Rzadko ostatnio dedykuję, ale tym razem mam taką potrzebę.
Ten post jest dla wszystkich dobrych duszek, które mnie wspierają.
Nie zawsze jest łatwo, dlatego przesyłam podziękowania i ukłony tym,
którym chce się być przy mnie i wspomagać mnie dobrym słowem.
***
37. miesiąc od rozstania; 2. listopada 2014, Berlin
Ten post jest dla wszystkich dobrych duszek, które mnie wspierają.
Nie zawsze jest łatwo, dlatego przesyłam podziękowania i ukłony tym,
którym chce się być przy mnie i wspomagać mnie dobrym słowem.
***
37. miesiąc od rozstania; 2. listopada 2014, Berlin
Przymknęła powieki, dając chwilę wytchnienia
zmęczonym oczom. Kilka sekund później otworzyła je znów, by dalej wpatrywać się
w swoje lustrzane odbicie. Lśniące blond loki upięte z tyłu, prawie w pełni
odsłaniały jej buzię, z wyjątkiem kilku niesfornych kosmyków, które frywolnie
opadały na jej czoło i policzki. Turkusowo błękitne tęczówki okolone kotarą
gęstych rzęs, podkreślał cień o podobnej barwie, a pełne wargi czerwona
szminka. Gdy poprawiała się na krzesełku, materiał jasnego, atłasowego
szlafroczka zsunął się z jej uda, ukazując zgrabną nogę okrytą białymi
pończochami. Szczelniej otuliła się materiałem, wzdychając ciężko. W tafli
lustra, odbijała się sukienka wisząca na drzwiach szafy tuż za jej
plecami. Biała, skromna, wykonana z najlepszej francuskiej koronki, a koronka
ta zdobiona była najprawdziwszymi diamentami. Warta miliony. Prezent ślubny od
narzeczonego. Z każdą kolejną sekundą, podczas której wpatrywała się w nią,
odczuwała coraz większą ochotę na to, by podejść i rozerwać ją na drobne
kawałki. Czuła jakąś dziwną niechęć do tego zwitku tkanin, które kojarzyły jej
się z tym, co miało już niebawem nastąpić. Zaciskając mocno powieki energicznie
położyła ugięte łokcie na blacie toaletki i oparła czoło na swoich dłoniach.
Starała się oddychać głęboko. Bolał ją brzuch. Miała wrażenie, jakby coś
wiązało jej żołądek w supełek. Była niemożliwie zdenerwowana i przede wszystkim
niezdecydowana. Coś boleśnie uciskało ją przy sercu, wręcz rozrywając od
wewnątrz. Tak źle nie czuła się nigdy. No, prawie nigdy. Targały nią
wątpliwości. Wszystko od wewnątrz krzyczało, żeby uciekała jak najdalej i jak
najprędzej. Mówiło jej, że popełnia największy błąd w życiu. Ale czy takiego
lęku nie ma każda Panna Młoda? Jeszcze całkiem niedawno nie mogła doczekać się
tej upragnionej soboty. Cieszyła się każdym najmniejszym punktem przygotowań.
Była szczęśliwa, że wreszcie spotkała osobę, która chciała próbować ją
pokochać, która usiłowała nauczyć się ją zrozumieć i sprawić, by więcej nie
zechciała uciec. Nie była pewna, czy istniał drugi mężczyzna, który byłby to w
stanie zrobić, gdy Tom już nie chciał.
Javier chciał to wszystko osiągnąć.
Próbował pokochać ją z całym bagażem strasznych przeżyć i tyloma
niedoskonałościami. Javier był dobry. Był zawsze, wszędzie i kiedy tylko go
potrzebowała. Nigdy nie pozwalał jej być samej. Nie pozwalał jej się bać. I
wreszcie miała wrażenie, że jest z nią dla niej samej, że był gotów bronić ją
przed nią samą. Wydawało jej się, że go kochała. Wydawało jej się, że miała
wszystko. Wydawało jej się, że była szczęśliwa.
Wszystko jej się wydawało, bo pojawił się
on, który jednym spojrzeniem zburzył cały ład i porządek w jej życiu. Harmonię,
którą tak mozolnie budowała, kiedy jego już
nie było. Całą pewność, że żyła jak chciała, że to było właśnie jej szczęście,
że udało jej się je odnaleźć. Od tej chwili nie wiedziała już nic. Nie cieszyła
się ze spotkań z Javierem, nie mogła patrzeć na swoją sukienkę, nie umiała
słuchać o przygotowaniach, nie potrafiła sobie wyobrazić dalszego życia. Nie
mogła, bo uśpione wspomnienia
zbudziły się ze snu. Te,
które tak głęboko zakopała w swoim sercu, nie pozwalając im ani na chwilę wyjść
na światło dzienne. Miały swoje miejsce w zapomnianym kąciku serca, nakazała im
odejść tak jak odszedł on. Tamtego dnia postanowiła, że już nigdy do nich nie
powróci. Nie dotrzymała. Nie dotrzymała, bo jednym spojrzeniem wyburzył mur,
którym obwarowała zakątek serca nazwany jego imieniem. Uniosła głowę i
pochylając się do przodu, przeniosła ciężar ciała na skrzyżowane ręce
spoczywające na blacie. Głęboko westchnęła. Tępo wpatrywała się w swoje odbicie
i choć bardzo nie chciała, zastanawiała się, którymi drzwiami mogłaby uciec
niezauważona. Biała sukienka rzucała jej się w oczy połyskując w mdłym świetle
kinkietu, nawet, gdy próbowała patrzeć w innym kierunku. Jej czysty kolor
rażąco kontrastował z hebanowymi meblami, nie pozwalając się przeoczyć. Nie
mogła znieść bezradności wobec swojej beznadziejnej miłości, wobec tego,
którego zaprzysięgła sobie nienawidzić. Nie potrafiła. Tak kocha się raz, więc
czym było jej uczucie do Javiera? Kim był on sam? Uderzając dłonią w blat
toaletki, energicznie odsunęła krzesełko i wstawszy, szybko podeszła do okna.
Zaplotła ręce na piersiach, kierując wzrok na białe orchidee, poustawiane
wzdłuż alei wjazdowej. Javier zażyczył sobie, by sprowadzić je aż z Europy
Południowej. Chciał, by jego ślub był niezapomniany. Nie tylko dla niego, dla
świata też, jeśli nie przede wszystkim. Pragnął by mu zazdroszczono. Chciał by
podziwiano rozmach uroczystości i piękno kobiety, którą miał poślubić. Chciał,
by oprawa tej uroczystości była tak niespotykana jak orchidee w listopadzie.
Javier chciał. Javier był inny. Inny niż Ci, których znała. Bywały chwile,
kiedy nieba chciał jej przychylić. Okazywał jej czułość, cierpliwość, znosił
jej humory i nieustanne ucieczki. Wtedy wydawało jej się, że był lekarstwem na
jej złamane serce. Jakby wyczuwał, czego jej było potrzeba, bez względu czy to
było tylko czułe słowo, pocałunek czy też jakiś prezent. Javier zawsze wiedział
wszystko, znał radę. W gruncie rzeczy Javier zdominował całe jej życie, kiedy
wydawało jej się, że właśnie przy nim była zupełnie wolna. Wszystko zaczynało
się i kończyło na Javierze. Dlaczego zdała sobie z tego sprawę i jednocześnie
zaczęło jej to przeszkadzać właśnie dziś? Dziś, kiedy od chwili, w której miała
zostać jego żoną dzieliły ją zaledwie godziny. Do jej umysłu zaczęło napływać
tysiące wątpliwości i natrętnych pytań. A wszystko sprowadzało się do tego, że
na jej drodze znów stanął on. Każda wątpliwość rodziła się z tego nikłego,
prawie niezauważalnego dotyku, zapachu, który wkradł się do jej nozdrzy i
koloru mlecznej czekolady w jego spojrzeniu. Miał takie miłe dłonie, takie
kojące spojrzenie. Wdychając powietrze nadal czuła jego zapach. Niezmiennie ten
sam. Nawet przez sen wiedziałaby, że to właśnie on. Tylko on pachniał tak
pięknie. Javier nie miał takich perfum. Nie sugerował się jej zdaniem.
Zrezygnowana znów usiadła przy toaletce i spojrzała w swoje odbicie.
Zmora przeszłości wróciła razem z nim. A razem z nim wróciła pogrzebana miłość.
Miłość, która miała być zapomniana. Miłość, która nie miała już prawa istnieć.
Już za chwilę wszystko miało się odmienić, a ona nie była już pewna czy tego
chciała. Podświadomie zaczynała porównywać Javiera, którego miała, który był i
jego, którego już nie było, który stanowił jedynie wspomnienie. Nader żywe
wspomnienie. Bezradnie oparła się na miękkim obiciu krzesełka. Słysząc pukanie
potarła dłońmi policzki chcąc nadać im naturalny kolor i ostatni raz spojrzała
w lustro.
A w jej oczach nie było blasku. Blasku, który nadawał im tylko On.
- Proszę! – zawołała, a po chwili w pokoju
zjawiła się Liv. Wyglądała pięknie w dopasowanej, granatowej sukience w kolano.
Miała odkryte ramiona i białą kokardę w granatowe kropki tuż pod biustem. Była
bardzo w stylu retro, co w jakiś pokręcony sposób pasowało do Liv. Uśmiechnęła
się i podeszła do Scarlett.
- Pomóc ci się ubrać?
- To już? – zapytała zdziwiona. Czas
umknął gdzieś niepostrzeżenie. Siostra pokiwała twierdząco głową i podeszła do
szafy po sukienkę.
- Matko, jaka ona jest piękna – odparła
zdejmując sukienkę z wieszaka. Scarlett nawet nie spojrzała w tamtym kierunku.
Z ociąganiem podniosła się z krzesełka i zsunęła z ramion satynową podomkę.
Bielizna, którą miała na sobie, wykonana z najlepszej koronki była delikatna i
tak cienka, że równie dobrze mogłaby jej na sobie nie mieć. Liv obrzuciła
siostrę znaczącym spojrzeniem. – Javierowi się spodoba.
- Jemu podoba się wszystko – odparła
znużona.
- Hej – delikatnie odłożyła sukienkę i
podeszła do Scarlett. – Nie wyglądasz, jak szczęśliwa Panna Młoda – odparła, a
w odpowiedzi otrzymała jedno smutne spojrzenie Scarlett. – Tom nie przyszedł do
ciebie przez te wszystkie lata, więc nie przyjdzie i dziś.
- Nie chodzi tylko o niego. Nie jestem
pewna, czy ślub to dobre rozwiązanie. Nie kocham Javiera tak, jak kochałam
Toma.
- To dlaczego przyjęłaś jego oświadczyny?
- Bo chciałam go tak pokochać.
- Miłość to bardzo skomplikowana sprawa, a
wy wyglądacie, jak idealnie dobrani. Jesteście oboje tak bezgranicznie piękni,
tak doskonali, że nie sposób oderwać od was oczy. Do tej pory nie mówiłaś nic o
tym, że czujesz się niepewna. Myślałam, że to świadoma decyzja, że kochasz
Javiera.
- Kocham go w jakiś sposób. Bardzo chcę go
pokochać tak, jak kochałam Toma. Chcę żebyśmy stworzyli wspaniały dom, pełen
miłości i dzieci – uśmiechnęła się blado, a w jej niebieskich oczach zalśnił
smutek. – Mam już dwadzieścia pięć lat. Chciałabym założyć rodzinę.
- Javier też o tym marzy. Nie dalej, jak
dwie godziny temu mówił mi, że nie może doczekać się, kiedy zaczniecie wspólnie
żyć, kiedy oficjalnie będziecie rodziną – zamilkła, lecz zaraz podjęła znów. –
Tom też tego chciał, ale nie umiał o ciebie zawalczyć, prosić cię o wybaczenie,
o kolejną szansę. Nie chciał spróbować, zacząć od nowa. A jeżeli przemknęło mu
to przez myśl, to nie zrobił niczego, żeby tak się stało. A Javier robi to
codziennie. Pomyśl o tym – przytuliła Scarlett, ucałowała ją w policzek i
wyszła, zostawiając ją samą z tak ogromnym dylematem.
Nawa kościoła pyszniła się pięknie
ustrojonymi orchideami. Białymi i różowymi. Światła ustawiono tak, by
podkreślić kamienie szlachetne w sukni Scarlett. Połyskiwały przy każdym jej
kroku. Zaschło jej w gardle. Nogi uginały się przy każdym kroku i pewnie
upadłaby, gdyby Rico jej nie podtrzymywał. Wszystko działo się, jakby poza jej
wolą. Była tak zdenerwowana, że nie spostrzegła, kiedy nadeszła pora na
przysięgę. Ocknęła się kiedy ksiądz przewiązywał ich dłonie stułą. Spojrzała na
nie z przerażeniem i w pierwszej chwili zapragnęła wyrwać rękę. Serce waliło
jej jak oszalałe. Odwróciła się nieznacznie. Liv posłała jej pokrzepiający
uśmiech. Potem spojrzała na Javiera. Patrzył na nią pełnym uwielbienia
wzrokiem, uśmiechał się jak zawsze cudownie i ściskał jej dłoń. Odrobinę zbyt
mocno. Ksiądz wypowiedział pierwsze słowa przysięgi, a on je powtórzył.
- Ja, Javier biorę sobie ciebie Scarlett
Mario za żonę… - słysząc to, poczuła ucisk w żołądku. Za żonę. To brzmiało tak poważnie i nieodwracalnie. Przecież miała
wybór. Mogła się wycofać, ale jednak założyła tą przeklętą sukienkę i
przyjechała do kościoła. Patrzyła na swojego przyszłego męża i z trudem
powstrzymywała atak paniki. Czy tak czuła się każda Panna Młoda? Każda chciała
uciec? Każda czuła tak ogromny strach, a nawet niechęć? Nie dosłyszała końca
przysięgi Javiera, bo drzwi kościoła otworzyły się z hukiem. Odwróciła się
gwałtownie, podobnie, jak wszyscy zebrani i ujrzała tego, którego pragnęła
zobaczyć każdego dnia w ciągu minionych lat. Wydawał się nie przejmować niczym,
jakby to, że właśnie przerwał ślub nie miało żadnego znaczenia, jakby to że
kościół obwarowali dziennikarze, nie stanowiło żadnej niedogodności. Szedł
powoli, swoim lekko chwiejnym krokiem. Twarz miał spokojną, nieodgadnioną.
Zatrzymał się równo w połowie nawy. Dał jej wybór. Ich spojrzenia spotkały się.
Cały ten stracony czas zniknął. Jakby wszystko, co złe się nie zdarzyło. W jego
oczach odnalazła to, co utraciła w dniu ich rozstania. Miłość. Wyciągnął rękę i
zachęcił ją delikatnym gestem, jakby chciał powiedzieć; no chodź, kochanie.
- Scarlett – tylko tyle. Niezbyt głośno,
ani zbyt cicho. Tak, by go usłyszała i tak, by uszanować święte miejsce, w
którym się znajdowali. Patrzyła na niego. Javier mocniej ścisnął jej dłoń,
szepcząc jej imię, ale ona nie umiała skupić się na nim. Nie mogła nawet
spojrzeć na swojego przyszłego męża. Nie mogła znieść myśli, że miałby zostać
jej mężem. Przeraziła się tym, jak blisko było do tego, by popełniła największy
błąd w życiu. Mając przed sobą Toma, poczuła spokój. Cały stres, niepokój, panika
– wszystko to zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wahała się
jeszcze przez krótką chwilę, choć jej serce dokonało już wyboru. Dokonało go w
momencie, gdy dostrzegła Toma popychającego ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi.
Przyszedł, żeby uratować ją przed nią samą. Nie powiedział nic więcej. Nie
wykonał żadnego innego gestu. Czekał. Dał jej wybór. Nie liczył się z nikim
poza nią.
- Scarlett! – Javier niemal warknął
szarpiąc jej dłoń. Spojrzała na niego i dostrzegła złość. Ledwo zauważalnie pokręciła
głową i wyrwała rękę z jego uścisku. Stuła upadła na schodek.
- Przepraszam – szepnęła. Odwróciła się i
powoli zeszła ze schodów. Zsunęła z palca ogromny brylant, który od niego
dostała i położyła go na klęczniku. Poczuła się lekka. Mijając Liv, zerknęła na
nią krótko. Nie mogła odgadnąć uczuć siostry. Nie przyspieszyła kroku. Dumnie
kroczyła nawą w kierunku swojego przeznaczenia. Tom nie ruszył się z miejsca.
Musiała pokonać taką samą drogę, jaką pokonał on. Cały czas patrzyła mu w oczy.
Czaiła się w nich radość. Kiedy już prawie mogła go dotknąć, usłyszała za sobą
pełen nienawiści głos Javiera.
- Oddaj mi moją sukienkę – odwróciła się
zaskoczona i spojrzała na to diamentowe dzieło sztuki. Chciała ją oddać,
oczywiście, ale nie od razu. Nie na środku kościoła, ale jemu najwyraźniej o to
chodziło. Chciał, żeby skompromitowała się przed rodziną i przyjaciółmi, tak
jak ona upokorzyła jego, ale Scarlett nie czuła wstydu. Podeszła jeszcze o krok
i odwróciła się tyłem do Toma, by rozpiął suwak. Zrobił to i delikatnie musnął
kciukiem jej kark. Nim zsunęła materiał z ramion ukazując światu swoją niemal
zupełną nagość, okrył ją swoją kurtką. Sukienka wylądowała niczym wianuszek
wokół jej stóp. Wsunęła ręce w rękawy i otuliła się szczelnie. Ubranie
pachniało nim. tym samym zapachem, którego używał przed laty. Tym, który tak
lubiła. Podał jej dłoń, a ona ostrożnie obeszła sukienkę. Potem wyszli z
kościoła w akompaniamencie szeptów i trzasków aparatów. Świat stał przed nimi
otworem.
I wtedy
obudziła się. Jak zwykle z krzykiem. Serce waliło jej jak oszalałe. Spociła się
i zaschło jej w ustach. To przecież nie był koszmar. To tylko sen o jej ślubie
z Javierem. Czy to mogło wywołać u niej, aż tak silny lęk? Skąd taki sen?
Czyżby tak przejęła się ich kłótnią? Przecież nie myślała o tym, kiedy szła
spać. Zburzyła się, kiedy zorientowała się, że odebrał telefon od Toma, ale
koniec końców bardziej przejęła się tym, że Tom do niej zadzwonił, niż sporem z
Javierem. Ślub z nim? Jej umysł podczas snu podpowiadał jej różne, dziwne
rzeczy. Koszmary o Mike’u stały się tradycją. Rzadko kiedy śniło jej się coś
innego, niż wypadające włosy, nieistniejące stwory, zęby, czy inne dziwne
rzeczy. Dopóki nie pojawiły się koszmary, bardzo rzadko pamiętała swoje sny. Skąd
ten ślub? Rozejrzała się. Przejaśniało się. Spojrzała na zegarek: 6.52. Starała
się wyrównać oddech. Leżała sztywno przez chwilę, wracając do równowagi. Coś
się nie zgadzało. Coś jej umykało. Dopiero, kiedy stała pod prysznicem,
uświadomiła sobie, co było nie tak. Javier. Nie pojawił się, kiedy obudziła się
z krzykiem i to wcale nie okazało się straszne. Bardziej z równowagi
wyprowadził ją sen, niż brak Javiera. To raczej nie wróżyło dobrze. Musiała
przetrawić, co to mogło znaczyć? Czy podświadomość chciała jej coś powiedzieć? Ten
sen był rodem z opery mydlanej. Zjawia się Tom, ratuje ją przed życiową pomyłką
i uciekają razem w stronę zachodzącego słońca. Nierealne. Za to jakie piękne.
Wiedziała, że nie mogła o tym rozmyślać cały dzień. Potrzebowała rozmowy z Liv,
dlatego postanowiła, że najpierw zajmie się obowiązkami, a potem będzie mogła
roztrząsać swoją sytuację.
Kiedy
przekonała się, że Javiera nie było w mieszkaniu, przywołała ochronę,
przygotowała śniadanie i zajrzała do swojego terminarza. Musiała uzupełnić
zapasy i postanowiła, że sama pojedzie do sklepu, zamiast zamawiać towar przez
Internet. Wizyta w spożywczym mogła być świetną kuracją odstresowującą. Potem
zadzwoniła do Liv i umówiły się w nowym mieszkaniu, które Scarlett ostatnim
razem widziała w stanie surowym. Do listy zadań dodała przygotowanie posiłku,
który łatwo będzie odgrzać w mikrofalówce, która w chwili obecnej stanowiła
jeden z niewielu sprzętów w nowej kuchni Liv. Podobał jej się ten plan.
Posilona, zabrała się do działania.
Krążenie między
półkami, porównywanie produktów, wąchanie owoców i rozmyślanie nad tym, który
jogurt wybrać, było przyjemną odskocznią od jej codziennych problemów. Spędziła
w supermarkecie prawie dwie godziny, zwiedziła wszystkie działy i czuła się
cudownie. Na tyle, na ile mogła czuć się w tym momencie. Leo i Sebastian pchali
pełne wózki, a ona maszerowała między nimi. Fani zatrzymali ją tylko kilka
razy. Zdjęć na tle mrożonek, czy warzyw jeszcze nie miała. Nadszedł czas, by to
zmienić. Rozdała kilka autografów i poznała kilka kuchennych rad na temat
produktów, przy których była przyłapana przez fanów. Przed sklepem czekali już
dziennikarze. Mogła się tego spodziewać. Po koncercie jej popularność wzrosła
bardziej i gdzie się nie ruszyła, tam byli dziennikarze. Mimo, że nie była zadowolona
z ich obecności, pomachała do nich i zajęła się zakupami. Bash ładował je do
bagażnika, a Leo pilnował, by nikt się do niej nie zakradł. Reporterzy zbliżyli
się. Trzaskali zdjęcia, zadawali pytania. Wiele z nich dotyczyło Jima, co
dziwne, bo przecież już dawno nie pokazywała się z nim publicznie. Stawiła temu
czoła, bo jakie miała inne wyjście? Potem pojechała do Jessici. Jednak ona
spała. Dopisała kilka zdań do kolejnej bajki o Klarze i Tommy’m. Po godzinie
uznała, że czekanie, aż Jessica się obudzi było bezowocne, więc nabazgrała dla
niej list i wróciła do mieszkania. Javiera dalej nie było. Przeprowadziła
wideokonferencję z Gin. Dzięki temu zapełniła swój i tak wypchany terminarz. Sukces
koncertu okazał się być większy, niż przypuszczali. Oferty współpracy szturmem
uderzały w management. Chciano jej w programach telewizyjnych, miała udzielać
wywiadów i brać udział w sesjach zdjęciowych. Mogła być wszędzie, ale teraz nie
bardzo się tym interesowała, bo mogła myśleć tylko o Jessice i ewentualnie o Javierze.
No i o Tomie. Postanowiła do niego oddzwonić, ale jeszcze nie potrafiła zebrać
się na odwagę. To głupie, bo pewnie chciał zapytać o jakąś głupotę, ale dla
niej jego pierwszy telefon od trzech lat, oznaczał wiele.
Tak, wciąż coś
czuła.
Nie, nie wiedziała,
co z tym zrobić.
Po dwudziestej
stała przed drzwiami mieszkania Liv. Leo trzymał kolację, Bash przekąski i
wino, a ona miała kwiatka, prezent na nowe. Saoirse umiała zasypiać z tatą,
babcią, ciocią, każdym kto opowie jej bajkę i udostępni ucho do potrzymania.
Dzięki temu Liv była wolna o tak wczesnej porze. Otworzyła już po pierwszym
dzwonku. Wskazała ochroniarzom kuchnię, gdzie mieli zostawić jedzenie i
przywitała się z siostrą.
- To prawie,
jak nocowanie – odparła z uśmiechem. Scarlett podała jej kwiatka i rozejrzała
się po korytarzu. Ściany miały ciemny, butelkowy kolor, który łamały obrazki w
bardzo jasnym odcieniu zieleni. Tak jasnym, że z daleka wyglądał na biały. Oprócz
tych ozdób w przedpokoju znajdował się jedynie wieszak. Liv miała ogromny
problem ze zdecydowaniem się na jakieś meble. Salon świecił pustkami. Beżowe
ściany ładnie odbijały światło, przez co wydawał się przytulny pomimo braku
mebli. Kuchni posiadała już szafki. Ciemny orzech ładnie komponował się z
niebieskimi ścianami. Efekt psuł brak porządnego stołu, kuchenki i lodówki.
Najwyraźniej mikrofalówka wystarczała Liv i Georgowi. – Lodówka też będzie
drewniana – odparła, jakby czytała w myślach Scarlett. – Kuchenkę zabudujemy, a
piekarnik będzie umieszony w tej wnęce – wskazała na dziurę w ścianie.
- Piekarnik na
tej wysokości to jest świetne rozwiązanie. W ogóle podoba mi się ta kuchnia.
Jakie będą wykończenia? – zapytała, przechadzając się po pomieszczeniu. Dotknęła
drzwiczek szafki wiszącej. Otworzyła je i zamknęła.
- W zaprawionej
błękitem bieli.
- Świetnie –
dotknęła chropowatej powierzchni szybki wstawionej w drzwiczki owej szafki. – W
całym mieszkaniu tak będzie? – Liv przytaknęła. – Widzę, że twoja wizja powoli
się klaruje – dodała z uśmiechem.
- Wymyśliłam
taki marynarski motyw. Oczywiście nie uświadczysz tu żadnych kół ratunkowych,
ani kotwic, ale wiesz, o co mi chodzi. Łazienka ma jedną ścianę w
biało-granatowe paski.
- Podoba mi
się. Muszę to zobaczyć – zainteresowała się i skierowała do wyjścia z kuchni
- Salon będzie
inny. Jeszcze nie wiem jaki, ale inny – Liv zamyśliła się, a Scarlett weszła do
łazienki. Faktycznie jedna ze ścian była w granatowo-białe marynarskie paski, a
pozostałe trzy białe. Wyposażenie było granatowe, a wykończenia czerwone. Dalej
odwiedziła pokój Saoirse. W stylu nie lubiącej różu księżniczki prezentował się
bardzo ładnie. Dużo jasnych, pastelowych barw. Seledyny, beże, pomarańcze,
żółcie i błękity. Tapeta była w jasnym odcieniu żółtego z kolorowymi
balonikami. Pokój miał duże okno, z tego co wywnioskowała z opowieści Liv,
znajdował się od południa, więc na pewno był jasny. Sypialnia nie została
pomalowana na żaden kolor, natomiast pokój gościnny miał ściany w przyjemnym,
delikatnym odcieniu pomarańczy. Mieszkanie zapowiadało się na piękne, gdy tylko
siostra Scarlett odważy się zupełnie je wykończyć. Trwało to długo i wiele
kosztowało Liv, ale Scarlett wiedziała, na czym polegał jej problem. Do wzięcia
zupełnej odpowiedzialności za swoje decyzje zmierzała powoli, krok po kroku.
Walczyła ze sobą i każdy kolejny mebel był przykładem jej małych zwycięstw. Obawiała
się, że kiedy ukończą to mieszkanie, to klamka zapadnie, nie będzie odwrotu, a
odwlekanie tego, dawało jej czas na oswojenie się. Liv zabrała się za
odgrzewanie kolacji. Scarlett przeniosła stolik i krzesełka do salonu.
Postawiła je przy oknie z widokiem na pobliski park. Położenie tego mieszkania
było wręcz idealne. Przedszkole, przychodnia, park, wszystko znajdowało się
niemal pod nosem. Przysiadła na plastikowym krzesełku i sprawdziła połączenia.
Żadnych. Javier milczał nieugięcie. Na maile od Gin postanowiła odpisać rano.
Teraz miała wolne. Swój wymarzony wieczór z siostrą. Zadzwoniła do szpitala i
upewniła się, czy z Jessicą wszystko było w porządku. Liv przyniosła talerze,
sztućce i piwo. – Patrz – odparła uradowana. – Pamiętasz? – wskazała na
butelkę. Scarlett uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Jak mogłabym
zapomnieć – porwała piwo i upiła łyk.
- Szmuglowałyśmy
je do pokoju –było stosunkowo tanie i niskoprocentowe. Miało cytrynowo podobny
smak i Scarlett piła je ostatni raz grubo przed osiemnastką, ale wieczory przy
tym trunku były jednymi z najlepszych jakie miała. – Zobaczyłam je dziś w
sklepie i uznałam, że tradycji musi stać się za dość – uniosła butelkę na znak
toastu i stuknęła o butelkę młodszej siostry.
- Za nasz
wieczór – uśmiechnęła się i upiła łyk. – Ale lura – skrzywiła się i upiła
kolejny.
- Ale i tak ci
smakuje – Liv odstawiła butelkę i wróciła do kuchni. Scarlett podświetliła
ekran telefonu i zerknęła na spis połączeń, pamiętając, że coś miała sprawdzić.
Widząc połączenie od Toma, przypomniało jej się, że chciała oddzwonić. Nie była
na to gotowa. To śmieszne, ale nie potrafiła porozmawiać z nim przez telefon.
Jednak, jeżeli nie odezwie się wcale, to też źle. Dlatego postanowiła wysłać
wiadomość. Tylko, co mogła napisać? Cześć. To już coś. Jesteś mistrzem,
Scarlett. Wiem, że dzwoniłeś. Kolejne mistrzostwo. Stało się coś? No
tak, zawsze przenikliwa. Jessica jest stabilna. Na szczęście jej stan
utrzymuje się bez zmian. Nie łudzę się, że wróci do tego, jak czuła się przed
zapaścią, ale cieszę się z tego, co jest. Po co innego miałby dzwonić,
jeżeli nie po to, by sprawdzić, co z Jess? Javier zapomniał przekazać mi, że
dzwoniłeś, więc jeżeli wciąż masz jakąś sprawę, to jestem pod telefonem. Miłego
wieczoru ;) Wysłała, nie czytając
tego ponownie. Czuła się, jak idiotka. Dziwna sytuacja. Nie spodziewała się, że
Tom odpisze. Nie wiedziała nawet, czy byli w domu, czy w Monachium. Nie
orientowała się na jakim etapie znajdowało się DSDS. W ogóle czuła się
niezręcznie, bo nie wiedziała, co powiedział mu Javier. Starała się o tym nie
myśleć, ale to było trudne. Pomogła Liv z jedzeniem i przez chwilę jadły w
ciszy, delektując się pierwszym wspólnym posiłkiem od bardzo dawna.
- Jak Saoirse?
– zagadnęła.
- Juls i Shie
zaplanowali na wieczór seans filmowy. Mieli włączyć dzieciakom Minionki, więc
mojej córce matka przestała być potrzebna. No i ma pod ręką swoją ulubioną
zabawkę. Ostatnio powiedziała mi przed spaniem, że tata też ma fajne uszy.
- Czyli prawie
skreśliła cię ze swojego życia – zaśmiała się.
