15 lutego 2010

29. Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.

Mieszkanie lśniło czystością. Było zupełnie puste. Dotąd śnieżnobiałe ściany, zostały pokryte żywymi kolorami. Nad oknami zawisły firanki, a panele solennie wypastowano. Stał po środku salonu łączącego się z aneksem kuchennym i rozglądał się dookoła. Dosłownie przed półgodziną z mieszkania wymaszerowali jego pomocnicy. Pojawili się wszyscy: Georg i bliźniacy, Liv, Scarlett i nawet Rainie z Candy. Pomagali mu, starając się poprawić. Dziewczyny posegregowały rzeczy Caroline. Przepatrzyły je dokładnie, każdą kieszonkę, sprawdzając czy przypadkiem nie znajdowało się w niej coś niepożądanego. Znalazły dwie uncje jakichś prochów. Wciąż miał je w kieszeni. Z chłopakami i ludźmi z ekipy wyniósł meble, a kilku fachowców, w zaledwie trzy godziny wymalowało całe mieszkanie. Później sprzątali razem, myli i polerowali. Choć nie potrafił się cieszyć, było mu lżej. Przyjaciele starali się, żeby mu dopomóc. Bez wiedzy Caroline zrobił w jej mieszkaniu czystkę. Już podjął decyzję. Nie opuści jej. Pomoże najlepiej jak będzie potrafił, jednak na jego zasadach. Nie wiedział czy się na to zgodzi, czy będzie chciała. Jednak postanowił zaryzykować. Słysząc dzwonek otworzył drzwi, wpuszczając pierwszych tragarzy.
*

Elastyczny materiał bluzeczki w jasnym odcieniu cytrynowej żółci, opinał spory brzuszek Julie. Smukłe palce przebiegły po nim, zaciskając się na nim przez krótką chwilę. Wygładziła fałdy materiału tworzące jej dekolt, by zaraz powieść dłońmi wzdłuż swojej nieco bardziej zaokrąglonej talii i poprawić niewidoczne zakładki, sięgającej końca bioder bluzki. Ciemnoniebieskie jeansy eksponowały nogi blondynki, a sandałki na średniowysokiej koturnie dodawały im smukłości. Dziewczyna westchnęła ciężko, odrzucając do tyłu jasne włosy. Spojrzała w odbicie na Shie'a, który uśmiechał się przekornie, bacznie śledząc każdy jej ruch. Choć byli razem już tak długo, za każdym razem, gdy uchwyciła jego spojrzenie, robiło się jej gorąco. Tak bardzo go kochała. Dzięki niemu uwierzyła, że coś znaczy. Poczuła się piękna, potrzebna i kochana, a to on powtarzał, że uratowała mu życie. Jęknęła żałośnie, opuszczając bezradnie ręce.
- Shie! - Chłopak wstał i podszedłszy objął Julie w pasie, kładąc dłonie na jej brzuchu. Wtulił nos w jej włosy, odpowiadając cichym mruknięciem. - Ja jestem taka gruba! - Szatyn roześmiał się prosto w szyję ukochanej, a jego ciepły oddech owionął jej skórę. Czule splotła swoje z jego dłońmi, gładząc delikatnie kciukami wierzch jego dłoni.

- Chciałaś powiedzieć: jestem taka pociągająca! 
- Nieprawda. Już zapomniałam, jak to jest mieć wcięcie w talii. Cud, że widzę jeszcze własne stopy! Shie - gwałtownie odwróciła się przodem do niego, kładąc dłonie złożone w piąstki na jego torsie i posyłając mu pełne pretensji spojrzenie. Słodko wydęła wargi. - Dlaczego inne dziewczyny są takie szczupłe w ciąży, a ja zaczynam przypominać orkę?
- Kochanie - zaczął, jedną rękę kładąc na plecach Julie, a drugą czule odgarniając włosy z jej twarzy. - Jesteś najładniejszą, najseksowniejszą, najbardziej ponętną dziewczyną w ciąży, jaką kiedykolwiek widziałem. 
- Nieprawda - tupnęła. - Mówisz tak, bo jestem twoją dziewczyną i chcesz mnie pocieszyć. 
- Nie doceniasz mnie, Jul - uśmiechnął się pobłażliwie. Była czasami jak mała dziewczynka. Zwłaszcza teraz, pytała go o rzeczy do cna banalne, denerwowała się jak dziecko, śmiała i płakała, a jej nastroje zmieniały się w ułamku sekundy. Ciąża zrobiła z niej mięciutką kluseczkę i to też w niej kochał. Wcześniej również potrzebowała jego opieki, jednak miała w sobie taką dziwną siłą, która pozwalała jej przetrzymywać ból, nie poddawać się i być dzielną zawsze, kiedy i jak długo było trzeba. Ale w takich chwilach jak te, była tak bezpretensjonalnie słodka i nieporadna, tak cudownie jego, że nie potrafił objąć tego myślą. Szczęście, jakie dawała mu ta dziewczyna, było po prostu nieogarnione. Pocałował ją czule i delikatnie. Dopiero wtedy na twarzy Julie pojawił się uśmiech. 
- Na pewno nie przestanę ci się podobać, jak pod koniec ciąży będziesz musiał przepychać mnie przez drzwi? - Zapytała ostrożnie. 
- Nawet jeśli będę musiał poszerzyć wszystkie, będę cię wielbił i chełpił i ubóstwiał i w ogóle - pogładził wierzchem dłoni jej puszysty policzek i objąwszy ramieniem, poprowadził do drzwi. - Mama pewnie już czeka.
Wszedłszy do jadalni zastali Sophie zagrzebaną w dokumentach. Z wypiekami na twarzy cierpliwie je sortowała, uważnie przyglądając się kolejnym kartkom papieru. Shie uważał, że miał bardzo ładną mamę. Nie tylko dlatego, że była jego mamą albo dlatego, że dopiero ją odzyskał. Sophie była naprawdę atrakcyjną kobietą. Nie jakąś pięknością. Jej twarz zawierała w sobie klasyczne piękno. Miała gładką, mleczną cerę, zadbane dłonie i świetną figurę, której niejedna o połowę młodsza dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć. Była szatynką, a jej z pozoru proste włosy wywijały się we frywolne loki. Ich barwa idealnie współgrała z zielonymi oczami, które były ewenementem wśród szarych oczu ciotek. Wzrost Scarlett miała zdecydowanie po niej, mama może była odrobinkę wyższa niż jego siostra. Mniej więcej równa Jul. Czasami miał wyrzuty sumienia, że wiedział jak wyglądają jego siostry i tyle o nich słyszał, a one nie miały pojęcia o jego istnieniu. One od razu dostrzegłyby, że czarna, szykowna garsonka i włosy upięte z tyłu tak, by kosmyki nie opadały na jej twarz, to zupełna nowość. Sophie lubiła wygodę, choć zawsze wyglądała nienagannie. O tym mógł się dopiero przekonać. Przepuścił Julie przodem, po czym odsunął jej krzesło i zaczekał póki nie usiadła. Podszedł do Sophie i wyjmując jej z rąk dokumenty, zaprowadził ją na miejsce i również odsunął krzesło, by mogła usiąść. Sam zajął miejsce obok Julie i spojrzawszy na mamę uśmiechnął się, co ona skwitowała westchnieniem.
- Nie możesz tyle pracować, mamo - lubił to słowo. Powtarzał je tak często, jak tylko się dało, za każdym razem z większą satysfakcją. - Fitzner zostawił te dokumenty do przejrzenia. Mówił, że wszystko ci objaśni, więc pewnie niebawem się zjawi.
- Tak wiem, synku. - Zadziwiające, Sophie również chełpiła się tym jednym, krótkim słowem, uśmiechając się ciepło zawsze, gdy je wypowiadała. - Jednak chciałam mieć chociaż blade pojęcie o tym wszystkim, co tak nagle na mnie spadło. Dotąd, od ponad dwudziestu lat zajmowałam się jedynie domem. Fakt, podejmowałam jakieś prace, kiedy Nico nie zarabiał zbyt dobrze, ale ostatnie lata spędziłam w domu. Jeśli chodzi o biurokracje, to moje pojęcie kończy się na opłacaniu rachunków przez Internet.
- Ze mną jest tak samo. Shie prowadzi nasze rachunki, ja się gubię w tych wszystkich rozliczeniach. Zwłaszcza teraz. Moja koncentracja jest bliska zeru - Sophie zaśmiała się, posyłając przyszłej synowej ciepły uśmiech.
- Kiedy chodziłam z Shie'm nie było tak źle, bo musiałam się uczyć, ale z Liv... o ziemniakach na obiad przypominałam sobie dopiero, kiedy przypaliły się zupełnie. Byłam totalnie rozkojarzona, nie potrafiłam się na niczym skupić, no i to zapominalstwo. Ze Scarlett nie miałam czasu na brak koncentracji, bo Liv była malutka i w dodatku bardzo ruchliwa. Rozwiązuj krzyżówki, Julie.

- Chyba ma pani rację, bo jak tak dalej pójdzie, to zapomnę, że mam urodzić - z głośnym westchnieniem nabiła na widelec marchewkę i włożyła ją do ust. Sophie pokręciła głową, kątem oka dostrzegając, jak Shie ujmuje dłoń Julie, spoczywającą dotąd na stole. Uśmiechnęła się wspominając, jak Nico splatał ich palce w ten sam sposób. Patrząc na syna miała wrażenie, że spoglądała na swojego ukochanego męża. To, w jaki sposób mówił, chodził, gestykulował, a nawet patrzył, było zupełnie takie, jak zachowanie Nico. Shie nie tylko oczy miał ojca. Ich syn był skórką zdjętą z Nico. Cieszyło ją to i jednocześnie sprawiło ból. Tak bardzo żałowała, że nie mogła mieć ich obu przy sobie. 
- Chyba wasze maleństwo skutecznie ci o tym przypomni. Właśnie, zostaniecie tutaj czy wrócicie do Stanów? 
- Do końca szkolenia zostało mi siedem tygodni. Pod koniec miesiąca wracamy i później, kiedy je ukończę, kryminologię skończę już tutaj, korespondencyjnie. Teraz, kiedy wiem, że mam rodzinę, nie chcę osiedlać się w Ameryce. Już nie muszę szukać swojego miejsca na Ziemi, bo mam je od zawsze. 
- Bardzo się cieszę, że będę mieć was tutaj - Sophie uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. - Postaram się tak zorganizować czas, by poświęcić go wam jak najwięcej. Muszę poważnie porozmawiać z Fitznerem o moich powinnościach w stosunku do firmy i może wówczas będę mogła w jakiś sposób wypracować sobie plan dnia. W życiu nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę wieść takie życie. 
- Zaskakuje nas zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Będziesz tu mieszkać?

- Nie, nie, bynajmniej kiedy was tutaj nie będzie, z resztą muszę od czasu do czasu pokazać się dziewczynkom. Wieść o spadku przyjęły dosyć... Dziwnie. Liv w pierwszej chwili zaniemówiła, później wyściskała nas obie, a zaraz potem uciekła z płaczem. Mniemam, że chodzi o Georga. Zapewne niebawem poznacie wszystkich czterech chłopców, są naprawdę bardzo mili. W każdym razie martwię się o Liv. Nie mogła ogarnąć zmian już wcześniej, a teraz już zupełnie się zagubiła w tym wszystkim. Natomiast Scarlett... Ona jest bardziej skomplikowana niż faktycznie się wydaje - przerwała, wstając od stołu. - Wstyd przyznać, ale tak mało o niej wiem... Ona wieść o należnej jej części przyjęła zupełnie spokojnie. Skinęła głową w zamyśleniu i uśmiechnęła się krótko. Stwierdziła, że to miło ze strony Hannah, że choć w taki sposób zechciała zrekompensować mi utracone lata. Za każdym razem, kiedy je widzę, bardzo mnie korci, by opowiedzieć im o tobie, ale czekam. Powiem im w czwartek, przed waszym przybyciem. 
- Myślę, że jeśli moje siostry są takie jak mówisz, szybko się dogadamy. Ja wciąż chwilami sam pytam siebie czy to faktycznie prawda. Przez całe życie miałem tylko apodyktycznego dziadka i dziarską babcię. Żyłem w świadomości, że miałem szczęście, bo ocalałem. Wiesz, co powiedziała mi babcia? Pamiętam dokładnie ten dzień - spojrzał przed siebie, jakby wpatrując się przeszłość. Mocniej ścisnął dłoń Julie. - Miałem może dziesięć lat, moje urodziny. Tylko wtedy mogłem pytać o was. W każdy inny dzień roku babcia zbywała moje pytania. Zapytałem, dlaczego umarliście, a ona opowiedziała mi o tragicznym wypadku samochodowym, w którym cudem ocalałem. Powiedziała mi, że tata kierował tak, by całą siłę uderzenia wziąć na swoją stronę, a ty zasłoniłaś mnie własnym ciałem. Całe życie żyłem w przeświadczeniu, że zginęliście dla mnie... I teraz, kiedy jemy razem śniadania i obiady, kiedy rozmawiamy i spędzamy razem czas, mam wrażenie, że to jedynie piękny sen - zacisnął powieki, szybko trąc je pięścią. Sophie niedbale rzuciła dokumenty na stół i podszedłszy prędko do syna, mocno przytuliła go do piersi. Tak, jak powinna tulić go do siebie przez wszystkie przeszłe lata. 
- To nie jest sen, syneczku. Życie dało nam drugą szansę i wykorzystamy ją i wierzę, że tata jest tu cały czas z nami. Kiedy już spotkasz się z dziewczynkami, pojedziemy wszyscy razem do niego. Byłby szczęśliwy - ucałowała Shie'a w czoło. Spojrzała na Julie, która dotąd siedziała cichutko obok. Biedna dziewczyna zalewała się łzami, patrząc na ukochanego i przyszłą teściową. Kredka, która dotąd podkreślała jej oczy, spływała wraz ze strugami łez po jej rumianych policzkach. Pociesznie pociągała nosem. Sophie obdarowała ją matczynym uśmiechem i odchodząc od Shie'a, mocno objęła Julie, śmiejąc się cicho.

- Niech się pani mną nie przejmuje. Płaczę z każdego możliwego powodu. 
- Wiele czasu minie zanim poznamy się naprawdę, ale już wiem, że oboje nie mogliście trafić lepiej - pogładziła dziewczynę po głowie i powoli odeszła do swoich zajęć. Shie znów mocno ujął dłoń Jul, kiedy otarła oczy i policzki. 
- Mamo - zaczekał, aż Soph spojrzy na niego. - Chciałbym sprzedać ten dom. - Sophie skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Rozmawialiśmy o tym z Julie, poparła mnie. W tym domu wydarzyło się wiele złego. Cierpiałaś ty, babcia, niewykluczone, że ciotki też, a może i dziadek na swój sposób. Choć z dzieciństwa mam prawie same dobre wspomnienia, chciałbym zacząć od nowa. Z Julie, naszym dzieckiem, tobą i dziewczynami. W przeszłości wydarzyło się zbyt wiele złych rzeczy, bym mógł tu budować swoje życie. 
- Porozmawiam o tym z Fitznerem. 
- Dziękuję.
- Rozumiem, że mam przygotować twój, a w zasadzie wasz pokój?
- Mam swój pokój? - Zapytał zdziwiony.
- Od zawsze - uśmiechnęła się, spoglądając na niego krótko. - Roboczo został nazwany gościnnym. Jednak my zawsze wiedzieliśmy, że jest twój. - Shie oparł się wygodnie na krześle, jakby z niedowierzaniem spoglądając na mamę. - My nigdy nie zapomnieliśmy, synku.
*


'Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.'1
 Sporych rozmiarów pokój, którego ściany niezmiennie nosiły na sobie jasny odcień szarości i dźwigały dziesiątki platynowych i złotych płyt. Pokój, pośrodku którego stał dwudziesto cztero osobowy stół na metalowych nogach, z metalowymi okuciami i szklanym blatem. Pokój, w którym stało pianino i kosztowny zestaw stereo. Pokój, w którym od lat zbierały się posiedzenia ważnych person Universalu. Właśnie w nim zapadały dziesiątki decyzji, o czyimś być albo nie być. Opijano zwycięstwa i przemilczano porażki. Dave Roth, Peter Hoffmann, Patrick Benzner i David Jost, czyli tak zwana boska czwórka Universalu oraz Tom, Bill, Georg i Gustav, czyli boska czwórka , jednak nie tak skromnie, bo całej Europy i połowy Ameryki siedzieli właśnie w tym pokoju, przy tym bardzo dużym stole, omawiając szczegóły dotyczące wydania płyty, póki Jost nie wstał od stołu, zwracając tym na siebie uwagę reszty. Skinął głową na Billa, który automatycznie uśmiechnął się szeroko, splatając dłonie i strzelając kostkami. Powoli podszedł do sprzętu stereo i włączył jedno z bardziej spektakularnych wykonań Scarlett. Jeśli wcześniej producenci spoglądali po sobie, pytając o co chodzi, tak właśnie w tej chwili zamilkli, w pomieszczeniu zaległa zupełna cisza. Wydawało się, jakby wstrzymali oddechy. Wszyscy z uwagą wsłuchiwali się w jej wykonanie "I will always love you" przy własnym akompaniamencie. Przy jednej z kolejnych długich nut, Benzner zwyczajnie zamknął oczy i słuchał. Zaś Roth wpatrywał się w wieżę stereo tak, jakby co najmniej mógł zobaczyć tam brunetkę. Kiedy utwór dobiegł końca, David odwrócił w ich stronę włączonego laptopa i puścił film, który wcześniej przyszedł do wytwórni. Zdziwił się, kiedy zobaczył zgłoszenie Scarlett. Tom nie wspominał, że miała zamiar próbować swoich sił. Jak się później okazało, to była sprawka jej siostry. Nie dał dość im do słowa, stanowczym gestem nakazał słuchać i patrzeć. Odezwał się dopiero, kiedy film przedstawiający Scarlett śpiewającą wszędzie, gdzie się da, dobiegł końca.

- Chcę ją w piątek - odrzekł stanowczo. - Powali na kolana wszystkich tych wyrostków, których wybraliście z castingów. - Peter pokiwał jedynie głową w zamyśleniu. - Usłyszycie ją na żywo i nie będziecie chcieli, by kiedykolwiek skończyła. Ta dziewczyna ma nie tylko talent. Ona ma pasję. Widziałem, co dzieje się z nią, kiedy śpiewa. Widziałem emocje i zaangażowanie. Niemieckiemu rynkowi muzycznemu potrzeba zmian, a jej potrzeba szansy. Promujemy wielu młodych ludzi, którzy z marnym głosem i koneksjami robią karierę. Listy przebojów zalewają piosenki typu: kochaj mnie, a ja będę kochać ciebie. Ostatnio naprawdę zmieniło się coś, kiedy wypuściliśmy 'Schrei'. Czas na kolejny przełom. - David wyłączył komputer i pozbierał swoje rzeczy. Podniósł wzrok na Rotha, Hoffmanna i Benznera. 
- Ta mała jest niezła. Niech zaskoczy - odrzekł Roth, po czym pożegnawszy się z wszystkimi opuścił pokój. Gustav nie zareagował. Georg się uśmiechnął. Bill entuzjastycznie poderwał się z miejsca i prawie podbiegł do menagera. A Tom? Tom westchnął ciężko i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Dogonił brata dopiero na parkingu. Mało brakowało, a Tom zniknąłby Billowi z pola widzenia. Dopadł do drzwi auta od strony pasażera, nim te po drugiej stronie zamknęły się z trzaskiem. Szybko wślizgnął się do auta. Tom, nie zawracając uwagi na brata, zapiął pas i odpaliwszy silnik, lekko wrzucił bieg. Machinalnie ruszył przed siebie, manewrując tak, by opuścić teren wytwórni. Bill nie odzywał się przez pierwsze pięć minut, czekając na jakąkolwiek reakcję. Jednak brat zupełnie ignorował jego obecność. Martwił się o Toma. Czuł, że coś było nie tak. Nawet, jeśli mieli mniej czasu dla siebie, to nie oznaczało, że ich więź osłabła.

- Co jest? - Odrzekł wreszcie, lokując w Tomie pytające spojrzenie. 
- Nic, a co ma być? - Odparł od niechcenia.
- Od samego rana chodzisz struty. Pokłóciliście się?

- Ze Scarlett? Lepiej być nie może. Jesteśmy na dziś umówieni. Muszę się przygotować, po co miałem tam bez sensu siedzieć?
- Gdybyś był mną, uwierzyłbym, że potrzebujesz kilku godzin na wyszykowanie się do wyjścia, ale jesteś Tomem, który wyrabia się w pół godziny, więc nie wciskaj mi tu kitu, braciszku. Tak jakby trochę cię już znam - kilka kolejnych chwil, Tom prowadził bez słowa, odcinając się od intensywnego wzroku brata. Walczył ze sobą i swoimi obawami, nie wiedząc, czy powiedzieć o nich Billowi. Nigdy nie mówił o tym nikomu. To było przecież niedorzeczne. Dopiero, kiedy zatrzymał się na którymś z kolei skrzyżowaniu, poddał się, głośno wypuszczając powietrze ustami.
- Masz rację - powiedział i zamilkł. Bill nie za bardzo wiedział, jak miał rozumieć słowa Toma. Już chciał spytać, kiedy ten odezwał się znów. - Boję się, Bill... - Oczy młodszego bliźniaka powiększyły się nienaturalnie. Tom wziął głęboki oddech, ruszając płynnie z miejsca. Nie patrzył na brata. - Boję się, że jeśli ona odniesie sukces, a to pewne, że tak się stanie, to ją stracę. Boję się, że pochłonie ją cały ten wielki świat, tak jak nas pochłonął - zajechał w boczną ulicę prowadzącą do ich apartamentowca. Bill zaskoczony wyznaniem Toma, nie mówił nic przez chwilę, obgryzając polakierowany na czarno paznokieć. Nawet nie przyszło mu do głowy, że kariera mogłaby zaszkodzić ich miłości, choć to w zasadzie oczywiste. Rozjazdy, koncerty, promocje, nagrania, stres i tęsknota, to wszystko ujemnie wpływa na związki, ale... Na każdy inny, ale nie ich. Jak bardzo nie byliby różni, to tak samo mocno nierozłączni. Każdego mogło to spotkać, ale nie Scarlett i Toma. W to nie wierzył. Czuł się naprawdę zaskoczony. Prawda, która była aż nader oczywista, dotąd jakby poza nim, dotarła brutalnie do Billa. Chociaż nie, nie, nie. Nie Tom i Scarlett. Przecież ona zawsze była przy nim, kiedy upadał, kiedy było źle, a on trwał przy niej, kiedy się bała, kiedy trzeba było umocnić ją w jej sile. Ich nic nie było w stanie zniszczyć - w to wierzył.
- Nie stracisz jej - odrzekł. - Nie umiecie bez siebie żyć.

- Pomyśl. Ona wróci, ja wyjadę i tak w kółko. Bill ja... Nigdy nie czułem czegoś takiego. Ona jest dla mnie zbyt ważna. 
- Właśnie dlatego wam się uda, Tom. Oboje jesteście dla siebie zbyt ważni. Myślę, że jeśli poprosiłbyś ją, żeby tego nie robiła, byście byli razem, mieli dom z ogródkiem, psa i gromadę dzieci, to zgodziłaby się bez wahania, bo za bardzo cię kocha, by żyć ze świadomością, że cierpisz. Ale pomyśl, ile byłoby w niej niespełnienia? Postaw się w jej sytuacji. Pomyśl, co my czuliśmy, kiedy odmówiono nam pierwszy, drugi i kolejny raz. A jak było, kiedy wreszcie się udało. Niech spróbuje. 
- Nie zamierzam nawet jej o to prosić. Wiem, jak bardzo pragnie śpiewać. Nie odbiorę jej tego. Po prostu... - Odsapnął ciężko, nie mogąc znaleźć słów. 
- Widzisz, patrzę na was z trochę innej perspektywy niż wy sami. Dostrzegam zmiany, które bardzo, bardzo mocno zakorzeniły się w was. Ty jesteś... Jesteś znów moim Tomem. Śmiejesz się, nawijasz jak najęty, grasz z dawną pasją, dowcipkujesz i ujeżdżasz na Georgu. Do tego wpadłeś jak śliwka w kompot, ale widzieć cię zakochanego bez pamięci, to też fajny widok i ja cieszę się razem z tobą - Bill uśmiechnął się w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie Toma. - Scarlett też jest inna, niż była kiedy ją poznałem. Nie jest już tak harda, niezłomna i silna. Nie jest zapatrzona w jeden cel. Przy tobie jest zupełnie delikatna i słodka. Ona cię kocha nawet spojrzeniem, tak jak ty kochasz ją. Muzyka jest w niej, ale ona spoczywa na przeciwległym krańcu równoważni. Póki co, świetnie wychodzi jej stanie na samym środku, ale widzę, że gdyby było trzeba, pobiegłaby do ciebie. Ty zrobiłbyś to samo. Dlatego, choć może być trudno, wiem, że sobie poradzicie. Ale ona jeszcze nie nagrała tej płyty, więc po co martwić się na zapas? 
- To wszystko, aż tak widać? - Tom spojrzał bratu w oczy. Już dawno stali na podziemnym parkingu. Już dawno wyłączył silnik i odpiął pas. Słuchał Billa. Ostatnimi czasy bardzo brakowało mu brata z wiecznie niezamykającymi się ustami. Dziś ten gaduła mówił wyjątkowo mądrze.

- Jak na dłoni - pobłażająco poklepał Toma po ramieniu. - Widzisz, ty czujesz się nieswojo, kiedy Scarlett jest dalej niż metr od ciebie i miotasz się bez sensu, a ona wciąż szuka cię wzrokiem. Czegoś takiego świat jeszcze nie widział - Bill zaśmiał się wesoło, wywołując też uśmiech na twarz Toma. 
- Bo nie miał jeszcze z nami do czynienia - odparł zabawnie po chwili namysłu. 
- Pragniemy zmian, pragniemy iść do przodu, ale jednocześnie chcielibyśmy, żeby wszystko pozostało takie samo, a niestety tak się nie da. 
- Ja po prostu nie chcę się nią dzielić.
- Zrzędzimy jak babcie moherowe, ale niech będzie - Bill uśmiechnął się do bliźniaka. - Nawet jeśli stanie przed tysiącami ludzi, odpowie na mnóstwo osobistych pytań, uśmiechnie się do dziesiątek mężczyzn, czy nawet, jeśli będzie zupełnie daleko, to i tak pozostanie tylko twoja. Myślę, że to wiesz - zakończył teatralnym westchnieniem, po czym dodał - a teraz rusz tyłek i maszeruj się pięknić, pachnić i kremować. Musisz być sexy, Tommy! - Pisnął, poruszając śmiesznie brwiami, za co oberwał solidnego kuksańca.
- To za Tommy'ego - pogroził mu palcem, prędko wysiadając z samochodu. Bill nie spiesząc się kontemplował jeszcze nad czymś, kiedy Tom zamknął auto na centralny zamek z nim w środku. Po czym spokojnie ruszył w kierunku wyjścia z parkingu. Starał się nie odwrócić ze wszystkich sił. W duchu widział jak Bill wymachiwał rękoma, krzyczał do niego i perzył się, pąsowiejąc z oburzenia. Oczywiście nie wpadł na to, żeby nadusić klakson. Tom doszedł, aż do samych drzwi i tam odwrócił się majestatycznie, wyciągając przed siebie rękę, w której trzymał mały pilocik i odblokował zamki. Bill wystrzelił z auta jak z procy, emocjonując się i wykrzykując coś w jego kierunku. Tom zamknął samochód, po czym spokojnie udał się do windy.

*

Staranniej niż zwykle dobrał strój, ogolił się dokładniej i bardziej wyperfumował. W końcu pierwszy raz szedł na oficjalną randkę do swojej oficjalnej dziewczyny! Naprawdę się denerwował. To było zupełnie nowe doznanie. Całe szczęście, że znał już mamę Scarlett, bo dopiero miałby stres. Bill, co jakiś czas kontrolował stan jego przygotowań, z powątpiewaniem przyglądał się jego poczynaniom, pozostawiając je bez komentarza. Ograniczał się do wywracania oczami albo bezradnego wznoszenia rąk. Kiedy wreszcie otworzył drzwi łazienki, buchnęła zeń mieszanina różnych zapachów, na co Bill jedynie się skrzywił.

- Gorzej niż w drogerii! - Skrzywił się nieznacznie. - Nic nie mówię, ale na policzku masz resztkę mojej glinki. - Pokręcił głową, bezczelnie śmiejąc się Tomowi w twarz, który z wymalowaną nań paniką, zeskrobał szybko ze swej skóry pozostałe ciało obce. Obruszył się, wytykając Billowi język.
- Ja nic nie mówię, jak pół dnia w domu czuć, że robiłeś jakieś eksperymenty w łazience - wyminął go i poszedłszy do jego pokoju, stanął przed dużym lustrem. Oszacował się dokładnie wzrokiem, stwierdzając, że wyglądał całkiem dobrze. Czarna koszulka, którą kupił razem ze Scarlett, dobrze komponowała się z jeansami, które kolorem denim, nie zbyt mocno kontrastowały z t-shirtem i ciemnymi butami. Frotę którą związał dredy również dobrał pod kolor. Była czarna z ciemno niebieskim znakiem Nike. Pstryknął palcami, robiąc minę 'mów mi macho', kierując palce wskazujące w swoje odbicie.
- Tak, jesteś piękny, a teraz jedź już, bo twoja księżniczka nie wpuści cię do wieży. - Bill dwa razy nie musiał mówić, nie minęła minuta, a Toma nie było już w mieszkaniu.

Słysząc dzwonek do drzwi, prędko zdjęła fartuszek i wygładziła sukienkę. Wyprostowała się i ruszając ku drzwiom, odrzuciła do tyłu włosy, który wdzięcznie zachybotały na jej plecach. Nim otworzyła, wzięła głęboki oddech. Denerwowała się, jakby miała zobaczyć się z nim po raz pierwszy. Śmiała się w duchu z siebie, ale cóż mogła poradzić, to było silniejsze od niej samej. Otworzywszy, uśmiechnęła się spostrzegając, jak taksował ją spojrzeniem. Oniemiały powiódł wzrokiem, począwszy od małych stóp odzianych w sandałki na wysokiej koturnie, poprzez zgrabne łydki oplecione rzemykami będącymi wiązaniem butów i dalej jej ozłocone delikatną opalenizną nogi i wreszcie krótką sukienkę, która wprawiła go w jeszcze większe osłupienie. Była zwiewna, rozszerzana ku dołowi, odkrywała ramiona, a pod linią piersi przewiązana była tasiemką. Co najważniejsze, nie była czarna, a ciemno turkusowa. Jego tęczówki zakończyły swą wędrówkę na kraśniejącej radością buzi Scarlett. Lazurowe oczy śmiały się do niego. Widząc reakcję Toma, starała się jak najbardziej ukryć swoją. Nie mogła powiedzieć mu przecież, że chciała, by zaniemówił z wrażenia. Najważniejsze, że się udało. Posyłając mu niewinny uśmiech, otworzyła szerzej drzwi skłaniając go, by wreszcie wszedł do środka. Zamknąwszy je, spojrzała na niego spod kurtyny rzęs, zagryzając wargę. Nim złożył na wargach Scarlett namiętny pocałunek, podał jej śliczną fioletowo różową orchideę, o której istnieniu przez ostatnie kilka chwil zupełnie zapomniał. Uśmiechnęła się słodko, przyjmując kwiatka i gorąco oddała pocałunek. Delikatnie wplótł palce we włosy brunetki, muskając jeszcze raz jej wargi swoimi. Uśmiechnęła się, kiedy jeden drobniutki pocałunek wywołał ich całe mnóstwo. 
- Mówił dziś ktoś pani, że wygląda pani oszałamiająco? - Spytał odsuwając swoją od jej twarzy tylko na tyle, by móc spojrzeć w niebieskie oczy.
- Ma pan to szczęście być pierwszym. A panu? Mówił ktoś, że jest pan dziś niezmiernie pociągający? - Mrugnęła do niego, zagryzając wargę w zalotnym uśmiechu.
- Ma pani to szczęście być pierwszą. Czy wiążą się z tym jakieś honory, droga pani... Kaulitz? - Niby to tylko jedno słowo, a serce brunetki zabiło mocniej i ciało zalała fala gorąca.

- Owszem. Jest pan zaproszony na kolację oraz tańce. Forma spędzenia reszty wieczoru nie jest jeszcze zaplanowana, więc może pan włączyć własne sugestie, panie Kaulitz. 
- Czuję się zaszczycony - ukłonił się, przepuszczając brunetkę przodem. - Prowadź, o pani! - Zaśmiała się cicho, kierując się w stronę jadalni. Nie mógł powstrzymać się przed tym, by nie omieść jej jeszcze raz bacznym spojrzeniem. Poruszała się płynnie i z gracją. Była niesamowita. Wskazała na stół nakryty białym obrusem ze złotymi zdobieniami. Zastawa i świece również współgrały z całością. 
- Proszę spocząć. Za chwilę zostanie podany posiłek. 
- Może pani pomóc?! - Krzyknął, kiedy Scarlett zdążyła już zniknąć w kuchni i pojawić się znów w tej samej chwili z tacą pełną półmisków.
- Proszę się nie kłopotać. To już prawie wszystkie. - Posłała Tomowi krótki uśmiech i zgrabnie opuściła pokój, by znów pojawić się w nim z kolejnymi specjałami. Wprawnie ustawiła wszystko na stole, zaś na samym środku wazonik z kwiatkiem. Przyjrzała się wszystkiemu wprawnym okiem, dochodząc do wniosku, że wszystko już jest. Odniosła prędko tacę i zajęła miejsce naprzeciw Toma.
- To wszystko ty? - Spytał przyglądając się półmiskom.
- Mhm - mruknęła z zadowoleniem. - Liv wybyła z samego rana, z resztą ona stroni od kuchni, a mama przychodzi tutaj jedynie spać. Poza tym, nawet gdyby były, zrobiłabym wszystko sama. Spróbuj zapiekanki. Chcę wiedzieć, czy ci zasmakuje. - Uśmiechnęła się promiennie, czekając aż Tom wypróbuje danie. Przełknął najpierw jeden kęs, potem drugi i kolejny. Dopiero wtedy oderwał swój wzrok od talerza.

- Wyśmienita - odparł, na co Scarlett z usatysfakcjonowaniem kiwnęła głową. 
- To wcinaj - sięgnęła po półmisek, nabierając porcję dla siebie. - Ustaliliście dziś coś ważnego w wytwórni? - Spytała po chwili. Ręka Toma zatrzymała się w połowie drogi do ust, by powoli cofnąć się i odłożyć widelec na talerz. Wziął głęboki oddech. 
- Myślę, że tak. Wiesz, co będzie w piątek?
- No tak, wielkie urodzinowe bum. 
- I koncert - skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Zaśpiewasz na nim - odparł wreszcie, chcąc mieć to za sobą. Nie mógł pozwolić ponieść się obawom. Przecież Bill miał rację. Musiał w to tylko uwierzyć. Szkoda, że to było takie trudne. Sens jego słów dotarł do brunetki dopiero po chwili. 
- Słucham? - Zamrugała intensywnie, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. 
- Liv wysłała twoje zgłoszenie. Przygotowała montaż z twoimi wykonaniami. Jost wyłowił je i nie pokazał kierownictwu. Razem z Billem przygotowali swoje demo. Nagrywali cię, kiedy śpiewałaś u nas. Dziś Jost pokazał oba nagrania. No i śpiewasz w piątek - odrzekł bez większego entuzjazmu. Bezmyślnie zaczął mieszać widelcem w talerzu. 
- Ale dziś jest wtorek. - Chłopak spojrzał na brunetkę pytająco. - Nie zdążę się przygotować - tym razem się uśmiechnął. To było akurat najmniej prawdopodobne. 
- W to akurat nie wierzę. Ty zawsze jesteś przygotowana. 
- A dlaczego ty się nie cieszysz? 
- A dlaczego ty się nie cieszysz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. 
- Byłam pierwsza.
- Chyba nie sądziłem, że tak szybko będę musiał się tobą dzielić - westchnął, przywołując na usta nikły uśmiech. Bez chwili namysłu Scarlett szybko wstała od stołu i podszedłszy do Toma, usiadła mu na kolanach, mocno przytulając go do siebie. Czule musnęła policzkiem jego skroń, zahaczając ją wargami.

- Nigdy nie będziesz musiał się mną dzielić, bo ja zawsze będę twoja. Chyba też obawiam się tych zmian, choć chcę iść do przodu, jednocześnie pragnę, by wszystko trwało niezmienne. Pragnę śpiewać i wiem, że tym występem mogę otworzyć sobie drogę do kariery, ale z drugiej strony chcę być tylko dla ciebie - westchnęła. - Wiem, że póki mam ciebie, wszystko będzie dobrze. - Tom objął brunetkę szczelniej rękoma, zamykając dłonie na jej smukłej talii. Uśmiechnął się delikatnie, wtulając głowę w jej drobne ciało. 
- Powalisz ich wszystkich - odparł pewnie. Spojrzał na swój prawie pusty już talerz i doszedł do wniosku, że nie potrafi przy niej spokojnie jeść. - To co z tymi tańcami?



Roześmiała się, wysuwając się z jego objęć i ujmując dłoń chłopaka, skierowała się do swojego pokoju. Wszystko skrupulatnie przygotowała. Począwszy od dań, poprzez oprawę, a na sobie skończywszy. W pokoju Scarlett stało kilka świec, gotowych do zapalenia, z komputera snuła się cicha muzyka, a w powietrzu wyczuwało się delikatny zapach waniliowego kadzidełka. Uśmiechnął się, zamykając za sobą drzwi. Nie dała mu zbyt wiele czasu na myślenie. Od razu zarzuciła ręce na jego szyję, wprawiając ich ciała w płynny ruch. Kołysali się w rytm spokojnej ballady. Tom szczelnie zamknął Scarlett w swoich objęciach, pozwalając jej pewnie spocząć w swoich ramionach. Jego smukłe palce splecione u dołu jej pleców, raz po raz zahaczały o pośladki, wywołując u jednego i drugiego uśmiech. Opuszkami kreśliła wzroki na jego karku, łaskocząc go troszkę. Patrzyła Tomowi w oczy, spijając z nich słodką barwę obuczoną czułością i spokojem. On delektował się lazurową tonią jej tęczówek, chłonąc beztroską radość, która żarzyła się w nich. Mijały minuty, piosenki zmieniły się. Mówiły o miłości spełnionej i nieszczęśliwej, o szczęściu i rozpaczy, o błogości i niepokoju, a oni nie zwracając na to uwagi, bujali się w jednym rytmie. W jednej chwili niespodziewanie wysunęła się z jego objęć. Zdziwiony stanął w miejscu, patrząc jak po prostu zdjęła buty i natychmiast do niego wróciła. Zaśmiał się pod nosem, odgarniając z jej zarumienionej buzi pojedyncze kosmyki. Teraz będąc dziesięć centymetrów niżej, musiała mocniej zadrzeć głowę go góry. Scarlett z filuternym uśmiechem na ustach, chwyciła Toma za koszulkę i przyciągnąwszy go bliżej siebie, namiętnie wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho, kładąc otwarte dłonie na plecach brunetki i tym samym bardziej przygarnął ją do siebie. Zmierzył uważnym spojrzeniem jej buzię.
- Scarlett?
- Hym? - Mruknęła, składając piąstki na torsie Toma. 
- Opowiedz mi o sobie - poprosił cichutko, wciąż wpatrując się w nią. Milczała przez krótką chwilę, by zaraz uśmiechnąć się czule.
- Znalazłeś właściwe pytanie. - W pierwszej chwili Tom nie za bardzo wiedział, co chodziło. Kiedy zrozumiał uśmiechnął się szeroko, robiąc swoją triumfalną minę.

- Czwarte? Czy piąte?
- Nie wiem, nie liczyłam, ale coś koło tego. Całkiem niezły wynik. Szczerze mówiąc, sądziłam, że wykorzystasz wszystkie dziesięć. 
- Chyba czuję się urażony. 
- Och, tupnij - bucnęła go piąstką w pierś, starając się skryć uśmiech. Spoglądał przez moment na Scarlett wielce obrażonym wzrokiem, a ona nie zwracając na niego uwagi, jakby nigdy nic kołysała się w jego ramionach. 
- No dobra, przeszło mi - odparł po chwili, racząc są ujmującym uśmiechem. - To opowiesz?
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Chciałbym znać każdą przyczynę i skutek, podstawy, źródła i pobudki.
- Ta sytuacja z nim przelała czarę. Opowiadałam ci o nim, to już wiesz. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem. Moja nieśmiałość brała się z tego, że byłam po prostu gruba. Sama nie wiem, jak to się stało. Liv była chuda jak przecinek, a ja wyglądałam jak tłuściutki pączek. Przez to miałam kompleksy. Czułam się inna niż moi rówieśnicy. Wiesz, jak to jest. Nie jeździłam tak szybko na rowerze, nie biegałam tak szybko, nie umiałam wielu rzeczy, więc z czasem po prostu przestałam to robić. Kiedy oni ganiali po parku, ja siedziałam z boku i układałam piosenki albo po prostu im się przyglądałam. Nie było razu, żeby Liv nie stanęła za mną murem. Broniła mnie, kiedy się ze mnie śmiali i dokuczali, kiedy trzeba było komuś dogadać robiła to za mnie. Kiedy byłyśmy już starsze, to wyglądało trochę inaczej. Według rówieśników byłam za mądra, ale kiedy przyszło co do czego, to do mnie przychodzili po radę. Więc się utarło 'Scarlett - dobra rada'. Towarzystwo się rozrastało, z czasem dołączył też on. Byliśmy sporą grupą. Jedni tańczyli, inni jeździli na deskach, a jeszcze inni na bmx'ach. Każdy coś, a ja śpiewałam. Raz, kiedyś ktoś usłyszał i od czasu do czasu bawiłam się w komponowanie im podkładu, kiedy nie mieli muzyki. Było zabawnie. Jednak wciąż byłam pomocną Scarlett, dobrą przyjaciółką, pomocną wszystkim, która nigdy nie odmówi i zawsze będzie. Byłam im potrzebna, byłam ważna i chyba dlatego pozwalałam się wykorzystywać - przerwała na moment. - Nie nudzę cię?
- Chyba żartujesz, Maleńka - czule dotknął wargami czoła brunetki. Złożyła głowę na ramieniu Toma, kontynuując.
- Później się zakochałam, on dał mi nadzieje, aż wreszcie brutalnie je odebrał. Zbliżał się koniec roku, odeszłam. Zniknęłam z ich życia, a Liv razem ze mną. Nie było jej tak trudno, bo krótko przed tym poznała Paula. Nie potrafię wyznaczyć dnia, ani określić konkretnego celu, który wtedy sobie obrałam. Po prostu zaczęłam zmieniać siebie. Dawna Scarlett zniknęła w dniu, w którym on ją zabił. W zasadzie, to dzięki tamtym wydarzeniom jestem tym, kim jestem. Dieta, mordercze ćwiczenia i śpiew. Pracowałam nad swoim ciałem, ale nad sercem też. Zaczęłam tworzyć zasady, którym twardo się trzymałam. Stały się fundamentami mojego nowego życia, nowej mnie. Minęły wakacje, zaczęła się szkoła, a ja dalej robiłam swoje. Ten rok, był jakby wyjęty z życiorysu. Nie wiele z niego wiem. To była ciężka praca, ale dziś wiem, że warto było. Czerń zaczęłam nosić, kiedy zniknęłam dla nich. Powiedzmy, że to była żałoba po tamtej mnie - zaśmiała się cicho, mocniej wtulając policzek w tors Toma. - Polubiłam ją, poczułam, że to naprawdę ja. Później, kiedy uznałam, że wyglądam satysfakcjonująco, zmieniłam fryzurę i styl ubierania, makijaż. Wszystko. Na co skrzętnie zbierałam pieniądze. Postanowiłam udowodnić, że piękne ciało, może utożsamiać się z równie pięknym wnętrzem. Mogłam pozwolić sobie na krótkie spódniczki i wyzywające stroje. Można powiedzieć, że pokochałam siebie. Kolczyki i tatuaż były takim ukoronowaniem wszystkiego. Kolczyk w nosie uprosiłam na siedemnaste urodziny, ten w brodzie zrobiłam, bo chciałam po prostu. Wówczas wszyscy robili kolczyki w brwiach, czy wargach albo językach, nie powiem głośno za czyim przykładem. Tatuaż na nadgarstku to po prostu symbol. Mam do nich sentyment. Dla wielu stałam się po prostu ładna. Dla mnie to coś więcej, wygrałam siebie i znalazłam drogę. Krótko po tym poznałam ciebie, a to już zupełnie inna bajka - westchnęła, a jej ciepły oddech owionął skórę chłopaka. Czule pogładził Scarlett po plecach.

- Scarlett? 
- Tak? - Uniosła głowę, spoglądając Tomowi w oczy. Miały taki nieodgadniony, ale jednocześnie pełen uczucia wyraz. Schowała włosy za ucho, nie odrywając od niego wzroku. Nawet nie zauważyła, kiedy stanęli w miejscu. Oddychał jakby ciężej, a serce biło mu mocniej. - Hej - wyswobodziła jedną rękę, by pogładzić dłonią jego policzek. Wtulił w się w nią, całując jej wewnętrzną stronę. W jej oczach odnalazł zatroskanie. - Co jest? - Spytała cichutko. 
- Kocham cię - odparł po krótkiej chwili. Poczuł, jak nogi ugięły się pod nią, prawie niezauważalnie. Objął ją pewniej. Turkusowe tęczówki Scarlett naraz zaszły mgłą. Wpatrywała się w niego w sposób, jaki nie robiła tego jeszcze nigdy. Choć wiedziała, co czuł i sama odczuwała to samo, uczucie ubrane w słowa nabrało dla niej nowej mocy. Tak wiele razy wyznawali sobie uczucia w różnoraki sposób, a kiedy on pierwszy uczynił to najprościej jak się dało, jej samej zabrakło słów. Serce łomotało jej w piersi. Pierwsze zdumienie powoli mijało, a jej drżące wargi układały się w uśmiech. 
- Kocham cię - odpowiedziała cichutko, szerzej uśmiechając się na dźwięk własnych słów. Nagle poczuł nieznana mu dotąd lekkość, jakby odkrył coś zupełnie nowego, a to przecież tylko słowa, zobowiązanie, które zrodziło się w nich już bardzo dawno. 
- Kocham cię. 
- Kocham cię. 
- Kocham cię
- Kocham cię.
- Koooooooooooochaaaaaaam cię! - wykrzyknął biorąc ją w ramiona i śmiejąc się głośno, kręcił się wokół własnej osi. Jej perlisty śmiech mu wtórował, a drobne dłonie mocno zacisnęły się na jego karku.


Turkusowa sukienka falowała w powietrzu. Kiedy wreszcie zatrzymał się, łapiąc oddech, nieco chwiejnie postawił Scarlett na podłodze. Świat wirował, a ona razem z nim. Uczyniła kilka nieporadnych kroków i opadła na miękką pościel. - Wariat - sapnęła, wybuchając kolejną salwą śmiechu, gdy Tom znalazłszy się tuż obok niej, przygniótł ją swoim ciałem prawie całkowicie. 
- Coś mówiłaś? - spytał z szatańskim uśmiechem na twarzy, przypierając brunetkę do materaca. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, a w oczach igrały ognie.
- Ni mniej ni więcej, jak to, że cię kocham - szepnęła z niewinnym uśmiechem. Patrzył na nią krótką chwilę, by po raz tysięczny lustrować wzrokiem jej buzię. Z największą subtelnością powiódł kciukiem po jej puchatych policzkach, nosku, przymykających się pod wpływem jego dotyku powiekach i skroniach, a na samym końcu zaznaczył kontur jej pełnych warg, by zaraz przyłożyć do nich swoje. Nie pocałował jej, po prostu przywarł do nich delikatnie, póki Scarlett nie uchyliła swoich warg, pozwalając Tomowi skraść kolejny żarliwy pocałunek. Jego dłoń przemknęła po jej ramieniu, talii i nodze, by niespiesznie zatrzymać się i opuszkami wykonać nań kilka fikuśnych wzroków, gdy nie pozwalała mu przerwać pocałunku. Objęła rękoma ramiona Toma, mocno zaciskając na nich dłonie. Uśmiechnęła się, gdy mruknął cicho, kiedy zaczęła drapać go po plecach, raz po raz mocniej wbijając w nie paznokcie. Jego dotyk stawał się coraz bardziej odważny, coraz bardziej zachłanny. Smukłe palce zacisnęły się na jej udzie, gdy drobne dłonie Scarlett wkradły się pod koszulkę Toma, a ostre paznokcie mocniej podrażniały jego wrażliwą skórę. W jednej chwili zamarł. Dłonie chłopaka przestały błądzić po ciele brunetki, a wargi zachłannie spijać z jej własnych pocałunki. Zawisł nad nią w bezruchu, myśląc nad czymś gorączkowo dosłownie kilka krótkich sekund. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi. Zerwał się z miejsca i zaczął przeszukiwać kieszenie. Przypatrywała mu się zdziwiona. Przesunęła się, wygodnie układając się na samym środku materaca. Doskonale zdawała sobie sprawę, czemu przeznaczony był ten wieczór od samego początku i choć żadne nie mówiło tego głośno, oboje to wyczuwali. I choć miała jeszcze mnóstwo ku temu sposobności, ani jej w głowie było kazać mu przestać. Kochała go sercem, duszą i pragnęła pokochać ciałem.
- Tom? - Jakby nie słyszał, gorączkowo wygrzebał z przedniej kieszeni telefon i wyłączył go z energicznie. Spojrzał triumfalnie na nic nie winne urządzenie i odszukawszy komórkę Scarlett, uczynił z nią to samo. Zostawił obie na jej biurku i w pełni zadowolony wrócił do brunetki, po drodze przekręcając zamek w drzwiach. Uspokojony, opadł tuż obok niej. - Zapomniałeś zaciągnąć karaty w oknach - stwierdziła zabawnie.
- Bardzo śmieszne - mruknął prosto w jej szyję, kiedy objąwszy Scarlett, obsypywał pocałunkami jej obojczyki. Skrupulatnie, bez pośpiechu, muskał wargami jej skórę, najpierw z jednej strony, później z drugiej. Czuł, jak mocno biło jej serce. Naznaczył swymi wargami każdy najmniejszy kawałeczek jej dekoltu, aż do linii sukienki, by wrócić i obsypać pocałunkami jej szyję, płatki uszu, policzki, czoło, nosek i powieki. Celowo ominął wargi, które zmysłowo zagryzła. Zatrzymał się na chwilkę, by spojrzeć w jej zamglone oczy. Uśmiechnęła się do niego, po czym zarzuciła rękę na kark Toma i przyciągnąwszy go do siebie, mocno wpiła się w jego wargi. Nie było w nich gwałtowności, pośpiechu, czy niedbałości. Dbał o każdy najmniejszy gest. Pragnął, ofiarować jej wszystko co najlepsze, każdą najmniejszą pieszczotę uczynić najbardziej wyrafinowaną, ukochać każdy najmniejszy kawałeczek jej ciała, bo na to zasługiwała, bo była jedyna i wyjątkowa, bo ją kochał. Tym razem nie myślał o sobie, chciał ofiarować jej siebie, gdy miał odebrać jej niewinność. Jego opuszki powolutku wędrowały po jej ciele, wzdłuż obojczyków, pełnych piersi, talii i ud. Wymownie spojrzał na sukienkę, którą wciąż miała na sobie. Odczytując myśli Toma, Scarlett zsunęła się z łóżka i stanąwszy przodem do niego, powoli rozsunęła zamek pozwalając, by materiał gładko zsunął się z niej na podłogę. Oblizując wysuszone wargi, wpatrywał się w nią. Odziana jedynie w skąpą, koronkową bieliznę, zupełnie mąciła mu myśli. Z filuternym uśmiechem wdrapała się na materac, zbliżając się do Toma na klęczkach. Przysiadła na nogach naprzeciw niego, przechylając głowę w taki sposób, że odniósł wrażenie, jakby wpadł pod autobus. Zabiła go swoim widokiem. Tak bardzo niewinna, a jednocześnie niesamowicie kobieca. Jej kształty, wcale nie idealne, zdawały się piękniejsze od najlepiej wyrzeźbionych ciał. Pozwoliła mu na siebie patrzeć. Leniwie otulił ją spojrzeniem. Wyciągnął rękę, czule muskając dłonią rumiany policzek brunetki. - Wiesz co? - Szepnął, wciąż obejmując ją wzrokiem. Pokręciła przecząco głową. - Kocham cię - zaśmiała się cicho. Z jego ust mogłaby słuchać tych słów całą wieczność. Spojrzała na niego krótko i układając usta w dzióbek, przesunęła się na koniec łóżka, po czym bezceremonialnie zdjęła Tomowi buty i cisnęła nimi na drugi kraniec pokoju. Wyraźnie spodobało mu się to, co Scarlett zamierzała z nim zrobić, bo bez większego oporu, ułożył się wygodnie, opierając na ugiętej ręce. Przysiadła bliżej niego, rozpoczynając mocowanie z klamrą paska. Kiedy uporała się i z tym, w mgnieniu oka zsunęła się z łóżka. Szarpnęła mocno za nogawki, a kiedy materiał nie zamierzał współpracować, zmusiła do tego jego właściciela, łaskocząc wewnętrzną stronę stóp Toma. Kolejne szarpnięcie było zdecydowanie bardziej owocne. Zadowolona z efektu z powrotem wspięła się na posłanie. Bezceremonialnie usiadła Tomowi na kolanach i chwyciwszy materiał jego koszulki zmusiła go, by usiadł. Wymownie pociągnęła T-shirt chłopaka w górę, a w następnej chwili nie miał go już na sobie. Uśmiechnęła się zalotnie, składając dłonie na jego umięśnionym torsie. Delikatnie powiodła nimi, naznaczając skrupulatnie każdy mięsień klatki piersiowej i brzucha Toma. Obejmując go bardziej, całowała jego kark i szyję. Dłonie Scarlett wędrowały po masywnych barkach chłopaka, sumiennie poznając ich fakturę. Przytuliła policzek do jego policzka, nieznacznie zahaczając o niego wargami. Położył dłonie na jej kształtnych biodrach, gdy ona zarzuciwszy ręce na jego szyję, całowała go czule. - Jesteś pewna? - Szepnął. Mocno przytuliła się do niego.
- Tom, tobie chcę oddać się pierwszemu, tobie jedynemu, tobie ostatniemu - szepnęła wprost do jego ucha i ująwszy dłońmi jego głowę, musnęła kciukami skronie, wpatrując się uważnie w jego zamglone oczy. Przyłożyła czoło do czoła Toma i zetknęła nosek z jego nosem. Przyspieszony oddech i szybko bijące serce, nie pozwalały jej rozsądnie myśleć, jednak nie było jej to teraz potrzebne. Wystarczyło jej, że czuła więcej, niźli mogło pomieścić jej serce. Poddawała się woli Toma, bez jakiegokolwiek sprzeciwu powierzyła mu siebie i było jej z tym tak bardzo dobrze. Jego dłonie powolutku przesunęły się wzdłuż talii do delikatnego materiału biustonosza, by rozpiąć haftki i zdjąwszy go, odrzucić w kąt. Nagie piersi Scarlett napierały na tors Toma pod wpływem jej ciężkiego oddechu. Zawstydziła się, nieznacznie skuliła ramiona i zwiesiła głowę. Zacisnęła dłonie w piąstki. Spostrzegł to. Ujął jej brodę i uniósłszy ją wyżej, spojrzał jej w oczy.

- Moja śliczna - rzekł cichutko i delikatnie ją pocałował. Niepewnie wyprostowała plecy. Zebrał włosy dziewczyny i zgarnął je do tyłu. Powolutku przeniósł spojrzenie z jej oczu, na lekko rozchylone wagi i wreszcie na nie tak małe piersi. Uśmiechnął się, kierując dłoń ku jednej z nich. Musnął opuszkiem wrażliwą skórę. Zadrżała. A gdy nieco pewniej zacisnął palce na krągłości, brunetka jęknęła cicho. Objęła dłońmi plecy Toma, zaciskając palce na jego łopatkach. Odchyliła głowę do tyłu, poddając się rozkoszy. Zagryzła dolną wargę, mocniej zaciskając uda w pasie Toma, gdy on stanowczo, ale nie brutalnie ugniatał jej pierś, całując łabędzią szyję. Sunął powoli w dół naznaczając swą ścieżkę strugą pocałunków, by zacisnąć wargi na krągłej piersi, ssąc ją zachłannie. Scarlett wygięła plecy w łuk, coraz to bardziej zaciskając palce na plecach Toma. Mimowolnie przesunęła się w przód, pocierając o jego nabrzmiałą męskość. Oderwał się od niej, wzdychając, by sprawnie położyć dziewczynę w miękkiej pościeli. Wciąż trzymała go mocno, nie pozwalając mu zbytnio oddalić się od siebie. Całował ją coraz zachłanniej, drapieżniej spijał z jej ust pocałunki. Wodził dłońmi po jej rozpalonej skórze, by zaraz ich śladem podążyły i usta. Dłonie Toma zatrzymały się tuż przy linii skąpych fig. Smukłe palce zahaczały o koronkę, drażniąc rozpaloną skórę podbrzusza. Czując jak wzbierało się w niej pożądanie, zgarnęła palcami pościel, mocno ściskając ją w małej piąstce. Niespodziewanie, chwycił delikatny materiał i zsunąwszy go prędko odarł ją z ostatniej tajemnicy. Była już zupełnie naga. Oddychała szybko, a jej policzki oblały się szkarłatem. Spojrzał jej w oczy. Zawsze spokojne morze turkusu, teraz wzburzone falą namiętności, sprawiło wrażenie, że jego mała dziewczynka stawała się w jednej chwili zupełni duża. Siląc się na wytrwałość, przyjrzał się jej dokładnie, przyjrzał się temu, co miała mu za chwilę w pełnie ofiarować. Zawisł zaledwie kilka centymetrów nad twarzą Scarlett, otulił swoimi jej drżące wargi. Jej dłoń pomknęła wzdłuż jego szczupłego brzucha do gumki jego bokserek, ciągnąc je mocno w dół. Nieporadnie pomogła sobie stopami, pozbawiając go ostatniej część bielizny. Spoczął tuż nad nią, delikatnie rozchylając jej uda dłonią. Muskał ich wewnętrzną stronę, zahaczając o kobiecość brunetki. Dotknął czołem jej czoła, spoglądając w roziskrzone oczy. Musnął jej wargi swoimi, pchnąwszy delikatnie. Poczuł, jak napięła wszystkie mięśnie, mocniej zaciskając piąstki na pościeli. Zacisnęła zęby, skręcając głowę w bok. Sprawił jej ból. Serce jeszcze bardziej załomotało mu w piersi i ścisnął się żołądek. Nie potrafił patrzeć na jej buzię skutą cierpieniem. Ujął dłonią policzek brunetki, kierując jej wzrok na siebie. - Nie uciekaj mi i bądź tu ze mną. Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie, Maleńka. - Jej uchylone wargi zadrżały mocniej, gdy czule otulił dłonią policzek Scarlett. Wtuliła się w nią mocniej, gdy naparł na nią ponownie. Ufnie wpatrywała się w jego tęczówki, gdy ruchy Toma zaczęły nabierać mocy. Zagryzała dolną wargę czując, jak zagłębiał się w niej bardziej i bardziej. Będąc w niej, uśmiechnął się delikatnie, całując ją czule. Dłonie Scarlett wypuściły pościel i zacisnęły się na jego łopatkach. Otulił ją ramionami, zaczynając kołysać się delikatnie w przód i w tył, chcąc ofiarować jej jak najwięcej miłości i jak najmniej bólu. Mając tą, którą kochał prawdziwie, zapomniał o sobie. Liczyło się tylko to, by w żaden sposób jej nie skrzywdzić. Nie pragnął szybkiego spełnienia. Pragnął spełniać się wieczność, mając ją w ramionach. Ciało Scarlett powolutku rozluźniało się, wprawiało w rytm, który im nadał. 
- Kochaj mnie, kochaj - szepnęła ledwo słyszalnie, a Tom przyspieszył. Pchnął mocniej. Oplotła go nogami, mocno zaciskając je na jego ciele. Poddali się pożądaniu, pragnąc więcej i bardziej. Kochał ją coraz mocniej, bardziej pewnie, lecz nieprzerwanie z całą swą miłością. Jej smukłe palce coraz mocniej wbijały się w jego plecy, a plecy wyginały w łuk pod wpływem narastającej rozkoszy. Jęknęła głośno, gdy pchnięcia stały się szybkie. Uniosła biodra, chcąc być bliżej. Strużka potu popłynęła po jej szyi, aż do dekoltu, niknąc wreszcie między piersiami Scarlett. Wpadli w miłosny trans, ciała wpadły w jednakowy rytm, stały się jednością w pełni i do cna. Spełnienie rozlało się w jej ciele niespodziewanym ciepłem, rozchodzącym się od podbrzusza na całe ciało. Zalał je deszcz dreszczy, gdy Tom pchnąwszy wyjątkowo mocno, zamarł na chwilę, drżąc. Opadł na nią, oddychając ciężko i wtulił głowę w jej piersi. Nie zamykając oczu, odgarnęła z wilgotnej od potu buzi, kilka kosmyków. Ignorując brak tchu, czule gładziła głowę Toma, który jeszcze kilka kolejnych chwil podawał się jej pieszczocie, nim podniósł się leniwie, by móc spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnęła się, a on odpowiedział tym samym. Delikatnie wysunął się z niej i kładąc się obok, naciągnął na ich nagie ciała cienką kołdrę. Opierając czoło na jej czole, wciąż się uśmiechał i ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku. Tęczówki Scarlett na raz odzyskały swą spokojną barwę.
- Kocham cię kochać - zaśmiała się cicho, gładząc policzek Toma.

- A ja chyba pokocham być kochaną przez ciebie. - Minuty mijały, a oni patrząc na siebie, powoli odzyskiwali spokój. Powieki Scarlett pracowały coraz ciężej, jednak dzielnie walczyła z nimi, by nie utracić nic z tej chwili. Wpatrując się w tą niewinną buzię zastanawiał się, jak wiele w sobie skrywała. Objął ją czule, pozwalając ułożyć się Scarlett na swym torsie. Wtuliła się w niego ufnie i znów wydawała się być zupełnie malutka. Do snu ukołysał ją rytm bicia serca Toma.

*


1 Paulo Coelho 'Demon i Panna Prym'

41 komentarzy:

  1. ~Burlesque
    15 lutego 2010 o 21:20
    Jezu. Ta piosenka…A właściwie melodia. Taka piękna, kocham ten film i tą melodię też. Długo jej szukałam i jak usłyszałam ją przy ich akcie, to normalnie mi łzy pociekły, bo on taki czuły i delikatny jest… No normalnie się wzruszyłam.Bo jak czytałam to na sucho, bez podkładu i ze sprawdzaniem literówek i usuwaniem przecinków [ ;-) ], to nie wczuwałam się. A teraz sie wczułam i to ze szczęścia są te łzy. Bo on tak ją dobrze traktuje. I tak ją kocha. No po prostu bosko to wyszło. Biję pokłony.A co do reszty – kocham Twoją modę na sukces xD i kilometrowe odcinki też kocham ;)I się doczekać spotkania Szaja z dziewczynami nie mogę. ;)Kurczę, tak się cieszę, że jestem Twoją betą xD Bo moja ciekawość się zaspokaja na bierząco xD Kocham. JESTEŚ MEGAAAAAAAAAA!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Róża
    15 lutego 2010 o 21:56
    Och, dziękuję za dedykację ^^. Właściwie fora dotyczące poszczególnych opowiadań wydają mi się takie… burżujskie i nadęte. Może dlatego, że za bardzo kojarzą mi się z Freilyn. No cóż, ale twórcom klasyki nie można tego zabronić ^^. Wiesz, że Ty też należysz do tej klasyki? Ale jesteś postacią pozytywną. Nie przerażasz mnie xD.No dobrze, wrócę do czytania, bo chcę scenę „plus osiemnaście” ^^.Lubię Shie’a. I szczerze mówiąc pierwszy raz spotykam się z takim imieniem, więc nie mam pojęcia, z której strony je ugryźć xD. W tym momencie Hannah mi podpadła. Okłamywać biednego chłopca? No, ale to się zdarza. Ale że rodzice umarli? Dobrze, pominę swoje własne przemyślenia na ten temat xDD.Bardzo podoba mi się to rozdarcie Toma między spełnieniem marzeń Scarlett a własnym egoizmem i chęcią zatrzymania jej dla siebie. Ale on sobie wszystko przez to komplikuje, biedaczek. Nie wierzy w Scarlett, że sobie poradzi z tym całym światem showbiznesu. Albo w skrócie – jest zazdrosny xD. „Zrzędzimy jak babcie moherowe” xDD. „Musisz być sexy, Tommy” – czy Ty chcesz mnie zabić śmiechem (moim własnym)? xDD. Och, co za manipulatorka ze Scarlett. Ona sprawia, że Tom traci głos xD. Oszałamiające.Tom się przyznał ^^. Jak cudownie. To kochane, jak usiadła mu na kolanach. Właśnie mi się przypomniało, że przez Ciebie dostałam obsesji na punkcie „Das Beste” by Silbermond xD.Poznajemy Scarlett… Nie wyobrażam jej sobie, jak pączka. Wydawało mi się, że zawsze była szczupła, tylko była zwyczajną szarą myszką. „Kocham Cię”.”Kocham Cię”.”Kocham Cię”.Jakie to ładne…Akcja z telefonami wspaniała ^^.Scena „plus osiemnaście”! Ojej! „Nabrzmiała męskość”. Ojej xD.Nie zabezpieczyli się? Niegrzeczne dzieci.Ale cieszę się, że bardzo dobrze się bawili, chociaż mogli się zabezpieczyć! No, to mój jedyny zarzut pod ich adresem ^^.To kiedy następna część? xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      16 lutego 2010 o 20:38
      Cieszyć się^^Wiesz, z tym Shie’em to tak miało być. Oni postąpili niedorzecznie zabierając go Soph i Nico i cała oprawka tej sytuacji też aż kipi niedorzecznością. Ale tak na zdowy rozum. Jesli powiesz dziecku, ze mamusia i tatus umarli i kiedy ono widzi grób, nie drąży już. Wie, że niczego nie znajdzie. Ogólnie rzecz biorąc to się starałam, a ta scena to spędzała mi sen z powiek, tak prawie^^ No i fajnie, że się podoba. Moj Tomasz nie zastosował ogumienia, bo primo zapomniał z wrażenia, secundo nie lubi tak i tertio, Scarlett bierze tabletki, o xDPo czwarte mogłabym dodać, że Scarlett ma niepłodne :P

      Usuń
    2. ~Róża

      17 lutego 2010 o 15:15
      Scarlett bierze tabletki? xD. A po co? xD. Myślałam, że stanowczo nie jest gotowa, co za kobieta… xD.

      Usuń
    3. Na razie tak! Bo jej nawet ketonal nie pomagał i wiesz, musiała zacząć brać, żeby ja tak nie bolało xD

      Usuń
    4. ~Róża.

      18 lutego 2010 o 13:31
      *Dostaje ataku śmiechu, tarza się, spada z łóżka, a za nią laptop. Z bólem podnosi się z podłogi i prosi o tabletki* xDDD

      Usuń
  3. ~Nadie
    15 lutego 2010 o 21:57
    jo weź chciałam sobie ładnie przeczytać ale nie mogę booo „jest juz pozno wylacz kompa!” ahaha. sory ze bez przecinkow ale mi sie nie kce xd jutro wroce z ambitniejszym komciem xd

    OdpowiedzUsuń
  4. ~upadły anioł
    15 lutego 2010 o 22:36
    Witam :)Dziękuję, dziękuję że dzisiaj! Było mi tego trzeba. Zdołowana jak mało kiedy w pierwszym dniu po feriach, siadam do kompa, patrzę… jest ;)Nie będę się powtarzać, to opowiadanie jest tak urocze, że nie mogę się oprzeć czytaniu (a więc jak dostanę jutro 1 z polskiego za lekturę której nie skończyłam to będzie Twoja wina!! ;)) i z każdym słowem poprawia mi się humor…Mam kilka uwag, bo pomyślałam, że skoro nie przeszkadza Ci krytyka, to może jakoś pomogę. Wiem, że ciężko jest wyłapać własne błędy- sama we własnych tekstach robię ich masę… Ale jako córka polonistki i maniaczka poprawnej wymowy staram się je tępić i widzę w innych tekstach, co mi troszkę psuje odbiór… Dlatego mogłabyś znaleźć kogoś, kto przed opublikowaniem nowej części przejrzy ją i być może coś wyłapie.Nie czytałam z nastawieniem na szukanie błędów, ale kilka (nawet nie zawsze błędów, jako takich słownikowych) rzuciło mi się w oczy… Koturn jest rodzaju męskiego… a więc na wysokim (nie: wysokiej). Po drugie: jestem w stanie zrozumieć używanie w opisach słów „buzia”, „rączka”, „nosek”, „piąstka”. Nie wiem, może taki był zamysł żeby podkreślić infantylizm Scarlett. Jak mówiłam, jestem w stanie to zrozumieć, ale nie w tej części. Nie, nie, nie! Jak w tej całkiem niezłej scenie miłosnej pojawiają sie takie słówka, to bardzo mi przykro ale moja wyobraźnia podsuwa mi obraz uroczej, słodziutkiej, kilkuletniej dziewczynki. Jakoś mi się gryzą te „buzie”, a szczególnie „puszyste policzki” ze zmysłowością Scarlett i samą treścią. Postuluję o używanie słowa twarz i nie nadużywanie zdrobnień ;)Przypomniały mi się jeszcze „chyboczące” się włosy. Używasz tego zwrotu konsekwentnie przez całe opowiadanie. No niby nie jest to błąd, ale stylowo nie brzmi to chyba najlepiej… Powiedziałabym raczej falujące (piszesz „włosy zachybotały się na jej plecach” i moja (zdecydowanie zbyt bujna jak się okazuje (; ) wyobraźnia podsuwa mi obraz panny ze sztywnymi od żelu włosami, które nie mogąc falować, chyboczą się)Wiem, że widziałam coś jeszcze, ale już nie chce mi się szukać. O, niestety mi się przypomniało coś, co bardzo mnie rozbawiło: „ujeżdżasz na Georgu”. Jak dla mnie brzmi to odrobinę dwuznacznie- jesteś pewna że o to chodziło? ;)) może raczej „pojeżdżasz Georga”, jako że kolokwializm jest tu jak najbardziej na miejscu. Albo coś innego, ale, błagam! Nie „ujeżdżasz”. No, oczywiście biorę pod uwagę że kolokwializmy u Ciebie i u mnie mogą się trochę różnić, ale chyba nie aż tak drastycznie?Tym razem naprawdę koniec marudzenia. Opowiadanie dalej mi się bardzo podoba i już nie mogę się doczekać następnego odcinka;)No i jest to jedna z lepszych scen miłosnych jakie czytałam, chociaż myślę, że stać cię na więcej. Może to dlatego, że lubię bardziej delikatne sceny. Ale plus dla Ciebie- nie jest wulgarna, co się niestety bardzo często zdarza…A, tak. Pocieszające, że nie tylko ja zawalam maturę ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      16 lutego 2010 o 21:47
      Twoje bystre oko niczego nie pominęło ^^To dobrze, lubię wiedzieć, co jest nie tak. Nad Twoimi uwagami pomyślę, a za opinię i pokazanie błędów, dziękuję. ;)

      Usuń
  5. ~nathalie.
    15 lutego 2010 o 23:36
    wspanialy odcinek.a scena finalowa, powalila mnie na kolana. pieknie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Aveen
    16 lutego 2010 o 01:40
    Gdybym przeczytała to kilka godzin wcześniej – a dobrze, że nie czytałam, bo byłabym przez resztę dnia-mojego dnia – chodziła rozkojarzona i niezdolna do współpracy z kimkolwiek, z kim przebywałam, a po tym co przeczytałam to jestem pewna, że nim usnę ta sytuacja będzie mi się niejednokrotnie pojawiała przed oczami. Ale warto. Lepiej „Miłości” Toma i Scarlett nie dało się opisać, ani tego, co między nimi zaszło. I teraz jestem w 100%, a nawet więcej pewna, że oni są stworzeni dla siebie.A podzielając rację Bill, to może i rzeczywiście Tom nie musi się o nic martwić, że coś stanie na ich drodze- bo takiego czegoś już raczej nie ma, a nawet jeśli, to tylko oni mają ma to wpływ. I nawet gdy ona „zabłyśnie” w tym show biznes’owskim świecie, to dla niego i tak będzie zwykłą, czasem zagubioną i z zasadami Scarlett. Bo mam nadzieję, że się nie zmieni.Ona i tak zawsze będzie jego.i oczywiście czekam na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Schwarz
    16 lutego 2010 o 07:05
    jej… cudne! Ostatnio podobają mi się kobiety w ciąży, lubię patrzeć na ich brzuszki i uśmiechnięte buzie i dlatego cholernie spodobał mi się fragment z Schiem i jego dziewczyną :) chociaż ostatnia scena przebiła wszystko! To było takie magiczne i piękne.W życiu nie czytałam tak pięknie opisanej sceny +18 to niesamowite ^^ jestem oczarowana i nie potrafię nic więcej z siebie wykrzesać, wybacz ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Schwarz
    16 lutego 2010 o 07:08
    aaa… bym zapomniała! Nareszcie wyznali sobie otwarcie miłość nawet nie wiesz jak się ucieszyłam ^^ bo te słowa mają moc i znaczenie nie są puste.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Panna Aleksandra
    16 lutego 2010 o 14:33
    O M Ó J B O Ż E.No cóż… Podobało mi się. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Kamila
    16 lutego 2010 o 15:07
    Ha ha, codziennie wchodzę i nareszcie jest! Ale niestety przeczytam i skomentuję później ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. ~beste.
    16 lutego 2010 o 15:36
    Och… najpierw było jedno wielkie ‚ ojeeeej ‚, jak ujrzałam tutaj swój nick w dedykacji! No, naprawdę nie trzeba było, nooo. Tak mi się fajnie zrobiło, bo się poczułam taka… fajna (ach ta nieskromność) i te moje bzdurne komentarze nie są jednak bez sensu. Dziękuję pięknie za dedykację:*A teraz! Uwaga, wkraczam do akcji ]:-> Nie wiem jak to zrobiłaś, dodając, że robisz to za każdym razem, ale ten tekst był magiczny, nie tylko był za krótki! Nie wiem ile miał stron w Wordzie, ale coś mi się na oko zdaje, że z 8… nie wiem, ale był za krótki! Ja tu cała szczęśliwa, po przeczytaniu tego na górze ‚plus osiemnaście’, serio, cała w nerwach, czytałam dosyć nieuważnie początek, bo on mi się w tej chwili wydawał za zbędny, bo ja już chciałam przeczytać TO i napawać się tyyym (jak to brzmi xD), więc jednak postanowiłam, że cierpliwość mi wynagrodzisz i powolutku czytałam od początku (oczywiście, między czasie szukając z wyprzedzeniem czegoś ^^) Tooo… och, początek jak Gustav porządkował mieszkanie Caroline, teraz już wiem, co ona przechodzi, mimo, że tak ładnie to wcześniej opisałaś, wczoraj z koleżanką oglądnęłam po raz 871686 Requiem dla snu i mi się jej strasznie żal zrobiło, byle by się nie doprowadziła do tego stanu co Harry, bo chyba bym tu umarła. Ale ona ma Gustava, który się nią zaopiekuje i na pewno nie wróci do nałogu, nie może! Nie zrobi mu tego! Jeśli tak, nie jest warta jego uczuć. Więc, ja o to tutaj życzę im szczęścia (weźź, już chce opinion wystawić na ten moment, a muszę napisać jeszcze o czymś innym, to jest trochę wk.urwiające, ale da się radę, a Ty pewnie będziesz bardziej happy z tego komentarzyka, jak wypowiem się o wszystkim!)Przechodząc do Shopie, oooch, to było słodkie, nie wiem, może nie było, ale to było słodkie, ja tak uważam. Shie przypomina jej Nico. Nawet tak samo splata palce z Julie, ochhh… I będą mieć dzidziusia! Jaaakie to dziecko będzie ładne, jak się cieszę^^ No i dziewczyny zostaną ciotkami. Wiesz, trochę się obawiam tego spotkania z nimi Shie’a (nie wiem czy dobrze piszę jego imię, bo trochę jeszcze nie pamiętam pisowni), może go zaakceptują, ale nie chcę, żeby wyszło jakoś drętwo, anie specjalnie przesłodzono, że się na siebie rzucą czy cuś. ;) [wnerwia mnie to, że ten moment opisałaś na końcu !]Iiiiiiiii! Uwaga, nasza Scarlett będzie robić karierę, o ile wszystko pięknie ładnie wypali, a ja wierzę, że wypali, bo ma cudowny głos. Jeszcze ma Toma, a Tom jej pomoże, chociaż boi się, że ją straci, jak tylko zacznie osiągać jakieś sukcesy. Mi się wydaje, to niemożliwe, bo ich uczucie jest wyjątkowe, są nierozłączni i… nie umieją bez siebie żyć. Bill ma rację. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle Bill jakie przemowy prawił, ale przemówił mu do rozumu, choć później zamknął go w aucie, wyobrażam sobie takiego Billa z włosami na wszystkie strony siedzącego i wrzeszczącego w aucie, szarpiącego za klamkę w dzikiej agonii, że biedak nie może wyjść, wyje jak pies i w ogóle! xDD To było pewni prze, ale dobrze, że go wypuścił. Szkoda mi by było Billa, jakby miał być uwięziony w aucie siedzieć tam do wieczora. ;D I jeszcze dodam, że czekam na jakiś przełom między nim a Rainie. :D Taaak, teraz Ci to mówię, że między nimi też ma do czegoś dojść i ma to nadejść w szybkim tempie.:D Chyba nie będziesz nas, mnie katować tak z 25 odcinków nak olejną scenę erotic!!! Chyba Cię szybciej odszukam i zamorduje (tak to była groźba)A więc,TERAZ ja mogę sie wypowiedzieć, o tym o czym chciałam od początku, ale tak nie wypadało, omijać pozostałej treści i skupiać się na tylko i wyłącznie tym!Więc, opisałaś to tak delikatnie, o ile takie coś można opisać delikatnie. Nie walnęłaś tekstem w stylu ” wszedł w nią ” Bo chyba bym tu walnęła łbem o biurko. Zawsze to mnie jakoś tak zniesmacza, do czytania dalej, a tu nie było czegoś takiego. Hmm… jeszcze co chciałam, nie napisałaś, że krzyczała jego imię jak najgłośniej ^^ Njeee no, tego nie musiało być. Ale kurcze ta scena mi się tak podobała, podwyższyłaś mi ciśnienie i w ogóle. Łaaaaaaaaał. Zrobili to, ale nic nie napisałaś czy mieli gumki. No ja już myślałam, jak on szukał w tym przerażeniu po tych kieszeniach, że szuka gumeczek, a nie telefonu! Byłam tego tak pewna, że aż mi się zachciało śmiać, że biedak ich nie znajdzie i nici będą z tego. A tu telefon! No i im nikt nie przeszkodził. Ach… było, gorąco, pięknie i mrauuuu…. Ogólnie scena Ci wyszła perfekcyjnie, że miałam jej obrazn iemal przed oczami, o. I ugotowała mu coś, ojej. :D A tu się rano okaże, że Tommyy (xD) rozwolnienia dostanie, njeeee… mam głupie pomysły. XD Cuuudo, jednym słowem, cuuudo.I mam nadzieje, że następny odcinek będzie troszkę szybciej. :)Pozdrawiam. :))

      Usuń
    2. ~Burlesque

      16 lutego 2010 o 20:44
      hahahahahaha Beste zabijasz mnie xD Tom i sraczka xD ahahahahahahaha

      Usuń
    3. ~Dark Queen

      16 lutego 2010 o 21:07
      rozbrajasz mnie ^^ bardzo, bardzo pozytywnie, oczywiście :)cieszy mnie, że tak skrupulatnie odniosłaś się do każdego wątku i napraaaawdę podziwiam Twoją cierpliwość^^stron było 11. i tak ogólnie to fajnie, że Ci się podobało i tym bardziej, że mi wyszło, co miało wyjść. o. i problemów żołądkowych o Tomaszka nie przewiduję^^

      Usuń
    4. ~beste.

      17 lutego 2010 o 14:52
      Fajna by była akcja… wiesz, Tom na kiblu z bólu już nie może, a Scarlett mu rumianek parzy, robi okłady i w ogóle! Taki słodki obrazek. XD Czasem jak walne…

      Usuń
    5. ~Burlesque

      18 lutego 2010 o 20:44
      ej, ale on sie też może porzygać! bo często jest tak, że z obu stron wylatuje… xD

      Usuń
    6. ~Dark Queen

      18 lutego 2010 o 20:50
      wszystko jest bardzo życiowe i zdarza się każdemu xD

      Usuń
  12. ~Katalin
    16 lutego 2010 o 15:58
    PIerwszy raz nie wiem zupełnie co napisać. Wszystko, co mi przychodzi do głowy jest nieodpowiednie. Wiec nie bede pisac glupot,tylko bede nadal słuchać ‚And then I kissed him’ i tkwic jeszcze w prinzowym świecie.Dziękuje K. Takiego rozpierdzielnika w głowie już dwano nie miałam. Dziękuje:**

    OdpowiedzUsuń
  13. ~P.
    16 lutego 2010 o 19:13
    wszystko się powtarza.wybacz, nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      16 lutego 2010 o 20:21
      nie mam czego Ci wybaczać, ale nie za bardzo rozumiem, o co chodzi. ;)

      Usuń
  14. ~Agnes
    16 lutego 2010 o 22:35
    pięknie!! uwielbiam tą melodię… pasuje idealnie :)) aż mi się płakać chciało… :D z wszystkiego co do tej pory czytałam.. hmm… tutaj opisałaś to w taki sposób, że aż łoł… xD brak mi słów! przede wszystkim uczucia, ich uczucia są takie silne, że mam tylko wielką nadzieję, że im się ułoży i że będą mieli dom z ogródkiem, psa i gromadke dzieci ;Pnormalnie kocham historię Toma i Scarlett… :* !!

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Nadie
    16 lutego 2010 o 23:07
    już koniec? tak szybko dobrnęłam? nie ukrywam, że cały odcinek czekałam na ten moment +18 i teraz zupełnie nie mogę się na niczym skupić! przeczytałam, chcę żebyś wiedziała i wrócę jutro, bo jeszcze napiszę ci taki komentarz, że będziesz bała się ze mną soać XD

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Aagnes
    17 lutego 2010 o 16:34
    Mnie się dzisiaj bardzo podobało, chociaż zajechało Ganzerem, to prawda. Może przez to, że tak sprawdzał te telefony, hasło z kratami w oknach…ale …Podobało mi się. Było słodko i nie było wulgarnie. On był uroczo czuły ale brakuje mi jeszcze czegoś na końcu, jakiegoś drobnego dialogu jeszcze, nie wiem, czegoś tam dla mnie brak.

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Lestat
    18 lutego 2010 o 21:08
    Na początek przepraszam za spóźnienie. Niestety to już jest moja cecha charakterystyczna, jakoś nigdy nie mogę się wyrobić by przybyć na czas. Ale już jestem. jestem, czytam i jestem zachwycona. Będę komentować na bieżąco, w przypadku dłuższych rozdziałów zdecydowanie tak wolę, bo potem coś mi może umknąć. Tak więc na początku juz sprawiłaś, ze byłam przeszczęśliwa, jak już wspomniałam wcześniej historia Gustava i Caroline jest chyba tą, która poruszyła mnie najbardziej. I nawet nie wiesz jak się cieszę, że on zdecydował się przy niej zostać, że nie odszedł, choć przecież to byłoby o wiele prostsze niż życie z nią. Ze został i że postanowił pomóc. od razu mi się humor poprawił jak o tym przeczytałam, a to dopiero początek. Naprawdę jestem z chłopaka dumna, bo podjął chol.ernie trudną decyzję i podjął ją tak jak chciałam. Choć mogłam przecież się spodziewać wszystkiego. Mimo wszystko cieszę się, że zachował się właśnie tak. Bo postąpił cudownie. teraz możemy mieć tylko nadzieję, ze dalej wszystko będzie się już układać tylko lepiej. A przede wszystkim liczę na to, ze Caroline nie wpadnie do głowy, żeby wrócić do nałogu, ona teraz musi się mu podporządkować, bo przecież on chce tylko i wyłącznie jej dobra. Chce jej pomóc, a ja mam nadzieję, ze mu się to uda. Julie jest naprawdę urocza. Taka jakby zupełnie inna od wszystkich postaci, które dotychczas przewijały się przez to opowiadanie. Jest taka, Boże, bardzo dziwne określenia mi przychodzą na myśl, np. rumiana. Nie wiem dlaczego, po prostu tak ją sobie wyobrażam. Taka urocza, niziutka, dziewczęca. Zupełnie inna niż Scarlett czy Liv. Ale to bardzo dobrze. Dobrze, ze kreujesz kompletnie różne charaktery, bo to jest ważne. Nie wszyscy są tacy sami, każdy jest swoistą indywidualnością. może o Julie akurat jeszcze zbyt dużo nie wiemy, ale mam wrażenie, ze jej postać dopiero teraz zaczniesz jakoś bardziej rozwijać i z pewnością rozwiniesz też jej charakter. Choć teraz to wiadomo może być z tym różnie, ciąża zmienia kobietę. jak widać nawet Jul. Wahania nastrojów itd. Dobrze, ze ma przy sobie Shie’a, to świetny chłopak, czy raczej mężczyzna. Naprawdę cudowny, i doskonale widać to jak bardzo się oni nawzajem kochają, to jak on się o nią troszczy. Cudownie. No i Sophie. Dobrze, że oni w końcu mogą się sobą nacieszyć, po tylu latach. Bardzo ładnie to ujęłaś w tych fragmentach, kiedy zwracali się do siebie ‚mamo, synku’. Przy okazji, mam nadzieję, że już bardzo niedługo dojdzie do spotkania na linii Shie, Scarlett i Liv. Naprawdę jestem ciekawa jak ono przebiegnie, no i przede wszystkim jak one zareagują na wieść, ze mają brata. No i mam też nadzieję, że kiedy Sophie będzie im opowiadać o nim to w końcu poznam całą tę historię, dowiem się w końcu dlaczego oni zostali rozdzieleni, dlaczego Shie był ciągle karmiony kłamstwami, a Soph i Nico musieli żyć ze świadomością, że ich dziecko jest bardzo daleko i nie ma pojęcia o nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, może i Tom z Billem zrzędzą jak moherowe babcie, ale mi się to absolutnie bardzo, ale to bardzo podoba. Bo w końcu gadają ze sobą tak, tak fajnie. Jak bracia. jak bliźniacy. O tak, to mi się bardzo podobało. Fakt, że w jakiś sposób ich więzi się odrodziły, odnowiły i znowu są ze sobą tak absolutnie szczerzy i potrafią ze sobą gadać, o wszystkim i o niczym. Obawy Toma moim zdaniem wcale nie są głupie, czy niedorzeczne, wręcz przeciwnie są raczej całkowicie uzasadnione. Ja przynajmniej mam wrażenie, że go rozumiem. też bym się na jego miejscu bała. bałabym się, ze mogę stracić tą osobą, tą którą dla niego jest Scarlett. Boi się, ze z nią stanie się to samo co stało się z nimi kiedy zaczęli odnosić sukcesy, ze nowe życie ją pochłonie, ze zapomni. Zapomni o nim. Ale w tym momencie ja całym sercem chcę wierzyć w słowa Billa, tak bardzo pokrzepiające i miejmy nadzieję, prawdziwe. Zresztą, takie właśnie się wydają. Bo wydaje się, ze on ma rację, ze Scarlett pozostanie przy Tomie. Bo go po prostu kocha. Aż kocha. I to wystarczy, więcej zapewnień nie potrzeba. A scena, w której Tom zamknął Billa w samochodzie mnie powaliła. Hehe, ja też sobie wyobraziłam tego wymachującego rękami Billa, drącego się w niebogłosy, żeby tylko go ktoś stamtąd wypuścił ;] Hmm, pierwsza randka? :) No, no, to się nasz Tomcio wypindrzył i w ogóle jestem pod wrażeniem tego jak do całej sprawy podszedł. Przygotował się chłopak nie ma co. A Scarlett go oczarowała. To już chyba standard, że oni tak na siebie nawzajem działają. No i cieszy mnie fakt, że Scarlett tak zareagowała na wiadomość, ze ma śpiewać. I to, że zapewniła go, ze absolutnie nie musi się on nią dzielić, bo ona jest tylko jego. No i bosko, tak właśnie ma być. Oni są tylko dla siebie. No, a później, opowieść Scarlett. Cieszę się bardzo, ze Tom wreszcie zadał właściwe pytanie i cieszę się, ze ona mu opowiedziała. Tak jak prosił, opowiedziała mu o sobie. To dobrze. Dobrze, że się otworzyła i, ze tak szczerze mu wszystko opowiedziała. A przede wszystkim najważniejsze, ze w końcu wyznali sobie uczucia. Niby takie dwa banalne słowa, a jak wiele potrafią zdziałać. Ja to tylko czytałam, mnie tam nie było, mnie to nie dotyczyło, a mimo wszystko kiedy przeczytałam jak on mówi ‚Kocham cię’ to normalnie mi się coś skręciło w żołądku. Cudownie! Strasznie się cieszę, że w końcu to sobie wyznali, ze w końcu ubrali swoje uczucia w słowa. No i chyba mogłam się spodziewać, ze ten wieczór będzie miał taki finał. Przyznam, ze zastanawiałam się nad tym jak opiszesz ich pierwszy raz i muszę powiedzieć, że mi się podobało. Było tak… no niezbyt wulgarnie, ale też bez specjalnej pruderyjności. Mi się podobało to jak to napisałaś. A przede wszystkim podobał mi się fakt, ze w tym wszystkim Tom najbardziej przejmował się Scarlett i tym by to jej było dobrze, by to ona była w tym momencie szczęśliwa i to było piękne. Chyba nastąpił jakiś ważny przełom w ich związku. Można to określić związkiem, prawda? Chyba nawet trzeba, choć nie przypominam sobie by oni tak oficjalnie byli parą. No, ale są najwspanialszą parą jaka tylko może być. I cudnie. Zastanawiam się co będzie dalej, tak więc już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Dziękuję Ci jeszcze bardzo mocno za dedykację przy trym rozdziale. Nie spodziewałam się naprawdę, dziękuję ;* A rozdział był absolutnie fantastyczny, i jakoś tak jak doszłam do końca to mi się tak smutno zrobiło, ze to juz koniec, bo mogłabym czytać jeszcze dużo, dużo więcej. Twojej twórczości chyba nigdy nie będę mieć dosyć. Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
    2. Dark Queen

      18 lutego 2010 o 21:49
      Ojeeeeej. Kolejne kilka minut z uśmiechem na twarzy! Gustav jest taką moją odskocznią, Shie i Jul też. Sama nie wiem, dlaczego, ale te dwa wątki w sumie wykreowałam najpóźniej i teraz, jakoś tak fajnie mi się je pisze. Gustav jest w dołku. To trzeba przyznać. Usiłuje porządkować wszystko. Liczył, że jeśli odmieni jej dom, poczuje ulgę, że usunie tą skazę, która ciążyła na tym mieszkaniu. W chwili obecnej nie potrafi wyobrazić sobie chwili, kiedy znów wróci do szpitala. Panicznie się tego boi, ale i tak do niej pójdzie. Wiedziony głosem serca, zapomni o własnych lękach czy uprzedzeniach. Teraz nie odszedł, bo nie potrafiłby wybaczyć sobie tego, że jego odejście mogłoby sprawić, że skutecznie targnęłaby się na swoje życie. To na razie główny powód. Jeszcze nie potrafi jej wybaczyć. Julie nie miała być w ciąży, ich wątek początkowo miał być epizodem, podobnie jak Gustav. Jednak potrzeba pisania o ciąży, brzuchu i maluszku zwyciężyła^^ Żadna inna bohaterka nie wchodziła w grę, a poza tym, spodobało mi się dziecko w ich historii. Shie chce stworzyć rodzinę, jakiej sam nigdy nie miał. Chce dać swemu dziecku to, o czym sam zawsze marzył. A Julie… wydaje mi się, że każda z moich bohaterek jest jakaś taka… po przejściach. Ona miała być zupełnie zwyczajna. Miała prostą dziewczyną z biednego domu, niedocenioną i zaszufladkowaną przez zapędzonych rodziców. Miała być kochająca, oddana i taka… rumiana ;)Historia Soph i Nico będzie miała swój finał już całkiem niedługo. Scen dotyczących samych bliźniaków jest tu raczej niewiele. Jednak staram się – nie wiem czy mi wychodzi – by jeden przewijał się, gdzieś tam w tle historii drugiego, by wciąż byli obecni. Jeśli moje plany wciąż będą układały się po mojej myśli, będzie ich ciut więcej. Jeśli chodzi o Scarlett i Toma, to bardzo bałam się tej sceny. To mój pierwszy taki akt i nie wiedziałam jak mi wyjdzie. Skrobałam całą niedzielę, a i tak w poniedziałek musiałam doszlifować wszystko. Scarlett miała wiele oporów, by pokonać własne opory i zburzyć ten mur, którym oddzieliła się od świata. Jednak… miłość czyni cuda. Tom jest poinformowany już o większości przykrych zdarzeń z jej przeszłości. W zasadzie nikt poza Liv nie znał uczuć, jakie motywowały Scarlett do wszystkiego, co osiągnęła. ‘Kocham Cię’ miało paść w wyjątkowej chwili. Choć kilka notek wcześniej moje palce chciały już to napisać, czekałam i myślę, że jest, jak miało być. Ale się rozgadałam^^

      Usuń
    3. ~Lestat

      19 lutego 2010 o 18:37
      Dziękuję za odpowiedź :) No cóż, rozumiem, ze na razie Gustavem kieruje coś zupełnie innego niż miłość -choć ona pewnie gdzieś tam w podświadomości też ma ogromne znaczenie- tylko raczej właśnie myśli o tym co mogłaby zrobić Caroline gdyby on ją teraz zostawił. Dobrze, ze jej nie zostawił. Dobrze, ze został i, mam nadzieję, będzie już przy niej zawsze. Bo ona go przecież potrzebuje. A to, że ‚jeszcze’ nie potrafi jej wybaczyć… mam nadzieję, ze to szybko się zmieni. Przecież on ją kocha, a miłość wszystko potrafi wybaczyć. I nieważne ile mu to zajmie czasu, najważniejsze, ze w końcu mu się to uda. Bo mu się uda, im się uda, ja w to wierzę :) A Shie na pewno będzie najlepszym ojcem na świecie, wie już jakich błędów nie może popełniać, nauczył się tego na własnym przykładzie, wie jak może cierpieć dziecko i jestem pewna, ze zrobi wszystko co w jego mocy, by własne dziecko wychować jak najlepiej. A co najważniejsze, by je kochać i zawsze przy nim być. Oczywiście, ze Ci wychodzi. Historie bliźniaków, które, tu masz całkowita rację, jakoś tak się przewijają między sobą, są naprawdę cudowne. I może niewiele jest konkretnych scen w których oni są tylko razem, ale… no właśnie, wciąż są obecni i to najważniejsze. A jak ma ich być więcej to ja sie bardzo cieszę :) A Scarlett i Tom, miłość, oddanie, wszystkie najpiękniejsze uczucia same w sobie. To ich łączy. I to jest wspaniałe. A ta scena wyszła naprawdę całkiem nieźle, więc chyba nie było czego się tak bać. Bo wyszło naprawdę dobrze :)

      Usuń
  18. ~Nichole
    20 lutego 2010 o 14:54
    Wiem, dawno mnie tu nie było. Postanowiłam zrobić sobie przerwę od wszelkich opowiadań internetowych i obecnie jestem naprawdę niesamowicie ciekawa co takiego się tu wydarzyło. Przepraszam, Dark ale jak widzę te wzmianki o Ganzer-Tom na Twoim blogu to po prostu muszę coś powiedzieć. Tym razem do drogich komentujących. Ciekawe jak wy byście się czuły gdybyście starały się opisać wszystko jak najlepiej, włożyły w każde słowo wiele serca i były zadowolone ze swojej pracy a tu nagle dowiadujecie się, że według niektórych to nie wy pisałyście, a panna Freylin. Że to zwykła kopia. Może i jest tam jakiekolwiek podobieństwo ale w końcu opisywana jest scena nazwijmy to – tego samego. Dziwne żeby Dark napisała, że podczas urządzili sobie wieczór karaoke, a później zjedli kanapki z szynką, prawda? Wiadomo co się wydarzy. Zresztą, myślę, że gdyby Dark usunęła całą tę scenę i napisała ją od nowa zupełnie inaczej to i tak ktoś by się doczepił. Mnie się bardzo podobało. ;) Podziwiam Cię, że mimo wszystko brniesz to przodu, a niestety ja mam luki w fabule, więc biorę się za poprzednie odcinki.

    OdpowiedzUsuń
  19. ~Allein
    21 lutego 2010 o 01:30
    Wszystkie odcinki były pięknie napisane, masz naprawde bogaty zasób słów, ale 29 odcinkiem przeszłaś chyba samą siebie. Gdy czytałam o akcie miłosnym Toma i Scarlet łzy leciały mi po policzkach. Naprawde się wzruszyłam. Mój blog nie jest, choć w połowie tak ładnie napisany jak Twój, ale jeśli miałabyś ochotę – zaprszam : http://www.meine-liebe.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  20. ~S.
    24 lutego 2010 o 12:13
    Wiecie co? Gdy pierwsza osoba napisała opowiadanie o Tokio Hotel to powinna oskarżyć o plagiat wszystkich którzy pisali po niej? Gdyby ta osoba tak po wszystkich jeździła to nie istniałoby ani GT ani Prinz. Tak samo wy wykłócacie się o turkusowe oczy czy Christinę.

    OdpowiedzUsuń
  21. ~Kainka
    24 lutego 2010 o 16:09
    Droga Dark, a ja tu jestem i się skupię na odcinku ;D. A tego jarmarku chyba nie skomentuje… Jeśli ktoś chce widzieć Ganzera, zobaczy go w każdym blogu… I ja nigdy nie czytała GT, więc nie mam zamiaru porównywać tego odcinka do tamtego bloga ;D. A nawet jeśli bym czytała, to i tak bym tego nie zrobiła, bo znam Twoją wyobraźnię i Ty od pierwszego odcinka pokazałaś na co Cię stać ;] Jakoś tak niedawno zaczęłam podejrzewać, że wyznają sobie miłość w tym takim długo oczekiwanym odcinku i się nie pomyliłam. Było bosko… Tak magicznie. Ten taniec i w ogóle, ale jakoś we mnie szczególnych emocji nie wzbudził ten fragment, choć fajnie było przeczytać, jak Scarlett oddaje się Tomowi i jest tego pewna. Od nich zieje taka miłość, że bardzo chętnie wchodzę na tego bloga i pozwalam swoim myślom krążyć wokół tej pary. Powiem Ci, że zawsze najchętniej czekam właśnie na fragment o Tomie i Scarlett, choć, żeby nie było, inne równie mocno mnie interesują. Czytałam ten odcinek 16 lutego, więc nie obraź się, zapomniałam kilku rzeczy. Skomentuje te, które pamiętam. Miło jest czytać o tym, że Shie przyjął matkę z otwartymi ramionami i nie miał do niej o nic pretensji. Jestem ciekawa, jak dziewczynki zareagują na wieść o bracie. Na pewno będą zaskoczone, ale nie potrafię sobie wyobrazić ich reakcji ;]. Scarlett jest taka nieprzewidywalna. Ale to i dobrze. Potrafi zaskoczyć czytelników, choć przy Tomie robi się z niej taka ciepła kluska xd. Jeszcze trochę i będzie wzorową gospodynią, stojąca cały dzień przy garach, aby tylko Tom miał pożywny posiłek ;D. Nie, no żartuje. Scarlett taka nie jest. Ona chce się rozwijać, brnąc dalej. Coś osiągnąć i bardzo dobrze. Popieram ją. Nie dziwię się wątpliwościom Toma, ale wydaje mi się, że będzie ją wspierał. Że on tez chce, aby ona osiągnęła to, co on, boi się tylko, że wpadnie w to samo, co on. Przecież on wie, co to za bagno i chce przed tym uchronić Scarlett. Ale brunetka przeciez ma swój rozum, prawda? Ona wiem, co dla niej dobre, a co nie. A zresztą mając przy sobie takiego Toma, ktory będzie ją prowadził przez to wszystko za rączkę, nie pozwalając się oddalić zbyt bardzo, nie zmieni się. Zostanie taka sama, jaka jest. Tego jej w sumie życzę. Aby się spełniała, ale nie zmieniła i nadal, aby kochała tego naszego Tomusia, bo to dzięki niemu zniknął ten mur, którym się otoczyła wcześniej. Bo to dzięki niemu zaczęła naprawdę żyć i przestała uciekać przed miłością. A miłość przecież jest piękna. Oczywiście, o ile jest odwzajemniona. No, ale wracając do matki i syna. Ja też chciałabym ciągle spędzać czas z synem, aby nadgonić stracony czas. Przecież ona nie była przy jego pierwszych słowach, krokach, przy pierwszych bójkach. Musiał dorosnąć sam, mając oparcie tylko w babci, która go na dodatek okłamała. Wadą dzieci jest to, że tak szybko ufają dorosłym. Że uwierzył w te kłamstwa, którymi go karmiła. Owszem, Hannah się zmieniła, ale przecież nie wynagrodzi im krzywd, które wyrządziła, prawda? A strata syna musi być straszna. A tak przy okazji, on jest starszy od Liv i Scarlett? No tak, co za głupie pytanie. On już dawno ukończył szkołę średnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać, jak opiekuje się Jul, jak ją bardzo kocha. To miłe. Scarlett i Liv szybko zostaną ciotkami. Ale one stare są xd. Ciotki zawsze mi się kojarzyły z ponad czterdziestoletniki kobietami, choć sama mam ciocię dwa lata młodszą xd. Liv niech już nie robi między soba takiego samego muru, jaki zrobiła Scarlett i nie pozwoli Georgowi się sobą zaopiekować, bo widać, że on się aż do tego garnie. Biedny G. musi czekać xd. Ale oni chyba też będą ze sobą… Zapomni o tym pala.ncie, Paulu, i zwiąże się z Georgem bez żadnych wątpliwości. W ogóle plus dla Liv za to, że chce dla siostry jak najlepiej i piomaga jej w spełnianiu marzeń, bo to w końcu ona wysłała te demo do wytwórni ;D. Gustav i Caroline. Na pewno będzie ją kontrolował i sprawdzał. Nie zaufa jej chyba już, prawda? Będzie się bał, że nadal będzie się chciała zabić. A jeśli nie o to, to będzie ją podejrzewał o branie narkotyków ;]. Podziwiam Cię, Dark. Potrafisz wprowadzić w nas ten cały Prinzowy świat. A każdy, kto twierdzi, że zerżnęłaś ten fragment, umniejsza twojej twórczości i wyobraźni. Obraża cię nawet, że tak powiem. Bo bez dowodu, nikt nie ma prawa, nikogo oskarżać. Zresztą, jeśli ktoś chciałby cię o to oskarżyć, to chyba jedynie autorka Ganzera. Mnie tam się podoba. A najbardziej te ich wykrzyczane ”kocham cię”. Wyobrażam sobie roziskrzone ślepia Scarlett, gdy jej wyznawał miłość. Mi zawsze rumieńce wyskakują, kiedy ktoś mi to mówi i serce dziwnie łomocze xd. Czekam na 30. Nie każ nam takdługo czekać, choć rozumiem, że matura na karku nie pozwala ci pisać tak często, jakbyś chciała. Jeśli chcesz pocieszenia, to powiem, że mnie to czeka za rok, a ty już wtedy spokojnie będziesz na studiach, czy co tam sobie wybrałaś ;D. Pozdrawiam, kochana. Oby tak dalej i żeby zawsze odcinki były tak dlugie ;][immer-an-dich]

      Usuń
  22. Beichte
    26 lutego 2010 o 11:55
    Już kiedyś pisałam, że czekam na moment, aż dopuścisz do tego, by stało się coś więcej, bo to zawsze jest wyzwanie. Jestem wręcz zaskoczona tym, jak delikatnie i subtelnie Ci to wyszło. Skupiłaś się na ich uczuciach, a nie na tym, co się tak naprawdę dzieje i myślę,że to bardzo pasuje do stylu w jakim piszesz Prinza. Szczerze mówiąc, lubię, gdy w opowiadaniach jest już po tym pierwszym razie. Wszystko staje się bardziej otwarte, bo przecież już jasne, a przez to niezwykle naturalne i szczere. Będę czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      27 lutego 2010 o 22:08
      Granica między dobrym smakiem jest bardzo cienka. Łatwo ją przekroczyć. Nie ma doświadczenia w pisaniu mocnych scen, więc to było dla mnie o tyle trudne. Zobaczymy, co z tego wyjdzie dalej ;)

      Usuń
  23. ~Kamila
    27 lutego 2010 o 19:21
    Hah, w końcu przeczytałam. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam, zważywszy na ilość zachwytów innych czytelniczek, ale… ten długaśny fragment o kochaniu się Toma i Scarlett po prostu ominęłam xDDD. Wybacz, ale tego było za dużo, za długo i mogę stanowczo powiedzieć, że jesteś mistrzynią w tworzeniu opisów. Opisów pięknych, nie powiem, ale jak na mój gust przydługaśnych ;p. Fajnie, że już to zrobili, że wreszcie tak wprost wyznali sobie miłość, ponieważ wznosi to ich związek na całkowicie inny poziom i dzięki temu być może zdołają przetrwać. Być może. Ostatnio ciągle mam w głowie prolog i zastanawiam się do czego to wszystko zmierza…Najbardziej w tym rozdziale podobał mi się moment w wytwórni i ta wspaniała chwila, gdy dla Scarlett zostały otworzone drzwi. Nie mogę się już doczekać koncertu i opisu jak powala wszystkich na kolana :D. Słyszałam, że też jedziesz na koncert i będziesz w FZ? ;p

    OdpowiedzUsuń
  24. ~Anneliese
    27 lutego 2010 o 22:22
    DARK! NADROBIŁAM! ooooooooooch, muszę z bólem napisać, że ominęły mnie chyba najlepsze odcinki! No i ta scena, na którą czekałam od 30 postów! Och, och, och, oni są tacy słodcy, tacy piękni, tacy zabawni, tacy prawdziwi, że jak o nich czytam, to po prostu drętwieje mi kark i po przeczytaniu siedzę, jak otępiała, i patrzę się przez okno jeszcze raz o tym myśląc i fajnie potem tak jest. I normalnie, to ja bym też chciała takie Toma. Opiekuńczego, słodkiego, zabawnego, troskliwego, czułego, miśkowatego, kochającego, idealnego i w ogóle! Ten ich taniec, to było apogeum moich rozmarzeń, a nie – tak, jak zapewne myślisz – późniejsza scena :D A jeżeli już nawiązałam do niej, to lepiej jej nie mogłaś napisać! Mamooo, było idealnie! I ogólnie tak odbiegając od Scarlett i Toma. Super, że Sophie dostała ten spadek i poznała w końcu syna. Należy jej się w końcu. No a Gustav to jest twardy chłop u Ciebie i też super, że postanowił zostac przy Caroline i zacząc od początku. W ogóle podoba mi się takie remontowanie mieszkanie w gronie przyjaciół! Julie wydaje się bardzo sympatyczna. Jej Tekst: ‚- Niech się pani mną nie przejmuję. Ostatnio płaczę z każdego powodu.” Czy jakoś tak, mnie powalił! Haha, to było takie zabawne xD Akcja Georga z Liv w kiblu w Centrum Handlowym była świetna! Szkoda, że potem uciekła :< Chociaż jej się nie dziwię, ale i tak chcę żeby byli razem. Oni tak do siebie pasują! No, a teraz już kończę i z dumą powiem: Czekam na 30stkę! :*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo