5 września 2009

18. Dlatego kładę mój mały, wielki świat w twoje bezpieczne dłonie.

Drewniana szczotka zwinne przemykała po jej ciemnych włosach, gdy w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Wychodząc z pokoju, spojrzała na zegarek. Za piętnaście siódma. Zbiegając truchtem ze schodów, lekko zaspana ziewnęła, pocierając buzię dłońmi. Nie miała pojęcia, kto mógł przyjść o tej porze. Zapięła wyżej kilka guziczków od piżamy i mniej więcej ogarnięta, bez spoglądania w judasza otworzyła drzwi. Zobaczywszy osobę po drugiej stronie, odniosła wrażenie, że nogi wrosły jej w ziemię, ciało jakby przestało należeć do niej, a umysł odmówił kodowania informacji. Zupełnie otumaniona wpatrywała się tępo przez dłuższą chwilę w bukiet soczyście czerwonych róż, dalej jego uśmiechniętą, lekko spuchniętą twarz i całą jego postać, a pomimo tego nie wierzyła, że to co widziała, to nie senna mara, a prawdziwy człowiek. Przekrzywiła lekko głowę, taksując wzrokiem jego sylwetkę wyraźnie smagniętą górskim słońcem i alpejskim, bałkańskim, a może pirenejskim powietrzem. Kto wie, gdzie go poniosło? Na widok Paula, bynajmniej nie czuła ogarniającej jej tęsknoty, rozczulenia, ani tym bardziej nie chciała rzucić mu się na szyję, co najwyżej wydrapać oczy. Całkiem kusząca wizja, jednak po namyśle zdecydowała się zaczekać z jej wypełnieniem. Splotła ręce pod klatką piersiową, posyłając chłopakowi badawcze spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko, wysuwając w jej stronę rękę dzierżącą bukiet. W końcu był ciężki, musiał się go pozbyć.
- Powinny być żółte. – Mruknęła, cofając się nieco, by mógł wejść. Nie wzięła od niego kwiatów. Zamknął niezdarnie za sobą drzwi, po czym znów dumnie wyciągnął ku niej wiązankę. Liv nie ruszyła się ani o centymetr.
- Dlaczego? – Zmarszczył brwi, wyraźnie zbity z tropu.
- Żółte kwiaty wręczane kobiecie symbolizują zdradę. Pasowałyby, jak ulał.
- O czym ty mówisz, Liv? Przecież cię nie zdradziłem.
- Teoretycznie nie. Jednak nie mam żadnej pewności, co do tego, co robiłeś przez ostatni miesiąc. Nie było cię, nie pisałeś, nie dzwoniłeś, nie odpowiadałeś, nie dałeś mi najmniejszego znaku życia poza tym jednym mailem, że wyjeżdżasz. Może nie zdradziłeś mnie z żadną pindzią, ale zdradziłeś moje uczucia. Do cna. – Oznajmiła mu rzeczowo, pewnie spoglądając w jego nieco zdezorientowane oczy. Zaskoczył ją swoim przyjściem. Zabolało, jednak użyła całej swej mocy i siły woli, by nie dać się złamać bolesnym wspomnieniom, które za sobą przyniósł. Zadarła głowę do góry, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Swoją nieobecnością pozwolił zbudzić się Liv, która zasnęła kamiennym snem dawno temu, gdy ukołysał ją bajkami o pięknym, ułożonym i zupełnie nie należącym do niej życiu. Teraz stała przed nim ta gotowa do walki, odarta z lęków i złudzeń.
- Wiesz, to był taki pomysł taty. Mieliśmy obaj wyskoczyć na mały urlop, bez telefonów, komputerów… Chciał odciąć się od tych wszystkich ludzi i spraw, potrzebował odpoczynku. Ostatnio mają z mamą problemy. – Kiwnęła głową, dając mu znak, iż przyjęła do wiadomości jego słowa.
- Zatem ty zostawiłeś bez słowa mnie, a ojciec twoją matkę?
- Tak prawie, mama wiedziała, że wyjeżdżamy. No, ale nie wiedziała gdzie.
- No, pięknie. – Prychnęła.
- To było naprawdę wspaniałe przeżycie. My dwaj i góry. Dużo rozmawialiśmy, głównie o przyszłości. Mamy wiele ustaleń co do nas i firmy. Ten wyjazd pomógł mi przełamać wiele barier, które dopomogą i tobie, Liv. Czeka nas piękna przyszłość. Mój ojciec dołoży wszelkich starań, by świat stał przed nami otworem.
- Rozumiem.
- Wiedziałem, że zrozumiesz. – Uśmiechnął się szeroko, z wyraźną ulgą, przestępując o krok w stronę Liv. Zatrzymała go gwałtownie, wyciągając przed siebie otwartą dłoń. – Ale…?
- Przyszłość, powiadasz? To może ożeń się z tatusiem, skoro łączy was tak wiele, co?
- O czym ty mówisz, głuptasie? – Zaśmiał się nerwowo, kładąc bukiet na komodzie stojącej obok.
- A o tym, że skoro życie z twoim ojczulkiem jest takie wspaniałe, to może zaszyj się gdzieś z nim, na pewno będzie to wyjątkowo. Wy dwaj i wasze posrane, despotyczne plany! W końcu to on dba o przyszłość nie ty, więc po co się kłopotać jakimiś babami, zostawcie matkę, zostawcie mnie i w swoim idealnym towarzystwie będziecie idealnie szczęśliwi, snując swoje idealne plany!
- Czy ty się aby dobrze czujesz, Liv? Co za głupoty opowiadasz? To ja się poświęcam, skazuję nas na rozłąkę, by ułatwić nam start, a ty takie bzdury opowiadasz? Myślałem, że jesteś dojrzalsza. Jak zwykle się zawiodłem. – Burknął urażony.
- Ty się zawiodłeś. – Prychnęła. - Powiedz mi, Paul. Jak mogłeś snuć plany na naszą rzekomo świetlaną przyszłość beze mnie? Bawiłeś się w plany, gdy w tym czasie umierał mój ojciec. Wolałeś ignorować mnie, wypoczywać, gdy odchodziłam od zmysłów, nie mogąc poradzić sobie z jego odejściem, brakiem ciebie i samą sobą! Jak możesz mówić o nas, gdy nie było cię, kiedy najbardziej w świecie pragnęłam twojej obecności? Wolałeś jeździć na nartach, pić kolorowe drinki i podziwiać… widoki, gdy mój świat upadał.- Bucnęła palcem w sam środek klatki piersiowej Paula, nie uzyskując zamierzonego celu, gdyż siłę uderzenia zamortyzowała jego puchowa kurtka. Sapnęła wściekle, racząc go równie wrogim spojrzeniem. - Gdy ty byłeś, cholera wie gdzie, ktoś inny trzymał mnie za rękę, ktoś inny stał ze mną nad grobem taty,  ktoś inny mówił, że ból minie, ktoś inny słuchał, kiedy pragnęłam mówić, ktoś inny dał mi to, co powinien ofiarować mi mój własny facet. Dlatego zanim zaczniesz mówić mi o przyszłości, zastanów się porządnie nad tym czy ona, aby na pewno istnieje!
- Histeryzujesz, Liv. Ja rozumiem, że spotkała cię wielka tragedia, ale co mogę na to, że nie miałem łączności ze światem? – Rzucił z wyrzutem, załamując ręce.
- Zadufany w sobie egoistyczny bubku! Posłuchaj, co ty w ogóle mówisz! Jakby ci na mnie zależało, to nie pojechałbyś sobie do niewiadomokąd albo chociaż zostawiłbyś głupią wiadomość, ale pan i władca zarządził i nieważne co czują inni. Zastanów się, co jest dla ciebie naprawdę ważne, Paul. Zastanów się nad sobą. - Zrezygnowana opuściła ręce i odwróciła się na pięcie, chcąc odejść. Zrobiwszy kilka kroków, zatrzymała się, spoglądając na niego raz jeszcze. - Zejdź mi z oczu i nie zapomnij zamknąć drzwi, gdy będziesz wychodził, a kwiatki daj tatusiowi. Pewnie się ucieszy.
- Jeszcze będziesz tego żałowała, Liv. - Warknął, a wychodząc trzasnął drzwiami. Liv powoli weszła na schody. Czuła, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo. W zasadzie zmieniło się już dawno, jednak teraz wiedziała, że tymi słowy uczyniła pierwszy krok ku nieuchronnemu i nie było jej żal. Przed jej oczami pojawiła się uśmiechnięta Scarlett. Zaczekała, aż Liv wejdzie na piętro. Stanęła przed nią, zadzierając dumnie głowę i spojrzawszy Liv w oczy, odetchnęła, gdy mocno przytulała ją do siebie.
- Witaj w domu, siostrzyczko. 
*

Duszne powietrze przepełniało pokój.

- Znów przegrałeś, Michael. – Słowa wypowiedziane przesłodzonym półszeptem, niczym silny wiatr rozwiały je momentalnie. Powiało chłodem.
- Nie przegrałem. – Syknął, gwałtownie odrzucając kołdrę. Wstał szybko, bez skrępowania, nago przemierzając pokój, by w jego kącie odnaleźć niedbale rzucone spodnie. Serena zmierzyła chłopaka lubieżnym spojrzeniem. Pociągał ją. Jego ciało, sposób w jaki się poruszał i w jaki mówił. Zniżał głos o pół tonu, by był głębszy i bardziej zmysłowy, co mu się niewątpliwie udawało. Gdyby tak nie było, to nie mijałaby znacznie częściej niż rzadziej rozanielonych dziewczynek, które jeszcze myślały, że trafiły, jak ślepa kura ziarno. Zazwyczaj kilkanaście minut później słyszała szloch albo trzaśnięcie drzwi. W zależności od temperamentu. Choć bywały i takie, które z pełno świadomością wskakiwały do łóżka jej brata. Brat. To słowo wydawało jej się śmieszne w odniesieniu do Michaela. Może i nim był, ale jako kochanek sprawdzał się znacznie lepiej. Wychowywał ją ojciec i milion pięćset mamuś. Nie potrafiła sprecyzować ile ich było, ale odkąd pamiętała zmieniały się kilka razy w roku. Kilka lat temu poznał matkę Mike’a. Była wdową, tak samo rozrywkową jak on i coś strzeliło im do głów, żeby się pobrać. Musiała zamieszkać z nią i Michaelem. Na początku szczerze go nie znosiła. Najbardziej denerwowało ją to, że był ulepiony z tej samej gliny, co ona. Tak samo zły, przebiegły, wyrachowany. Brał, co chciał, nie patrząc na boki. Nie pamięta już, kiedy pierwszy raz poszli ze sobą do łóżka. Miał wtedy.. szesnaście może siedemnaście lat. Zostali sami, rodzice wyjechali do jakichś ciepłych krajów, a ona z racji, że była dorosła, miała zając się wszystkim. No i mieli zakopać topór wojenny. Zakopali go i to bardzo skutecznie. Od tego czasu sypiali ze sobą systematycznie. To było po prostu fajne. Mike był naprawdę dobry w te klocki i jako jeden z nielicznych dawał jej prawdziwą przyjemność. No, ale nie musiał o tym wiedzieć. Ułożyła się na brzuchu, zginając nogi w kolanach, a głowę podpierając ugiętymi w łokciach rękoma. Westchnęła teatralnie, wodząc wzrokiem za Mike’em.
- Przegrałeś. Tobie dała w twarz, czemu się wcale nie dziwię, a z nim odeszła. – Zatrzymał się gwałtownie, piorunując spojrzeniem Serenę. Denerwowało go, gdy tak ignorancko unosiła brew. Zacisnął pięści, znów zaczynając krążyć po pokoju.
- Pieprzysz, jeszcze mnie będzie wołać. Jeszcze mnie, kurwa będzie wołać! – Zamachnął się i z całej siły uderzył ręką we framugę drzwi. - Kurwa! - Mocno potrząsnął bolącą ręką, jeszcze szybciej chodząc po pokoju. Serena pokręciła głową z dezaprobatą.
- Sądzę, iż jest to mniej prawdopodobne, niźli bardziej, Mike. Ona cię nie chce. Woli jego. Musisz się z tym pogodzić. - Irytował ją fakt, że Mike tak bardzo pragnął Scarlett. Stawiał ją wyżej w swojej hierarchii niż Serenę. Starał się o nią, myślał o niej, wszystko wiązało się z nią, a ona sama już nie była najważniejsza. Nie tkwiła w centrum. Tata też nie chełpił jej, jak dawniej. Wszystko szło nie tak. Scarlett coraz mocniej działała jej na nerwy. Mniejsza o Mike’a. Jeśli Scarlett go nie chce, to jego problem. Jednak Serena postanowiła w pełni wcielić w życie swój plan.
- Przestań! Teraz mam gdzieś to, czy ona chce mnie czy nie. Będzie moja, rozumiesz? Moja!
- Czemu sobie po prostu nie odpuścisz? To tylko mała cnotka niewydymka, która myśli, że jak zakręci tyłkiem to wszyscy padną. Mike, możesz wybierać w blondynkach, rudych, szatynkach i brunetkach. Jest masa innych dziewczyn, które z chęcią wpakują ci się do łóżka, olej O’Connor.
- Sądzisz, że daruję sobie, kiedy ośmieszyła mnie przed połową szkoły?
- Sam tego chciałeś. Mogłeś być ostrożniejszy.
- Jeszcze zobaczymy.

Trzasnęły drzwi. 
*

Przyjemny, miętowy zapach unosił się w pomieszczeniu, kojąc jej rozedrgane nerwy. Pomimo, że to już nie pierwszy raz, jednak i tak denerwowała się za każdym razem, gdy zasiadała w tym salonie i to w dodatku przed nią. Choć nie raz zarzekała się, że już nigdy się z nią nie spotka, już nigdy nie zamieni słowa, to i tak wracała do niej częściej, niźli się tego spodziewała. Słowo matka brzmiało dla niej zbyt obco, nie potrafiła określać nim Hannah. Zbyt dobrze pamiętała, a jednak tam była. Patrzyła w zielone, choć już nieco wyblakłe, tęczówki i znów nie do końca wierzyła, że to co się działo, było prawdą. Rozmawiała z nią, słuchała i sama mówiła. Miała wrażenie, że Hannah usiłuje choć po części oddać jej stracony czas. Jakby to było możliwe…Żal tkwił w niej nieprzerwanie, jednak wiedziała, była pewna, że robiła dobrze i powinna być tam, że pierwsza, druga i kolejne wizyty nie były jej kolejnym błędem. Dzięki temu, że spędzała czas z Hannah, nie czuła się aż taka samotna. Popołudnia nie dłużyły się w nieskończoność i to, że jej córki ruszyły już własnymi drogami, nie bolało, aż tak mocno. Choć i tak najbardziej żałowała tego, że przegapiła czas, w którym dochodziły do dorosłości. Nieświadomie powieliła poczynania własnej matki. Żałowała.
- Shie nie kontaktował się ze mną odkąd wyjechał. Jestem pewna, że po powrocie pójdzie najpierw do ciebie.
- Nie możesz być tego pewna.
- Ale jestem, Sophie.
- Tak bardzo mnie boli, – wypuściła powietrze ze świstem – ten czas…
- Nie powiem nic, bo to bezcelowe. Słowa usprawiedliwień… nie, chyba nie warto. One nie znaczą nic. Sophie, powiedz mi coś o moich… - zawahała się przez moment, co nie umknęło uwadze Sophie. Mimo tego całego żalu, dostrzegała w Hannah skruchę. Widziała, że cierpi, że widzi zło, które uczyniła i dzięki temu czuła się jakby lepiej - wnuczkach. – Ostatnie słowo wypowiedziała jakby z trudem.
- Zależy, co masz na myśli, mówiąc coś. – Upiła łyk herbaty, by zaraz spojrzeć na Hannah i dostrzec jej zmieszanie.
- Chciałabym wiedzieć, co lubią, co robią, jakie mają pasje, marzenia, czy mają już kogoś, kiedy się urodziły, jakimi były dziećmi…
- Dobre pytanie… nie wiem czy jestem w stanie na nie odpowiedzieć, ale spróbuję. Nico powiedziałby ci wszystko bez zająknięcia… - wzięła głęboki oddech – Liv urodziła się dwudziestego trzeciego lipca, a Scarlett równo rok i trzy godziny później. Tak się nam złożyło. Wszyscy sądzili, że są bliźniaczkami. Może nie na początku, ale już jako dwu, trzylatki faktycznie były jak dwie krople wody i one faktycznie żyły jak bliźniacze siostry. Nie potrafiły i chyba nie potrafią nadal sprawnie funkcjonować bez siebie. Dlatego Scarlett poszła rok wcześniej do szkoły, bo nie było mocy, by je rozdzielić. Choć w zasadzie od zawsze są, jak ogień i woda to, to co je łączy jest takie… niesamowite. Gdy były małe to Liv przodowała, bardziej śmiała, odważna i wygadana. To ona zdzierała kolana i łaziła po drzewach. Scarlett mało mówiła, była strasznie nieśmiała, bała się wszystkiego i wszystkich. Teraz to zdaje się niemożliwe, bo w zasadzie.. to wszystko się odwróciło. To Scarlett prowadzi Liv, wytycza ścieżkę i chroni ją, choć sama nadal potrzebuje jej opieki. Nie chwali się tym. Pojawił się chłopak, który chyba jest gotowy, by jej ją zapewnić. Choć nie jestem do końca pewna, bo to taka szalona dusza i trochę boję się, że Scarlett znów się zawiedzie, ale obiecałam sobie, że zacznę ingerować tylko wtedy, gdy spostrzegę, że ją rani. Nie chcę, by czuła się jak ja. Natomiast Liv ma już narzeczonego, choć oficjalnie jej się jeszcze nie oświadczył, jednak przebąkiwali coś o ślubie. Chociaż teraz widzę, że chyba się trochę pozmieniało. Moje córki pędzą na przód, a ja tkwię daleko z tyłu… - Przerwała, by upić kolejny łyk napoju.
- Mów dalej, Soph. Proszę. – Spojrzała na Hannah i jej przymknięte powieki. Siedziała wygodnie w fotelu, słuchając jej. To takie do niej niepodobne… Wzięła głęboki oddech, kontynuując.
- Co lubią, robią, o czym marzą… Liv najbardziej pasjonuje się fotografią, poświęca temu każdą wolną chwilę. Najczęściej fotografuje Scarlett. Jak się uczy, sprząta, odpoczywa… śpiewa. Ona się broni, ale Liv nieustępliwie biega za nią z aparatem, z resztą ona wszędzie biega z aparatem. Uwielbia, bynajmniej uwielbiała jeździć na desce. W skateparku spędziła połowę swojego dzieciństwa. Scarlett była tam z nią, ale pisywała wówczas piosenki. Ona kocha śpiewać. Oddałaby za to wszystko, byleby tylko mogła wychodzić na scenę i dawać swoją muzykę innym. Gdybyś ty ją słyszała… taki talent nie trafia się często. Scarlett… ona pragnie jeszcze… tak mi się wydaje… potrzebuje ostoi, która pomoże jej przetrwać każdą burzę, która osłoni ją przed złem, ukoi lęki, gdzie będzie mogła skryć się, gdy w chwili, gdy poczuje się niepewnie…Ona jest twarda. Potrafi znieść wiele i stawić czoła życiu, ale… kiedy cierpienie staje się nie do zniesienia ugina się i właśnie wtedy, jak nigdy potrzebuje kogoś albo czegoś, co pomoże jej wstać i ruszyć dalej. Kiedyś była otwartą księgą, mówiła o swoich uczuciach i obawach, a teraz… zmieniła się. Wiesz, ja nie znam moich córek.  Już nie. Na własne życzenie, ale z całych sił chcę to naprawić i obserwuję, by nie iść do nich z pustymi rękoma. Widzę, jak Scarlett przyjmuje ciepło, które ofiaruje jej Tom. Jaka jest szczęśliwa, kiedy się z nim spotka. I choć nie jestem go do końca pewna, to jestem spokojna, bo trzyma ją w ryzach i daje siłę. Nie chcę fałszywie prorokować, ale chyba się zakochała, - uśmiechnęła się pod nosem – ale Liv… boję się o nią. Mam wrażenie, że coś ją dręczy. Kiedy pytam, upiera się, że nic nie jest. Pocieszam się myślą, że Scarlett jej dopomoże, bo ona jest naprawdę rozsądna. Mam wspaniałe dzieci… Żałuję tylko, że nie mogę tyle powiedzieć o Shie’u. – Spuściła głowę, wzdychając ciężko, za to Hannah wyprostowała się, obdarzając Sophie troskliwym spojrzeniem. Ta jednak tego nie widziała.
- Shie od małego chciał pracować w policji. – Zaczęła rzeczowo. - Choć zupełnie nie wygląda, to jest bardzo silny. Trenował sztuki walki, należał do klubu strzeleckiego, jeździł na obozy wytrzymałościowe, grał w piłkę nożną i siatkówkę, jeździ konno, uczył się wielu języków. Dałam mu wszystko co najlepsze. Pragnął wiedzy, chciał poznawać świat i dostał to. Jest niezwykle bystry, sprytny i silny. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Jako dziecko nie miał wielu kolegów, ale posiadał kilku wiernych przyjaciół, za których dałby się pokroić do dziś. Jego największym marzeniem było dostać się do Quantico, by stać się agentem specjalnym. Wspominał też coś o dyplomie z kryminologii, ale to chyba bardziej odległy plan. Jednak najbardziej marzył… - Sophie podniosła na Hannah załzawione oczy. Coś pękło, gdy dostrzegła to przejmujące cierpienie w oczach córki. Nigdy wcześniej nie żałowała tak bardzo. – marzył, by choć na chwilę odzyskać mamę i tatę. – Słysząc wybuch spazmatycznego szlochu Soph, znieruchomiała. Wciągnęła zachłannie powietrze. Coś, jakby trafiło ją w samo serce. – Tak bardzo żałuję. – Szepnęła i szybko wyszła z pokoju.

Mutter.
Mutti..
Mama…

Wo warst du, wenn habe ich vemißt?
Wo warst du, wenn habe ich geweint?
Wo warst du, wenn habe ich dich gebraucht?

Mama.
Wer ist das?