- Tak, tak
jakby. Odkąd moje uszy nie są jedyne, to wiesz. Tracę sens istnienia –
mrugnęła, popijając piwo.
- Saoirse chyba
troszkę się wyciszyła, odkąd mieszkacie we trójkę, nie?
- Nie jest już
taka nieznośna. Na szczęście, bo zaczynałam martwić się tym, jak się
zachowywała. Wiesz, wychowywał ją każdy. Trochę ja, a jak mnie nie było, to ten
kto akurat miał czas. Wiem, że to moja wina, ale chyba już lepiej radzę sobie z
organizowaniem czasu.
- Saoirse z
natury jest dominująca. Widziałam, jak przyporządkowała sobie Nico. Jednak to
fakt. Był czas, kiedy mocno wymykała się spod kontroli. Sisi jest fajnym
dzieckiem i szkoda byłoby, jakby powieliła stereotyp jedynaków.
- Staram się –
westchnęła. – Ale nie okiełznam jej zupełnie, dopóki nie zamieszkamy sami.
Wiem, że ludzie mieszkają całymi rodzinami w jednym domu i sobie radzą, ale nas
tam jest chyba trochę za dużo. Margo i Gustav, Shie z Jul i dzieciakami, my we
trójkę i mama z Dominikiem. On wprawdzie u nas nie mieszka, ale zazwyczaj
pracują w domu. Laura fruwa gdzieś z tym swoim chłopakiem, więc on dużo czasu
spędza u nas albo zabiera gdzieś mamę. Czasem wpadasz ty, a w przyszłym
tygodniu wprowadzi się Rico z rodziną. Robi się tłoczno.
- Kiedy Margo i
Gustav się wyniosą, to zrobi się pusto – powiedziała, ukradkiem zerkając na
telefon. To tylko kolejny mail.
- Myślę, że
będzie w sam raz. Rico szuka domu, więc zabawią na kilka miesięcy, zanim Margo
i Gustav znajdą mieszkanie albo dom, to też potrwa, więc myślę, że nie zginą
tam w samotności. A ja czuję, że jeżeli nie pójdziemy na swoje, to nie
poukładamy sobie wszystkiego.
- To akurat
świetnie rozumiem. Zanim się wybudowaliśmy, mieszkaliśmy głównie tu w Berlinie
i brakowało mi tej przestrzeni tylko dla nas.
- Nie wiem, jak
będzie w przyszłości. Może zapragnę domu na przedmieściach, ale na razie czuję,
że to jest nasze miejsce. Mam blisko do ciebie, do mamy też nie za daleko.
Okolica jest przyjemna, osiedle strzeżone. Nawet jest tutaj plac zabaw.
- Jak się z tym
wszystkim czujesz? – zapytała, kończąc jedzenie. Wzięła swoje piwo i podkurczyła
nogi, opierając stopy na brzegu siedziska. Liv najwyraźniej nie spodziewała się
takiego pytania. Popatrzyła przez moment na siostrę i upiła spory łyk piwa.
- Dziwnie. Mam
dziecko, faceta, kupiliśmy mieszkanie. Czasem sobie myślę: jasna cholera, Liv.
Co ty właściwie robisz? Bo to jest zupełnie sprzeczne z tym, czego chciałam od
życia. Miały być podróże, zdjęcia, cały świat, a zapuszczam korzenie. Są dni,
kiedy marzy mi się, żeby zrobić coś szalonego, polecieć gdzieś, zrobić coś, ale
potem spoglądam na Saoirse i to odchodzi. Realizuję się zawodowo, mam cudowną
córkę i faceta, który mnie kocha. Jesteśmy rodziną, mamy swoje miejsce. Myślę,
że uczę się być szczęśliwa.
- Zmieniłaś się
– odparła. Obracała butelkę w dłoniach, zdrapując paznokciem etykietkę. –
Czasem nie mogę uwierzyć w to, gdzie zaniosło nas życie.
- Jak byłyśmy
małe, to chyba nawet w marzeniach nie wierzyłyśmy w to, że faktycznie będziemy
robić to, co kochamy.
- Śpiewałabym
do dezodorantu, a ty pastwiłabyś się nad każdym, chodząc za nim z aparatem.
- Brakuje mi
tego. Naszej czwórki – westchnęła.
- Gdyby tata to
wszystko widział, pewnie pokiwałaby głową z niedowierzaniem i uśmiechnąłby się
w ten swój dziwny sposób.
- Co ty – zaśmiała
się. – Powiedziałby – przerwała i odkaszlnęła. – Widzisz, Lettsy. Od zawsze w
ciebie wierzyłem. Wiedziałem, że spełnisz swoje marzenia, bo jesteś silna i
dzielna. Dążysz do tego, żeby być szczęśliwą.
- To twoja
interpretacja – burknęła, ale uśmiechnęła się pod nosem.
- W stylu taty
– dodała Liv.
- Fakt. Bardzo
w stylu taty.
- Byłoby mu
przykro, że jesteś nieszczęśliwa – Scarlett popatrzyła na siostrę tymi swoimi
ogromnymi, niebieskimi oczami. Przez moment Liv wydawało się, że blondynka
poczuła się szczuta.
- Jess jest
stabilna, więc mam nadzieję. Kto wie, może już niedługo będzie miała nowe
serce. Wtedy poczuję się szczęśliwsza – zapewniła. Mówiła to zupełnie bez przekonania,
że chyba nawet sama sobie nie uwierzyła. Zdziwiła się. Kiedyś doskonale
potrafiła ukrywać emocje, a teraz nawet nie przychodziło jej do głowy, żeby
zakładać tamtą maskę. Wypaliła się. Udawanie kosztowało ją zbyt wiele. Nie
miała swojego muru, więc na nic jej to już się nie zdawało.
- Nie możesz
chować się za Jessicą. Rozumiem, że dbanie o nią wypełnia teraz twój czas, ale
przykro mi patrzeć, jak coraz mocniej włazisz w bagno. Dlaczego wciąż mieszkasz
z Javierem?
- Nie chcę
mieszkać sama – odparła, wzruszając ramionami.
- To wróć do
domu. Każ mu wrócić do siebie. Dlaczego na złość sobie pakujesz się w związek,
który nie ma przyszłości? Widzę, że nie chcesz z nim być. To czuć na kilometr.
Opędzasz się od niego, jak od muchy. W ogóle ostatnio jesteś zupełnie
rozdrażniona.
- A jaka mam
być? – odparowała trochę za ostro. Odetchnęła i popatrzyła na siostrę. – Cały
czas zastanawiam się, czy Jessica właśnie nie umiera. Mike znów mnie
prześladuje. Próbuję rozwiązać sytuację z Javierem. Chciałabym, żeby coś w
końcu zaczęło się układać. Cała moja nadzieja w Jess. Troszczenie się o nią
trzyma mnie w kupie.
- Ja wiem, że
jesteś nieufna po tej całej sytuacji z Mike’em, ale co jest z tobą i Javierem?
Był czas, kiedy wydawało się, że macie się ku sobie, że chcesz spróbować, a
teraz za każdym razem, gdy znajduje się obok, ty się zamykasz. Z resztą,
odnoszę wrażenie, że zamykasz się przy prawie każdym. Widzę, że coś jest nie
tak, ale ty mi nic nie mówisz. Martwię się – Liv odstawiła butelkę i całą uwagę
skupiła na siostrze. Scarlett poczuła się przyparta do muru, ale nie w złym
znaczeniu. W końcu ktoś zauważył, że działo się coś nie tak. Nie umiała się do
tego przyznać sama. Poczuła ulgę, gdy usłyszała pytanie Liv. Mówiła dużo, a gdy
chodziło ważne rzeczy, nie potrafiła się otworzyć. Ciężko przychodziło jej
mówienie o trudnych uczuciach. Kiedyś potrafiła mówić o wszystkim. Teraz czuła
się trochę skrępowana nawet przed Liv.
- Próbowałam… -
westchnęła. – Próbowałam zbliżyć się do Javiera. Najpierw go pocałowałam i chciałam
zobaczyć, co z tego wyjdzie. On się o mnie troszczył, trochę wykorzystał to, że
zatarłam tą granicę między nami. Ja wiem, że on liczy na jakąś miłość między
nami, a ja bardzo chciałam też to poczuć, ale nie umiem, kiedy na horyzoncie
wciąż pojawia się Tom. I to nie tak zwyczajnie, jak przez te trzy lata. Mam
wrażenie, że chce naprawić relacje między nami, a ja nie wiem, co o tym myśleć.
No, ale starałam się. Próbowałam stworzyć z nim coś, na co zasługuje. Chciałam
odwzajemnić to uczucie i miałam dosyć tego wrażenia, że jestem brudna przez
dotyk Mike’a. To jest najgorsze. Czuję się naznaczona. Nie mogę na siebie
patrzeć. Brzydzę się sobą, Liv – popatrzyła na starszą siostrę tak, jakby bała
się, że dostrzeże w niej dezaprobatę, ale znalazła tylko zrozumienie. – To
bardzo męczące. Rozmawiałam o tym z doktor Bähr. Nie zdradziła mi żadnej
cudownej tajemnicy, jak sobie z tym poradzić. Ja chciałam w końcu poczuć się,
jak kobieta, więc jednej nocy sprowokowałam go i uprawialiśmy seks.
- On jest taki
w tobie zakochany, a jak przychodzi, co do czego, to straszna lapa z niego –
mruknęła. – Po tym, co jest z tobą teraz, wnioskuję, że z tym też sobie nie
poradził – Scarlett pokręciła głową.
- Nie do końca.
Był czuły, dbał bardziej o mnie, niż o siebie, ale sęk w tym, że… - westchnęła,
maltretując etykietę na butelce. Nie patrzyła na siostrę. – Nic nie czułam,
Liv. Totalnie nic. Jakbym była z drewna. On się starał, ale ja nie potrafiłam.
To było straszne. Poczułam się taka… upokorzona. Bo miałam nadzieję, że on
zmyje ze mnie ślady Mike’a, że sprawi, że poczuję się lepiej, a stało się
odwrotnie. Czuję się pusta, odarta z siebie. Nie mam już nic. Moje ciało, moje
serce, moja dusza. Cała jestem skażona Mike’em – Liv spoglądała na nią przez
chwilę zupełnie przerażona. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co działo się z
jej siostrą. Nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Bliscy wiedzieli o Mike’u, o
tym, co zrobił, ale chyba żadne z nich tak naprawdę nie zastanowiło się, co to
oznaczało dla Scarlett. Pojmowali tragizm tej sytuacji, ale jej dramat stanowił
dla nich coś abstrakcyjnego. Troszczyli się o nią i martwili, ale nie
rozumieli.
- Skarbie,
czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? – Scarlett wzruszyła ramionami, wciąż nie
patrząc na Liv. – Chodź – podniosła się i wyciągnęła do niej rękę. – Zapalimy –
dziewczyna nie protestowała. Nie, żeby była wielką fanką palenia, ale czasem
nie odmawiała. To jeden z tych dni. Na balkonie owiewało je zimne, listopadowe
powietrze. Liv odpaliła jej papierosa i mocno się zaciągnęła.
- Wczoraj minęło
sześć lat, odkąd poznałam Toma – powiedziała po chwili. W oddali słyszały
dźwięki miasta.
- To już sześć?
O mamo, jak ten czas leci – wydmuchnęła dym. Oparła się plecami o barierkę tak,
by móc spoglądać wprost na siostrę.
- Dzwonił do
mnie przedwczoraj, jak byłam na kolacji u mamy. Zostawiłam telefon w domu i
Javier odebrał. Nie powiedział mi o tym. Ścięliśmy się o to wczoraj i od tego
czasu go nie widziałam. W ogóle od tego nieudanego seksu nie umiem z nim
przebywać. Za każdym razem jak na niego patrzę, to przypominam sobie własną
niemoc i czuję się bardziej upokorzona.
- Każ mu się
wynieść. Ciągnięcie tego nie ma sensu.
- Jeszcze
miałam sen – kontynuowała, sięgając po kolejnego papierosa. Było jej zimno i
drżała, ale przynajmniej coś czuła. – Śnił mi się ślub z Javierem. Tom zjawił
się w ostatnim momencie. Javier był trochę, jak Mike. Gdy wybrałam Toma, chciał
mnie upokorzyć, ale Tom mnie przed tym uchronił. W ogóle ochronił mnie przede
mną.
- Chciałabyś
tego? – zapytała, a Scarlett wzruszyła ramionami. – Siostra, pomyśl, czego
chcesz. Przestań zwodzić Javiera. Porozmawiaj z Tomem. Cokolwiek. Wszyscy
widzą, że Tom chce ułożyć sobie wszystko z tobą. Nie wiem, czy chce, żebyście
się zeszli, ale na pewno chce się ostatecznie pogodzić. A Javier wodzi za tobą
oczami, odkąd tylko się poznaliście. Nie zasługuje na to, żeby czekać na coś,
co się nie zdarzy.
- Wiem –
powiedziała niemrawo.
- Wiem, że
wiesz. Zrób coś w końcu z tym. Boisz się być sama, ale to nie jest powód, żebyś
dawała fałszywe nadzieje Javierowi. To egoizm, a ty przecież taka nie jesteś.
- Nie wiem,
jaka jestem, Liv. Nie wiem, co powinnam. Czuję się zmęczona i stara –
westchnęła i zaciągnęła się znów. Wiedziała, że postępowała źle, ale nie
potrafiła tego zmienić. Musiała uporać się ze zbyt wieloma rzeczami, żeby
komplikować jeszcze to.
- To nie może
być łatwe. Znalazłaś się w gównianej sytuacji, ale twoim zadaniem jest wyjść z
niej, a nie pogarszać ją. Nie kochasz Javiera i nie pokochasz go. Nie oszukujmy
się. Nie jesteś gotowa na nową miłość. A on już wystarczająco długo chodził za
tobą, jak piesek merdając ogonkiem.
- Proszę cię,
nie jestem aż tak okropna – oburzyła się.
- Serio?
Scarlett jesteś cudowna, ale prawda jest taka, że wiesz, co Javier czuje i nie
liczysz się z tym. Robisz wszystko, żeby tobie było dobrze i bezpiecznie, a co
z nim? – Liv nie oceniała, nie patrzyła z góry. Przedstawiała istniejące fakty
i Scarlett zdawała sobie sprawę z tego, że długo nie mogła z nimi walczyć.
Przecież nie była złym człowiekiem, więc o co w tym chodziło?
- Nie masz
pojęcia, jak dbałam o to, żeby nie robił sobie nadziei. Często powtarzałam mu,
że nie odwzajemniam jego uczuć. Potem spróbowałam i bardzo chciałam, żeby się
udało, ale nie wyszło i powiedziałam mu, że to jednak nie zagra – wyjaśniła udręczona.
- Ale chciałaś,
żeby dalej z tobą mieszkał – Liv nie ustępowała. Bardzo chciała, żeby Scarlett
dostrzegła, gdzie leżał problem w całej tej sytuacji. Chciała jej pomóc i nie
znała innego sposoby, niż ten który kiedyś stosowała na niej Scarlett. Prawda i
tylko prawda. – Pozwoliłaś, żeby dalej w głowie snuł plan na to, że jeżeli
będzie wytrwały, to go zechcesz.
- I dlatego
znów zaczyna grać nie czysto? – broniła się. – Dlatego odbiera telefon akurat
od Toma? Znów stara się rozłożyć nade mną ten cholerny parasol?
- Nie mówię, że
jest bez winy, ale łatwiej jest zrzucić wszystko na niego, nie? On jest taki
be, bo robi wszystko, żeby cię zdobyć?
- Liv, proszę
cię, akurat ty nie jesteś ekspertem w kwestii uczuć – zdusiła niedopałek i
weszła do środka, a starsza siostra za nią. Nie ustępowała. Wiedziała, że nie
mogła. To nie był czas, aby się cofać.
- Nie jestem
ekspertem w kwestii uczuć, ale nigdy nikogo nie oszukiwałam. Pomijam związek z
Paulem, a wszystkie które miałam zanim związała się z Georgiem, opierały się na
bardzo jasnych zasadach. – Ty oszukujesz samą siebie, a Javierowi dajesz
nadzieje, które nigdy się nie spełnią.
- Pozmywam –
mruknęła, nawet nie spoglądając na siostrę. Jednak Liv miała wrażenie, że do
Scarlett dotarło to, co wcześniej nosiła w sobie. Chciała wyjaśnić sytuację z
Javierem, ale się bała. Miała świadomość, że musiała w jakiś sposób się
zdeklarować, ale decyzja, żeby to zrobić jeszcze w niej nie dojrzała. Może ta
rozmowa popchnie ją ku temu chociaż odrobinę. Jednak Liv martwiła się czymś
innym. Co będzie z nią po tym, co doświadczyła z Mike’em? Co jeżeli nie
pozbiera się po tym? Jeżeli nie będzie umiała związać się z nikim, ani nie
pozwoli nikomu zbliżyć się do siebie? Scarlett pragnęła mieć u boku kochającego
mężczyznę i dać mu gromadkę dzieci, co jeżeli Mike odebrał jej na to szanse, bo
nie pozbiera się z tego? Liv widziała, jak bardzo zamknęła się w sobie, jak
wycofała się. Zniknęła jej dawna brawura. Starała się nie pokazywać światu
swoich lęków, ale wszystkiego nie zdołała ukryć. Spojrzała w stronę kuchni.
Scarlett pastwiła się nad talerzami. Liv postanowiła jej pomóc. Podeszła do
stolika, żeby zebrać butelki, kiedy wyświetlacz telefony Scarlett i pojawiło
się tam imię, którego nie spodziewałaby się zobaczyć.
Wiadomość od:
Tom.
*
Tom od dawna
nie spędzał weekend w domu. Lena wyszła z Benem, więc zajmował się Davidem.
Cieszył się, że ułożyła sobie życie, bo chociaż nie potrafił jej zupełnie
wybaczyć i traktować ją z sympatią należytą matce jego dziecka, to życzył jej
dobrze. Straciła szansę na wybór ścieżki, jaką chciałaby iść w swoim życiu i
poświęciła je dziecku, więc powinna mieć swoje szczęście. Czym ono by nie było.
David już spał, rodzice wyjechali do teatru w Magdeburgu, Bill z Rainie i Candy
mieli przyjechać rano. Nie narzekał na to, że spędzał ten wieczór, ale wolałby
mieć towarzystwo. Chciał zaprosić na piwo Andreasa, bo nie widział się z nim od
bardzo dawna, ale on już plany. Został mu wieczór gier z synem. Fajnie było.
Relacja, którą cały czas budowali, pogłębiała się i czuł, że powoli stają w tym
miejscu, w którym mogliby stać, gdyby wiedział o nim od początku. Grali w gry
ruchowe, więc synek szybko padł. A Tom miał wieczór dla siebie. Włączył kanał
VH1. Jak na złośc emitowano jakiś program o Scarlett. Wypowiadała się właśnie
na temat trasy Blackheart. Miała już jasne włosy. Platynowe z czarnymi
pasemkami. Wyglądała zupełnie obco. Jak ktoś, kogo nigdy nie znał.
- To chyba nie jest żadną tajemnicą, że
moją największa inspiracją dla tej płyty było złamane serce. Nie zamierzam źle
mówić o Tomie. Mieliśmy coś wielkiego, ale to się skończyło i na tym
poprzestańmy.
Dalej prezenter
opowiedział o tym, że mieli dziecko, które umarło, że oboje starali się
uratować ten związek, ale to nie wystarczyło. Mówił o tym, że Scarlett pisała
bardzo dużo i szybko nagrała płytę, jednak wcześniej pojawiła się piosenka,
którą pokochał cały świat. W tym momencie na ekranie pojawił się jeden z
pracowników studia nagraniowego.
- Dostałem telefon w środku nocy.
Zadzwoniła do mnie Isobel, ówczesna menager Scarlett i powiedziała, że
natychmiast nagrywamy. Pojechałem do studia. Zaraz po mnie przyjechały Scarlett
i jej menager. Scarlett wyglądała na zaspaną, ale wykazała się maksymalnym
skupieniem. Weszła do pokoju nagrań, założyła na uszy słuchawki, usiadła na
stołku, zamknęła oczy i śpiewała. W ciągu tych kilku minut doświadczyłem
czegoś, co nie jest dane każdemu. Zrobiła to perfekcyjnie. Wersja, którą wtedy
nagraliśmy jest na płycie. Nie ma na niej poprawek, dźwięk jest czysty bez
korekt. Ona dokonała czegoś, co potrafi tylko kilka osób w tej branży.
Zaśpiewała tak pięknie, że bardziej się nie da. To trafiło prosto do mojego
serca. Po wszystkim pojechałem do domu, obudziłem moją narzeczoną i
powiedziałem jej: Sandy, kocham cię. Nie chcę cię stracić. „Lift me up” to
bardzo smutna piosenka. Daje nadzieję, ale jest bardzo smutna. Bo Scarlett
wtedy taka była.
Tom doskonale
wiedział, kiedy została nagrana. On był w Loitsche, a Scarlett wróciła do pracy
po śmierci Liama. To było w czasie, kiedy zaczął pozwalać jej odejść, kiedy sam
zaczął odchodzić. Lektor opowiadał o sukcesie komercyjnym piosenki, a potem przypomniał
o jednym z występów. Kolejny kamień milowy w karierze Scarlett. W tym momencie
pokazano ten występ.
Była taka
doskonała na scenie. Poza nią też, ale scena czyniła z nią coś, czego nie dało
się opisać słowami. Nie potrafiła panować nad mimiką, ani gestami. Emocje
przelewały się w każdym jej ruchu, a wtedy aż nader wyraźnie było w niej
cierpienie. Gdyby go zdradziła, to nie cierpiałaby tak bardzo, jak mógł być tak
ślepy? Nie zmienił programu. Postanowił po pokutować słuchając bólu w jej
głosie. Scarlett od zawsze preferowała minimalizm. Ten występ był tak skromny,
scena wręcz surowa i na samym środku ona. Miała czarną sukienkę sięgającą
podłogi. Miała szerokie rękawy, głęboki trójkątny dekolt i rozszerzała się
nieco powyżej kolan w dół. Włosy upięła w bezładny kok na czubku głowy. Kilka kosmyków
opadało jej na twarz. Była przeraźliwie smutna, bezsilna i zupełnie pogodzona z
porażką. Śpiewała, by ją podnieść i przeprowadzić przez noc, ale wyglądało na
to, że już w to nie wierzyła. Ta piosenka powstała krótko przed ich rozstaniem
i wróciła do niej dopiero po takim czasie. Ranił go jej widok i nie mógł znieść
myśli, że przyczynił się do tego. Patrzył przez chwilę w ekran telewizora,
słuchał jej przesiąkniętego bólem głosu i myślał. Nie miał pojęcia, co mógłby
jej odpisać. To oczywiste, że Fontaine nic jej nie powiedział. Tom przejrzał
jego gierkę. Chciał pokazać mu, że Scarlett teraz związała się z innym, że nie
miał szans, że już go nie chciała. Ale Tom w to nie wierzył. Nie wierzył, że
tego nie można jeszcze naprawić. Nie potrafił wyobrazić sobie takiej
możliwości, że Scarlett już by go nie chciała. Tych kilka momentów, które razem
ostatnio przeżyli, dawało mu nadzieję. Nim wymyślił dla niej jakąś odpowiedź,
postanowił zajrzeć do folderu, który trwał nietknięty od trzech lat. Założył nawet
na niego hasło, żeby ktoś nie otworzył go przypadkiem. Był niczym puszka
Pandory. Wiedział, że jeżeli powróci do tych wspomnień, nie cofnie się już
przed uczuciami, które żywił do Scarlett. Sięgnął ręką do szyi. Połowa
serduszka wisiała na swoim miejscu. Zerknął na telewizor. Scarlett śpiewała.
Kamera powoli zbliżała się do jej twarzy. Spojrzał na jej szyję. Serduszko
błysnęło w świetle reflektorów. To nagranie było po około roku od ich rozstania,
a ona wciąż je nosiła, więc jak mógł nie wierzyć w to, że wszystko pójdzie
dobrze? Zaczął przeglądać zdjęcia i filmy. Wiele z nich było nieudanych i z
przypadku. Na prawie wszystkich byli razem. Śmiali się, wygłupiali, byli
poważni, rozmarzeni, szczęśliwi, smutni, załamani, pełni nadziei. Podnosili się
nawzajem. Byli sobie oparciem. Wierzyli w siebie. Ufali sobie. Słuchali siebie.
Mówili do siebie. Wspierali się. Kochali się. Byli ze sobą w każdym możliwym
tego słowa znaczeniu. Chociaż, kiedy teraz myślał o całym ich związku, to
musiał przyznać, że nie był idealny. Zwłaszcza pod koniec, nawet wtedy nim
wszystko zaczęło się psuć. W pewnym momencie przestali sobie ufać
bezgranicznie. Nie rozmawiali o wszystkim. On zaczął ukrywać Davida, a Scarlett
miała przed nim tajemnice. Coś ich hamowało, coś onieśmielało. Nie potrafił
zrozumieć, co to było. Tak bardzo chciał to wszystko wyjaśnić, opowiedzieć jej
co czuł wtedy i co teraz. Liczył, że ona znała odpowiedź. Pragnął znów z nią
rozmawiać, bo brakowało mu jej nie tylko jako partnerki, ale też jako
przyjaciółki. Ze Scarlett rozmawiało się łatwo, bo doskonale umiała słuchać. Brakowało
mu wszystkiego, co się z nią wiązało. Bardzo chciał, żeby to co spróbuje
naprawić, od początku spoczywało na podstawach prawdy. Postanowił, że porozmawia
z nią, gdy tylko wróci do Berlina. Bez względu na okoliczności. Zatrzymał
przeglądanie zdjęć na jednym z jej portretów. Zdjęcie zrobiono pod słońce, ale
dzięki temu jej twarz wyglądała jakoś tak błogo i anielsko. Uśmiechała się do
niego, a pojedyncze kosmyki niesione wiatrem muskały jej policzki. Uśmiechnął się
do fotografii. Wziął do ręki telefon i postanowił odpisać. Miło, że
napisałaś mi o Jess. Trzymam za nią kciuki. Gdybyś potrzebowała pomocy, wiedz,
że możesz na mnie liczyć. Dzwoniłem, bo martwiłem się o ciebie. Wiem, że to, co
zaszło w szpitalu nie jest bez znaczenia. Odniosłem wrażenie, że sprawy stoją u
ciebie nie najlepiej i czuję, że nie chodzi tylko o Jess. Wciąż trochę cię
znam. Chciałem spytać, co słuchać i jak się masz, bo sporo o tobie myślałem i
martwię się o ciebie. To wciąż aktualne ;) Wysłał. Nie miał zielonego
pojęcia, jak powinien jej przekazać to,
co chciał, bo bał się, że okaże się zbyt sugestywny. Skrzywdził Scarlett i
musiał postępować bardzo rozsądnie. Nie miał pewności, czy ona tak naprawdę
chciała, żeby znów zbliżyli się do siebie. Choć z drugiej strony za każdym
razem, gdy znajdowała się obok niego, reagowała tak jak kiedyś. W tych kilku
krótkich chwilach miał wrażenie, że nic się nie zmieniło. Przypomniał sobie,
jak odwiedził ją w urodziny. Była bardzo spłoszona i niepewna. Już wtedy działo
się coś złego, a jednak przy nim wracała do siebie. Nie mógł być tego pewien,
ale skoro nie związała się z Fontaine’m, to dlaczego z nim mieszkała? Musiał
być tego jakiś powód. Może czegoś się bała? Już na weselu Margo i Gustava była
bardzo posępna. Może chciała, żeby ktoś był z nią w mieszkaniu? Mogła przenieść
się do domu, ale organizowała koncert, więc wygodniej było zostać u siebie.
Jeżeli się czegoś bała, to wyjaśniało, dlaczego od kilku miesięcy była
przestraszona i wycofana, a przede wszystkim, dlaczego mieszkał z nią Fontaine.
Wybaczyła mu i zaprzyjaźniła się z nią. On chciał czegoś więcej, a ona chyba
nie. Była z Felstonem, potem pozwoliła Fontaine’owi zamieszkać u siebie. W
mediach pojawiły się spekulacje, że wylądował nad odwyku, że leczy się
psychiatrycznie, że miał depresję. Może o to chodziło? Może ją skrzywdził? Ta myśl
zaskoczyła Toma i uznał, że to też by się zgadzało. Może z Felston’em
faktycznie coś było nie tak. Może jej groził albo ją skrzywdził? Może ją prześladował?
Dlatego zamieszkała z Fontaine’m, żeby czuć się bezpieczniej. Na próbach przed
koncertem zawsze zjawiała się z ochroną. Zrobiło mu się źle na tą myśl. Najchętniej
wsiadłby w samochód i pojechał do niej, żeby się upewnić, czy wszystko było
dobrze. Jeżeli faktycznie Felston jej groził, jeżeli była w niebezpieczeństwie?
Tom gorączkowo analizował wszystkie sytuacje, których był świadkiem. Próby,
wizyty w szpitalu, koncert. Myślał tak intensywnie, że aż rozbolała go głowa. Gdzieś
z tyłu głowy klarowała się ta właściwa myśl, ale nie potrafił przypomnieć sobie
tego jednego szczegółu. Coś mu umykało. Odetchnął. Postanowił sprawdzić, co u
Davida. Nakrył go lepiej kołdrą i odsunął włosy z jego buzi. Jego syn uparł
się, że chciał mieć długie jak on. Lena pozwoliła mu nieco zapuścić włosy, ale
już zaczynały go denerwować, więc była szansa na to, że niebawem mu się znudzi.
Wrócił do pokoju i przejrzał kilka kolejnych zdjęć. Osiemnastka Scarlett. Zdjęcie
z Candy. Miała zaróżowione policzki i trawę we włosach. Była roześmiana i
szczęśliwa. Zerknął na telewizor. Matt Morris wypowiadał się na temat pracy ze
Scarlett. podświetlił ekran telefonu. Odpisała. Uśmiechnął się i odblokował
wyświetlacz. Nie przejmuj się mną. Niepotrzebnie. Kiedy z Jessicą będzie
lepiej, ja też odżyję. Teraz każdy telefon sprawia, że ściska mnie w środku. To
jak czekanie na wybuch bomby z opóźnionym zapłonem. Jestem u Listingów, Liv cię
pozdrawia ;) Mam nadzieję, że miło spędzasz wieczór. Jestem, a nie
jesteśmy. To spodobało mu się najbardziej. Wprawdzie nie czuł się uspokojony,
bo nie do końca wierzył w to, że chodziło tylko o stan Jessici. Choć, co on
mógł wiedzieć o niej po takim czasie? Ma nadzieję, że miło spędza wieczór. Zaśmiał
się cicho i przerzucił kilka kolejnych zdjęć. Scarlett w ciąży. Miała na sobie
czarną wyłanianą sukienkę z golfem. Stała lekko bokiem, była okrągła na twarzy
i rumiana, opowiadała coś żywo gestykulując. Jakim był głupcem, że pozwolił
sobie na to, by ją stracić? Spędzam bardzo męski wieczór, ale niestety mój
kompan śpi już od dziewiątej. Ograł mnie we wszystko, w co się dało i padł.
Bill jest w Berlinie, rodziców nie ma, więc lenię się. Przekaż Liv, że mają u
mnie kropkę, bo jeszcze nie widziałam ich mieszkania ;) To niesamowite. Nie
do końca wierzył w to, że tak po prostu wymieniali smsy ze Scarlett. Podobało
mu się to. W telewizji pokazywano migawki z jej koncertów. Przerzucał dalej zdjęci,
gdy na ekranie laptopa pojawił się komunikat: dzwoni Amy. Uśmiechnął się
szeroko i zaakceptował połączenie. Kiedy ujrzał rozanieloną twarz przyjaciółki,
uśmiechnął się jeszcze szerzej. Uwielbiał ją, ale gdy tak na nią patrzył, to
nie wyobrażał sobie, jak kiedyś mógł chcieć z nią być. Pokochał ją jak siostrę.
Chyba z wzajemnością. Tęsknił za Amy.
- Cześć
przystojniaku – mruknęła, machając do niego. Posłał jej całusa, a ona się roześmiała.
Za jej plecami przemknął Neal. Nie sądził, że Amy była w stanie tak
bezwarunkowo stracić dla kogoś głowę, ale najwyraźniej nauczyciel angielskiego z
Nowego Jorku miał w sobie to coś. Włączył światło, żeby go lepiej widziała i
postawił obok siebie butelkę coli. Przeczuwał, że ta rozmowa prędko się nie
skończy.
*
Telefon
zadzwonił dokładnie o 2:43. Scarlett już dawno spała. Trochę przez alkohol,
trochę przez zmęczenie. W każdym razie wtulała się w rąbek jedynej poduszki,
jaką Liv miała w mieszkaniu. Całą resztę zajęła jej siostra. Mrużąc oczy przed
jaskrawym światłem bijącym od wyświetlacza, odebrała. Wiadomość była krótka. Mamy
serce. Leci z Düsseldorfu. Przygotowujemy Jessicę. Podziękowała lekarzowi i
jak oparzona wyskoczyła spod koca. Liv przebudziła się. Scarlett pospiesznie
wyjaśniła jej, o co chodzi. Zawiadomiła ochronę i po chwili wybiegła z mieszkania
siostry. w szpitalu znalazła się dokładnie po dwudziestu pięciu minutach. Sebastian
dosyć lekko podszedł do kwestii przepisów drogowych. Jessica wciąż znajdowała
się w swojej sali. Kiedy zobaczyła Scarlett, wyglądała, jakby jej ulżyło.
- Masz jeszcze
chwilę, żeby nawtykać swojemu sercu za to, że się zepsuło – uśmiechnęła się,
siadając obok niej. – No i musimy wymyślić jakieś powitanie dla nowego.
- Cieszę się,
że przyjechałaś. Dziękuję za wszystko, Scarlett. Tak na wszelki wypadek. Jesteś
dla mnie, jak siostra i mama. Kocham cię – szepnęła, z trudem powstrzymując
łzy.
- Ja też cię
kocham, skarbie, ale nie masz się ze mną żegnać. Za bardzo się starałam, żebyś
teraz wywinęła mi taki numer – uścisnęła dłoń nastolatki i uśmiechnęła się do
niej. Bała się, serce waliło jej jak oszalałe, a łzy cisnęły się do oczu, ale
nie mogła się rozpłakać. Jessica musiała wiedzieć, że ona miała nadzieję.
- Boję się –
spojrzenie Jessici było tak pełne lęku, że Scarlett musiała się mocno starać,
by nie zacząć płakać. Musiała być silna dla niej.
- Wiem, ale
jestem pewna, że wszystko się uda. Ty też musisz wierzyć, a już stuprocentowo
tak będzie.
- Będziesz tu? –
zapytała cicho.
- Będę czekać,
dopóki się nie obudzisz – uśmiechnęła się, gładząc ją po włosach.
- Dziękuję –
szepnęła. Nie miała sił na nic więcej. Do pokoju weszła para pielęgniarzy.
Scarlett przytuliła Jessicę, pocałowała ją w czoło i ukradkiem, kiedy już ją
zabierano, przeżegnała się. Teraz mogła się już tylko modlić. Chwilę później do
szpitala przyjechała jedna z opiekunek Jessici. Zdała jej relację, podała przybliżony
czas operacji i zapewniła, że będzie czekać. Kobieta, nieco uspokojona, wróciła
do domu. Scarlett wysłała powiadomienie do wszystkich zainteresowanych sprawą
Jessici. Do Javiera też. Nie odpisał. Zjawił się w szpitalu po godzinie. Był nieogolony
i wyglądał, jakby nie zdążył położyć się spać. Wprawdzie pachniał mydłem, ale
wciąż dało się wyczuć od niego alkohol. Najpierw trzymał się z dala od niej. Później
krążył po korytarzu. A gdy upłynęła kolejna godzina, przysiadł obok niej i
spojrzał na nią pełnym skruchy wzrokiem.
- Przepraszam –
powiedział, a Scarlett skinęła głową. Nie miała siły myśleć o tym, czy faktycznie
przyjęła te przeprosiny, czy nie. Jej relacja z Javierem nie znaczyła teraz
nic. Nie zależało jej na tym, czy było mu przykro, czy nie. Od trzech godzin
jej życie tkwiło w zawieszeniu. Serce zamarło. Oddech wiązł jej w gardle. W ciągu
trzech minionych godzin i przynajmniej trzech następnych wyżyły się losy jej
odkupienia, więc Javier nie znaczył nic. Myśli błądziły jej w głowie. Nie umiała
skupić się na niczym konkretnym. Czuła się pusta i bezwolna, jakby to o jej życie
walczono na sali operacyjnej. Miała wrażenie, że wszystko działo się poza nią. Przed
siódmą zjawiły się Liv i mama. Toby i Max zmienili Sebastiana i Leona. Przed
ósmą przyjechała dyrektorka Domu Dziecka. Kiedy sprawdzała godzinę, zegar w jej
telefonie wskazywał 9:13. Dostała wiadomość. Odstawię Davida do domu i
przyjadę do Berlina w razie, gdybyś mnie potrzebowała. Dzwoń śmiało. To dziwne.
Ten krótki sms od Toma przyszedł w momencie, kiedy zmęczony lekarz opuścił blok
operacyjny. Usłyszała od niego: operacja się udała, następne dwie doby pokażą
nam, czy przeszczep się przyjmie. A wtedy jej serce zaczęło bić. Czuła, że
oddychała. Znów żyła.
Hej kocham twoją historie i nie mogę się doczekać zakończenia jej :D Mam pytanie czemu tak rzadko dodajesz odcinki?
OdpowiedzUsuńJak kochasz, to chyba się ucieszysz faktem, że do końca jeszcze dosyć daleko ;) Publikuję rzadko, ponieważ mam wiele zobowiązań i nie mogę poświęcić na pisanie tyle czasu, ile bym chciała.
UsuńKiedy zobaczyłam, że post zaczyna się od prologu, wiedziałam że to będzie tylko głupi sen. Ale z drugiej strony jakże znaczący. Jestem na nowo zakochana w tym co aktualnie dzieje się między Scarlett i Tomem, w tym jak sytuacja bardzo powoli zaczyna się klarować. Cieszę się też, że Jess w końcu dostała nowe serce, zdecydowanie należało się to zarówno jej jak i Scarlett po tych wszystkich staraniach :)
OdpowiedzUsuńOdbiegając nieco od tematu, gratuluję skończonej pracy licencjackiej :) Kiedy obrona?
/Lighty
Nie zapeszam, ale już zupełnie niebawem ;) Pochwalę się ;)
UsuńTen post to taki zupełni zwrot akcji. Tak czuję. Jak tak patrzę na ten tekst, to aż nie chce mi się wierzyć, że dobrnęłam do tego momentu. Tak dłuuugo zastanawiałam się, jak to będzie kiedy opublikuję 2 część prologu. I jest. Dziwne uczucie.
Dark.. wow. Trochę było mi szkoda, że to tylko sen, ale podejrzewałam, to odkąd zaczęłam czytać ten rozdział, zwłaszcza, gdy do kościoła wparował Tom, to byłoby takie zbyt pospolite jak na Ciebie. Ale za to, gdy już obudziła się z tego, zaczęło się coś lepszego niż sen, zaczęła się coraz piękniejsza rzeczywistość. Uwielbiam ich i nie mogę się doczekać ich dalszej drogi do siebie :)
OdpowiedzUsuńJ.
Prawda? Takie wtargnięcie do kościoła jest rodem z telenoweli albo... ze snu :) Zaczęłam już pisać 104 i muszę przyznać, że to całkiem przyjemne obracać się wśród tego, co teraz zaczyna się dziać w Prinzu :)
UsuńOSZ TY NIEDOBRA! a tak wlasnie sie zdziwilam co tak wczesnie chcesz wyjasniac ten prolog, ale juz cos przeczuwalam. Zrobilas nas w bambuko ;d Matko jak trzymasz w napieciu Kochana! Doskonale zdajesz sobie sprawe ze wszystkie tu czekamy az Scarlett zejdzie sie w koncu z Tomem ; )) Mam nadzieje ze nie wybuchnie bomba i przeszczep sie przyjmie chyba ze Tom bedzie oparciem dla Scarlett w ciezszych chwilach niz te. No i przeczuwam ze Mike nie powiedzial jeszcze ostatniego slowa chyba ze o czyms zapomnialam bo przez ta sesje juz mi sie mozg lasuje ;[
OdpowiedzUsuńTak poza tym to gratuluje pracy!! I bede trzymac kciuki za obrone, napisz cos jak bedziesz juz znac dokladny termin.
Buziaki i pamietaj, jestes swietna!
Staram się być choć odrobinę nieprzewidywalna, skoro nie trudno się domyślić, że zejście S i T jest nieuniknione. Z resztą, już to kiedyś potwierdziłam chyba :)
UsuńJejku, chcialabym napisac cos madrego, ale jestem tak dziwnie podekscytowana. Rozdzial wlasciwnie nienadzwyczajny, jednak wiele wyjasnia. Atmosfera miedzy s
OdpowiedzUsuńScarlet, a Tomem gestnieje. To takie "dobre", ze tak najzwyczajniej w swiecie ze soba smsuja. Opis domu Liv tez mnie zachwycil. Dobor kolorow, uklad. Jestem zachwycona tym rozdzialem, tak po prostu.
Pozdrawiam Anta
PS. Zapomnialam o najwazniejszym. Skladam Ci poklony do ziemi, podziwiam i gratuluje. Prolog napisany przez Ciebie te kilka lat temu w ogole, absolutnie nie odbiega od obecnych rozdzialow. Niesamowite z jak wysokiego poziomu startowalas i nadal genialnie trzymasz fason.. PO-DZI-WIAM!!!
Podoba mi się styl domu Liv. Wpadłam na to przypadkiem, bo nie mogłam zdecydować się na jakąś stylizację, a potem uznałam, że taki nieco retro będzie dla nich idealny. Szkoda, że nie moge tego zwizualizować :D
UsuńTe smsy to taki pierwszy krok ku normalności. ich samych zaskakuje to, ile radości może dać taka wiadomość, jak bardzo to dla nich wazne. Bo oni gdzieś zagubili tą zwyczajność, zajęli się wielkimi sprawami, co oddaliło ich od siebie i teraz w końcu ją odnajdują.
Powyższy komentarz (Gosia Z) ode mnie, nie przelogowalam kont na gmailu ;[
OdpowiedzUsuńPo takim śnie Scarlett powinna raczej obudzić się z błogim uśmiechem na ustach aniżeli z krzykiem! Baardzo symboliczne było zachowanie Toma,który czekał aż ona wykona taką samą drogę do niego. On sam tego za nią nie zrobi. Scarlett musi w końcu coś postanowić i albo iść w kierunku Toma (że tak pozostane przy tej sennej metaforze), albo zostać przy Javierze. Wybór jest chyba oczywisty. I sądząc po ich zachowaniu, lada moment i oni przyznają się do tego na głos. Uwielbiam siostrzane relacje Liv i Scarlett. To jest tak prawdziwe, jakbyś żywcem przepisywała podsłuchane rozmowy. Uwielbiam to! A to uwielbienie Saoirse uszu innych!<3 Kocham te drobiazgi,które dają poczucie prawdziwości. Jestem pod wrazeniem Liv. Kiedy ona tak wydoroslała? Widać, że się znacznie uspokoiła. Wszystkie swoje lęki i niepewności stara się oswajać i wygląda na to, że swietnie jej się to udaje. Niesamowite! I jak na starszą siostrę przystało musiała wyłożyć pewne sprawy Scarlett. Jest dokładnie tak, jak powiedziała. S robi sobie na złość, jakby chciała siebie ukarac. Nie patrzy na swoje dobro, tylko na nie wiem co. Powinna juz dawno odesłac Javiera. A wplątała się w tak chory układ, który musi skończyć się żalem, pretensjami i złamanym sercem. Czekam niecierpliwie na ich konfrontacje;D
OdpowiedzUsuńSłooodkie smsy! :D Ależ oni się czają wzajemnie! Każdy kombinuje jak wół pod górkę co ta druga strona myśli i czego może chcieć. Urocze! To trochę jak gra w sapera. Stąpają po omacku, bardzo ostrożnie, byle tylko nie wpaść na mine;) I oczywiście tak uparcie starają się czytać między wierszami, żeby tylko 'wyciągnąć' z tych wiadomosci jak najwiecej! Aż sie uśmiecham do monitora czytając te ich wiadomości;) I tak miło, że wspomniałaś o Amy! Taki prinzowy promyczek:)
Jessica dostanie serduszko, Scarlett pojdzie po rozum do głowy i wszystko się pięknie ułozy. Hahaha! Jasne;D Nie w tej historii. Do słów "I żyli długo i szczęśliwie" jeszcze kawałek drogi przed nimi,co? To pytanie retoryczne. Niczego innego się po Tobie nie spodziewam:)
Katalin
No właśnie to jest bardzo symboliczne, że on pokonał tylko połowę drogi do niej. Ona musi zrobić resztę. Scarlett jeszcze nie wie, jakie Tom ma plany, ale podświadomość wysyła jej sygnały. Ona wie, jaka jest właściwa decyzja,ale jeszcze nie umie jej podjąć.
UsuńAmy niebawem zjawi się na chwilę.Za bardzo ją lubię, żeby zniknęła na dobre.
Wiesz, długo i szczęśliwie to będzie dosłownie "lwie zwycięstwo" :D
Czytam początek z takim mega uśmiechem na twarzy, a potem taki fragmencik, że się obudziła z krzykiem. Kobieto, jak Ty to robisz? Ja przez ciebie popadnę w jakąś depresję! Javier mnie irytuje, no ale cóż poradzic? Mam nadzieję, że Scarlett się w najbliższym czasie uwolni i że dojdzie do jej mózgu informacja, że Tom to ten jedyny. Jeszcze trochę czasu i pracy przed nimi, prawda? Bardzo pracujesz nad detalami i to jest coś, co przyciąga mnie coraz bardziej do tego opowiadania. Tworzysz taki magiczny nastrój, że po przeczytaniu notki chcę kolejną. Coraz częściej wracam do prologu i chyba zaczynam łapac o co chodzi. Chyba... Pozdrawiam i życzę weny na kolejne odcinki ^_^
OdpowiedzUsuń**Sakura**
Jeszcze cię tu nie widziałam, więc witam :) Mam nadzieję, że nie wpadniesz w depresję. Byłoby szkoda. Ścieżki życiowe S. i T. są bardzo kręte i obojgu daleko jest do wielkiego happy endu, ale na wszystko w życiu przychodzi czas. Także, cierpliwości :)
UsuńCzytając 103, doszłam do wniosku, że chyba nie wszystko do niego weszło tak jak miałaś to w zamyśle.
OdpowiedzUsuńA szkoda. W każdym razie czekam na Scarlett w tym zielonym dresie, martwiącą się czymś w tym deszczowym listopadzie. Wiem, że to zmartwienie S doprowadzi nas do czegoś większego i ważnego.
Natomiast część o sms Toma i Scarlett opisana na tumblr'ze jest tak romantycznie piękna, że też chętnie zobaczyłabym ją ponownie, tym razem w notce :)
Tak więc czekam na dalsze ich losy :) I gratuluje oddania pracy :) wiem ile to czasu zajmuje, sama się za chwilę bronię :)
Ina.
Co konkretnie jest nie tak? :) Wyszło mi faktycznie nieco inaczej, niz planowałam, ale rozbiłam notkę po raz kolejny. Nie mogłam przebrnąć przez pewien Javierowy motyw i go sobie odpuściłam. Generalnie jestem zadowolona i ciekawi mnie, co tobie się nie podoba. Wbrew pozorom chętnie przyjmuję nie tylko pochwały, ale uwagi krytyczne także :)
Usuńnie mowie że mi się nie podoba, mówię tylko ze na tumblr'ze pojawiło się tylko więcej fragmentów opatrzonych hasłem 103, których tu nie znalazłam :) A konkretnie miałam nadzieje, że pojawi się tu ta 2 część opowiadania, którą zapowiadałaś fragmentem " Scarlett siedzi przy stole w kuchni. Jest ubrana w pastelowo-zielony dres, a włosy ma związane w niedbały kok na czubku głowy. Nieodmiennie zimno jej w stopy, więc podkula je pod siebie. Ma na nosie okulary, do których w żaden sposób nie może przywyknąć i marszczy go, zapisując coś swym koślawym pismem w twardo oprawionym zeszycie. Jest listopad. Jeśli skupiałaś się na szczegółach, pamiętasz, że uwielbia ten miesiąc. Pomimo pluchy, jest zachwycona, że wreszcie nadszedł. Uwielbia jego tajemniczość, ale teraz coś ją martwi. Odkłada pióro i spogląda na zalane deszczem okna." :) bo wnioskuje, że ona tak jak prolog będzie znacząca dla dalszej części tego opowiadania :)
UsuńTak, tak. To miało być w 103, ale rozpocznie 104. Pisząc, pomyślałam, że tak będzie lepiej, jeżeli to rozłożę.
UsuńA ten mail Toma oznaczyłam przypadkiem. On znajdzie się w treści, ale nie teraz. Moja wina. Pisałam to pod wpływem impulsu i z rozmachu oznaczyłam jako 103.
kursywa Cię zdradziła i po przeczytaniu pierwszego zdania tej notki doznałam olśnienia.
OdpowiedzUsuńjeeejk, to wszystko było takie cudowne, urocze, symboliczne i prowadzące ku lepszemu.
tylko jakoś mieszkania Liv nie potrafię sobie wyobrazić.
d.
kursywa była celowa i spodziewałam się, że nietrudno będzie odgadnąć, że nie nastąpiło żadne cudowne zakochanie. ten sen ma ogromna symbolikę i postawił Scarlett na rozdrożu. musi wybrać.
Usuńjeżelibyś nie napisała początku kursywą, byłabym w stanie uwierzyć w to, że to nie był sen :D ale ten Tom wchodzący do tego kościoła jak wybawca i rozkaz Javiera, że ma się rozebrać z suknie, no pls.. nie, nie, nie. Coś mi nie pasowało :D
OdpowiedzUsuńrelacja między S i L jest taka fajna, siostrzana. rozumieją się bez słów, a Liv już nie jest tą zahukaną nastolatką, tylko stateczną matką. szkoda mi Scarlett, że jednak ją to ominęło i musiała przejść przez to wszystko. ale jak tak patrzeć na nią, po śmierci dziecka dobrze się trzyma, a nie wszyscy by tak potrafili. pewne to zasługa jej charakteru i terapeutki.
w dalszym ciągu interesuje mnie Mike, co znowu wymyśli, żeby ją zaskoczyć i przestraszyć. może teraz Tom się z nim rozprawi? byłoby uroczo, ochh...
i niech bierze się za Toma w końcu, bo tak się dziać już nie może! mają być jak najszybciej razem <3
Nie chciałam tworzyć iluzji, że to nie sen, bo to miał być sen :D
UsuńMiędzy Scarlett a Liv jest teraz ogromny kontrast. Los zrobił im psikusa i zrealizował plany na przekór. Obie musiały się dostosować i pokonać swoje demony. Chodzi o to, że chociaż Liv miała pozornie lepiej, to nie znaczy, że łatwiej. Jej stateczne życie wymagało od niej wiele poświęcenia i walki ze sobą.
A Mike... wróci niebawem.