Widywała
go w klubie, co weekend. Nie pamiętała, od kiedy, gdzieś od początku listopada.
Potem zniknął. Dowiedziała się, że byli w trasie. Po jakimś czasie wrócił, by
znów powielać rytuał. Najpierw whisky, potem kochanka. Zawsze, gdy wychodził,
żegnał ją spojrzeniem.
Za każdym razem było bardziej
puste.
Niemy krzyk?
Któregoś
wieczoru postanowiła, że nie pozwoli mu niżej upaść.
*
Stał
oparty o framugę dwuskrzydłowego wejścia na hall. Swoje bystre, ciemne oczy
utkwił w Brunetce siedzącej prawie naprzeciw niego. Ręce splótł na klatce
piersiowej i lekko przymrużył oczy, żeby móc lepiej się jej przyglądać. Tłum
przestał go interesować, zdawał się nawet nie zauważać ludzi, którzy co chwilę
wchodzili mu w pole widzenia. Dokładnie rejestrował każdy najmniejszy gest,
uśmiech, kodował sposób, w jaki układała wargi, gdy mówiła albo się śmiała.
Miała niezwykle pełne wargi, takie kusząco karminowe. Odnosił wrażenie, że
trudno było jej nie wychwycić wśród tłumu. Scarlett była osobą, która nie
musiała robić absolutnie nic, aby zostać dostrzeżoną. Nie wiedział czy robiła
to świadomie, czy też taki po prostu był jej styl bycia. Wydawało mu się, że
była po prostu sobą. Nie przejmowała się ludźmi, wręcz przeciwnie, ani trochę
na nich nie zważając, robiła i mówiła, co chciała. Nie oglądała się za siebie,
a konsekwentnie parła do przodu. Znał ją dopiero kilka miesięcy. Zazwyczaj taki
okres czasu pozwalał mu rozgryźć człowieka. Nie tym razem. Scarlett była
sprzecznością, chodzącą zagadką. Nie liczyła się z konsekwencjami. Była cięta i
pewna siebie. Nigdy nie wiedział, nie umiał przewidzieć, co zrobi w danej
sytuacji i właśnie to mu się nie podobało. Nie umiał jej odgadnąć, przez co był
o krok za nią, a to zdecydowanie mu nie pomagało. Podobała mu się, a Ci, co go
znali, wiedzieli, że żadna dziewczyna, która mu się spodobała nie mogła go
obojętnie minąć. Zawsze dostawał to, czego chciał i postanowił, że tak będzie
tym razem. Scarlett była wyjątkowa. Nawet teraz, gdy rozmawiała z siostrą,
będąc w zwykłym golfie i jeansach, które i tak eksponowały wszystko, co chciał
widzieć, wyglądała seksownie. Lubił na nią patrzeć. Miała cudowne ciało.
Zgrabne nogi, krągłe pupę i biodra, zgrabną talię i piersi, o jakich mogłaby
pomarzyć niejedna dziewczyna, nawet z tych, które znał, aż nader dobrze. Nawet
te, które w danym tu i teraz wydawały mu się idealne, przy niej traciły dużo.
Scarlett stała się jego zachcianką z chwilą, kiedy pierwszy raz ją zobaczył.
Nie był człowiekiem, który cenił sobie miłość czy pokrewne jej uczucia.
Wychowano go w rodzinie, gdzie królował pieniądz i zachcianka. Żył tak i w
pełni mu to odpowiadało. Nigdy nie interesował się swoimi bliskimi, nie miał
przyjaciół, ze wszystkimi łączyło go coś materialnego. Nie szukał uczuć, nie
potrzebował ich. Odkąd dowiedział się, jak można zaspokoić swoje rządze, robił
to, nie myśląc czy grał na czyichś uczuciach, czy też nie. Od zawsze liczył się
tylko ze swoim zdaniem, zaspokajał tylko swoje potrzeby i kaprysy, tak było
najwygodniej. Mieszkał w wielu miejscach i zadawał się z wieloma ludźmi,
spotykał się z wieloma pięknymi kobietami, w których znajdował coś, co pomagało
mu zdobyć je jednym skinieniem, a jeśli nie jednym to z niewiele większym
wysiłkiem. Jeśli nie działał jego urok osobisty, skrzętnie wykorzystywał jakąś
wadę swojej wybranki, która ubrana w sukno zalet, sprawiała, że osiągał swój
cel. Był przebiegły. Był cwany. Był egoistą. Doskonale o tym wiedział i nie
przeszkadzało mu to. Jednak Scarlett stanowiła jeden z nielicznych przypadków,
na który żaden z jego sposobów nie działał. Nie potrafił jej rozgryźć. Nie
potrafił zagiąć, ani zrobić niczego, co dałoby mu przewagę. Ona zawsze ją
miała. Czas mijał, a on zamiast zbliżać się do celu, oddalał się. Scarlett
nigdy nie darzyła go sympatią. Od tego nieszczęsnego sprawdzianu z matematyki,
pogorszyło się jeszcze bardziej. Głupia nauczycielka pokrzyżowała wszystkie
jego plany i zamiast stać się wdzięcznym dłużnikiem, był triumfatorem. Był nim
zawsze, ale tym razem ona miała tego nie wiedzieć. Nie mógł podejść jej
zaskakując ją czymś, co lubiła, albo czymś, czego pragnęła, bo nikt prócz Liv
nie znał jej sekretów. Nikt nie wiedział o niej niczego. Była niewątpliwym
indywiduum i za nic nie pozwalała tego zmienić. Zostało mu tylko jedno wyjście.
Jeśli to nie poszłoby, wziąłby ją siłą. Nikt nigdy nie pokrzyżował planów Mikea
Millera, a już na pewno nie zrobi tego dziewczyna. Nikt nigdy tak na niego działał, a ta jej
piekielna tajemniczość tylko wzmagała pragnienie wygranej. Przecież miał w
sobie to coś, co przyciągało kobiety. Zatem dlaczego ona od niego uciekała?
Skwasił się na samą myśl o tym i wyprostowawszy się, przywołał na twarz
szelmowski uśmiech i poprawiając ogromną koszulkę ruszył w kierunku Brunetek.
Śmiała się tak beztrosko i żywo gestykulowała mówiąc coś Liv. Potrafiła być
zmysłową kobietą i infantylną dziewczynką na raz i to sprawiało, że pociągała
go jeszcze bardziej. Dzieliło go od niej zaledwie kilka metrów. Miał już nawet
ułożony odpowiedni tekst. Jeden z tych niezawodnych. Już prawie otwierał usta, żeby coś powiedzieć,
kiedy tuż przed nią wyrósł nauczyciel od niemieckiego. Zaczął ją o coś
wypytywać. Szlag! Mike zatrzymał się
gwałtownie i klnąc siarczyście pod nosem, odwrócił się na pięcie i skierował ku
wyjściu ze szkoły. Musiał się odstresować.
- Nie
dziś, to jutro, Mike. – Uśmiechnął się do siebie i włożył rękę do kieszeni
obszernych spodni, upewniając się, czy tekturowe pudełeczko nadal w niej było. –
Dla Ciebie nie istnieje słowo niemożliwe.
Postać
smukłej szatynki tonęła w mroku zalewającym całe pomieszczenie. Z gracją
przemierzała je wzdłuż i wszerz. Jej długie, potraktowane prostownicą włosy
uderzały o plecy z każdym, zdawałoby się dokładnie wyważonym krokiem. Wodził za
nią wzrokiem, uśmiechając się pod nosem. Lekko nadymała swoje pełne wargi i śmiesznie
zadzierała do góry głowę. Widział, że toczyła wewnątrz siebie wojnę, bo co, jak
co, ale pomagać sobie nie lubili. Jednak posmak ryzyka i kolejnej
spektakularnej roli, którą miała odegrać brał górę. Już była prawie kupiona. Na
jego twarz wpełzł jeszcze bardziej cwany uśmiech i po raz kolejny obrzucił jej
ciało zgłodniałym spojrzeniem. Czasami żałował ich pokrewieństwa. Chociaż ono
nie stanowiło dla nich żadnych przeszkód. Mieli wspólnego ojca. Nic więcej. Nie
posiadali skrupułów, nie umieli darzyć uczuciem kogokolwiek. Byli ulepieni z
tej samej, twardej gliny. Ich relacje zawsze opierały się na zasadzie ‘coś za
coś’. To było praktyczne. Szatynka była mu obojętna. Żywił do niej jedynie
pożądanie. Dziewczyna była niezwykle pociągająca. Uwodziła każdym swym ruchem,
gestem, słowem, potrafiła jednym spojrzeniem sprawić, że każdy mężczyzna
płonął. Jednak to wszystko było jej wyuczoną grą. Naumyślnie kokietowała,
uwodziła, naumyślnie naigrywała się, że wszystkich facetów, którzy byli w
stanie zrobić dla niej dużo. Bawiła się każdym, kim tylko mogła, bez cienia
skrupułów. Zawsze dopinała swego. Zawsze wychodziła na swoje. Po trupach.
Zupełnie, jak on. Leżał wygodnie na jej łóżku, podpierając głowę na ugiętej
ręce. Wiedział, że lubiła wyzwania. Wiedział, że kwestią czasu było to, aż się
zgodzi. Miała na sobie brzoskwiniową atłasową koszulkę, która tak seksownie
uwydatniała jej wszystkie atuty. Śniada skóra ładnie kontrastowała z koszulką,
która równie ładnie prezentowała się w zacienionym pokoju. Wydawała się jeszcze
bardziej ponętna. Była kobietą w stu dwudziestu procentach i doskonale zdawała
sobie z tego sprawę. Potrafiła to doskonale wykorzystać, nawet w stosunku do
niego, bo z kolei ona wiedziała, jak on był łasy na kobiece wdzięki. W końcu
zatrzymała się w miejscu i wykonując obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni,
bacznie utkwiła w nim swoje duże oczy. Założyła ręce na biodra i lustrując go
od stóp po samą głowę, wolno ruszyła w stronę łóżka. Jej każdy ruch sprawiał,
że robiło mu się gorąco, a w okolicach podbrzusza czuł nienaturalne mrowienie.
Zdawało mu się, że robiła to celowo. Chciała go totalnie rozbroić, chciała
pokazać mu przewagę, gdy w pewien sposób szła mu na rękę. Oblizał spierzchnięte
wargi i nie dając niczego po sobie poznać, obrzucił ją lubieżnym spojrzeniem,
pogłębiając swój cwany uśmiech.
-,
Co z tego będę miała? – Przerzuciła ciężar ciała na prawą stronę i lekko
przekrzywiła głowę w bok. Przez myśl przemknęło mu, że Scarlett robiła to
wdzięczniej. Przełknął ślinę, nie spuszczając z niej wzroku.
-
Satysfakcję? – Prychnęła, siadając na posłaniu. Podkuliła pod siebie jedną
nogę, a drugą pewnie postawiła na miękkim dywanie. Jej zgrabne uda prezentowały
się w pełnej krasie, a jego uwadze nie umknął widok koronkowych majtek, gdy
całkiem przypadkowo poprawiła materiał koszulki. W pokoju panowała coraz
cięższa atmosfera i doskonale wiedział, że czuł ją nie tylko on. Uniosła do
góry jedna brew, wyczekując jego dalszych propozycji. Nerwowo poprawił się na
miejscu, równie przypadkowo jak ona przed chwilą poprawiała piżamę, tak on
przysunął się bliżej.
- No
dobra, zrobię dla Ciebie, co zechcesz, ale w granicach zdrowego rozsądku,
oczywiście. – Znów przez przypadek musnął opuszkami palców jej delikatną skórę,
a potem pewniej zaczął wodzić po jej udzie palcem wskazującym, zakreślając
rozmaite wzory. Zdobywała przewagę. Jak zawsze wystarczyło pokazać kawałek
ciała, by Mike padł przed nią pozbawiony broni, nie mówiąc o amunicji. Mike
był, jak wszyscy słabi faceci. Był jej i mogła kręcić nim, jak tylko zechciała.
Czasem pozwalała mu myśleć, że zdobywał nad nią przewagę. Chciała by myślał, że
wygrywa, tylko, dlatego, by łatwiej było jej nim sterować. Był dla niej
marionetką, niczym więcej.
-
Lepiej – zachrypiała. – Mogę się nad tym zastanowić.
-
Oboje wiemy, kotku, że już się zastanowiłaś. Kochasz ryzyko. Kochasz dominować.
Kochasz być w centrum. Kochasz wygrywać. Jesteśmy zbyt podobni, bym mógł się
mylić. Za dobrze Cię znam, siostrzyczko. – Podniósł się lekko i musnął wargami
jej gładką skórę, nie spuszczając wzroku z jej oczu. Zmysłowo oblizała swoje
pełne wargi i nim zdążył posunąć się dalej, z triumfem wymalowanym na twarzy,
zwinnie wstała z posłania i znów zaczęła krążyć po pokoju. Chłopak ponownie
podparł głowę na ugiętej ręce i przyglądał się jej, lustrując ją lubieżnym spojrzeniem.
-
Oboje wiemy, że chcesz wyjść na swoje i wciskasz mi kity, żebym się zgodziła,
ale hymmm.... – Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. – Udam, że tego
nie widzę i z wielkim entuzjazmem przystanę na Twoją propozycję. Co Ty na to,
braciszku? – Roześmiał się i pokiwał głową. – No, więc zgadzam się. Będzie Twoja
szybciej, niż myślisz, ale najpierw… - szybko podeszła do łóżka i jednym
zwinnym susem znalazła się na nim, po czym przewróciła chłopaka na plecy i
usiadła na nim. Przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej, drażniąc ją
długimi paznokciami. Pochyliła się nad nim, tak by jej krągłe piersi muskały
jego tors. Oddech chłopaka był jakby cięższy, a spojrzenie zamglone. Przywarła
lekko policzkiem do jego policzka, szpecąc mu do ucha. – Ale najpierw, zajmij
się mną. – Przygryzła jego płatek, a gdy się unosiła do jego nozdrzy dotarł
mocny zapach perfum. Uśmiechnął się wręcz szatańsko i ścisnąwszy jej pośladki,
przesunął ręce wyżej i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie, by móc namiętnie
wpić się w jej wargi.
Wszystko można kupić i wszystko
można sprzedać. Ile trzeba zyskać, ile trzeba stracić, żeby otworzyć oczy?
*
Siedziała
przed dużym lustrem toaletki, rozczesując jedwabiste blond włosy. Niegdyś
długie sprężyste fale, teraz stosunkowo krótkie i trochę bardziej proste, ale
nadal piękne i zadbane okalały jej buzię, idealnie komponując się z delikatnymi
piegami i ciemnymi oczami. Przyglądając się sobie zauważyła delikatne, prawie
niewidoczne zmarszczki wokół oczu. Jej skóra, choć wciąż gładka, wydawała jej
się jakaś nieznośnie szara. Wargi nie były tak pełne, a dołeczek w brodzie nie
tak widoczny jak kiedyś. Oczami wyobraźni widziała tą piękną dziewczynę, która
z głową pełną marzeń dążyła do celu, była tak bardzo bliska sukcesu. Na jej
miejscu siedziała teraz zmęczona codziennością czterdziestolatka, dla której
nie było już innej drogi. Musiała iść tą, na którą sprowadziło ją życie, a tego
nie chciała. Chciała zawrócić i wybrać inaczej. Choć z drugiej strony, myśląc o
tym, że mogłoby nie być Liv, Scarlett i tego wszystkiego, co posiadała,
odczuwała nieprzyjemny wiraż w żołądku. Mimo wszystko kochała swoje
dziewczynki, z całego serca kochała, ale tak bardzo tęskniła… Odłożyła szczotkę
i ciężko wzdychając obrzuciła wzrokiem połowę swojej sylwetki. Nadal była
atrakcyjna, szczuła i zadbana. Mogła poszczycić się ciałem, o jakim niejedna
kobieta w jej wieku mogła tylko pomarzyć. To wszystko, dlatego, że wciąż miała
nadzieję. Chwyciła cienki łańcuszek spoczywający na blacie toaletki i
przyjrzawszy mu się chwilę, odpięła małą zapinkę. Nico widząc Sophie siedzącą w
pokoju, zatrzymał się w drzwiach i przyglądał jej się chwilę. Kochał ją tak
samo mocno, jak w dniu, kiedy przyrzekali sobie nawzajem dozgonną miłość.
Kochał i dlatego bolał go ten smutek emanujący z jej oczu. Była zmęczona.
Chciał jej pomóc i za nic w świecie nie mógł wymyślić jak. Zdawał sobie sprawę
z tego, że jedno oddałoby jej szczęście, ale czasu cofać nie potrafił. Choć
bardzo cierpiał, bo ona cierpiała, to jednocześnie był odrobinę zły. Życie nie
ułożyło się jak chcieli, więc powinna to przyjąć, a nie rozpamiętywać tą
porażkę. Porażkę, która była ich sukcesem. Przez to, że stracili jedno zyskali
o wiele więcej, chciał, by umiała się z tego cieszyć. Tak jak i on się nauczył.
Minęło tak wiele lat. Najwyższy czas przyjąć rzeczywistość taką, jaką była
naprawdę. Widząc, jak mocowała się z zapięciem łańcuszka, wszedł i stając za
nią, zatrzymał jej dłonie. Uśmiechnął się lekko do jej odbicia i pochylił się nad
nią. Ucałował czule jej nagi kark i zapiął łańcuszek. Na buzię Sophie wpłynął
czuły uśmiech. Ujęła jego dłonie i delikatnie przyciągnęła je do siebie. Nico
objął ją i kładąc głowę na jej ramieniu, spojrzał w ich wspólne odbicie.
-
Jesteś równie śliczna, jak dwadzieścia lat temu. Jak Ty to robisz, Soph? – Na
twarzy kobiety pojawił się delikatny rumieniec. Uśmiechając się, pogładziła
dłonią policzek męża.
- A
Ty nadal wiesz, jak podnieść morale kobiety.
-
Sądzę, że Twojego podnosić nie trzeba. – Ucałował ją w policzek. – Gotowa? – Kiwając
głową wstała z małej pufy i założywszy ręce na biodra, z gracją obróciła się
wokół własnej osi, co Nico podsumował wymownym gwizdnięciem. Zaśmiała się
perliście i zdawała się być zupełnie inną kobietą, niż ta, którą zastał
wchodząc do pokoju. Pistacjowa sukienka koktajlowa leżała idealnie na jej
zgrabnym ciele, dodając Sophie więcej kokieterii i swojego rodzaju
stateczności. Wyglądała zjawiskowo. Był szczęściarzem i powtarzał to sobie, co
dzień rano, bo nadal w to nie wierzył. Kochał każdą jej wadę, nawet, jeżeli mu
przeszkadzała, a zalety pięć razy mocniej. Uśmiechnął się. Chwyciła bolerko od kompletu
i przepuszczona przodem przez Nica, ruszyła w kierunku wyjścia, zalotnie
falując biodrami.
*
Tego
wieczoru w lokalu było wyjątkowo dużo osób, wyjątkowo tłoczno, jednak jego
stolik niezmiennie czekał na niego. Przeszedłszy między gęsto ustawionymi krzesełkami,
zajął swoje miejsce. Zamówił to, co zawsze. Czekał jak zawsze. Przy którejś
szklaneczce z rzędu, tuż przy nim pojawiła się ładna blondwłosa dziewczyna.
Obrzucił ją spojrzeniem i widząc jej jednoznaczne spojrzenie, skinieniem
wskazał jej wolne krzesło. Spokojnie dopił do końca, po czym beznamiętnie
zlustrował ją znacznie bardziej dokładnie. Miała słomiane, wijące się w
delikatne fale włosy, jasną karnację, piegi, duże zielone oczy i wąskie usta.
Była zgrabna. Miała duże, krągłe piersi, zadziwiająco wąską talię, trochę
nieproporcjonalnie szerokie biodra i długie nogi. Mimo tego spodobała mu się. Z
blondynami zawsze było śmiesznie, atrakcyjnie. Usiadła, tak zakładając nogę na
nogę, by jej spódniczka odkrywała jak najwięcej. Oparła łokieć na stoliku i
wsparłszy brodę na dłoni, zaczęła mu się przyglądać, unosząc jedną brew do
góry. Jakoś nie miał ochoty na te wszystkie ceregiele. Nalał sobie kolejną
szklaneczkę bursztynowego trunku i odchylając się na krześle, wypił ją jednym
haustem, przyglądając się dziewczynie. Uśmiechnął się. Trochę machinalnie, ale
to wystarczyło, by przeszła do działania. Rozpoczęła rozmowę pełną podtekstów.
Oboje doskonale wiedzieli, że za chwilę skończy się w hotelu, nieopodal klubu.
Ona zdawała się być coraz bardziej niecierpliwa, a on spokojnie czekał na
Nią. Nie na Nią, na występ. Blondwłosa
dziewczyna, której na imię było Sabrina, usiłowała ze wszystkich sił, jak
najbardziej zainteresować go swoją osobą. Zaczynała go bawić. Nie podniecać,
jak to zwykle bywało na takim etapie rozmowy, a bawić. Zdawało mu się, ze jej
imię całkiem nie pasowała do niej. Sabrina kojarzyła mu się z ognistą brunetką,
a ona wydawała mu się troszkę nieporadną życiowo słodką idiotką, która
próbowała sił w podrywie. Tajemnicza Dziewczyna nie pojawiała się, choć już dawno
wybiła dwudziesta pierwsza. Nad małą sceną nadal panował mrok. Czuł potrzebę patrzenia
na nią i słuchania jej, wtedy zdawało mu się, że był bliżej dotyku. Miał ją w
pewien sposób blisko. Była zupełnie inna, niż te, z którymi wychodził. Choć
chyba usilnie szukał takiej, która byłaby, chociaż podobna do niej, to i tak
zawsze odnajdywał przeciwieństwo. Miał dziesiątki pięknych kobiet, ale każdej
czegoś brakowało. Żadna nie miała w sobie tego czegoś, co biło od tajemniczej
śpiewaczki. Tej blondynie brakowało do niej chyba wszystkiego. Nawet nie
wiedział, jak miała na imię. O ironio, on nie mógł zdobyć kobiety! Była tak
blisko, a dzieliło ich chyba z tysiąc mórz. Scena nadal była pusta. Zaczął grać
w grę Sabriny, mogło być zabawnie. Whisky wszystko załatwi.
Uważnie
stawiając każdy krok, zbliżała się do swojej małej sceny, która jeszcze tonęła
w ciemnościach. Mijała gości, którzy nie wiedząc, kim była, nie zwrócili na nią
najmniejszej uwagi. Była odrobinkę zdenerwowana. Pierwszy raz w swojej karierze
w tym lokalu miała wystąpić całkiem solo. Kończył się listopad, chciała, choć w
tak symboliczny sposób ukoronować jego tegoroczną bytność. Sama nie wiedziała,
dlaczego. Listopad był jej ulubionym miesiącem. Ponad niego nie kochała
bardziej ani lata, ani zimy. Lubiła tą nostalgię, tą specyficzną aurę, to coś,
co niosło się z każdym kolejnym jego dniem. Wyprostowała plecy i weszła na swój
podest. W tej samej chwili skierowało się na nią nieco jaśniejsze światło.
Wzięła głęboki oddech, podeszła do fortepianu, który stał tuż obok niej,
zajmując praktycznie prawie cały podest. Usiadła na małym stołeczku i poprawiła
suknię. Spojrzała w kierunku gości. Było wyjątkowo tłoczno. Serce zabiło jej
mocniej. Spojrzała w kąt tuż przy podeście. Był tam. Z jakąś tlenioną blondyną.
Patrzył na nią. Nie chcąc rozpraszać się jego intensywnym spojrzeniem,
uśmiechnęła się blado i poprawiwszy sukienkę odkryła politurę instrumentu.
Zrobiło jej się przyjemnie ciepło, gdy dotykała swymi smukłymi palcami czarno –
białych klawiszy. Pomimo, że długo grała na próbach, teraz czuła je jakoś
inaczej. Tęskniła za fortepianem. Spędziła przy nim sporą część swojego
dzieciństwa, a potem nagle przestała grać. Nie chciała pamiętać, dlaczego.
Wolała myśleć, że stało się, bo się stało, niż znów pozwalać, by zrodziły się w
niej kolejne pretensje do matki. Wzięła głęboki oddech. To miejsce miało
specyficzny zapach. A może wydawało się jej tylko? Chwilę później po sali
płynęła już muzyka. Dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że to ona ją
tworzyła, że to spod jej palców, wydobywały się te dźwięki. Przymknęła powieki,
nie musiała patrzeć na nuty, by pamiętać. Jej mocny głos w połączeniu ze słodką
melodią przyprawiał gości o ciarki na plecach. Czuła, że cała drży. Już nie ze
zdenerwowania. Ono minęło wraz z pierwszym wygranym taktem. Opanowała ją
niepojęta siła, niepojęta siła spełnionej miłości. Ten wieczór miał coś w
sobie, nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego grając. Nigdy wcześniej nie
miała wrażenia, że bez opamiętania wpadała w swoisty trans, przenoszący ją w
zupełnie inną, lepszą czasoprzestrzeń. Tak bardzo idealną. Jej dłonie zwinnie
błądziły po politurze fortepianu. Grała publicznie pierwszy raz od tak bardzo
dawna. Choć miała możliwość zrobić to już wcześniej, czuła, że to nie ta
chwila. Teraz wreszcie nadeszła. Całkowicie oddała się muzyce przestając
kontrolować otaczający ją świat. Opanowała ją niesamowita radość, która aż
rozsadzała jej wnętrze, do momentu, w którym ostatni raz uderzyła w biało –
czarne klawisze. Jej długie włosy zachybotały przy jej zarumienionej buzi. Otworzyła
oczy i spojrzała na oniemiałych gości. Spojrzała na niego. Miała wrażenie, że
goście nie oddychali. Panowała głucha cisza do chwili, w której zabrzmiały
pierwsze brawa. Wypłynęły od osoby siedzącej przy stoliku pod sceną…
When your lost outside, look inside to your
soul.
Z
chwilą, gdy na małym podeście rozbłysło delikatne światło, całkowicie przestał
interesować się swoją towarzyszką. Ona nadal mówiła, a on jakby się wyłączając,
skupił całą swoją uwagę na drobnej dziewczynie, która z gracją wstąpiła swoją
scenę. Była jakby nieobecna. Włosy, który widywał dotąd w stanie całkowicie
naturalnym, jak na jego oko, były skręcone, zupełnie inaczej niż zwykle.
Ułożone tak by jej buzia prezentowała się w pełnej krasie. Oczy miała zamyślone,
a wargi lekko rozchylone, zaś policzki takie rumiane i puszyste. Zdawała się
być taka niewinna. Taka zupełnie inna, niż ta, którą widywał minionego wieczoru
i podczas kilku wcześniejszych. Nawet inna od tej, którą widział pierwszy raz.
Inna od tej, która kazała mu być. Długa
czarna suknia podkreślała jej figurę i o dziwo nie odkrywając nic prócz ramion,
zdawała mu się być najbardziej ponętna, jaką ją widział kiedykolwiek. W porównaniu
do jego towarzyszki, jej ubiór mógł być porównany do ubioru Eskimosa w trakcie
najcięższych mrozów. Mimo tego pociągała go znacznie bardziej, niż owa Sabrina,
która zdawała się nie zauważać, że jej nie słuchał. Chciał ją poznać, jednak
zawsze, gdy schodziła ze sceny nie pojawiała się wśród gości już ani razu.
Bardzo chciał spotkać się z nią oko w oko, jednak, gdy uświadamiał sobie,
dlaczego tak bardzo mu na tym zależało, ogarniało go przerażenie. Wówczas
dochodził do wniosku, że lepiej było jak było. Z dala od niego była bezpieczniejsza. Nie próbował jej szukać, nie próbował czekać. Chciał ją ochronić
przed samym sobą. Wiedział, że gdyby zbliżył się do niej, to ich znajomość
skończyłaby się tam, gdzie wszystkie inne. Jego fascynacja przerodziłaby się w
niepojęte pożądanie i skrzywdziłby ją. Tego nie chciał. Była zbyt wyjątkowa,
jak dla niego…Nie miał pojęcia, dlaczego akurat ona. Nigdy nie zastanawiał się,
co mogły czuć te dziewczyny. Nigdy nie interesowało go, co działo się z nimi,
po, kiedy wychodził z pokoju. Zaś ona… nie znał nawet jej imienia. Nigdy nie
mógł dotknąć, poczuć jej zapachu, a snuł tysiące domysłów, co by było gdyby.
Gdy usiadła do fortepianu i zaczęła grać, jego ciałem wstrząsnęły dreszcze.
Jeszcze nigdy nie emanowała z niej taka siła. Jeszcze nigdy nie słyszał w jej
głosie takiego przekonania, takiej pasji… W delikatnym świetle padającym tylko
na jej postać, przy instrumencie wyglądała niczym Czarny Anioł. Zdawała mu się
być istotą spoza ziemi, jej głos taki był. Przez cały czas trwania piosenki nie
oderwał od niej wzroku, ani na moment. Gdzieś z boku dobiegał go głos blondyny,
ale starał się go ignorować. Zaczęła mu przeszkadzać. Stawała się coraz
bardziej nachalna. Może docierało do niej, że nici ze wspólnej nocy. Przestał
mieć na nią jakąkolwiek ochotę. Poczuł szarpiecie.
-
Tom. Toom. Tooom. – jej dłoń spoczywała na jego ręce i szarpała ją coraz
mocniej. Spojrzał na nią gniewnie. – Co jest? Ja tu jestem. – Uraczyła go
uśmiechem i wydawało mu się, że na jej buzi pojawiła się ulga.
-
Już nie.
-
Słucham? – Była wyraźnie zbita z tropu, ale przynajmniej przestała go ciągnąć
za rękaw. Był wyraźnie poirytowany, a widząc jej głupkowaty wyraz twarzy,
zachciało mu się śmiać. Whisky robiła swoje. Początkowo myślał, że będzie
śmiesznie. Nieporadna zmysłowość mogła być ciekawa. Chciał poczekać na rozwój
sytuacji. Jednak z każdą chwilą jej sposób bycia stawał się coraz bardziej
irytujący. Jego złość osiągnęła apogeum w chwili, kiedy na scenę weszła jego
Tajemnicza Dziewczyna. Ponownie zmusił się, by spojrzeć, na Sabrinę.
-
Spierdalaj. – Warknął i więcej nie zaszczycił jej spojrzeniem. Siedziała
jeszcze chwilę zaciskając dłonie na jego ręce, otwierając i zamykając usta jak
ryba, której brak tlenu. Po czym oniemiała i sztywna niczym robot odeszła od
jego stolika. Skupił się całkowicie na występie Tajemniczej Dziewczyny. Tak
właśnie zaczął ją określać w swoich myślach, Tajemnicza Dziewczyna. Tej nocy doszedł
do wniosku, że uzależnił się od słuchania jej. Te trzy wieczory w tygodniu
pozwalały mu zebrać siły na przetrwanie kolejnych czterech. Ten wieczór zdawał
mu się być inny niż wszystkie. Ona zdawała mu się tak bardzo inna. Bardziej
melancholijna i krucha, ale jednocześnie silna. Nie umiał jej pojąć. Nie umiał
pojąć tego, co miała w sobie. Może nie był niczego, a tylko on widział coś, co
chciał zobaczyć? Może chciał odnaleźć w niej tą dobroć, to człowieczeństwo,
prawdziwość, których brakowało jemu? Coś, czego nigdy miał nie dostać. Zdawała mu
się być uosobieniem piękna, delikatności, infantylności, a zarazem niepojętej
siły. Zdawała się być… a może to tylko whisky? Nagle zapanowała zupełna cisza,
podniósł oczy i zobaczył jej rozbiegane oczy. Zdawała, się być tak blisko. Może
dzieliły ich trzy metry. Będąc tak daleko, miał wrażenie, że czuł na swoim
policzku jej szybki oddech. Te jej turkusowe oczy paliły jego wnętrze. Nadal panowała
cisza, a ona była tak bardzo rozemocjonowana. Mimowolnie zaczął bić brawo.
Zahipnotyzowany jej spojrzeniem, bił coraz szybciej i głośniej, a za nim po
sali przeszła ogromna fala oklasków. Siedziała oniemiała przez chwilę i
wpatrywała się w niego. Jej spojrzenie było takie czyste, takie niewinne. Równie
mimowolnie, jak zaczął klaskać, tak uśmiechnął się do niej. Szczerze, pierwszy
raz od niepamiętnych czasów. Odwzajemniła gest i wstała, ukłoniła się i nim
zdążył zrobić cokolwiek, by ją zatrzymać, zeszła z podestu znikając wśród
tłumu. Może to i lepiej.
Serce
waliło jej jak oszalałe. Emocje zapanowały nad jej ciałem całkowicie, dopiero
siedząc w swojej małej garderóbce, zaczęła przyswajać wszystko na spokojnie.
Muzykę, słowa, a przede wszystkim jego. Przez cały występ jego spojrzenie nie
dawało jej spokoju. Tom Kaulitz zdawał się być zapatrzony w nią ja w obrazek.
Później pierwszy nagrodził ją brawami i to spojrzenie. Miał takie smutne oczy,
wiedziała je pierwszy raz z tak bliska. Nie miały tego soczyście czekoladowego
koloru, zdawały się być przygaszone i jakoś niepasujące zupełnie do jego
postaci. W tym ciemnym kącie, z butelką whisky i smutnymi oczami, jak nigdy
emanowało z niego człowieczeństwo. Widziała
w nim sromotnie upadającego człowieka, a niewykreowaną, wiecznie roześmianą
gwiazdkę. I mimo tragizmu tej sytuacji cieszyła się, bo to były jego
prawdziwe emocje. Choć okraszone dużą ilością alkoholu, były prawdziwe, były
całkowicie jego, bo cierpiał, bo upadał, bo niemo krzyczał, wołał o pomoc. Bo w
tym wszystkim był tylko i wyłącznie prawdziwy on. Jej postanowienie nie uległo
zmianie. Czuła, po prostu czuła, że choćby miał ją znienawidzić, to i tak mu
pomoże. Dla niej nie był Tomem z Tokio Hotel. Dla niej był upadłym Tomem. To
wystarczyło.
On
widział, rozumiał, czuł.
On
śmiał się i płakał.
On
chciał żyć.
Naprawdę.
On się zagubił.
Lokal
świecił pustkami i panowała w nim przyjemna, prawie zupełna cisza. Z kuchni
dobiegały ostatnie dźwięki zmywanych naczyń, a barmani czyścili szkło. Scarlett
przebrana w zwyczajne ubranie, wyszła na salę ostatni raz spoglądając na
fortepian. Mimowolnie się uśmiechnęła. Miała już kierować się do wyjścia, ale
obrazek, który ujrzała wbił ją w ziemię. Przez moment, nie potrafiła stwierdzić
jak długo, zwyczajnie nie była w stanie się ruszyć. Zszokowana spojrzała na
barmana, który tylko wzruszył ramionami.
-
Czekam na szefa. Mówił, że coś z nim zrobi.
-
Och, przestań! – Nie wiedzieć, czemu zirytowała się. Widok zalanego w trupa
Toma Kaulitza nie był zbytnio optymistycznym zakończeniem dnia. Chłopak leżał
na stoliku wśród wianuszka trzech, prawie pustych butelek po whisky, ujmując w
dłoni pustą szklaneczkę. Wyglądał, niczym podrzędny zdegenerowany pijaczek.
Czapka w dziwny sposób zsunęła mu się z głowy, a na rękawie jasnoszarej bluzy
widniały kropelki alkoholu. Coś ścisnęło ją w żołądku. Czyżby los chciał pomóc
jej odbić mu się od dna? Niemożliwe. Przypadek. Zwilżyła koniuszkiem języka
wyschnięte wargi i bez namysłu rzuciła na ziemię swoją torbę. Podeszła do niego
i chowając kosmyk włosów za ucho, nachyliła się nad Tomem. Natychmiastowo
uderzył ją odór alkoholu. Nie cofnęła się. Przez chwilę przyzwyczaiła zmysły do
tego zapachu. Wzięła głęboki oddech i przywróciła się do pionu. Chociaż ona
musiała trzeźwo myśleć. Serce ani trochę nie chciało jej posłuchać, bo waliło w
jej klatce piersiowej jak oszalałe. Ścisnęła jego rękę nieco ponad nadgarstkiem
i lekko nią szarpnęła. Zero reakcji. Chwyciła ją nieco wyżej i znów potrząsnęła
i nic. Złapała go za ramię i szarpnęła już trochę mocniej. Znów nic. Mruknął
coś niezrozumiałego i mocniej wtulił głowę w swoją rękę. Dłoń Scarlett nadal
spoczywała na jego ramieniu. Miał tak przyjemnie miękką bluzę i taki spokojny
wyraz twarzy, jakby śniło mu się coś miłego. Jego mina była zupełnie nie
adekwatna do sytuacji, w której się znalazł. Sprawiał wrażenie człowieka, który
odnalazł swoje ukojenie w pełnym nieświadomości, błogim śnie. Westchnęła ciężko
i spojrzała na barmana, który uśmiechając się triumfalnie, przyglądał się jej.
-
Zostaw go, szef wywali go przed lokal i będzie po sprawie. Nie jest wart
zainteresowania. – Barman zrobił zniesmaczoną minę i wrócił do swojego zajęcia.
Scarlett poczuła, jak robiło się jej gorąco, a ciałem wstrząsnęła fala złości.
Energicznie odwróciła się w stronę kolegi i prostując dumnie plecy, założyła
ręce na biodra. Niesforne kosmyki włosów opadły na jej buzię, która pod wpływem
emocji nabrała kolorytu. Zadziornie uniosła głowę i bojowo spojrzała na
chłopaka.
-,
Co Cię ugryzło, Julian? Jak możesz w ogóle tak mówić? To jest człowiek. Czy Ty sam siebie słyszysz? Chciałbyś go zostawić
na tym zimnie? Rano zastałbyś tu sopelek. W ogóle… a nieważne.
- I
kto to mówi? Obrończyni niewinnych, Kaulitzów się znalazła. On nie jest warty, nawet
tego bym na niego splunął.
-
Czy Ty nie masz, aby za wysokiego mniemania o sobie? – Wymownie zmarszczyła
nos, odwracając się ponownie przodem do Toma i znów uderzyła w nią fala
alkoholowych oparów. Wydawało jej się, że Julian był pasjonującym się w sztuce
barmańskiej typem fircyka, który mimo tego czekał na tą jedyną, a tu nagle
pokazał swoje drugie, zapewne prawdziwe oblicze. Poczuła się zdegustowana.
Zaczęła pałać o wiele większą sympatią do pachnącego alkoholem, zalanego w
trupa Toma, niż Juliana, z którym zawsze dobrze się dogadywała. Nienawidziła
znieczulicy u ludzi.
-
Gdybyś została porzucona przez platoniczną miłość do wykreowanej gwiazdki, to
też byś nie pałała do niej sympatią.
- On
jest człowiekiem, Julian i nie ma dyskusji, to nie jego wina, że laska Cię
rzuciła i zamknij się już z łaski swojej, jak masz pierdolić takie dyrdymały.
Nie wiem, co bym zrobiła. Pewnie doszłabym do wniosku, że facet mnie nie
kochał, skoro poleciał na plakat. – Pokręciła głową i zakasała rękawy, nie
zwracając uwagi na barmana, który chyba tak jak ona uznał rozmowę za
zakończoną. Wyjęła z dłoni Toma szklaneczkę i wahając się chwilę, zdecydowała
się sprawdzić w kieszeniach jego bluzy, czy miał przy sobie kluczyki albo
dokumenty. Były tylko kluczyki. Przyjechał samochodem w dodatku bez dokumentów,
pięknie! Tom absolutnie nie nadawał
się do prowadzenia. Ba, on nie nadawał się do niczego. Nie miała pojęcia, co z
nim zrobić. Spał nieświadomy niczego na stoliku w knajpie, nie wiedziała, gdzie
mieszkał, ani z kim mogłaby się skontaktować. Nie miał komórki. Zagryzając
dolną wargę, stała przy nim chwilę, tupiąc cicho nogą. Nie potrafiła go
zostawić. Iść do domu i w ciepłych kapciach, z kubkiem gorącego kakao obejrzeć,
jakąś przewidywalną komedię, gdy on miał zostać tu na łaskę albo niełaskę
Karla, który wiedział o nim tyle, co ona. Może nawet mniej. Pstryknęła palcami
i chwyciła z wieszaka swój płaszcz. Założyła go na siebie, a torbę przewiesiła
przez ramię. Potem podeszła do Toma i wzięła do ręki kluczyki. Spojrzała na
zdezorientowanego Juliana, równocześnie unosząc prawy kącik ust i prawą brew. –
Ubieraj się. Przyczynisz się dla społeczeństwa.
-
Zapomnij, nie będę woził pijanego Kaulitza.
-
Będziesz woził mnie, ubieraj się. Chyba, że wolisz, żebym prowadziła, nie
rozróżniając hamulca od gazu. Wtedy na sumieniu miałbyś już nie tylko jego.– Warknęła,
jej spojrzenie absolutnie nie znosiło sprzeciwu. Była poirytowana i gdyby
musiała wywlokłaby ich obu do tego auta. Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć,
ale poddał się, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że sprzeczka, ze, Scarlett,
tak czy siak była przegrana, więc założył płaszcz i potulnie pomógł jej
zaprowadzić bezwładnego Toma do jego samochodu. Działała pod wpływem chwili.
Nie miała pojęcia, czy nie popełniła błędu chcąc zabrać go do domu, bo w końcu
mógł ją potem oskarżyć o niewiadomo, co. Jednak w końcu obiecała sobie, że mu
pomoże, a ona obietnic dotrzymywała.
I’ll be right here, when your world
starts to fall…
Nie
miała pojęcia, jakim cudem sama dowlokła Toma do swojego pokoju. Chwila obecna
zaczęła do niej docierać dopiero, gdy usiłowała wydostać się spod ręki Toma,
leżąc obok niego, na jej własnym łóżku. Bezwładnie oplatał ją ramieniem,
nieświadomie przyciągając mocniej, gdy chciała się uwolnić. Było jej coraz
bardziej gorąco i cała sytuacja zaczynała ją coraz bardziej bawić. Dom był
pusty, rodzice na przyjęciu u znajomych, Liv na bankiecie z Paulem, a ona sama
w domu z pijanym Tomem Kaulitzem, który w dodatku nawet przez sen nie zamierzał
zrezygnować ze swoich zamiłowań. Walka z nim, wysoka temperatura i w dodatku
płaszcz sprawiły, że miała wrażenie, że para uchodzi z niej uszami. Uspokoiła
się na moment. Zamarła w bezruchu pozwalając, by zasnął już całkiem twardo.
Dopiero, gdy w pokoju słychać już było tylko jego miarowy oddech, przepełniony
tym nieszczęsnym zapachem whisky, zaczęła delikatnie przesuwać się do brzegu
posłania. Tak bardzo skupiła się tym, by nie szamotać się za bardzo, że
przesunęła się odrobinę za daleko i z hukiem spadła na podłogę. Miała ochotę
krzyknąć na całe gardło i pobić szanownego pana Kaulitza. Zaczęła popadać w
skrajności, najpierw było jej go szkoda i zachciało jej się być miłosierną
samarytanką, ale kiedy przyszło, co, do czego, dostała gradowego nastroju. Była
potwornie zmęczona i zgrzana. Oddychała ciężko i leżąc na podłodze, najpierw
policzyła do dziesięciu, a potem dopiero wstała na równe nogi. Zdjęła płaszcz i
rzuciła go gdzieś na podłogę, to samo zrobiła z kozakami na wysokich obcasach.
Myśląc sobie, o drodze, jaką pokonała od samochodu do swojego pokoju, uznała
jej przebycie za swoisty cud. Juliana wysłała pieszo do domu, by ochłonął
trochę. Jakby wszystkiego było mało, marudził całą drogę. Miała go już
serdecznie dosyć. Otworzyła na chwilę okno, by wywietrzyć ten zapach alkoholu.
Dziwiła się, że po takiej ilości whisky, Tom zapadł tylko w kamienny sen. Zimne
nocne powietrze owiało jej buzię i jej ciałem wzdrygnęły przyjemne dreszcze.
Przymknęła powieki i odetchnęła kilka razy. Potem zdjęła z Toma czapkę, bluzę i
buty, poczym nakryła go szczelnie kocem, bo kołdrę całkowicie przygniatał swoim
ciałem. Zebrała wszystkie rzeczy i wychodząc ostatni raz spojrzała na niego.
Był taki spokojny, a na jego twarzy malowała się ulga, gdy wtulił się w jej
poduszkę, uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Soon you're gonna see your brighter day.
Było już grubo po drugiej, gdy zakręcała kurek z gorącą
wodą. Weszła do wanny i dopiero, gdy zatopiła się w pachnącej wanilią pianie i
przymknęła powieki, poczuła jak bardzo była zmęczona. Ostatnie kilka godzin
minęło w mgnieniu oka. Dopiero teraz, gdy w uszach grała jej cisza, wszystko po
kolei docierało do niej. Każdy moment od chwili, gdy zobaczyła Toma śpiącego na
stoliku. Choć widok pijącego Toma nie był dla niej czymś nowym, to mimo tego
widziała wyrazistą granicę między Gitarzystą Tokio Hotel, a Człowiekiem, który
spał w jej pokoju. Ten pierwszy był tak bardzo bezproblemowy, idealny w swojej
nieidealności. Kochany przez wszystkich, rozchwytywany i uwielbiany, a przez co
sromotnie ściągnięty na dno, by stać się w końcu prawdziwym, niemo wołającym o
pomoc Zagubionym Księciem, który nie wiedział już, kim był. To było takie
smutne. Widziała, do czego kariera doprowadziła szczęśliwego człowieka, a mimo
tego dalej dążyła do swego celu. Nadal niezmiennie chciała tworzyć muzykę,
zupełnie jak oni kiedyś. W duchu, chciała pokazać całemu światu, że ona się nie
da, że ona nie pozwoli zmienić się show biznesowi, a mimo tego bała się, że
kiedyś będzie, jak upadły Tom Kaulitz. Dlatego tak bardzo wierzyła, że mogła mu
pomóc. Dlatego chciała mu pomóc. Postanowiła, że będzie przy nim, gdy jego
świat podniesie się z upadku i całkowicie nieważne było to, czy będzie ją
lubił, czy nienawidził, czy będzie znana czy w ukryciu. Chciała, by był
szczęśliwy, nic więcej, bo wierzyła, że był tego godzien. Tak po prostu. Ona,
Scarlett Maria O’Connor, która postanowiła nie kochać, nie współczuć, nie
angażować się, nie ufać ludziom. Ona,
która odnalazła w sobie Toma Kaulitza sprzed kilku lat.
Zasypiając wśród miękkich poduszek i dziesiątek maskotek
Liv, była zadowolona, czuła się spełniona. Wierzyła w nowy dzień, pierwszy raz
od dawna.
Trust the voice within.
Then you'll find the strength, that will guide your way.
Otwarłszy powieki pierwsze, co poczuł to katorżniczy ból
głowy. Miał wrażenie, że zaraz coś będące w jej środku mu ją rozsadzi. Potwornie chciało mu się pić, miał wrażenie,
jakby w jego buzi znajdowała się przynajmniej Sahara. Kilka razy unosił i
przymykał powieki, żeby w jakiś sposób ułatwić sobie patrzenie i przyzwyczaić
oczy do światła dziennego, bo póki, co widział tylko rozmazaną plamę. Pod
rękoma czuł miękką pościel, a jego nozdrza wychwytywały zapach kwiatów i
whisky, który jeszcze brutalniej przypominał mu o minionym wieczorze.
Zdecydował się na dobre otworzyć oczy. Ujrzał pokój, w kolorze ciemnej śliwki.
Nie przypominał sobie żeby szedł gdziekolwiek z kimkolwiek i odczuwał lekkie
skołowanie, nie wspominając o mdłościach. Podniósł się na łokciach i rozejrzał
dokładnie po pokoju. Na przeciwległej do łóżka ścianie wisiała jego podobizna,
nawet niejedna. Ogółem pokój nie był jakiś szałowy, zdawał się być całkiem
zwykły. Wmurowana w ścianę trzydrzwiowa szafa z lustrami w każdym z nich, duże
okno z widokiem na niebo i kawałek miasta, potem biurko zawalone różnymi
szpargałkami, łóżko, na którym leżał, stolik, dwa fotele i znów plakaty, które
widział moment wcześniej. Przytulny pokój, dawno w takim nie spał. Na stoliczku
nocnym, który pominął, stała szklanka wody i leżały dwie aspiryny. Prawie
rzucając się na nie, połknął tabletki i jednym haustem wypił wodę. Cały czas
spokoju nie dawał mu fakt, co robił w tym niewątpliwie dziewczęcym pokoju.
Sapnął i chcąc jak najbardziej zniwelować ból głowy, wstał najdelikatniej jak
umiał. Wyszedłszy spod ciepłego koca, jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Chwycił
bluzę, która leżała na jednym z foteli i założył ją na siebie. Była uprana i
pachniała orzeźwiająco owocowym płynem do płukania. Zapiął ją prawie pod samą
szyję i boso, bo nie miał pojęcia, gdzie były jego buty, wyszedł z pokoju. Miał
dziurę w pamięci. Musiał rozwiązać tą zagadkę, bo nie miał siły myśleć.
Intuicyjnie skierował się w stronę schodów.
Siedziała przy stole w kuchni nad kubkiem parującej kawy.
Choć spała spokojnie całą noc, to i tak czuła obezwładniające zmęczenie.
Rodzice mieli wrócić za kilka godzin, Liv lada chwila, a Tom słodko spał. Upiła
duży łyk i przeciągnęła się niczym kotka. Czuła się całkowicie nieprzytomna i
nie miała siły myśleć, co by było gdyby. Poszła na żywioł, musiała
konsekwentnie iść tak dalej. Nie miała nawet ochoty na wymyślanie czegokolwiek.
Postanowiła po prostu zaczekać, a w między czasie zjeść śniadanie. Zszedł po
schodach i słysząc stuknięcie porcelany o blat, skierował się za tym dźwiękiem.
Stanąwszy we wnęce drzwiowej, nie wierzył własnym oczom. Przy stole siedziała
jego Tajemnicza Dziewczyna, całkowicie rozespana i nieubrana. Jej włosy
rozsypywały się kaskadami na plecach i ramionach, buzi nie zdobił żaden
makijaż, a t-shirt stanowił jej piżamę. Pierwszym, co przyszło mu na myśl było
to, że wyglądała ślicznie, ale zaraz pojawiło się mnóstwo innych myśli, które
już tak przyjemne nie były i zdecydowanie przyprawiły go o większy ból głowy.
Przymknął powieki i odczekał kilka sekund. Gdy otworzył je znów, jej turkusowe
spojrzenie z rozbawieniem wpatrywało się w niego. Już wiedział, że to nie był
sen. Widząc zdezorientowaną minę Toma uśmiechnęła się szczerze. Czekając na
jakąkolwiek reakcję z jego strony, wpatrywała się w niego i choć w sumie sama
nie wiedziała, co powinno stać się w tej chwili, czekała na jego odzew. Zamiast
tego, wpatrywał się w nią, jakby wcześniej kobiety nie widział, co raczej
graniczyło z niemożliwym. Biorąc pod uwagę ilość wypitego przez niego alkoholu,
przyjęła jego opóźnioną reakcję. Wielka improwizacja. Cała ta sytuacja była
przynajmniej dziwna.
- Helooł. Rudy sto dwa. Tu baza. – pomachała do niego i
uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Zaczynało ją to wszystko bawić. Już nie czuła
się zażenowana. Wzięła drugi kubek, który przygotowała dla niego i zapełniła go
gorącą kawą.
- Eee… Możesz mi to wszystko wyjaśnić? Nie za bardzo
wiem, o co tu chodzi. – Podrapał się po głowie i zrobił minę, jakby dopiero, co
zorientował się, że nie miał na głowie czapki. Westchnął i usiadł naprzeciwko
Brunetki. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy były jej piersi, które okrywał
jedynie cienki materiał t-shirtu. Zagryzł wargę i szybko przeniósł spojrzenie
na jej oczy. Musiała to spostrzec, bo uśmiechała się podejrzliwie, unosząc do
góry jedną brew.
- Chcesz coś zjeść? Czy wystarczy Ci kawa? – Pokręcił
głową i upił duży łyk gorzkiej cieczy. Skrzywił się, na co Scarlett wzruszyła
ramionami. – Ja wolę słodką. Wolisz długą, czy krótką opowieść? – Ugryzła swoją
kanapkę, na co on poczuł wywrót w żołądku, jakoś nie mógł myśleć o jedzeniu.
- Tak, żebym zrozumiał. Mam w głowie totalną pustkę i
mega kaca.
- Zostawiłam Ci leki.
- Wziąłem, dzięki. – Odpowiedziała uśmiechem i oblizała
wargi. – Pamiętam tylko, że śpiewałaś i, że kazałem spadać jakiejś blondynie,
potem już nic. Czy my… - był zażenowany? Westchnęła teatralnie i przewróciła
oczami.
- Tom, Tom, Tom. Biedaku nie przywykłeś do tego, że nie
sypiasz z każdą, u której bywasz? – Nie odpowiedział nic, jak przeczuwała.
Zdawał się być całkowicie skołowany, więc postanowiła oszczędzić mu cierpień. –
Nie pamiętasz, bo uciąłeś sobie komara. Jak wychodziłam z klubu nie wiedziałam,
co z Tobą zrobić, bo nie raczyłeś zabrać dokumentów, więc nie chcąc żebyś zamarzł
przed klubem, zabrałam Cię do siebie. Nie pytaj, w jakim byłeś stanie, jak
pachniałeś, a raczej pachniesz i jak dostarczyłam Cię tu, tego wolę nie
pamiętać.
- Czego oczekujesz za to? – Zmrużyła oczy i cmokając
pokręciła przecząco głową. Tego się nie spodziewała.
- Niczego. – Spojrzała na niego butnie. Tak niską ją
cenił. Tak nisko cienił człowieka, zatem czekała ją długa droga.
- Dlaczego to
zrobiłaś?
- Bo jesteś
człowiekiem.
- I?
- I nie chcę,
żebyś o tym zapomniał. – Nie wiedział, co powiedzieć. Nie wiedział, czy
warto było coś mówić. Znów poczuł się podle sam ze sobą. Zechciał popaść w
słodki stan niewiedzy i nie budzić się już z niego. Tak było o wiele trudniej.
Nie mógł pojąć zachowania dziewczyny. Nie mógł ogarnąć tego wszystkiego rozumem.
- Nie wierzę. Wszyscy, czegoś chcą.
- Łazienka jest na końcu korytarza, na górze. Zostawiłam
dla Ciebie czyste ręczniki. – Wstała bez słowa i udała się do swojego pokoju.
Było jej zimno, musiała się ubrać. Mimo, że wiedziała, że zadanie, które sobie
obrała było trudne, była na niego zła. Liczyła, że coś w nim jeszcze było, że
mimo wszystko, wewnątrz tkwił w nim człowiek, ale wraz z wyparowaniem alkoholu,
znów zamknął go szczelnie wewnątrz siebie i nie pozwolił dość do głosu. Może
był tak ślepy? Nie chciała krzyczeć, ani się z nim pokłócić. Zamknęła za sobą
drzwi i oparłszy się o nie, mocno zacisnęła dłonie w piąstki.
Patrzył, jak wychodziła. Nawet w złości, której nie
rozumiał, a która ewidentnie z niej emanowała, poruszała się seksownie. Gdy
zniknęła, zdał sobie sprawę, że nie zapytał jak miała na imię. Niemożliwe, żeby
obraziła się o to. Pokręcił głową i wciągnąwszy nosem swój alkoholowy zapach,
postanowił wziąć prysznic, koniecznie zimny. Liczył, że dzięki temu coś
zrozumie. Zrezygnowany poczłapał do
łazienki.
Nie miała ochoty się malować. Gdy szykował się do wyjścia,
siedziała przy stole w kuchni mając na sobie jeansy i zwykłą bluzę. Nie
obchodziło jej nic, a tym bardziej to, czy podobała się panu Kaulitzowi, czy
nie. Zawiodła się, choć wiedziała, że czekał ją zawód. Jednak nie miała zamiaru
się poddać. To był pierwszy kamień milowy, który pokonała. Reasumując całą tą
sytuację, doszła do wniosku, że mimo wszystko potoczyła się korzystnie.
Podpierając głowę na ugiętej ręce, przyglądała mu się, gdy ubierał się. Robił
to powoli, jakby ociągając się. Założywszy kurtkę, chwycił kluczyki i podrzucił
je jedną ręką. Wszedł do kuchni i stanął tuż przed Scarlett. Już nie była zła,
odrobinę zrezygnowana, ale już nie miała ochoty go pobić.
- To ja będę szedł. – Patrzyła mu prosto w oczy, czekała,
aż powie coś więcej, a może chciała zebrać myśli w głowie. Nie bała się jego
spojrzenia, równie pewnie, co on, wpatrywała się w jego czekoladowe tęczówki. –
Dziękuję, że nie zostawiłaś mnie tam i zajęłaś się mną, tak bezinteresownie,
dawno nikt nie był wobec mnie bezinteresowny, no i ten… - wyprostował się i
jakby spoważniał. – Tajemnicza Dziewczyno, powiesz mi jak masz na imię? - Uśmiechnęła się lekko i usiadła prosto.
-, Jeśli Ci to pomoże, mam na imię Scarlett i nie ma, za
co. – Odwzajemnił uśmiech i powoli zaczął cofać się do wyjścia.
- I… i pięknie śpiewasz, Scarlett. – Uśmiechnęła się
jeszcze szerzej, a on skinąwszy jej na pożegnanie, otworzył drzwi, w których
minął się ze zdębiałą Brunetką. Liv zamknęła za sobą drzwi i spoglądając raz na
odjeżdżające auto, a raz na siostrę, podejrzliwie zmarszczyła brwi i założyła
ręce na biodra.
- Przepraszam, o co tu chodzi?
- I nie pozwolę Ci zapomnieć, Tom. – Klapnąwszy ręką w
stół, wstała z miejsca i ruszyła schodami na górę. – Część siostra, opowiem Ci,
jak raczysz się zjawić w moim pokoju. – przeskakując, co dwa stopnie
przyspieszyła kroku. - Nie pozwolę. – Ostatnie słowa powiedziała już do siebie,
a na jej buzię wpłynął łagodny uśmiech.
Będę przy Tobie, gdy Twój świat będzie
podnosił się z upadku.
~agata
OdpowiedzUsuń10 grudnia 2008 o 19:40
Jestem, jak obiecałam:* No to tak:DNie brakowało mi dziś Scarlett i Toma też mi nie brakowało:D i jest Gibson:)Ja myślę, że jak Tomasz powiedział grzecznie naszej miłej pani blond Sabrinie spier.dalaj, to już do czegoś zobowiązuje! I on chyba nawet sam nie wie, jak znalazł się pod sceną, co? Heh i pewnie Liv miała zonka, jak minęła się we własnych osobistych domowych drzwiach z największą gwiazdą niemieckiej muzyki:D Szczerze Ci powiem i w całkowitej tajemnicy, co się wiąże z tym, ze bede teraz szeptać, że nie bardzo przepadam za Liv. Nie wiem dlaczego, więc nie pytaj, ale jakoś tak nie przypadła mi do gustu owa pani. Za to bardzo ubóstwiam Scarlett:)I Toma:)No i oczywiscie Ciebie Księżniczko:* kocham<
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń9 grudnia 2008 o 22:19
Jestem druga? Przeczytam jutro, moje oczy teraz nie nadają się do czytania tak długiego postu po sporej ilości Zmierzchu. Całuję gorąco! :***
~Katalin
OdpowiedzUsuń9 grudnia 2008 o 22:19
Musze zebrać mysli i troche się otrząsnac. Wróce jutro:**Jestem pod takim wrazeniem, ze nie pytaj mnie prosze o imie, bo zdaje sie,ze nie pamietam…
~Katalin
Usuń10 grudnia 2008 o 10:10
Obiecałam wrócić no i ten…jestem^^ Spodobało mi sie określenie Toma „No i ten” no i ten, przywłaszczyłam je sobie. Każdym kolejnym odcinkiem zabijasz mnie po raz kolejny. I z kazdym odcinkiem inaczej i jakby głebiej. Nie wiem co Ci mam napisać Słońce, bo cokolwiek nie napisze to i tak bedzie mało.Rozpisałas się na tyle stron, a mnie to tak szybko przeleciało. Swoją drogą, szkoda,ze Pan Tadeusz mi tak szybko nie poszedł. Ale do rzeczy. Mimo, że w odcinku nie dzieje się akcja za akcją lub coś spektakularnego, to dla mnie ten odcinek jest taki przełomowy. Z wiadomych względów- Tom poznał swoją Tajemniczą Dziewczynę. A ona pomaga mu wstac i posklejac jego rozwalony swiat do kupy. Chciałam napisac, że koncówka podobała mi się najbardziej,ale nie mogę tego napisać, bo podobało mi się kazde zdanie równie mocno. Począwszy od tego pierdolonego lovelasa Mika, przez występ Scarlett, pijanego Toma, az do jej pomocy mu. Juz Ci to mowiłam, że Ty kierujesz sprytnie moimi emocjami. Raz się smiałam z rozmowy Scarlett z tym barmanem, potem w sumie wczesniej byłam wsciekła, bo wkurza mnie zachowanie takich jak Mike, a na koniec myslałam, ze sie porycze. Ta ostatnia piosenka + ta scena powaliły mnie totalnie na kolana. Kocham takie sceny. Niby nic, a mi sie juz tak ciepło na serduchu robiło i miałam takie przyjemne ciarki na plecach i dreszcze. I w tym momencie zdaje sobie sprawy, ze wykazuje moją niezwykłą załość. Taki ze mnie zal, ale musiałam Ci to napisać. Juz moge zrezygnowac z miziania, na rzecz taki scen jak ostatnie. Mam taki rozpierdzielnik w głowie, ze nie wiem w dalszym ciagu co mam napisac^^ Zasługujesz na całą litanię komplementów. Ale z racji tego, ze zadnej litanii nie znam to Ci jej tu nie wypowiem. Ten komentarz miał wyglądać inaczej. Miałam w pieknych słowach zawrzec moje odczucia. Nie wyszło, bo ich się nie da zamknąc tylko w słowach. Kochaaaaaam <3:**P.S. Ale to ja bede Twoim managerem, nieeee…?:(
~Kalljet
OdpowiedzUsuń9 grudnia 2008 o 22:28
Może uderzę konkretnie, z grubej rury: jesteś moją nadzieją, promyczkiem i perełką w dzisiejszym FFTH! Rośniesz mi na gwiazdę, ot co! Jakcośtozaklepujęmiejscemenadżera!
~Aveen
OdpowiedzUsuń10 grudnia 2008 o 02:24
notka super.dobrze,ze mu pomogla….i moze jeszcze nie raz zdarzy sie taka sytuacja, w ktorej on bedzie potrzebowal pomocyhmmm….czekam na next.i ten julian mnie wkurza.
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń10 grudnia 2008 o 13:02
Eee, to wcale nie było takie długie :D. A przynajmniej mi się nie dłużyło ^^. To rodzeństwo rozpoznaję z Infantilla i tak samo a nawet bardziej ich nie lubię. Okropni ludzie. Nawet nie wiesz, jak bardzo lubię „The Voice Within” :). Hm.. Dziewczyny zawsze chcą ratować upadłych facetów, odzywa się zakodowane macierzyństwo. Zwykle się kończy tak, że albo również upadają, albo zostawiają faceta zranione. Mam nadzieję, że tu będzie inaczej.Bardzo mi się spodobała sytuacja zarówno w barze jak i później w jej domu. Świetnie to opisałaś, było w tym wiele ciepła :). Myślałam, że Tom wyjdzie nie mówiąc ‚dziękuję’, ale na szczęście jeszcze potrafił to słowo wymówić. Co planujesz z rodzicami, a przede wszystkim z Sophie? Wygląda jakby ona szykowała się do powrotu. Czyli dobrze mi serduszko mówiło, że to dla mnie dedykacja xD. Dziękuję Ci bardzo :). Ogromnie mnie ujęło to ‚Dla pasji’ :). Wybacz, że tak krótko tym razem skomentowałam, ale się troszkę spieszę ^^. Gratuluję i cieszę się, że masz te ‚wenowe fluidy’, rzecz ogromnie ważna :D. Całuję :*
~Freiheit
OdpowiedzUsuń10 grudnia 2008 o 15:58
Jestem. Ale muszę się skupić na czytaniu, a teraz nie jestem w stanie, więc obiecuję, że zrobię to jutro, o. ;*
~Dunst
OdpowiedzUsuń10 grudnia 2008 o 18:42
Ekhem. Więc… no. Nie brakuje mi słów, tym razem. Dokładnie wiem co chcę napisać. I choć słowa nie oddadzą tego w zupełności, to ja wiem, że Ty zrozumiesz.Punktem pierwszym jest zacytowanie Ciebie i to z tego właśnie odcinka powyżej. ‚Z dala od niego była bezpieczniejsza. (…) Chciał ją ochronić przed samym sobą.’. I wiesz, że dla mnie to jest cholernie meyerowskie? Cholernie! I… Boże, kobieto, stąd Ty masz ten ogromny talent? I kołysanka Belli. I byłam na premierze. I czytałam fragment ‚Księżyca w nowiu’ ostatnio. I ja wiem, że nie czytałaś sagi, wiem, że jeszcze jest Ci obca. I podziwiam. Bo obudziłaś we mnie coś pięknego, bo utwierdziłaś w wierze i pomogłaś. Bo cholera, nie pozwalasz mi upaść samą swoją obecnością. A to porównanie Ciebie do Meyer… obie macie talent i to ogromny. Ona opublikowała swoją powieść. Ona sięgnęła nieba. I wiem, że ty też sięgniesz. Tylko musisz uwierzyć, a ja mam zamiar Ci w tym pomóc.I tu powinien się zacząć punkt drugi, wiesz? Ale się nie zacznie. Bo nie brakuje mi słów, a po prostu żadne nie odzwierciedlają tego, co czuję. Bez obaw, wrócę. Przedstawię osobistą refleksję na temat każdego wątku, ale teraz… teraz chyba idę pisać. Bo Ty mnie natchnęłaś.
~ChemicalxCinny
OdpowiedzUsuń12 grudnia 2008 o 18:02
Ciii. Dorwałam się do kompa. ;3 Skradam się, skradam, ale dzisiaj nie mogę przeczytać. Na razie powiem Ci, że nr. dwa mnie powalił, szczególnie początek hihihi ^^. xP Ale nie zdążyłam go skomentować, a jakiś dobry tydzień mnie tutaj nie ma -.-” może więcej. no w każdym razie muszę sobie zagrzać miejsce i jutro wrócę. bo myślę, że jutro to już złapię komputer na dłużej niż chwilusieńkę. nie, na pewno to zrobię.także do zobaczenia. ;3chwała Ci i wgl.kocham x*
~Freiheit
Usuń13 grudnia 2008 o 14:46
Gratuluję! x**Wydaje mi się, że czas najwyższy, by pojawiła się tutaj ta zasłużona, jak u niewielu, gwiazdka w lewym, górym rogu. ;DNawet nie wiesz, kochana, jak bardzo mnie to cieszy. ;)
~Freiheit
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2008 o 23:28
Poryczałam się, kur.wa. Moje piepr.zone rozchwianie emocjonalne zaczyna znacznie odbijać się na moim zdrowiu psychicznym, w ogóle nie wiem, czy w takiej sytuacji mogę o nim mówić. *wdech, wydech* Cóż.Długie! Takie lubię, szczególnie, gdyż taka notka naprawdę pozwala mi zapomnieć, choć na chwilę. Dziękuję Ci za to. Za to, że potrafisz przenieść mnie w inny świat, tak chol.ernie idealny, mimo że problematyczny. Tak bardzo nie mój.Nie, no, po takim komentarzu, to bez problemu nakreślisz mój portret psychologiczny, więc się lepiej zamknę. xd.Wielka improwizacja. Czyżby na etapie `Dziadów` Mickiewicza? ^^Gdzieś tam był fragment, że Tom może oskraży Scarlett o niewiadomo co, a u mnie pojawiła się głupia myśl: `taa, że go zgwałciła` [czy coś koło tego], w bądź razie musiałam się nią z Tobą podzielić. *.*I w ogóle to uważam, że bardzo dobrze, iż złożyło się tak, jak się złożyło. Bo on jeszcze tego nie wie, ale ona umie ochronić go przed samym sobą.Kur.cze. Wiem, że chole.rnie dużo się działo, ale patrząc na późną godzinę, stan mojego umysłu, już nie pamiętam, na co zamierzałam zwrócić uwagę.Tylko… sam wstęp, ta pierwsza część- starsznie mnie zaintrygowała.I jeszcze jedno. Czarujesz. A ja jestem skłonna się Tobie poddać, skapitulować, bo robisz to fenomenalnie.Kocham. ;*
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2008 o 16:12
Gratulowałam Ci złotka już dawno na gadu, a dopiero teraz przeczytałam. Było długo, bardzo, ale chyba potrzebowałam przeczytać taki post. Tomowi naprawdę potrzebny jest taki Bezinteresowny Anioł w postaci naszej Scarlett. Bo, jeżeli nikt znajomy nie chce, bądź nie potrafi mu pomóc, to musi zrobić to ktoś z zewnątrz. I myślę, że im się uda. Jej i Jemu, tylko niech do niego dotrze to, że tak dłużej nie może już być. Nie lubię tego Mikea ani jego siostrodziewczyny. I wiesz, aż miło czytać o kochającym się małżeństwie. Mam nadzieję, że kolejny post będzie pełny S i T, hm? ;DCałuję. :**********
~MajSewena.
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2008 o 19:46
zdecydowanie zasłużenie! :)i tyle :D
~ChemicalxCinny
OdpowiedzUsuń14 grudnia 2008 o 10:48
Young girl, it’s all rightyour tears will dry you’ll soon be free to flyYoung girl you’re the boss. xDyour just so stories are so beautiful and you’ll be the greatest writer in the world!Young girl it’s amazing.!Nie przepadam za Krystyną, ale dobra. ^^ Muszę się streszczać, bo mama woła o śniadanie, bo muszę jeszcze tyle przeczytać, bo muszę się ubrać i przepisać wreszcie te lekcje z całego tygodnia. KILL ME!!!Dobra, przepraszam, że wczoraj mnie nie było, ale cały dzień robiłam generalne porządki w domu, a o 22 byłam już tak padnięta, że nawet nie miałam siły dotknąć klawiatury.A tak w ogóle to kocham Bella’s Lullaby. Jezu, umieram, kiedy to słyszę Edward Cullen jest świetny. ^^Dobra koniec ogłoszeń parafialnych itp.Gratuluję gwiazdy, jest bezapelacyjnie zasłużona. ; ) Odcinek. Całe opowiadania jest absolutnie niesamowite, doskonałe w każdym calu i aż… Ach, normalnie tylko się zachwycać. Naprawdę. Ci nieszczęśliwi ludzie uwięzieni w idealnych klatkach, swym własnym ciele. Tak świetnie ich opisujesz, tak umiejętnie oddajesz to co czują, myślą, za czym tęsknią, jak wyglądają. Chciałabym dostać kiedyś do rąk książkową wersję tego opowiadania, bez najmniejszych wątpliwości stwierdzam, że byłaby hitem namber łan. xDWspominałam, że podobała mi się dwójka, ale trójki nic nie przebije, chyba, że czwórka, ale jej jeszcze nie ma! No właśnie, czekam. ; D Jezusie, piszesz tak, jakbym nie czytała, a stała gdzieś na uboczu życia ich wszytkich. Nie wiem, jestem zachwycona, ile ja bym dała, żeby umieć tak, jak Ty. Sytuacja z Tomem była no… Nie umiem tego określić, po prostu żal mi się chłopaka zrobiło, chociaż nie wiem, czy postąpiłabym tak, jak Scarlett. Ona jest naprawdę dobra, jest czuła, opiekuńcza i taka prawie niemożliwa. Tak wspaniała, że niemal abstrakcyjna. Mam nadzieję, że jej marzenia się spełnią i że pokaże co kryje się pod jej imieniem.Kurczę, komentarz porażka, przepraszam, ale naprawdę muszę lecieć robić to śniadania, bo na mnie krzyczą. Naprawdę przepraszam, mam nadzieję, że nia masz mi tego za złe.Kocham <33
~Free Girl
OdpowiedzUsuń15 grudnia 2008 o 20:32
Hej. Nie będzie szokiem, że trafiłam tu dzięki pewnej małej, złotej gwiazdce na górze. Chciałam sprawdzić czy opowiadanie jest rzeczywiście tego warte… I zapewne Cię rozczaruję, gdy powiem jak wszyscy to samo? Przykro mi, bo… W PEŁNI ZASŁUGUJESZ NA WYRÓŻNIENIE! ;]Przeczytałam właśnie wszystkie cztery notki i na myśl nasuwa mi się tylko jedno pytanie: pisałaś kiedyś wcześniej? Rzadko się zdarza, by od początku czyjeś notki były takie… idealnie dobre. I szczerze- spotkałam się tylko z dwoma takimi opowiadaniami. Masz dar opisywania atmosfery,osób, myśli… Jestem pełna podziwu i chyba nie ma co dłużej Cię chwalić, bo jeszcze spoczniesz na laurach i cooo? :-pInteresuje mnie jeszcze Twój wiek… Ile masz lat, o wspaniała Dark Queen? jak na imię Ci? :]Oczywiście dodaję do linków na blogu. Trochę wstyd podawać jego adres, ale trudno.www.i-am-your-angel.blog.onet.plPozdrawiam i czekam niecierpliwie na następny rozdział ;***
~N[o]r@
OdpowiedzUsuń15 grudnia 2008 o 22:16
Przeczytałam od początku i muszę przyznać, że jest tu dużo tajemnic. Lubię tego typu opowiadania, bo nigdy nie można przewidzieć co będzie dalej. Zabawne, że we wszystkich opowiadaniach Tom jest bezdusznym draniem, a u ciebie to taka zagubiona duszyczka ;) Miła odmiana. Gratuluję polecenia i czekam na następny post. [lubie-smak-czekolady]
~nadie
OdpowiedzUsuń16 grudnia 2008 o 19:17
Jej. (To jest chyba najtrudniejszy komentarz, jaki kiedykolwiek miałam okazję pisać). Także może zacznę od samego początku. Bałam się przeczytać. Dobrze wiesz, dlaczego, ale przeczytałam, bo chciałam, bo chyba czułam, że muszę. Pomimo tego, że nadal pięknie piszesz, strasznie długo mi się czytało i musiałam się przyzwyczaić do tego wszystkiego. Mam nadzieję, że wiesz, o czym mówię. To jest zupełnie inne, zupełnie obce, jednak podoba mi się. Lubię sposób, w jaki przekazujesz nam uczucia. Chyba nie przemawia do mnie tak bardzo, jak sama wiesz, co, jednak myślę, że to tylko kwestia przyzwyczajenia. A ja się przyzwyczaję. Uch, trochę to pokomplikowałam, jednak myślę, że zrozumiesz, o co mi chodzi. Z resztą i tak większość powiedziałam Tobie na gg. I chyba nie potrafię mówić do Ciebie Dark Queen, K. Buuuuuzi :* (pisałam ten komentarz chyba ze dwadzieścia minut) [noch-nicht]
~Gje.
OdpowiedzUsuń16 grudnia 2008 o 22:04
Witam. Muszę przyznać, że straszliwie podoba i się Twój styl pisania. Od dawna szukałam opowiadania, któro naprawdę mnie zainteresuje. Nie mam pojęcia dlaczego, ale niektóre zwroty przypominają mi ganzera – czytałaś może? Może właśnie dlatego spodobało mi się to opowiadanie? nie wiem. Chyba nie przesadzę jeśli napiszę, że to opowiadanie jest jedym z najlepszych (obecnie istniejących). Niby TYLKO 3 części.. to AŻ 3 rozdziały, które mnie normalnie oczarowały, o.I ja, nowa czytelniczka, z tego miejsca chcę Ci pogratulować talentu, pomysłu i gwiazdki. Czasem gdy patrze na polecone blogi.. przerażam się – tak, przerażam. Czekałam na takie opowiadanie o TH.. nie ma ich teraz za dużo.Sądze iż ten blog warty polecenia. Nie myśl sobie, że to najnormalniejsze słodzenie.Od dawna nie komentowałam blogów, jednak uważam że tutaj muszę coś napisać. Doceniam.Nie jestem dobra w komentowaniu, więc jeśli to czytasz, to przepraszam za cierpienie. ;ddŻyczę Ci samych poleceń, wielu pomysłów i prawdziwych czytelników, nie takich którzy liczą na komentarze i rozsławianie bloga. :)to tyle z mojej strony.Powodzenia!
~Layla
OdpowiedzUsuń17 grudnia 2008 o 18:49
Ja jestem nowa i szczerze powiedziawszy przeczytałam od początku, skończywszy już dobre 20 minut temu, a nadal siedziałam i wpatrywałam się w ekran, na którym widniał twój blog. Tak poprostu, bez żadnego ruchu. Jakoś nie mam słów, żeby opisać to, co czuję po przeczytaniu twojej historii. Trochę ochłonęłam, ale nadal czuję się zagubiona. Bo tak nagle runęło na mnie wszystko, co tutaj stworzyłaś. Pomysł, styl, słowa. Od góry do dołu jest idealnie. Kurcze, przepraszam, jeżeli to wszystko brzmi nieskładnie, jak zapewne jest, ale ja naprawdę jestem w szoku i nawet nie potrafię tego opisać. Okropnie mi się podoba. Trafiłam przez polecone ( czym zapewne nie stałam się oryginalna ) i początkowo zastanawiałam się, czy chce mi się czytać, bo dość denerwującym dniu, jaki mnie dzisiaj spotkał. Ale przeczytałam i w ogóle tego nie żałuję, a wręcz przeciwnie. Poprawiłaś mi humor -to na pewno. Opisałaś Toma w taki magiczny sposób. Z jednej strony pijak, a z drugiej zagubiony człowiek, który spada na dół, a nikt nie potrafi mu pomóc. I wtedy spotyka Scarlett ( przepraszam, jeśli źle napisałam } która pomaga mu, nie oczekując nic w zamian. Może w końcu zrozumie, że nie wszystko można kupić za pieniądze. Że sprawy takie jak miłość, bądź szacunek i troska, nie leżą na półce w sklepie 24h na dobę. Może i piszę od rzeczy, ale naprawdę uwiodłaś mnie tym opowiadaniem.Ps: Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeżeli dodam cię do linków? Koniecznie muszę zapisać adres tego bloga. Pozdrawiam ;*[help-me-my-friend]
~esmeralda
OdpowiedzUsuń17 grudnia 2008 o 22:25
O. Mój. Boże.W stu procentach zasłużyłaś na gwiazdkę, a jak sobie pomyślę, że bez niej by mnie tu nie było, to mam ochotę wyściskać i wycałować tego wspaniałomyślnego człeka, który Cię polecił :) Dzięki Ci, Boziu, że było mi to dane!^^ Zacznę od tego, że już od samego początku wiedziałam (ha! WIEDZIAŁAM!), że to będzie cudo-miodzio-dzieło-sztuki! Mój wprawny węch i nos do takich opowiadań nie zawiódł, wystarczyło przeczytać kilka zdań. A wiesz dlaczego? Bo ty jesteś Czarodziejką!I bynajmniej nie z Księżyca (choć i do niej pałam sympatią^^ sentyment z dzieciństwa).Czarujesz literami.Od samego początku kocham, kocham, kocham, kocham, to co piszesz! Rzecz jasna zapisuję się do Twojego Fan Klubu, zobowiązuję się być wzorowym czytelnikiem i takie tam… Wiadomo ^^Podoba mi się na Twoim blogu wszystko. Począwszy od zdjęć albumu, skończywszy na dłuuuugości notki (to jest to, co tygryski lubią najbardziej). I od razu zapowiadam, że choćbyś chciała się mnie stąd pozbyć, to za żadne skarby się stąd nie wyniosę! Nawet choćbyś nasłała na mnie siły antyterrorystyczne! Teraz tak bardziej serio.Nigdy wcześniej nie czytałam opowiadania, które wzbudziłoby we mnie tyle emocji. Do dziś, do teraz. I może to trochę za wcześnie, ale to najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Z pewnością z górnej półki i z pewnością wyjątkowe. A ja wierzę, że Ty utwierdzisz mnie w tym moim przekonaniu, z każdą kolejną notką.Uwielbiam Scarlett, ma genialny charakter. Uparta, zdecydowana, wie czego chce, buntuje się, ale ma dobre serduszko. I nie mogę się doczekać kiedy w tym serduszku zagości biedny Tom. Tak mi jest go tutaj żal… Serce mi się kraje. Niechżeż zabłyśnie w jego życiu więcej Słońca.Na koniec zapytam tylko czy nie przeszkadza Ci w codziennych czynnościach ta 42-calowa plazma, która z pewnością gości zamiast głowy na Twoim karku. Bo przypuszczam, że Twoja mózgownica wyposażona w złoża pomysłów, pokłady talentu i wykopaliska profesjonalizmu, jest właśnie takich rozmiarów. ^^Pozdrawiam! ;*
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń19 grudnia 2008 o 12:32
Ojej, jaki śliczny szablon! Prześliczny, pominąwszy pierwszy szablon Infantilla, do którego zawsze będę miała sentyment, to najśliczniejszy szablon jaki kiedykolwiek miałaś :). :
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń19 grudnia 2008 o 21:39
Te zdjęcie jest jednym z nielicznych, które mi się nie podobają. Wyszła na nim tu co najmniej dziwnie. xD
~Tom'sGirl
OdpowiedzUsuń19 grudnia 2008 o 23:20
to opowiadanie jest absolutnie boskie, pod każdym względem. cieszę się, że tutaj trafiłam i dziwi mnie, że dopiero teraz, ale możesz juz mnie uważać za swoją stałą czytelniczkę. zaraz sobie wezmę Twój numer gg, żeby wiedzieć, kiedy nowy odcinek. ale w każdym razie; podziwiam Twój styl pisania. jest taki wyjątkowy, przemyślany, dojrzały. i w ogóle łał. chciałabym pisać, jak Ty, naprawdę. świetnie wszystko opisujesz.i uwielbiam bohaterki z takim charakterem. no może nie z takim, bo Scarlett jest jedna i drugiego takiego charakteru nie ma, ale z podobnym. zawsze mi imponują i już ją lubię. w ogóle zakochałam się tutaj we wszystkim, zaczynając od treści, na szablonie kończąc. może już zwariowałam, ale kurczę, w tej informacji też, bo wszystko, co piszesz, podoba mi się. i o dziwo zrozumiałam wszystko z tej informacji, tak myślę. gratuluję w pełni zasłużonej gwiazdki. i nie myśl sobie, że Ci słodzę, o nie. mówię, co myślę. ps. uwielbiam Kryśkę, a dzięki Tobie nadal słucham I will be. [aus-der-herz]
~Nichole
OdpowiedzUsuń20 grudnia 2008 o 07:30
Hi. :) Zaznaczając, że jestem 16-letnią rozchwianą właśnie nad własnymi przekonaniami dziewczyną, która musi uznać, że nie znalazła w twoim opowiadaniu nawet jednego skrawka który jej się nie podobał i uznaję za swoją porażkę pedagogiczną z faktu, że niczego nie można się doczepić, właśnie z miłą chęcią odwiedzam twój blog. Żeby chociaż bohaterka była nijaka, a tu moja ukochana piosenkarka i wzór Christina Aguilera! Och, zaskakujące, że piszesz blog, a nie wydajesz kolejną z rzędu powieść znajdującą miejsce na najwyższych półkach. Co by tu jeszcze napisać? Może podkreślić, że jestem akurat dobrą oceniającą w tym temacie mimo, że nigdy nie przeczytałam nic do końca, po prostu nie znalazła się treść która, aż tak przykułaby moją uwagę… a te twoje emocjonalne opisy wrr, jak nie zapomnę twojego adresu ku moim ubolewaniom to mam szanse za jakiś rok czy dwa (zależy kiedy skończysz) pochwalić się w moim dobytku jednym skończonym opowiadaniem ,,verloren-prinz”, brzmi dumnie.
~Black.
OdpowiedzUsuń20 grudnia 2008 o 17:17
Och, och, och! Szablon jest śliczny. Mamy ze soba coś wspolnego, bo ja też co chwila je zmieniam ^^. Gratuluję Polecenia… poleceń;** No, wiem, ze to moje na rette-ffth to nie te same, co to Onetowskie, ale wiesz… xD Odcinek jest sliczny. Jak ja lubię się delektować Twoimi opisami:)). I w ogóle, uwielbiam to opowiadanie
~Gotta go.
OdpowiedzUsuń22 grudnia 2008 o 15:44
Przeczytałam wszystko.Przyznam, że bardzo ładnie zaczęłaś to opowiadanie i za to muszę Cię pochwalić.Jednak nie rozumiem tej mowy nad rozdziałem.Napisałaś dopiero 3 odcinki. Fakt, Onet polecił jeden z nich i chwała mu za to, bo bym nie znalazła tak fajnie zapowiadającego się opowiadania. Ale w Informacji piszesz w ten sposób, jakbyś co najmniej wyprodukowała 50 notek i nie wiem jaką nagle sławę zdobył Twój blog. Cieszysz się, to oczywiste, lecz według mnie to wszystko jest jakieś dziwne. Przemyśl to, trochę samokrytyki.Będę czytać.
Just_Ine_Tee
OdpowiedzUsuń22 grudnia 2008 o 21:39
Zgadzam się z Twoim wywodem powyżej.Ja zrozumiałam to już bardzo, bardzo dawno temu, dlatego nie zależy mi na pustych komentarzach. Usuwam takie, bo statystyka wcale nie pokazuje tego, jaki jest blog. Może być zupełnie pusty w środku, a mieć miliony komentarzy. Pytanie jest jedno: Po co?Pozdrawiam.
~Lonelyme
OdpowiedzUsuń25 grudnia 2008 o 14:57
Okej. Jestem tu nowa. Znalazłam dzięki poleceniu któgo gratuluje. No i wiesz… Kurna beladonna zajebiście piszesz! Uwielbiam te 4 notki które są tak treściwe jak milion innych i po prostu zaochalam sie w tym…. Pozdrawiam i będę czytać dalej ; ))[dejected-of-life]
~carmel
OdpowiedzUsuń25 grudnia 2008 o 22:18
Święta? Nie, nie stanowcze nie.Chciałam przywitać panią i w chwili wolnego czasu złożyć wyczerpujący komentarz: po pierwsze: jest piękniepo drugie: zajebi.sty nagłówekpo trzecie: jutro napiszę więcejpodziwiam ;*
AliceW_
OdpowiedzUsuń27 marca 2009 o 18:33
Być może moje denne komentarze są mało pokrzepiające, ale naprawdę ciężko mi cokolwiek pisać, po tym, co przeczytałam. Ty doskonale wiesz, że masz ogromny talent, który mam nadzieję się nie zmarnuje ;)
~Minerre
OdpowiedzUsuń22 lipca 2009 o 12:14
To było zaje.biste, ot co. Och, jak tylko wyobrażam sobie Toma… Tą jego bezradność, niepewność, niezrozumienie… Ach. I w ogóle jakoś podoba mi się Scarlett, tak ogólnie, jako dziewczyna, kobieta. Przyznaję, że rzadko kiedy podobają mi się „główne bohaterki”. :)
~Kainka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2009 o 11:17
Ja chyba będę te zaległe odcinki czytała do końca wakacji. Ale przeczytam, obiecuję Ci to i sobie obiecuję :D. Twoim wielkim atutem są opisy, wiesz? No kurczę, chyba nigdy nie spotkałam się z blogiem, w którym tak by były opisane emocje, uczucia, myśli. No wszystko po prostu. Da się zrozumieć zachowanie bohaterów ;]. Jak zaczęłam czytać ten odcinek, miałam wrażenie, że na samym początku jest o Tomie. A tu niespodzianka, to jednak Mike chciał zdobyć dziewczynę. Jestem ciekawa, co zaplanował z tą swoją siostrą, ale tego też się dowiem :D. Podoba mi się zachowanie Scarlett. Nie zostawiła go. Nie dała mu zmarznąć na tym zimnie, jakby to zrobił Julian ( jaki bezduszny człowiek!). Mam nadzieję, że brunetce uda się podnieśc Toma z dna, które osiągnął. Mam nadzieję… Hmm… Widać, że Tomowi podoba się Scarlett i bardzo dobrze. Ale nie chcę, by ją skrzywdził, on też widać, że tego nie chcę ;]. Idę czytać dalej : )