28 lipca 2012

74. Nad przepaścią.


Witajcie, 
jak większość z was wie albo się domyśla, te przenosiny są spowodowane trudnościami, jakie ostatnimi czasy zgotował nam Onet. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego, że muszę zmieniać portal na tą ostatnią część Prinza, bo to trochę niewygodne, jeśli mam być szczera. Na Onecie zostaje większa część opowiadania i wszystkie związane z tym rzeczy.
Z czasem pojawią się tu albumy [kiedy tylko opanuję czarną magię, jaką jest stworzenie ich^^] i jakiś konkretniejszy szablon. 


Serdecznie dziękuję wam za wszystkie opinie pod poprzednim postem. Nie odpowiedziałam na nie, bo po kilku nieudanych próbach po prostu dałam sobie spokój. Zapewniam, że wszystkie wasze wątpliwości zostaną z czasem rozwiane. 
*

Post dedykuję szanownemu Onetowi,
za to, że odbiera mi całą przyjemność blogowania i
za to zmusza mnie do takich wariacji.
Wielkie dzięki!

Dla K.,
bo  koniec jednego
 jest zawsze początkiem czegoś nowego.

*

Jej palce delikatnie zahaczały struny, które wydawały ciche, subtelne dźwięki. Kolejne muśnięcia tworzyły melodię, która pewnie nadawałaby się do jakiejś piosenki, ale Scarlett była zbyt smutna, żeby ją zapamiętać. Próbowała grać, tak jak uczył ją Tom, ale średnio jej wychodziło. Powinna więcej ćwiczyć. Dziś, kiedy miotała się bez sensu po domu, gitara sama wpadła jej w ręce. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić i tak brzdąkała, co popadło. Była zbyt smutna na fortepian, zbyt smutna na film, zbyt smutna na śpiewanie, a gitarze musiała poświęcić dużo uwagi i dzięki niej zapełniała czas. Mogła smucić się nie myśląc o tym. Miała nadzieję, że do rana jakoś uda jej się przetrwać. Miała nadzieję, że do rana coś wymyśli. Miała mętlik w głowie i czuła się bardzo, bardzo samotna. Wspomnienia bombardowały ją bez ustanku, zarówno te dobre, jak i te złe. Nie mogła znieść tego, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby Lena od razu powiedziała prawdę. Gdyby nie ukrywała tego, że ktoś miał interes w tym, by się rozstali. Mogłaby wciąż być z Tomem. Mogliby próbować zbudować swoje życie od nowa. Na pewno udałoby im się. Odłożyła gitarę i sięgnęła po kieliszek. Upiła spory łyk wina, po raz kolejny przypominając sobie sposób, w jaki Tom patrzył na nią, nim odszedł. Minął rok, a ona wciąż czuła chłód, jaki ją wtedy owionął. Było jej zimno do dziś. Zimno na sercu. Nie sądziła, że było ją jeszcze stać jeszcze na łzy, ale zapłakała po raz kolejny tego wieczoru. Nienawidził jej wtedy. Nienawidził jej za coś, czego nie zrobiła, a ona wtedy naiwnie sądziła, że mogli sobie wszystko wyjaśnić. Jak mogli cokolwiek wyjaśniać, skoro on ją okłamywał? Kłamał dla osoby, która była wobec niego sto razy bardziej nieuczciwa. Czy to nie smutne?
Pamiętała dokładnie tamte dni: podejrzenia, spekulacje, coraz to nowe zdjęcia i domysły na temat zdrad, których oboje rzekomo się dopuścili, na temat osób, z którymi rzekomo się zdradzali. Te wszystkie zdjęcia bombardowały ich, doprowadzały do tego, że odchodziła od zmysłów. Zasiały ziarno, które kiełkowało bardziej z każdą kolejną chwilą niepewności. Ziarno, którego plonem była ich wzajemna nienawiść. Choć nie była pewna, czy to co czuła można było nazwać nienawiścią. Scarlett już nie wiedziała, w co powinna wierzyć. Zewsząd otaczało ją kłamstwo i czuła się wobec niego bezbronna. Wiedziała, że w ciągu kilku najbliższych dni osobiście pofatyguje się do Stanów, żeby zwolnić Isobel i nie była pewna, czy będzie stać ją na coś więcej. Może gdzieś wyjedzie? A może w końcu poważnie pomyśli o artykule z gazety, która kupiła na stacji benzynowej przed kilkoma dniami? Nie wiedziała. Teraz chciała płakać. Upiła kolejny łyk wina i niezdarnie szarpnęła struny. Roztkliwiała się nad złem, które spotkało ją i Toma. Nad złem, które wyrządzili sobie sami i wtedy do głowy wpadła jej pewna myśl. Myśl, która rozjaśniła ciemność, w której się znajdowała. Myśl, która pchnęła ją o krok bliżej w stronę brzegu przepaści. Scarlett dostrzegła, jak bliska była upadku, jak niewiele dzieliło ją od krawędzi i poczuła się gorzej. Zapłakała po raz kolejny, bo to nie były dobre myśli. Obiecała sobie, że nie będzie już więcej wylewać przez niego łez. Obiecała sobie być silną i stawić czoła wszystkiemu, ale jak miała to uczynić, skoro to wszystko znów spadło jej na głowę? Zrozumiała, że obwinianie Leny i całego świata nie miało sensu. Zrozumiała, że problem od początku tkwił w nich, choć stracili siebie przez ingerencję innych. Ta myśl ją dobiła, bo to oznaczało, że… że nie kochali się już tak jak kiedyś, że nie ufali sobie, że nie wierzyli w siebie. Stworzyli świat, w którym panowała miłość i nie pielęgnowali jej. Miłość nie wystarczyła. Sięgnęła po chusteczki i wytarła nos. Łzy zalewały jej oczy, więc osuszyła je też. Było jej najzwyczajniej w świecie źle. Źle smutno, źle przykro, źle boleśnie, źle zupełnie. Pewnie rozpłakałaby się znów, gdyby nie to, że rozdzwonił się domofon. Usłyszawszy, że przyszedł pan Kaulitz, bez wahania kazała go wpuścić. Otworzyła drzwi i usiadła znów na podłodze. Oparła się o tył sofy i osuszyła jeszcze raz twarz, nie chcąc wyglądać aż tak tragicznie, jak się czuła, po czym sięgnęła znów po gitarę. Spod jej palców wypłynęła do granic przejmująco smutna melodia i przez to Scarlett uznała, że była idealna. Zagrała ten krótki kawałek kilka razy, chcąc go zapamiętać. Grała wciąż, gdy drzwi się otworzyły. Wiedząc, że Bill sam się rozgości, nie zwróciła na to uwagi. Była pewna, że dowiedział się o tym, co zrobiła Lena i przyszedł z nią pobyć. To wskazywała logika. Scarlett zapomniała, że ostatnimi czasy w jej życiu nic nie działo się w myśl jakiejkolwiek logiki i że pojawienie się Billa było aż nazbyt oczywistym wnioskiem.


Słysząc głos, który bez wahania rozpoznałaby na drugim krańcu świata, poczuła, że traci grunt pod nogami, choć przecież siedziała. W pierwszej sekundzie pomyślała, że to niemożliwe. W kolejnej uświadomiła sobie, że wyglądała jak chodzące nieszczęście, a jeszcze później, że to już nie miało żadnego znaczenia. Pojawił się w salonie, powtarzając jej imię, a kiedy ją spostrzegł na moment odebrało mu mowę. Patrzył na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. To trochę speszyło Scarlett. Jego spojrzenie zawsze tak na nią działało i nie mogła nic na to poradzić.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wypalił, zbliżając się do niej. Scarlett podźwignęła się na nogi i popatrzyła na niego uważnie, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić. To raczej Lenie powinien zadać to pytanie. Kiedy przewiercał ją spojrzeniem, czekając na odpowiedź, uznała, że powinna jakiejś mu udzielić, a jeśli nie jemu to, chociaż sobie. Musiała schować do kieszeni swoją dumę, bo gdyby tego nie zrobiła, gotowa była od razu wyrzucić go z mieszkania.
- O co ci chodzi? – spytała zmęczonym głosem.
- O dziecko – odpowiedział, zaciskając dłonie w pięści, a ona zachwiała się i gdyby nie sofa za jej plecami, upadłaby. Znów poczuła chłód. Jakby mało miała złych wspomnień, on musiał wyrwać ze snu kolejne. Jego wzrok stał się wrogi. Przypomniała sobie dlaczego.
- Bo uznałam, że to już nie twoja sprawa – odparła spokojnie. Serce waliło jej jak oszalałe, a myśli huczały w głowie. Nie mogła zdradzić słabości, jaka nią zawładnęła. Nie mogła mu pokazać, jak bardzo tęskniła, choć nawet teraz po tym wszystkim, nie pragnęła niczego innego, jak to by po prostu wziął ją w ramiona i odegnał cały strach. Tylko on to potrafił, ale jego przecież już dla niej nie było. Łzy napłynęły jej do oczu, a płacz ścisnął gardło. Musiała wziąć się w garść.
- Jak to nie moja? – oburzył się. – Czy ty siebie słyszysz? Byłaś ze mną w ciąży i uważasz, że to nie moja sprawa? – jego głos był tak przepełniony żalem, jak jeszcze nigdy. Miał do tego prawo. Nie mogła zaprzeczyć.
- Skąd wiesz? – zapytała ignorując jego pytanie. Potrzebowała czasu, a on nie zamierzał jej go dać. Czuła się zupełnie skołowana, miała mętlik w głowie, a świadomość, że stał tu przed nią wcale jej nie pomagała. Musiała wziąć się w garść. Po prostu musiała.
- Georg się wygadał – pokręciła głową z niedowierzaniem, choć przecież to było oczywiste. Szatyn nie potrafił trzymać języka za zębami, ale tym nie zamierzała się przejmować. Aż dziw, że wytrzymał tak długo. To, że Tom wiedział nie zmieniało niczego. Tak samo jak to, że Lena powiedziała prawdę. Ta świadomość nieco otrzeźwiła Scarlett. Wzięła głęboki oddech zbierając się w sobie.
- To i tak nie ma znaczenia – odparła opierając się o tył kanapy i splotła ręce na piersi. – Co z tego, że to wiesz, skoro i tak nie ma tego dziecka. Straciłam je i nawet wtedy o nim nie wiedziałam, więc nie dramatyzuj. Nie tylko ty miałeś przykrą niespodziankę  – rzuciła mu krótkie spojrzenie, wzruszając ramionami.
- Nie dramatyzuj? Scarlett, nie zapominaj, że to było też moje dziecko. I to, że dowiedziałem się dopiero teraz, wcale mi nie ułatwia. Jestem w szoku, nie wiem, co o tym myśleć. Też mi źle. Też mnie to boli. Boli, do cho’lery, wszystko, co się stało. A odkąd tylko umarł Liam, miałem wrażenie, że uważasz, że tylko ty masz prawo cierpieć, ale on też był moim synem, tak samo jak…- zabrakło mu słów. Nie wiedział już, co powinien powiedzieć. Chciał po prostu podejść i ją przytulić, ale przecież nie pozwoliłaby mu na to. Nie po tym wszystkim. Od kilku godzin czuł się tak, jakby wyrwano mu serce i posiekano je na kawałki. Bolało tak, jak wtedy, gdy odszedł Liam, jak wtedy, gdy stracił ją, a teraz stracił jeszcze coś, czego nazwać nie potrafił, a czego utrata powaliła go na deski. Idąc tu chyba miał nadzieję, że będzie jak kiedyś, że dzięki temu będzie w stanie wstać. Cicho marzył, że po kłótni padną sobie w ramiona, jak to zawsze było, a potem przypomniał sobie, że minął rok, a oni oboje dokonali wiele złych wyborów. Nie czas się cofać. Stało się tyle złego. Urosło w nim, między nimi tyle goryczy i żalu, a on wciąż miał wrażenie, że ją kochał. Ta świadomość go dobijała. Stał przed nią, wiedząc, że to uczucie nie minęło, a jednocześnie wiedział, że to nic już nie znaczyło, bo zbyt wyrządzili sobie zbyt wiele złego, by mogło być inaczej. Miał przed sobą dziewczynę, z którą przeszedł przez niejedno piekło i patrzył, jak przez kolejne przechodziła sama. Tak jak on.
- Ono też prawdopodobnie było chłopcem – siląc się na obojętność, nie zdołała ukryć drżenia w głosie. Tom spojrzał na nią badawczo. Czekał na wybuch, ale on nie nadszedł. – Schulz nie miał stuprocentowej pewności, ale powiedział mi, że zdarzały się takie przypadki, że organizm matki dążył do pozbycia się dziecka konkretnej płci – wzięła głęboki oddech. – Gdybym nie poroniła, znaczy gdybym wiedziała o ciąży i przeszła przez nią pod opieką lekarza i przede wszystkim dbając o siebie, nie miałabym żadnej pewności, że to dziecko by żyło, bo mogłoby być tak jak z Liamem. To, o czym mówił Schulz, to przypadłość, która trafia się jednej na kilkanaście czy kilkadziesiąt kobiet. Gdyby ono się urodziło i umarło, nie przeżyłabym tego. Nie przeżyłabym śmierci drugiego dziecka, więc myślę, że tak jest lepiej – głos jej drżał, a gardło miała ściśnięte, ale nie opuściła wzroku. Trzymała się twardo, tłumacząc mu coś, o czym tak bardzo chciała zapomnieć, ale przecież nie można zapomnieć o bólu i lęku. Wzięła kolejny głęboki oddech. Tom przyglądał jej się bacznie, jakby czyhał na moment, w którym miała zemdleć, ale wiedziała, że tak się nie stanie. Zrobiło jej się słabo, ale postanowiła, że wytrwa. Skoro chciał wiedzieć, była mu to winna. Ta prawda była ostatnią rzeczą, którą była mu dłużna. Później nie miało łączyć ich już nic. – Minął prawie rok. Powiedziałam ci, co wiem, nie każ mi do tego wracać. Masz nowe życie ze swoją oszustką, więc po co zatruwasz moje? Miałeś mnie gdzieś wtedy i przez cały miniony rok też, więc nie wciskaj mi, że coś się zmieniło. Dostałeś to, po co tu przyszedłeś – powiedziała gorzko, patrząc mu w oczy.
- To, co powiedziała Lena wiele zmieniło. Inaczej patrzę na tamte sprawy i chciałbym dojść z tym wszystkim do ładu.
- Nic nie zmieniło – odparła ze smutkiem w głosie, którego nie zdołała ukryć. – To, że ona zbliżyła się do ciebie, to że pozwoliłeś jej na to, tak naprawdę tylko przyspieszyło nieuniknione. Nie rozumiesz? To, że Isobel knuła przeciwko nam, nie jest powodem, dla którego się rozstaliśmy. Stało się tak, bo już sobie nie ufaliśmy, nie wierzyliśmy w siebie. Dziś w wątpię nawet w miłość. Po tym, co się dowiedziałam, nie wiem nawet, czy mnie kochałeś.
- Wiesz dobrze, że tak – zrobił dwa kroki w jej kierunku, ale zaraz się zatrzymał, jakby go coś przytwierdziło do podłoża. Nie mógł pójść dalej. Już nie. Rozmowa z nią obudziła uczucia, których miał nadzieję już nigdy nie doświadczyć. Z rany, którą zadało mu ich rozstanie, na nowo zaczęła juczyć się krew. Zrozumiał jak bardzo tęsknił i jak bardzo zraniła go wtedy. Tak naprawdę dopiero dziś, kiedy stanął z nią oko w oko. Pierwszy raz od trzynastu miesięcy.
- Nie wiem – odpowiedziała chłodno. Nie spodziewała się, że była jeszcze w stanie tak bardzo nad sobą panować. Ten dzień wyprał ją z wszelkich sił. Spojrzała na niego po raz kolejny, tym razem prosto w oczy. Kiedyś bardzo to lubiła. Patrzenie w nie uspokajało ją. A teraz? Teraz czuła się wyczerpana tą rozmową. Wyczerpana barierą, jaka rosła między nimi. Wyczerpana goryczą, smutkiem i nieodwracalnością tego, co zdążyło się wydarzyć.
- Boże, Scarlett. Porozmawiajmy jak ludzie. Byliśmy ze sobą trzy lata i jakoś potrafiliśmy do siebie mówić.
- Zauważ, że wtedy wszystko było inne, a teraz to wszystko leży między nami. Jak gruz. Nie wiem, czy umiem z tobą rozmawiać. Nie wiem czy ci wierzę. Nie wiem czy powiesz mi prawdę. Ostatnio przekonuję się, że żyłam w jednym, wielkim kłamstwie. Najbardziej boli mnie to, że czas, który dotąd uważałam za najszczęśliwszy, też nim był. To zabolało, Tom. Przez niemal cały ostatni rok, czekałam aż przyjdziesz do mnie jak dziś i zechcesz wreszcie usłyszeć, prawdę. Marzyłam o tym. Błagałam o to Boga, bo wciąż wierzyłam, że możemy znów być razem, gdybyśmy tylko spróbowali sobie uwierzyć i wszystko uporządkować – zaczęła mówić otwarcie, niemal zupełnie o wszystkim, co pragnęła mu wyjawić i to zaskoczyło nawet nią samą, ale nie zamierzała już się wycofać. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na niego jeszcze bardziej otwarcie. –  A dziś mam to gdzieś. Po tym, czego ostatnio się dowiedziałam, zaczęłam zastanawiać się, gdzie podziali się ludzie, którzy spotykali się, co weekend. Oni sobie wierzyli. Wierzyli w siebie. I tu nie chodzi o to, że wtedy mieliśmy naście lat i życie było łatwiejsze. Nie chodzi o to, że pochowaliśmy dwójkę dzieci, ani o to, że ludzie z zewnątrz próbowali dobrać się do nas. Udało im się zasiać ziarno niepewności. Udało im się złamać naszą wiarę, zaufanie, podkopać pewność, a dlaczego? Bo za mało wierzyliśmy. Za mało wierzyłeś we mnie. Nie zamierzam rozsądzać, które z nas zawiniło bardziej. Sam zastanów się nad sobą. Pomyśl na ile w tym wszystkim ponosisz winę.  Nie mnie cię oceniać. Wiem, co czuję i wiem, co czułam. Wiem, przez co przeszłam i wiem, czego nauczyłam się, żyjąc z gwiazdą. Bo ty chyba tego nie umiałeś. Wiem, że znowu muszę nauczyć się żyć w pojedynkę, żyć bez ciebie. I nie myśl, że obnażam przed tobą swoją duszę, bo to może coś zmienić. Mówię ci to, bo takie są fakty. Mogłabym też powiedzieć ci dzisiaj wszystko, co trzymałam dla ciebie przez ten rok, co powtarzałam w myślach i na głos prawie każdego dnia, ale nie powiem. Nie powiem, bo to już nic nie zmieni – nie odrywała od niego wzroku. Mówiła cicho, ale Tom i tak słyszał dokładnie każde słowo. Wciąż nie wiedział, co powiedzieć. Scarlett miała rację, więc co tu dodać? W zasadzie zaczął zastanawiać się, na co właściwie liczył, przychodząc do niej. Przez ten rok oboje zmienili się, oddalili się od siebie, wszystko stało się inne, bo oni byli już sobie obcy. A on wciąż miał do niej żal, choć chyba na chwilę o tym zapomniał. Czuł, że sytuacja go przerosła. Nawet po tym wszystkim, w tej trudnej sytuacji, ona wydała mu się jedyną sensowną ucieczką. Nie wiedział, gdzie mógłby indziej pójść. W duchu przeklinał się za to, że wszystko wciąż zaczynało się i kończyło na niej. – To jest smutne. Mieliśmy coś, czego zazdrościło nam wielu i zaprzepaściliśmy to – na usta cisnęła się jej cała litania żali, jakie miała do Toma, ale na tym skończyła. Wiedziała, że i tak powiedziała za dużo. Zbyt emocjonalnie wyrzucała z siebie to, co w niej siedziało, ale po co miała mówić coś innego, skoro to była prawda?
- Nie tylko ja zachowałem się nie w porządku, Scarlett – bronił się, zbyt skołowany, by powiedzieć cos bardziej sensownego.
- Wiem, ale to też niczego nie zmienia. Rzuciłeś mnie dla dziewczyny, po której osobiście składałam cię do kupy, więc nie oczekuj ode mnie, że będę ci współczuć, gdy ona okazała się zwykłą su’ką.
- Nie oczekuję tego – odparł chłodno. Poczuł się idiotycznie. Stał w jej salonie, gdzieś w pół drogi do wyjścia. Ona dwa metry od niego, a wydawało się jakby dzieliła ich przepaść. Oboje znaleźli się blisko krawędzi. Patrzył na nią, uważnie starał się zapamiętać każdy szczegół. Miał przed sobą dziewczynę, którą całkiem niedawno uważał za kobietę swojego życia. Była tak samo drobna, tak samo niska, tak samo dumna i butna. Zewnętrznie nie zmieniła się niemal wcale. Była zapłakana i zmęczona. Zupełnie jak on. Z tym, że on nie płakał. Jednak rozumiał jej znużenie, beznadzieję, rozumiał jej gorycz. Rozumiał, co czuła, bo odczuwał to samo, ale nie rozumiał już Scarlett i to było w tym wszystkim najgorsze.  
- I słusznie, ale pozostaje pytanie, czego oczekujesz? Może kawy? Herbaty? W twarz? – zapytała z aż nader wyczuwalna ironią w głosie. Kolor jej oczu nasycił się bardziej, a policzki zaróżowiły się. Bała się, że ta rozmowa wymknie się jej spod kontroli. Bała się, że zrobi coś, czego będzie żałowała.
- Nie dzięki – skrzywił się. – Nie oczekuję od ciebie niczego, Scarlett. Chciałem prawdy.
- Dostałeś tą prawdę, po którą przyszedłeś, na całą resztę już za późno. Teraz, skoro już wiesz, mogę jedynie zapewnić cię, że to było twoje dziecko, bo tak się składa, że nie szukałam u nikogo pocieszenia, kiedy ciebie nie było – mówiąc po, posłała mu wymowne spojrzenie. – A co do Isobel, to zadbam, by prędko nie znalazła równie intratnej pracy. Z dziewuchą zrób, co chcesz. Ona już dla mnie nie istnieje.
- A Fontaine to tylko wytwór mojej wyobraźni, tak – odparł z goryczą, ignorując część wypowiedzi dziewczyny.
- Wiesz, co? – odepchnęła się od oparcia sofy i podeszła kawałek bliżej Toma, spoglądając mu prosto w oczy. Ta cała sytuacja była żenująca, bo nie mogła doprowadzić do niczego innego, jak do kolejnej kłótni, a tego nie chciała. Nie przebrnęłaby przez nią. Poległaby, a nie zamierzała dać się znów zranić. – Wyjdź – ucięła kategorycznie i odwróciwszy się na pięcie, zaczęła się oddalać.
- Tak najprościej, nie? Każesz mi spadać i sobie idziesz.
- Najwidoczniej nauczyłam się tego od ciebie – warknęła, patrząc znów na niego. – Czego ty właściwie chcesz, Kaulitz? – patrzyła na niego z tak wielkim żalem, złością, z tak wielkim zawodem, że już naprawdę nie wiedział, czego chciał. Nie miał żadnej pewności, co do tego, co zdarzyło się między nimi, a co było tylko wyolbrzymieniem pismaków. Zmieszał się, chyba powinien już pójść. To, że do niej poszedł nie przyniosło niczego dobrego. Skrzywdził tylko siebie i ją pewnie też.
- W sumie to już nic. Faktycznie lepiej będzie, jeśli wyjdę.
- Idź i nie pokazuj mi się więcej na oczy! – krzyknęła, tracąc cierpliwość. – Nie potrafisz ze mną być, ani mnie zostawić. Zastanów się, czego właściwie chcesz. Ja już na ciebie nie czekam. Przestałam, bo zrozumiałam, że nie warto. Bo gdybyś naprawdę chciał, to zrobiłbyś wszystko, żeby wrócić, żeby poznać prawdę, żeby wreszcie wszystko ułożyć. Nie chciałeś mnie! Przestałeś mnie chcieć, a obiecałeś, że to się nigdy nie stanie! Potrafisz tylko łamać obietnice, Tom! Potrafisz tylko chować głowę w piasek! – krzyczała dalej, a do oczu napłynęły jej łzy. – Miałeś o mnie walczyć. Miałeś walczyć o nas i nasze życie i to tez były tylko słowa. W gadce zawsze byłeś mocny – wytarła oczy. Oddychała szybko i płytko. Była zła na siebie za ten wybuch. – Nie wiem, czym zawiniłam, ale wiem, czym ty skrzywdziłeś mnie. Już przez to przeszłam i nie zamierzam do tego wracać. Wybrałeś prawdę tabloidów i osobę, po której możesz spodziewać się tylko zawodów, więc ponieś konsekwencje swoich wyborów. Ja nie zamierzam dłużej przez to cierpieć. Bo choć wciąż cię kocham, zrozumiałam, że to jednak nie wystarczyło. Do tego potrzeba jeszcze wiary i zaufania. A na to nie było już cię stać. Wolałeś wierzyć gazetom, manipulowanym zdjęciom i dziewczynie, która sprowadziła cię na dno, więc zbierz to, co zasiałeś. Mam tylko nadzieję, że to dziecko nie wda się w żadne z was – zrobiła krok w stronę schodów, po czym się zatrzymała i przeczesując palcami włosy, spojrzała na niego ostatni raz. –  Do widzenia, Tom. Wiesz, gdzie są drzwi – powiedziawszy to, odwróciła się i powoli wspięła się schodami na antresolę, gdzie zniknęła w jednym z pokoi, a on stał i patrzył, nie dowierzając. Nie dała mu możliwości obrony, ale czy to miałoby jakiś sens? Scarlett wyrzuciła niemal wszystko, co sam miał jej za złe. Jak zwykle nie bała się prawdy i postawiła ją otwarcie. Szkoda, że teraz każde z nich było po innej stronie barykady. Miał mętlik w głowie i nie potrafił wymyślić nic konstruktywnego. Musiał ochłonąć, nabrać dystansu, w jakikolwiek sposób oswoić się z sytuacją, ale nie miał pojęcia jak. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem mieszkanie Scarlett. Robiło wrażenie. Wychodząc pomyślał, że musiała być niesamowicie samotna, mieszkając tam w pojedynkę. Już nie wiedział, czy ją nienawidził, jak bardzo kochał, o co się gniewał i jak wielki był jego żal. To wszystko się zatarło. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, przez co ich związek się skończył. Liczyło się to, dlaczego ten koniec się zaczął.

Kiedy ponad godzinę później siedział już w swoim pokoju i przeglądał stare zdjęcia, wydawało mu się, że gorzej już być nie mogło. Widząc siebie i Scarlett na fotografiach, nie mógł się nadziwić, że kiedyś był taki szczęśliwy. Niemal na każdym się śmiał albo gapił się na nią jak ciele w malowane wrota. Na każdym byli oni; oni tuż po poznaniu się, oni zupełnie zakochani, oni na osiemnastych urodzinach Scarlett, oni w ciąży, oni z Liamem na rękach, oni z bliskimi. Miał też kilka jej zdjęć; jak pracowała, spała, odpoczywała, jak śpiewała, grała albo patrzyła na niego, jak bawiła Liama albo Nico, jak rozmawiała z Liv czy mamą. Miał też zdjęcia, które zrobiono im po śmierci Liama. Oni przybici, oni dalecy i zamyśleni, ale wciąż razem. Ostatnie ich wspólne zdjęcie zrobił im Hugo w Paryżu. Wtedy tej iskry, która tliła się w nich, gdy byli razem, już nie było. Oboje wydawali mu się jacyś smutni. Do pokoju wszedł rozczochrany Bill.
- Ty nie śpisz? – zapytał Tom.
- Ty chyba śnisz, że dziś zasnę – skrzywił się młodszy bliźniak. – Pokłóciliście się?
- Kłótnią, bym tego nie nazwał. Trochę się wygłupiłem, wpadając do niej znienacka i żądając, by mi wszystko powiedziała, ale zrobiła to. Nie sądziłem, że po tym jak się między nami ułożyło, tak bardzo obnaży przede mną swoje uczucia…
- Jak to? – zdziwił się.
- Przyznała, że wciąż mnie kocha.
- I ty nic z tym nie zrobiłeś?! – Bill odskoczył od brata jak oparzony i opluł się przy okazji. Tom posłał mu zmęczone spojrzenie.
- Chcąc dojść z tym wszystkim do ładu, musielibyśmy przegadać noc i to tylko po to, żeby wyjaśnić sobie, co tak naprawdę stało się rok temu. To i tak pewnie byłoby mało, bo… - Tom wzruszył ramionami i pokazał Billowi dwa zdjęcia. Na pierwszym szli za rękę przez ogród w jej domu rodzinnym. Spoglądali na siebie z czułością, rozmawiali, śmiali się. Pamiętał to. Na drugim zaś byli w Paryżu. To właśnie zdjęcie autorstwa Hugo. Stali przytuleni na tle więzy Eiffla i… choć czule uśmiechali się do siebie i chyba byli tego dnia trochę szczęśliwi, to byli zarazem… przygaszeni. Nie było w nich tej miłości, która łączyła ich wcześniej. Nie potrafił do końca sprecyzować, co zniknęło, ale wiedział, że tego nie było. Bill przyglądał się zdjęciom i najwyraźniej nie wiedział, o co chodziło. – Coś się w nas wypaliło, Bill. Ona mi to dziś uświadomiła. Najpierw zasłoniła się dumą, a potem powiedziała prawdę, jak to ma w zwyczaju. Między nami tak właściwie nie chodziło o intrygę Isobel czy kłamstwo Leny, ani o to czy któreś z nas zdradziło. Tak naprawdę rozstaliśmy się dlatego, że coś nam umknęło. Przestaliśmy rozmawiać o ważnych rzeczach, zamknęliśmy się na siebie, przestaliśmy w siebie i sobie bezgranicznie wierzyć. Coś w nas pękło, coś się wypaliło. Nie wiem, czy to się zaczęło, kiedy umarł Liam czy dużo wcześniej. Wiem, że nie ma w nas tego, co było na początku i dlatego nie przytuliłem jej, choć bardzo tego chciałem. Nie zawalczyłem o prawdę, bo ona nie pozwoliłaby mi na to. Powiedziała mi o dziecku i o tym, co czuła, a choć tego chciałem, chyba teraz wolałbym nie wiedzieć. Oboje się zgubiliśmy, Bill.
- Ja pier’dolę, to brzmi jak z jakiegoś romansidła! – Tom wzruszył ramionami. – Nie chodzi mi o to, co mówisz, ale o to, co w ogóle się zdarzyło. Choć w sumie gadasz jak pierwszorzędny amant z jednej z tych książek, w których Scarlett się zaczytuje.
- Może tak jest. Ona nauczyła mnie mówić o uczuciach – spojrzał znów na zdjęcia i wziął do ręki jeden z jej portretów. Zbliżenie na jej twarz, włosy targane wiatrem, pojedyncze kosmyki rozbijające się o jej policzki, delikatny uśmiech, lazurowo-niebieskie tęczówki i to spojrzenie, które nawet ze zdjęcia przewiercało na wylot. Westchnął. – Najgorsze jest to, że ja po tym wszystkim już nie umiem być na nią zły. Nie wiem, co tak naprawdę się stało, ale moja złość zniknęła. Został tylko żal. To wszystko, co się wtedy zdarzyło zatarło się w mojej pamięci. Bill, opowiesz mi? – spojrzał na brata. – Powiesz mi wszystko, co wiesz na temat Scarlett i jej winy w tym wszystkim?
- To będzie długa noc – westchnął Bill. – Przyniosę browary i zagryzkę – ospale podreptał do kuchni, zostawiając Toma ze stertą zdjęć. Patrząc na jedno sprzed dwóch, dwóch i pół roku, miał wrażenie, że widniał na nim inny człowiek, w innym życiu. Był skołowany, nie potrafił zebrać myśli, a zmęczenie i raczej zdruzgotanie odbierały mu chęci do czegokolwiek. Wiedział, że choć nie wyobrażał sobie tego, że nowy dzień mógł tak po prostu nadejść, to on będzie musiał wtedy wziąć się w garść i ułożyć od nowa swoje życie, poskładać do kupy układankę, dzięki której mógł dowiedzieć się, co tak naprawdę się wtedy stało i jak mógł to naprawić. No i nie mógł zapomnieć, że miał syna. To, że Lena dla niego nie istniała, przynajmniej na razie, tak David nie stał się dla niego ani odrobinę mniej ważny. Przecież nie był winny głupoty matki. David był jego synem i to była jedna z niewielu rzeczy, z których był naprawdę dumny. Spojrzał na ścianę, gdzie wisiało jego zdjęcie i się uśmiechnął. David był jego nadzieją na normalność. Bill wrócił, a on poskładał zdjęcia do pudełka, by zrobić miejsce nieadekwatnie dużej ilości jedzenia. No, ale Bill to w końcu Bill. Klapnął obok Toma i podał mu piwo.  – Milion razy chciałem ci opowiedzieć jak było, a ty miałeś to gdzieś. Jak tak dalej pójdzie i wszystkie decyzje będziesz podejmował z tak wielkim opóźnieniem, to już będę pewien, że w szpitalu to cię ze trzy raz na posadzkę upuścili!
*

8. listopada 2012r.

Kogo, jak kogo, ale Scarlett ranną porą nikt się w biurze Isobel nie spodziewał. Mknąc przez korytarz niczym tornado, zwróciła uwagę kilku zaspanych pracowników, których jej manager nie zdążyła jeszcze tego dnia sterroryzować. Bez jakichkolwiek pytań ominęła stanowisko sekretarki i energicznie weszła do środka. Isobel siedziała na brzegu stołu konferencyjnego uzgadniając coś z jednym ze swoich asystentów. Jak zwykle raziła doskonałością, a jej czerwona szminka kontrastująca z jasną cerą, idealnie współgrała z odcieniem sukienki, która z kolei podkreślała kolor jej włosów. Scarlett nie miała pojęcia, jak ta kobieta to robiła, ale jakoś jej tego nie zazdrościła, bo ta doskonałość kojarzyła jej się jedynie z mało przyjemnym usposobieniem Isobel. Zauważywszy jej pojawienie się, które raczej trudno było przeoczyć, Isobel obrzuciła ją krótkim i niezbyt przychylnym spojrzeniem. Skórzana kurtka, obcisłe jeansy, wysokie botki i rozwiane włosy stanowiły definitywną kontrę dla wizerunku, który managerka starała się wykreować brunetce. Uśmiechnęła się w ten swój arogancko-kpiący sposób.
- Witaj, Scarlett. Co cię do mnie sprowadza? – nie ruszyła się z miejsca, a jedynie patrzyła na nią uważnie. Musiała być zdziwiona niespodziewaną wizytą podopiecznej i raczej zaniepokojona jej bojową miną. Scarlett stanęła dwa metry od Isobel i biorąc się pod boki, przeniosła ciężar ciała na jedną stronę.
- Nie będę owijać w bawełnę, bo za dwie godziny mam powrotny lot do Berlina, a przed nim zamierzam zmniejszyć niesmak, jaki budzi we mnie konieczność rozmowy z tobą, poprzez kupno nowiusieńkich czółenek Louboutin’a, które czekają ją na mnie na Madison Avenue, więc przejdę do rzeczy. Zwalniam cię – odparła krótko. – W poniedziałek otrzymasz pisemne wypowiedzenie i trzymiesięczną odprawę, co i tak uważam za zbytek łaski. Wiem, co zrobiłaś i nie zamierzam mieć z tobą już nic do czynienia. Musiałaś być z jakiegoś powodu bardzo zdesperowana, skoro postanowiłaś posunąć się do manipulowania słabą Leną, żeby namieszać między mną i Tomem. To żenujące i… - zamyśliła się na moment. – Nie posądzałam cię o taki brak klasy, bo kto by pomyślał: Isobel Bieglow-Parker będzie bawić się w dziecinne gierki, żeby namieszać innym w życiu – prychnęła, nieustannie patrząc na nią. Kobieta była nieco zbita z tropu i nie tak od razu odzyskała animusz.
- Widzę, że nie straciłaś rezonu – brunetka spojrzała na nią z politowaniem. – To nic osobistego. Nie uderzałam w ciebie – powiedziała po namyśle. – Nie sądziłam, że ta mała gąska się wygada. Myślałam, że zależy jej na nim.
- Jak widać, nie jesteś tak przewidująca, jak sądziłaś.
- Niestety – odparła. Zsunęła się ze stołu, podchodząc bliżej Scarlett. Pod nosem mruknęła jakieś rosyjskie przekleństwo. – Będziesz żałować, że mnie zwolniłaś. Powinnaś nauczyć się już oddzielać prywatne animozje od życia zawodowego.
- Ależ ja wciąż to robię – odparła z gorzkim uśmiechem. – Jednak działanie na moją niekorzyść, jest ewidentnym brakiem profesjonalizmu z twojej strony, a ja nie zamierzam pozwalać na to, by osoba zarządzająca moją karierą wykazywała się brakiem umiejętności, jak to nazwałaś, oddzielania prywatnych animozji od pracy. Bo to właśnie zrobiłaś pchając się między mnie i Toma.
- Ładnie to wymyśliłaś – Scarlett ignorując tą wypowiedź, omiotła wzrokiem ludzi w pomieszczeniu.
- Jeśli w jakiejkolwiek gazecie przeczytam choćby słowo, które tu teraz padło, pozwę każdego, kto znajduje się w tym pomieszczeniu i nie zostawię na was centa – samo jej ostre spojrzenie wystarczyło, by każdemu tam obecnemu odechciało się zebrania paru groszy za tą informację, by wydać tysiące na zadośćuczynienie, jakiego zapewne zażądałaby w sądzie. Odwróciła się statecznie i opuściła pomieszczenie. Po drodze skinęła sekretarce i kilku znajomym pracownikom, których minęła na korytarzu.

Kilka godzin później, kiedy Scarlett zamknęła za sobą drzwi mieszkania i zastała ją tylko cisza, oparła się o drzwi i osuwając się po nich na podłogę, gorzko się rozpłakała.

Stojąc nad przepaścią, została pchnięta w dół. I nie było tam niczego prócz mroku. 

21 komentarzy:

  1. O mój Boże ! Co to za rozdział !! Na to czekałam od momentu ich rozstania . Jutro napisz więcej : )

    Pozdrawiam Twinkie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie, wreszcie, wreszcie! Ile ja czekałam na ich rozmowę!
    Wyrzuty, żal, smutek, miłość, złamane serca - to wszystko im towarzyszyło. Miałam taką cichuteńką nadzieję, że może Tom się odważy, że może Scarlett się złamie, że utoną w swoich ramionach. Nawet jeśli mieliby się później zażarcie kłócić. Tak mi się tęskni do nich razem, wiesz?
    W sumie myślałam,że Scarlett będzie wyniosła, chłodna, niedostępna i że wyrzuci do za drzwi. Na szczęście taka nie była i och jeny ona przyznała, że go kocha! A on co? Stał jak słup soli i nie wiedział co powiedzieć, zresztą S. wygłosiła taki monolog...

    Oby tylko Isobel znów nie kombinowała, mamo proszę.

    I co Dark? Oni tak będą znów się mijać i nie będą dla siebie istnieć? Oszaleję przez Ciebie, słowo daje ;) Mam nadzieję, że happy end to nam zaserwujesz mistrzowski!

    PS. Onet jest straszny, cieszę się, że teraz będzie można w spokoju komntować, wchodzić i w ogóle. Chociaż.. to jednak nie to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. S. miała być zimna i wyniosła, ale mi nie wyszło ^^ i tak z trudem powstrzymałam się przed zaprzepaszczeniem wszystkiego, co dotąd wymyśliłam i mało co ich nie pogodziłam. w pewnym momencie miałam wielką ochotę napisać "Ignorując sprzeniewierzenie się wszystkich miejsc, zdarzeń i czasu, ignorując żal i niesnaski, ignorując wszystko, co dotąd się wydarzyło, a może właśnie po to, by nie zignorować swojego życia, Tom pokonał dwoma susami odległość jaka dzieliła go od Scarlett i ignorując również jej bunt, wziął ją w ramiona i zgładził mur, zdeptał gruzy. Postanowił, że odtąd będą zbierać je razem." To siedziało w mojej głowie odkąd zaczęłam pisać ten post, ale gdybym to zrobiła, to raz, że miałabym problem z fabułą później, bo mam jeszcze trochę w zanadrzu, a dwa, to byłby już niemal koniec. w każdym razie, cieszę się, że napisałam ten fragmencik chociaż tu, ulżyło mi ^^

      wydaje mi się, że będę dalej publikować notki na onecie, ale tylko po to, żeby były wszystkie razem, a tutaj będzie się toczyło dalsze życie na Prinzu, że tak powiem.
      masz rację, to już zupełnie nie to samo. już ani trochę nie czuję tu ducha FFTH. z resztą, Prinz chyba nigdy w tym tak naprawdę nie był. w każdym razie jeszcze się oswajam i póki co, jest mi dziwnie.

      Usuń
  3. brak mi slow. Jestes wielka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh, czekałam na tą rozmowę długo, ale czuję pewne rozczarowanie. Chyba w głębi serca liczyłam, że kiedy już załatwią wszystkie nieporozumienia między sobą, kiedy wygarną sobie wszystko przez co ten związek się rozpadł, wrócą do siebie. Ale powinnam pamiętać, że Ty, Dark, tak nie robisz. Nie suniesz gładko ku happy end'owi.
    Na chwilę obecną jestem bardzo ciekawa jak wplączesz Fountain'a do życia Scarlett, bo prolog tej historii pamiętam aż za dobrze, chociaż liczyłam, że może do niego nie dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak już pisałam do Sarah, miałam taki moment, w którym byłam gotowa zmienić wszystko i ich pogodzić, ale na szczęście się powstrzymałam. to by zawaliło całą fabułę i watek wspomnianego Javiera.
      w sumie to cieszę się, że mam to już za sobą, bo teraz - mam nadzieję - ta ciężka i smutna atmosfera trochę się rozproszy. mnie samą też już męczy pisanie o nieustannym cierpieniu, ale zobaczymy jak to wszystko pójdzie.

      Usuń
  5. spodziewalam sie ze Scarlett i Tom maja wiecej sobie do powiedzenia. chyba nie potrafia juz ze soba rozmawiac ani klocic sie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oni oboje zdają sobie sprawę z tego, że gdyby powiedzieli więcej, to powiedzieliby za dużo. ani jedno ani drugie nie chciało odsłonić się za bardzo, bo strach i duma wciąż są w nich zbyt wielkie, ale nie uważasz, że to i tak już postęp? to była namiastka rozmowy. obyło się bez histerii i kłótni, bez większego dramatu. jakby tak od razu doszli do zgody, to chyba byłoby mało realne. po tym wszystkim zbyt proste.

      Usuń
  6. Radziłabym przenieść tu wszystkie posty z Onetu, bo nie wiadomo, co się stanie z Twoim blogiem, kiedy nastąpi nieuniknione...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślałam o tym, ale uznałam, że to bezsensowne. to ogrom tekstu, to po pierwsze, a po drugie. gdybym to wszystko tutaj przeniosła, nie zdołałabym zabrać tych wszystkich słów i emocji, które wiązały się z publikacjami kolejnych not.
      póki co, blog.onet jeszcze jakoś zipie, a kiedy faktycznie znikie, będę się martwić ewentualnym przywróceniem poprzednich not do obiegu.
      to smutne, że do tego wszystkiego doszło, ale tam nie da się już spokojnie funkcjonować.

      Usuń
  7. No nieee . Dlaczego w życiu Scarlett istnieje tylko smutek? Oczywiście wszystko świetnie napisane. Nawet mnie do oczy cisnęły się łzy. Szkoda mi jej. Mam nadzieje, że wkrótce wszystko pójdzie lepszym torem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Po burzy zawsze wychodzi słońce" - powiedzenie stare jak świat, ale jakże prawdziwe. Myślę, że nawet w najcięższym życiu zdarzają się chwile dające szczęście. To byłoby niezdrowe i nierealne, żeby wciąż działo się tylko zło. No i nie do przejścia dla mnie samej, chyba wpadłabym w depresję.

      Usuń
  8. Jestem i zadowolona i zawiedziona. Opisane wspaniale, ale miałam tak wielką nadzieję, że się tak nawet na moment pojednają, choćby po to by wspólnie ukarać Isobel. Scarlett chyba milion łez wylała w tym odcinku. Wróciłam na onetowego prinza by przypomnieć sobie prolog. Kurde, nie mogę się doczekac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę właśnie, że z tą rozmową kojarzyło się jakkolwiek pojęte pojednanie, ale to byłoby zbyt proste. Coraz bardziej zbliżamy się do zdarzeń z prologu, ale na wszystko przyjdzie czas.

      Usuń
  9. Czekałam na tę rozmowę z niecierpliwością. Naprawdę na nią czekałam. Co prawda nie spodziewałam się chyba jakiegoś wielkiego 'bum', rzucenia się sobie w ramiona, itd., itp., żyli długo i szczęśliwie. Nie. Na to jest chyba za późno. Lub za wcześnie. Zależy jak na to patrzeć. Ale cieszę się, że ta scena w końcu miała miejsce. Cieszę się, że w końcu doszło do tej rozmowy, do tej konfrontacji, bo milczenie, cisza między nimi trwała już zbyt długo. Choć teraz pewnie zapadnie na nowo. Nie wiem. Może. Jak mieliby teraz ze sobą rozmawiać? O czym? Wszystko już zostało powiedziane. A może nie. Ale nie wiem czy stać ich na więcej. Na większe przełamanie. Ta rozmowa i tak była sukcesem. Z obu stron. Tom chciał prawdy, a ona mu ją dała. Ona nie chciała niczego więcej i on się nie narzucał. A teraz... teraz wszystko będzie tak samo? Tak jak przez ten rok? Znowu będą przed sobą uciekać i milczeć? Nie wiem. Ale mam wrażenie, że oni już nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie wyobrażam sobie co musiałoby się stać, by znowu byli blisko. Pewnie jakiś wielki dramat, jak w typowym romansidle, ale dla takich rzeczy nie ma tutaj miejsca. A przynajmniej bardzo nie chciałabym by takowe się znalazło. Zbyt mocno się od siebie oddalili, by jedno wydarzenie miało wszystko załatwić i wymazać przeszłość. Nie. To nie może być takie proste. Dlatego ta rozmowa niczego nie przyniosła. Choć przecież, z drugiej strony, przyniosła bardzo wiele. Ciesze się jednak, że nie siliłaś się na nic więcej. W tej scenie i tak zawarło się mnóstwo emocji, więcej na razie nie potrzeba. Zastanawiam się tylko co będzie dalej. Co z nią i co z nim. Co z ich życiem. Z jej życiem i z jego życiem, bo tu już nie ma miejsca na nic wspólnego. Jestem niesamowicie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy. I coraz częściej zaczynam myśleć o końcu tej historii, choć pewnie wciąż jest on dość odległy. Ale zastanawiam się jak będzie wyglądał. jak do niego doprowadzisz. Lubię analizować 'konstrukcję' opowieści, więc naprawdę mocno zachodzę w głowę nad tym, co planujesz. Ale jestem raczej spokojna. Wiem, że nie będziesz się silić na zbytnie fajerwerki, które mogłyby wszystko popsuć. Po prostu jestem ciekawa. Zwłaszcza, że droga do finału tej historii chyba nie będzie zbyt prosta. Nie jest. Od samego początku. Och, ale jak zwykle strasznie zbaczam z tematu. Cóż mogę powiedzieć? Oni w tym rozdziale powiedzieli wszystko, ja mogłam tylko tego wysłuchać i przyjąć to do siebie. Nic innego mi nie pozostaje. Choć to wszystko strasznie boli. Nie tylko ich, mnie też. Smutno tu. Pełno żali, niedopowiedzeń, bólu. Ale to też część życia. A Prinz zawsze był pełen życia i wszystkich jego odcieni.

    (Mam nadzieję, że ogarnę obsługę komentowania, bo robię to na tym serwisie po raz pierwszy :])

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że właśnie ta rozmowa będzie przełomem, że coś zmieni, bo przecież zazwyczaj tak bywa. po wielkich kłótniach nastaje moment, w którym wszystko znów staje się jasne, ale tak dzieje się chyba tylko w przewidywalnych romansidłach. nie żebym twierdziła, że Prinz nie jest przewidywalny, ale wiesz, co mam na myśli ^^
      to byłoby maksymalnie naciągane, gdyby oni teraz nagle rzucili się sobie w ramiona. choć miałam na to wielką ochotę, wiele bym tym zepsuła.

      bardzo cieszę się na to, co teraz przyniosą ich losy. bo to będzie duża odmiana od tego, z czym mieliśmy do czynienia teraz. mogę śmiało powiedzieć, że i mnie i im będzie lżej. nie mogę się tego doczekać, bo pisanie i nieustannym cierpieniu było też ciężkie dla mnie samej.

      a co do blogspota. mam co do tego mieszane uczucia. ciężko jest mi zostawić wszystko, co osiągnęłam na onecie. te wszystkie emocje, słowa które niosły ze sobą kolejne posty, to dla mnie bardzo wiele znaczy. i kiedy przenosiłam notki i zaglądałam do kolejnych, czytałam pojedyncze komentarze, to poczułam smutek, że to zostawiam, ale z drugiej strony, tutaj na blogspocie bardzo mi się podoba. wszystko jest funkcjonalne i przejrzyste. nic się nie zawiesza i wczytuje bezproblemowo. więc myślę, że mimo wszystko warto było zorganizować tą przeprowadzkę, choć wiąże się z małymi niedogodnościami.

      Usuń
  10. Muszę przyznać, że warto było narobić sobie 'zaległości', żeby przeczytać kilka postów na raz;) Długo czekałam na tą rozmowę Toma ze Scarlett. Kiedy czytałam o miesiącach, które spędzili osobno, tęskniąc i zastanawiając się co dalej, kiedy to powinni w końcu się przełamać, schować swoją dumę do kieszeni i spróbować naprawić to, co spieprzyli, niczego takiego się nie doczekałam. Spodziewałam się, że tak to właśnie będzie wyglądało- jedno z nich w końcu się ugnie i wyciągnie dłoń do drugiej osoby, będą się chwytać za słowa i udawać coś przed sobą. A okazało się, że decyzja o rozmowie to był impuls, spowodowany szokującymi informacjami. I to, czego nie spodziewałam się po Scarlett- taka zadziwiająca szczerość. Kurczę, lubię być tak zaskakiwana;) Najbardziej jednak cieszy mnie to, że nic nie jest takie oczywiste i możnaby pomyśleć, że teraz to już Tom i Scarlett wpadną sobie w ramiona, ale ale! To nie u Ciebie takie rzeczy!;) Za prosto by było:D Niemniej jednak, jestem pod ogrommnym wrażeniem tej rozmowy. Lubię też rozmowę S. z Leną. Powiało dawną Scarlett, która potrfiła ukryć to, co czuje. Świat znowu zawalił się S. na głowę i wygląda tak, jakby już gorzej być nie mogło. Ciekawa jestem jak pociągniesz ten wątek. Nie mogłam się doczekać aż zwolni Isobel. Myślałam,że bardziej jej wygarnie, będzie ostrzej, ale myślę sobie, że czasami mniej, znaczy więcej. Ciekawa jestem jak teraz będzie zachowywał się Tom, kiede jego szczęśliwa rodzinka posypała się jak domek z kart i kiedy nie ma się już za czym schować. Najwyższa pora stanąć z rzeczywistością twarzą w twarz. Nie mogę się doczekać żeby obgadać wszystko na gadu:*
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
  11. Maaaatko! Jak cuuudnie! Uwielbiam takie rozmowy w wykonaniu Toma i Scarlett. Ona mu wygarnia, on też, a potem obydwoje mają złamane serca. Może jestem dziwna, albo chora na umyśle, lecz wprost kocham nieszczęśliwe zakończenia. Są takie inne i rzadkie. Wszystko zazwyczaj kończy się dobrze, albo od połowy, albo w ostatnim momencie. To już nudne. A tu... inaczej. Tom ułoży sobie życie (bo ułoży, prawda?!) z kimś tam, a Scarlett weźmie ślub z Javierem. Miliony razy układałam sobie w głowie wyobrażenie ostatniej notki. Zawsze było, że S i pan Fontaine się rozwiodą a Lettsy (wiem, że ona nie cierpi tego zdrobnienia, ale nie mogę się powstrzymać, bo ono jest takie sliczne)będzie z Kaulitzem. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę, że snujesz dalekie plany! podoba mi się to :D nie chcę mówić zbyt dużo, ale po części masz rację, co do tych przypuszczeń.
      wiesz, nie chcę zapeszyć i zmniejszyć Twojego zachwytu, ale to jeszcze nie jest koniec. do tego jeszcze trochę mi zostało, a to był... swojego rodzaju kamień milowy. kolejny przełom prowadzący do zmian. nastąpiło apogeum, a teraz kurz powoli opada i zobaczymy, co to przyniesie.

      nie miałam okazji powitać Cię tu jeszcze, więc... witam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Mojego zachwytu nie zmniejszysz, to Ci mogę zagwarantować, bo on rośnie z każdym przeczytanym odcinkiem. W moim mniemaniu stawiasz wysoko poprzeczkę i każdą książkę, którą czytam mimowolnie porównuję z Prinzem i owa książka zawsze wypada blado. Nie wiem jak to robisz, ale oby tak dalej! :)

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo