23 sierpnia 2009

17. Ta miłość nigdy nie powiedziała kocham. Nie wie, że jest miłością. Ta miłość nie musi mówić kocham, by być miłością.

Noc. Granatowe niebo spowiły chmury. Idąc, co chwila unosił głowę, kojąc zmęczone oczy jego barwą. Noc miała w sobie magię. Otulała go szczelnie z każdej strony, dając niesamowite poczucie spokoju. Nie miał pojęcia skąd się wzięło. Noc niosła za sobą tajemnicę. Poczuł, że pragnie coś napisać. Gdyby tylko miał po ręką notes…Noc dawała mu wytchnienie. Nikt nic od niego nie oczekiwał, bez krzyków, szumu, mnóstwa ludzi, bez ich problemów i potrzeb. Noc miała w sobie ciszę. Był sam ze sobą. Noc miała w sobie moc, której magnetyzującej siły rozszyfrować nie potrafił. Po prostu kochał noc. Nocą rozmyślał. Noc była jego powiernicą i największym wrogiem. Nocą rozpierało go szczęście albo bezkresna samotność. Prowadziła go ku zgubie albo odnalezieniu. To noc wywabiła go z domu. Potrzebował iść przed siebie i zajść, aż tam. Krążył między parkowymi alejkami, mając przeczucie. Jakby pewien był, że za chwilę rozwikła największą zagadkę. Nie wiedział tylko, jaką. Miasto o tej porze nie było zbyt bezpieczne, ale jemu to nie przeszkadzało. Wszystko istniało obok, a on po prostu szedł. Musiał już kilkakrotnie przeciąć park, bo wydawało mu się, że szedł wcześniej tą uliczką. Było ciemno, naprawdę ciemno, a jemu ta ciemność była bliska. Odpalił kolejnego papierosa, mocno zaciągając się dymem. Zza chmur na niebo wpłynął srebrny księżyc. W całej swej okazałości rzucał nikłą poświatę na niektóre alejki. Było ciepło, pomimo topniejącego śniegu i pluchy, sąsiedztwa całego zgiełku miasta, w powietrzu unosił się przyjemny zapach nocy. Powietrze było takie jakieś czyste. Pomiędzy jednym a drugim machem oddychał pełną piersią i czuł jak krążyło po całym jego ciele. Wypuszczając dym, wyrzucił niedopałek. Schował ręce do kieszeni i szedł dalej. Szedł, póki nie zobaczył tam jej. Zatrzymał się i nawet tego nie zauważył. Stał patrząc na nią. Niczym się nie wyróżniała, drobna, blondwłosa, zapłakana. W mdłym blasku księżyca jej rysy rozmywał mrok. Coś, nie wiedział, co, kazało mu iść do niej, wyciągnąć rękę, porozmawiać, osuszyć łzy. Gdy zobaczył tą dziewczynę, owe przeczucie zniknęło. Wiedział, że znalazł. Nie wiedział jeszcze co. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł dostać gazem pieprzowym po oczach, albo, co gorsza, że ona mogła uciec. Jednak postanowił spróbować. Miała w sobie coś, co ciągnęło go do niej. Nogi Billa same ruszyły się z miejsca. Drobnymi dłońmi ocierała łzy, które uparcie nie chciały przestać płynąć, a gorzki szloch przecinał ciszę, która utraciwszy swój urok, poczęła nieść za sobą coś nowego, nieopisanego. Wziął głęboki oddech, gdy dziewczyna unosząc głowę, przeszyła go pustym spojrzeniem. Spoglądając wprost w jej oczy, usiadł na ławce, a ona nawet nie zareagowała. Lekko przygarbiona siedziała naprzeciw niego, czekając na to, co miało się zdarzyć. Już nawet nie ocierała łez. Po prostu patrzyła na niego. Coś ścisnęło go w żołądku.
- Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. Ja na twoim miejscu bym się wystraszył zakapturzonego faceta, który siada obok mnie, ale jakbym wiedział, że to ja to bym się nie bał, – zrobił pauzę, marszcząc nos - chyba namotałem, – stwierdził bardziej do siebie niż do niej i zdjął kaptur z głowy, cały czas spoglądając w jej oczy – w każdym razie szedłem sobie i kiedy zobaczyłem, że płaczesz, nie mogłem odejść, nie pytając, czy wszystko w porządku, ale skoro płaczesz to chyba nie jest, nie? Jest późno, jest niebezpiecznie, jest ogólnie niefajnie, a ty tu sama siedzisz i sobie pomyślałem, że ktoś, kto tędy będzie szedł i cię zobaczy, może mieć mniej pokojowe zamiary niż ja i wiesz… ja tam się nie boję, ale ty jesteś, taka… no delikatna i ładna i to różnie bywa, nie? Jak chcesz, to sobie pójdę i nie będę ci zawracał głowy, bo może panikuje, ale no… musiałem spytać. – Uśmiechnął się łagodnie. Ona patrzyła, mrugając raz po raz i robiła to tak intensywnie, że aż zrobiło mu się dziwnie, może się wygłupił, ale był pewien, że nie popełnił błędu. Był pewien.
- Wszystko w porządku, dzięki za troskę. – Mówiła przez nos i jej głos, tak bardzo drżał, przebrzmiewała przez niego tak wielka rozpacz, która utwierdziła go w przekonaniu, że siedział na odpowiedniej ławce, w odpowiednim parku i o odpowiedniej porze. Odetchnęła ciężko. – Wiem, że chciałeś dobrze, ale nie zawracaj sobie mną głowy. Naprawdę nie warto. Zaraz się zbiorę i wrócę do domu. Muszę. Nie zrobię niczego głupiego, jeśli to miałeś na myśli.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
- Pewna nie jestem, ale sobie poradzę. - Próbowała się uśmiechnąć, ale jej nie wyszło, a on skinął głową i choć nie chciał, podniósł się z ławki, powoli ruszając alejką. Uszedł kilka kroków, gdy dobiegł go jej niepewny głos. - Ty jesteś, Bill, prawda? – Odwrócił się energicznie, nie będąc pewnym czy wyobraźnia nie płata mu żartów. Nie przywidziało mu się. Nerwowo zaciskając dłonie, zagryzała wargę. Uśmiechnął się lekko i szybko wrócił do niej, znów siadając obok. - Poznałam cię po głosie. Na ulicy pełno twoich sobowtórów, ale twój głos znam. Nie raz słyszałam cię w radiu. Może słono zapłacę za to, że cię zatrzymałam, ale…- urwała spuszczając wzrok, a po chwili dodała - nie boję się ciebie.
- A tego, że coś ci się tutaj stanie? W koło krąży pełno podejrzanych typów.
- Nie. Nie boję się. Już nie. - Widział w niej wahanie. Przez chwilkę otwierała i zamykała usta, próbując coś powiedzieć. W końcu wysunęła dłoń z uchwytu jednorazowego woreczka foliowego, w którym niosła zakupy i splotła obie na kolanach, ponownie podnosząc wzrok na Billa. - Mam na imię Rainie, - odrzekła po chwili - tak naprawdę, to bardzo się boję tu być. W sumie powinnam iść do domu, ale nie jestem w stanie się stad ruszyć. Powinnam iść. Nie powinnam zostawiać jej samej z nim, ale… Chętnie porozmawiam z kimś… - zastanowiła się, dobierając słowa – innym.
- Pierwszy raz od bardzo długiego czasu wybrałem się na spacer i ciach, spotkałem ciebie. Nie żebym twierdził, że to przeznaczenie, czy coś, ale wiesz… ja też się cieszę, że mogę porozmawiać z kimś innym. Czemu płakałaś? Wiem, że o takich rzeczach nie mówi się przypadkowym nieznajomym, ale może zrób wyjątek? – Rozejrzała się wokół, a Bill miał moment, by dokładniej przyjrzeć się jej buzi. Była śliczna. Gładkie rysy, pełne, ładnie zarysowane wargi i ogromne oczy, których barwy nie mógł wypatrzyć przez panujący wokół mrok.
- Płakałam, bo mi smutno, bo ciężko i brak mi sił do walki z wiatrakami. Musiałam, gdzieś ten smutek wyrzucić, żeby wrócić i znów być silna.
- Gdy mnie jest smutno, to piszę piosenki. Odkąd pamiętam.
- Ja nie mam talentu do wierszoklectwa i zostają mi łzy, ale nie są złe. Bill?
- Hym?
- Odprowadziłbyś mnie do domu? Będzie mi raźniej.– Kiwając głową, uśmiechnął się ciepło i wstawszy, podał jej dłoń. Chwyciła swoją reklamówkę, znów się wahając. Spoglądała przez chwilę to na jego rękę, to na twarz, która w poświacie księżyca wyglądała jakoś tak… magiczne. Nie miała nic do stracenia, a on wzbudzał w niej zaufanie. Chyba tylko dlatego nie pozwoliła mu odejść. Nie miała pojęcia, skąd to się brało, przecież był jej zupełnie obcy. Podała mu swoją drobną dłoń i wstała z ławki. Wciąż nie miała pojęcia, czy nie skręciła w złą uliczkę, ale pozwoliła Billowi wziąć się pod rękę. Złych skrętów w jej życiu było już tak wiele, że jeden więcej nie robił już różnicy.
- Co napawa cię lękiem?
- Mój dom. To zbyt skomplikowane, by powiedzieć o tym w ciągu dziesięciu minut. Poza tym, lepiej, żebyś nie wiedział.
- Może jednak? – Odpowiedziała mu cisza, a on ją przyjął. Czuł, że tak trzeba. Po kilku chwilach opuścili park, wkraczając do zupełnie innej rzeczywistości. W odartym z ciszy mieście, pełnym krzyków, mijali wystawy, migoczące witryny i te zupełnie ciemne. Szli przez noc, przecinając kolejne ulice. On mówił, a ona słuchała. Opowiadał, co mu przyszło na myśl. O chłopakach, o ich wpadkach na scenie, o nieudanych dowcipach Georga i o różnych innych śmiesznych rzeczach, o wszystkim tak po prostu. Kiedy wreszcie się roześmiała, a spięte mięśnie jej ciała rozluźniły się, pewnie położyła drugą dłoń na jego ręce, trzymając się delikatnie. Dostrzegała już światła i kolory, wszystkie wystawy, pozwalając mu się prowadzić, odchylała głowę i patrzyła w niebo. Śmiała się słodko, jednak aż nader namacalny w jej głosie był smutek. Brakowało mu iskry, czegoś, co obudzi w nim chęć do działania. Już znalazł. W ciągu tych kilku minut czuł się pełen energii i choć wiedział, że nigdy więcej jej nie spotka, ta chwila miała sens. Od zawsze wierzył w niemożliwe. Znaleźli się w dzielnicy, w której przebywanie zazwyczaj wywoływało u niego gęsią skórkę. Stanęli nieopodal kamienicy, w której mieszkać nie życzył nikomu. I pomyśleć, że to był jej świat. Z buzi Rainie zniknął uśmiech i wróciło przygnębienie. Poczuła wyrzut, nie powinna była tam zostawać. Powinna zaraz wrócić do domu i nie pozostawiać Promyczka z nim. Spała, ale gdyby się obudziła… Poczuła skurcz w żołądku. – Dziękuję, Bill. Trzymaj się. – Posłała mu pokrzepiający uśmiech, którego sama tak bardzo potrzebowała i powolutku skierowała się do bramy.
- Rainie… - przeszukał wszystkie kieszenie kurtki, nie licząc, że coś znajdzie, a jednak znalazł. Tej nocy miał szczęście. W górnej kieszonce schowany był flamaster. – Zadzwoń, gdybyś potrzebowała pomocy. – Ujął jej rękę i odsunąwszy rękaw kurtki, bardziej z pamięci i na wyczucie, wypisał na spodniej stronie jej ręki swój numer telefonu. Głęboko liczył, że nie nabazgrolił za bardzo. W ciemnościach dostrzegł nieznaczne kiwnięcie głową. Szczelnie opuściła rękaw, zakrywając napis. Zaczekał, aż zniknie mu z oczu. Włożył ręce do kieszeni i odszedł.
*

Zobaczył ją, gdy wychodziła ze szkoły. Sama. Tym lepiej, nikt nie będzie mu przeszkadzał. Liv często odbierała mu okazję, a teraz miał Scarlett do dyspozycji. Zaciągając się po raz ostatni, wyrzucił peta. Stanął w miejscu, chowając ręce do kieszeni obszernych spodni, by móc się jej lepiej przyjrzeć. Patrzenie na nią musiało mu na razie wystarczyć, ale nie zamierzał bynajmniej na tym poprzestać. Zlustrował ją od stóp po czubek głowy. Miała świetne nogi. Buty na wysokim obcasie, dodawały jej takiego pazura, który lubił u dziewczyn, a dopasowane spodnie, podkreślały jej krągłe biodra i pupę. Na tych, wzrok zatrzymał znacznie dłużej. Odrzuciła do tyłu włosy, poprawiając torebkę na ramieniu i zapięła skórzaną kurtkę. Obrzuciła spojrzeniem plac, po czym usiadła na jednej z ławek przy ogrodzeniu. Założyła nogę na nogę, opierając się jedną ręką o siedzisko, przeniosła ciężar ciała na tą stronę. Spod lekko przymrużonych  powiek przyglądała się uczniom zebranym na boisku, taksując ich chłodnym spojrzeniem. Scarlett wydawała mu się taka drapieżna, wyrachowana i przy tym zmysłowa w każdym geście. Samo jej spojrzenie potrafiło sprowadzić człowieka do parteru, ale nie jego. Upewniało go, że wybrał dobrze i nie pożałuje. Twarda z niej sztuka. Ten temperament. Kiedyś była dla niego tą małą dziewczyneczką, która trzymała się na uboczu, mało mówiła i ani jej się śniło przodować w grupie. Popołudniami patrzyła jak tańczyli, nigdy sama tego nie robiła. Czasami na poczekaniu tworzyła teksty do ich muzyki i śpiewała. To były jej chwile, bo wtedy wszyscy słuchali i najczęściej myliły im się kroki. Śmiesznie było. Nawet jemu podobało się, gdy śpiewała. Miała kawał głosu. Wtedy był jej największym atutem. Tak to sobie było, aż do tamtego dnia. No i potem zniknęła. Wtedy śmieszyło go, że mogła liczyć na to, że ona i on… teraz, to inna sprawa. Zmienił szkołę i kogo spotkał? Póki nie usłyszał imienia i nazwiska, gdzieś na początku roku, nie wiedział, że to Scarlett. Zobaczywszy ją po tych kilku miesiącach, definitywnie zmienił zdanie w jej temacie, a konkretniej to ona się zmieniła. Musiał przyznać, że choć zadawał się z ładniejszymi i zgrabniejszymi od niej, to Scarlett w ostatnim czasie działała na niego najbardziej. Mógł mieć każdą, no prawie każdą, ale chciał ją, a Scarlett się odwidziało. Gierek jej się zachciało. Jakiś czas wcześniej nie miałaby przed nim oporów. Zaczęła się bawić w niedostępną, ale on już się postara, żeby zmieniła zdanie. Widział, jak reagowali na nią faceci ze szkoły. Trzeba było jej przyznać, że budziła respekt, czy to powodowany pożądaniem czy zazdrością, nie była obojętna. Nie żeby się tam jakoś wyróżniała, bo trzymała się dalej z boku, ale teraz to już zupełnie inaczej. Teraz była kimś, nie ciepłą kluską, ale kobietą z charakterem, a takie lubił. Wiedziała, czego chce i on również. To tylko kwestia czasu, jak dopnie swego. Nie będzie musiał przejmować się Sereną, ani nikim innym. Te wszystkie cieniasy będą dalej się do niej ślinić, ale to do niego będą należeć te nogi, te piersi i te usta, te pełne, kuszące wargi. Ona będzie należeć do niego. Już niedługo. Scarlett miała w sobie coś nieprzyzwoitego, w samych jej ruchach kryła się niepomierna zmysłowość. Kusiła każdym słowem, gestem, a nawet spojrzeniem, więc jak mógł się temu oprzeć? Przesunął się o kilka kroków, by lepiej ją widzieć i oparł się o ścianę. Przyglądał się jej, jak rozmawiała przez telefon, zagryzając przy tym dolną wargę, grzebała w torbie, jadła śniadanie. Wziąłby ją nawet na tej ławce. Po dzwonku uczniowie zaczęli wchodzić do szkoły, jednak ona trzymała się z tyłu. Czekała, aż wejdą. Tym lepiej dla niego. Gdy tłumek przecisnął się do środka, powoli zbliżyła się do drzwi, nawet na niego nie spoglądając. Niespiesznie dorównał jej kroku.
- Cześć, Maleńka. – Usłyszawszy Mike'a, mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, czując jak krew burzy się jej w żyłach. Na ułamek sekundy przymknęła powieki, to tylko Mike, tylko. Otworzyła je i twardo spojrzała mu prosto w oczy.
- Primo. Mam na imię, Scarlett. Secundo. Nie waż się do mnie mówić per maleńka. Tertio. Już cię tu nie ma. - Syknęła i ignorując obecność chłopaka, włożyła ręce do kieszeni kurtki, zmierzając do klasy na, ku jej nieszczęściu, matematykę. Kątem oka widziała, jak perfidnie taksował ją wzrokiem. Miała ochotę zatrzymać się i mu solidnie przyłożyć, jednak uznała, że nie da mu tej satysfakcji. To w końcu tylko Mike, nic nieznaczący, marny, dupek Mike.
- Lubię, jak jesteś taka ostra, Maleńka. - Zwilżyła wargi koniuszkiem języka, przenosząc na niego swoje spojrzenie, uraczyła go jednym z tych ‘pomóżmy dzieciom specjalnej troski’.
- Czy przypadkiem nie dali ci na drugie natręt? Tracisz czas, Miller.
- Na ciebie nigdy.
- Takie wnioski, to już z deka nie wczas. Zniknij. – Machnęła ręką tuż przed oczami Mike'a, jakby odganiała się od natrętnej muchy. Znów schowała dłonie do kieszeni, nie mógł widzieć, jak drżały. Mocno zaciskała je, czując jak paznokcie przecinały ich skórę. Unormowała oddech, patrzyła przed siebie. To tylko Mike. Gdyby tylko wiedział, jak wielki budził w niej lęk, jak bardzo brzydziła się samej myśli o nim, jak bardzo go nienawidziła, byłby zadowolony. Wówczas miałby nad nią przewagę, a do tego nie miała prawa dopuścić. Zimnie opanowanie, to jest to, czym miała go raczyć.
- Wręcz przeciwnie, teraz jest twój czas, Scarlett. – Akcentował jej imię, gdy jego ręka lokowała się na jej biodrze. Miała wrażenie, jakby właśnie w tej chwili dostała piorunem. Myśl o jakimkolwiek spokoju, odeszła gdzieś w niepamięć. Zalała ją fala gorąca i jeszcze silniejsza fala złości. Zrzuciła jego rękę ze swojego biodra jeszcze szybciej, niż ta się na nim znalazła, w dodatku z taką siłą, której najwidoczniej on, ani nawet ona, nie spodziewałaby się. Spiorunowała go spojrzeniem.
- Nigdy więcej tego nie rób! – Fuknęła na niego głośniej, niż przewidywała, zwracając na nich uwagę uczniów idących blisko nich. Usta Mike'a rozciągnęły się w cwanym uśmieszku.
- Jeszcze będziesz o to prosiła.
- Chciałbyś. – Syknęła, kwasząc się z odrazą. Przyspieszyła kroku, jednak Mike nie ustępował. Uczniowie zwietrzyli atrakcję, przez to przystawali, przypatrując się zajściu. Wyszli na główny hol. Scarlett pragnęła, by w jakiś cudowny sposób, Liv znalazła się w szkole. Ktokolwiek, byleby tylko uwolniła się od niego. Roześmiał się gardłowo, podchodząc jeszcze bliżej. Czuła, jak ogarnia ją panika. Jego bliskość tak na nią działała. Oddychała szybko, patrząc na niego wrogo.
- Scarlett. Scarlett. Scarlett. Nie bądź taka niedostępna. Przecież wiem, że się ze mną bawisz. - Zatrzymała się gwałtownie, głośno prychając, na co Mike uśmiechnął się jeszcze podlej. Nie miała pojęcia, na co leciały te wszystkie laski. Już nie.
- Prędzej zginę. – Syknęła zjadliwie. - Nie rozumiesz jak się do ciebie mówi? Daj mi święty spokój. – Odwróciła się gwałtownie, chcąc odejść, jednak Mike zatrzymał ją, chwytając na przedramię. Szarpnął, przez co lekko się zachwiała, jednak to wystarczyło, by wykorzystał sytuację i wciągnął ją w swoje objęcia. Jego dłonie powędrowały wprost na pośladki Scarlett. Momentalnie zrobiło się jej niedobrze, gorąco i słabo jednocześnie. Jego dotyk palił jej skórę. Czuła, jakby miliony niewidzialnych igieł raniło ją tam, gdzie jej ciało stykało się z jego ciałem. Poczuła się brudna. Zaczęła się szamotać, ale on tylko zacieśniał uścisk. Na nic szły jej próby, patrzył nań z cwanym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Trzymając niczym w pułapce, pochylił się tuż nad uchem brunetki, muskając nosem jej pachnące wanilią włosy.
- Zawsze dostaję to, czego chcę, Maleńka. – Szarpnęła po raz kolejny, najmocniej jak mogła, ale to tylko pogorszyło sytuację. Jego słowa podziałały na nią jak płachta na byka, a palce mocniej wpiły się w jej pośladki. Wokół  stało tyle ludzi, tyle dziewczyn, z których niejedna zapewne przechodziła to co ona teraz i to niewykluczone, że w gorszych warunkach, a nikt, żadna z nich nie zrobiła niczego, żeby jej pomóc. Tyle chłopaków wyznawało je swoje uczucie, tylu chciało się z nią umawiać, żaden z nich nie ruszył się z miejsca. Ciekawe tylko, czy to respekt przed Michaelem, ciekawość czy Niechcic do niej, odebrały im mowę i władzę w ciele. Poczuła się upokorzona, jak lekka panienka, którą każdy mógł brać gdzie i kiedy chciał. Zawładnęła nią panika, w głowie huczało jej jedno. Musiała się wyswobodzić. Przechytrzyć jego siłę. Nikt nie miał prawa robić takich rzeczy. Nikt, a zwłaszcza on. Szarpnęła znów, tym razem zabolało, coś przeskoczyło jej w ramieniu, jego palce mocniej wbiły się w jej skórę. Mike biernie stał, trzymając ją w żelaznym uścisku, jakby jej szamotanie nie robiło na nim żadnego wrażenia. Uśmiechał się przy tym, jak ostatni szelma, a Scarlett pragnęła mu ten uśmieszek skutecznie zetrzeć. Nie miała pojęcia, że był aż tak silny. Mike wydawał się niepozorny. W akcie desperacji, nieporadnie uniosła nogę i wbiła obcas w czubek jego buta.
- Nie tym razem. – Warknęła, odsuwając się od niego szybko, gdy puścił ją niczym poparzony, krzywiąc się z bólu. Dla pewności cofnęła się jeszcze kilka kroków, spoglądając na niego z obrzydzeniem. Momentalnie jej ulżyło, odzyskała równowagę, a wraz z nią swoją pewność. Choć serce waliło jej jak oszalałe, wiedziała, że najgorsze za nią. Wróciło racjonalne myślenie. Oblizując wyschnięte wargi, rozejrzała się szybko dokoła. Miała ochotę Ich wszystkich roztrzaskać. Oddychała szybko i nierówno, stojąc z rękoma założonymi na biodra. Czekała, aż przestanie się miotać i wyprostuje się. Miała ochotę go unicestwić, długo i boleśnie. Uspokoiła oddech, wygładziła ubranie i zaciskając pięści, zabijała go nienawistnym spojrzeniem. Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami, miała ochotę wybuchnąć, a pomimo tego stała twardo, dumnie unosząc głowę. Nic nie było na tyle złe, by miała dać się ponieść emocjom. Nic. W końcu przestał się miotać. Oburzony ruszył w jej kierunku. To były sekundy. Instynktownie zamachnęła się, trafiając w sam nos. Promieniujący ból rozszedł się po jej ręce. Usłyszała krzyk, jak się okazało Michaela, wzmożony szum na korytarzu i jej własne syknięcie. Strzepnęła dłoń, jakby to miało sprawić, że ból zniknie. Ścisnęła ją mocno drugą dłonią. Oczy zaszły jej mgłą, więc mocno je ma moment zacisnęła. Gdy je otworzyła, zobaczyła, że ktoś podszedł do niego, chciał mu pomóc, a ten wrogo odganiał się, jak od natrętnej muchy, trzymając się za nos. Skrzywiła się. Skoro ją zabolało tak bardzo, to jemu musiało być gorzej. Nikt nie będzie jej poniżał. Tym bardziej on. Wrzawę na korytarzu przeciął donośny głos dyrektora. Wszystko później działo się już bardzo szybko. Najpierw rozgonił wszystkich na lekcje, Mike'a wysłał do pielęgniarki, a później wezwał go do siebie, a Scarlett poprowadził za sobą. Splatając ręce na piersi, butnie maszerowała za nim. Jeszcze tego brakowało, żeby musiała płacić za ratowanie swojego honoru. W gabinecie, który poziomem znacznie różnił się od sal lekcyjnych, kazał jej usiąść naprzeciw swojego biurka, poczym sam zasiadł w swoim fotelu, rozpierając się na nim wygodnie. Ulokował w niej protekcjonalne spojrzenie, na co zareagowała uniesieniem brwi i splecieniem rąk na klatce piersiowej. Założyła nogę na nogę, spoglądając na niego równie pewnie.
- Panno O’Connor, proszę mi wytłumaczyć, dlaczego pobiłaś Millera?
- Pobiłam? - Wywróciła teatralnie oczami. - Ja się tylko broniłam, panie dyrektorze. Gdyby pana ktoś złapał wpół i w dodatku trzymał za pośladki, to też by pan tak zareagował. – Przed oczami stanął jej obraz dyrektora w objęciach Mike'a i musiała je na moment zamknąć, by się nie roześmiać. Skrajności. Otwierając je, zobaczyła, jak dyrektor kręcił głową z rezygnacją.
- Musiałaś go zaraz bić?
- Już panu mówiłam, że go nie pobiłam. Broniłam się. Po prostu się broniłam. – Wzruszyła ramionami, poprawiając się na miejscu. Była oszołomiona. Wszystkie emocje kotłowały się w niej, stopniowo wybuchając, co chwila na nowo. To wszystko trwało kilkadziesiąt sekund, nie było czasu, by baczyć na nie. Złość, bezsilność, poniżenie i strach, który też gdzieś się pojawił, mieszały się ze sobą. Wzdychając, przeczesała włosy palcami.
- Jestem ciekaw, co będzie, jak się okaże, że złamałaś mu nos.
- Niestety, aż tak silna nie jestem. Wie pan, co? To niesprawiedliwe. On się do mnie dobiera, prowokuje mnie, poniża, wszystkiemu przygląda się pół szkoły, nikt nie raczy się ruszyć, a kiedy sama próbuję się bronić, to obrywa mi się za to.
- Jeszcze ci się nie oberwało. Usiłuję ustalić przebieg wydarzeń.
- Mogę panu go panu przedstawić, nawet ze szczegółami.
- Wystarczy pobieżnie. – Rozsiadł się w fotelu, składając ręce na bokach fotela i stykając palce przed klatką piersiową. Chyba chciał wydawać się dostojniejszym niż był w rzeczywistości.
- Pominę fakt, że Mike przyczepił się do mnie już dawno. Dziś nachalnie mnie nagabywał, a kiedy kazałam mu odejść, zabrał się za rękoczyny. Jakoś udało mi się wyswobodzić, a kiedy znów się na mnie rzucił, to mu przyłożyłam. Instynktownie.
- Instynktownie.
- To się nazywa obrona własna, panie dyrektorze. Szkoła pełna ludzi, a ja nie mogę się czuć w niej bezpiecznie.
- Może dałaś mu jakieś podstawy..
- Ja podstawy?! Od kilku miesięcy powtarzam mu, że jest dla mnie nikim i miałabym mu dać podstawy?! Naprawdę, to bardzo romantyczne. – Wywróciła oczami, posyłając dyrektorowi powątpiewające spojrzenie. Balansowała na krawędzi, ale już na innym dywaniku nie mogła wylądować, więc wszystko było jej obojętne.
- Nie unoś się.
- Nie unoszę się.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny, Scarlett.
- Do czego pan pije? Swoją drogą ma pan rację. Gdyby Mike nie dobierał się do mnie, to nie uderzyłabym go. Broniłam się. Już mówiłam. Nikt nie będzie mnie poniżał, tym bardziej w miejscu publicznym. To, że jestem od niego słabsza, nie znaczy, że może mi uwłaczać. Nie pozwolę się obmacywać, ani nie będę wysłuchiwać obraźliwych komentarzy.
- Nie wdziałem tego zajścia.
- Więc dlaczego insynuuje pan, że wynikło ono z mojej winy?
- Sugeruję się tym, co powiedziała pani Lockerman.
- Wszystko wiadomo.
- Słucham?
- Jeśli chodzi o osobę moją i Millera, to pani Lockerman nie jest najlepszym sprawozdawcą. Już widzę, jak przekręciła fakty. – Skwasiła się.
- Miarkuj się, Scarlett.
- Taka prawda. Ona mnie nie lubi, a Mike jest jej pupilkiem.
- Jeśli masz powiedzieć za dużo, lepiej nie mów nic.
- Mówię tyle ile uważam. Nie sądzi pan, że odeszliśmy od powodu mojej wizyty w pańskim gabinecie?
- Co z wami zrobię, zdecyduję, kiedy porozmawiam z Mike. Możesz iść do domu, - poderwała się z miejsca – ale pod warunkiem, że odbierze cię ktoś dorosły. Nie Liv, w każdym razie.
- A dlaczego nie mogę iść sama?
- Tak postanowiłem.
- Mama jest w pracy.
- Jakiś wuj, może ciotka albo kuzyn? – Skwasiła się. Szkopuł tkwił w tym, że nie znała swoich ciotek, wujów, ani kuzynów. Nie znała nikogo ze swojej rodziny. Ze strony taty jedynym krewnym był dziadek, który dawno zmarł, a ze stroną mamy sytuacja była jasna. Hym… Kuzyn? Na jej buzię wpłynął cwany uśmiech, który zaraz zatuszowała poważną miną. Kuzyn.
- Mogłabym zadzwonić? – Mężczyzna skinął głową, więc brunetka wyjęła telefon i szybko wystukała numer. Po dwóch sygnałach usłyszała w słuchawce głos swojego nowego kuzyna.
- Co jest, piękna? Nie powinnaś mieć przypadkiem matmy? – Uśmiechając się do słuchawki, opadł na miękki fotel, układając się w nim wygodnie.
- Cześć, Tom. Słuchaj, jest taka sprawa. Potrzeba mnie odebrać ze szkoły. Mama jest w pracy, a Liv nie może. Wiem, że ciocia i wujek też są zajęci, więc pomyślałam o tobie. Co ty na to, kuzynie? Miałbyś chwilę?
- Kuzynie?
- Tak, tak. Wszystko w porządku. Miałam małą scysję i wiesz, mogę się zwolnić do domu.
- Co ty kręcisz? Jaką scysję?
- Jesteś kochany, że się tak martwisz, ale teoretycznie jest już okej. Wszystko ci opowiem w drodze do domu. To jak masz chwilę? Chyba nie chcesz, żebym tu kwitła do szesnastej, co? – ‘Scysję’, ‘kuzynie’? Kręcąc głową, wstał z siedziska i skierował się do przedpokoju, po drodze chwytając kluczyki z szafki.
- Oczywiście, że nie, kuzynko. – Rozśmiał się do telefonu. – Będę za piętnaście minut. – Rozłączył się, a Scarlett usłyszawszy przerywany sygnał, schowała telefon. Usiadła z powrotem na krześle, a dyrektor uznając, że załatwiła sprawę, zajął się swoimi sprawami. Natomiast ona nie mając nic lepszego do roboty, czytała treść dyplomów, zawieszonych na ścianach. Swoją drogą, dziwne, że Mike jeszcze nie przyszedł. Nie miała ochoty go oglądać. Liczyła, że porządnie go zabolało. Myśl, że taki ktoś, jak on miał nad nią fizyczną władzę, napawała ją złością i jeszcze większym obrzydzeniem. Jednak nie miała zamiaru dać mu za wygraną. To ona wyjdzie stamtąd z podniesioną głową. Ile razy miałaby upaść, tyle razy wstanie. A taki marny ktoś jak Mike nie przyprze jej do muru. Nieważne, co mówił i robił. Nieważne jak bardzo wykorzystały przeciwko niej, to co niegdyś do niego czuła, nie miała zamiary mu się poddać. Nie ona.

Kuzyn Tom wkracza do akcji. Szybkim krokiem przemierzał szkolne korytarze, w zasadzie nie wiedząc gdzie powinien się kierować. Nie natknął się na nikogo po drodze, nawet woźnego. Z tego, co pamiętał, woźni kręcili się wszędzie tam gdzie nie powinni. Nie miał z nimi najlepszych wspomnień. Na głównym holu zobaczył spory plan szkoły. Szukając gabinetu dyrektora, poczuł, że ktoś za nim stanął. Oczami wyobraźni widział jakąś panią Krysię z wielką miotłą. Odwróciwszy się, doznał całkiem przyjemnego dla oka szoku. Stała obok niego wysoka szatynka, szczupła, kształtna, odrobinę za bardzo spalona w solarium, ze zbyt przyniszczonymi włosami i zbyt agresywnym makijażem, ale nawet niezła. Dziwił się, że bezkarnie krążyła po szkole w stroju odsłaniającym więcej niż zasłaniającym, no, ale może ta rządziła się swoimi prawami. W końcu odkąd skończył edukację minęło już trochę czasu. W każdym bądź razie owa szatynka patrzyła na niego tak, jakby miała ochotę się na niego rzucić. Może w innej sytuacji skusiłby się, ale zdecydowanie wolałby, żeby to Scarlett się na niego rzuciła, to byłoby zdecydowanie bardziej interesujące. Zdał sobie sprawę, że cały czas się jej przyglądał. Odchrząknął.
- Tak?
- Szukasz kogoś? – Spytała, jak na jego oko zbyt wyuczonym, tonem pełnym seksapilu. Lustrowała go mało skromnym spojrzeniem, na co znów odchrząknął, spoglądając na plan.
- Szukam gabinetu dyrektora.
- A co cię do niego sprowadza, - ruszyła korytarzem, przez co uznał, że miał iść za nią. Odrobinę obawiał się, że wyprowadzi go do jakiejś toalety, a szczerze powiedziawszy nie miał na to ochoty. Sam się sobie dziwił, bo jeszcze kilka miesięcy wcześniej zapewne nie odmówiłby. I pomyśleć, że to wszystko robota Scarlett. – Tom. – Wyraźnie zaakcentowała jego imię, jakby chciała mu unaocznić, że wiedziała, kim był, czego nietrudno było się domyślić. Odwróciła się, racząc go długim spojrzeniem. Z dwojga złego wolał to niż miałaby się na niego rzucić. Idąc za nią i patrząc na jej kolebiące się biodra, uświadomił sobie, jak długo już… obywał się bez. To też przez Scarlett. Do niedawna nie pomyślałby, że tak można. Dziwne, że mając ją zupełnie nie ciągnęło go do innych. W sumie nie miał jej w żadnym tego słowa znaczeniu. W każdym razie, kiedy była obok, to nie pragnął innych. Oczywiście nikt nie mówi o niej, bo ona to inna sprawa, oj baaardzo inna. Odruchowo pokręcił głową. Szatynka cały czas wpatrywała się w niego, uznał, że wypadałoby odpowiedzieć.
- Powiedziałbym, że kto. Moja… kuzynka.
- O nie wiedziałam, że do mojej szkoły chodzą kuzynki tych Kaulitzów.
- Taka troszkę przyszywana. – Zatrzymała się przed białymi drzwiami, wskazując na tabliczkę. -Dzięki.
- Do usług. – Uśmiechnęła się unosząc brew i zagryzając wargę. Wcale nie odebrał tego jako aluzji, ani, ani. Mijając go, delikatnie, niby przypadkowo otarła się o niego. Nie odwrócił się. Szybko zapukał. Dziwna była. Usłyszawszy donośne ‘proszę’, wszedł do środka z jakże przejętą miną. Scarlett momentalnie poderwała się z miejsca, a zaś sam dyrektor spojrzał na niego badawczo. Jakby mu ćmiło, że już go gdzieś widział.
- Coś ty znowu nabroiła, kuzynko? – Podchodząc, pogroził jej palcem, po czym troskliwie objął ramieniem. - Już się boję myśleć. Ciocia nie będzie zachwycona. Bo wie pan, – zwrócił się do dyrektora – Scarlett to wszędzie pełno. Teraz to już trochę spoważniała, ale w dzieciństwie… Co ja z nią miałem? - Machnął niedbale ręką, wywracając oczami. – Jednego razu bawiliśmy się w lekarza i wie pan, co? Przyniosła z kuchni tasak i chciała wyciąć mi wyrostek robaczkowy. Na szczęście zwiałem. – Tom mówił z takim przejęciem, że gdyby nie wiedziała, że ściemniał, to uwierzyłaby mu. – No, ale ja już sobie z nią porozmawiam w domu, żeby nie martwić cioci. Chodź kuzynko, chodź. Nie będziemy panu przeszkadzać. – Dyrektor odrobinę oszołomiony, kiwnął głową i wstał, gdy wychodzili. – Dowidzenia, panu. – Tom strzelił uśmiechem numer pięć, a Scarlett mruknęła coś na rodzaj pożegnania, dusząc śmiech.
- Żegnam i widzę cię jutro u siebie, Scarlett. Z samego rana. – Tom obejmując dziewczynę, pchnął drzwi, a po ich drugiej stronie stanął przed nimi Mike. Ciężko określić, kto bardziej się zdziwił, ale pewnym było, że Mike wyszedł z tej potyczki gorzej niż Scarlett. Brunetka posłała mu nienawistne spojrzenie i uniósłszy dumnie głowę, ujęła oplatającą ją rękę Toma. Przy nim czuła się pewnie. Tom poczuł, jak Scarlett sztywnieje, zobaczył jego nos i połączył fakty. Spojrzał na niego z wyższością, po czym mocniej przyciągnął do siebie Scarlett. Szli w milczeniu przez kolejne korytarze, Serena nie omieszkała nie czekać przy wyjściu, gdzie uraczyła Toma słodkim uśmiechem. Widząc przy nim brunetkę, mina odrobinę jej zrzedła, ale usiłowała nie dać nic po sobie poznać. Minęli ją bez słowa, dopiero, gdy drzwi trzasnęły za nimi, Scarlett ciężko odetchnęła.
- Zabierz mnie do domu.


Z pokojem Scarlett wiązł dwa wspomnienia. Pierwszym były ból głowy i dziura w pamięci wielkości kosmosu, drugim, że kołysał ją do snu. Teraz siedząc w nim znów nie wiedział, czego się spodziewać. Odkąd poprosiła, by zabrał ją do domu, nie odezwała się słowem, póki nie przekroczyli jego progu. Tam powiedziała, by się rozgościł w jej pokoju, bo musi wziąć prysznic i tak nie było jej już z dwadzieścia minut. Usadowił się na łóżku, a w między czasie zdążył zrobić herbatę, bo pomyślał, że mogła mieć na nią ochotę i czekał. Jedyną zmianą, jaką zarejestrował w pomieszczeniu, było to, że ze ścian zniknęły plakaty. Zamiast tego na szafce nocnej Scarlett pojawiły się fotografie. Jedna przedstawiała ich wszystkich razem, pierwszego wieczoru w Loitsche, a druga jego i Scarlett w salonie, gdy siedzieli obok siebie na sofie, ona opierając się o poduchę na boku sofy, trzymała nogi na jego udach. On głodził je lekko, a Scarlett bawiła się rękawem jego bluzy. Liv pstryknęła zdjęcie akurat, gdy na siebie spoglądali i musiał stwierdzić, że wyszło ładne. Musiał załatwić sobie takie samo. Tak bardzo lubił na nią patrzeć, chłonąć z jej niewinnej delikatności, napawać się widokiem jej pyzatej buzi, rumianych policzków, ładnie zarysowanych, malinowych ust i najładniejszych w świecie niebieskich oczu. To było coś nowego, dotąd nieznanego, coś, czego uczył się z nią i dzięki niej. To wyprawa, którą rozpoczął jakiś czas temu, gdy pragnął odnaleźć prawdziwego siebie i która trwa nadal i trwać będzie, póki nie odnajdzie tego, czego nazwać nie potrafi. Drzwi lekko skrzypnęły i brunetka pojawiła się w nich. Szła lekko pochylona do przodu, susząc włosy ręcznikiem. Przewiesiła go zaraz przez oparcie krzesełka i szybko usadowiła się obok Toma. Nawet w dresach i powyciąganym t - shircie, bez śladu makijażu i tych wszystkich dodatków wyglądała słodko. Przykryła się kołdrą i dopiero, gdy siedziała wygodnie, spojrzała na Toma.
- Musiałam zmyć to z siebie.
- Co takiego?
- Jego dotyk. - Patrzyła Tomowi prosto w oczy, a jej niebieskie tęczówki przepełniał smutek. Bardzo dawno jej takiej nie widział. Pomimo, że zdawała się trzymać dziarsko, tym spojrzeniem powiedziała mu wszystko, co chciał wiedzieć. - Bo chyba powinnam ci opowiedzieć, skąd ten cały szum, nie? - Tom kiwnąwszy głową, podał jej kubek z parującym napojem, na co uśmiechnęła się delikatnie. Był zafrasowany. Nie spuszczał z niej wzroku, lustrując uważnie jej buzię. - Nie wiem czy poznałeś, ale to był Mike. Ten, który kiedyś przyszedł do klubu i prosiłam cię… - zawahała się - pamiętasz? – Kiwnął głową, a dziewczyna kontynuowała. - On chyba usiłuje mnie poderwać. Znaczy powiedziałabym, że jemu chodzi… o wiesz. - Westchnęła, upijając łyk herbaty. - Do tej pory te jego zaloty były niegroźne, odpierałam je jednym porządnym docinkiem, ale ostatnio coś się zmieniło. Dziś był na to najlepszy dowód. Zaczął się do mnie po prostu dobierać, na holu, przy ludziach. To było takie okropne, Tom! - Pierwszy raz odkąd zaczęła mówić, spojrzała mu prosto w oczy, czego zaraz pożałowała, bo pozwoliła mu tym zobaczyć, jak drżała jej bródka. Zachłannie nabrała powietrza. - On dotykał mnie, był tak blisko! Czułam się taka upokorzona… - Tom bez słowa objął Scarlett ramieniem i mocno przytulił do siebie, nie przerywając jej przy tym. Oparła głowę na jego ramieniu, lokując wzrok w falującej tafli herbaty. - Nikt mi nie pomógł, wiesz…? Nikt nie ruszył się z miejsca, żeby go odciągnąć czy coś. Stali i patrzyli, jak w kinie. Tylko popcornu brakowało. – Prychnęła z pogardą. - Dopiero, kiedy jakoś udało mi się wyrwać i on znów ruszył w moją stronę i kiedy go uderzyłam, to wtedy ktoś się ruszył, ale do niego. Wiem, ze nie mam najlepszej opinii w szkole, że mało kto mnie lubi, bo sama lubię mało kogo, ale… tak bardzo się bałam, Tom. – Skręcił się nieco w stronę Scarlett i wolną ręką ujął opuszkami palców jej brodę, unosząc ją ku górze. Nadal drżała niebezpiecznie, a oczy, w które z troską spoglądał, zaszły mgłą.
- Poradziłaś sobie i z nim i z dyrektorem i zawezwałaś swojego super kuzyna. Niejedna poddałaby się, ale nie ty. Ty walczysz do końca i wygrywasz, dziś z nim, jutro z kimś innym. Zawsze sobie radzisz, Maleńka.
- Ja bym chciała czasem nie musieć sobie radzić. Chciałabym, żeby ktoś wziął mnie za rękę i po prostu prowadził. Mam już go dosyć, wiesz? Jego cień wciąż mnie prześladuje. I wiesz, co jeszcze? Nienawidzę, kiedy mówi do mnie ‘maleńka’, a robi to wciąż. Tylko ty tak możesz. - Ostatnie dodała po namyśle ze sporym naciskiem. Uśmiechnął się ciepło i wyjąwszy kubek z rąk Scarlett, odstawił go na szafkę. Wstał i odrzucił kołdrę. Zrobiło się jej zimno, ale nie protestowała. Lekko zadziwiona przyglądała się jego pewnym ruchom. Usiadł z powrotem i sprawnie usadził ją sobie na kolanach. Nawet nie zdążyła zacząć stawiać oporu. Odgarnął jej wilgotne włosy, by nie przeszkadzały ani Scarlett, ani jemu i szczelnie otulił kołdrą ją i przy okazji siebie.
- Tylko ja będę mówił, Maleńka. – Ucałował ją w czubek głowy, a Scarlett wtuliła buzię w materiał jego bluzy.
- Tom, bo ja ci chyba powinnam opowiedzieć.
- O czym?
- Jak to ze mną wtedy było i dlaczego tak zachowałam się w Loitsche?
- Tylko jeśli chcesz.
- Chcę. Bo ja kiedyś byłam inna, niż jestem teraz. Nie mam na myśli tylko charakteru. Wyglądałam inaczej, żyłam inaczej, czułam inaczej… byliśmy grupą. Mike, Samara, Tasha i kilkoro innych. Chodziliśmy do jednej klasy, razem się wychowywaliśmy, znaliśmy się od małego. Byliśmy różni, każde z nas słynęło z czego innego. Dziewczyny i Mike nieziemsko tańczą, każde z nich ma mistrza w innym stylu, ale razem tworzą coś pięknego. Taką mieszankę. Reszta też w zasadzie tańczyła. Poza mną. Oni ćwiczyli całe popołudnia, a ja przesiadywałam na barierkach i patrzyłam. Czułam się zbyt słaba na to by spróbować im dorównać, ale za to czasem śpiewałam. Oni tańczyli, a ja zmyślałam słowa. To był mój jedyny pewnik. Ani nie wyglądałam, ani nie byłam dobra w gadce, ani… w niczym. Mała zakompleksiona dziewczynka, która całe życie chce chować się za tatą. Scarlett była dobra, bo Scarlett zawsze pomogła, zrobiła domowe, gdy oni tańczyli, bo co miała do roboty? Byłam im potrzebna i chyba dlatego mnie trzymali przy sobie. I wiesz, co, zakochałam się w nim. To było takie nie do opisania. Robiłam wszystko, by być blisko. Robiłam wszystko, by mnie dostrzegł, bym w jego oczach nie była tą małą, nieśmiałą dziewczynką. Tą, która nastawi karku, wymyśli dobrą wymówkę, zrobi dobrą minę do złej gry. Przyprowadzał kolejne dziewczyny, flirtował, zabawiał, a mnie pękało serce. W jakiś sposób dowiedział się o tym, co czuję. Teraz, jak o tym myślę, to do głowy przychodzi mi tylko Samara. Ona byłaby zdolna do tego, żeby się wychlapać. Zaczął mi robić nadzieje, a ja naiwna uwierzyłam, że dostrzegł we mnie to coś. Rozmawialiśmy, spotykaliśmy się, to było takie ekscytujące. Byłam gotowa zrobić dla niego… wszystko. Naprawdę wszystko. – Szepnęła, a Tom zacieśnił uścisk. – Jednego dnia zebrałam się w sobie, żeby mu powiedzieć, co czuję. Teoretycznie wiedziałam, że wiedział, ale chciałam to zrobić oficjalnie i zrobiłam. Siedzieliśmy na trybunach stadionu, w dole nasi ćwiczyli. I wiesz, co zrobił, kiedy mu powiedziałam? Przysunął się bliziutko, jakby chciał mnie pocałować i roześmiał mi się w twarz. Perfidnie, donośnie i z wielką satysfakcją sprowadził mnie do parteru. Zabił wszystkie moje nadzieje. Wykrzyczał mi w twarz, tak żeby wszyscy słyszeli, jaka jestem brzydka, nic nie warta, odpychająca, jak dobrze się mną bawił. Wtedy uciekłam i już nie wróciłam. Zerwałam z nimi kontakt. Zmieniłam szkołę. Zmieniłam siebie. Poznałam siebie, zrozumiałam i przed wszystkim stałam się sobą. To, co czułam przez te miesiące, było nie do opisania. Łzy, ból i samozaparcie, którego źródła nie jestem w stanie pojąć do dziś, uczyniły mnie tą, którą jestem. Wtedy narodziły się te wszystkie zasady, postanowienia i chyba najważniejsze. Narodziła się moja wiara w marzenia i w siebie, przede wszystkim w siebie. Postanowiłam pokazać całemu światu, że jestem coś warta, ale pomimo tego, że oblekłam się tą skorupą, pozostał strach przed zaufaniem, przed bliskością… przed miłością. Dlatego tak strasznie boję się tego, co dzieje się między nami. Choć jestem ciebie pewna i tak lękam się, że znikniesz. – Westchnęła ciężko, unosząc głowę. Tom wpatrywał się w Scarlett w milczeniu, delikatnie mrużąc oczy. Powiedziała mu to, co do tej pory wiedziała tylko Liv. Kamień spadł z jej serca, ale jednocześnie pojawił się w nim taki dziwny ucisk. Najdelikatniej, jak umiała kokosiła się na jego kolanach, a on instynktownie mocniej przyciągnął ją do siebie.
- Dupek. To co mówisz jest… okropne. Nie rozumiem niektórych facetów, chociaż… przecież. – Uciął, nie wiedząc, jakie dobrać słowa.
- Nieważne ile razy upadniesz. Ważne ile razy wstaniesz. On leży nieustannie i nawet nie próbuje wstać. Muszę powiedzieć ci coś jeszcze. – Zagryzła wargi, spuszczając wzrok.
- Co takiego?
- Ten nasz pocałunek był moim… pierwszym. – Gdy nie podnosiła wzroku, znów ujął jej bródkę, by unieść ją i spojrzeć jej w oczy. Napotkała czuły uśmiech, po którym zrobiło się jej jakby lżej.
- Moja mała Księżniczka. – Szepnął, przyciągając Scarlett mocno do siebie. Ufie wtuliła się w jego ramię, dotykając noskiem szyję Toma. Uśmiechnął się, pogładziwszy ją delikatnie po plecach. Przyłożył policzek do czubka głowy Scarlett i przymknął powieki. - On zniknie, mówiłem ci, zniknie. Ja mu w tym pomogę. – Na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech. Potarła noskiem wrażliwą skórę, wywołując z ust Toma niekontrolowane westchnięcie, które raczej wolałby ukryć. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.  
- Jedno w tym wszystkim było dobre. Wyrwałam się z ramek. Nikt mnie już nie szufladkuje. Nie jestem jakąś tam Scarlett. Jestem Scarlett, która wie, czego chce i zmierza po to.
- A czego chcesz?
- Zdać matmę, by udowodnić sobie, że mogę. Chcę śpiewać, bo nie wyobrażam sobie, bym mogła robić cokolwiek innego. No i najważniejsze. – Zrobiła małą pauzę, nakręcając przy tym materiał t – shirtu Toma na palec. - Chcę przestać bać się miłości i kochać najbardziej jak się da.
- A ja znajdę miejsce w twojej wizji? – Zapytał, unosząc brwi. Scarlett podniosła się do pozycji siedzącej, opierając splecione ręce na jego klatce piersiowej, dzięki czemu byli na tyle blisko, by prawie stykać się nosami. Filuternie przygryzając wargę, spoglądała mu w oczy.
- Wiesz, ośmieliłabym się stwierdzić, że… ty chyba stajesz się moją wizją. – Taka odpowiedź musiała Toma najwyraźniej zadowolić. Jeden kącik jego ust powędrował nieco wyżej niż drugi, gdy układały się w cwany uśmiech. Przyglądał się Scarlett przez moment, dokładnie analizując każdą najmniejszą część jej buzi, po czym spytał, poważniejąc;
- Co powiesz, jakbym cię pocałował? – Zastanowiła się przez moment, teatralnie wywracając oczami, po czym zupełnie poważna, spojrzała mu w oczy.
- Nic nie powiem, bo będę miała zajęte usta. – Chwilę spoglądał jej prosto w oczy, by powolutku pochylić się bardziej nad buzią Scarlett i musnąwszy noskiem jej nosek, czule otulił swoimi jej wargi. Ciało dziewczyny rozluźniło się zupełnie, gdy zakładając ręce na kark Toma, czuła jak jego zacieśniają się w uścisku na jej plecach. Jego prawa ręka zatrzymała się na biodrze dziewczyny, delikatnie muskając opuszkami jej pośladek. Zadrżała, gdy czule drażnił jej wargi krótkimi pocałunkami. W pełnej świadomości otumanionego emocją umysłu była pewna, że Tom odgoni jej lęk. Kruszył go każdym kolejnym pocałunkiem, umacniając jej wątłą ufność. Przesunął dłoń na wysokość łopatek brunetki, by drugą położyć na jej udzie. Pewnie trzymał ją w ramionach, gdy składał pocałunki długo i z przekonaniem na jej policzkach, brodzie, nosku, czole i powiekach. Jej dłonie delikatnie dotykały jego karku, przywołując nań gęsią skórkę.  Ich ciała stykały się, oddychając, czuła jak jej klatka piersiowa napierała na jego tors. Nie czuła skrępowania. Zupełnie niebezpieczna bliskość nie budziła lęku, nie paraliżowała ciała, nie przywoływała przeszłych zdarzeń. Ta cudownie niebezpieczna bliskość tworzyła nową historię i rodziła nowe wspomnienia. Tą cudownie niebezpieczną bliskością oddawał jej to, co niegdyś tamten odebrał. Delektował się słodkim smakiem jej delikatnej skóry, chłonąc jej zapach i dotyk. Najlepiej jak potrafił ofiarował jej całą prawdę przekonania, z jakim trzymał ją w ramionach, pieścił pocałunkami i pragnął ukoić swą siłą jej lęk. Między jednym muśnięciem warg, a kolejnymi wyswobodziła się z jego objęć. Niechętnie i powolutku podniosła się nieco i spojrzała Tomowi w oczy. - Tylko nie znikaj, dobrze?
- Nie mam zamiaru, w końcu mam na ciebie czekać, prawda?


Ta miłość,
Nigdy nie powiedziała kocham.
Nie wie, że jest miłością.

Tom poprawił ją na swoich kolanach, sadowiąc Scarlett wygodniej. Ugiął nogi w kolanach, tworząc dla niej ciepłe gniazdko w miękkiej pierzynie i jego ciasnym uścisku. Oparła głowę na jego ramieniu, a Tom kołysząc ją w swoich ramionach, wargami muskał jeszcze wilgotne włosy Scarlett, wdychając ich zapach. Od tej chwili, wanilia była jej zapachem.



Ta miłość,
Nie musi mówić kocham,
By być miłością. 

8 komentarzy:

  1. ~Tom'sGirl

    30 sierpnia 2009 o 01:20
    wybaczysz mi, jeśli nie uda mi się dobrać odpowiednich słów?. jeśli powiem tylko jedną rzecz… kocham to, a ten odcinek miał w sobie to coś, bardzo dużo tego czegoś! chciałabym Ci jeszcze coś sprezentować. nie wiem dlaczego, ale to http://www.youtube.com/watch?v=wunvwHyR-8w bardzo kojarzy mi się ze Scarlett i jej przeszłościom.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Sinner
    24 sierpnia 2009 o 11:12
    Cudowne. Tylko tyle mogę powiedzieć, bo nie da się tak tego wyrazić słowami. Scarlett dobrze zrobiła, opowiadając o wszystkim Tomowi – dzięki temu Kaulitz będzie mógł jej w razie czego pomóc, bo wszystko już rozumie. Szczerze to nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek inny mógł udostępnić Scarlett wizerunek, że tak powiem. Tylko Christina jest tego godna. Cóż, czekam na następny odcinek, zwłaszcza, że ostatnio bardzo zainteresował mnie wątek Liv :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ~nadie
    24 sierpnia 2009 o 15:53
    to będzie mój ulubiony odcinek! postaram się napisać dzisiaj trochę dłużej, bo tak długaśnie ode mnie to chyba jeszcze tu nie było, cooo? nie zacznę od początku, wybacz. 1. Scarlett i Mike. I DOBRZE, ŻE MU PRZYŁOŻYŁA. MOGŁA JESZCZE MOCNIEJ! dobra, już się uspokoiłam i wylałam z siebie emocje. on jest jakiś niedorozwinięty chyba, co? niech T. go pobiiije! może mu pokaże, gdzie jego miejsce i się w końcu odczepi głupek jeden! 2. Tom i Serena! tutaj coś śmierdzi, ja to wieeem! coś się szykuje, zła Serena, zła! (dobrze napisałam jej imię?) 3. Tom i Scarlett. jeeezu, takie sceny to ja bym mogła czytać i czytać i czytaaać. kurczak! to było taaakie słodkie! (złe określenie?) no w każdym bądź razie, lubię ich razem. O. 4. Biseks. Biseks to jednak, kurcze, Biseks. w tym momencie nie wiem, co mam napisać. jego nie da się podrobić, no. chyba go lubię w twoim opowiadaniu, wiesz? całkiem miły jest.miało być długo, ale nie jest. dobra, w każdym bądź razie, LOFF JA!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Kainka
    24 sierpnia 2009 o 21:11
    Jej, jak Ty tym opowiadaniem potrafisz wyzwolić we mnie tyle uczuć ;). Ale zacznę od początku. Mike, ohydny, perfidny gnoj.ek. Co on sobie wyobraża? Czemu on tak cholernie pragnie Scarlett? Bo zrobiła się pociągająca, bo ubiera się kuszaco, bo wie czego chce? Chciała kiedyś jego… on jej nie chciał. Teraz nagle mu się odwidziało. Chce ją dodać do swojej kolekcji. Żeby ją jeszcze kochał, ale nie. On chce ją tylko wykorzystać i zostawić. Znów zranić. Wcale jej się nie dziwię, że stworzyła dookoła siebie taką skorupę. Bała się kolejnego upokorzenia ; ). Zdziwiłam się jednak, że ona pierwszy raz całowała się z Tomem… Ale widać, że Mike tak ją zraził do chłopaków, że nie miała ochoty w ogóle się z nimi zadawać. Mike i jego genialne pomysły. Co on myśli, że korytarz szkolny jest najlepszym miejscem na jego zaloty? Żeby ją chociaż objął delikatnie, z uczuciem, jak to robi Tom. Ale nie, on musi kłaść jej ręce na pośladki. Pala.nt jeden ;/. Jak ja go mogę nie lubić xD. Dobrze, że mu przywaliła w tego nochala! A jeszcze lepiej by było, jakby mu złamała go! No i Tom został jej kuzynem, hihi. Jak opowiadał o tym wycinaniu wyrostka robaczkowego, to sama się uśmiechnęłam pod nosem. Kaulitz i jego pomysły xD. Coś czuję, że Mike będzie chciał odzyskać Scarlett, a Serena poderwać Toma. Ale mam nadzieję, że oni się nie dadzą! Że ich miłość, bo wierzę, że to co między nimi istnieje to miłość, przetrwa wszystko. To chyba moja ulubiona para. Scarlett i Toma. Dziewczyna pomagająca wstać, chłopak chcący uchwycić wyciągniętą rękę. Dziewczyna z przykrymi wspomnieniami, chłopak, który był już prawie na dnie. Dziewczyna pragnąca mimo wszystko miłości, chłopak pragnący Scarlett. Blondyn i Brunetka. Hihi ; )./ Pozdrawiam ;].[immer-an-dich]

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Traum
    24 sierpnia 2009 o 21:15
    Pokazałaś Billa od zupełnie innej strony. Zawsze był u Ciebie takim wesołkiem, siłą komiczna w tym opowiadaniu. teraz… Prawie go nie poznałam. Bardzo podobało mi się to jego przekonanie, że zaraz coś się wydarzy, że czegoś szuka, że po coś znalazł się tym parku. Cieszę się, że będzie go więcej, dziękuję :). Jejku… Powiem Ci że bardzo przeżywałam sytuację w jakiej znalazła się Scarlett. Nienawidzę przemocy tego rodzaju (nie to że inną lubię, ale ta… brr). Ale wiesz, co? Przez całą scenę, do początku do finału „mowiłam do niej” żeby wbiła mu obcas w stopę. I wbiła! xDD I jeszcze dała po nosie. Mądra dziewczynka. Oczywiście również zgadłam, że kuzynem będzie Tom, choć jeszcze przemknął mi przez głowę jej brat, i tylko odrobinkę zdziwiłam się, zęgo tak dobrze zna. Ale, okazało się, żę myśl pierwsza miała rację i to był Tom. To było świetne! Coś cudownego xD. I tylko Serena troszkę to popsuła, ale tam, i tak nasza S. wygrała ^^. I ta końcówka… Kiedy oni oficjalnie ze sobą będą? xDD Bo to takie… Jakby byli, ale sami tego nei chcą nazwać głośno słowami. Hah, cudownie jest być na bieżąco. Buziaki ;****

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Anneliese

    26 sierpnia 2009 o 01:39
    Strasznie wolno internet zaczął mi chodzić -.- Ale jakoś dobrnęłam do tych komentarzy i no, zaczynam pisać! Wiesz, ja coś czuję, że Rainie to zadzwoni do Billa. A kto jest tym Promyczkiem? I w ogóle, co się dzieje w jej mieszkaniu, że boi się tam wracać? Pewnie jakaś patologia albo coś. Podobało mi się ukazanie Billa w wersji wujka-dobra-rada. :DNastępnie. Mike. Mike. Mike!Jego i Serenę aka Syrenę, to powinni spalić na stosie, a potem jeszcze poprawić, tak dla pewności! No, bo ja nie rozumiem, jak można być tak bezczelnym, chorym na umyśle, jak ten bufon!Też bym mu tak dosoliła. A Tom w roli kuzyna sprawdził się znakomicie! :D Oooch, a to, co się działo potem, to jejciuuu. Mogę to podsumować jednym słowem? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACH! *.* A jak ta Syrena coś namiesza, to się wkurzę i wyrwę jej te zniszczone kłaki razem z tipsami, nakopię do tej chudej du.py i wrzucę do kwasu, żeby jej skóra nie była już taka brązowa!!!!!!…za brutalnie? Nie. :DNo to papusie i całusie w dziubusie! (tekst pożegnalny wymyślony przeze mnie i M. xD)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Freiheit
    5 września 2009 o 00:04
    Kochana, ja po prostu jestem. Jestem, byłam i zawsze będę, ale teraz nie zawsze będę mogła pokazać, że tak jest naprawdę. Boże, ale nagmatwałam. Tak czy inaczej daję znać, że przeczytałam. Że czekałam i że znów czekam. Bo brakuje mi Pinza w niektórych chwilach. Tym opowiadaniem dajesz mi naprawdę ogromną siłę, Dark. Naprawdę ogromną. Póki jestem w Polsce, postaram się kiedyś tam złapać Cię na gadu i choć trochę nakreślić tą pogmatwaną sytuację. (; Bo wydaje mi się, że pewne wyjaśnienia Ci się należą, szczególnie po moich coraz częstszych wpadkach, ot co.Kocham. <3.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Anneliese
    5 września 2009 o 14:44
    To po prostu bardzo nie fair, że wszystkim się fajnie i lekko piszę, tylko nie mnie! *tupie nogą!*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo