Delikatna melodia fortepianu przeplatała się z ciszą, gdy
Scarlett skupiona pracowała nad kolejną piosenką. Wygrywała krótkie fragmenty,
wspomagając je swoim głosem, dobierała odpowiednią dla siebie tonację.
Niesforne kosmyki włosów, wymykając się z niedbałego kucyka, opadały na jej
zarumienioną buzię. Na krótkie chwile wkradał się na nią nikły uśmiech, gdy
wszystko szło, jak chciała, ale znikał jeszcze szybciej, gdy znów koncentrowała
się na biało – czarnej politurze. Stał tak i przyglądał się jej, widząc w tej
dziewczynie prawdziwą determinację. Dostrzegał w niej miłość, którą przelewała
w każde słowo i w każdy dźwięk. Przypatrując się jej, wręcz namacalnie wyczuwał
tą samą bezpretensjonalną miłość, która tak po prostu, kiedyś, jeszcze całkiem
niedawno, kwitła w nim samym. Teraz widząc, jak ona ją pielęgnowała, jak bardzo
ceniła, zrozumiał, że zaniedbał swoją. Brunetka wydawała mu się być zupełnie
inną dziewczyną, niż ta, którą widział będąc z Tomem na jej występie. Wówczas
nierealnie idealna, subtelna, pięknie ubrana, niczym z bajki snuła swoją
dźwięczną historię. Teraz była całkowicie prawdziwa, zdawało mu się, że słyszał
jej szybki oddech.
Ubrana w czarny, gruby golf , rajstopy i kozaki na
wysokiej szpilce, wydawała mu się cała, tak bardzo inna, ale wciąż ta sama. Zdawałoby się, że to tak błaha sprawa, w co
była ubrana, jak upinała włosy i czy była umalowana. Nie umiał tego wyjaśnić,
ale wcześniej była jedynie aniołem, którego Los postawił na drodze Toma, by
wreszcie przestał, taplać się w tym swoim błocie, a dziś dostrzegł jej
prawdziwość. Już nie była opowiastką i pomimo, że widział ją, żywą, dopiero
teraz zrozumiał, że ona była z krwi i kości. Była dziewczyną, jakich jest na
ziemi miliony, a pomimo tego wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju. Może był
nieobiektywny, ale ona bez pytania wkradła się w życie Toma i choć on wierzgał
i bronił się, ile sił, to w gruncie rzeczy mimowolnie otwierał przed nią każde
drzwi. Ona miała być jego siłą. Tam
śpiewa pewna dziewczyna. Wiesz, na
początku nie miała znaczenia, po
prostu ładnie śpiewała. Jednak
ona nie jest taka zwykła…Nie mogła taka być, skoro odważyła się krzyżować
plany jego bratu. Bez względu na to wszystko, co robił, konsekwentnie parła do
przodu, rządząc się w jego życiu swoimi prawami i choćby za to już ją polubił. Była
pierwszą kobietą, zaraz po ich mamie, która otwarcie mówiła Tomowi, co o nim
sądzi, nic sobie z tego nie robiąc i mając gdzieś czy go to urazi czy nie. Odpierała
jego końskie zaloty, ignorowała go, pokazuje mu, że nie był najważniejszy,
najlepszy i cały ach, a przede wszystkim nie leciała na niego i nie była na
każde skinienie za jeden szelmowski uśmiech, czy jakiś inny jego ‘niezawodny
chwyt’. Sprowadzała go do parteru i uświadamiała mu, że wcale nie było dobrze.
To było takie dziwne. Nie umiał zrozumieć tego, że robiła to wszystko bezinteresownie.
Ewenement na skalę światową i choć może to była zwykła próżność, obawiał się w
tym heroizmie jakiejś pułapki. Trochę bał się, że Scarlett nie była taka idealna, jak ją sobie wymyślił., albo, że
odnajdzie drugie dno. Z tego, co usłyszał od Toma, mało prawdopodobne było, że
chciała coś uzyskać, ale z drugiej strony, przecież mogła grać. Ludzie są
doskonałymi aktorami, gdy tylko tego bardzo chcą. On sam chyba nie chciał dawać
wiary temu, że byłaby zdolna do tego, żeby w taki, było nie było dziwny sposób,
wkradać się w łaski Toma. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że robiła
wszystko, by jej nie lubił, więc samo to wykluczało interesowność. Chociaż
przecież mogła chcieć zwrócić w ten sposób na siebie uwagę, ale z drugiej
strony, gdyby chodziło jej o to, co wszystkim, poddałaby się po pierwszym
incydencie, albo poszukała innej drogi do jego brata. Nie było co się
oszukiwać. Była ładną dziewczyną i wystarczyłoby, żeby odpowiednio się
uśmiechnęła do Toma, a już byłby jej. Trochę głupio mu się zrobiło, że tak
pomyślał o bliźniaku, ale rzeczywistość była przecież głupia… Choć w głowie rodziło
mu się wiele argumentów przeciwnych Brunetce, za każdym razem znajdował coś, co
przeczyło jego podejrzeniom. Widział jak grała. Słyszał, jak śpiewała. Na
chwilę obecną nie chciał myśleć o niczym innym. Miał dwa wyjścia. Mógł uwierzyć,
że naprawdę była dobrym człowiekiem i chciała tak po prostu pomóc Tomowi, bez
względu na to, co ją do tego popchnęło, albo wycofać się, póki go nie widziała
i czekać na rozwój wydarzeń, nie widząc zupełnie nic. Mógł po prostu zamknąć ją
w tej samej szufladce, co większość ludzi, których znał, ale jakoś tego nie
chciał. Nie wycofał się, zabrnął już daleko, więc głupstwem byłoby odejść. Nie
tracił nic, może czas i nadzieje, które mimowolnie związał ze Scarlett. Mocne
dźwięki fortepianu i coś, czego raczej by się nie spodziewał, zabrzmiały w jego
uszach nader wyraźnie.
Wenn nicht mehr geht, werd ich ein Engel sein – für dich allein.
Nie grała długo, powtórzyła dwa razy refren i na sam
koniec szybko przejechała dłonią po wszystkich klawiszach instrumentu. Uniosła
powieki, które dotąd były przymknięte i przeczesała włosy palcami. Odsapnęła i
zaczęła składać swoje papiery. Wyłaniając się z ciemnego krańca sali, powoli
kierował się w jej stronę, bijąc, powoli i rytmicznie, brawo. Fakt, że nie była
sama zdziwił ją troszkę, ale to, że jej towarzyszem był pan Kaulitz numer dwa,
zbiło ją z tropu całkowicie. Spostrzegając go, odwróciła się bokiem do
fortepianu, a przodem do Billa. Co on mógł chcieć? O ile cały jej plan był
irracjonalny, to jego wykonanie przebijało wszystko. Nie dość, że wszystko szło
nie tak, jak planowała, że nie potrafiła ogarnąć tego, co sobie zamierzyła, bo
nie raczyła wcześniej uwzględnić skutków ubocznych, że coraz częściej czuła się
dziwnie, że wkurzała się średnio dwa razy dziennie, myśląc o Tomie, że nie chciała
tego przerwać, choć zdawała sobie całkowitą sprawę z całkowitej anormalności,
tego co robiła,
że nie chciała wrócić do swojego życia, bo zdała sobie
sprawę z czegoś, czego wcześniej nie przewidziała. Przez niego zaczęła łamać
zasady. Pozwoliła mu na więcej, znosiła więcej, a co najgorsze, przywiązała
się, choć ‘nie przywiązuj się’ huczało jej w głowie od chwili, gdy pierwszy raz
tuląc do siebie misia, pomyślała, że polubiła Toma, pomimo wszystko. Już wtedy
powinna była uzbroić się w tarczę obojętności, żeby teraz nie mieć wątpliwości,
żeby nie cierpieć przez kogoś kto odejdzie, bo wiedziała, że tak będzie. Tom
nie mógł stać się kimś ważnym w jej życiu. Nie taki był jej cel. Chciała zrobić
swoje i odejść, nawet teraz, gdy czuła, że wikłała się w to wszystko coraz
bardziej. Musiała być ostrożna, musiała zacząć kontrolować samą siebie. Musiała
przywołać Scarlett do porządku i wprowadzić wreszcie na właściwe tory. Liczyła,
że Tom cudownie się odmieni i nie zastanawiała się tym, co miało być później.
Zapomniała o tym, było nie było, istotnym fakcie. Miała w głowie tylko to, że
gdy poczuje, że wykonała swoją misję, zniknie. Nie mogła pozawalać sobie na
emocje, wiedząc i czując, że ich ostatnie spotkanie, a raczej to, co się
wówczas wydarzyło, było ukoronowaniem sromotnego upadku na samusieńkie dno. Nie
miała pojęcia, dlaczego akurat ten wieczór. Nie miała pojęcia, czy miała rację,
ale coś mówiło jej, że nic już nie będzie takie samo, nawet, gdy zniknie z
życia Toma, bo choć nie potrafiła, wiedziała, że musiała zniknąć. Tak samo
niespodziewanie, jak się pojawiła. Jeszcze nie wiedziała, jak miała to zrobić.
Tak samo, jak nie wiedziała, co dalej, ale biorąc pod uwagę fakt, że od samego
początku, tego nie wiedziała, więc specjalnie nie przerażał jej ten fakt. Zdała
sobie sprawę, że wszystko zabrnęło już tak daleko, że teraz nadszedł czas, by
zebrać wszystko, co zasiała. Teraz przyszedł do niej jego brat, nie miała
pojęcia, czego chciał, ale wiedziała, że ta rozmowa sprawi, że nie będzie
potrafiła tak po prostu zostawić wszystko i odejść bez słowa. Czuła, że
zagrodzi jej drogę ucieczki. Odsapnęła i spojrzała nań dziarsko.
- Tom ma rację. – Uniósłszy jedną brew, przechyliła głowę
lekko na bok i zaplotła ręce na piersiach.
- Jaką wielką Tom musi mieć rację, że aż sprowadziła cię
tutaj do mnie?
- Ta może niech zostanie między mną, a Tomem, ale…-
Przerwał, zdejmując ze stolika jedno krzesełko i postawił je tuż przy podeście.
Usadowił się wygodnie i spojrzał jej w oczy. – Ale nie przyszedłem tutaj, od
tak sobie. Pozwolisz, że pominę fakt, że zatkało mnie, jak cię usłyszałem w
piątek. – Uśmiechnęła się delikatnie i zmrużyła troszkę oczy. Była bardzo
ciekawa powodu jego przyjścia. Miała problemy z jednym Kaulitzem i liczyła, że
z dwóch nie zrobi się tłok. Założyła nogę na nogę i położyła na nich splecione
dłonie. – Przychodzę tutaj, bo… Tom opowiedział mi o waszych… hym… przygodach?
Powiedzmy, że tak to nazwę. Nie będę owijał w bawełnę. Widzisz, wiesz, zdajesz
sobie sprawę z wielu rzeczy, o których nikt widzieć nie powinien, które nie
powinny zajść. Zaczęłaś robić coś, co zwyczajne nie jest i w zasadzie mam dwa
kluczowe pytania. Dlaczego i co dalej? - Bill utkwił w Scarlett swoje
wyczekujące i jakby nieco niepewne spojrzenie. Chwilę milczała, wpatrując się w
niego w niego równie intensywnie, co on w nią. Nie spodziewałaby się, że ta jej
mała wojenka przybierze kiedykolwiek większy rozmiar, że Bill… nie miała
pojęcia, że to miało, aż takie znaczenie. Bacznie świdrowała chłopaka wzrokiem,
szukając w jego czekoladowych oczach, złudnie podobnych do tęczówek Toma, choć
nutki fałszu, która pozwoliłaby jej spokojnie robić swoje i nie wplątywać się w
to wszystko bardziej. Nie chciała się przywiązywać. Choć liczyła się z tym, że
później, kiedy to skończyłby się jakoś, to brakowałoby jej i jego i tych gierek
słownych, ale widziała, że taka była kolej rzeczy. Teraz, kiedy pojawił się
nawet Bill, straciła swoją pewność. Jego sarnie, trochę niepewne, ale mimo
tego, pełne nadziei spojrzenie sprawiło, że znów coś się sypnęło. Mur
obojętności, który postanowiła utrwalić, kruszył się. W końcu zdecydowała się
odezwać, poprzedzając swoje słowa cmoknięciem.
- Mówisz, że Tom ci co nieco opowiadał…Nie będę wnikała w
szczegóły. Dlaczego, pytasz. Nie wiem. Może dlatego, że na tle wielu
przewijających się przez ten lokal ludzi, w nim zobaczyłam człowieka, który
upada, niekontrolowanie i najniżej. Dlaczego on, a nie ktoś inny? Nie wiem. Po
prostu, kiedy patrzyłam, jak konsekwentnie pcha się na dno, doszłam do wniosku,
że choćby wbrew jego woli, nie pozwolę mu upaść jeszcze niżej. Choć w praktyce
to różnie bywało. – Skwasiła się. – Co dalej? Nie wiem. Jeżeli Tom nie pojawi
się tutaj już więcej, zapomnę. Uznam, że albo zrozumiał, albo zmienił lokal,
mając dosyć natrętnej dziewuchy, która mu przeszkadza w staczaniu się. Nie mam
zamiaru ładować się wam w życie z butami, choć w zaistniałej sytuacji może to
brzmieć śmiesznie.
- Wiesz… to, co robisz jest totalnie kosmiczne i choć w
pierwszej chwili pomyślałem, że jesteś jakąś napaloną fanką, która wyczerpuje
wszystkie możliwe pomysły na wskoczenie mojemu bratu do łóżka, to po głębszej
psychoanalizie doszedłem do wniosku, że chyba jednak się myliłem, a ty musisz
być szalona, skoro zabrałaś się za zmienianie mojego brata.- Uśmiechnął się
szeroko. – Nie wiem, czy zdążyłaś zauważyć, ale twarda z niego sztuka.
- Tu zaczynają się schody, bo ja nie poddaję się tak
łatwo. Nadal nie mam pojęcia, po co tu przyszedłeś, ale bez względu na to, czy
opowiesz Tomowi wszystko ze szczegółami, czy tego nie zrobisz, czy też bez
względu na to, co powiesz na moje widzimisię, skończę to, co zaczęłam, a jeśli
tego nie zrobię, to tylko wtedy, jeśli Tom nie pojawi się już tutaj. Nie próbuj
zrozumieć. Niewykonalne.
- Po co przeszedłem? Od jakiegoś czasu widzę, że z Tomem
dzieje się coś niedobrego. – Zasępił się na moment. - Nie słuchał mnie, kazał
zająć się swoim życiem. Znikał, odsuwał się, zamykał się w sobie. No mniejsza z
tym, ale chodzi o to, że niespodziewanie
pojawiłaś się ty i zaczęłaś mieszać mu w życiu, mając gdzieś, że tego nie
chciał. Opierasz mu się i jesteś odporna na jego zaloty, że tak powiem, a z tym
nie spotkał się od podstawówki. Masz całkowicie gdzieś, że to ten Kaulitz i
jedziesz po nim równo. To jest naprawdę niespotykane, Scarlett! Ty jesteś inna,
normalnie! – Roześmiała się i pokręciła głową.
- No tak, inna, bo nie rzucam mu się na szyję i nie
popadam w stan euforycznej ekstazy. Faktycznie biedny Tom, popadnie w depresję.
Naprawdę szkoda mi go.
- Nie ironizuj. Taka jest prawda. – Miała wrażenie, że
właśnie w tej chwili aura niepewności prysła, jak bańka mydlana i atmosfera
stała się naturalnie luźna. Bill zdawał się nie być już taki spięty i uśmiechał
się radośniej. Nie do końca rozumiała sens jego wizyty. Może szukał
sprzymierzeńca? Może chciał ją sprawdzić? Przekonać się czy Tom nie
wyolbrzymiał? - Nie powinienem tego mówić, ale cieszę się, że postanowiłaś
pomieszać w życiu mojemu bratu. Twoje metody są niekonwencjonalne, ale
skuteczne.
- Ustalmy jedno. – Stanowczo spojrzała mu w oczy. - Nie chcę niczego, ani od Toma, ani od ciebie
tym bardziej. Robię, co chcę i nie czekam na oklaski. Okej?
- Ustalmy też i drugie. Nie przyszedłem tu, bo powinienem.
Chciałem, a to różnica.
- Wymieniliśmy już poglądy, a ja nadal nie wiem, czego
konkretnie ode mnie oczekujesz, Bill.
- W sumie niczego. – Wzruszył ramionami. - Nie każ mi
mówić, że chciałbym cię bliżej poznać, bo jesteś naprawdę sympatyczną, miłą i
pomocną osobą, że twoje bojowe i jakże szlachetne postępki i dzielne
usposobienie, zbawiennie wpływają na skalane duszę i serce, mojego biednego,
zniewolonego własną osobą brata i, że bezmiar twych zasług na zawsze pozostanie
w mej pamięci. Nie muszę? – Posłał
Scarlett błagalne spojrzenie, jednak jego usta rozciągały się w szerokim
uśmiechu. Chwilę wpatrywała się w Billa. Znów stała na środku równoważni i od
tego, co teraz miała powiedzieć zależało, na którą stronę się przechyli. Westchnęła,
a jej karminowe wargi ułożyły się w szerszy uśmiech. Nie mogła złamać zasady,
która była już dawno złamana. Scarlett miała wrażenie, że Bill właśnie zamknął
za nią drzwi.
- Wiesz, co? Powinnam zasadzić ci kopa w tyłek i kazać
się więcej tutaj nie pokazywać. Ja nie wiem, co wy Kaulitze macie w sobie.
Wiesz, co właśnie robisz? Burzysz doszczętnie mój plan, którego nie ma. Burzysz
wszystko, co sobie umyślałam.
- Urok osobisty, nic więcej. – Poruszył znacząco brwiami.
– Skoro nie każesz mi mówić tego wszystkiego… - wstał i wyjął z tylnej kieszeni
spodni niebieską karteczkę. Potem podał ją Scarlett. – Jeśli nie masz planów na
sylwestra, zapraszam. Robimy małą imprezę, w gronie przyjaciół. Chciałbym, żebyś z nami
była. – Obracając w dłoniach papier, szybko powiodła po nim wzrokiem.
- Widzę, że byłeś przygotowany na każdą ewentualność.
- Jak zawsze.
- A Tom? – Poniosła na niego swoje turkusowe spojrzenie i
widziała, że chwilę gorączkowo zastanawiał się nad odpowiedzią. Nieustępliwie
świdrowała Billa wzrokiem, a on miał wrażenie, że widziała jego myśli krążące w
głowie. Mógł sam doświadczyć tego spojrzenia, o którym Tom tyle mu mówił.
- Tom też będzie.
- Bill. – Ucięła, posyłając mu ostre spojrzenie. Nie
wiedzieć czemu, ale chciała wiedzieć, co starszy bliźniak sądził o jej
domniemanej obecności.
- Tom nic na to, bo nie wie, że będziesz. Postanowiłem,
że cię zaproszę rano, przy myciu zębów i nie miałam mu kiedy powiedzieć. –
Parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie minę ‘eureka’, na umazanej pastą do zębów
buzi Billa. On też się uśmiechnął, kręcąc głową. - To, co?
- Zastanowię się.
- No, to widzimy się w sylwestra. – Wstał i odstawił
krzesełko na stolik. – Wesołych świąt, Scarlett.
- Wesołych świąt, Bill. – Uśmiechnęła się delikatnie,
wiodąc wzrokiem za jego, powoli oddalająca się sylwetką. Przy drzwiach odwrócił
się i pomachał jej lekko, po czym włożył ręce do kieszeni i odszedł. Czuła, że
wszystko, w co wierzyła do momentu przyjścia Billa runęło. Najdziwniejsze było
to, że wcale nie czuła się z tym źle. Przeczyła sama sobie i nie cierpiała z
tego powodu. Pierwszy raz była zadowolona, że ktoś pokrzyżował jej plany.
Ich habe dir vertraut.
Ich will nicht bereuen.
*
Ciemne zasłony, nie wpuszczały do pokoju, ani trochę
światła. Tonął w mroku i chłodzie, a ciszę przerywało tylko cichutkie
postukiwanie metalu o drewnianą powierzchnię stołu. Siedziała w bezruchu,
poruszając tylko dłonią, w której trzymała żyletkę. Skrupulatnie, wręcz
zapalczywie zgarniała biały proszek w idealnie proste kreski, które kusiły ją
tak bardzo. Już nie mogła doczekać się swojej wigilijnej uczty. Miała, aż
cztery działki. Prawdziwe święto. W wietrzonym cały dzień mieszkaniu, panował
dotkliwy chłód, ale ona zdawała się go nie czuć. Myśl, że już za chwilę miała
nie czuć nic, grzała ją wystarczająco. Długie blond włosy, co chwila wymykały
jej się zza ucha, więc nerwowo je poprawiła. W końcu odrzuciła żyletkę na
środek nagiego blatu i ceremonialnie, wręcz majestatycznie wciągnęła najpierw jedną,
a potem drugą. Oparła się o krzesło i siedziała. W głowie szumiała jej pustka i
nie czuła nic. Nie odbierała bodźców, sama zdawała się ledwo oddychać. Wszystko, po prostu zaczynało stawać się obojętne.
Błogo nic nieznaczące. Rozdzwonił się
telefon. Przerwał głuchą ciszę, ciskając się po stole, jak ryba bez powietrza.
Na moment znienawidziła wszystkie środki komunikacji. Gustav. Miliony impulsów powędrowały do jej umysłu wbijając się
weń, niczym miliony igieł. Tylko to jedno huczało jej w głowie. Gustav. Pustka
zaczęła wypełniać się nieprzyjemnym poczuciem lęku. Gustav. Złość na samą
siebie w jednej chwili zaczęła rosnąć w niej nieprzeciętnie. Gustav. Wdusiła
zieloną słuchawkę.
- Wesołych świąt, myszko. – Jego ciepły głos, pełen tego
uczucia, o które tak długo walczyła, tego, którego tak bardzo pragnęła. Tego,
którym teraz tak świadomie pomiatała. Tego, które teraz z premedytacją
oszukiwała. Tego, które niszczyła. Docierał do jej umysłu, jakby w zwolnionym
tempie, ale na tyle dosadnie, by pomimo błogości, która nią zawładnęła, zaczęła
czuć się źle.
- Wesołych świąt.
- I jak przygotowania? Nie męczą cię tam za bardzo? –
Wysiliła się na uśmiech. Jeszcze kilkanaście godzin wcześniej uraczyła go
perfidnym kłamstwem, bez skrupułów patrząc mu w oczy. Bajeczkę o idealnej
rodzinie. Nie myślała wtedy o tym, teraz
świadomość w nieświadomości ciążyła na niej dwa razy bardziej. Poczuła się
nikim.
- Przed chwilą wymknęłam się z tego zamieszania. Mama z
babcią szaleją w kuchni, tata z dziadkiem najpierw ubrali choinkę, a teraz
uciekli do garażu, a Peter gra na komputerze, jak zawsze żyje w świecie tych
swoich samochodów. – Mówiąc to wszystko, miała przed oczami obraz swojej
rodziny, jeszcze z ubiegłorocznych świąt. Wtedy nie pomyślałaby, że
kiedykolwiek spędzi je sama w zimnym i pustym mieszkaniu, z paletą dragów
różnej maści i konsystencji. Wtedy na myśl o jakimkolwiek uzależnieniu robiło
jej się niedobrze. Wtedy liczył się tylko sport. – A ty? Nie przemęczasz się?
- Nigdy w życiu. Poza drobną, można rzec standardową
kłótnią z Fran o kolor serwetek, jest idealnie. Brakuje mi tylko ciebie.
- Może, kiedyś nie będzie nam brakowało niczego. Spędzimy
święta w naszym małym domku, w którym będzie pachniało świerkiem. Dzieci będą
tłukły bombki z choinki, ja będę na nie krzyczała, a ty będziesz łagodził
sytuację. – Czuła, jak zbierają się jej w oczach łzy, a głos drży. Wygadywała
jakieś głupoty, próbując przekonać samą siebie, że miały szansę się ziścić.
Wzięła głęboki oddech. – A potem…- Coś w niej pękło. Czuła, że jeśli ta rozmowa
potrwa jeszcze chwilę, to zrobi coś głupiego, a to się stać nie mogło. Gustav
nie mógł się dowiedzieć. Za bardzo go… za dużo do niego czuła.
- A potem, gdy dzieci, koniecznie trójka, pójdą już spać,
to ja będę cię porywał i kochał do samego rana. – Gustav lekko się roześmiał, a
czułość w jego głosu sprawiła, że nie wytrzymała. Wybuchła płaczem. Nad sobą,
nad Gustavem, nad tymi wszystkimi kłamstwami, którymi go raczyła, a najbardziej
nad tym, że nigdy nie będzie, ani domku, ani dzieci, ani wspólnych nocy. Była
świadoma, że idąc tą drogą prędzej znajdzie się na dnie, niż Gustav dowie się o
wszystkim i ją znienawidzi, bo nie widziała innej drogi, jak to, że nie będzie
chciał jej znać. Wiedziała to wszystko dokładnie, a pomimo tego nie czuła w
sobie, ani siły, ani chęci, by cokolwiek zmienić, sięgnąć po pomoc. Potrafiła
tylko snuć, plany, jak pięknie byłoby, gdyby już nie brała i mogliby stworzyć
szczęśliwą rodzinę. Te marzenia były jedną z najlepszych rzeczy, jakich
doświadczała, będąc między głodem, a otępieniem. Zdawała sobie sprawę, że mogła
jeszcze z tego wyjść, nie raz zastanawiała się nad tym, czy nie powiedzieć
Gustavowi, poprosić go o pomoc, albo zgłosić się do jakiegoś ośrodka, gdzie
poddałaby się terapii, ale zaraz wracała do niej myśl, że była zbyt słaba, by
się na to odważyć. Próbowała już odstawić wszystko, ale nie była w stanie
wytrzymać dłużej, niż kilkanaście godzin.
- Co jest myszko? Dlaczego płaczesz?
- Tęsknię. – Pociągnęła nosem.
- Myszko, wystraszyłem się tak bardzo. Ja też tęsknię, ale po jutrze już się
zobaczymy. Będę dzwonił. Dobrze? – Odpowiedziało mu ciche mruknięcie. Czuł, że
coś było nie tak. Nie znał przeszłości Caroline. Wiedział o niej bardzo mało i
zawsze, kiedy chciał się czegoś dowiedzieć, zbywała go. Była skryta i skromna. Zawsze
myślał, że taka po prostu była, zamknięta w sobie. Teraz poczuł się niepewnie,
lęk zawładnął jego sercem i jedynym czego pragnął, to przytulić ją. Chciał być
jej opoką. Caroline była tak drobna i krucha, że czasem bał się, że zbyt mocnym
uściskiem skrzywdzi ją. Teraz, gdy słyszał, jak szlochała, krajało mu się
serce. Pokochał naprawdę. Słysząc nawoływania z kuchni, skrzywił się. Musiał
rozstać się z nią, zostawić, choć i tak była daleko. Pocieszał się tym, że tam
w Berlinie nie była sama. Westchnął ciężko. – Myszko muszę kończyć. Wołają już
mnie. Pamiętaj, że cię kocham i wesołych świąt.
- Wesołych świąt, Guciu. Do usłyszenia. – Słysząc
zdrobnienie, na które miał alergię, mimowolnie się uśmiechnął. Tylko ona mogła
go tak nazywać. Z ciężkim sercem rozłączył się i z delikatnym uśmiechem
dołączył do rodziny. Caroline słysząc ciszę w słuchawce, rzuciła ją byle jak na
stół i wybuchła spazmatycznym płaczem. Czuła się fatalnie. Okłamywała
najbliższą sobie osobę. Idealizowała swój całkiem popaprany świat i tworzyła
niestworzone historie. Nie było mamusi, tatusia, braciszka i dziadków. Z
chwilą, gdy dowiedzieli się, że żyła na wspomaganiu, kazali się jej spakować i
odejść. Dzięki Gustavowi stawała się lepsza. Przy nim nie była opuszczoną przez
rodzinę narkomanką, która nie potrafi nic zrobić ze swoim życiem. Przy
Blondynie stawała się beztroską dziewczyną z marzeniami, przyszłą biegaczką,
która była o krok od spełnienia marzeń. Odstawiała samą siebie na bok, by choć
na chwilę złapać szczęście za rękę. Teraz w padole rozpaczy, w który sama się
wepchnęła, wypijała to, na co zasłużyła. Nienawidziła siebie. Nienawidziła za
to, że nie potrafiła docenić miłości, która była najlepszym, co ją w życiu
spotkało. Pociągnęła nosem, wycierając łzy rękawem bluzy. Czuła jak krew
pulsowała jej w głowie, a oczy piekły ją niesamowicie. Spojrzała na stół. Na
ciemnym blacie, wśród mroku odznaczały się dwie białe kreski. Na jej buzię
wkradł się wątły uśmiech. Zamglone oczy wpatrywały się tylko w te dwa punkciki.
Najpierw jedna, potem druga. Chwiejąc się na chudych nogach, doszła do bieżni.
Włączyła ją, ustawiła tempo i odległość. Ruszyła. Po prostu biegła. Bez celu. – Kocham cię Gustav, ale heroinę ukochałam
pierwszą.
Obłąkany uśmiech zniknął z jej buzi, serce łomotało z
każdą sekundą mocniej, błogość rozpływała się po całym jej ciele, od czubka
głowy po końcówki palców, a pokój wypełnił żałosny szloch…
‘I to jest ta
wolność, którą mi wtedy obiecał. Wolność
od normalnego życia.’ 1
*
Zamknęła za sobą drzwi pokoju i odpierając się o nie
plecami, wypuściła ze świstem powietrze z płuc. Przymknęła powieki, uciekłszy
na moment od całej wrzawy związanej ze świąteczną kolacją, oddychała głęboko,
delektując się ciszą. W zasadzie nie miała się przed czym kryć, bo tak dobrze,
jak w tą wigilię nie było w domu od bardzo dawna. Mama nuciła kolędy, krzątając
się po kuchni, tata ubierając choinkę razem ze Scarlett, chodził co chwila do
niej i podjadając coś, najpierw obrywał po rękach, a potem skradając Soph
buziaka, wracał do Scarlett, a Liv najpierw nakrywała do stołu, potem próbowała
pomagać mamie, jednak skutek był marny, więc chodziła z aparatem i jak szalona
robiła zdjęcia. Wszyscy się do siebie uśmiechali, rozmawiali ze sobą, śmiali
się, nawet mama nawet nie próbowała jej docinać, albo w jakikolwiek sposób
narzucać Scarlett swojego zdania, a potrafiła wciąć się do nawet najbardziej
błahej sprawy. Jednak tego dnia, rozmawiały ze sobą, jakby nie dzielił je żaden
spór. To wydawało jej tak nierealne, że aż podejrzane. Mimo tego chłonęła całą
sobą całą tą błogą atmosferę, chcąc nacieszyć się tym ciepłem, którego mogła długo
znów nie doświadczyć. W końcu nic nie trwa wiecznie. Przez te spory bardzo
brakowało jej matki. Nie raz miała ogromną ochotę po prostu podejść i przytulić
się do niej, poczuć różany zapach jej włosów i delikatną woń skóry. Jednak duma
i wszystkie złe słowa, które wypowiedziała i które usłyszała, sprawiały, że nie
była w stanie ruszyć się z miejsca. Nie mogła tak po prostu do niej iść, jak
córka chadza do matki, bo coś co w jej przypadku było przerośniętą ambicją,
honorem i innymi tego typu cechami, blokowało ją od wewnątrz. Konflikt, który
rozrzewniał się przy każdej możliwej okazji, naderwał więź, niegdyś tak silną,
wręcz nierozerwalną, która je łączyła. Powtarzała, że była twarda i już dawno
wyrosła z głaskania po głowie. Nie mogła uzewnętrzniać swoich uczuć, by później
nie zostały wykorzystane przeciwko niej. Świadomość, że nie mogła okazywać
słabości, bo zawsze źle się to dla niej kończyło, odpowiednio trzymała ją w
ryzach. Przekonywała się o tym, w każdy weekend od pewnego czasu. Ta słabość
była inną słabością. Jednak teraz nie miała ochoty o tym myśleć. Była wigilia.
Było jej dobrze.
- I tak wiem, że tam jesteś. – Liv energicznie zastukała
w drzwi. Pomimo ciemności i absolutnej ciszy, w której tonęły myśli Brunetki,
Liv i tak ją znalazła. - Tata wypatrzył gwiazdkę, siadamy. – Zastukała jeszcze
raz i nucąc odeszła. Scarlett podniosła powieki i gdy znów była całkiem sama,
spojrzała na plakat, którego nie miała sumienia zdjąć.
- Wesołych świąt, mój mały,
zagubiony Książę. – Pogładziła kciukiem jego papierowy policzek i z
delikatnym uśmiechem opuściła pokój.
W domu pachniało choinką i wigilijnymi potrawami.
Siedzieli wszyscy przy stole. Nico trzymał Sophie za dłoń, a dziewczyny
wpatrywały się w siebie uśmiechnięte. W powietrzu unosiła się rodzinna atmosfera,
przesycona ciepłem i uśmiechami. To były pierwsze takie święta od bardzo
długiego czasu. Lubiła patrzeć na rodziców, na to z jakim uczuciem tata mówił,
patrzył, uśmiechał się do mamy i na to, jak ona chłonęła jego miłość i dawała
mu równie wiele. Pomimo tego, że nie zawsze się z nią dogadywała, nie mogła
zarzucić jej, że nie kochała Nico. Miłość jej rodziców wydawała jej się
piękniejsza, niż ta opisywana w książkach, filmach, czy piosenkach. Była
prawdziwie nieprawdziwa. Pomimo upływu lat oni zdawali się kochać równie mocno.
To było dla niej tak nierealnie piękne, że nawet nie próbowała marzyć, by
spotkać mężczyznę, który obdarzyłby ją takim uczuciem, jak tata mamę. Liv
szturchnęła ją lekko w bok i skinęła na stół, Scarlett zrozumiała i zaczęła
razem z nią zbierać półmiski. Nico ujął dłoń Sophie i ucałował jej wewnętrzną
stronę. Z błogim uśmiechem patrzył jej w oczy, a ona pod wpływem jego
spojrzenia lekko się rumieniła. Przy nim czuła się, jak ta szesnastoletnia
dziewczyna, którą była, gdy go poznała. Tak, jak pokochała go tamtego dnia, tak
trwało to do dziś. Pomimo tych wszystkich przeciwności, trudów i
sprzeniewierzeń trwali razem i czuła się tak bardzo szczęśliwa. Dzięki niemu
powoli uczuła się zapomnienia. Godziła się z losem i choć wiedziała, że powinna
była zrobić to już wiele lat wcześniej, zbierała się na to, by wreszcie
pogrzebać wspomnienia. Pogładziła go po policzku i lekko musnęła wargi.
- Szkoda, że tak nie może być zawsze. – Oparła głowę na
ramieniu Nico i pozwoliła mu się całkowicie objąć. Lubiła niknąć w jego silnych
ramionach.
- Mamy wspaniałe i dzielne córki. Wiesz, dziś tak
naprawdę dotarło do mnie, że one już są dorosłe i lada chwila zostaniemy sami.
Scarlett ma śpiewanie, a Liv Paula i fotografię.
- Minęło tak wiele lat. Nico… myślisz czasem o… - Nie
dokończyła, bo załamał jej się głos. Wspomnienie, które tłamsiła w sobie
każdego dnia wypełniło całe jej wnętrze. Nie umiała już milczeć i udawać, że
tego nigdy nie było. Tęskniła, myślała każdego dnia i zastanawiała się, jakby
to było, gdyby on był z nimi. Była matką. Nie potrafiła zapomnieć. Nie
potrafiła nie czuć. Nie potrafiła nie myśleć. Nie potrafiła nie kochać. Teraz w
święta, gdy rodziny powinny się jednoczyć, gdy oni wreszcie byli szczęśliwi,
sumienie tym bardziej dawało o sobie znać.
- Jak mógłbym nie myśleć, Soph… Niesprawiedliwość boli
mnie każdego dnia bardziej, ale minęło już tyle lat. Musimy cieszyć się z tego,
co mamy, już nie czas, by oglądać się za siebie. Musimy dwa razy mocniej
kochać, nasze dziewczynki i nigdy nie pozwolić na to, byśmy i je stracili.
- Wiem, Nico, ale to bardzo boli.
- Wiem, Soph. Wiem. – Ucałował ją w czoło i wytarł łzę,
spływającą z jej policzka. Uśmiechnął się, widząc, jak Liv i Scarlett wchodziły
do pokoju. – To może zajrzymy pod choinkę? – Widząc, jak buzie córek
rozpromieniły się i radośnie podbiegły do choinki, wstał i ująwszy Sophie za
rękę, uśmiechnął się do niej czule i poprowadził za sobą. By było, jak za
dawnych lat.
Siedziała po turecku na dywanie, przy samej choince i
czuła się, jak pięciolatka. Wśród pakunków i porozrywanych papierów, Liv
siedziała naprzeciw. Zawsze spierały się o to, która dostała lepszy prezent.
Teraz kątem oka spoglądała to na nią, to na rodziców. Jej siostra zagryzając
dolną wargę, czytała smsa, a później tłukąc w klawisze, zawzięcie odpisywała na
niego. Mogłaby się założyć, że był od Paula i mogłaby przysiąc, że Liv miała
łzy w oczach, bynajmniej nie łzy szczęścia. Odkładając go, niechcący napotkała
spojrzenie Scarlett. Wiedziała, że od razu będzie wiedziała, o co chodzi i nie
myliła się. Brunetka sapnęła, kręcąc głową i niemo oznajmiła jej, że mają do
pogadania. Potem odchyliła się do tyłu i sięgnęła po dwie jednakowe paczuszki,
podpisane ich imionami. Zwróciła tym na siebie uwagę rodziców, którzy dotąd
byli zaabsorbowani, wręczaniem sobie podarków. Zaciekawione rozerwały papier i
wydobywszy z niego obite aksamitem pudełka, prawie równo otworzyły je, a ich
oczom ukazały się identyczne wisiorki z turkusu, finezyjnie zamocowanym w
srebrnych cienkich pręcikach. Scarlett przez moment wpatrywała się w niego, jak
zaczarowana, nawet nie czując, jak mama przyklękała przy niej.
- Byście nigdy nie
zapomniały, jak mocno was kochamy i pamiętały, że macie siebie. Pomimo
wszystkiego i wszystkich. –Słysząc odrobinę łamiący się głos mamy,
odwróciła głowę, napotykając jej szare spojrzenie. Jeszcze nigdy nie widziała,
by oczy Sophie były tak bezpretensjonalnie szczere. Nie pamiętała, kiedy
ostatnio usłyszała od niej takie ciepłe słowa. Była totalnie skołowana. Sophie
uśmiechnęła się lekko i ucałowała ją w czubek głowy. Znów miała ochotę się do
niej przytulić. Zacisnęła dłonie na małym pudełku i pozwoliła jej wstać i podejść
do zalewającej się łzami Liv. Scarlett miała wrażenie, jakby ktoś uderzył ją obuchem
w głowę. Jej życie przewracało się do góry nogami. Wszystko, co przewidywała
runęło w gruz i nie potrafiła niczego ogarnąć. Brak stabilnego gruntu pod
nogami, był gorszy niż stabilny, a niezadawalający stan rzeczy. Nie lubiła nie
wiedzieć, co się działo. Wszystko musiała mieć jasno ustalone, zaplanowane, czarno
na białym. Bez niedomówień. Nigdy nie miała problemów z rozróżnianiem w co
chciała się zaangażować, a w co nie, co było dla niej dobre, a co nie. Zanim
spotkała Toma jej życie było poukładane. Podniosła się i nauczyła twardo stąpać
po ziemi, nie pozwalała się nikomu omamić, broniła się przed cierpieniem.
Wolała atakować, niż zostać zaatakowaną. Nie pozwalała sobą pomiatać. Trzymała
się swojego dekalogu i miała śpiewanie. Niczego więcej nie potrzebowała. Od
kiedy zagościł w jej życiu nie była w stanie niczego przewidzieć. Zrobiła się
miękka i nawet pozwoliła dojść do siebie Serenie, której nigdy nie lubiła. Tom,
choć nieświadomie, też robił z jej życiem, co chciał. Teraz mama. Wszystko się
zmieniało w zastraszającym tempie, a ona nie umiała tego ogarnąć. Nie rozumiała
wszystkiego i nie potrafiła twardo postawić na swoim. Pozwoliła wtargnąć do
swojego świata niepewnościom i to ją irytowało, ale z drugiej strony nie umiała
też odciąć się do nich. Nie mogła dłużej pozwalać, by to co budowała przez te
wszystkie miesiące nagle runęło. Czuła, że musi coś zrobić inaczej zgubi się
całkowicie, a na to nie mogła pozwolić, bo ona chciała bawić się w ratowanie, a
nie niszczenie samej siebie. I pomyśleć, że to właśnie od tego wszystko się
zaczęło. Mama tuliła do siebie Liv, która płakała i płakała. Nie mogła się
uspokoić, a Scarlett doskonale wiedziała, że to nie przez naszyjnik. To był
tylko mały pretekst ku temu, by mogła wylać z siebie całą gorycz, która się w
niej zebrała. Westchnęła, spoglądając na tatę, który usiadł obok niej.
- Tatuś, to takie wspaniałe prezenty. Musiały kosztować
strasznie dużo. Nie musieliście…- Pogładziła opuszkiem palca gładką
powierzchnię kamienia.
- Scarlett, choć raz nie myśl praktycznie, dobrze? –
Uśmiechnął się, a ten uśmiech sprawił, że i ona nie mogła się powstrzymać,
przed rozciągnięciem warg w szerokim uśmiechu.
Pokiwała głową i podniosła do góry włosy, gdy Nico wyjął w pudełeczka
jej wisiorek. Gdy zawisł na jej szyi i poczuła, jak jego chłodna powierzchnia dotyka
jej skóry, automatycznie musnęła go palcami. Potem mocno wtuliła się w silne
ramiona ojca.
- Dziękuję, tatusiu. – Zaczęła odnosić niebezpieczne
wrażenie, że w jej oczach zaczęły gromadzić się łzy. Ona nie płakała. Łzy
zostawiała dla ludzi, którzy nie potrafili radzić sobie z życiem. Ostry, acz
kojący zapach jego wody po goleniu, będący nieodzownie zapachem jej
dzieciństwa, uderzał do jej nozdrzy, bezsilnie utonęła w ramionach taty, czując
się w nich całkiem krucha i słaba w porównaniu z jego siłą. Nagle poczuła się
całkiem bezpieczna, a wszystkie emocje, które blokowała w sobie od dłuższego
czasu, cały stres, całe nerwy, cały Tom, wszystko to skumulowane tkwiło gdzieś
głęboko w niej. Teraz będąc zupełnie bezpieczna, w domu, z tatą czuła, jakby
puściły w niej wszystkie hamulce, a te wszystkie uczucia, chciały ulecieć z
niej. Jednak dzielnie walczyła ze zbierającymi się łzami. Łamała wszelkie
zasady, jednak tej postanowiła nie złamać nigdy. Była twarda. Mimo wszystkiego i
wszystkich postanowiła nie płakać. Łzy zawsze kojarzyły jej się ze skrajnym
nieszczęściem, kiedy ktoś wylewał je przy byle okazji, wydawały się jej
bezwartościowe. Liv ostatnimi czasy płakała prawie codziennie, ale jej akurat
nie potępiała, chociaż mogła zrobić coś, by nie płakać. Zaś ona teraz była zła
na siebie. Wystarczyła chwila nieuwagi, a jej rozchwiane emocje zaczęły brać
nad nią górę. Nauczyła się nad nimi panować. Potrafiła być zimna i niedostępna,
a teraz? Miękła, jak gąbka nasączona wodą. Wolała nie myśleć, dlaczego tak się
działo. Skupiała się na jednym, by nie pozwolić im wypłynąć. Chociaż absolutnie wszystko wymknęło się jej spod
kontroli. Mike zaczął się nią interesować. Musiała
walczyć z nim i ze sobą przy okazji, odpędzać wspomnienia i nie pozwolić omamić
się jego słodkim słówkom. Serena nagle zapałała do niej niezrozumiałą sympatią.
Musiała na nią uważać. Chcąc pomóc Tomowi, zaczęła krzywdzić samą
siebie. Musiała uważać, by nie upaść
razem z nim. Ostatnie zdarzenia utwierdziły ją w przekonaniu, że gorzej już
być nie mogło. Pętla zacieśniała się już nie tylko na szyi Toma, na własne
życzenia założyła ją i na swoją. O dziwo nie to było jej największym problemem.
Nawet, to, że już w tym momencie nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego zaczęła to wszystko.
Dlaczego nie pozwoliła mu staczać się, tak po prostu. Miał przecież bliskich.
Najbardziej ciążyło jej to, że tkwiąc w najbardziej krytycznym punkcie, nie
mogła już zrobić nic po swojej myśli. O ile na początku, jako tako mogła
cokolwiek przewidzieć, tak teraz zabrnęła już tak daleko, że była w stanie
jedynie poddać się woli losu i robić wszystko, by nie upaść. To irytowało ją
najbardziej, całkowita niemoc, gdy to ona miała mieć kontrolę. Nawet nie
zauważyła, że już nie była wtulona w ramię taty, a vis a vis niego. Świdrował
ją swoim złudnie podobnym spojrzeniem, zdała sobie sprawę, że broda drżała jej
niekontrolowanie i że wpatrywała się gdzieś w punkt za nim. Natychmiast się
ogarnęła i niepewnie spojrzała mu w oczy. Tata był jedną z nielicznych osób,
które potrafiły ją rozgryźć, przed którymi przybieranie maski nie miało sensu. - Pamiętaj córeczko, że nawet duże
dziewczynki płaczą. Łzy płynące prosto z serca nie są powodem do
wstydu. Nie wstydź się uczuć. One są twoim skarbem i twoją siłą. Jesteś
piękna, bez względu na to, co mówią inni. Pamiętaj, że masz mnie i bez względu
na to, gdzie będziesz i co się stanie będziesz moją małą dziewczynką.
Kocham cię nad życie i zawsze będę z ciebie dumny, nieważne, co zrobisz. Pamiętaj,
zawsze. I choć teraz twoje serce zajmują trudne uczucia, choć
chcesz walczyć sama, nigdy nie jesteś i nie będziesz sama. Wierzę, że sobie
poradzisz. – Znów mocno przyciągnął Scarlett do siebie i tulił przez kilka
długich chwil. Nie rozpłakała się. Dzięki tacie poczuła się znów silna. Choć
nadal nie rozumiała nic, dostała zastrzyk nadziei i przypomniała sobie, choć
doskonale o tym pamiętała, że Scarlett O’Connor się nie poddaje i że nie ma
takiej rzeczy, której nie byłaby w stanie pokonać. Miała zamiar pamiętać, bo
tata jak zawsze, choć nieświadomie, pomógł jej bardziej, niż ktokolwiek inny.
Spokojny rytm jego serca i bezpieczne ramiona, w których skrzętnie się kryła
sprawiły, że zapomniała na chwilę o swoich troskach. Lubiła te milczące chwile z tatą. Ładowali
akumulatory na następne dni w rozłące, albo spotkania w przelocie. Teraz, w święta
miała szczególną potrzebę bliskości. Tak jak przed mamą miała blokadę, tak
przed tatą nie była w stanie ukryć nic.
-
Kocham cię, tatusiu. – Wyszeptała po chwili. Nico ucałował ją w czubek głowy i
bez słowa dalej kołysał w swoich ramionach. Siedzieli tak przy choince, w
stercie papierów. Liv już dawno spała w swoim pokoju, ukołysana do snu przez
mamę. Tej wigilii znów były małymi dziewczynkami. Scarlett wcale to nie
przeszkadzało. Małe dziewczynki nie musiały walczyć z życiem. Mogła zostać nią
już na zawsze. Westchnęła, czując, że oczy zaczynają jej się kleić. Mając
poczucie bezpieczeństwa, przymknęła je. Lubiła słuchać bicia serca taty. Wtedy
czuła, że żyła. Wtulona w jego klatkę piersiową, nawet nie zauważyła, kiedy
zasnęła. Natomiast Nico spostrzegł to, gdy poczuł, jak ciało Scarlett stało się
całkowicie bezwładne i ufnie spoczywało w jego ramionach. Jego mała, dorosła
córeczka była dzielna i był z niej naprawdę dumny. Nie wiedział, co się działo
w jej życiu. Czasy, gdy przybiegała do niego z każdą najmniejszą sprawą,
bezpowrotnie minęły, jednak wiedział, że sobie poradzi, by była silna. Chociaż
tak krucha i delikatna, to była już prawdziwą kobietą i choć chciał zatrzymać
na stałe swoją małą Scarlett, zdawał sobie sprawę, że musiał pozwolić jej
radzić sobie samej. Walczyła dzielnie i nie dawała się dorosłemu życiu, jednak
widział, że było jej trudno i takie małe, niewinne wsparcie uważał, za
całkowicie na miejscu. Ujmując ją pod plecami i pod kolanami, wstał ostrożnie i
zaniósłszy do jej pokoju, położył w łóżku i szczelnie zakrył Scarlett ciepłą
kołdrą. Zanim zgasił światło odgarnął z jej buzi kilka kosmyków włosów i
ucałował ją w czoło. Uśmiechnęła się przez sen i mocniej zagrzebała w
pierzynie. Też uśmiechnął się do siebie i zgasiwszy światło, wyszedł pokoju,
cicho zamykając za sobą drzwi.
Śpij
dobrze, Księżniczko.
*
Wzięła głęboki oddech, przeglądając się w ogromnym lustrze,
wmontowanym w drzwi szafy. Zapięła długie, mieniące się w świetle kolczyki i
opuściła ręce wzdłuż tułowia. Czarne buty na wysokiej, metalicznej szpilce i
szerokim zapięciu, wysadzanym drobnymi ćwiekami, w połączeniu z czarnymi
satynowymi spodniami przykrywającymi kolano, podkreślały jej smukłe nogi.
Srebrne łańcuszki zawieszone przy kieszeniach, idealnie współgrały ze srebrną
biżuterią i nadrukiem na również czarnej bluzce bez rękawów z małą stójką. Poprawiła
włosy, upięte w niedbały kok, których pojedyncze kosmyki opadały jej na twarz.
Odetchnęła ponownie i obróciła się wokół własnej osi. Wyglądała inaczej. Czuła
się jakoś inaczej. Patrząc w odbicie, spojrzała na Liv, siedzącą na jej łóżku.
W przeciwieństwie do Scarlett, Liv nie tryskała, ani cieniem emocji. Siedziała
zgaszona na posłaniu w nowej, czerwonej, satynowej sukience. Wyglądała wręcz
idealnie. Idealny makijaż, idealny manicure, idealna fryzura, wszystko idealnie
dobrane do koloru sukienki. Tęsknym wzrokiem przyglądała się poczynaniom
Scarlett i miała nieziemska ochotę, zedrzeć z siebie tą niebotycznie drogą
sukienkę, iść z nią i wprosić się na imprezę. Czuła się zmęczona i znudzona.
Znów czekało ją przyjęcie, gdzie dżentelmeni mieli pić szampana, rozmawiać o
interesach, inflacji, pieniądzach, może piłce nożnej, a ona znów miała stać
obok Paula, uśmiechać się i słuchać jego mądrych wywodów. Nie mogła mu tego
ująć, był naprawdę mądry, ale taki
nudny! Speszyła się w myślach za to i znów skupiła uwagę na siostrze, która już
nie poprawiała niczego, a wpatrywała się w nią.
- Liv, skończ to wreszcie. Przecież ty go nie kochasz.
- O czym ty mówisz, Scarlett. Jak to nie kocham? Paul
jest moim chłopakiem, nawet przebąkiwał coś o zaręczynach.
- Liv słyszysz samą siebie? Zaręczyny? Jesteś pewna, że
chcesz być jego żoną? Ty masz dziewiętnaście lat. Świetlaną przyszłość przed
sobą. Przyszłość, ale bez niego. On cię zniszczy, już to robi i świetnie mu to
idzie. – Liv Hannah Binder, przyszła żona przyszłego polityka. Zarozumiałego,
pewnego siebie człowieka, który jeszcze jakiś czas temu kochał ją, taką jaką
była, a teraz? Liv, co ty sobą
reprezentujesz? Liv, mam się za ciebie wstydzić? Tu jest wielu znaczących
ludzi. Liv uśmiechnij się, muszę się tobą pochwalić. Liv, i ty chcesz być damą?
Jak ty się zachowujesz? W głowie huczało jej tak wiele słów, których
chciała nie pamiętać. Tak wiele sytuacji, które chciała wymazać. Czy ona
chciała być żoną Paula Bindera Juniora? On chciał, by nią była, by świeciła u
jego boku i była ozdobą. Lubiła, gdy mu jej zazdrościli, bo wiedziała, że wtedy
była zadowolony. Chciała dać mu trochę szczęścia, ale coraz częściej
zastanawiała się, jakim kosztem…
- Przecież rozmawiałyśmy już o tym.
- Tak, a ja dalej nie potrafię zrozumieć.
- Nie możesz tego po prostu zaakceptować? Tak wybrałam. To
moje życie.
- Liv, zrobiłabym to, gdybyś była szczęśliwa, ale ty się
zwyczajnie umartwiasz. Jesteś moja siostrą i nie mogę pozwolić, żebyś
cierpiała. Nie możesz tego po prostu zaakceptować? – Nie miała już argumentu.
Scarlett miała rację, ale ona przecież nie mogła. Musiała dokończyć to, co
zaczęła. Tylko jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić tego końca. Przy Paulu czuła
się, jak Kopciuszek w bajce o rybaku i złotej rybce. Jednak przecież nie mogła…
Wznieciłaby skandal wśród jego znajomych.
- Dobrze wiesz, że gdyby nie Paul nadal trzymałabym się
ze szkolnymi łobuzami, śmigała po mieście na deskorolce, miała pozdzierane
kolana i podziurawione spodnie. Byłabym tą nieokrzesaną dziewuchą, która nie
zna innego świata poza skateparkiem. On dał mi nowe życie, sprawia, że jestem
lepsza, że jestem damą. Chociaż coraz częściej słyszę, że dzięki mojemu
postępowaniu nigdy nią nie będę. – Spuściła głowę i zaczęła bawić się rąbkiem
sukienki. W Scarlett się zagotowało, ten nieporadny życiowo buc robił jej
siostrze pranie mózgu! Energicznie usiadła obok niej i ujmując jej brodę,
zmusiła Liv, by na nią spojrzała. Jej oczy były tak przerażająco smutne, że aż
wszystkie wnętrzności wykonały obrót, we wszystkie możliwe strony.
- Co ty gadasz głupolu! Jakie zachowanie? Jaką damą? Jaka
nieokrzesaną dziewuchą! Liv, jakie nowe życie?! Co ty wygadujesz? Nie widzisz
co on z tobą robi? Sprowadza cię do parteru, bo co? Bo sam czuje się nikim i
lubi się na tobie wyżywać? – Przed oczami Liv stanął pamiętny bankiet, gdy
pierwszy raz wyszła z przyjęcia. Czując dłonie siostry na swoich ramionach,
przypomniał się jej tamten ból, tamto poczucie niesprawiedliwości. Jednak nie
potrafiła głośno przyznać Scarlett racji. – Wiesz, co byłoby, gdybyś go nie
poznała? Byłabyś szczęśliwa. Ze swoją deską, aparatem i ludźmi, którzy cię
naprawdę kochali. Paul zrobił z ciebie szmacianą lalkę, która tańczy, jak on
zagra. Ani się obejrzysz, a wylądujesz w kącie z podbitym okiem i dopiero wtedy
będziesz miała prawdziwy powód do płaczu, ale pamiętaj, że będziesz winna sama
sobie, bo możesz się jeszcze z tego wyplątać. Przejrzyj na oczy, Liv. On jest
ci pętlą na szyi. Lepsza będziesz tylko
wtedy, gdy zrozumiesz, że chcesz być sobą. – Ton Scarlett stał się zimny.
Liv nigdy nie słyszała, aby siostra tak do niej mówiła. Jej oczy nie wyrażały
nic, a wargi tworzyły jedynie prostą kreskę. Nie bolało ją to, jak mówiła.
Bolało ją to, że miała rację, a ona czuła się zbyt słaba, żeby zrobić
cokolwiek. Czuła się zobowiązana wobec Paula. Z każdym dniem bardziej. Za te
wszystkie drogie prezenty, godziny spotkań, wycieczki, za to wszystko, co jej
dał. Najgorsze było to, że wypominał jej to za każdym razem, gdy chciała się
zbuntować i wtedy czuła się jeszcze gorzej. Wiedziała, że wpadła w błędny krąg,
ale nie umiała się z niego wyrwać. – A teraz idź do swojego księcia z bajki.
Słychać go już na dole. – Scarlett puściła Liv i zaplatając ręce na piersiach,
podeszła do okna. Siostra powiodła za nią smutnym spojrzeniem i wstawszy z
posłania, podeszła do drzwi. Musiała zmierzyć się ze wszystkim sama.
- Scarlett, nie mogę być niewdzięczna. Muszę spłacić swój
dług. On dał mi zbyt wiele bym mogła tak po prostu odejść. Muszę robić, co do
mnie należy, a może kiedyś zdobędę się na to, by wyrównać rachunki. Ja nie mogę
uwierzyć w to, że on jest zły. Próbuję w niego wierzyć. Chcę żebyś wiedziała, że
będę w stanie znieść wszystko, kiedy będę czuła, że jesteś przy mnie. Baw się
dobrze, siostrzyczko. – Po tyn bez słowa wyszła z pokoju, cicho zamykając za
sobą drzwi. Scarlett bezsilnie uderzyła pięścią w otwartą dłoń i chwyciwszy
bolerko, wyszła z pokoju. Nie mogła znieść tego, że Liv tak bardzo męczyła się
i to w dodatku na własne życzenie. Liv zawsze była pewną siebie, odważną,
dziarską dziewczyną. W chłopakach mogła przebierać, jak chciała, bo jej
buntowniczy charakter przyciągał ich do niej. Była wolna, prawdziwie wolna.
Odkąd poznała Paula, coś się zmieniło. Stała się odpowiedzialna i znudzona
życiem, a ta pełna życia dziewczyna, jaką była, zniknęła gdzieś bezpowrotnie.
Nigdy nie opowiadała Scarlett, co tak naprawdę działo się między nią, a Paulem.
Jednak te małe fragmenty, których nie zdołała dla siebie zatrzymać, wystarczyły
Scarlett, by wiedzieć, że Paul chciał zrobić z jej siostry manekina, który
będzie mu służył, jako ozdoba, który będzie bezwolny i poddany jego woli.
Wiedziała też, że nadeszła chwila, by skończyć napominania i pozwolić Liv
samej, zupełnie samej, wyciągnąć wnioski. Jej siostra była niezależna, była
niczym ptak, który pragnie wolności. Kiedyś czara goryczy musiała się przelać.
Dlatego postanowiła, że usunie się na moment, by wrócić, gdy Liv będzie uczyła
się na nowo swojego prawdziwego życia. Wszystko było stanowczo zbyt
skomplikowane. Westchnęła i zbiegłszy ze schodów, założyła bolerko i sięgnęła
po kurtkę. Tata już czekał w samochodzie.
Nawet zapomniała, że czekało ją trudne spotkanie. Liv
całkiem odwróciła bieg jej myśli. Teraz, gdy wpatrywała się w mozaikę literek i
cyferek, wypisaną na błękitnej kartce, zrozumiała coś jeszcze. Oprócz
zaproszenia na imprezę, otrzymała od Billa coś jeszcze, coś znacznie cenniejszego.
On jej zaufał. Podając adres i numer telefonu ‘w razie czego’, obnażył przed
nią ich prywatność. Pozwolił jej wejść do ich świata. Ta świadomość podziałała
na nią, jakoś tak dziwnie, poczuła, że… też zaufała? Wolała nie myśleć za dużo,
by wychodząc od nich nie żałować, że nastawiała się zbyt optymistycznie. Mimo
wszystko wolała zachować dystans. Na zbyt dużym zaufaniu, nigdy ni wychodziła
dobrze. Gdy tata zatrzymał auto, spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła.
Wiadomość, że zastała zaproszona na imprezę sylwestrową przez tych Kaulitzów,
trochę zszokowała rodziców. Mniej więcej powiedziała, jak ich poznała,
pomijając wątek Toma, oświadczyła im, że któregoś wieczoru przyszli do klubu,
usłyszeli, jak śpiewała i spodobało im się, więc zaczepili ją później. –
Gotowa?
- Jak zawsze. – Ucałowała Nico w policzek i otworzyła
drzwi. – Miłego wieczoru, no i szczęśliwego nowego roku, tatuś.
- Baw się dobrze, Scarlett i… - Zamknęła ponownie drzwi i
spojrzała uważnie na tatę. – Córciu chciałem ci życzyć, żebyś w tym roku
odlazła szczęście, żeby przyniósł ci nowe szanse, nowe nadzieje i spełnienie
marzeń. I… wiem, że jesteś silna, ale życzę ci, żebyś spotkała kogoś, kto
sprawi, że już nie będziesz musiała walczyć, kto zawalczy o ciebie. –
Uśmiechnął się ciepło i ucałował dłoń Brunetki.
- Kocham cię, tato. – Nie zważając na deskę rozdzielczą,
mocno przytuliła się do niego. Tak bardzo to lubiła. Ucałowała go w policzek i
znów otworzyła drzwi.
- Ja ciebie też, Scarlett. Nie rozkochuj w sobie
wszystkich od razu.
- Tatoooo… - Kręcąc głową, wysiadła i zatrzasnąwszy drzwi
srebrnej Vectry, pomachała Nico i gdy odjechał, podeszła do domofonu i z
walącym sercem przycisnęła odpowiedni guziczek.
Pierwszym co usłyszała poza głośną muzyką, był głośny
okrzyk powitalny prosto z ust Billa. Zasypał ją słowotokiem, którego nawet nie
była w stanie zrozumieć. Nawet nie skojarzyła momentu, gdy pozbawił ją kurtki i
prowadził ze sobą do salonu. Mieszkanie było ładnie urządzone, typowo po męsku,
prostu, skromnie, praktycznie i raczej w mało ciepłej tonacji. Mimo tego,
podobało się jej. Nie było wielu gości. Georg, Gustav z jakąś Blondynką,
Andreas i kilkoro ludzi, których nie znała. Czuła się najkrócej mówiąc – dziko.
Jak czerń w palecie bieli. Choć Bill mówił do niej, jak do starej znajomej, po
kolei przedstawiał ją wszystkim, jako nową znajomą, to i tak czuła się
nieswojo. Nie mogła opędzić się od wrażenia, że wszyscy na nią patrzyli.
Pomimo, że było naprawdę miło, naturalnie i nikt nie patrzył na nią wzrokiem
‘kto ty jesteś’, to brakowało jej czegoś. Siedziała już z Billem na sofie,
machinalnie odpowiadając na jego pytania. Wydawało jej się, że wszystko działo
się obok niej, że to nie ona tam przyszła, że nie ona poznała tych wszystkich
ludzi, że tylko patrzyła na nich, jakby oglądała film. Jednak nigdzie nie
widziała Toma.
- Halo, jesteś tu? – Bill uśmiechając się od ucha do
ucha, machnął jej otwartą dłonią przed oczami. Odwzajemniła uśmiech i zamrugała
kilka razy. Czas wrócić na ziemię i zapomnieć, że działo się zbyt dużo na raz.
- Obecna. Musisz mi wybaczyć.
- Nie miałaś problemów z wejściem? Uprzedzałem dozorcę.
- Nie, nie musiałam mu nawet tłumaczyć do kogo przyszłam.
- Napijesz się czegoś? Fakt, nie specjalizuję się w
robieniu drinków, ale stworzę coś specjalnie dla ciebie.
- Okej, liczę na twoją inwencję. – Gdy została sama,
rozejrzała się jeszcze raz, już trochę mniej dyskretnie. Przy jednej ze ścian
nie stało nic, wisiały na niej jedynie pamiątki, a w specjalnych wnękach stały
statuetki. Podeszła do nich i oglądała dokładnie każdą z nich. Zatem to było
ukoronowanie ich pasji. Złote, srebrne, mosiężne pchające na szczyt, albo
ciągnące w dół figurki. Nie mogła się powstrzymać, by nie dotknąć opuszką palca platynowej płyty, wiszącej tuż obok niej. Na moment przymknęła oczy i
ujrzała ten sam obraz co zwykle, scenę, tysiące ludzi tuż przy niej i ją na
samym środku. Podniósłszy powieki odwróciła się, a jej turkusowe tęczówki
napotkały jego. Stał, niczym wryty w ziemię i wpatrywał się w nią z
niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Wyglądał, jakby nie oddychał, jakby nie
żył nawet. Niedawno uspokojone serce, zaczęło łomotać jej w klatce piersiowej,
jak oszalałe. Ich spojrzenia się spotkały. Choć dzieliła ich duża odległość,
czuła na sobie jego palący wzrok. Naprawdę nie wiedział, że miała przyjść.
Stało się coś dziwnego. Żadne z nich nie było w stanie odwrócić wzroku. Miała
wrażenie, że czas się zatrzymał, a będący obok ludzie, niknęli w swoistej mgle.
Widziała tylko jego oczy i zdezorientowany wyraz twarzy. Ocknęła się dopiero,
gdy Bill lekko szturchnął ją w ramię, spojrzała na niego lekko zbita z tropu,
zapomniawszy całkowicie, dlaczego ją zostawił.
- Twój drink. – Podał jej szklankę, nie zauważając
niczego. Uśmiechnął się i machnął do Toma.
- A tak, dzięki. – Spojrzała znów w jego stronę, ale już
go nie było. Bill zaczął jej coś opowiadać, ale jakoś nie umiała skupić się na
jego słowach. Niknęły w głośnej muzyce, zaś ona zdawała się cichnąć z każdą
chwilą. To jego spojrzenie. Było takie dziwne, takie inne, pełne zdziwienia i…
lęku? Nie umiała tego pojąć. Działo się
zdecydowanie za dużo, jak na jeden dzień. Zbyt wiele emocji, zdarzeń, słów,
które musiała przyswoić i zrozumieć. Miała totalny mętlik w głowie. Wiedziała
jedno. Musiała porozmawiać z Tomem.
Po kilku minutach doszła do siebie i bawiła się świetnie,
tańczyła, śmiała się i rozmawiała, chyba ze wszystkimi. Jednak Toma nie było
nigdzie. Na chwilę przestala się nim przejmować i nawet bawiła się tak, jakby
jego nie było. Dosłownie nie było. Zrobiło jej się duszno. Wymknęła się
cichaczem z salonu i podążyła długim korytarzem w poszukiwaniu łazienki. Jakimś
cudem trafiła dobrze za pierwszym razem. Odstawiła drinka na pralkę i oparłszy
się rękoma o umywalkę spojrzała w lustro. Miała wypieki i ku swojemu zdziwieniu
uśmiechała się. Ten wieczór był jednym z najlepszych w ostatnim czasie. Już
wiedziała, że nad ranem, opuszczając to mieszkanie nie będzie żałowała, że
przystała na zaproszenie. Nawet, gdyby z Tomem miała mijać się do końca życia,
to zyskała innych wspaniałych ludzi. Nigdy, prócz Liv nie miała wielu
przyjaciół. Najpierw nikt nie chciał się z nią zadawać, bo była zbyt nieśmiała,
a później, kiedy przestała taka być, sama zbyt dokładnie selekcjonowała ludzi,
z którymi się zadawała, a teraz niechcący, wręcz mimowolnie, los postawił na
jej drodze całą grupę, którzy żadnej selekcji nie podlegali. Zmoczyła dłonie
pod zimą wodą i dotknęła nimi rozgrzane policzki. Odetchnęła głęboko i
chwyciwszy szklankę, wyszła z pomieszczenia. Zamknąwszy za sobą drzwi,
wyprostowała się i ruszyła w kierunku salonu. Nie zdążyła zrobić kroku, gdy
znów wmurowało ją w ziemię. Znów stał naprzeciw niej i znów patrzył na nią
zszokowany. Nie miała pojęcia, jak długo mogli tak stać, jednak nie miała
najmniejszej ochoty tego przerywać. Jego spojrzenie pomimo swojej
intensywności, siły było jakieś, takie przyjemne. Lubiła jego oczy, pomimo
swego wyrazu, zawsze były takie przyjemne, nawet gdy piorunował ją wzrokiem,
lubiła je.
Widząc Scarlett na początku imprezy miał wrażenie, że
oszalał, że po prostu już widzi ją na każdym kroku. Po rozmowie z Billem, gdy
upewnił się, że ona to ona, nie wiedział czy cieszył się z tego, czy był zły na
bliźniaka, że ją zaprosił. Z jednej strony miał ochotę mu zrobić krzywdę, bo
spodziewał się, że Scarlett będzie go umoralniała, nawet pod ich własnym
dachem, ale z drugiej strony zrobiło mu się miło, gdy ją zobaczył. Sam nie
wiedział skąd to się brało, ale coś w środku nie pozwalało mu, odwrócić się
plecami i nie zwracać na nią uwagi, albo po prostu wybrać inny klub w Berlinie.
Było ich przecież tam na pęczki. Jednak on nie umiał uciąć tego wszystkie. W
zasadzie chyba nawet nie chciał. Przywiązał się do jej śpiewu, do droczenia się
ze Scarlett, do jej naburmuszonej buzi, tej ślicznej buzi, do niebieskich oczu,
które zmieniały odcień razem z jej nastrojem, do tego, jak za wszelką cenę,
chciała mu pokazać, że źle robił. Chyba najbardziej właśnie do tego, że
próbowała, że chciała, że była i że nie oczekiwała niczego. Do niedawana nie
potrafił pojąć, jak można być bezinteresownym. Zapomniał, jakie to uczucie. Dotarło
do niego, że ta niepozorna Brunetka z lwim charakterem wpisała się w jego
życiorys już nieodwracalnie i bez względu na to, jak ta cała historia miała się
dalej potoczyć, pozostanie w nim na zawsze, czy to jako wspomnienie, czy też
chwila obecna. Korzystając z dogodnej okazji, znów mógł się jej przyjrzeć.
Doszedł do wniosku, że czego by na siebie nie założyła i tak podobała mu się
tak samo. Zgrabne nogi, biodra, podkreślona talia, piersi, unoszące się i
opadające w rytm jej oddechu, niewinna buzia, lekko uchylone wargi i te oczy.
Oczy, za którymi poszedłby wszędzie. Nie wiedział, dlaczego Bill ją zaprosił.
Nie wiedział, dlaczego pojawiła się w jego życiu. Narobiła w nim dużo szumu,
zburzyła idealną nieidealność, ustanowiła swoje prawa, których chcąc nie chcąc,
w jej obecności musiał się trzymać. Bronił się przed tym, zrobił mnóstwo
rzeczy, których żałował, ale dzięki temu wszystkiego dotarli do dnia
dzisiejszego. Tak, dotarli, bo chcąc nie chcąc szli teraz jedną drogą. Zdając
sobie sprawę, że stali tak naprzeciw siebie, a on dumał, jak głupek. Zrobił
podejrzaną minę i spojrzawszy na drinka, którego trzymał w rękach, schował go
za siebie. Na to Scarlett roześmiała się głośno i pokręciła głową. Lubił jej
uśmiech.
- Nie bój się, nie zabiorę ci go. Mam swój. – Zakołysała
lekko szklanką, którą trzymała w dłoni. I podeszła bliżej Toma. Nie zastawiała
się nad tym, co robiła. Pozwoliła zdarzeniom płynąć. – Upiła łyk i osuwając się
po ścianie, usiadła na ziemi. Wlepiła w niego swoje turkusowe spojrzenie. Wahał
się przez moment, ale zaraz zajął miejsce obok niej. – Gdzie masz swoją whisky?
Zdrada?
- Powiedzmy, chwilowa zmiana upodobań. – Uśmiechnęła się i
oparła tyłem głowy o ścianę. Tom zrobił to samo i chwilę siedzieli w milczeniu.
Ani jemu, ani Scarlett nie przyszła ochota na to, by tą ciszę przerywać.
Spojrzał na nią w innej kategorii, nie tej, która robiła wszystko, by mu
uprzykrzyć życie, ale tej, która żywiła do niego, bez względu na to, jakie, ale
szczere uczucie. Doszedł do wniosku, że ta cała wrogość, robienie na złość,
przykre słowa były spowodowane jednym – lubił ją. Nie miał pojęcia dlaczego,
ale lubił ją. Tak po prostu. Uczyła go
opanowania, musiał powstrzymywać swoje rządze, choć nie raz doprowadzała go do
białej gorączki. Uczyła go, że nie
mógł być zawsze najlepszy, pokazywała mu jego marność. Uczyła go, że nie zawsze mógł mieć co i kogo chciał, była
niedostępna i nieugięta. Uczyła go,
że nie zawsze miał rację, skutecznie obalała jego priorytety, złe priorytety. Uczyła go, że można czegoś bardzo
chcieć, nawet kosztem siebie, znosiła dzielnie wszystko, czym ją dotykał, czym
ją znieważył, czym ją uraził. Nagle dotarło do niego, że Scarlett, pomimo
swoich niedoskonałości, była człowiekiem, którym był kiedyś, może nie do końca,
a którym bycie teraz zdawało mu się niemożliwym. Zdał sobie sprawę, że przez
niego nagięła swoje priorytety i choć jej nie znał, czuł tak, po prostu.
Przeskoczyła samą siebie, pozwoliła, by on uraził jej dumę, tylko po to, by mu
coś udowodnić, pokazać, że się mylił, by mu pomóc. Oblizał nerwowo wargi i
spojrzał na jej profil. Gdyby nie wiedział do czego była zdolna, nigdy nie
posądziłby jej o tak wybuchowy charakter. Miała buzię aniołka. – Scarlett,
dlaczego? Proszę powiedz mi, dlaczego ja? Skąd to wszystko? – Nie wiedział,
dlaczego, ale uśmiechnęła się delikatnie unosząc powieki, spojrzała na niego.
Skłoniła go do zastanowienia, do rozważań nad tym wszystkim, to już był sukces.
Jeden krok do przodu. Myśli o tym, dlaczego się tam znalazła, co ją popchnęło
do tego, by zaczęła to wszystko, dlaczego on, zdecydowała się odstawić na bok.
Już definitywnie. Odkąd zrozumiała, że nie pamiętała już o powodzie, który
skłonił ją, by tamtego wieczoru powzięła tą decyzję, postanowiła po prostu
działać. Wiedziała jedynie, że to były
ten dzień, ten miesiąc i ten listopad, gdy wszystko się zaczęło i
nieodwracalnie odmieniło jej życie. Teraz na przestrzeni czasu nie żałowała
niczego. Była pewna słuszności swojej decyzji. Wiedziała też, co powinna
zrobić. Gdy przestała się głowić nad rozwiązaniem, przyszło samo. Postanowiła
przestać wtrącać się do jego życia. Uznała, że wystarczająco mu pokazała,
uświadomiła. Nadszedł czas, by wyciągnął wnioski. Teraz pole popisu należało do
niego. To od Toma już zależało, jak dalej pokieruje swoim życiem. Teraz to on
musiał pojąć decyzje, czy chciał coś zmienić, czy dalej tak trwać. W pierwotnym
planie, to była chwila na to, by usunęła się z jego życia i nigdy więcej nie
pojawiła, ale już wiedziała, że na chwile obecną to było niemożliwe. Postanowiła
pozornie przestać ingerować w jego sprawy, ale cały czas być obok, by w razie
czego znów pomieszać mu w planach. Nie wiedziała dlaczego postanowiła zrobić to
akurat w tym momencie, zwyczajnie czuła, że nadeszła właściwa chwila. Właściwa chwila, by jej mały, zagubiony
Książę stanął na własnych nogach.
- Powiedziałam ci już kiedyś, bo jesteś człowiekiem i nie
chcę, abyś o tym zapomniał.
- Scarlett, ja…
- Ciii…- Przyłożyła palec do ust. - Nie musisz nic mówić,
nie oczekuję od ciebie słów, Tom. Nie chcę byś mówił coś, czego nie jesteś w
stu procentach pewien. I… pamiętaj, Tom. Nie musisz wobec mnie niczego, nie
wiąże cię żadne zobowiązanie. Ten i wieczór i ta chwila są dla mnie
wystarczającym potwierdzeniem, tego w co wierzyłam przez ostatnie tygodnie.
Kilka dni temu Bill utwierdził mnie w przekonaniu, że coś się zmieniło.
Zyskałam przyjaciela. Tak myślę. Dziś poznałam kolejnych fajnych ludzi, których
nawet jeżeli już nigdy nie spotkam, to i tak będę dobrze wspominać, a ty… Tom,
jeżeli zechcesz spróbować zrozumieć, bądź tego pewien. Nie rób niczego na
próbę. – Westchnęła i upiła łyk drinka. – Dziś, to co mówię może wydawać ci się
dziwne i niezrozumiałe, ale dziś nie zrozumiesz.
- Scarlett…?
- Tak?
- Szczęśliwego Nowego Roku.
-
Szczęśliwego Nowego Roku, Tom.
Etwas hat sich geändert, weil etwas sich beendet hat.
Etwas hat sich beendet, weil etwas sich geändert hat.
*
1Barbara Rosiek ‘Pamiętnik Narkomanki’
~esmeralda
OdpowiedzUsuń25 stycznia 2009 o 21:45
Hie, hie :) A tu to nawet pierwsza jestem. Zapisze ten pamiętny dzień w kalendarzu i ustanowię nowe święto.
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń25 stycznia 2009 o 22:50
Dzięki, Dark, załatwiłaś mi zajęcie na caaaaałąąąą noc! :* : DWychodzi, że muszę przeczytać trzy posty. Boże, ale mi wstyyyyyyyd! :( No, to pa :*
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń26 stycznia 2009 o 01:22
Halo! Przeczytałam wszystkie trzy! :D Tryskam dumą. W piątym odcinku, to nie dość, że był w połowie dla mnie, to jeszcze dałaś tam moją najukochańszą pioseneczkę! *.* Normalnie Daaaaaaarrrrk, ja tu umieram z wrażenia! Trzeba kiedyś zrobić film o Zagubionym Księciu, ot co. Będzie miał 278382625 Oscarów i innych wielkich nagród. Będzie bił konkurencję o głowę! Mówię Ci!Całuję! :*:*:*
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń26 stycznia 2009 o 15:35
Mi też onet tak kiedyś zrobił, przy ostatnim rozdziale Himmel :/. Nikt nie wie czemu. Ale przejdźmy do treści. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że nie ma tu nic o diabolicznej Serenie xD. Wiesz, nie bardzo się umiem wypowiedzieć o większości rozdziału, może to z powodu mojego nastroju, który nie jest najlepszy. Ale najbardziej podobał mi się moment, kiedy Scarlett się odwróciła i natknęła na wzrok Toma, to był moment bardzo specjalny i aż go poczułam ^^. A później ta ładna scenka, gdy siedzą razem pod ścianą… Mądrze ją oświeciło, że teraz jest czas Toma na wyciągnięcie wniosków i nie może się więcej mieszać. Co do Liv to mam nadzieję, że to uczucie całkowicie nieodpowiedniej wdzięczności szybko jej przejdzie. Może powinno do niej dotrzeć, że dostaje te wszystkie sukienki i inne rzeczy przede wszystkim po to, by pasować do świata Paula i nie narobić wstydu (wg. pojęcia świata Paula), a nie bo tak ją wszyscy kochają. Ale jak widać potrzebuje silnego bodźca, by skończyć ten związek.O Caroline się nie wypowiem, bo jakoś nic mi do głowy nie przychodzi. W moim odczuciu jest na razie postacią całkowicie bezbarwną, jedynie szkoda mi Gustava. Okay, to by było na tyle. Całuję :***P.S A, i śliczny nagłówek, świetny fotomontaż, fantastycznie to wygląda :)
~Katalin
OdpowiedzUsuń3 lutego 2009 o 21:21
Krótko, zwięźle i na temat. Może by się teraz dodał ten komentarz…Mówiłam już Ci co nieco na temat tej noty, ale najwyżej się powtórzę.Niewątpliwie wydarzyły się przełomowe rzeczy. Rozmowa z Billem,który wyraźnie otworzył jej drzwi do ich życia i zostawił je tak,aby sama weszła.Sylwester,który był niejako tym właśnie wejściem do ich życia.
~Black.
OdpowiedzUsuń1 lutego 2009 o 09:52
Niech L. zerwie z P. ];-> I się cieszę, że S. i T. tak ze sobą ‚normalnie’ porozmawiali. I niech ta dziewczyna Gustava przestanie brać. Łaaa. Wiem, że to wszystko co napisałam jest tylko proste w tym moim.. e.. napisie.. ale.. dobra, już nic nie mówię, bo bredzę. Powiem jeszcze tylko tyle: Łiiiii <3
zumen_@autograf.pl
OdpowiedzUsuń2 lutego 2009 o 13:09
Liv i Paul … Myślę, że to nie ma sensu. Ich związek nie utrzyma się, a przynajmniej nie w szczęściu, bo ona nie jest z nim z miłości, a jedynie dlatego, że pomógł jej kiedyś i ona teraz chce mu się odpłacić. A w końcu to się zacznie robić paranoją, o ile już tym się nie stało. W każdym bądź razie ja sądzę, że to jak najbardziej nie ma sensu, i że ktoś powinien to zakończyć. Scarlett i Tom … Chyba każdy czuje to, co ja teraz czuję. Myślę, że oboje skorzystają na tej znajomości. Bo nie tylko on coś zaczyna rozumieć. Ona też wiele rzeczy sobie uświadamia. No cóż. To był baaardzo długi odcinek, ale przyjemny. Pozwolił oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;* Layla [help-me-my-friend]
~PS Silene
OdpowiedzUsuń8 lutego 2009 o 15:29
dużo czytałam opowiadań,ale te jest szczególne.tak łatwo,ale tak perfekcyjnie dobrane uczucia w słowa.każdy moment idealny.wszystko ukazane tak,ze czytając to,czuje jakbym to ja była bohaterką.po prostu genialne.Ty jesteś genialna.podziwiam Cie i cholernie zazdroszczę tego,że tak pięknie piszesz.i właśnie w tym momencie zyskałaś nową czytelniczkę.^^po prostu pięknie,kurczątko no!;);*
~Kainka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2009 o 16:00
O ” Pamiętnik narkomanki ”. Powiem Ci szczerze, że zaczęłam go, ale już nie skończyłam. Znudziłam się tak w połowie, gdy ona już wyszła z tego nałogu :D. A wychodziła kilka razy i wracała znowu z tego, co pamiętam :D. I nie wiem, co mogę napisać o odcinku, bo jestem zachwycona, ale każdym jestem zafascynowana :D. Ale jakiś krótszy jest, niż wcześniejsze :D. Dlatego chyba szybciej go przeczytałam ;]. Tom powziął jakieś decyzje i mam nadzieję, że odbije się od dna. Liv… A tej dziewczyny, to mi cholernie szkoda. Wpadła, jak śliwka w kompot :D. Jeśli dalej będzie tak myślała, to koniec, mogiła. Ten Paul mi wygląda na groźnego typa. Maskuje się, ale widać, że ze złości byłby gotowy ją uderzyć. Pastwi się nad nią, może nie fizycznie, ale psychicznie na pewno. Dziewczyna uważa, że jest mu coś winna, a to przecież totalna bzdura! ;]
~esmeralda
OdpowiedzUsuń28 stycznia 2009 o 17:40
To ‚jutro’ się trochę przeciągnęło…Ale to wszystko dlatego, że ja po prostu nie wiem co napisać. Już Ci kiedyś pisałam o Syndromie Całkowitego Ogłupienia, na który cierpię zawsze po przeczytaniu nowego tekstu.Ale ja go uwielbiam!Więc pozostaje mi czekać na nowość.Kocham.P.S. Spotkanie Scarlett z Tomem było taaakie romantyczne!
Fallon16
OdpowiedzUsuń27 stycznia 2009 o 17:54
jaka ta notka dłuuuuugaśna xdd czytałam ją i czytałam xD ale warto było bo jest świetna ;dd fakt uczucia w niej są ;)) no to sobie z Billem pogadała ;d o.O i zaprosił ja na impree juz sie zastanawiam co sie tam dziać będzie ;D Tom nie wie…hmm…zaskoczka będzie ;d [ chyba ze cos źle przeczytałam ] czekam na nex i zapraszam do mnie http://protecting-me.blog.onet.pl/ :*
Dunst
OdpowiedzUsuń2 lutego 2009 o 11:41
Długo mnie tu nie było, co słońce? Ale nie mam zamiaru się tłumaczyć, bo Ty wiesz, a nawet jak nie wszystko, to i tak rozumiesz, a to ważniejsze niż wiedza. W każdym razie jestem, z moją opinią, żebyś przypadkiem znów nie wymyśliła sobie jakiejś cud-miód teorii. Wiesz, co mam na myśli.Ale nie będę się nad tym rozpisywać, bo i tak wystarczająco dużo czasu poświęcamy na to na gadu. Więc płynnie [bardziej płynnie, niż my zmieniamy temat] przejdę teraz do postu.Zacznę od początku. Wątkami znaczy, a później napiszę o tym odczuciu, które się zmieniło i które tak Cię ciekawi. Niech zerknę do postu. Próba. Pominę te cudowne opisy na początku, bo wiesz [albo ja Ci udowodnię na gadu, jeśli nie] że są cudowne. *w tym właśnie momencie mój Word postanowił sobie trochę poświrować i reszta komentarza, która liczyła sobie dwa razy więcej niż to powyżej, poszła się je.bać. okej. ja wcale się nie wkurzyłam, nie. piszę od nowa* Zwrócę jednak uwagę na jedno zdanie. Mianowicie: „Jaką wielką Tom musi mieć rację, że aż sprowadziła cię tutaj do mnie?”. I niby nie ma w nim nic ważnego, nic podniosłego. Bo i nie to mnie zaciekawiło. Powiem Ci tylko, że w moich oczach to nie Scarlett wypowiedziała to zdanie, a Ty. I nie pytaj dlaczego tak jest. Może dlatego, że kojarzy mi się z Twoją wrodzoną ciekawością, a może dlatego, że – moim zdaniem – pytanie zadane jest niewłaściwie. Nie. „Niewłaściwie” to złe słowo. Jest zadane tak, żeby zaspokoić ciekawość, a zarazem nie jest do końca wygodne. W każdym razie ja zadałabym inne, być może dlatego też, że jesteśmy dwoma różnymi osobami. Ale wiesz, tu też zauważyłam przebłysk Ciebie. Bo mimo, że Bill początkowo się wykręcał, to pod koniec i tak stanęło na Scarlett, bo wszystko jej „wyśpiewał”, czyż nie? No i pytanie Billa mi się podobało. „Dlaczego i co dalej?”. Może skupiłam na nim uwagę dlatego, że i u mnie zbiera się ostatnio coraz więcej pytań bez odpowiedzi, ale muszę przyznać, że Scarlett wyszła obronną ręką. I ta bezpośredniość do mnie przemawia. Spodobała mi się. A poza tym, to nie wiem skąd wzięły się Twoje początkowe wątpliwości, że coś jest w tym dialogu nie tak, bo był naprawdę dobry.No i Caroline. Wiesz, że to było idealne? A „Kocham cię Gustav, ale heroinę ukochałam pierwszą” sprawiło, że rozmiękczyłam się kompletnie. Bo nie potrafię jej nie współczuć. Nie potrafię ganić, czy nawet nie polubić tej dziewczyny. Bo jest słaba, bo ucieka. Bo nie potrafi sobie poradzić. I jednocześnie wydaje się być silna. Silna w tym, co ją niszczy. W milczeniu i unikaniu. W udawaniu, że wszystko jest cudownie. I przypomina mi kogoś, kogo kiedyś znałam. I mam nadzieję, że Gustav ją z tego wyciągnie. Mam nadzieję, bo to mogłoby mnie utwierdzić w przekonaniu, że dla każdego jest szansa. Ale to oczywiście Twoja decyzja, co chyba mnie trochę niepokoi…Ale dalej. Święta. Takie sielsko-anielskie. Dokładnie takie, jakie być powinny. Podbudowujące. I znów zwróciłam uwagę na jedno zdanie. Czy ja nie pamiętam „Nie lubiła nie wiedzieć, co się działo” z IK? To „nie lubiła nie wiedzieć” od razu przypomniało mi Infantilla. Dobrze kojarzę, czy to mój piorunujący błąd?Później rozmowa Liv i Scarlett, tak? Pozwól, że zgrabnie to ominę. Napiszę tylko, że sama w sobie była cudowna, bo Scarlett dała dobitnie znać Liv co o tym sądzi. Ale w połączeniu z tamtym sielsko-anielskim obrazem wyżej i jeszcze jednym, dała mi do myślenia. Ale to na końcu.
Scarlett i Tom. Te spojrzenia, to zaskoczenie, ale i jednocześnie inne uczucia, których nie potrafili zdefiniować. Radość? I znów to rozdarcie Toma. Czy chciał żeby została, czy wolał, żeby w ogóle się nie pojawiła? Czy chciał z nią rozmawiać, czy może obawiał się kolejnej moralnej gadki? Ale koniec końców i tak wyszło na to, że dobrze czują się w swoim towarzystwie. A to, jak Tomek chowa za siebie drinka, wprost mnie rozwaliło. Zaczęłam się śmiać równo z Twoją bohaterką. ^^A o tym „Szczęśliwego Nowego Roku” [właśnie, czy nie powinny być wielkie litery, słonko?] już Ci mówiłam na gadu, więc zostawię to bez komentarza.No, to czas na to, na co tak czekałaś. Pewnie swoim zwyczajem coś pokręcę i wyjdzie nie tak jak chciałam, więc ze wszystkimi wątpliwościami wobec tej teorii wal do mnie. Miałam Cię ostatnio pytać, czy Liv zerwie z Paulem, ale uznałam, że chyba wiem. Bo zerwie, prawda? Tak mi się wydaje. Wydaje mi się, że Ty tak zrobisz. Więc uściślę. Ta moja zmiana odczuć dotyczy właśnie tego. Mianowicie: polubiłam Paula. A przynajmniej jestem po jego stronie, że tak to ujmę. I tu oczywiście wyjaśnienie. Liv powiedziała: „Dobrze wiesz, że gdyby nie Paul nadal trzymałabym się ze szkolnymi łobuzami, śmigała po mieście na deskorolce, miała pozdzierane kolana i podziurawione spodnie. Byłabym tą nieokrzesaną dziewuchą, która nie zna innego świata poza skateparkiem”, a Scarlett to negowała. Uznała, że Paul ją ogranicza i więzi. Że jest tylko jego świecącą zabawką, którą może się pochwalić. Ale Scarlett patrzy na to tylko z jednej strony. Tylko przez pryzmat tego, co widzi w zachowaniu siostry. Nie stara się zrozumieć Paula, bo jest głęboko przeświadczona o tym, że ma rację. Ale spójrzmy na to obiektywnie: Liv męczy się w tym jego świecie. W bankietach, byciu damą, świeceniu przykładem. Ale co on ma powiedzieć? Tak jak ona jest w tym niedługo, tak on ma to wszystko od urodzenia. On też musiał się z tym zmierzyć i założę się, że też walczył. Ale przystosować się jest łatwiej, prawda? Więc zamiast walczyć, zaakceptował. Stał się wzorem do naśladowania. I powiedź mi słońce, dlaczego taki nienaganny wzór, który zawsze dba o swoją pozycję, zakochał się w Liv, nieokrzesanej dziewczynie, która zupełnie do niego nie pasuje? Dlaczego w ogóle ją do siebie dopuścił? Może się nad tym nie zastanawiałaś, ale ja od razu pomyślałam sobie, że zobaczył w niej ‘tamtego’ siebie. Bo przecież on też mógł być biegającym po osiedlu chłopakiem z masą podobnych sobie znajomych. Bo wierzyć mi się nie chce, że od razu był taki ułożony i dystyngowany. I widzisz… mogłabym się tu rozpisywać, ale sądzę, że wystarczy Ci porównanie. Nie pomyślałaś, że Paul jest jak Tom, zagubiony i szukający jakiegoś ratunku, którym być może miała być Liv? Być może widział w niej nadzieję, ale ona nie walczyła. Ona całkowicie mu się poddała i może nie ona jedna na tym cierpi. Bo może teraz on się poddał. Zobaczył, że jeśli nawet taka Liv, „nieokrzesana dziewucha” oddała się temu życiu, to on nie ma żadnych szans na wyjście z tego. Bo jeśli nie potrafi tego ona, ta pełna życia kobieta, która cieszyła się każdą chwilą, to kto?
UsuńNie pomyślałaś słońce, że masz w swoim opowiadaniu dwa zagubione książęta?A Beth ma sporo racji, mówiąc, że wiele mu zawdzięcza. Bo może i ma te dziewiętnaście lat, może powinna się bawić, ale… jak długo można biegać z pozdzieranymi kolanami? Ile jeszcze byłaby ‘tą’ Liv? Pięć lat? Dziesięć? Przecież w końcu i tak by się ustatkowała. Kiedyś i tak. I nie mówię, że powinna być przy nim i wszystko akceptować, nie. To do niczego nie prowadzi. Ale ona może zawalczyć. Oboje mogą znaleźć równowagę. Bo tak jak on wprowadził ją do swojego świata, tak ona może dodać coś ze swojego. Mogłaby…Ale przecież z nim zerwie, prawda? Uwolni się od tego, co ją boli. Uwolni i zostawi go z jego światem, nie wiedząc, czy faktycznie on jest tak mocno w nim zakotwiczony jak myśli. I ja w cale tego nie potępiam. Nie każdy ma siłę, żeby walczyć. Czasami jest tak, że pewne sprawy nas przerastają. Ale wiesz… musiałam się z Tobą podzielić moim zdaniem.A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć ten rozbudowany komentarz. Swoją drogą, jest to ponad strona w Wordzie, moją ulubioną Verdaną 8. ;D
Usuń~Gje.
OdpowiedzUsuń2 lutego 2009 o 15:33
Po raz pierwszy Gje nie napisze długiego komentarza.Gje nie wie co ma napisać.Ma nadzieje, że jej wybaczysz pustkę w głowie i mieszane uczucia.I Gje mówi, że stać ją tylko na jedno: wow.Pyta, czy jej wybaczysz. *.*
~Kainka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2009 o 15:00
A mnie się wydaje, że jakby powiedziała Gustavowi, to by jej pomógł ;]. Przecież nie mógłby zostawić dziewczyny, którą tak bardzo kochał ;]. Może w dalszych odcinkach mu powie ;]. Ach, zastanawiałam się, który post mam czytać pierwszy, bo na szerokiej liście ten odcinek poprzedza część 2, ale tak sobie pomyślałam, że jednak ten przeczytam jako pierwszy :D