Sophie wzięła głęboki oddech, otarła oczy, wstała z sofy i powoli skierowała się na piętro. Pierwszy raz po tych wszystkich latach, by stawić czoła wspomnieniom, łzom, które wylała właśnie w tym pokoju, matce i samej sobie. Zechciała przypomnieć sobie te wszystkie bolesne chwile. Chciała znów poczuć to wszystko, by odeprzeć wspomnienia bolesnych minut, godzin, dni, tygodni… by wreszcie nie płakać, gdy je wspomni, by nauczyć się z nimi naprawdę żyć i nie tuszować ich więcej pod maską obojętności, by nauczyć się przebaczenia. Może nie podoła zapomnieć o tym wszystkim, co zrobiła Hannah. Może żal tkwił będzie w niej już zawsze. Może to nie będzie proste. Jednak wiedziała, że póki nie stawi czoła przeszłości, nie nauczy się znów żyć i nie da dziewczynkom tego, co co w pełni im się należy. Chociaż może wydawać się już za późno.
Pchnęła drzwi swojego pokoju. Czując unoszący się weń zapach – zapach dzieciństwa, zakręciło się jej w głowie. Biorąc głęboki oddech, przestąpiła przez próg. Hannah stała przy łóżku. 
*

Pomijając fakt, że nikt nie kwapił się, żeby posypać solą albo chociażby piaskiem topniejący lód na parkowych alejkach oraz to, że na dwustumetrowym odcinku prawie przewróciłaby się, przynajmniej z pięć razy, wiosenna plucha wcale nie napawała ją niesmakiem, a marzec nie zdawał się taki straszny, bynajmniej od momentu, kiedy turkusowe tęczówki spostrzegły ciemne audi i opartego o nie Toma. Pomachała mu, uśmiechając się szeroko, gdy uczynił to samo. Schowała dłonie w kieszonkach skórzanej kurtki i delikatnym ruchem głowy, odrzuciła do tyłu rozwiane wiatrem włosy. Nie potrafiła się nie uśmiechać do niego. Nauczyła się otwarcie przyznawać przed samą sobą, że najzwyczajniej w świecie potrzebowała spotkań z Tomem. Lubiła, kiedy jadąc do studia wpadał na pięć minut, by przytulić ją do siebie, pocałować w czoło i pędzić dalej. By spokojnie zasnąć pragnęła usłyszeć jego głos, by poczuć się bezpieczną czuły dotyk dłoni na swej skórze. Lubiła też, gdy tak po prostu dziesięć minut przed końcem lekcji oznajmiał jej, że czeka w parku, tam gdzie zawsze. Choć to zawsze zacieśniało się do jakichś sześciu razy, nikt nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Tom stał się częścią jej życia, już nierozerwalną z jego prawidłowym funkcjonowaniem. Nagle z dnia na dzień. Obce kroki utonęły w dźwięku jej obcasów rytmicznie uderzających o chodnik. Dopiero, gdy znów poczuła jego dłoń na swoim pośladku, dotarł do niej dźwięk jego kroków, a gorący oddech owiał jej szyję, wywołując nieprzyjemny dreszcz. Nie musiała spoglądać na Mike’a, by wiedzieć, że to on dorównał jej kroku. Nikt inny nie zrobiłby czegoś takiego. Jego dłonie były zimne, a dotyk palący. Ciałem Scarlett wstrząsnął silniejszy dreszcz, wróciło obrzydzenie. Jak oparzona zrzuciła jego dłoń ze swojej pupy, automatycznie odsuwając się od niego. Nie mieściło się jej w głowie, że można być tak chamskim, namolnym, głupim! Odwróciła się energicznie miażdżąc Mike’a nienawistnym spojrzeniem.
- Cześć, Maleńka. - Gdy chował ręce do kieszeni obszernej bluzy, na jego twarz wpłynął szatański uśmiech.. Patrzył na Scarlett w taki dziwny sposób. Jego spojrzenie było zamglone, jakby nieobecne, a przy tym pewne siebie, nawet wrogie. Jego oczy napawały ją lękiem. Miała ochotę mu je wydrapać, by już nigdy więcej tak na nią nie spoglądał. Jednak jedynie przyspieszyła kroku, nie patrząc więcej na Mike’a. Tom szedł już w jej stronę, a jego buzia ściągnięta była gniewem i chociaż zbliżał się coraz bardziej, Scarlett zdawało się, że był wciąż za daleko. Mike nie dając za wygraną, dorównał jej kroku i mocno przyciągając do siebie, objął Scarlett w tali, a jego dłoń powędrowała zdecydowanie za nisko. Nie wytrzymała, z całych swoich sił, strząsnęła ją z siebie, odskakując od Michaela najdalej jak mogła. Skóra zaczęła palić ją, jakby żarzyło się na niej milion ogni.
- Zostaw mnie w spokoju, idioto! Czy ty nie rozumiesz, jak się do ciebie po ludzku mówi?! Nie dotykaj mnie! Nie mów do mnie! Nie zbliżaj się! - Zatrzymała się gwałtownie, robiąc obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Zadarła głowę do góry, spoglądając na niego nienawistnie. - Nigdy więcej tego nie rób. - Zaakcentowała dokładnie każde słowo, wkładając w nie moc całej swojej niechęci do niego, nie mrugnąwszy przy tym nawet okiem. Mike, choć nieco zaskoczony jej reakcją, nie stracił nic ze swego animuszu. Uśmiechnął się jeszcze podlej. Jego twarz zawisła tuż nad buzią Scarlett, czuła jego lekko przyspieszony oddech i miała ochotę uciec. Nie zrobiła tego.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Nim zdążyła wykrztusić z siebie słowo, poczuła jak silne dłonie, ujmują ją za ramiona i delikatnie acz stanowczo odciągają do tyłu. Później wszystko działo się już tak szybko…
Widząc jego będącego tak blisko Scarlett, przyspieszył kroku. Momentalnie znalazł się przy niej. Nawet nie zastanawiał się specjalnie nad tym, co powinien robić. Zobaczywszy to, w jaki sposób Mike traktował Scarlett, tę wyższość, wrogą siłę emanującą z jego ruchów, zechciał zmieść go z powierzchni ziemi, zgnieść jak robaka. Bo był nim, nic nieznaczącym śmieciem. Nie widział niczego poza nią w jego żelaznym uścisku, taką drobną i bezbronną, do końca walczącą, mordującą spojrzeniem i bezsilną ciałem. Nienawidził go, nienawidził za wszystko co jej zarobił, za każdą łzę i zmarnowaną chwilę, za smutek i złudne nadzieje, za czas, które przemknął jej między palcami, gdy zamiast żyć, biernie tkwiła w miejscu, za to jak podle ją wykorzystał i ośmieszył. Za to, że był jak on sam, który nad ranem bez słowa opuszczał hotelowe pokoje.

A mówiłeś, że żadnej nie uda się ciebie zmienić, Tom.

Odsuwając od siebie Scarlett, przez krótką chwilę przemknął dłonią po jej talii. Czuł jak drży. Znów siła mocy jej lęku brała górę nad nią samą. Stawała ponad nie wszystkie. Była taka dzielna. Jego mała Księżniczka. Ufnie pozwoliła mu przesunąć się w tył, by mógł stanąć z nim twarzą w twarz, by zapamiętać te nikczemne rysy, by ją obronić przed przeszłością. Gdy zaciskał pięści, czuł jak krew burzyła mu się w żyłach, instynktownie zamachnął się mocno, trafiając prosto w nos. Usłyszał jedynie jakby chrupnięcie, a po nim syk Mike’a. Zaś sam poczuł promieniujący ból rozchodzący się po jego ręce od koniuszków palców po sam bark. Był na tyle silny, by otumanić Toma na ułamek sekundy, jednak nie na tyle, by nie uderzył jeszcze raz i kolejny. Nie bardzo skupiał się na tym, gdzie trafiał. Zaciekle parł do przodu, nie dając przeciwnikowi możliwości odwetu. Nie potrafił znieść jej krzywdy. Nie chciał pozostawić tego wszystkiego bez echa. Scarlett znaczyła dla Toma zbyt wiele, by pozwolił komukolwiek ją krzywdzić. Chciał odpłacić Mike’owi za każdą podłą myśl o niej, za te wszystkie słowa i czyny, za każdą jej łzę i chwilę lęku, by nie musiała więcej się bać. Opamiętał się dopiero, gdy drobne dłonie oplotły go w pasie, ciągnąc do tyłu. Jej dotyk na nowo ruszył czas, a sam Tom znów zaczął dostrzegać kolory, kształty, dźwięki i zapachy. Ból spowodowany kolejnymi uderzeniami stał się odczuwalny, a krew tocząca się z nosa Mike’a paliła jego skórę, płynąc między palcami Toma. Niechętnie oderwał się od Mike’a, poddając się nerwowym szeptom i nerwowemu dotykowi drżących dłoni Scarlett. Cofając się, nie spuszczał go z oczu, piorunując złowrogim spojrzeniem. Mike próbował zatamować krwotok z nosa,  mamrocząc do siebie. Nawet nie usiłował ruszać za Tomem. Był zbyt zajęty sobą. Scarlett nie była pewna, czy brak reakcji był taki dobry w jego przypadku.  Tom gwałtownie wyswobodził dłoń z uścisku Scarlett i szybko podszedł do Mike’a. Chwycił go za materiał bluzy, brutalnie zmuszając do podniesienia się w górę i spojrzenia na siebie.
- Jeszcze raz dowiem się, że niepokoisz Scarlett, a nie ręczę za siebie. I obiecuję ci, że skończysz dużo gorzej niż ze złamanym nosem. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby, na co Mike uśmiechnął się podle, jakby to nie on dostał manto, jakby to nie on był przegrany. Lekceważąco spoglądał na Toma.
- Warto ci brudzić rączki dla takiej małej dziwki, chłoptasiu? Tracisz czas i tak ci nie da. – Tom znów zamachnął się, ale jego rękę zatrzymały drobne dłonie Scarlett. Tak mocno drżała. Mocno chwyciła ją, patrząc na niego intensywnie, ignorując obecność Mike’a.
- Nie warto. On już jest nikim, Tom. To on tapla się w brudach swojego dna. Nie warto. – Szeptała gorączkowo, kurczowo trzymając się Toma. Mięśnie jego ciała stopniowo, rozluźniały się, gdy powoli przesuwała dłonie po jego ręce, tak, by w końcu ująć ją pod ramię i mocno przywrzeć do niej. Patrząc na Mike’a groźnie przez kilka chwil, mocno odepchnął go, a ten zatoczył się, ale nie upadł.
- Tknij ją, a przefasonuję ci tą parszywą buźkę. – Tom otoczył Scarlett ramieniem i posławszy chłopakowi ostatnie wrogie spojrzenie, ruszyli w kierunku samochodu. Mocniej przytulił do siebie brunetkę, pozwalając jej skryć się w swoich objęciach. Cały czas trzęsła się, choć bardzo starała się by jej krok był żwawy.
- I tak wezmę pierwszy! – Usłyszał za sobą, na co zatrzymał się gwałtownie, chcąc wrócić znów, jednak Scarlett mocniej przywarła do jego ciała, nie pozwalając Tomowi ruszyć się z miejsca. Zadarła głowę, spoglądając mu w oczy. Jej turkusowe tęczówki pociemniały. Przepełniał je nieopisany smutek. Wolałby sam bać się tak mocno, byleby tylko ona nie musiała. Nie potrafił ogarnąc tego, jaki Mike budził w niej lęk. Scarlett nie tchórzyła z byle powodu, nie uciekała przed problemami i nie chowała się pod byle pretekstem, a to w jakim była stanie po tym spotkaniu z Mike’em przechodziło wszelkie wyobrażenie. Nawet wtedy, gdy zastał ją w kuchni, czy wtedy gdy zabrał ją z cmentarza nie była tak roztrzęsiona. Tak ufnie patrzyła mu w oczy, tak bardzo wierzyła  w niego. Coś ścisnęło go za serce.
- Nie idź, Tom. Nie daj mu tej satysfakcji. On chce wyprowadzić cię z równowagi. Nie idź, proszę. -  Szeptała, a jej głos wydawał się taki słaby. Taki, jakby nie jej własny. Nie wyczuwał w nim jej siły i przekonania.
- Wszystko okej? - Wierzchem drugiej ręki pogładził jej policzek.
- Z tobą tak. – Wtuliła się w ramię Toma, gdy prowadził ją do auta. Otworzył drzwi, a później zamknął je za Scarlett. Szybko zajął miejsce za kierownicą. Zapinając pas, spojrzał w jego stronę. Mike patrzył na nich, śmiejąc się podle. Ociekał krwią. Był cały brudny, a i tak ten parszywy uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
- Sukinsyn! – Zaklął, ruszając z piskiem opon. – Dam ci ochronę. Nie pozwolę, żeby ta świnia zagrażała ci w jakikolwiek sposób.
- Tom, - skręciła się delikatnie na siedzeniu, siadając na ugiętej nodze i oparła się plecami o obicie drzwi. Zadziwiające ile w tym samochodzie było miejsca. Wypuściła powietrze ze świstem, spoglądając na Toma ze skupieniem. Zagryzła dolną wargę, chowając włosy za ucho. – nie sądzisz, że to lekka przesada? Mike już po raz wtóry udowodnił, że coś z nim nie tak, ale ochrona to chyba za wiele.
- W żadnym razie. Nie pozwolę, by ten szajbus zrobił ci krzywdę. Jeden telefon i dwóch moich najlepszych ochroniarzy jest przy tobie.
- I może będą siedzieć ze mną w ławce?
- Czemu nie.
- Radziłam sobie przez cały ten czas i poradzę sobie dalej. Jestem już duża i poradziłam sobie nie raz. Ja wiem, że przed chwilą dałam niezły popis rozstrojenia emocjonalnego, ale już jest okej. Po prostu… nie sądziłam, że taki incydent jak wtedy w szkole może się powtórzyć. Teraz będę gotowa. Nie pozwolę mu zniszczyć sobie życia po raz drugi.
- Scarlett, czy ty nie rozumiesz, że on może coś ci zrobić? Nie tylko złapać za pupę albo rzucić kilka chamskich tekstów, on może… - skwasił się z obrzydzeniem, nie mogąc wykrztusić z siebie tych słów - a gdybyś była dzisiaj sama?
- Nie szłabym przez park, ale miastem. Nigdy sama nie chodzę tamtędy.
- Nieważne, dam ci ochronę. Ja wiem, że jesteś dzielna i lubisz walczyć sama, ale Scarlett, sytuacja jest poważna. Tu nie chodzi już o kaprys, ale o twoje bezpieczeństwo.
- To miłe, że tak się martwisz, ale… - wypuściła głośno powietrze z płuc – nie sądzisz, że to może wydać się odrobinę dziwne, że taka sobie zwykła ja rozbija się po budzie z bodyguardami?
- Jeśli grozi ci niebezpieczeństwo, to na pewno nie. Z resztą, pieprzyć ludzi. Niech myślą co chcą.
- Ale Tom… ja nie jestem gwiazdą rocka. Jestem po prostu Scarlett, która nie miała problemu, póki nie natknęła się znów na Mike’a. Jestem po prostu Scarlett, która nie ma nawet jednej oryginalnej rzeczy w szafie, więc skąd tu ochrona… Ja wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale po co wzbudzać sensację…? – Tom gwałtownie zakręcił kierownicą, zajeżdżając na chodnik. Szybko odpiął pas i pochylił się do niej, patrząc prosto w chmurne oczy, w taki sposób, że zawirowało jej w głowie. Patrzył jak nigdy, tak przelęknienie, troskliwie, tak ujmująco. Nie potrafiła zdefiniować wyrazu tego spojrzenia. Jego tęczówki lśniły nieznanym jej dotąd blaskiem. Wyczytała z nich jedno – bał się o nią.
- Masz rację nie jesteś gwiazdą rocka, ale jesteś moją gwiazdą, moim niebem, jesteś moim światem, więc jak mam się nie martwić? Jak mam nie chcieć cię bronić? – Mówił z niezwyczajnymi mu powagą i przejęciem, tak pewnie i z przekonaniem, że aż ścisnęło ją coś w środku. Ściskało tak mocno, aż do bólu. W myśli coraz wyraźniej kształtowała się świadomość, której dopuszczać do siebie nie chciała, w której możliwość zaistnienia nie wierzyła, przed którą uciekała i której się bała. Dlatego tak bardzo nie chciała widzieć w jego oczach tego lęku. Dlatego ten ból nie był przykry, stanowił dopełnienie tego, czego w słowa ubrać nie potrafiła. Był symbolem. Scarlett odpięła pas i pochyliwszy się nieco do przodu, delikatnie chwyciła rękoma buzię Toma. Lustrując ją dokładnie, dotykała opuszkami jego policzki, nos, usta i czoło, by zaraz przyłożyć swoje do jego czoła, czule gładząc kciukami skronie chłopaka. Westchnęła cicho, pocierając noskiem jego nos. Siedziała w bardzo niewygodnej pozycji, drętwiała jej noga, deska rozdzielcza krępowała ruchy, coś uciskało jej brzuch, a coś jeszcze innego wżynało się w bok, ale to ani trochę się nie liczyło. Tom otoczył Scarlett swymi rękoma, zamykając je na jej plecach. Otworzył oczy, spoglądając wprost w jej tęczówki.– Jesteś moim życiem. Jesteś jego piękną stroną. Zrobię wszystko, byś była bezpieczna. Nie pozwolę ci się więcej bać, rozumiesz? – Wyszeptał, czule muskając wargi Scarlett. Ich gorące oddechy mieszały się ze sobą. Ich tęskne ciała zachłannie szukały swego dotyku. Ich tęskne serca…– I nie myślę tak tylko dlatego, że pomogłaś mi wtedy i dlatego, że jesteś taka ładna, pewna siebie i taka wspaniała. Jesteś nią, bo… trwasz przy mnie, pomimo mojej nieidealności, pomimo tych wszystkich błędów, które popełniam, jaki byłem i jaki jestem, pomimo tego, że bezpieczna byłabyś tylko z dala ode mnie, przy kimś innym, kto w pełni zasługuje na ciebie. Pozwalasz mi być i sama tego chcesz, powolutku budujemy coś tak bardzo ważnego dla mnie, budujemy nowego, starego mnie, który się zgubiłem, ale i odnalazłem tylko i wyłącznie dzięki tobie. Zmieniłaś mnie, Scarlett. Jesteś moim nowym życiem, które chcę chronić i dbać o nie. Nie zniósłbym, gdyby on czy ktokolwiek inny zrobił ci coś złego. Obiecałem, że sprawię, że zniknie. Słowa dotrzymam.– Mocniej przytuliła czoło do czoła Toma, ostro wciągając powietrze. Nie chciała teraz płakać. Po policzku Scarlett potoczyło się kilka łez, których nie zdążyła zatrzymać. Łez, których sądziła nigdy nie uronić, bo nie wierzyła, że dane jej będzie płakać ze wzruszenia. Uścisk w sercu nasilał się z jego każdym czule wyszeptanym słowem. Bolało tak bardzo, jak jeszcze nigdy. Miała wrażenie, że serce pęknie jej na pół, ale nie był to zły ból. To ból… kochania? Uśmiechnęła się czule, obejmując swoimi wargami wargi Toma, musnęła je raz i następny, by w końcu pocałować go namiętnie i głęboko, oddając mu tym wszystkie słowa, które miotały się teraz w jej myślach jak szalone. Wszystkie które chciała mu powiedzieć. Całowała go długo i z całym swoim przekonaniem, całą wiarą i czułością. Oderwawszy swoje usta od jego warg, pogładziła znów jego skronie i nie wypuszczając z rąk jego buzi, podniosła głowę, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnęła się słodko, rozchmurzając tym uśmiechem jego zatroskaną buzię. Zagryzła wargę, biorąc głęboki oddech. Przysunęła się jeszcze bliżej i jeszcze głębiej spojrzała w jego oczy.
- Daję ci słowo, że jeśli Mike kiedykolwiek zagrozi mi w jakikolwiek sposób, będziesz wiedział o tym pierwszy i zgodzę się nawet na pięciu ochroniarzy, ale daj mi jeszcze jedną szansę na to, bym broniła się sama, dobrze? – Nie odrywając od niej spojrzenia, zastanawiał się przez moment. Wreszcie sapnął zrezygnowany i odsunąwszy się od Scarlett, pogroził jej palcem, śmiesznie mrużąc jedno oko.
- Niech ci będzie, ale to mi się wcale nie podoba. Wiesz, że narażasz moją psychikę na szwank? Nie skupię się na tym, na czym powinienem się skupić, David będzie ubolewał nad moją niesubordynacją jeszcze bardziej niż dotąd, no i będę zmuszony cały czas myśleć o tobie.
- I tam o mnie myślisz. – Rzuciła od niechcenia, wzruszając ramionami i zapiąwszy pas, uniosła głowę, by posłać Tomowi niewinny uśmiech. Pokręcił głową i skradłszy Scarlett małego całusa, odpalił silnik. Poważny nastrój zdawał się ulecieć, a Tom odprężyć wreszcie. Wiedziała, że Tom nie odpuści, tak samo jak Mike… Scarlett przyglądała się jak prowadził auto. Robił to tak wprawnie i lekko. Tak bardzo lubiła z nim jeździć. Lustrowała jego profil i dłonie delikatnie acz stanowczo trzymające kierownicę. Patrzyła jak lekko zagryzał wargi, jak uśmiechał się chwilami i będąc tak zupełnie spokojną, nagle zbombardowała ją fala niepokoju. Niespodziewanie na myśl przyszły jej słowa Mike’a, których wcześniej nie dopuściła do świadomości. Warto ci brudzić rączki dla takiej małej dziwki, chłoptasiu? Tracisz czas i tak ci nie da.- Tom, to prawda co mówił Mike? Tu chodzi o seks? – Momentalnie poczerwieniał i mocno zacisnął ręce na kierownicy.
- Że co?! – Spojrzał na nią, wytrzeszczając oczy.
- No, Mike mówił, że nie masz na co liczyć, no wiesz… i tak mi przyszło do głowy…
- Wiesz, co? Chyba się na ciebie obrażę, normalnie. Ja wiem, że kiedyś robiłem różne rzeczy, ale.. no.. Scarlett nigdy prze nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy! Przecież, no… Scarlett!
- Tak?
- Nie tracę czasu. – Rzekł po chwili namysłu, rozluźniając mięśnie, znów przenosząc wzrok na drogę. Zjechał z głównej ulicy, krążąc między małymi uliczkami. Wyjeżdżając znów na prostą, przez chwilę spojrzał na dziewczynę. – Nie oczekuje od ciebie niczego, czego… Nie wezmę więcej niźli zechcesz mi dać, Scarlett. Jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pomyśleć…  Nie pamiętasz? Jestem po to, by cię bronić, nie krzywdzić.
- Wiedziałam. - Uśmiechnęła się szeroko, splatając ręce na piersi. Przecież wiedziałam…
- To po co się głupio pytasz? – Posłał jej pretensjonalne spojrzenie, jednak nie zdołał ukryć uśmiechu. Była taka urocza, gdy się czerwieniła. Zaskakiwała go w najmniej oczekiwanych momentach. Urzekała go zawsze swoją słodką infantylnością. Choć była już kobietą, siedziała w niej mała dziewczyna. Bardzo to lubił. Scarlett spuściła głowę, a jej buzię przysłoniła kotara gęstych fal. Zagryzłszy dolną wargę, spytała;
- Tom, a… ja wiem, że to nie moja sprawa i w ogóle, ale… no, jak nie chcesz to nie mów, ale jak to było z tymi wszystkimi dziewczynami? – Niepewnie uniosła głowę i dostrzegła filuterny uśmiech na jego buzi. Był rozbawiony. Sapnęła.
- Spałem z wieloma kobietami. Jednak nie było ich tak wiele, jak piszą gazety. Chociaż i tak za dużo, ale.. no pomińmy. – Wdusił guziczek na pilocie umieszczonym na desce rozdzielczej, zaczekał aż otworzy się brama i wjechał na posesję jednocześnie, zamykając ją za sobą. Podjechał pod budynek i zatrzymał auto. Dopiero wtedy w pełni skupił swoją uwagę na Scarlett. – Byłem sam. Nie wiedziałem kim jestem, ani kim chciałbym być. Zapomniałem kim byłem. Zgubiłem się i uciekałem, by zapomnieć jeszcze bardziej. A one po prostu były obok. Były tam ze mną, sprawiały, że samotność znikała na chwilę. Przytulały mnie i całowały, a gdy zasypiałem, miałem je obok i było łatwiej. Na chwilę, ale łatwiej.
- To dlaczego ze mną jest inaczej? Dlaczego zostawiłeś to wszystko…dla mnie?
- Myślałem, że wiesz. – Uśmiechnął się krótko, puszczając oczko brunetce. Westchnął. -  Już ci kiedyś to mówiłem, bo jesteś wszystkim czego mi wtedy brakowało. Wiesz, sam nie wiem, kiedy to się wszystko stało. Po prostu w pewnym momencie poczułem, że nie chcę więcej wracać do tego hotelu, że nie chcę tych wszystkich kobiet. Poczułem, że chcę ciebie. Nie tylko fizycznie, twoja wrażliwość, siła, upór i ta niesamowita słodycz pociągały mnie bardziej, niż cielesność tych wszystkich dziewczyn. Pozwoliłaś mi odnaleźć to, co zgubiłem. Przypomniałaś mi o tych wszystkich banalnych rzeczach, które zostawiłem, gdzieś po drodze. Przy tobie nawet herbata smakuje lepiej. – Uśmiechnęła się słodko, zwieszając głowę. Te wszystkie słowa były tak niesamowicie miłe, tak nowe i tak wytęsknione. Słowa wypowiedziane przez niego, niesione barwą jego głosu i czuciem serca. Przymknęła na moment powieki, jakby to miało pomóc Scarlett ukoić kołaczące serce. Po chwili otworzyła oczy, spoglądając na chłopaka, jakby troszkę niepewnie. Przypominała sobie powolutku, jak to jest tak czuć.
- Tom?
- Hym?
- A ja cię pociągam? –Zwilżył koniuszkiem języka wysuszone wargi i unosząc ku górze jeden kącik ust, stwierdził pewnie;
- Jak cholera. - Natychmiastowo odwróciła głowę, by nie dostrzegł, jak jej policzki szkarłatnieją. W sumie bardziej niż mniej spodziewała się tej odpowiedzi, ale w praktyce jej reakcja wypadła znacznie inaczej, niż sobie zaplanowała. Serce znów zabiło jej za mocno. Sięgnęła swoją torebkę z tylnego siedzenia i zaczęła w niej namiętnie grzebać, szukając, sama nie wiedziała czego. Tom roześmiał się łagodnie i zatrzymawszy jej dłonie, odgarnął do tyłu włosy Scarlett, po czym ujął w dwa palce jej brodę, tym samym zmuszając, by spojrzała mu w oczy. – Czyżby panna O’Connor się speszyła? – Zapowietrzyła się, nadymając policzki. Posłała mu zadziorne spojrzenie, wyżej zadzierając głowę. Uwielbiała się z nim droczyć.
- Nie, absolutnie, jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że facetom to tylko zgrabne tyłki w głowie. - Wystawiła Tomowi język i nie spuszczając zeń wzroku, energicznie zasunęła zamek torebki.
- Nie moja wina, że taki masz. – Tom roześmiał się jeszcze radośniej, gdy przed oczami mignęła mu jej sylwetka, gdy szybko wysiadała z samochodu. Szybko opuścił auto i taksując wzrokiem jej ciało dorównał kroku Scarlett. Jesteś wszystkim. Wszystkim, czego nie miałem wcześniej. to zdanie raz powiedziane matce, siedziało mu w głowie, odbijając się dźwięcznym echem za każdą myślą o brunetce.  Otworzywszy drzwi budynku, pochylił się w pas, przepuszczając ją w drzwiach. Kręcąc głową, chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.

Ani w głowie jej było więcej droczyć się z Tomem, gdy przechodzili przez kolejne pomieszczenia, gdy prowadził ją do studia. W drodze nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Tam mieli być wszyscy; David, Peter i chłopacy i jeszcze jacyś inni ludzie. Cała wytwórniana śmietanka. Kurczowo ściskała dłoń Toma, coraz mocniej splatając jego palce ze swoimi. Zbliżając się do właściwych drzwi, spojrzał na nią i uśmiechnął się ciepło.  
- Wszystko będzie okej. Oni nie gryzą.
- Mam nadzieję. – Kręcąc głową, nacisnął klamkę i lekko popchnął drzwi. Gdy się otworzyły, ku nim zwróciło się kilka par oczu, wyraźnie zdziwionych widokiem nie samego Toma. Bill wynurzył się zza szklanych drzwi, a jego buzia pokraśniała radością, w momencie, kiedy zobaczył brunetkę.
- Scaaaaarleeeeett! – Uśmiechając się od ucha do ucha, prawie biegiem podszedł do niej i wyściskał ją tak mocno, że zaczęła się obawiać o swoje kości. Roześmiała się.
- Ej, bo mnie połamiesz.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Cmoknął ją w czoło i chwyciwszy za rękę, pociągnął za sobą w kierunku producentów. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Idąc za Billem, odwróciła się do Toma. Stał z rękoma w kieszeniach, przyglądając się całemu zajściu. Widząc jej zdezorientowane spojrzenie, mrugnął do Scarlett. Doskonale wiedział, że oni wszyscy tu będą. Z pełną premedytacją zabrał ją ze sobą. Nie był pewien czy dobrze robił. Nie był pewien czy to wszystko się na nim nie odbije, ale pragnął jej szczęścia. Pomimo, że w głowie kołatało mu się tysiąc niepewności, był pewien jednego. Coś się zmieni. Ona kochała śpiewać, a gdzie indziej mogła się przełamać, niż tam? Ona kochała śpiewać, a jak inaczej mogło jej się udać, niż tylko wtedy, gdy usłyszy ją ktoś, kto mógł jej pomóc. Trochę wbrew sobie, ale ku jej szczęściu. Posłał jej pokrzepiający uśmiech. To dla ciebie, Maleńka. Otoczona niewątpliwie męskim towarzystwem, przez moment stała się gwiazdą. Nikt nic nie wiedział, nie włączając Billa, Gustava i Georga, o jej istnieniu i nagle pojawia się z Tomem. Nie zrażona udzielała się w rozmowie, jednak i tak nieustannie szukała go wzrokiem. Jego mała Księżniczka. Słuchała o nagraniach, wypowiadała się na temat ich muzyki, w końcu była ich fanką. Przyglądał się Scarlett, jej błyszczącym oczom, zaróżowionym policzkom, ujmującemu uśmiechowi… była taka drobna, taka krucha, a zarazem tak bardzo silna w swej delikatności. Raźno zbliżył się do ich kręgu i przepchnąwszy między Davidem a Gustawem, stanął obok Scarlett i ujął ją za rękę. Odetchnęła nieznacznie, rozluźniając nieco. Mocno ścisnęła jego dłoń. Zadziwiające, że została tak dobrze przyjęta, nie tylko David, ale i pozostali producenci bardzo zachowawczo podchodzi do tematu kobiet, któregokolwiek z chłopaków. Caroline była pod bardzo baczną obserwacją, gdy Gustav pojawił się z nią po raz pierwszy, a Scarlett… Scarlett to w końcu Scarlett. Przyciągnął ją bliżej siebie, tak by stanęła tuż przed nim i czule oplótł ją rękoma w talii. Był niewątpliwie dumny. – Już wiem! – Bill wykrzyknął ni stąd ni zowąd, prezentując dwa rządku swoich białych zębów. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. – Zaśpiewaj ze mną. – Dumny ze swojego pomysłu, uraczył Scarlett pokrzepiającym spojrzeniem.
- Przecież ja już nie śpiewam, Bill.

Uśmiechając się szeroko, ukłoniłam się nisko, nim zbiegłam ze sceny. Muzyka grała nadal, a wśród tłumów rozbrzmiewały owacje. Publika skanowała moje imię, pragnąc więcej i więcej, a ja zatrzymując się, co kilka kroków, odwracałam się by pomachać do fanów. Wystarczyło, bym uniosła lekko rękę, a cały tłum eksplodował krzykiem. Przekrzywiłam głowę, patrząc na fanów. Uśmiechnęłam się przekornie i ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę krawędzi sceny, dając znak muzykom, by nie przestawali grać. Zaskoczyłam ich. Nie po raz pierwszy. Lubiłam robić takie nieprzepisowe niespodzianki. Kołysząc się na boki, uniosłam rękę w górę i śpiewając machałam nią do rytmu. Sala wybuchła nowymi owacjami, a taka specyficzna energia rozrywała moje wnętrze. Muzyka ucichła, a ja zakończyłam występ zgrabną akrobacją głosową. Pomachałam po raz ostatni i tonąc w morzu braw, lekko zbiegłam ze sceny. Kolejny udany koncert.

Śniła tą wizję nieprzerwanie od czasu, kiedy była w Loitsche. Piękne marzenia nieustannie pojawiało się prawie każdej nocy, gdy zasypiała. W krainie snów wszystko zadawało się takie piękne, takie dobre, bezproblemowe. Na jawie każda myśl o śpiewaniu owocowała wewnętrznym rozdarciem, powiększającym się za każdym razem, gdy myślała, że mogłaby wrócić albo pozostawić to już na zawsze. Postanowiła, że już nie będzie śpiewać, ale to bolało tak mocno, prawie tak bardzo jak myśl o stracie taty, ale gdy chciała próbować nie było lepiej, bo wydawało się jej, że zdradzała wiarę taty. To takie trudne… Westchnęła ciężko, odwracając się przodem do Toma. Szukała odpowiedzi w jego czekoladowych oczach. Uśmiechnął się czule, gładząc opuszkami jej policzek.  
- Przecież to kochasz, Maleńka.  
- Ale obiecałam, że już nie będę. – Jęknęła żałośnie, wydymając dolną wargę. Jej policzki znów nabrały kolorytu.
- Komu?
- Sobie.
- Ucieczka przed tym co kochasz nie ujmie ci tęsknoty. Myślę, że twój tata nie chciałby, żebyś się poddała.
- Ale…- Westchnęła ciężko, bezsilnie opierając głowę na ramieniu Toma. Spojrzał po wszystkich. Reszta, prócz chłopaków z zespołu nie miała pojęcia, o co mogło chodzić. Przyglądali się zajściu i chyba nie za bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić.
- Obiecałaś mu, że się nie poddasz. Pamiętasz?
- Pamiętam. – To wystarczyło. Wyprostowała się, unosząc dumnie głowę. Spojrzała mu w oczy. – Jeśli teraz zaśpiewam, to będzie znaczyło, że wróciłam. Zupełnie.
- Więc wróć. Wiem, że tego chcesz. Twój tata też chciałby tego, bo końcu to on pomagał ci walczyć o marzenia i ja… - westchnął, uśmiechając się słabo – też chcę, byś walczyła dalej. Lubię cię słuchać. Przecież się nie poddajesz, Maleńka.
- Ja też. – Odwróciła się do Billa. – Nie daj się prosić, ale ja proszęproszęproszęproszęproszęproszę. – Wyrecytował szybko, posyłając Scarlett szeroki uśmiech. – Czekam na ciebie, tam za szybą. – Odwrócił się na pięcie, a za moment znalazł się już w drugim pomieszczeniu. Scarlett ponownie spojrzała na Toma.
- Masz rację, nie poddaję się. – Objęła Toma w pasie i stając na palcach, pocałowała go krótko w usta. Spojrzała mu w oczy i uśmiechając się, wspięła się do jego ucha. – Dziękuję, że mi o tym przypomniałeś. – Szepnęła i lekko ruszyła do Billa. – Ludzie świata, to jest szalone. – Mruknęła pod nosem, znikając za dźwiękoszczelnymi drzwiami.
- Wiedziałem, - Bill szturchnął bokiem brunetkę, uśmiechając się do niej ciepło. – za bardzo to kochasz, żeby zrezygnować.
- Każdej nocy śniłam, że mi się udało, a za dnia tęskniłam nieziemsko, ale czułam, że nie powinnam, kiedy jego już nie ma…
- Nie miałem okazji pogadać z twoim tatą, ale myślę, że nie podobałoby mu się, że porzuciłaś śpiewanie.
- Myślę, że tak… po prostu… to była ucieczka, Bill. – Westchnęła. – Kurczę, stresuję się.
- No, co ty! Przecież w klubie było znacznie więcej ludzi.
- Ale ci ludzie nie pracowali dla universalu.
- Oj, tam. Oni nie gryzą.
- Już to dzisiaj raz słyszałam. – Spojrzała na Toma, który rozmawiał o czymś z Davidem. Wszyscy, co chwila spoglądali na nią i Billa. Czuła się skrępowana, ale szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa, że chyba bardziej nie można. Szczęśliwa szczęściem jedynym i specyficznym, takim jakie dawało jej tylko śpiewanie. Miliony raz wyobrażała sobie, że śpiewała w prawdziwym studio, z fachowcami, ale nawet w marzeniach to wszystko nie wydawało jej się tak bardzo wyjątkowe. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Duże,  zastawione wszelakimi instrumentami, idealne. Miała ochotę pisnąć albo wyściskać Billa, ale ograniczyła się do kolejnego szerokiego uśmiechu. Zagryzła wargę, żeby nie wymsknęły się jej z buzi jakieś piski. Bill przejrzał plik kartek, posprawdzał jakieś zupełnie tajemne jej rzeczy i włożywszy ręce do kieszeni, uśmiechnął się tajemniczo, spoglądając na brunetkę.
- To co śpiewasz?
- Śpiewamy.
- Nie, co śpiewasz?
- Jak to ja?
- No ty.
- Ale z tobą.
- Nie, sama.
- Nie, z tobą.
- Sama.
- Ale, Bill! Ja nie dam rady. – Spojrzał na nią niedowierzająco i odchyliwszy palcem dolną powiekę, pochylił się bliżej Scarlett.
- Jedzie mi tu czołg?
- Nie, tramwaj.
- To co śpiewasz?
- No, ale Bill, ja nigdy nie śpiewałam tak.
- Scarlett, kochanie ty moje, nie pleć głupot. Kto jak kto, ale ty umiesz śpiewać nawet z zakneblowanymi ustami, więc nie mów mi, że nie dasz rady. A poza tym, jestem super gwiazdą i mam kaprys, żebyś dla mnie zaśpiewała. – Uniosła ku górze jedną brew, taksując Billa krytycznym spojrzeniem. Zawsze marzyła, ale kiedy przyszło co do czego, tamci ludzie z wytwórni ją krępowali. Oni przecież znali się na muzyce. Nie chciała, by ją wyśmiali, przecież ona tylko śpiewała.
- Super gwiazdo miałeś śpiewać ze mną i się nie wykręcaj.
- Co śpiewasz?
- Ale ty upierdliwy jesteś.
- Dzięki, zawsze chciałem to usłyszeć. – Uśmiechnął się szeroko i podszedłszy bliżej, ujął Scarlett za ręce. – Posłuchaj mnie uważnie. – Spoważniał, spoglądając brunetce w oczy.  - Wiem, że tego chcesz. Wiem, że w środku, aż pali cię, żeby tutaj zaśpiewać. Widzę to w twoich oczach. Widzę to w sposobie, w jaki rozglądasz się po tym pokoju,  ale nie wiem co cię powstrzymuje. Zrób to dla siebie. Zrób to dla tych niespełnionych snów. Zrób to dlatego, żeby być o krok bliżej. To, że nasi producenci tu są, to nic nie znaczy. Nikt nie wyskoczy zaraz tutaj, żeby zaproponować ci kontrakt płytowy, ale nie będziesz już anonimowa. Wiesz, czego pragniesz, masz to w zasięgu ręki, więc sięgnij po to. – Uśmiechnął się ciepło i przytulił Scarlett. – I kiedy już stąd wyjdziesz i będziecie z Tomem sam na sam, przytul go mocno, ale proszę nie pytaj dlaczego. – Scarlett oderwała się od Billa, spoglądając na niego pytająco. – Nic się nie dzieje, po prostu to zrób, Scarlett. – Kiwnęła głową. – To co śpiewasz? – Bill miał rację. Marzyła o tym, a sama broniła sobie, by spełnić to marzenie, choć było na wyciągnięcie ręki. Wzięła głęboki oddech. Jednak… zaniepokoiło ją to, co Bill mówił o Tomie. Widziała w jego oczach coś dziwnego odkąd znaleźli się w studiu, ale nie miała pojęcia, co to mogło być. To uczucia, których określić nie była w stanie. To coś, co go przejmowało i zaprzątało myśli. To coś, co spoczywało między nim, a Billem. Przytuli go bardzo mocno. Westchnęła.
- Mogę skorzystać z fortepianu?


Usiadła do fortepianu. Powiodła dłonią po biało – czarnych klawiszach. Idealny. Zagrała kilka taktów, chcąc rozgrzać palce. Uśmiechnęła się. Odrzuciła do tyłu wszystkie włosy, biorąc głęboki wdech. Spojrzała za szybę. Wszyscy stali, przyglądając się jej. Dwóch mężczyzn siedziało przy aparaturze. Reszta stała za nimi. Coś ścisnęło ją w żołądku. Zaczęła grać.

Znalazłam skarb,
Który nosi twoje imię.

Przymknęła powieki. Oddała się muzyce, oddała się słowom, dała się ponieść. W umyśle majaczyła jej przyjemna pustka, którą powoli wypełnił jego obraz. Gdy się uśmiechał, gdy parzył herbatę, gdy na nią patrzył, przytulał i całował, gdy czytał gazetę i jadł kanapki, gdy oglądał telewizję albo przeglądał jej podręczniki, gdy mówił i słuchał, gdy prowadził, nawet gdy palił.

Jesteś najlepszym, co mnie spotkało…
Zapominam o reszcie świata, gdy przy mnie jesteś…

Uśmiechnęła się. Uśmiechał się wyciągając ku niej dłoń. A gdy musnął opuszkiem jej skórę, ciało przeszył dreszcz, delikatny niczym letni deszcz. Był tak blisko. Był cały czas. Był wszędzie. Nie chciała, by zniknął.

Stojąc między Billem, a Georgiem przyglądał się, jak grała. Zawładnęła nią niepomierna pasja, zaangażowanie, miłość. Każde słowo płynęło wprost z jej wnętrza, każde muśnięcie klawiszy, każdy dźwięk. Scarlett w tej jednej chwili stała się muzyką, najpiękniejszym dźwiękiem, ale tak bardzo bał się, że kiedyś mogłaby stracić tą miłość. Bał się, że ktoś zechce odebrać jej ją i przerobić na dobrze sprzedajną płytę. Nie chciał, by kiedykolwiek mogła poczuć się, jak on. Nie chciał, by miała żal do siebie, że kiedykolwiek zapragnęła sławy. Nie chciał jej stracić.

Gdyby twoja obecność była trucizną,
Byłabym przy tobie, aż do śmierci.

Przestąpienie tej granicy dawało multum możliwości. Można mieć wszystko i być kimś, a jednocześnie utracić jeszcze więcej, stając się nikim. Spełnianie marzeń kosztuje. Trzeba oddać swoją prywatność, poświęcić życie, by dostać coś w zamian. Na początku ta cena zdaje się niczym, jednak z każdym kolejnym dniem, jarzmo, które nadają spełnione marzenia, staje się coraz cięższe. Wiedział, jak Scarlett bardzo kochała muzykę. Zdawał sobie sprawę, ile byłaby w stanie poświęcić. Długo zastanawiał się, czy zabrać ją tutaj właśnie dziś, gdy pojawić się mieli menager i producenci. Wiedział, że mogli wiele. Wiedział, że lubili pieniądze, a Scarlett mogła stać się żyłą złota. Myślał o tym od kilku dni, rozważając wszystkie za i przeciw. Za wszelką cenę chciał ochronić Scarlett, jednak nie miał prawa odbierać jej szansy, kiedy ta miała możliwość pojawić się na jej drodze. Może po prostu sam naciął się kilkakrotnie i teraz zbyt czarno widział. Może przesadzał i zbytnio przejął się rolą. Nie mógł tak posępnie patrzył w przyszłość, gdyby w nią choć trochę nie wierzył, to raczej nie przywiózłby jej jednak ze sobą. Ona miała talent, była niczym diament, który nadszedł czas oszlifować.


 Jesteś podróżą bez końca.
Dlatego kładę mój mały, wielki świat w twoje bezpieczne dłonie…

Spojrzał na Davida i Petera. Spoglądali na nią w zdumieniu, wsłuchując się uważnie. Zachwycała, od początku do końca zachwycała, uwodząc głosem. Coś się zmieni. Czuł to.

Gwałtownie oderwała dłonie od politury. Uniosła powieki i wstawszy, opuściła pomieszczenie. Nieco oszołomiona, została otoczona i zalana salwą zachwytów. Będąc jeszcze jakby w amoku, nie słuchała, nie docierały do niej te wszystkie słowa. Szukała go wzrokiem, ale nie mogła dostrzec. Przedarła się przez mały tłumek i dostrzegłszy Toma w rogu pokoju, podbiegła do niego. Wpadła w jego ramiona, otaczając go w pasie rękoma, mocno przylgnęła do niego. Tom zamknął ją w swoim uścisku i tulił do siebie czule. Ucałował Scarlett w czubek w głowy.
- Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. – Szepnęła, a on uśmiechnął się, przytulając policzek do jej pachnących wanilią włosów. Ignorując wszystkich, uspokajała oddech słuchając bicia jego serca. Wracała do siebie. Emocje powoli opadały. Zniknął czas, zniknęli ludzie, zniknęło wszystko. Był tylko on i była ona. Po prostu potrzebowała teraz przy nim być, niczego więcej. Nie miała pojęcia o czym mówił Bill i to nie dawało jej spokoju. Chciała tulić go do siebie, póki te wszystkie jego troski nie znikną, póki nie będzie zupełnie spokojny. Podniosła głowę, spoglądając na niego. – Podobało ci się?
- Niezaprzeczalnie. – Uśmiechnęła się, wyswobadzając z jego objęć. Wróciła do Billa, który uparcie wołał ją do siebie, a Tom stojąc z boku, patrzył, jak jego mała Księżniczka przestaje być już tylko jego. – Po prostu będę przy tobie, Scarlett. – Szepnął ruszając w jej kierunku.

17 komentarzy:

  1. ~Nadek

    6 września 2009 o 00:44
    Czytałam to baaardzo, bardzo długo z wiadomych powodów!!!!!! I chyba wszystko, co chciałam powiedzieć wypaplałam na GG. Dodam tylko, że uwielbiam momenty Toma i Scarlett sam na sam i fajnie, że dał jej taką szansę, o. I jeszcze podobał mi się moment Tom kontra Mike! Coś chciałam jeszcze, ale nie pamiętam… Aha!Mam nadzieję, że wcielisz mój pomysł w życie Prinza! Tom zwariuje na pukncie Heloł Kiti! PS: Wiemy już o czym mówił Biseks? Bo albo nie, albo przeoczyłam. Jest późno. A jak będziesz kciała, to w Paintcie będę mogła ci zrobić jeszcze nagłówek z Heloł Kiti, to ją narysuję sprejem i będzie tak psss! Ale to chaotyczne, o kurcze. Ale co tam, jest późno. Masz buuuuuuzi od Nadka! :*:*:* :*:*:*:*:*:*:*:*::*:**:*:*:*:*:*:*: < 33333 3 3 3 3333333 PS2: Kocham Prinza! :d

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Anneliese

    6 września 2009 o 00:08
    No więc, musiałam sobie zaklepać miejsce, by pokazać fakt, że jestem tutaj druga! Dawno nie byłam! Nie pominę faktu bardzo istotnego, że kocham „Das Beste” od Silbermond! W ogóle, to zacznę od ostatniej sceny. cudownie wyszła. Przekomarzanie z Billem, jak ona potem śpiewała, a między tym te ‚myślenie’ ze strony Toma i ogólnie, aaaaaaaaach. Potem wyszła z tego pomieszczenia i pobiegła do Toma i było tak słoodko! Poza tym: Scarlett+park+Mike+Tom+KREW! = mój ulubiony moment! xD Mike dostał na co zasłużył, chociaż widać było, że na nim to nie zrobiło oczekiwanego wrażenia. Ważne, że dzięki pięści Toma nie będzie taki piękny przez kilka najbliższych dni. Nastęęęępnie, scena w samochodzie! Mamuuuusiuuuu, jak ja bym chciała takiego Toma albo takiego faceta na kształt Twojego Toma. Mamoooo! Wtedy bym chyba umarła ze szczęścia :D Już, jak o wszystkim, to o wszystkim: Hannah i Sophie. Widać, że ich relacje idą ku lepszej drodze, więc się cieszę. Tak sobie myślę, że tyle lat ciszy pomiędzy nimi wystarczy, chociaż wiadome, że powrót boli i że jest trudny, ale tak trzeba, nooo. LIV+PAUL! MATKO, JAK DOBRZE, ŻE TO WYRZUCIŁA Z SIEBIE! Jestem z niej dumna. Bardzo, bardzo, bardzo. A Paul, jaki cham! No, myślałam, że jak to czytałam, że mnie szlag trafi i doszczętnie rozwalę pojemnik po Daniu brzoskwiniowym! Przecież to się nie mieści w głowie! Ej, Dark, czyli teraz będzie już tak całkowicie dostępna wersja: Fotografka i nosiciel pokrowca od jej aparatu? <;

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kasiek

    6 września 2009 o 00:07
    och! ja Cię zabiję kiedyś, przysięgam! zabiję za wszystko, te obfite emocje, które sprawiają, że zamiast tych szarych literek, nagle pojawiają się ich twarze, a to szare tło, o tam z boku, zamienia się w park. zabiję za to, że ta cisza nagle zamienia się w ich szepty, w dźwięk ich pocałunków, którym wtórują głosy. zabiję za to, że… wszystko przychodzi samo, wbrew mojej woli. bez najprostszego zamknięcia oczu. już kiedyś powiedziałam Ci, że kocham to, co ze mną robisz, tym swoim T. kocham każdą jego część, każe słowo, każdy uśmiech i wykonany gest. jest apogeum moich pragnień, które pojawiają się, gdy tylko powrócę do niego myślami. właściwie, to jest wszystkim, czego pragnę. i więcej mówić nie muszę.i kiedyś powiedziałam też, że prinz będzie czymś wielkim i… wiesz, on już dawno stał się dla mnie tą ‚perełką’ wśród tych innych opowiadań. nadajesz mu tyle piękna, że mała głowa. och, mogłabym się zatapiać i zatapiać, nie chcąc powracać. ps. żeby nie było, że tak ubóstwiam prinza! .. Ciebie też kocham! w końcu, jesteś moim Bogiem od spraw-super-nagłych, czyli oświecasz mnie i wysyłasz mi T. pocztą, ooch! tak, tak. teraz tylko czekam na Black i oglądamy. och, to będzie długi, długi stan uniesienia. i brudne ściany, schaade.btw. kończę już, bo z tego wszystkiego, zachciało mi się siii ^^uwieeeeeeeeelbiam!całus leci!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Kainka
    6 września 2009 o 10:20
    Boże, Dark, dłuższych rozdziałów nie możesz pisać? ;] Kończysz w takim pięknym momencie ; ). Ale zacznę od początku, by nie wyszło zbyt chaotycznie ;]. Cieszę się, że wreszcie Liv olała Paula. Nic mnie nie obchodzi to, że nie miał styczności z telefonem, Internetem, itp. Mógł ją powiadomić o tym… Mógł powiedzieć, gdzie wyjeżdża i że nie zabiera ze sobą niczego. Tak bardzo go nie lubię… Brr… Egoista jeden! Myśli tylko o sobie, a o swojej narzeczonej nic, a nic. Zresztą, on w ogóle miał zamiar jej się oświadczyć? Jednak czuje, że i tak sprawa z Paulem nie jest skończona, tak samo jak sprawa z Mike’m. O właśnie. Jak już jesteśmy przy Mike’u. Jak ja go nienawidzę xD. Czy on nie zna lepszych sposób na poderwanie dziewczyny? Jej, od kiedy to łapanie za pośladki jest dobrym pomysłem? No, kurczę… Ja nie wiem, jak te dziewczyny mogły iść z nim do łóżka. Tom przynajmniej był sławny, ale Mike… Uch, nie mam na niego słów. Podobało mi się to, jak Tom broni Scalett! Jak stara się, by jej nigdy nikt nie krzywdził. To jest dopiero chłopak… A ona tak mu się poddaje. Tak bardzo mu ufa… Ech.. I bardzo dobrze. Cieszę się, że wreszcie odnalazła kogoś takiego. Już przy scenie w studiu widzę, jak ona szuka jego… On jest jej ostoją bezpieczeństwa. On jej nie da skrzywdzić, chociaż, tak jak Tom, mam wątpliwości, co do tego, czy dobrze zrobił. Z jednej strony, to fajnie, że będzie sławna, że spełni marzenia, ale przy okazji nie zagubi w tym siebie? ;] Chociaż nie, ona jest twarda. Ona się nie da ; ). Coś czuję, że skoro tak zachwyciła wszystkich zebranych, to tylko kwestią czasu jest to, że pdpisze kontrakt płytowy ; ). Aha, tak w sumie, to domyślam się, że Serena ma na myśli to, że zabierze Scarlett Toma… I coś przeczuwam, że chociaż Tom będzie się bronił, ona i tak w jakiś sposób dopnie swego. Nie chcę, by Scarlett cierpiała. Ech… [immer-an-dich

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Katalin
    6 września 2009 o 13:29
    Ja chyba nie powinnam czytać takich odcinków. Albo inaczej, mogłabym je czytać bez końca, tak, żeby nigdy się nie skończyły. A już na pewno nie w takim momencie, w którym Ty urwałaś. Powinni tego zabronić! Jeżeli ja byłam wzburzona idiotycznym zachowaniem Mike’a, to co dopiero Tom? To, co zrobił, jak się wtedy zachował, było nieziemsko i cholernie męskie. A potem ich dialog w samochodzie… ( i mizianie, które było nieplanowane, ale za to pasowało idealnie do sytuacji:)) Wiesz, strasznie przyjemnie czyta się fragmenty o ich uczuciu, o tym kim oni są dla siebie, ale mi najbardziej podoba się ta miłość ukryta, w można powiedzieć, prozaicznych czynnościach, czy rozmowach. Kiedy czytam, widzę jak On na Nią patrzy, jak do Niej mówi, jak Ona się uśmiecha i to jest tak piękne dla mnie, że aż mnie ściska w dołku. I uśmiecham się do ekranu. I w tym momencie po raz kolejny możesz pękać z dumy, bo realizujesz swoje plany. Udaje Ci się zrobić coś, co mało komu się udaje, a mianowicie przenosisz do ich pięknego swiata. I dlatego nie chce żeby odcinki się kończyły…Powaliłas mnie tym odcinkiem. Totalnie:***

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Tom'sGirl

    7 września 2009 o 18:49
    dzisiaj postanowiłam pozwolić sobie na lanie wody i wyrażenie swojej opinii nawet o tym, co tak naprawdę tej opinii nie potrzebuje. zdaje mi się, że ostatnio zbyt mało czasu poświęciłam Prinzowi, a przecież tak bardzo kocham go czytać.postaram się jakoś po kolei. zdaje mi się, że pierwszy raz widzę, żeby jakiś szablon wrócił. nie powiem, żeby czytanie białych literek na tak czarnym tle było szczególnie łatwe, ale sam w sobie szablon mi się podoba. podoba mi się to zdjęcie. nie tylko dlatego, że ubóstwiam wizerunek Aguilery. to prawda, że ona tam powyżej wyszła cuuuudnie i słoooodko, ale ogólnie podoba mi się klimat tego zdjęcia. no i w ogóle kolorystyka też należy do moich ulubionych, choć – jak mówiłam – moje oczy nie podzielają tej opinii. Liv. Liv zdaje mi się być taka… zwyczajna. o nie do końca oryginalnym, a mimo to bardzo ciekawym charakterze. Liv nie jest aż tak wyrazista, jak Scarlett. nie ma w sobie takiego czegoś. nigdy jakoś specjalnie nie zastanawiałam się nad jej sytuacją. a mimo tego ona już od początku zdobywała moją sympatię. nie jestem do końca pewna, jak to wyrazić, a więc powiem, że mimo wszystkich swoich błędów ona sprawia wrażenie stu procentowo pozytywnej postaci. taka zagubiona, stłamszona… a mimo to bliska wszystkim, ze znajomymi problemami. od dłuższego czasu spodziewałam się, ba, wiedziałam, że ona rzuci tego Paula. to było oczywiste, że nikt, a szczególnie tak żywiołowa (przynajmniej Ty tak twierdzisz, bo tego nie było widać) dziewczyna, nie wytrzyma z kimś takim. każdy, kto pragnie wolności, nie wytrzyma w niewoli; nie w takiej. od niedawna jakoś tak zapomniałam o tym bubku. zniknął z opowiadania tak samo, jak z życia Liv. nie zaprzątałam sobie nim myśli, bo i Liv dzięki Georgowi tego prawie nie robiła. obecność Georga przy Liv stała się dla mnie tak oczywista, że zapomniałam, że był ktoś przed nim. więc wiedziałam, że Liv i Paul się rozstaną, a mimo to – zaskoczyłaś mnie. ten moment, ta sytuacja.. myślałam, że to będzie wyglądało nieco inaczej. wcześniej on sam jakoś mnie aż tak nie denerwował, denerwowało mnie to, co zrobił Liv.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz, gdy tak bezczelnie się pojawił, jak gdyby nigdy nic, nie widząc zupełnie problemu w tym, że bez słowa zostawił ją w takim momencie, że skazał ją na jeszcze większe cierpienie, że wylegiwał się do góry brzuchem z ojczulkiem nic sobie nie robiąc z jej problemów, ani uczuć i po tym wszystkim chciał jej wmówić, że to dla jej dobra i ich przyszłości – właśnie teraz szlag jasny mnie trafił i znienawidziłam go po całej linii. zapewne Liv poczuła podobne, bo świetnie postąpiła, zostawiając go. co to za przyszłość z despotą dla którego liczy się jedynie kasa! egoistyczny du.pek, o. teraz Liv odżyje, na pewno przy Georgu tak się stanie – wróci do siebie i jeszcze zobaczę tą krnąbrną, energiczną dziewczynę.Mike. kolejny du.pek. może sam w sobie aż taki zły by nie był, bo po prawdzie to mnie strasznie ciągnie do pewnych siebie chłopaków, no i taka trochę czarna postać byłaby ciekawa. ale on przegina. ma wyraźny problem ze sobą i ze swoją męską dumą. zachowuje się jak rozpieszczony dzieciak, który koniecznie próbuje wymusić coś na rodzicach. to jego nie odpuszczanie sobie staje się żałosne – to już nie jest zwykły upór w dążeniu do celów, to obsesja w udowadnianiu jaki to on och i ach. ale przeczy swoim celom, bo robi z siebie totalnego kretyna, tak bardzo nieudolnie i cha.msko próbując poderwać Scarlett. czy on myśli, że zdobędzie ją siłą? że trzymając ją w swoich ramionach wbrew jej woli i cha.msko ją obmacując sprawi, że ona poczuje do niego coś więcej, niż nienawiść?. chyba tylko obrzydzenie. jego zachowanie jest tak bezczelne, że aż mi się w głowie nie mieści. tak samo, jak jego głupota. on chyba nie myśli nadal, że S. tylko się tak z nim bawi, że go zwodzi?. tak dostanie dała mu do zrozumienia, co o nim myśli, że nie powinien mieć już złudzeń. ale nie, Mike nie byłby Mike’em, gdyby sobie odpuścił. każda odmowa podsyca jego chęci, nie?. coś czuję, że nawet spotkanie z Tomem nie dało mu zbyt wiele do myślenia – wręcz przeciwnie, mam jakieś przeczucie, że on intrygancko będzie próbował zająć miejsce Toma. oczywiście mu się to nie uda, bo a) Tom jest niezastąpiony. b) Scarlett nie potrafi czuć się w jego towarzystwie choć trochę dobrze. Tom i Scarlett. tu nic nie trzeba mówić. to jest magia sama w sobie. moje słowa tego nie określą. kocham ich miłość, są tak nierealnie dopasowani i idealni. no i ten odcinek miał to coś, co sprawia, że nie można się od niego oderwać, to coś co uzależnia, wciąga, zachwyca i wprawia w zachwyt. ten odcinek miał w sobie magię, którą tylko Twój cudny styl potrafi stworzyć.

      Usuń
  7. ~Aveen
    7 września 2009 o 04:18
    Chwała dla onetu [xD] a bynajmniej dla ciebie za notkę. Byłą po prostu cudowna, że AŻ zabrakło mi słów. Chyba muszę ochłonąć [xD] Ale wiec, że przeczytałam wszystko i chyba z nadmiaru wrażeń nie mogę się „uporządkować”. Ale i tak z tego wszystkiego cieszy mnie jedna rzecz. To, że Tom i Scarlett powoli łamią wszelkie bariery i zbliżają się do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Karolina Atroposowa, hahaha.
    7 września 2009 o 16:53
    Boże! Jestem! Jestem! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!Wybacz mój napływa pozytywnych emocji, ale JESTEM! Nie wiem co powiedzieć, tutaj nawet powietrze jest inne! I skakałabym z radości, ale nie mogą :). I po prostu coś dzieje się niedobrego ze mną. Niezdecydowaność wypływa ze mnie, ale tak sobie myślę, że nawet pamiętam hasło i e-mail do adresu bloga, ale pewnie zmienię adres i napiszę cuś innego (byle nie TH). Boże!!! Moja kochana K.! Czuję się jakby ktoś mnie ostro walnął w głowę i zapadłam w śpiączkę i się obudziłam :D. I powiem Ci, że mało się zmieniło, bo kiedy wyjeżdżałam – był tutaj ten sam szablonik :D.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Traum
    8 września 2009 o 10:29
    Ojej… Takie piękne i takie smutne. Zakończenie powodujące dreszcz na plecach „ona nie była już tylko jego”, ale postanowił być przy niej. Cudowne. Kurczę. Wydaje mi się, jakbym używała samych błahych słów do opisania tego, ale cóż. Inne się nie nadają. I dałaś moją ukochaną piosenkę!!!! Kocham „Das Beste”, po prostu kocham. Billowe „proszęproszęproszęproszęproszę” było super xD. On jest taki kochany… Mimo, że to Scarlett i Tom są głównymi bohaterami i ich uwielbiam, to Bill jest moja ulubioną postacią :D. Mike mnie wkurza, cały czas. Miałam nadzieję, że Tom go porządnie sprał, a tu tylko złamany nos… No, ale wszystko przed nami, byleby Scarlett za bardzo przez niego nie ucierpiała. Zastanawiam się, kiedy Shie pojawi się na scenie, bo się pojawi, prawda? W momencie, kiedy Hannah go opisywała poczułam podekscytowanie w stylu „muszę go poznać!” xDDD Ach, rozdział jak zwykle wspaniały… ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Traum

      8 września 2009 o 10:48
      Tyle masz moich rzeczy w linkach… nie wiem dlaczego mnie to tak poruszyło, ale poruszyło. Dziękuję :*. Choć jak na mój gust, Blur mogłabyś sobie darować :). Zastanawiałam się, czy go nie usunąć, ale ostatnio wspominałam sobie postać Gabriela…. I wychodzi na to, że to on nagle stał się dla mnie w Blur najważniejszy, co za paranoja… i idąc tropem mojego zagmatwanego myślenia, to może jednak nie usuwaj Blur… xDD.

      Usuń
  10. ~Nichole
    8 września 2009 o 11:29
    Chwilę mi się zapomniało, a tu dwa rozdziały, ładnie, ładnie… Ale nadrobiłam, chociaż czcionka wydaję mi się za ciemna i w ogóle ciężko się czyta. Albo ja jestem jakaś zaćmiona i mi się zlewa, albo naprawdę się zlewa. A ja bywam zaćmiona! xD Dobrze, dosyć o czcionce, w końcu i tak kombinowałam jak tu zaznaczyć całą 18 i nawet mi się udało. Mam za dużo uczuć, bo nawet Mike było mi żal, mimo, że to taki dziad i wszystko co najgorsze. Ale jest dużo pozytywniej u Liv co mnie cieszy, chociaż i tak wolę Scarlett, która pląsa sobie z Tomem, chociaż myślę, że to długo nie potrwa bo zaraz wylecisz tam z jakąś bombą, prawda? I tak kocham akcje, nawet jak się przez chwilę pokłócą. Tom jest słodki, broni jej i w ogóle… Ach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hosi
    9 września 2009 o 19:26
    Nominowałam cię na kreativ bloggera :). A osiemnastkę zaraz przeczytam, bo wreszcie znalazłam trochę czasu :).

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Daria_1990
    11 września 2009 o 23:28
    O ja Cię kręcę… Twoje opowiadanie powala na kolana xD dynamiczna akcja, dużo humoru no i oczywiście miłości :] ogólnie wyśmienicie ale ten rozdział to juz w ogóle „ach” i „och” :) będę stałą czytelniczką :D pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Beichte
    15 września 2009 o 21:57
    Czytałam z zapartym tchem. Musze powiedzieć, że w kwestii opisów doszłaś do absolutnej perfekcji i mam wrażenie, że pisanie ich przychodzi Ci z niesamowitą łatwością. Bez wątpienia masz talent, talent, który powinnaś wykorzystać. To, co Tom powiedział w samochodzie, w jaki sposób to powiedział i jak w całości wygląda ta scena, jest po prostu piękne. Jedyne, co mi się nie podoba, to to, ze nieświadomie podprowadziłaś mi soundtrack, który chciałam wykorzystać w jednym z kolejnych odcinków:) Oż Ty! no i wszędzie, gdzie jest „buzia Toma” dałabym raczej twarz, bo buzia jakoś dziecinnie mi się kojarzy. Ale to oczywiście tylko moje spostrzeżenie.Bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Esmee
    16 września 2009 o 14:58
    A więc, Dark moja kochana, pojawiam się wreszcie u Ciebie. I od razu zapowiadam, że to będzie hurtowe komentowanie, bo mam u Ciebie jeszcze jedną zaległą notkę, którą kiedyś tam przeczytałam, ale nie miałam czasu skomentować. Wracając do siedemnastki, to muszę Ci powiedzieć, co mi się tak naj, naj, naj podobało. Otóż…Billowy wątek, który wprowadziłaś urzekł mnie jak cholera! To było takie słodkie, jak on się przysiadł do tej Rainie i trajkotał jak najęty, mieszając się w swoich słowach (w końcu to Bill, nie?^^). A ta sprawa z „kuzynem” to w już w ogóle przebiła wszystko! I potem te zwierzenia Scarlett i mega, powtarzam – MEGA, romantiko moment.Uwielbiam, no.A teraz już z czystym sumieniem mogę przejść do osiemnastki (w którą szanowny Onet musiał wcisnąć swoje trzy grosze i ja podzielić).Z postawy Liv byłam dumna, no po prostu dumna. Wreszcie postawiła się temu Paulowi. Tylko na to czekałam. A ten fragment z tym „ktoś inny stał ze mną nad grobem, ktoś inny trzymał za rękę, ktoś inny… ktoś inny”, no to… hmm… no wiesz ^^. Liv i Geoś już od dawna mają ode mnie błogosławieństwo. :)To spięcie na linii Mike-Tom było naaaajs. Ja lubię takie rzeczy ^^. Ale przyznaję, z ochroną trochę pana Kaulitza poniosło xD. Jezuu, ja się rozpływam, jak on sie tak troszczy o swoją Małą Księżniczkę. I piękny był ten moment ze śpiewaniem, piękny. Ja Cię uwielbiam, Dark ;*Myślę, że wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Dragon Queen
    16 września 2009 o 17:47
    Doskonałe te szarości. Nic mnie nie razi – nic nie jest ani za ciemne ani za jasne, panuje idealna harmonia. Mam wrażenie, że ten szablon jest w trójce Twoich najlepszych, przynajmniej jak dla mnie. Zostaw go przynajmniej do następnego rozdziału, co? ^^ Pragnę przeczytać następny rozdział w jego towarzystwie :).

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo