4 stycznia 2010

26. Jesteśmy mocno niezależni. Widzimy przez deszcz. Odnajdujemy własną drogę. Wciąż będziemy podróżować tą drogą, dopóki nie spełnimy swych marzeń. Dopóki żyjemy i oddychamy. Będziemy.

Pościel pachniała Tomem – wodą kolońską, miętą i tytoniem. Pierwszym, co poczuła obudziwszy się, był właśnie ten zapach. Uśmiechnęła się leniwie, nie otwierając oczu. Leżała cichutko, nasłuchując jego oddechu, choć doskonale wiedziała, że Tom był obok. Czuła jego obecność, czuła na sobie jego wzrok, ale tak bardzo lubiła słuchać jego spokojnego oddechu. Wyciszał ją i pomagał ukoić lęki. Wieczorem ukołysał ją wraz z czułym dotykiem, a teraz budził ze snu. Ociężale uniosła rękę, której opuszki prędko odnalazły umięśniony tors Toma. Delikatnie musnęła jego skórę, kreśląc nań koślawe wzorki, nim ująwszy pewnie jej ciało, Tom przyciągnął do siebie Scarlett. Bez większego trudu wciągnął ją prawie całkowicie na siebie, oplatając rękoma w talii. Uśmiechnął się sennie, gdy splótłszy dłonie na jego podołku, oparła na nich brodę i ulokowała w nim swoje turkusowe spojrzenie. Z niewinnym uśmiechem na ustach oplotła swoją nogą jego własne, splatając je razem w cudacznej kombinacji.
- To coś jakby węzeł? – zapytał, śmiesznie przekrzywiając głowę.
- Supełek – roześmiała się cicho, muskając wargami pierś chłopaka.
- Nie kuś losu, Maleńka. Potrafię zaplatać takie supełki, o których nawet nie śniłaś – uniosła brwi ku górze, posyłając Tomowi powątpiewające spojrzenie.
- Znów fantazjujesz, Kaulitz.
- Uważaj, bo zacznę – z szatańskim uśmiechem obłapił ciaśniej Scarlett, przewracając się tak, by przygwoździć ją swym ciałem do materaca. Zawisł nad brunetką, a cwany uśmiech nie znikał z twarzy chłopaka. Wsparł się rękoma tuż nad jej ramionami, wpatrując się w nią. Miała delikatne rysy, które jeszcze bardziej łagodziły puchate policzki, w których – gdy się śmiała – tworzyły się słodkie dołeczki. Miała też kusząco zarysowane usta. Jej pełne wargi, nierzadko ponętnie rozchylone, wodziły go na pokuszenie zawsze i wciąż. Jej nosek był mały i uroczo perkaty. Marszczyła go słodko, złoszcząc się albo śmiejąc. Natomiast jej oczy… takiego koloru nie można uzyskać poprzez soczewki, rzadko, kiedy też trafia się naturalnie. Oczy Scarlett były niebieskie. Tak, mógł się z tym zgodzić, jednak samo ‘niebieskie’, odpowiadało jedynie nikłej części ich odcienia. Jej oczy były niczym czysta lazurowa woda laguny, jasne niczym bezchmurne niebo, wzburzone niczym morze podczas sztormu, gnane wiatrem burzowe chmury, niekiedy tak silnie, niepojęcie turkusowe, wręcz rażące swą intensywnością, a niekiedy zupełnie szare, jasne, prawie bezbarwne. Jej oczy miały niezwykłą moc. Zupełnie jak ona. Ich barwa zmieniała się zgodnie z nastrojem, samopoczuciem, nawet pogodą i to było takie fascynujące. Bo nigdy nie wiedział, co w nich ujrzy. Nie mógł jednoznacznie określić typu urody brunetki. Zdawała się być zupełnie zwyczajna, niczym niewyróżniająca się, nie oszałamiająco piękna. Jednak należała do grona kobiet, które niezaprzeczalnie miały w sobie to coś. Naturalną zmysłowość wypływającą z każdego gestu, spojrzenia czy słowa. Posiadła piękno, seksapil, które wypływały z jej wnętrza. Kusiła, zwodziła, prowokowała będąc jednocześnie bezbronną, niewinną, kruchą dziewczynką. Scarlett była mozaiką sprzeczności. Dla niego jedyną i najpiękniejszą. Tom zdawał sobie sprawę, że jego tok myślenia był zupełnie beznadziejny, ale nie interesowało go to. Miał prawo, w końcu był zakochany. Scarlett, spoglądając nań niewinnie, cierpliwie czekała, aż wreszcie skończy kontemplować jej buzię. Tom miał taki zabawny wyraz twarzy, gdy tak uważnie taksował ją wzrokiem. A Scarlett sama miała okazję, by bezkarnie wpatrywać się w jego mleczno-czekoladowe oczy, ukochaną oazę spokoju, zgrabny nos – miał naprawdę zgrabny nos – i policzki, teraz nieco zapadnięte, choć jak planowała miało się to zmienić. Postanowiła przywrócić im ich dawną puszystość, więc za punkt honoru przyjęła sobie podtuczyć Toma i poważnie zająć się zaopatrzeniem ich lodówki. Najdłużej zatrzymała się na wargach, nieco spierzchniętych, popękanych, ale tak nieziemsko kuszących. Cały on – cały Tom – cały jej. Uniosła głowę i musnęła swoimi czubek nosa Toma. Zaśmiał się cicho, pochylając się i otulając wargi Scarlett swoimi. Wyswobodziła ręce i zarzuciła je na szyję chłopaka. Wplotła długie palce w jego rozpuszczone dredy. Przysunęła go bliżej siebie, przeciągając pocałunek.
- Tooom – wymruczała wprost do jego ucha po upływie sporej chwili, w trakcie, której zapamiętale obsypywał pocałunkami jej szyję. Odpowiedziało jej niezrozumiałe mruknięcie. – David zaraz przyjedzie. Ruszmy się, co?
- Nie – odparł, nim znów wrócił do swojego zajęcia.
- Chyba nie chcesz, żeby mnie zobaczył półnagą, jedynie, – co wyraźnie zaakcentowała – w twojej koszulce?
- Nieee – sapnął prosto w dekolt Scarlett. Roześmiała się głośno. Skradł kilka ostatnich pocałunków z jej delikatnej skóry i uniósł głowę. Wsparł ciało na rękach ugiętych w łokciach, lokując się tuż nad ciałem dziewczyny. Ani trochę nie przeszkadzało mu, że jej kantak piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko, ocierając się o jego tors. Uśmiechnął się szelmowsko, przyglądając się przez moment temu procesowi. – To całkiem przyjemne – stwierdził, puszczając oczko Scarlett, na co ona wstrzymała oddech. Przyniosło to skutek odwrotny do zamierzonego, gdyż przez to zupełnie przywarła do Toma. Roześmiał się perliście, wpijając się w usta dziewczyny i zmuszając do wypuszczenie powietrza. Posłała mu spojrzenie, spod uniesionych brwi, po czym splotła ręce pod głową. Tom obrzucił ją krótkim spojrzeniem. – Tom podoba mi się jeszcze bardziej – zapowietrzyła się, usiłując strącić z siebie chłopaka. Na próżno, Tom nie musiał włożyć wiele wysiłku w to, by nie poddać się jej zabiegom. Siłując się ze sobą, a w zasadzie, gdy Scarlett próbowała siłować się z Tomem, rękaw jego obszernej koszulki, zsunął się aż do samego barku dziewczyny, uwidaczniając pięć małych, fioletowawych śladów na jej przedramieniu. Tom dostrzegł je od razu. Zrobiło mu się gorąco i zaraz zimno, wręcz lodowato. Drobny ślad na wrażliwej skórze dziewczyny, a był za to gotów porządnie urządzić tamtego chłopaka. Zacisnął pięści. Scarlett, na tyle na ile pozwalały jej ograniczone możliwości ruchowe, nasunęła znów rękaw, starając się ukryć ślady. Jakby bała się, że będzie zły. Tom podniósł się bez słowa, siadając obok Scarlett i zaraz podniósł i ją, usadawiając wygodnie między swoimi nogami. Nie mając pojęcia, co zamierzał, pozwoliła mu się ulokować, oprzeć o tors. Serce Toma biło troszkę szybciej niż zazwyczaj, oddech też miał nierówny. Delikatnie podwinął rękaw koszulki, zakładając go na ramię brunetki. Ujął w dłonie jej rękę i przez chwilę bacznie przyglądał się śladom. Kątem oka widziała jak zaciskał żeby, a jego wargi układały się w prostą linię. Westchnęła.
- Nikt, nigdy więcej nie zrobi ci krzywdy – szepnął i pochyliwszy się nieco, czule otulił wargami każdy siniec z osobna. Najpierw raz, później drugi. Scarlett delikatnie wyswobodziła rękę i zwinnie przekładając nogi nad udem Toma, odwróciła się i przytuliła do jego nagiego torsu.
- To nie boli – szepnęła, całując jego pierś. – Nie robię już tak.
- Jak? – mruknął wtulając nos w jej pachnące wanilią włosy.
- Nie przestanę ci wierzyć – Tom bez słowa mocniej przygarnął do siebie Scarlett.

Drobne stópki szybko przecinały powietrze, mknąc po ciemnych panelach, których właścicielka wyswobodziwszy się z objęć chłopaka, uciekła mu z łóżka. Śmiejąc się radośnie, dobiegła do końca przeciwległego pokoju i oparła się o białą ścianę. Przekręcił się na brzuch i wsparłszy głowę na ugiętych rękach, przypatrywał się Scarlett. Była taka, mała i drobna, tak bardzo kontrastowa. Nie tylko, dlatego, że jej czarne włosy i brzoskwiniowa skóra wyraźnie odcinały się od jasnej ściany. Była kontrastem, skrajnością, których wcześniej zdawało mu się, że nie zdoła zaakceptować, a teraz…teraz je kochał. Przechyliła głowię i uśmiechając się filuternie, świdrowała go spojrzeniem. Uginając nogę, oparła stopę o ścianę, nieznacznie podwijając koszulkę. Powiodła opuszkiem po swoim udzie w te i z powrotem, nieprzerwanie patrząc na Toma. – Toooooom – zawołała, przeciągając jego imię. – No, choooodź – uśmiechnęła się słodko, nakręcając kosmyk włosów na palec. Starał się być twardy, leżeć w tym przeklętym łóżku i nie ruszać się z niego. Nie mógł przecież trafić pantofel. Musiał używać całej siły woli, żeby nie potrwać jej w ramiona i nie obcałował każdego, tak każdego, najmniejszego kawałeczka tego nieziemsko zmysłowego ciała. Co ta dziewczyna miała w sobie? – Chrzanić pantofle! – szepnął do siebie, usiłując wyplątać się z pościeli, ale nim to zrobił jej już nie było. Zniknęła w pokoju prób. Pobiegł za nią. Wpadłszy do pomieszczenia, zastał brunetkę za fortepianem, a jego uszu doszła ciężka melodia którejś tam symfonii, któregoś tam kompozytora. Jej smukłe palce z niebywałą siłą uderzały w czarno – białą politurę. Mając przymknięte oczy, uśmiechała się błogo. Oparł się o framugę, przypatrując się Scarlett. Muzyka roztaczała wokół niej niepojętą aurę. Kiedy grała, kiedy śpiewała stawała ponad wszystkim, jakby nie stąpała po ziemi, a unosiła się nad nią. Nagle przerwała.


- Pamiętasz? – spytała, nim zaczęła śpiewać. On kiwnął głową, choć nie był do końca pewien, czy aby na pewno. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej palce prędko przemykające po klawiszach, wsłuchiwał w głos, niemniej przekonujący niźli tamtego wieczoru. Wieczoru, od którego wszystko się zaczęło. Aż trudno było mu uwierzyć, że minęło tak wiele czasu, że tak wiele rzeczy się zmieniło. W ciągu tych kilku miesięcy przewartościował całe swoje życie. Wrócił do podstaw. Uwierzył w to, co wcześniej wydawało mu się niemożliwe. Odnalazł się. Patrzyła na niego. Znów kazała mu być, ale już zupełnie inaczej, niźli wtedy. Jej spojrzenie było czułe i przenikliwe, a jego blask i igrające weń ognie niezwykle rozczulające. Wtedy była smutna, z żalem przyglądała się jego upadkowi i już wtedy była. I została. Poczekała na niego, by mógł zrównać z nią krok. Szli już razem. Odpowiadając na jej uśmiech, podszedł do instrumentu i usiadł obok dziewczyny. Niespecjalnie załapał melodię, by móc jej wtórować. Był zbyt oszołomiony nią samą, by móc skupić się na nutach. Podążał wzrokiem za jej dłońmi, ale po kilku chwilach uznał to za daremne, więc przeniósł spojrzenie, na jej ściągniętą skupieniem buzię. Uśmiechnął się. Samo patrzenie na Scarlett przynosiło mu radość. Odgarnął z ramion jej długie włosy, by móc w pełni wpatrywać się w jej profil. Uśmiechnęła się, spokojnie kończąc utwór. Złożyła dłonie na kolanach, odwracając się do Toma.
- Jestem – szepnął, delikatnie muskając wargi dziewczyny. Potarł nosem jej policzek, a ona uśmiechnęła się bardziej. Był pewien, że odetchnęła, jakby z ulgą. – To znasz na pewno – rzucił pogodnie, zamierzając się do klawiatury instrumentu. Uśmiechnął się cwano, gdy spod jego palców, wypłynęły pierwszy dźwięki ‘panie Janie’. Scarlett roześmiała się, zaczynając mu wtórować, zaczęli śpiewać równo, śmiejąc się w głos. Zakończyli utwór długą nutą, zdecydowanie głębszą w wykonaniu Scarlett i zdecydowanie bardziej zmysłowo ochrypłą w wersji Toma. Przerwało im rytmiczne brawo, bite przez nie zlokalizowaną jeszcze przez nich jednostkę. Odwrócili się w stronę drzwi, a po chwili pojawił się w nich uśmiechnięty od ucha do ucha David.
- Cóż za innowacyjne wykonanie! Cóż za talent! Cóż za polot! Wspaniały duet, ale i tak biorę tylko wokalistkę – zatarł dłonie, wymownie spoglądając na Scarlett. Tom był pewien, że w oczach Josta błysnął symbol euro. David był dobrym człowiekiem, ale nieziemsko pazernym na pieniądze. Tom odwróciwszy się na ławeczce, tak by być przodem do Davida, sprawnie usadził sobie Scarlett na kolanach i objął ją zaborczo, uśmiechając się triumfalnie.
- Wybacz, ale ta pani jest już zajęta – menager pokręcił głową i machnąwszy ręką, wyszedł z pomieszczenia, mrucząc pod nosem, coś na wzór ‘co ta miłość robi z ludźmi’. Tom przygarnął Scarlett mocniej do siebie. Wtulił się w jej szyję, wdychając słodki zapach skóry. – Mógłbym cię zjeść – wymruczał. Dziewczyna, słysząc jego wyznanie, parsknęła śmiechem, spojrzała na niego, a jej buzia kraśniała radością. – Chociaż nie, zmieniłem zdanie.
- Taaak? A szkoda, bycie potencjalnym posiłkiem zaczynało mi się podobać.
- Mógłbym cię tak… - zrobił pauzę, wymownie taksując wzrokiem ciało Scarlett. W jego sporo za dużej koszulce wyglądała całkiem apetycznie. Zwilżył koniuszkiem języka spierzchnięte wargi. – I dzień – ucałował jej prawy policzek. – I noc – ucałował lewy. – I latem – musnął jej czoło. – I zimą – pocałował czubek nosa. – I zawsze – wpił się namiętnie w jej wargi. Całował ją długo i zachłannie, tęsknie smakował jej ust, jakby nie robił tego wieczność. Jego błonie błądziły po plecach brunetki, by wreszcie objąć ją szczelnie w talii. Brunetka z trudem odsunęła się od niego, łapiąc oddech.
- Fantazjujesz, Kaulitz – stwierdziła słabo, westchnęła rozmarzenie, po czym natychmiast przywróciła się do pionu. Sapnęła dziarsko i spojrzała mu w oczy. – Idziemy. Najpierw ubiorę się ja, a potem ubierzesz się ty – dziarsko bucnęła go palcem w tors. - Nie możesz się zaniedbywać panie gitarzysto.
- A nie możemy razem? – spytał, obsypując pocałunkami jej szyję.
- Nieee – odsunęła go od siebie. – Bo ja mam na sobie twoją koszulkę i najpierw muszę ją zdjąć, żebyś ty mógł ją założyć.
- Jest duża, zmieścimy się oboje – rzekł patrząc Scarlett w oczy w taki sposób, że zrobiło jej się naprawdę gorąco.
- Innym razem – musnęła wargami nos chłopaka i wyswobadzając się z jego objęć, ruszyła ku wyjściu.
- Trzymam cię za słowo – uśmiechnął się, lokując wzrok w jej subtelnie kołyszących się biodrach. Co ta dziewczyna z nim robiła?

Zapięła pod szyję bluzę Toma. Było bardzo zimno, jak na pierwsze dni maja. Uśmiechnęła się do niego, kiwając nieznacznie głową na znak gotowości. Skinęła Davidowi na pożegnanie i nie widząc Georga na horyzoncie, krzyknęła do niego ‘cześć’. W tej samej chwili wyrósł tuż przed nią, uśmiechając się odrobinę niezręcznie.
- Scarlett, mógłbym cię dziś odwieźć? – nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić, domyślała się jedynie, że o Liv. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Scarlett? – Tom posłał dziewczynie wielce pytające spojrzenie, podsycone jeszcze bardziej pytającym tonem. Uśmiechnęła się, widząc jego naburmuszoną minę.
- Tak?
- Ty chyba nie chcesz jechać z nim – wskazał palcem na szatyna, akcentując ostatnie słowo.
- Chcę? Ty zostaniesz z Davidem i będziesz ładnie brzdąkał na gitarce – uśmiechnęła się rozbrajająco, posyłając mu buziaka w powietrzu.
- Ale kochanieeeeeee – zawył rozdzierająco. – To ja jestem twoim kierowcą!
- Tupnij – odrzekła, układając usta w dzióbek. Kiedy to naprawdę zrobił, roześmiała się radośnie. Pokręciła głową, spoglądając na niego powątpiewająco. Podeszła do Toma i wyjąwszy mu kluczyki z dłoni, odłożyła je na szafkę. Popychając blondyna do tyłu, zmusiła go, by kierował się tam, gdzie zaplanowała. Nieświadomy, a raczej zwiedzony jej dłońmi spoczywającymi na jego piersi i wzrokiem budzącym fantazje, na które grzeczne dzieci nie mają prawa, pozwolił jej się prowadzić. Cofał się posłusznie, świdrując ją spojrzeniem. Wepchnęła Toma do pierwszego lepszego pokoju i przyparłszy go do ściany, pocałowała go namiętnie. Jak jeszcze nigdy. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, drażniąc paznokciami skórę brzucha. Z każdą chwila bardziej pogłębiała pocałunek, drażniąc jego podniebienie, przygryzając wargę, to jemu zrobiło się ciemno przed oczami i to on zapomniał jak się nazywa, gdy łapiąc ją za pupę, przyciągnął gwałtownie do siebie, a Scarlett gwałtownie przerwała pocałunek. Lubieżnie oblizała usta, spoglądając na niego żarliwie. – Widzimy się wieczorem? – jeszcze nie do końca świadom rzeczywistości, kiwnął głową, na co Scarlett uśmiechnęła się i cmoknąwszy w powietrze, wyswobodziła się z jego objęć, raźno wychodząc z pokoju. Jeszcze nigdy nie była taka… nieprzyzwoita. Otumaniony jej zapachem, smakiem ust, wciąż opierał się o ścianę, mając na ustach rozmarzony uśmiech. Po co szukać dziesiątek kobiet, gdy miał taką jedną. Wyłoniła się z pokoju, uśmiechając się tajemniczo. Krokiem modelki wyminęła Davida i Georga, którzy wciąż patrzyli w głąb korytarza. Nikt się w nim nie pojawił. Tom się rozpłynął. Zatrzymała się przy drzwiach. – To jak? Jedziemy?

- Coś tu mu zrobiła? – szatyn zaśmiał się cicho, wspominając minę Toma, nim zniknął z brunetką w pokoju, Scarlett wciąż uśmiechała się tajemniczo. – Przywiązałaś go do kaloryfera, czy jak?
- Nie zrozumiesz kobiet – odparła, poruszając brwiami.
- Chyba nie – westchnął ciężko, skupiając uwagę na drodze. Georg prowadził zupełnie inaczej niż Tom. Inaczej trzymał kierownicę. Inaczej zmieniał biegi. Inaczej siedział w fotelu. W jego ruchach nie było takiej płynności, spokoju, czy tej rzeczonej nonszalancji, które miało w sobie prowadzenie Toma. Georg był bardziej energiczny, a jego ruchy pośpieszne. Niemniej i jazdę z nim mogłaby polubić.
- Georg?
- Wczoraj, kiedy Bill pojechał cię odwieźć, Liv przyjechała do mnie – po raz kolejny westchnął posępnie. Brunetka, skręciła się w fotelu, by móc patrzeć na niego. Był zmęczony, niewyspany, przybity. Wcześniej tego nie dostrzegła. Milczała. – Została na noc i… wiesz – ciągnął dalej. – A rano, kiedy się obudziłem, już jej nie było. Zostawiła kartkę: nie potrafię inaczej – przerwał na moment, przełykając głośno ślinę. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. - Scarlett, ja niczego nie rozumiem. Raz jest cudownie, wydaje się, że zbliżamy się do siebie, a za chwilę jej nie ma, ucieka, odsuwa się ode mnie i nie odbiera telefonów. Ty jesteś jej siostrą, na pewno wiesz… - spojrzał na nią krótko. – Nie wiem, co mam robić, co czuć… choć na to już za późno, bo ja ją kocham, Scarlett. Kocham Liv do szaleństwa, a ona wciąż mi się wymyka – bezsilnie uderzył rękoma w kierownicę. – Jestem zły. Jestem bezsilny. Jestem beznadziejnie zakochany. Jak dobrze by nie było, ona i tak mi ucieknie – zamilkł, skupiając znów całą uwagę na prowadzeniu. Scarlett zasępiła się na moment. Znała doskonale położenie Liv. Znała jej uczucia i obawy, bo w końcu tak wiele nocy nie przespały, mówiąc o tym. Liv nie była nie czuła, Liv po prostu nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że miłość nie boli, choć doskonale o tym wiedziała. Westchnęła.
- Powiedz jej to – odparła po chwili. – Powiedz jej, że ją kochasz, że świata poza nią nie widzisz, że jej nie skrzywdzisz. Widzisz… nim związała się z Paulem była niepokorna. To ona zdzierała kolana, łażąc po drzewach, to ona się biła, czasem w mojej obronie, to ona jeździła na desce i była strasznym łobuzem, ciągnęła mnie za sobą, była odważna i wygadana. Odkąd zaczęła chodzić z Paulem… wszystko się zmieniło. Dawna Liv zniknęła bezpowrotnie, a na jej miejscu pojawiła się ułożona, delikatna, zupełnie inna dziewczyna. Wkroczyła do jego świata i dopasowała się do niego. W zupełności. Na początku było okej. Nowe życie ją fascynowało. Obracała się w zupełnie innych kręgach. Jednak po jakimś czasie zaczęła się dusić. Rola broszki przestała jej odpowiadać, ale wmówiła sobie, że jest mu coś winna, że poprzez bycie z nim odda mu to, co jej ofiarował. Za nic nie chciała się z nim rozstać, choć powoli umierała w tym związku. Traciłam ją. Twoje pojawienie się mocno popchnęło ją ku podjęciu właściwej decyzji. Zależy jej na tobie. Powiedziałabym, że nawet bardzo. Jednak... Liv się boi. Nie boi się ciebie. Boi się przywiązania. Boi się związku. Boi się, że wasz będzie taki jak jej i Paula. Dlatego ucieka, dlatego się odsuwa, dlatego milczy, ale wraca, bo jesteś dla niej zbyt ważny, by potrafiła się odsunąć i udawać, że nic się nie dzieje. Nie próbuj mi się usuwać z jej życia. Musisz być po prostu i pomóc jej przyswoić, że miłość nie jest zła. Ona to wie, ale musi zrozumieć.
- To trudne – sapnął, zajeżdżając na pobocze obok domu brunetki. Wyłączywszy silnik, potarł zmęczone oczy dłońmi.
- Nie nagadałam się tyle po to, żebyś się podłamał.
- Nie wiem, co mam robić, Scarlett. Jeszcze nigdy nie czułem się taki… niepewny.
- Bo jeszcze nigdy ci tak nie zależało – odparła bez namysłu, uśmiechając się do szatyna. Odrobinę zawstydzony kiwnął głową, odpowiadając uśmiechem. – Ja wiem, że to skomplikowane, ale musisz być cierpliwy. Ona potrzebuje czasu na zagojenie ran – chłopak zamilkł, patrząc przed siebie. Scarlett nie przerywała ciszy. Musiał sobie wszystko powolutku poukładać. Otworzyła cicho drzwi.
- Powinienem wracać – rzucił. - Mieliśmy ćwiczyć dziś z Tomem we dwóch, ale chyba najpierw pojadę do Gustava.
- A co z nim? – zatrzasnęła drzwi z powrotem, z powrotem sadowiąc się w fotelu.
- No, do szpitala.
- Gustav jest w szpitalu? – zmarszczyła nos, przyglądając mu się badawczo. Robiła to zupełnie ja Liv.
- Nie, Caroline… a bo ty nic nie wiesz! – pacnął się ręką w czoło. – Bo Caro…poszła na złoty, chciała ulżyć i sobie i jemu, bo ona ćpała – spojrzał na Scarlett. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Chyba zapomniała o oddechu. – Bała się mu powiedzieć i chciała załatwić sprawę po swojemu, nim wrócimy z trasy. Zdążył w ostatniej chwili. Tak jakby. Teraz nie wychodzi praktycznie ze szpitala i… chyba lepiej zniósłby jej śmierć.
- Pojadę tam z tobą – szepnęła, zasłaniając usta dłonią.

Nigdy nie była blisko związana z Gustavem. Z Caroline tym bardziej. Znali się i lubili, owszem. Kiedy ona bywała w mieszkaniu zespołu, jego najczęściej nie było, bo był u Caroline, albo siedzieli u niego w pokoju. A kiedy już zdarzyło się, że siedzieli wspólnie, nie byli zbyt rozgadani. Jednak zdarzały się też chwile, kiedy zastawała perkusistę samego w kuchni czy pokoju, rozmawiali chwilę. To właśnie te chwili, najbardziej umocniły ich znajomość. Dla tych chwil, chciała przy nim być. Chociaż chwilkę. Gustav stał prosto przed salą. Rękoma opierał się o wąski parapet. Wpatrywał się w jeden punkt. Brunetka mogła tylko domyśleć się, że musiała to być postać blondynki. Cicho weszli na oddział, a Gustav nawet ich nie zauważył. Niezmiennie trwał, prosto jak struna, patrząc niewidzącym wzrokiem. Scarlett podeszła do niego bez słowa i po prostu mocno przytuliła się do jego pleców. Zdziwił ją jej odruch, wyczuła, że blondyn odniósł to samo wrażenie. Mocno objęła go w pasie. Gustav oderwawszy dłonie od parapetu, rozplótł jej własne i odwrócił się przodem do Scarlett. Uśmiechnęła się lekko i mocno go przytuliła, licząc, że ten gest doda mu otuchy. Stali tak chwilkę, a ona czuła, jak mięśnie blondyna powoli się rozluźniają. Westchnął ciężko, opierając policzek na czubku jej głowy. Przymknął powieki. Scarlett delikatnie gładziła go po plecach, oddychając spokojnie.
- Dziękuję – szepnął cichutko, tak, by tylko ona mogła to usłyszeć. Rozluźniając uścisk musnął wargami jej czoło. Uśmiechnęła się, a blondyn podał Georgowi dłoń. Stanęli przed szybą, a Gustav znów przybrał maskę. Napiął mięśnie, a jego twarz stężała w poważnej minie. – Wedle optymistycznych rokowań, kilka dni temu powinna była już się obudzić. Pesymistyczna opcja mówi, że może obudzić się za miesiąc, rok albo wcale – mówił powoli i wyraźnie, twardo patrząc na jej bladą twarz.
- A Ty? – spytała. – Zamieszasz stać tutaj miesiąc, rok lub zawsze?
- Nie wiem, Scarlett. Tak samo, jak nie wiem tego, czy kiedykolwiek wejdę do środka. Nie wiem, czy jestem wystarczająco silny.
- Ona ma rodzinę?
- Podobno tak, policja miała się tym zająć – chciała coś powiedzieć, pocieszyć go, ale nie miała zielonego pojęcia, czy istnieją jakiekolwiek dobre do tej sytuacji słowa. Otworzyła usta, ale zaraz zamknęła je z powrotem. – Nie musisz, bardzo… bardzo cieszę się, że przyszliście – spojrzał brunetce w oczy. Czaił się w nich strach. Lęk, któremu nie pozwolił ujrzeć światła dziennego, który dusił w sobie i który palił jego trzewia. – Nie lubię tu być sam.

Po długich namowach dał się wyciągnąć Georgowi na kawę. Scarlett obiecała być przy Caroline. Nie spodziewał się, że to tak dobrze na niego podziała. Wróciwszy, czuł w sobie więcej sił. Nawet kiedy już poszli i znów został sam, nie było to takie trudne. Tak bardzo cieszył się, że wciąż miał przyjaciół. Pogrążony we własnych myślach, nawet nie spostrzegł, kiedy pojawił się obok niego ów młody lekarz. Pchał przed sobą fotel obrotowy, który zatrzymał tuż obok niego. nie przywitał się, po prostu stanął obok niego i chwilkę patrzył tak jak on, na Caroline. Wszedł do niej, spojrzał w kartę i wyszedł.
- Ten fotel jest dla ciebie. Stoisz całymi dniami, siedząc będzie ci wygodniej. Ma regulację, więc możesz podnieść go wysoko i wciąż swobodnie na nią patrzeć – uśmiechnął się niemrawo i odwrócił się bez słowa. Gustav oniemiały jego gestem, patrzył jak odchodzi. Nim zniknął za rogiem, zdołał zawołać;
- Doktorze! – młody mężczyzna odwrócił się, spoglądając pytająco na chłopaka. – Dziękuję – odrzekł już ciszej, jednak był pewien, że tamten usłyszał. Skinął głową i odszedł w swoją stronę. Chłopak chwilę wpatrywał się w krzesło. Wyregulował je i usiadł. Oparł się i znów ulokował wzrok w dziewczynie. Dopiero wtedy poczuł, jak bardzo bolały go nogi. Krew zaczęła prawidłowo krążyć w żyłach i poczuł mrowienie w stopach. Odetchnął. Nie był w tym sam.
*

- Bill, mogę obejrzeć wasze nagrody? – dziewczynka uśmiechnęła się szeroko swoim szczerbatym uśmiechem, rozczulając go tym gestem do cna. Co jak co, ale uśmiech Candy działał na niego jak gorąca woda na lód.
- Możesz – uśmiechnął się, kiedy uściskała go z całej swej dziecięcej siły i w podskokach pobiegła do salonu. Dopiero, kiedy zniknęła mu z oczy, przeniósł wzrok na Rainie, które czule wpatrywała się w niego. Nie mówiła nic, tylko patrzyła. Peszył go ten wzrok. – Co?
- Świetnie sobie z nią radzisz. Ona cię uwielbia.
- Z wzajemnością – odparł, ujmując dłoń dziewczyny. Rainie przez moment milczała, wpatrując się w ich splecione dłonie. Delikatnie pocierała kciukiem wierzchnią stronę dłoni Billa, myśląc o czymś. Nie przerywał jej, jak zawsze, gdy się zamyślała.
- Miałam piętnaście lat, kiedy ją urodziłam, ale to pewnie obliczyłeś sam – zaczęła cicho, nie podnosząc wzroku. – Wychowałam się w luksusach. Tata był kierownikiem w dobrze prosperującej firmie, a mama kierowała takim dużym sklepem w centrum handlowym, w zasadzie kilkoma sklepami. Obracali się w wyższych sferach klasy średniej. Chadzali na przyjęcia, bankiety i byli poważani w towarzystwie. Chodziłam do prywatnej szkoły. Miałam zostać kimś ważnym dzięki wykształceniu albo protekcji, by rodzice mieli zapewnioną starość. Nie mam rodzeństwa. Lokowali we mnie wszystko nadzieje i koszta. Byłam wzorową uczennicą, pupilką nauczycieli, podobałam się chłopcom, zabiegali o mnie, a wśród dziewcząt byłam kimś na rodzaj mentorki. Powielały mój sposób ubierania, zachowania, nawet mówienia. To było straszne. Nie mogłam pozwolić sobie na błędy, bo to byłoby tragiczne w skutkach dla otoczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nagły awans mojego taty nie był owocem jego pracy, ale pewnej umowy. Żyłam sobie w tym moim utopijnym świecie, starałam się dogodzić wszystkim i nawet za bardzo z tym nie walczyłam. Tak po prostu musiało być. Wiesz, coś na rodzaj tego, kiedy mąż tłucze żonę na śniadanie, a ona zaraz po tym, z uśmiechem wybiega za nim, bo zapomniał kanapek i macha mu czule. Chodziłam na balet. Zajęcia odbywały się po południu i niekiedy musiałam wracać sama. To był styczeń. Koniec stycznia. Wracałam i nagle pojawił się on – mimowolnie ścisnęła dłoń Billa, przymykając powieki. – To stało się w przesmyku między budynkami. Krzyczałam, Bill. Ja naprawdę krzyczałam… - szepnęła, dławiąc szloch. Poderwał się z miejsca, by ją przytulić, ale go powstrzymała. Usiadł z powrotem. – Nie wiem, czy zdobędę się jeszcze kiedyś na to, by do tego wrócić – otworzyła oczy, biorąc głęboki oddech. Wciąż wpatrywała się w ich ręce. – Nie powiedziałam nikomu. On naopowiadał mi tyle strasznych rzeczy… po kilku tygodniach okazało się, że jestem w ciąży. Rodzice nie słuchali tłumaczeń. Uznali, że się puszczam. Nie poszłam do lekarza, bo to wstyd. Przeprowadziliśmy się do innej części miasta. Mniej więcej w połowie ciąży, poszłam na badania, podobno do kogoś zaufanego. Uczyłam się prywatnie. A w domu czułam się jak intruz. Nie wiedziałam, że to dopiero cisza przed burzą – do pokoju weszła Candy, niosąc zbyt ciężką dla niej statuetkę. Siłując się z jej ciężarem, doniosła ją z trudem, a kiedy postawiła na wysokim stołku, odsapnęła głośno.
- Candy, miałaś niczego nie ruszać – Rainie skarciła ją spojrzeniem.
- Nie zniszczyłam niczego, mamusiu. Bill, za co ta nagroda?
- Za najlepszy zespół międzynarodowy, Promyczku.
- To jaki to?
- To taki, który jest znany i lubiany w różnych krajach.
- To ciebie lubią nawet w Ameryce? – spytała z ożywieniem, na co chłopak się roześmiał i pokiwał twierdząco głową. – O ja cię. Odniosę, żeby się nie popsuła – ostrożnie wymaszerowała z kuchni. Oboje odprowadzili dziewczynkę wzrokiem. Rainie uśmiechnęła się smutno, splatając swoje z Billa palcami.
- Przytul mnie, co? – chłopak natychmiast poderwał się z miejsca i podszedłszy, przygarnął blondynkę do siebie. Ufnie wtuliła się w jego ramię i przymknęła powieki, wsłuchując się w rytm bicia jego serca. – Opowiem ci, ale już nie dziś – Bill westchnął, mocniej przytulając do siebie Rainie. – Odwieziesz nas? Wyszłyśmy w końcu tylko na pocztę.
*

Jeszcze kilka miesięcy wcześniej, nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że dziewczyna z mikserem w dłoni, może być aż tak pociągająca. Oparł się o framugę drzwi, przypatrując się Scarlett mieszającej ciasto. W pełnym skupieniu obserwowała stan mazi znajdującej się w metalowej misce. Zagryzała dolną wargę, a na jej policzkach wystąpiły rumieńce. Pomyślał, że taki widok mógłby zastawać codziennie wracając do domu. Wtedy nie chciałby z niego wychodzić i nie mógłby doczekać się powrotu. Uśmiechnął się. Ten plan bardzo mu się spodobał. Scarlett Kaulitz. Scarlett O’Connor – Kaulitz. Jakkolwiek, najważniejsze, że Scarlett. Wizja ich sennych ranków, zabieganych popołudni i gorących wieczorów, naprawdę przypadła mu do gustu! Przejmie byłoby mieć świadomość, że ona jest, że czeka, że tęskni, ale tak inaczej. Przechylił głowę, lustrując jej ciało. Zdecydowanie za bardzo na niego działała. W momencie, kiedy lubieżny wzrok Toma dotarł na wysokość oczu brunetki, odwróciła głowę, uśmiechając się promiennie do niego. Wyłączyła mikser i odstawiła go na blat.
- Rusz się i włącz gofrownicę, leniu – uśmiechnął się błogo, jeszcze nikt nigdy nie nazwał go tak czule leniem! Dosypała cukier i mąkę, mieszając dokładnie ciasto. Jej ruchy były precyzyjne i wyważone. Pociągała go nawet, gdy robiła ciasto. Do czego to dochodzi? Już nawet w jej sposobie trzymania łyżki przebrzmiewał sam seks! Gdy skończyła, odłożyła łyżkę i spróbowała troszkę, oblizując palec. On oblizał wargi. Przełknął głośno ślinę, przyglądając się, jak to robiła. Westchnął głośno. – Bądź tak łaskaw i rusz się z posad. To nie ja marudziłam przez pół godziny, że chcę gofry.
- A jakbym tak pomarudził przez godzinę, że chcę czegoś innego, to też byś się zgodziła? – uśmiechnął się filuternie, unosząc brew. Lekko odepchnął się od framugi i podszedł do szafki. Wyjął urządzenie i włączył je do prądu. Cieszyła się, że poruszał się po jej domu, jak po swoim. Przyjemnie było, kiedy nie musiała mówić mu, z której szafki wziąć kubki czy płatki. Lubiła patrzeć, jak krzątał się po domu. Oparł się o blat, splatając ręce na torsie. Scarlett posłała mu spojrzenie typu ‘wszyscy w domu zdrowi?’
- Na oglądałeś się za dużo filmów, Kaulitz – stanęła obok niego, szturając Toma boczkiem. Zupełnie niechcący. Uśmiechnęła się pod nosem, nakładając ciasto.
- Ja się na oglądałem? – stanął za Scarlett, oplatając ją rękoma. Jego dłonie spoczęły na wysokości miednicy brunetki i zostały bardzo szybko strącone. Niby od niechcenia przemieszała ciasto łyżką, ignorując fakt, że Tom nie dał za wygraną. Powtórzyła gest. Lubiła się z nim droczyć. Podniosła nieco wieko gofrownicy, po czym pochyliła się lekko, by skontrolować kolor gofrów, przyprawiając tym blondyna o zawrót głowy. Jego dłonie mocno zacisnęły się na jej biodrach. – Maleńka, ty lepiej uważaj. Masz za sobą wyposzczonego Kaulitza, który ewidentnie ma na ciebie chrapkę, więc takie kombinacje mogą być dla ciebie bardzo różne w skutkach – brunetka wyprostowała się i spokojnie odwróciła przodem do Toma. Posłała mu słodki uśmiech.
- Nie gorączkuj się, gofry prawie gotowe –  pokręcił głową, przyciągając Scarlett bliżej siebie, zamierzając skraść jej buziaka, jednak uchyliła się, odwracając z powrotem do szafki. Z trudem powstrzymała uśmiech, zachowując powagę. Lubiła mieć przewagę.
- Ej! – oburzył się, a Scarlett bez słowa sięgnęła talerzyk i wyjęła gofry z opiekacza. Strzepnęła z siebie dłonie Toma, posypała gofry pudrem i podała Tomowi talerzyk z firmowym uśmiechem. – I tak mi nie wywiniesz.
- A czy ja próbuję? Jak chcesz więcej to zrób sobie sam – wyminęła go, uśmiechając się przekornie. Powoli weszła na schodu, zatrzymując się w połowie. Tom nakładał kolejną porcję. Lekko wybiegła na piętro. – Czekam u siebie! – krzyknęła, nim zniknęła w swoim pokoju. Ręka chłopaka zatrzymała się w połowie drogi do gorfownicy. Niedbale wrzucił chochelkę do miski i wyrywając wtyczkę z gniazdka, pognał na górę. Jak szalony wpadł do pokoju Scarlett, ale pomimo tego, dokładnie zamknął drzwi. Scarlett stała obok łóżka, uśmiechając się tajemniczo. – Wiedziałam – odparła z zadowoleniem. Uniósł brwi, zbliżając się do brunetki. Powolutku, krok za krokiem, patrząc jej prosto w oczy. Przechyliła głowę, uśmiechając się tajemniczo. Czekała. Nie przyspieszył, choć najchętniej od razu porwałby ją w ramiona. Zatrzymał się tuż przed brunetką, kładąc ręce na jej talii. Opuściła swoje wzdłuż ciała, zadzierając głowę i spoglądając mu w oczy. Żarzyły się w nich ognie. Patrzył na nią przez krótką chwilę.
- Jeszcze nie jestem takim idiotą, żeby jeść gofry, kiedy ty jesteś tu. Sama – zaakcentował ostatnie słowo, lokując wzrok w jej pełnych wargach. Scarlett uśmiechnęła się przekornie, czyniąc to samo. Nad ustami Toma dostrzegła odrobinę cukru pudru. Uśmiechnęła się szerzej. Zarzuciła ręce na jego kark i stając na palach, przyciągnęła go do siebie. Subtelnie musnęła jego wargi. Spodobało mu się, przyciągnął ją bliżej siebie. Zlizała cukier z jego ust, oblizując się ze smakiem.
- Słodki jesteś – wymruczała mu wprost do ucha, wtulając się w kącik szyi chłopaka.
- Skoczyć po całą puszkę na dół? – spytał z nadzieją w głosie, na co brunetka roześmiała się cicho. Przygryzła płatek jego ucha, potarłszy policzkiem o jego własny.
- Optymista.
- Nadzieja matką mą.
- A ja myślałam, że Simone – Tom odsunął od siebie dziewczyną, spoglądając w jej roziskrzone oczy. W turkusowych tęczówkach widniały nieznane mu dotąd błyski. Patrząc wprost na nią, powiódł dłońmi wzdłuż jej bioder, zatrzymując je na pupie Scarlett. Ścisnął je, gwałtownie przyciągając ją do siebie. Uniosła brew ku górze.
- Mądrala.
- Czy ty się, aby nie pomyliłeś? – pokręcił przecząco głową, nim namiętnie skosztował ust dziewczyny. Wpił się w jej wargi, całując ją zachłannie. Łaskotał językiem jej podniebienie, tonął w słodkim smaku jej ust, kosztując ich zapamiętale. Zadziornie zagryzała jego wargę, czując, jak jego kolczyk przyjemnie drażnił jej własne. Tą niewątpliwie przyjemną chwilę przerwało niespodziewane drżenie. Nie drżenie Scarlett, ani nie drżenie Toma. Brunetka odczuła to dotkliwie, zdecydowanie nie tam, gdzie powinna. Po krótkiej chwili bez jakiejkolwiek reakcji chłopaka, brunetka oderwała się od niego. – Tooom, coś ci wibruje.
- Hym…? – mruknął rozmarzony, muskając nosem jej szyję.
- No wibruje ci i to nie tam, gdzie powinno, bo przez to, że wibruje tobie, wibruje też mnie i wiesz… - otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę z sensu słów brunetki, odskoczył od Scarlett jak oparzony. Wydobył z obszernej kieszeni spodni telefon, wciskając zieloną słuchawkę z rządzą mordu w oczach.
- Bill, lepiej żeby to było ważne.

27 komentarzy:

  1. ~Nadie
    4 stycznia 2010 o 21:33
    ujngfgnfngfngg : O DZIĘKUJĘ ZA DEDYK!!!!!!!!!!!!!! :*:*:* i zaraz tu wróóócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Katalin
    4 stycznia 2010 o 21:53
    Nie bede owijac w bawełne:) Było idealnie. Nie za duzo wątków Scarlett i Toma, troche o Caro, troche o Billu, o Georgu też (w sumie szybciej by było jakbym napisała,ze kazdego po troche, ale za pozno o tym pomyslałam xD) Wiesz co teraz zrobiłas? dokladnie to, co Coben! Skonczyłas tak, że chciałoby sie od razu czytac dalej. On tez przeważnie tak konczy rozdziały, a ja głupio sobie mowie ‚no to jeszcze ostatni rozdział’ xD Ale ten nooo, rozmówki Tomowo-Scarlettowe są po prostu tak słodkie jak ten cukier puuuder. Miekne przy tym i w ogole wiesz^^ Zaczynam sie zastanawiac czy w nastepnej czesci bedzie to,o czym mysle^^ Swoją drogą to niesamowite jak potrafisz wczuc sie w sytuacje tych bohaterów i ukladac wypowiedzi zarówno napalonego Toma, zdruzgotanego Gustava, skrzywdzonej Rainie i malej słodkiej Candy! :)Ten dzien był straszny, dobrze,ze miło się skonczył ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kasiek
    4 stycznia 2010 o 22:44
    brakuje mi słów, po prostu… /i naprawdę, naprawdę, naaaprawdę chcę już ten 14.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Grini
    5 stycznia 2010 o 12:23
    Kochanie, ja cały czas jestem. Jestem, mimo, że się nie pokazuje. Tęsknię i kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Dragon Queen
    5 stycznia 2010 o 16:19
    No i przerwałaś w takim momencie! Skandal. Ojej, historia Rainie jest bardzo smutna i na jeszcze smutniejszą się zapowiada :(. Biedna…. Żal mi jej strasznie, kurde…Scarlett i Tom są w tym odcinku powalający xDD. Dawno się tak z nimi nie bawiłam xD. Coś widzę, że ostatnio gofry królują przy Tomie, czyżbym i tu wykazywała jakieś telepatyczne zdolności? xD (Nie, nie wyjaśnię o co chodzi ;p). Ciekawe czemu Bill dzwoni do Toma. Czy to po rozmowie z Rainie? Ale to by było trochę dziwne… Chyba że sobie nie radzi z zasłyszaną informacją. No, nieważne. Chcę się tego jak najszybciej dowiedzieć, oby następny rozdział był szybko ;*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dragon Queen

      5 stycznia 2010 o 16:23
      Aaaa! I zapomniałam o Gustavie! OMG! Nawet nie wiesz, jak doskonale Ci z wyszło z tym krzesłem, to po prostu mistrzostwo! Cieszę się, że czuje się nieco lepiej, że wie, że nie jest sam, że ma przyjaciela nawet w nieznajomym sobie facecie. To było piękne.

      Usuń
    2. Dark Queen

      7 stycznia 2010 o 16:03
      Ops xD Ten telefon, to tylko zmyła taka. Bez drugiego dna, po prostu… coś musiało im przeszkodzić, no nie? ^^

      Usuń
  6. ~Inuravenne
    5 stycznia 2010 o 17:26
    Ahh Kobieto! Przywracasz wiarę w miłość xD Za co oddam Ci kiedyś pokłon :P Powinnaś jakaś książke skrobnąć, taką z jajem ;) :** Pzdr! =D

    OdpowiedzUsuń
  7. ~...

    10 stycznia 2010 o 22:08
    to cudo przebija wszystko, co widziałam. nie zmieniaj go za szybko.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~agatka
    5 stycznia 2010 o 17:55
    ehh… mogłam być trzecia, jednak przez mój nieudolny internet jestem ósma! nawiązując do wczorajszych smsów – frustracja, hehehe xd i znów musiałaś przerwać im grę wstępną? musiałaś? MUSIAŁAŚ?! oczywiście, że musiałaś, bo nie byłabyś sobą, gdyby Bill nie zadzwonił ;p nadal liczę, że Carola się obudzi, bo jak się nie obudzi, to Gutek się załamie, a on (w tym opowiadaniu) jest taaaaaaaki uroczy, ze chyba bym się popłakała razem z nim. a Tomaszowi tylko jedno w tym pustym łbie, z którego wychodzą robaki jakieś. Billosław z kolei mógłby zacząć WIĘCEJ walczyć o Rainie i Candy. mała po prostu go uuuwielbia. no i Żorż. Liv musi się zdecydować ;)ale wiem, ze Ty jesteś okropna i będziesz mnie tak terroryzować tymi przerwami w seksie!!! wiesz, ze ja lubie jak Tom sie bzyka xd

    OdpowiedzUsuń
  9. Beichte

    6 stycznia 2010 o 16:15
    Łoł, haha. Czytając to z początku, już Ci miałam pisać, jakie to ładne, jakie składne, urocze i w ogóle cacy, ale teraz nie mogę, bo przed oczami mam jedynie ich w kuchni! Świetny pomysł, naprawdę świetny. Napalony Kaulitz interpretujący każdą z jej kuchennych czynności, używając do tego nie tych komórek ciała, co trzeba. Albo, w tym przypadku-dokładnie tych, co powinien. Kiedy ona się pochyliła, to było dobre, już miałam go przed oczami. No, kochana, to teraz przed Tobą duża scena, a jak nie teraz, to za niedługo. Muszę Ci powiedzieć, że to jest niezwykle grząski teren, oj tak. Ale czytając do tej pory Prinza jestem pewna, że wyjdziesz z tego w 100% obronną ręką, a ja, cóż mogę powiedzieć, jestem cholernie ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark Queen

      7 stycznia 2010 o 16:44
      Hym… grząski grunt. Wiem o tym. W takich momentach, trzeba uważać, żeby nie powiedzieć za dużo. Póki co, trzymam sie planu i realizuję go, a co więcej myślę, że wszystko pójdzie jak należy :)

      Usuń
  10. ~beste.
    5 stycznia 2010 o 20:40
    Najpierw powiem, że jestem ciemna. Żeby zobaczyć S. w nagłówku, to muszę wstać i patrzeć pod jakimś kątem. No, wrócę jeszcze i w końcu się wygadam.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Agnes
    5 stycznia 2010 o 21:09
    poprostu było piękne… jest aż tak naładowane pozytywnymi emocjami, że czytając uśmiech sam wkradał się na moją twarz :) i najbardziej mnie rozwaliło, jak Tom zaczął marzyć o tym, że Scarlett mogłaby nosić jego nazwisko xD no i oczywiście najważniejsze w końcu ponownie usłyszałam moją ukochaną Christine A .:Pnie wiem czemu, ale jakoś tak mi sie dziwnie czuje ^^ że Scarlett kiedyś zaśpiewa ‚Save Me From Myself’ dla Toma, ale to tylko takie moje malutkie przeczucie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark Queen

      7 stycznia 2010 o 16:51
      Dzięęęki.Nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Scarlett będzie dużo śpiewać… chociaż, chyba właśnie wymyśliłam pewną scenę. :)

      Usuń
  12. ~Nadie
    5 stycznia 2010 o 21:32
    Krótko :| Ale ważne, że Scarlettowo i Tomowo! (w ogóle pająk łazi po ścianie ble, musiałam przenieść się do innej części pokoju -.-). No więęęc, wracając do tematu. Ja lubię te momenty, gdzie oni są razem, ale to już wiesz xD W ogóle lubię Candy i Renatęęę! Obie są fajne. A Candy taki mały słodziak, uch! Na miejscu biseksa też bym ja polubiła xD I w ogóle, nie uśmiercaj nam Karoliny! :C ona jesat taka faaaajna, no. o Georgu chyba nie mam siły się wypowiadać XD to znaczy nie no on jest taki nieporadny trchę taki geosiowaty, ale mu kibicuję, żeby mu sie ułozyło z Liv. no. :Dbuziak w czółko i jeszcze raz dzięki za dedykację:*:*:*:* kocham cię

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Anneliese
    5 stycznia 2010 o 21:31
    jacieee, zaklepuję sobie miejsce, no! XD

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Aveen
    6 stycznia 2010 o 04:25
    Ty, po prostu przechodzisz moje oczekiwania. Odc.jest supermiędzy Scarlett a Tomem wszystko ię układa, co utwierdza mnie w przekonaniu, że przy niej on się bardzo zmienił.Jeśli chodzi o Billa i o tą dziewczynę z córką – których jak na złość imion zaapomniałam, ale pierwsz litery pamiętama hehe- to oby i jemu się powiodło. W koły Promyczek – bo tak nazywa córkę tej dziewczyny bardzo go lubi, no i jej matka też.Z Georgiem też się pewnie wyjaśni i oby juz nigdy nie przechodził przez takie rzeczy.No i u Gustava i Caroline-o ile się nie pomyliłam – to też, żeby się ułożyło. CHociaż nie u wszystkich musi być dobrze, bo w koncu w życiu nie ma samych przyjemności. czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Panna Aleksandra
    16 stycznia 2010 o 16:53
    z kim poszłaś?! z kim poszłaś?! nie no, ja przepraszam, że takie prywatne pytania zadaje. ; DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      18 stycznia 2010 o 14:44
      a z partnerem poszłam^^ chyba nie znasz xD

      Usuń
  16. martahogwart@vp.pl
    13 stycznia 2010 o 14:38
    MMMMM… za mało słów, żeby opisać twoją twórczość. To coś niesamowitego… jedynego w swoim rodzaju! *-* Pozazdroszczę Ci takiego talentu… widać z jaką łatwością tworzysz opisy, a w nich jest tak wiele… tyle uczuć… Pozwoliłam sobie dodać twoje opowiadanie do linek i mam cichą nadzieję, że poinformujesz mnie o nowym odcinku : ))www.vingardium-leviosa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Minerre
    16 stycznia 2010 o 19:01
    Gest lekarza w stosunku do Gustava był najlepszym, jaki mógł być. Wgl… Ale Ty lubisz przeciągać, no! I trzymać w tej niepewności. W sumie dobrze, bo to co tak wyczekiwane – smakuje lepiej, nie? ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Katalin
    21 stycznia 2010 o 14:42
    Kongratulejszyn, Darling ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. ~G.
    21 stycznia 2010 o 21:13
    tak, to prawda – Kaulitzowie mają po prostu cholernie proste nosy *.*

    OdpowiedzUsuń
  20. Nadd
    22 stycznia 2010 o 16:09
    Kongratulejszyns, Słońce :*

    OdpowiedzUsuń
  21. ~beste.
    22 stycznia 2010 o 16:34
    Ochhh… wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że Prinz jest W KOŃCU polecony? Gratuluje. :*

    OdpowiedzUsuń
  22. ~Alevue
    23 stycznia 2010 o 15:36
    Zdecydowanie się należała ta gwiazdka! <3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo