziałem, że ona miała gdzieś to, ile mamy łazienek, a ile gościnnych. Cały czas wgapiała się we mnie tak, jakby chciała mnie zjeść. Jeszcze nigdy przy żadnej kobiecie nie byłem tak skrępowany, jak przy niej. Mówię wam, bałem się jej! – potarł twarz dłońmi, chcąc dać sobie chwilę, nim przejdzie do sedna. – Najgorzej było w sypialniach. Bo wiecie wtedy czułem się tak, jakby zaraz miała popchnąć mnie na jakieś łóżko i wiecie… no i kiedy uznałem, że to dłużej nie miało już sensu, powiedziałem jej, że widzę, że ma gdzieś to wszystko, a ona niemalże powiedziała mi, że wolałaby, żebyśmy wiecie… najpierw wyśmiała to, że cieszyłem się z ojcostwa – tu Tom wyraźnie posmutniał, na wspomnienie chwil przed narodzinami Liama. – A potem dała mi do zrozumienia, że miała na mnie ochotę. Kazałem jej się odwalić i poszedłem sobie. Więcej jej tego wieczoru nie widziałem.
- No i Tom oczywiście uniósł się honorem i nie powiedział o niczym Scarlett – dokończył za niego Bill.
- Wiedziałem, że Isobel jest podła, ale nie sądziłem, że będzie chciała się mścić za takie coś… a poza tym nie chciałem denerwować Scarlett.
- To by miało sens. Dostała od ciebie kosza, więc się wkurzyła. A wszyscy wiemy, że Isobel lubi młodszych, ładnych chłopców i nie znosi odmów – podsumował Gustav.
- Nie uważacie, że to trochę chore? – Tom spojrzał na przyjaciół i westchnął ciężko. – Gdybym wiedział, że ona zrobi coś takiego, od razu powiedziałbym Scarlett. Może wtedy dziś wszystko byłoby na swoim miejscu…
- Czekajcie – powiedział Bill, gorączkowo główkując nad czymś. – Ja jestem już na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że to ma związek z tą akcją u was. Bo patrzcie. Isobel dostaje od ciebie kosza, szuka na ciebie haka, a potem czeka na okazję, żeby go wykorzystać. Dostaje ją pewnie szybciej, niż się spodziewała. Jedziesz do Loitsche. Ma kupioną Lenę, która ma na ciebie oko, a Isobel zajmuje się Scarlett. Kiedy mimo wszystko się godzicie, ona zawala ją robotą, żebyście mieli jak najmniej czasu dla siebie, a jako, że ty złapałeś haczyk, spędzasz dużo czasu z Leną i Davidem. Do tego dochodzi niepewność związana z tym, czy jesteś jego ojcem. Myślę, że nie trudziła się zwabianiem Fontaine’a. Sądzę, że po prostu ułatwiła mu dojście do Scarlett, kiedy się pojawił. Jego pojawienie się było jej na rękę. Być może ona wynajęła fotografów, żeby robili zdjęcia tak, żeby sprawiały odpowiednie wrażenie. Zbijała kasę na Scarlett, która wzięła się do pracy i dopięła swego, bo zemściła się na tobie. Nie przewidziała pewnie tylko tego, że Scarlett się po tym tak bardzo załamie i zaniedba obowiązki – Bill odsapnął, bo tak zaaferował się swoją dedukcją, że zapomniał o oddychaniu.
- I po dziecku – mruknął w zamyśleniu Georg.
- Jakim dziecku? – wszystkie trzy spojrzenia spoczęły na szatynie, do którego po nie w czasie dotarło to, co powiedział. Pobielał na twarzy.
- O kur’wa. Scarlett mnie zabije.
- Jakim dziecku?! – Tom pochylił się nad stołem w stronę Georga, niemal przewracając butelkę z piwem. – Georg, o jakim dziecku ty do cho’lery mówisz? – szatyn zbladł tak, że wszyscy trzej myśleli, że zaraz zemdleje. Odkaszlnął i wstał.
- Ja pier’dole. Scarlett mnie zatłucze – Tom poderwał się z miejsca, gotowy zmusić go do mówienia. – Już, już. Skoro mam zginąć, lepiej żebyś wiedział – mruknął, zasłaniając się rękoma. Tom stał nad stołem patrząc na niego wyczekująco. – Scarlett była w ciąży.
- Przecież to wszyscy wiemy! – skarcił go Bill.
- Drugi raz, matole – posłał brunetowi krótkie spojrzenie, by zaraz przenieść je na właściwą osobę. – Musiałem przyrzec, że się nie wygadam. W innym razie, bym ci powiedział, bo od samego początku uważałem, że miałeś prawo wiedzieć.
- Możesz mi powiedzieć, co masz na myśli, mówiąc była? – Tom tracił cierpliwość, a Georg bladł coraz bardziej. Oparł się o szafki, potarł twarz dłońmi. Jak mógł być takim idiotą i wygadać tajemnicę, którą Scarlett strzegła jak oka w głowie? Był gotów przysiąc, że nawet sobie samej zabraniała o tym myśleć.
- Poroniła – Tom usiadł, a on z nerwowo wypuścił powietrze. Teraz to starszy bliźniak wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. – To było twoje dziecko, gdybyś miał jakieś wątpliwości – zajął swoje poprzednie miejsce między bliźniakami i prawie do dna opróżnił duszkiem swoje piwo. Tom siedział jak ścięty, patrząc w podłogę. To zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień, ba. Za dużo jak na jedno życie.
- Jak to możliwe? – popatrzył na szatyna, a Georg zauważył w tym spojrzeniu coś, coś sprawiło, że miał gęsią skórką. Tom cierpiał. Nawał złych wiadomości przyskrzynił go do podłoża. Opadły mu ramiona, skulił się w sobie. Był jak nie Tom. On zwykle zamykał w sobie swoje uczucia, zwłaszcza te przykre, a teraz… wyglądał jak żywy przykład chodzącej udręki.
- Nie wiem dokładnie, w którym miesiącu była – zaczął cicho. Przypomniał sobie pierwsze USG, na którym był razem z Liv. Już wtedy pokochał to maleństwo. Nie wyobrażał sobie, co czuł Tom ze świadomością, że stracił dwoje dzieci. – Nie wiedziała, że była w ciąży. Musiała zajść tuż przed tym, jak się rozstaliście, dowiedziała się, kiedy było już po wszystkim i obudziła się w szpitalu. To było chyba dla niej gorsze, niż gdyby wiedziała. Bo przecież wtedy dbałaby o siebie, a tak była kłębkiem nerwów, plus zmęczenie, życie na walizkach. Nie miała żadnych objawów. Później mówiła, że nie odczuwała żadnej z dolegliwości z tych, które miała z Liamem. Przed trasą się nie oszczędzała. Wyciskała z siebie ostatnie poty, żeby reedycja wypadła idealnie. No i tak było. Pamiętacie pewnie ten szum w mediach, przesunięcie drugiej części trasy. Oficjalna wersja była taka, że zasłabła, że przeforsowała się podczas przygotowań i w trasie. Nawet Isobel dostała taką wersję wydarzeń. O tym, jak było naprawdę, wiedzieli tylko domownicy i ja. Wszyscy musieliśmy obiecać, że nie piśniemy słówka. Wierz mi, że gdybyś ją wtedy widział, zapomniałbyś, że kiedykolwiek było coś między wami nie tak – Georg miał wrażenie, że zrzucił z pleców wielki ciężar. Może to, że się niechcący wgadał, mogło coś zmienić?
- Chwila – odezwał się Bill. – Nawet ja o tym nie wiedziałem. Chociaż… Scarlett skarżyła się, że utyła, że ma siebie dość, że dziwnie się czuła. Pamiętam, że mówiła tak jeszcze przed tym wieczorem u Karla. Myślałem, że zajadła smutek słodyczami.
- Ale czy ćwicząc jak szalona przed trasą mogła utyć? – dodał Gustav.
- Teraz to jest logiczne, ale wtedy… ona przecież unikała wszystkich – przypomniał Bill, popijając piwo. – Cho’lera. To pewnie był gdzieś trzeci miesiąc – dodał Bill. – Wyobrażacie sobie, przez co ona przeszła? – wyciągnął papierosy i ignorując umowę, że nie palą w mieszkaniu, zapalił i mocno zaciągnął się dymem. – Ona była wtedy strasznie przybita, ale sądziłem, że wciąż przeżywała rozstanie. Nie ogarniam tego –zasępił się.
- Ma jakiś taki uraz, strach przed dziećmi i jednocześnie bardzo ich pragnie. Niewiele w sumie wiem, ale naprawdę mi jej szkoda – Georg pomyślał o swojej córeczce. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ją stracić. Jego wyobrażenie na temat tego, jak musieli czuć się teraz Scarlett i Tom, było raczej niewystarczające, by objął myślą cały ten dramat. Roztrząsali się nad Scarlett, ale przecież Tom też był częścią tego wszystkiego. On przecież też tam był, to było też jego dziecko, o którym nie wiedział, ani nawet o jego stracie. Georg spojrzał na niego. Przyjaźnili się wiele lat. Wiele razem przeszli, ale to co działo się teraz nadawało się na fabułę jakiegoś filmu. Nie wierzył, by ludzie mogli tak po prostu tak bardzo cierpieć w życiu, będąc tak młodymi. Tom czuł się, jak ogłuszony, jakby dostał obuchem w głowę. Nie mógł zebrać myśli i czuł się taki… pokonany. Pokonany na każdym froncie. Lena okazała się fałszywa, a Scarlett przegrał przez ludzką złość, przez kłamstwo. Jak to możliwe, że wciąż tracił to, na czym tak bardzo mu zależało? Jeszcze nie do końca potrafił wszystko połączyć. Nie docierało do niego wszystko, co tego dnia usłyszał. Najpierw Lena odebrała mu nadzieję na przyszłość, a teraz dowiedział się, że jego przeszłość wcale nie musiała być taka tragiczna. A w tej chwili marzył, by jego teraźniejszość zniknęła. Czuł, że wszystko wyleciało mu z rąk i na nic się zdało to, że usilnie próbował ogarnąć swoje życie i tak znów mu się nie udało. Nie wiedział, co teraz powinien zrobić. Miał Davida, którego nie mógł zaniedbać w tym wszystkim, ale Leny nie chciał widzieć. Pragnął pobiec do Scarlett i wszystko z nią wyjaśnić, ale czy była jeszcze szansa na to, by się pogodzili? Gdy wypowiedzieli tyle złych słów, gdy tyle żali wciąż w nich tkwiło? Nie mógł czekać. Miał dosyć bezczynności. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, to eksploduje.
- Muszę z nią pogadać – powiedział, wstając z miejsca. Nie był świadom tego, że przerwał Gustavowi. Przyjaciele spojrzeli na niego niepewnie.
- Jest późno, poczekaj z tym do jutra. A poza tym jesteś po piwie – Bill starał się go zatrzymać, ale dobrze wiedział, że mógł sobie mówić. Tom podjął już decyzję.
- Nie wytrzymam do jutra – popatrzył na bliźniaka krótką chwilę, jednak na tyle długo, by Bill zrozumiał, co kierowało teraz Tomem. Miał tylko nadzieję, że tych dwoje jeszcze będzie potrafiło ze sobą rozmawiać. Drzwi trzasnęły i w mieszkaniu zapadła cisza.
- Ciemno to widzę – powiedział Georg. – Może lepiej od razu zadzwonię do Liv i jej powiem – chwyciwszy telefon, wyszedł z kuchni. Bill i Gustav pili chwilę w milczeniu, po czym brunet poderwał się z miejsca. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.
- Pójdę tam.
- Zostań – zatrzymał go Gustav. – Gorzej między nimi już być nie może, więc albo się pogodzą albo zostanie jak jest. Muszą sami się z tym uporać. Jak nie dziś to za rok, ale muszą to zrobić sami – powiedział dopijając piwo. – Myślę, że za długo ktoś stawał między nimi, nic tam po tobie – Bill westchnął, w duchu przyznając Gustavowi rację. Zabrał papierosy i wyszedł na balkon. Zapowiadała się kolejna długa i bezsenna noc.
*
1 cytat z Jules Renard, nieco zmieniony na potrzeby opowiadania.

11 komentarzy:

  1. ~Ina
    16 lipca 2012 o 19:00
    Zastanawiasz sie jak sie odniesc do fragmentu rozmowy Leny z Scarlett, i stwierdzam ze inaczej nie mogla wyglądac ta rozmowa, bo Scarlett jest zbyt silna osobowością…A co do faktu, ze Tom sie dowiedział o poronieniu to nie moglam sie doczekac tego momentu chociaz inaczej sobie to wyobrazalam, ze to beda inne okoliczności ale i tak najblizszy post zapowiada sie epicko. Bo spotkanie tej upartej dwójki tak przepełnionej emocjami zapowiada sie w bardzo ciekawy i emocjonujący sposób.Mam nadzieje ze pokarzesz nam emocje Toma, bo Scarlett sie juz w jakis sposób oswoiła z tą myślą a dla Toma cala ta sytuacja jest jednym wielkim ciosem

    OdpowiedzUsuń
  2. ~natalka
    16 lipca 2012 o 19:51
    Jejku, ile emocji! Przeczytałam za jednym podejściem i nie odrywałam się nawet na chwilę. Czytając rozmowę z Leną, miałam w głowie motyw z Gossip Girls „Queen is back”. Scarlett była taka harda i nieustępliwa jak przed tym wszystkim, co skomplikowało jej życie. Chyba wszystko rozwiązałaś w tym odcinku, a jeśli nie do końca, to na pewno nakierowałaś na dobre tory. Tom i Scarlett mają sobie tak wiele do powiedzenia! Spore wyzwanie sobie postawiłaś, ale wierzę, że podołasz. Zresztą, co mam nie wierzyć? Chyba pierwszy raz komentuję, jestem w szoku!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Twinkie
    16 lipca 2012 o 21:42
    Aaaaaaaaaaaaa, błagam ja już chce nowy rozdział !!!Płakałam, ale to normalka , czytałam jak zaczarowana , ale to tez nic nowego. Niby nic sie nie zmieniło ale ten rozdział miał w sobie coś innego , dawała nadzieję i tą nadzieją musze żyć do nowego , przecudnego , zaskakującego 74 !

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Sarah
    16 lipca 2012 o 21:52
    Od dobrych kilku chwil wystukuje palcami słowa na klawiaturze, czytam je, a potem wciskam ‚backspace’. Trochę mnie już szlag trafia bo nie lubię tego stanu. Tyle myśli mi się kłębi w głowie a nie potrafię tego ubrać w słowa. I jak to wszystko ogarnąć powiedz mi? Strasznie dużo rzeczy bym chciała Ci napisać, przede wszystkim przeprosić, za to, że jakiś czas mnie tu nie było. Chociaż nie, może inaczej. Byłam, czytałam, ale nie komentowałam. W sumie sama nie wiem dlaczego. Chyba zwyczajny leń się we mnie zakorzenił. No ale już jestem i aż mnie roznosi!Nareszcie, nareszcie, nareszcie! Jak ja czekałam na jakieś przełamanie, na spotkanie, rozmowę, chociaż to co zaszło pomiędzy Tomem a Scarlett chyba nie można nazwać rozmową. Szkoda mi ich, tak samo każdego z osobna. Ale to już było. Tak się cieszę, że wreszcie coś drgnęło, bo powiem Ci szczerze, że momentami już było mi za dużo takiej… nijakiej Scarlett. Nie pod względem literackim oczywiście, ale.. była ciągle taka, no nijaka. Nie mam lepszego słowa. Niby wszystko było dobrze, miało tak wyglądać, kupiła mieszkanie, urządziła je, pojawił się Tim. Swoją drogą tak mnie zaskoczył, że musiałam się kilka razy zastanowić czy aby czegoś nie przegapiłam. Jakoś tak wyskoczył jak Filip. Może dlatego, że to wszystko się czasem dzieje w sporych odstępach czasowych. Wracając do Scarlett, to niby wszystko było ok, ale dalej nie było. I ja się wcale nie dziwie, ale tak jakoś mi się bardzo to wszystko ciągnęło i ciągnęło. Nie wiem, może jestem nieczuła w tym wypadku, ale o wiele lepiej czytało mi się jak to Tom się jako tako ustabilizował, chociaż to z kolei wydało mi się takie strasznie szybkie. Takie nagłe, w porównaniu do Scarlett. Dobra, chyba się zamieszałam.Myślałam, że ucieknie, że nie da rady stawić czoła tej sytuacji. I tu mnie zaskoczyła. Nie uciekła, odpowiedziała. Chyba nie potrafię sobie wyobrazić co mogła czuć, kiedy Tom bawił się na jej oczach z Davidem, uśmiechał się, patrzył na niego z taką czułością i miłością. No i Lena. Wiesz, że w ciągu tych wszystkich wydarzeń, zdążyłam zapomnieć, że to wszystko to sprawka Isobel? Scarlett oschła, zimna i obojętna, jej charakterek dał się we znaki Lenie. Nie sądziłam, że Lena zdobędzie się na odwagę i to wszystko wyzna. Nie tylko Scar ale także Tomowi. Co do Kaulitza to bardzo mi się podobała ta rozmowa między chłopakami. Wszyscy, cała 4, kombinowała, przeprowadzała dochodzenie. Skojarzyli mi się z Malanowskim i partnerami ;D Georg się wygadał. I tu również nie sądziłam że to nastąpi tak już, teraz. Niemniej jednak, jak już wspominałam bardzo się z tego cieszę, maszyna ruszyła! ( a przynajmniej mam taką nadzieję ;)) Strudzony, strapiony i nie do życia Tom. Dalej mi się w głowie nie mieści, jak to możliwe, że oni w tak młodym wieku tyle wycierpieli. I z tego co wyczytałam to jeszcze nie koniec. Aż chce się zapytać, Dark jak możesz im to robić? :D I wreszcie decyzja Toma. Musi się z nią zobaczyć. Musi porozmawiać. Teraz, zaraz, już. Uschnę, uschnę, uschnę w oczekiwaniu. Mam nadzieję, że napiszesz tą część tak szybciutko jak te ostatnie, bo nie wytrzymam!Jak zawsze piszesz pięknie, D. Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Lighty
    16 lipca 2012 o 21:52
    łał. niesamowicie dużo emocji. z jednej strony się cieszę, że nie zawarłaś rozmowy Scarlett z Tomem w tym poście, ale z drugiej strony już nie mogę się doczekać, jak ona przebiegnie. wreszcie Lena dostała po du.pie i Tom odstawił ją na bok! przez te wszystkie posty tylko na to czekałam, dziękuję :))

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Manson
    17 lipca 2012 o 23:55
    Ogólnie to jedno słowo: masakra. Masakra, że to wszystko tak się potoczyło, maskra, ze tak realnie to wszystko wygląda, masakra, ze masz taki talent i maskra, że Twoje pisane słowa wręcz rażą emocjami. W sumie ciężko powiedziec coś więcej. To wszystko takie smutne i złe. Mam tlyko nadzieje, że oni do siebie wrócą i zbudują wszystko od nowa. Mam nadzieje, ze ta historia skończy się dobrze, po prostu dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Lighty
    18 lipca 2012 o 12:07
    coś co chyba powinnaś przeczytać, Dark: http://onetblog.blog.onet.pl/3006192,468067460,1,200,200,91252858,470426882,4383608,50,forum.html

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Lestat
    22 lipca 2012 o 18:49
    Wróciłam z gór i nareszcie nadrobiłam. Byłam bardzo ciekawa co też się wydarzyło, a czułam, że wydarzyło się wiele. No i proszę bardzo. Mamy tutaj istną burzę, w której nie tyle trudno się połapać, co trudno połapać się we wszystkich emocjach. Jest w to zamieszanych tak wiele osób, tak wiele różnych charakterów, każdy z nich z pewnością patrzy na wszystko inaczej i inaczej wszystko odbiera. A Ty oddajesz to wszystko z prostotą, która jest tutaj jedynym możliwym rozwiązaniem i mam wrażenie, że mimo wszystko, doskonale rozumiem wszystko i każdego z nich. Tyle że nie mam bladego pojęcia co będzie dalej? Chrzciny okazały się dopiero początkiem, wyznanie Leny wydawało mnie się już końcem, a tu jeszcze Georg wypala o poronieniu Scarlett. I nagle wszystko jest jasne. I jeszcze bardziej skomplikowane zarazem. Nie mam pojęcia jak oni wszyscy się w tym odnajdą, choć na razie interesuje mnie przede wszystkim Tom. Co on zrobi? Pójdzie do Scarlett? Jeśli tak, to co jej powie, co się stanie? Zżera mnie ciekawość i niepewność. Bo chciałabym żeby było dobrze, ale czuje i wiem, że nie może być dobrze. Bo zbyt długo było źle, by nagle wszystko dało się naprawić jedną rozmową, jednym słowem. To nie jest takie proste, to nigdy tak łatwo się nie udaje, to tak nie działa. Czeka ich jeszcze mnóstwo bólu. No i jeszcze Lena. Polubiłam ją i teraz strasznie ciekawi mnie co się z nią stanie. Jej też nie jest łatwo. Ma wyrzuty sumienia, którym ani trochę się nie dziwię, bo postąpiła karygodnie, ale z drugiej strony nie potrafię jej winić, bo wiem dlaczego to robiła. Dlaczego oszukiwała Toma i nie powiedziała mu prawdy. Chciała być szczęśliwa. Tylko tyle. Chciała by David miał ojca i prawdziwy dom. Czy to tak wiele? A co z nią teraz będzie? Tom z pewnością nie będzie chciał nawet widzieć jej na oczy, ale będzie chciał kontaktu z Davidem, no i tu się sprawy komplikują. Strasznie trudne to będzie, dla wszystkich. Przez jedną, wredną małpę. mam ochotę dorwać Isobel i powyrywać jej kłaki z główki. Dosłownie. Czekam na więcej i teraz obiecuję już bywać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Rosenrot
    25 lipca 2012 o 14:35
    Witam. Może zbyt oficjalnie, ale się przecież w ogóle nie znamy. Nazywam się Rosenrot. Czytałam wszystko od początku i byłam od pierwszych chwil, ale postanowiłam skomentować dopiero teraz bo Tomowi właśnie wali się wszystko na głowę. Może to niezbyt dobry powód, ale od jakiegoś trzeba zacząć. Nie będę powtarzać się po innych bo na pewno bardzo dobrze wiesz, że jesteś genialna pod każdym względem pisania tej historii i prowadzenia tego bloga. Nie wiem jaka jesteś naprawdę bo Cię nie znam. A co do Verlorena – Mam pytanie. Co z szanownym panem Michaelem Millerem i jego uroczą przyszywaną siostrą Sereną Torres? Czy jeszcze się pojawią?

    OdpowiedzUsuń
  10. ~dori
    27 lipca 2012 o 23:20
    dopiero co wrocilam z konca swiata. brak stałego dostepu internetu dał mi sie we znaki. nadrobilam co nadrobic mialam. dwie noty a skakalam z laptopem jak szurnieta.ledwo przeczytama, a nie moge sie juz doczekac na 74!!.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~N.
    28 lipca 2012 o 10:16
    Spełnienia marzeń, Darky.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo