Pościel pachniała Tomem –
wodą kolońską, miętą i tytoniem. Pierwszym, co poczuła obudziwszy się, był
właśnie ten zapach. Uśmiechnęła się leniwie, nie otwierając oczu. Leżała
cichutko, nasłuchując jego oddechu, choć doskonale wiedziała, że Tom był obok. Czuła
jego obecność, czuła na sobie jego wzrok, ale tak bardzo lubiła słuchać jego
spokojnego oddechu. Wyciszał ją i pomagał ukoić lęki. Wieczorem ukołysał ją
wraz z czułym dotykiem, a teraz budził ze snu. Ociężale uniosła rękę, której
opuszki prędko odnalazły umięśniony tors Toma. Delikatnie musnęła jego skórę,
kreśląc nań koślawe wzorki, nim ująwszy pewnie jej ciało, Tom przyciągnął do
siebie Scarlett. Bez większego trudu wciągnął ją prawie całkowicie na siebie,
oplatając rękoma w talii. Uśmiechnął się sennie, gdy splótłszy dłonie na jego
podołku, oparła na nich brodę i ulokowała w nim swoje turkusowe spojrzenie. Z
niewinnym uśmiechem na ustach oplotła swoją nogą jego własne, splatając je
razem w cudacznej kombinacji.
- To coś jakby węzeł? –
zapytał, śmiesznie przekrzywiając głowę.
- Supełek – roześmiała się
cicho, muskając wargami pierś chłopaka.
- Nie kuś losu, Maleńka.
Potrafię zaplatać takie supełki, o których nawet nie śniłaś – uniosła brwi ku
górze, posyłając Tomowi powątpiewające spojrzenie.
- Znów fantazjujesz, Kaulitz.
- Uważaj, bo zacznę – z
szatańskim uśmiechem obłapił ciaśniej Scarlett, przewracając się tak, by
przygwoździć ją swym ciałem do materaca. Zawisł nad brunetką, a cwany uśmiech
nie znikał z twarzy chłopaka. Wsparł się rękoma tuż nad jej ramionami,
wpatrując się w nią. Miała delikatne rysy, które jeszcze bardziej łagodziły
puchate policzki, w których – gdy się śmiała – tworzyły się słodkie dołeczki.
Miała też kusząco zarysowane usta. Jej pełne wargi, nierzadko ponętnie
rozchylone, wodziły go na pokuszenie zawsze i wciąż. Jej nosek był mały i
uroczo perkaty. Marszczyła go słodko, złoszcząc się albo śmiejąc. Natomiast jej
oczy… takiego koloru nie można uzyskać poprzez soczewki, rzadko, kiedy też
trafia się naturalnie. Oczy Scarlett były niebieskie. Tak, mógł się z tym
zgodzić, jednak samo ‘niebieskie’, odpowiadało jedynie nikłej części ich
odcienia. Jej oczy były niczym czysta lazurowa woda laguny, jasne niczym
bezchmurne niebo, wzburzone niczym morze podczas sztormu, gnane wiatrem burzowe
chmury, niekiedy tak silnie, niepojęcie turkusowe, wręcz rażące swą
intensywnością, a niekiedy zupełnie szare, jasne, prawie bezbarwne. Jej oczy
miały niezwykłą moc. Zupełnie jak ona. Ich barwa zmieniała się zgodnie z
nastrojem, samopoczuciem, nawet pogodą i to było takie fascynujące. Bo nigdy
nie wiedział, co w nich ujrzy. Nie mógł jednoznacznie określić typu urody
brunetki. Zdawała się być zupełnie zwyczajna, niczym niewyróżniająca się, nie
oszałamiająco piękna. Jednak należała do grona kobiet, które niezaprzeczalnie
miały w sobie to coś. Naturalną zmysłowość wypływającą z każdego gestu,
spojrzenia czy słowa. Posiadła piękno, seksapil, które wypływały z jej wnętrza.
Kusiła, zwodziła, prowokowała będąc jednocześnie bezbronną, niewinną, kruchą
dziewczynką. Scarlett była mozaiką sprzeczności. Dla niego jedyną i
najpiękniejszą. Tom zdawał sobie sprawę, że jego tok myślenia był zupełnie
beznadziejny, ale nie interesowało go to. Miał prawo, w końcu był
zakochany. Scarlett,
spoglądając nań niewinnie, cierpliwie czekała, aż wreszcie skończy kontemplować
jej buzię. Tom miał taki zabawny wyraz twarzy, gdy tak uważnie taksował ją
wzrokiem. A Scarlett sama miała okazję, by bezkarnie wpatrywać się w jego
mleczno-czekoladowe oczy, ukochaną oazę spokoju, zgrabny nos – miał naprawdę
zgrabny nos – i policzki, teraz nieco zapadnięte, choć jak planowała miało się
to zmienić. Postanowiła przywrócić im ich dawną puszystość, więc za punkt
honoru przyjęła sobie podtuczyć Toma i poważnie zająć się zaopatrzeniem ich
lodówki. Najdłużej zatrzymała się na wargach, nieco spierzchniętych,
popękanych, ale tak nieziemsko kuszących. Cały
on – cały Tom – cały jej. Uniosła głowę i musnęła swoimi czubek nosa Toma. Zaśmiał
się cicho, pochylając się i otulając wargi Scarlett swoimi. Wyswobodziła ręce i
zarzuciła je na szyję chłopaka. Wplotła długie palce w jego rozpuszczone dredy.
Przysunęła go bliżej siebie, przeciągając pocałunek.
- Tooom – wymruczała wprost
do jego ucha po upływie sporej chwili, w trakcie, której zapamiętale obsypywał
pocałunkami jej szyję. Odpowiedziało jej niezrozumiałe mruknięcie. – David
zaraz przyjedzie. Ruszmy się, co?
- Nie – odparł, nim znów
wrócił do swojego zajęcia.
- Chyba nie chcesz, żeby mnie
zobaczył półnagą, jedynie, – co wyraźnie zaakcentowała – w twojej koszulce?
- Nieee – sapnął prosto w
dekolt Scarlett. Roześmiała się głośno. Skradł kilka ostatnich pocałunków z jej
delikatnej skóry i uniósł głowę. Wsparł ciało na rękach ugiętych w łokciach,
lokując się tuż nad ciałem dziewczyny. Ani trochę nie przeszkadzało mu, że jej
kantak piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko, ocierając się o jego
tors. Uśmiechnął się szelmowsko, przyglądając się przez moment temu procesowi.
– To całkiem przyjemne – stwierdził, puszczając oczko Scarlett, na co ona
wstrzymała oddech. Przyniosło to skutek odwrotny do zamierzonego, gdyż przez to
zupełnie przywarła do Toma. Roześmiał się perliście, wpijając się w usta dziewczyny
i zmuszając do wypuszczenie powietrza. Posłała mu spojrzenie, spod uniesionych
brwi, po czym splotła ręce pod głową. Tom obrzucił ją krótkim spojrzeniem. –
Tom podoba mi się jeszcze bardziej – zapowietrzyła się, usiłując strącić z
siebie chłopaka. Na próżno, Tom nie musiał włożyć wiele wysiłku w to, by nie
poddać się jej zabiegom. Siłując się ze sobą, a w zasadzie, gdy Scarlett
próbowała siłować się z Tomem, rękaw jego obszernej koszulki, zsunął się aż do
samego barku dziewczyny, uwidaczniając pięć małych, fioletowawych śladów na jej
przedramieniu. Tom dostrzegł je od razu. Zrobiło mu się gorąco i zaraz zimno,
wręcz lodowato. Drobny ślad na wrażliwej skórze dziewczyny, a był za to gotów
porządnie urządzić tamtego chłopaka. Zacisnął pięści. Scarlett, na tyle na ile
pozwalały jej ograniczone możliwości ruchowe, nasunęła znów rękaw, starając się
ukryć ślady. Jakby bała się, że będzie zły. Tom podniósł się bez słowa,
siadając obok Scarlett i zaraz podniósł i ją, usadawiając wygodnie między
swoimi nogami. Nie mając pojęcia, co zamierzał, pozwoliła mu się ulokować,
oprzeć o tors. Serce Toma biło troszkę szybciej niż zazwyczaj, oddech też miał
nierówny. Delikatnie podwinął rękaw koszulki, zakładając go na ramię brunetki.
Ujął w dłonie jej rękę i przez chwilę bacznie przyglądał się śladom. Kątem oka
widziała jak zaciskał żeby, a jego wargi układały się w prostą linię. Westchnęła.
- Nikt, nigdy więcej nie zrobi ci krzywdy – szepnął i pochyliwszy się
nieco, czule otulił wargami każdy siniec z osobna. Najpierw raz, później drugi.
Scarlett delikatnie wyswobodziła rękę i zwinnie przekładając nogi nad udem
Toma, odwróciła się i przytuliła do jego nagiego torsu.
- To nie boli – szepnęła,
całując jego pierś. – Nie robię już tak.
- Jak? – mruknął wtulając nos
w jej pachnące wanilią włosy.
- Nie przestanę ci wierzyć – Tom bez słowa mocniej przygarnął do
siebie Scarlett.
Drobne stópki szybko
przecinały powietrze, mknąc po ciemnych panelach, których właścicielka wyswobodziwszy
się z objęć chłopaka, uciekła mu z łóżka. Śmiejąc się radośnie, dobiegła do
końca przeciwległego pokoju i oparła się o białą ścianę. Przekręcił się na
brzuch i wsparłszy głowę na ugiętych rękach, przypatrywał się Scarlett. Była
taka, mała i drobna, tak bardzo kontrastowa. Nie tylko, dlatego, że jej czarne
włosy i brzoskwiniowa skóra wyraźnie odcinały się od jasnej ściany. Była
kontrastem, skrajnością, których wcześniej zdawało mu się, że nie zdoła
zaakceptować, a teraz…teraz je kochał. Przechyliła głowię i uśmiechając się
filuternie, świdrowała go spojrzeniem. Uginając nogę, oparła stopę o ścianę,
nieznacznie podwijając koszulkę. Powiodła opuszkiem po swoim udzie w te i z
powrotem, nieprzerwanie patrząc na Toma. – Toooooom – zawołała, przeciągając
jego imię. – No, choooodź – uśmiechnęła się słodko, nakręcając kosmyk włosów na
palec. Starał się być twardy, leżeć w tym przeklętym łóżku i nie ruszać się z
niego. Nie mógł przecież trafić pantofel. Musiał używać całej siły woli, żeby
nie potrwać jej w ramiona i nie obcałował każdego, tak każdego, najmniejszego
kawałeczka tego nieziemsko zmysłowego ciała. Co ta dziewczyna miała w sobie? –
Chrzanić pantofle! – szepnął do siebie, usiłując wyplątać się z pościeli, ale
nim to zrobił jej już nie było. Zniknęła w pokoju prób. Pobiegł za nią.
Wpadłszy do pomieszczenia, zastał brunetkę za fortepianem, a jego uszu doszła
ciężka melodia którejś tam symfonii, któregoś tam kompozytora. Jej smukłe palce
z niebywałą siłą uderzały w czarno – białą politurę. Mając przymknięte oczy,
uśmiechała się błogo. Oparł się o framugę, przypatrując się Scarlett. Muzyka
roztaczała wokół niej niepojętą aurę. Kiedy grała, kiedy śpiewała stawała ponad
wszystkim, jakby nie stąpała po ziemi, a unosiła się nad nią. Nagle przerwała.
- Pamiętasz? – spytała, nim
zaczęła śpiewać. On kiwnął głową, choć nie był do końca pewien, czy aby na
pewno. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej palce prędko przemykające po
klawiszach, wsłuchiwał w głos, niemniej przekonujący niźli tamtego wieczoru.
Wieczoru, od którego wszystko się zaczęło. Aż trudno było mu uwierzyć, że
minęło tak wiele czasu, że tak wiele rzeczy się zmieniło. W ciągu tych kilku
miesięcy przewartościował całe swoje życie. Wrócił do podstaw. Uwierzył w to,
co wcześniej wydawało mu się niemożliwe. Odnalazł
się. Patrzyła na niego. Znów kazała mu być, ale już zupełnie inaczej, niźli
wtedy. Jej spojrzenie było czułe i przenikliwe, a jego blask i igrające weń
ognie niezwykle rozczulające. Wtedy była smutna, z żalem przyglądała się jego
upadkowi i już wtedy była. I została. Poczekała na niego, by mógł zrównać z nią
krok. Szli już razem. Odpowiadając na jej uśmiech, podszedł do instrumentu i
usiadł obok dziewczyny. Niespecjalnie załapał melodię, by móc jej wtórować. Był
zbyt oszołomiony nią samą, by móc skupić się na nutach. Podążał wzrokiem za jej
dłońmi, ale po kilku chwilach uznał to za daremne, więc przeniósł spojrzenie,
na jej ściągniętą skupieniem buzię. Uśmiechnął się. Samo patrzenie na Scarlett
przynosiło mu radość. Odgarnął z ramion jej długie włosy, by móc w pełni
wpatrywać się w jej profil. Uśmiechnęła się, spokojnie kończąc utwór. Złożyła
dłonie na kolanach, odwracając się do Toma.
- Jestem –
szepnął, delikatnie muskając wargi dziewczyny. Potarł nosem jej policzek, a ona
uśmiechnęła się bardziej. Był pewien, że odetchnęła, jakby z ulgą. – To znasz
na pewno – rzucił pogodnie, zamierzając się do klawiatury instrumentu.
Uśmiechnął się cwano, gdy spod jego palców, wypłynęły pierwszy dźwięki ‘panie
Janie’. Scarlett roześmiała się, zaczynając mu wtórować, zaczęli śpiewać równo,
śmiejąc się w głos. Zakończyli utwór długą nutą, zdecydowanie głębszą w
wykonaniu Scarlett i zdecydowanie bardziej zmysłowo ochrypłą w wersji Toma. Przerwało
im rytmiczne brawo, bite przez nie zlokalizowaną jeszcze przez nich jednostkę.
Odwrócili się w stronę drzwi, a po chwili pojawił się w nich uśmiechnięty od
ucha do ucha David.
- Cóż za innowacyjne
wykonanie! Cóż za talent! Cóż za polot! Wspaniały duet, ale i tak biorę tylko
wokalistkę – zatarł dłonie, wymownie spoglądając na Scarlett. Tom był pewien,
że w oczach Josta błysnął symbol euro. David był dobrym człowiekiem, ale
nieziemsko pazernym na pieniądze. Tom odwróciwszy się na ławeczce, tak by być
przodem do Davida, sprawnie usadził sobie Scarlett na kolanach i objął ją zaborczo,
uśmiechając się triumfalnie.
- Wybacz, ale ta pani jest
już zajęta – menager pokręcił głową i machnąwszy ręką, wyszedł z pomieszczenia,
mrucząc pod nosem, coś na wzór ‘co ta miłość robi z ludźmi’. Tom przygarnął
Scarlett mocniej do siebie. Wtulił się w jej szyję, wdychając słodki zapach
skóry. – Mógłbym cię zjeść – wymruczał. Dziewczyna, słysząc jego wyznanie,
parsknęła śmiechem, spojrzała na niego, a jej buzia kraśniała radością. –
Chociaż nie, zmieniłem zdanie.
- Taaak? A szkoda, bycie
potencjalnym posiłkiem zaczynało mi się podobać.
- Mógłbym cię tak… - zrobił
pauzę, wymownie taksując wzrokiem ciało Scarlett. W jego sporo za dużej
koszulce wyglądała całkiem apetycznie. Zwilżył koniuszkiem języka spierzchnięte
wargi. – I dzień – ucałował jej prawy policzek. – I noc – ucałował lewy. – I
latem – musnął jej czoło. – I zimą – pocałował czubek nosa. – I zawsze – wpił
się namiętnie w jej wargi. Całował ją długo i zachłannie, tęsknie smakował jej
ust, jakby nie robił tego wieczność. Jego błonie błądziły po plecach brunetki,
by wreszcie objąć ją szczelnie w talii. Brunetka z trudem odsunęła się od
niego, łapiąc oddech.
- Fantazjujesz, Kaulitz –
stwierdziła słabo, westchnęła rozmarzenie, po czym natychmiast przywróciła się
do pionu. Sapnęła dziarsko i spojrzała mu w oczy. – Idziemy. Najpierw ubiorę się
ja, a potem ubierzesz się ty – dziarsko bucnęła go palcem w tors. - Nie możesz
się zaniedbywać panie gitarzysto.
- A nie możemy razem? –
spytał, obsypując pocałunkami jej szyję.
- Nieee – odsunęła go od siebie.
– Bo ja mam na sobie twoją koszulkę i najpierw muszę ją zdjąć, żebyś ty mógł ją
założyć.
- Jest duża, zmieścimy się
oboje – rzekł patrząc Scarlett w oczy w taki sposób, że zrobiło jej się
naprawdę gorąco.
- Innym razem – musnęła
wargami nos chłopaka i wyswobadzając się z jego objęć, ruszyła ku wyjściu.
- Trzymam cię za słowo –
uśmiechnął się, lokując wzrok w jej subtelnie kołyszących się biodrach. Co ta
dziewczyna z nim robiła?
Zapięła pod szyję bluzę Toma.
Było bardzo zimno, jak na pierwsze dni maja. Uśmiechnęła się do niego, kiwając
nieznacznie głową na znak gotowości. Skinęła Davidowi na pożegnanie i nie
widząc Georga na horyzoncie, krzyknęła do niego ‘cześć’. W tej samej chwili
wyrósł tuż przed nią, uśmiechając się odrobinę niezręcznie.
- Scarlett, mógłbym cię dziś
odwieźć? – nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić, domyślała się jedynie, że
o Liv. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Scarlett? – Tom posłał
dziewczynie wielce pytające spojrzenie, podsycone jeszcze bardziej pytającym
tonem. Uśmiechnęła się, widząc jego naburmuszoną minę.
- Tak?
- Ty chyba nie chcesz jechać
z nim – wskazał palcem na szatyna, akcentując ostatnie słowo.
- Chcę? Ty zostaniesz z
Davidem i będziesz ładnie brzdąkał na gitarce – uśmiechnęła się rozbrajająco,
posyłając mu buziaka w powietrzu.
- Ale kochanieeeeeee – zawył rozdzierająco.
– To ja jestem twoim kierowcą!
- Tupnij – odrzekła,
układając usta w dzióbek. Kiedy to naprawdę zrobił, roześmiała się radośnie. Pokręciła
głową, spoglądając na niego powątpiewająco. Podeszła do Toma i wyjąwszy mu
kluczyki z dłoni, odłożyła je na szafkę. Popychając blondyna do tyłu, zmusiła
go, by kierował się tam, gdzie zaplanowała. Nieświadomy, a raczej zwiedzony jej
dłońmi spoczywającymi na jego piersi i wzrokiem budzącym fantazje, na które
grzeczne dzieci nie mają prawa, pozwolił jej się prowadzić. Cofał się
posłusznie, świdrując ją spojrzeniem. Wepchnęła Toma do pierwszego lepszego
pokoju i przyparłszy go do ściany, pocałowała go namiętnie. Jak jeszcze nigdy.
Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, drażniąc paznokciami skórę brzucha. Z każdą
chwila bardziej pogłębiała pocałunek, drażniąc jego podniebienie, przygryzając
wargę, to jemu zrobiło się ciemno przed oczami i to on zapomniał jak się
nazywa, gdy łapiąc ją za pupę, przyciągnął gwałtownie do siebie, a Scarlett
gwałtownie przerwała pocałunek. Lubieżnie oblizała usta, spoglądając na niego żarliwie.
– Widzimy się wieczorem? – jeszcze nie do końca świadom rzeczywistości, kiwnął
głową, na co Scarlett uśmiechnęła się i cmoknąwszy w powietrze, wyswobodziła
się z jego objęć, raźno wychodząc z pokoju. Jeszcze nigdy nie była taka…
nieprzyzwoita. Otumaniony jej zapachem, smakiem ust, wciąż opierał się o
ścianę, mając na ustach rozmarzony uśmiech. Po co szukać dziesiątek kobiet, gdy
miał taką jedną. Wyłoniła się z pokoju,
uśmiechając się tajemniczo. Krokiem modelki wyminęła Davida i Georga, którzy
wciąż patrzyli w głąb korytarza. Nikt się w nim nie pojawił. Tom się rozpłynął.
Zatrzymała się przy drzwiach. – To jak? Jedziemy?
- Coś tu mu zrobiła? – szatyn
zaśmiał się cicho, wspominając minę Toma, nim zniknął z brunetką w pokoju, Scarlett
wciąż uśmiechała się tajemniczo. – Przywiązałaś go do kaloryfera, czy jak?
- Nie zrozumiesz kobiet –
odparła, poruszając brwiami.
- Chyba nie – westchnął
ciężko, skupiając uwagę na drodze. Georg prowadził zupełnie inaczej niż Tom. Inaczej
trzymał kierownicę. Inaczej zmieniał biegi. Inaczej siedział w fotelu. W jego
ruchach nie było takiej płynności, spokoju, czy tej rzeczonej nonszalancji,
które miało w sobie prowadzenie Toma. Georg był bardziej energiczny, a jego
ruchy pośpieszne. Niemniej i jazdę z nim mogłaby polubić.
- Georg?
- Wczoraj, kiedy Bill
pojechał cię odwieźć, Liv przyjechała do mnie – po raz kolejny westchnął
posępnie. Brunetka, skręciła się w fotelu, by móc patrzeć na niego. Był
zmęczony, niewyspany, przybity. Wcześniej tego nie dostrzegła. Milczała. –
Została na noc i… wiesz – ciągnął dalej. – A rano, kiedy się obudziłem, już jej
nie było. Zostawiła kartkę: nie potrafię inaczej – przerwał na moment,
przełykając głośno ślinę. Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. - Scarlett, ja
niczego nie rozumiem. Raz jest cudownie, wydaje się, że zbliżamy się do siebie,
a za chwilę jej nie ma, ucieka, odsuwa się ode mnie i nie odbiera telefonów. Ty
jesteś jej siostrą, na pewno wiesz… - spojrzał na nią krótko. – Nie wiem, co
mam robić, co czuć… choć na to już za późno, bo ja ją kocham, Scarlett. Kocham
Liv do szaleństwa, a ona wciąż mi się wymyka – bezsilnie uderzył rękoma w
kierownicę. – Jestem zły. Jestem bezsilny. Jestem beznadziejnie zakochany. Jak
dobrze by nie było, ona i tak mi ucieknie – zamilkł, skupiając znów całą uwagę
na prowadzeniu. Scarlett zasępiła się na moment. Znała doskonale położenie Liv.
Znała jej uczucia i obawy, bo w końcu tak wiele nocy nie przespały, mówiąc o
tym. Liv nie była nie czuła, Liv po prostu nie potrafiła przyjąć do wiadomości,
że miłość nie boli, choć doskonale o tym wiedziała. Westchnęła.
- Powiedz jej to – odparła po
chwili. – Powiedz jej, że ją kochasz, że świata poza nią nie widzisz, że jej
nie skrzywdzisz. Widzisz… nim związała się z Paulem była niepokorna. To ona
zdzierała kolana, łażąc po drzewach, to ona się biła, czasem w mojej obronie,
to ona jeździła na desce i była strasznym łobuzem, ciągnęła mnie za sobą, była
odważna i wygadana. Odkąd zaczęła chodzić z Paulem… wszystko się zmieniło.
Dawna Liv zniknęła bezpowrotnie, a na jej miejscu pojawiła się ułożona,
delikatna, zupełnie inna dziewczyna. Wkroczyła do jego świata i dopasowała się
do niego. W zupełności. Na początku było okej. Nowe życie ją fascynowało.
Obracała się w zupełnie innych kręgach. Jednak po jakimś czasie zaczęła się
dusić. Rola broszki przestała jej odpowiadać, ale wmówiła sobie, że jest mu coś
winna, że poprzez bycie z nim odda mu to, co jej ofiarował. Za nic nie chciała
się z nim rozstać, choć powoli umierała w tym związku. Traciłam ją. Twoje
pojawienie się mocno popchnęło ją ku podjęciu właściwej decyzji. Zależy jej na
tobie. Powiedziałabym, że nawet bardzo. Jednak... Liv się boi. Nie boi się
ciebie. Boi się przywiązania. Boi się związku. Boi się, że wasz będzie taki jak
jej i Paula. Dlatego ucieka, dlatego się odsuwa, dlatego milczy, ale wraca, bo
jesteś dla niej zbyt ważny, by potrafiła się odsunąć i udawać, że nic się nie
dzieje. Nie próbuj mi się usuwać z jej życia. Musisz być po prostu i pomóc jej przyswoić,
że miłość nie jest zła. Ona to wie, ale musi zrozumieć.
- To trudne – sapnął,
zajeżdżając na pobocze obok domu brunetki. Wyłączywszy silnik, potarł zmęczone
oczy dłońmi.
- Nie nagadałam się tyle po
to, żebyś się podłamał.
- Nie wiem, co mam robić,
Scarlett. Jeszcze nigdy nie czułem się taki… niepewny.
- Bo jeszcze nigdy ci tak nie
zależało – odparła bez namysłu, uśmiechając się do szatyna. Odrobinę
zawstydzony kiwnął głową, odpowiadając uśmiechem. – Ja wiem, że to
skomplikowane, ale musisz być cierpliwy. Ona potrzebuje czasu na zagojenie ran
– chłopak zamilkł, patrząc przed siebie. Scarlett nie przerywała ciszy. Musiał
sobie wszystko powolutku poukładać. Otworzyła cicho drzwi.
- Powinienem wracać – rzucił.
- Mieliśmy ćwiczyć dziś z Tomem we dwóch, ale chyba najpierw pojadę do Gustava.
- A co z nim? – zatrzasnęła
drzwi z powrotem, z powrotem sadowiąc się w fotelu.
- No, do szpitala.
- Gustav jest w szpitalu? –
zmarszczyła nos, przyglądając mu się badawczo. Robiła to zupełnie ja Liv.
- Nie, Caroline… a bo ty nic
nie wiesz! – pacnął się ręką w czoło. – Bo Caro…poszła na złoty, chciała ulżyć
i sobie i jemu, bo ona ćpała – spojrzał na Scarlett. Wpatrywała się w niego
szeroko otwartymi oczami. Chyba zapomniała o oddechu. – Bała się mu powiedzieć
i chciała załatwić sprawę po swojemu, nim wrócimy z trasy. Zdążył w ostatniej
chwili. Tak jakby. Teraz nie wychodzi praktycznie ze szpitala i… chyba lepiej
zniósłby jej śmierć.
- Pojadę tam z tobą –
szepnęła, zasłaniając usta dłonią.
Nigdy nie była blisko
związana z Gustavem. Z Caroline tym bardziej. Znali się i lubili, owszem. Kiedy
ona bywała w mieszkaniu zespołu, jego najczęściej nie było, bo był u Caroline,
albo siedzieli u niego w pokoju. A kiedy już zdarzyło się, że siedzieli
wspólnie, nie byli zbyt rozgadani. Jednak zdarzały się też chwile, kiedy
zastawała perkusistę samego w kuchni czy pokoju, rozmawiali chwilę. To właśnie
te chwili, najbardziej umocniły ich znajomość. Dla tych chwil, chciała przy nim
być. Chociaż chwilkę. Gustav stał prosto przed salą. Rękoma opierał się o wąski
parapet. Wpatrywał się w jeden punkt. Brunetka mogła tylko domyśleć się, że
musiała to być postać blondynki. Cicho weszli na oddział, a Gustav nawet ich
nie zauważył. Niezmiennie trwał, prosto jak struna, patrząc niewidzącym
wzrokiem. Scarlett podeszła do niego bez słowa i po prostu mocno przytuliła się
do jego pleców. Zdziwił ją jej odruch, wyczuła, że blondyn odniósł to samo
wrażenie. Mocno objęła go w pasie. Gustav oderwawszy dłonie od parapetu,
rozplótł jej własne i odwrócił się przodem do Scarlett. Uśmiechnęła się lekko i
mocno go przytuliła, licząc, że ten gest doda mu otuchy. Stali tak chwilkę, a
ona czuła, jak mięśnie blondyna powoli się rozluźniają. Westchnął ciężko,
opierając policzek na czubku jej głowy. Przymknął powieki. Scarlett delikatnie
gładziła go po plecach, oddychając spokojnie.
- Dziękuję – szepnął
cichutko, tak, by tylko ona mogła to usłyszeć. Rozluźniając uścisk musnął
wargami jej czoło. Uśmiechnęła się, a blondyn podał Georgowi dłoń. Stanęli
przed szybą, a Gustav znów przybrał maskę. Napiął mięśnie, a jego twarz stężała
w poważnej minie. – Wedle optymistycznych rokowań, kilka dni temu powinna była
już się obudzić. Pesymistyczna opcja mówi, że może obudzić się za miesiąc, rok
albo wcale – mówił powoli i wyraźnie, twardo patrząc na jej bladą twarz.
- A Ty? – spytała. –
Zamieszasz stać tutaj miesiąc, rok lub zawsze?
- Nie wiem, Scarlett. Tak
samo, jak nie wiem tego, czy kiedykolwiek wejdę do środka. Nie wiem, czy jestem
wystarczająco silny.
- Ona ma rodzinę?
- Podobno tak, policja miała
się tym zająć – chciała coś powiedzieć, pocieszyć go, ale nie miała zielonego
pojęcia, czy istnieją jakiekolwiek dobre do tej sytuacji słowa. Otworzyła usta,
ale zaraz zamknęła je z powrotem. – Nie musisz, bardzo… bardzo cieszę się, że
przyszliście – spojrzał brunetce w oczy. Czaił się w nich strach. Lęk, któremu
nie pozwolił ujrzeć światła dziennego, który dusił w sobie i który palił jego
trzewia. – Nie lubię tu być sam.
Po długich namowach dał się
wyciągnąć Georgowi na kawę. Scarlett obiecała być przy Caroline. Nie spodziewał
się, że to tak dobrze na niego podziała. Wróciwszy, czuł w sobie więcej sił.
Nawet kiedy już poszli i znów został sam, nie było to takie trudne. Tak bardzo
cieszył się, że wciąż miał przyjaciół. Pogrążony we własnych myślach, nawet nie
spostrzegł, kiedy pojawił się obok niego ów młody lekarz. Pchał przed sobą
fotel obrotowy, który zatrzymał tuż obok niego. nie przywitał się, po prostu
stanął obok niego i chwilkę patrzył tak jak on, na Caroline. Wszedł do niej,
spojrzał w kartę i wyszedł.
- Ten fotel jest dla ciebie.
Stoisz całymi dniami, siedząc będzie ci wygodniej. Ma regulację, więc możesz
podnieść go wysoko i wciąż swobodnie na nią patrzeć – uśmiechnął się niemrawo i
odwrócił się bez słowa. Gustav oniemiały jego gestem, patrzył jak odchodzi. Nim
zniknął za rogiem, zdołał zawołać;
- Doktorze! – młody mężczyzna
odwrócił się, spoglądając pytająco na chłopaka. – Dziękuję – odrzekł już
ciszej, jednak był pewien, że tamten usłyszał. Skinął głową i odszedł w swoją
stronę. Chłopak chwilę wpatrywał się w krzesło. Wyregulował je i usiadł. Oparł
się i znów ulokował wzrok w dziewczynie. Dopiero wtedy poczuł, jak bardzo
bolały go nogi. Krew zaczęła prawidłowo krążyć w żyłach i poczuł mrowienie w
stopach. Odetchnął. Nie był w tym sam.
*
- Bill, mogę obejrzeć wasze
nagrody? – dziewczynka uśmiechnęła się szeroko swoim szczerbatym uśmiechem,
rozczulając go tym gestem do cna. Co jak co, ale uśmiech Candy działał na niego
jak gorąca woda na lód.
- Możesz – uśmiechnął się,
kiedy uściskała go z całej swej dziecięcej siły i w podskokach pobiegła do
salonu. Dopiero, kiedy zniknęła mu z oczy, przeniósł wzrok na Rainie, które
czule wpatrywała się w niego. Nie mówiła nic, tylko patrzyła. Peszył go ten
wzrok. – Co?
- Świetnie sobie z nią
radzisz. Ona cię uwielbia.
- Z wzajemnością – odparł,
ujmując dłoń dziewczyny. Rainie przez moment milczała, wpatrując się w ich
splecione dłonie. Delikatnie pocierała kciukiem wierzchnią stronę dłoni Billa,
myśląc o czymś. Nie przerywał jej, jak zawsze, gdy się zamyślała.
- Miałam piętnaście lat,
kiedy ją urodziłam, ale to pewnie obliczyłeś sam – zaczęła cicho, nie podnosząc
wzroku. – Wychowałam się w luksusach. Tata był kierownikiem w dobrze
prosperującej firmie, a mama kierowała takim dużym sklepem w centrum handlowym,
w zasadzie kilkoma sklepami. Obracali się w wyższych sferach klasy średniej.
Chadzali na przyjęcia, bankiety i byli poważani w towarzystwie. Chodziłam do
prywatnej szkoły. Miałam zostać kimś ważnym dzięki wykształceniu albo
protekcji, by rodzice mieli zapewnioną starość. Nie mam rodzeństwa. Lokowali we
mnie wszystko nadzieje i koszta. Byłam wzorową uczennicą, pupilką nauczycieli,
podobałam się chłopcom, zabiegali o mnie, a wśród dziewcząt byłam kimś na
rodzaj mentorki. Powielały mój sposób ubierania, zachowania, nawet mówienia. To
było straszne. Nie mogłam pozwolić sobie na błędy, bo to byłoby tragiczne w
skutkach dla otoczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nagły awans mojego
taty nie był owocem jego pracy, ale pewnej umowy. Żyłam sobie w tym moim
utopijnym świecie, starałam się dogodzić wszystkim i nawet za bardzo z tym nie
walczyłam. Tak po prostu musiało być. Wiesz, coś na rodzaj tego, kiedy mąż
tłucze żonę na śniadanie, a ona zaraz po tym, z uśmiechem wybiega za nim, bo
zapomniał kanapek i macha mu czule. Chodziłam na balet. Zajęcia odbywały się po
południu i niekiedy musiałam wracać sama. To był styczeń. Koniec stycznia.
Wracałam i nagle pojawił się on – mimowolnie ścisnęła dłoń Billa, przymykając
powieki. – To stało się w przesmyku między budynkami. Krzyczałam, Bill. Ja
naprawdę krzyczałam… - szepnęła, dławiąc szloch. Poderwał się z miejsca, by ją
przytulić, ale go powstrzymała. Usiadł z powrotem. – Nie wiem, czy zdobędę się
jeszcze kiedyś na to, by do tego wrócić – otworzyła oczy, biorąc głęboki
oddech. Wciąż wpatrywała się w ich ręce. – Nie powiedziałam nikomu. On
naopowiadał mi tyle strasznych rzeczy… po kilku tygodniach okazało się, że
jestem w ciąży. Rodzice nie słuchali tłumaczeń. Uznali, że się puszczam. Nie
poszłam do lekarza, bo to wstyd. Przeprowadziliśmy się do innej części miasta.
Mniej więcej w połowie ciąży, poszłam na badania, podobno do kogoś zaufanego.
Uczyłam się prywatnie. A w domu czułam się jak intruz. Nie wiedziałam, że to
dopiero cisza przed burzą – do pokoju weszła Candy, niosąc zbyt ciężką dla niej
statuetkę. Siłując się z jej ciężarem, doniosła ją z trudem, a kiedy postawiła
na wysokim stołku, odsapnęła głośno.
- Candy, miałaś niczego nie
ruszać – Rainie skarciła ją spojrzeniem.
- Nie zniszczyłam niczego,
mamusiu. Bill, za co ta nagroda?
- Za najlepszy zespół
międzynarodowy, Promyczku.
- To jaki to?
- To taki, który jest znany i
lubiany w różnych krajach.
- To ciebie lubią nawet w
Ameryce? – spytała z ożywieniem, na co chłopak się roześmiał i pokiwał
twierdząco głową. – O ja cię. Odniosę, żeby się nie popsuła – ostrożnie
wymaszerowała z kuchni. Oboje odprowadzili dziewczynkę wzrokiem. Rainie
uśmiechnęła się smutno, splatając swoje z Billa palcami.
- Przytul mnie, co? – chłopak
natychmiast poderwał się z miejsca i podszedłszy, przygarnął blondynkę do siebie.
Ufnie wtuliła się w jego ramię i przymknęła powieki, wsłuchując się w rytm
bicia jego serca. – Opowiem ci, ale już nie dziś – Bill westchnął, mocniej
przytulając do siebie Rainie. – Odwieziesz nas? Wyszłyśmy w końcu tylko na
pocztę.
*
Jeszcze kilka miesięcy
wcześniej, nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że dziewczyna z mikserem w
dłoni, może być aż tak pociągająca. Oparł się o framugę drzwi, przypatrując się
Scarlett mieszającej ciasto. W pełnym skupieniu obserwowała stan mazi
znajdującej się w metalowej misce. Zagryzała dolną wargę, a na jej policzkach
wystąpiły rumieńce. Pomyślał, że taki widok mógłby zastawać codziennie wracając
do domu. Wtedy nie chciałby z niego wychodzić i nie mógłby doczekać się
powrotu. Uśmiechnął się. Ten plan bardzo mu się spodobał. Scarlett Kaulitz.
Scarlett O’Connor – Kaulitz. Jakkolwiek, najważniejsze, że Scarlett. Wizja ich
sennych ranków, zabieganych popołudni i gorących wieczorów, naprawdę przypadła
mu do gustu! Przejmie byłoby mieć świadomość, że ona jest, że czeka, że tęskni,
ale tak inaczej. Przechylił głowę, lustrując jej ciało. Zdecydowanie za bardzo
na niego działała. W momencie, kiedy lubieżny wzrok Toma dotarł na wysokość
oczu brunetki, odwróciła głowę, uśmiechając się promiennie do niego. Wyłączyła
mikser i odstawiła go na blat.
- Rusz się i włącz
gofrownicę, leniu – uśmiechnął się błogo, jeszcze nikt nigdy nie nazwał go tak
czule leniem! Dosypała cukier i mąkę, mieszając dokładnie ciasto. Jej ruchy
były precyzyjne i wyważone. Pociągała go nawet, gdy robiła ciasto. Do czego to
dochodzi? Już nawet w jej sposobie trzymania łyżki przebrzmiewał sam seks! Gdy
skończyła, odłożyła łyżkę i spróbowała troszkę, oblizując palec. On oblizał
wargi. Przełknął głośno ślinę, przyglądając się, jak to robiła. Westchnął
głośno. – Bądź tak łaskaw i rusz się z posad. To nie ja marudziłam przez pół
godziny, że chcę gofry.
- A jakbym tak pomarudził
przez godzinę, że chcę czegoś innego, to też byś się zgodziła? – uśmiechnął się
filuternie, unosząc brew. Lekko odepchnął się od framugi i podszedł do szafki.
Wyjął urządzenie i włączył je do prądu. Cieszyła się, że poruszał się po jej
domu, jak po swoim. Przyjemnie było, kiedy nie musiała mówić mu, z której
szafki wziąć kubki czy płatki. Lubiła patrzeć, jak krzątał się po domu. Oparł
się o blat, splatając ręce na torsie. Scarlett posłała mu spojrzenie typu
‘wszyscy w domu zdrowi?’
- Na oglądałeś się za dużo
filmów, Kaulitz – stanęła obok niego, szturając Toma boczkiem. Zupełnie
niechcący. Uśmiechnęła się pod nosem, nakładając ciasto.
- Ja się na oglądałem? –
stanął za Scarlett, oplatając ją rękoma. Jego dłonie spoczęły na wysokości
miednicy brunetki i zostały bardzo szybko strącone. Niby od niechcenia
przemieszała ciasto łyżką, ignorując fakt, że Tom nie dał za wygraną.
Powtórzyła gest. Lubiła się z nim droczyć. Podniosła nieco wieko gofrownicy, po
czym pochyliła się lekko, by skontrolować kolor gofrów, przyprawiając tym
blondyna o zawrót głowy. Jego dłonie mocno zacisnęły się na jej biodrach. –
Maleńka, ty lepiej uważaj. Masz za sobą wyposzczonego Kaulitza, który
ewidentnie ma na ciebie chrapkę, więc takie kombinacje mogą być dla ciebie
bardzo różne w skutkach – brunetka wyprostowała się i spokojnie odwróciła
przodem do Toma. Posłała mu słodki uśmiech.
- Nie gorączkuj się, gofry
prawie gotowe – pokręcił głową,
przyciągając Scarlett bliżej siebie, zamierzając skraść jej buziaka, jednak
uchyliła się, odwracając z powrotem do szafki. Z trudem powstrzymała uśmiech,
zachowując powagę. Lubiła mieć przewagę.
- Ej! – oburzył się, a
Scarlett bez słowa sięgnęła talerzyk i wyjęła gofry z opiekacza. Strzepnęła z
siebie dłonie Toma, posypała gofry pudrem i podała Tomowi talerzyk z firmowym
uśmiechem. – I tak mi nie wywiniesz.
- A czy ja próbuję? Jak
chcesz więcej to zrób sobie sam – wyminęła go, uśmiechając się przekornie. Powoli
weszła na schodu, zatrzymując się w połowie. Tom nakładał kolejną porcję. Lekko
wybiegła na piętro. – Czekam u siebie! – krzyknęła, nim zniknęła w swoim
pokoju. Ręka chłopaka zatrzymała się w połowie drogi do gorfownicy. Niedbale
wrzucił chochelkę do miski i wyrywając wtyczkę z gniazdka, pognał na górę. Jak
szalony wpadł do pokoju Scarlett, ale pomimo tego, dokładnie zamknął drzwi.
Scarlett stała obok łóżka, uśmiechając się tajemniczo. – Wiedziałam – odparła z
zadowoleniem. Uniósł brwi, zbliżając się do brunetki. Powolutku, krok za
krokiem, patrząc jej prosto w oczy. Przechyliła głowę, uśmiechając się
tajemniczo. Czekała. Nie przyspieszył, choć najchętniej od razu porwałby ją w
ramiona. Zatrzymał się tuż przed brunetką, kładąc ręce na jej talii. Opuściła
swoje wzdłuż ciała, zadzierając głowę i spoglądając mu w oczy. Żarzyły się w
nich ognie. Patrzył na nią przez krótką chwilę.
- Jeszcze nie jestem takim
idiotą, żeby jeść gofry, kiedy ty jesteś tu. Sama – zaakcentował ostatnie
słowo, lokując wzrok w jej pełnych wargach. Scarlett uśmiechnęła się przekornie,
czyniąc to samo. Nad ustami Toma dostrzegła odrobinę cukru pudru. Uśmiechnęła
się szerzej. Zarzuciła ręce na jego kark i stając na palach, przyciągnęła go do
siebie. Subtelnie musnęła jego wargi. Spodobało mu się, przyciągnął ją bliżej
siebie. Zlizała cukier z jego ust, oblizując się ze smakiem.
- Słodki jesteś – wymruczała
mu wprost do ucha, wtulając się w kącik szyi chłopaka.
- Skoczyć po całą puszkę na
dół? – spytał z nadzieją w głosie, na co brunetka roześmiała się cicho.
Przygryzła płatek jego ucha, potarłszy policzkiem o jego własny.
- Optymista.
- Nadzieja matką mą.
- A ja myślałam, że Simone –
Tom odsunął od siebie dziewczyną, spoglądając w jej roziskrzone oczy. W
turkusowych tęczówkach widniały nieznane mu dotąd błyski. Patrząc wprost na
nią, powiódł dłońmi wzdłuż jej bioder, zatrzymując je na pupie Scarlett.
Ścisnął je, gwałtownie przyciągając ją do siebie. Uniosła brew ku górze.
- Mądrala.
- Czy ty się, aby nie
pomyliłeś? – pokręcił przecząco głową, nim namiętnie skosztował ust dziewczyny.
Wpił się w jej wargi, całując ją zachłannie. Łaskotał językiem jej
podniebienie, tonął w słodkim smaku jej ust, kosztując ich zapamiętale.
Zadziornie zagryzała jego wargę, czując, jak jego kolczyk przyjemnie drażnił
jej własne. Tą niewątpliwie przyjemną chwilę przerwało niespodziewane drżenie.
Nie drżenie Scarlett, ani nie drżenie Toma. Brunetka odczuła to dotkliwie,
zdecydowanie nie tam, gdzie powinna. Po krótkiej chwili bez jakiejkolwiek
reakcji chłopaka, brunetka oderwała się od niego. – Tooom, coś ci wibruje.
- Hym…? – mruknął rozmarzony,
muskając nosem jej szyję.
- No wibruje ci i to nie tam,
gdzie powinno, bo przez to, że wibruje tobie, wibruje też mnie i wiesz… -
otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę z sensu słów brunetki, odskoczył od
Scarlett jak oparzony. Wydobył z obszernej kieszeni spodni telefon, wciskając
zieloną słuchawkę z rządzą mordu w oczach.
- Bill, lepiej żeby to było
ważne.
~Nadie
OdpowiedzUsuń4 stycznia 2010 o 21:33
ujngfgnfngfngg : O DZIĘKUJĘ ZA DEDYK!!!!!!!!!!!!!! :*:*:* i zaraz tu wróóócę.
~Katalin
OdpowiedzUsuń4 stycznia 2010 o 21:53
Nie bede owijac w bawełne:) Było idealnie. Nie za duzo wątków Scarlett i Toma, troche o Caro, troche o Billu, o Georgu też (w sumie szybciej by było jakbym napisała,ze kazdego po troche, ale za pozno o tym pomyslałam xD) Wiesz co teraz zrobiłas? dokladnie to, co Coben! Skonczyłas tak, że chciałoby sie od razu czytac dalej. On tez przeważnie tak konczy rozdziały, a ja głupio sobie mowie ‚no to jeszcze ostatni rozdział’ xD Ale ten nooo, rozmówki Tomowo-Scarlettowe są po prostu tak słodkie jak ten cukier puuuder. Miekne przy tym i w ogole wiesz^^ Zaczynam sie zastanawiac czy w nastepnej czesci bedzie to,o czym mysle^^ Swoją drogą to niesamowite jak potrafisz wczuc sie w sytuacje tych bohaterów i ukladac wypowiedzi zarówno napalonego Toma, zdruzgotanego Gustava, skrzywdzonej Rainie i malej słodkiej Candy! :)Ten dzien był straszny, dobrze,ze miło się skonczył ;* <3
~Kasiek
OdpowiedzUsuń4 stycznia 2010 o 22:44
brakuje mi słów, po prostu… /i naprawdę, naprawdę, naaaprawdę chcę już ten 14.
~Grini
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 12:23
Kochanie, ja cały czas jestem. Jestem, mimo, że się nie pokazuje. Tęsknię i kocham :*
~Dragon Queen
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 16:19
No i przerwałaś w takim momencie! Skandal. Ojej, historia Rainie jest bardzo smutna i na jeszcze smutniejszą się zapowiada :(. Biedna…. Żal mi jej strasznie, kurde…Scarlett i Tom są w tym odcinku powalający xDD. Dawno się tak z nimi nie bawiłam xD. Coś widzę, że ostatnio gofry królują przy Tomie, czyżbym i tu wykazywała jakieś telepatyczne zdolności? xD (Nie, nie wyjaśnię o co chodzi ;p). Ciekawe czemu Bill dzwoni do Toma. Czy to po rozmowie z Rainie? Ale to by było trochę dziwne… Chyba że sobie nie radzi z zasłyszaną informacją. No, nieważne. Chcę się tego jak najszybciej dowiedzieć, oby następny rozdział był szybko ;*.
~Dragon Queen
Usuń5 stycznia 2010 o 16:23
Aaaa! I zapomniałam o Gustavie! OMG! Nawet nie wiesz, jak doskonale Ci z wyszło z tym krzesłem, to po prostu mistrzostwo! Cieszę się, że czuje się nieco lepiej, że wie, że nie jest sam, że ma przyjaciela nawet w nieznajomym sobie facecie. To było piękne.
Dark Queen
Usuń7 stycznia 2010 o 16:03
Ops xD Ten telefon, to tylko zmyła taka. Bez drugiego dna, po prostu… coś musiało im przeszkodzić, no nie? ^^
~Inuravenne
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 17:26
Ahh Kobieto! Przywracasz wiarę w miłość xD Za co oddam Ci kiedyś pokłon :P Powinnaś jakaś książke skrobnąć, taką z jajem ;) :** Pzdr! =D
~...
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2010 o 22:08
to cudo przebija wszystko, co widziałam. nie zmieniaj go za szybko.
~agatka
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 17:55
ehh… mogłam być trzecia, jednak przez mój nieudolny internet jestem ósma! nawiązując do wczorajszych smsów – frustracja, hehehe xd i znów musiałaś przerwać im grę wstępną? musiałaś? MUSIAŁAŚ?! oczywiście, że musiałaś, bo nie byłabyś sobą, gdyby Bill nie zadzwonił ;p nadal liczę, że Carola się obudzi, bo jak się nie obudzi, to Gutek się załamie, a on (w tym opowiadaniu) jest taaaaaaaki uroczy, ze chyba bym się popłakała razem z nim. a Tomaszowi tylko jedno w tym pustym łbie, z którego wychodzą robaki jakieś. Billosław z kolei mógłby zacząć WIĘCEJ walczyć o Rainie i Candy. mała po prostu go uuuwielbia. no i Żorż. Liv musi się zdecydować ;)ale wiem, ze Ty jesteś okropna i będziesz mnie tak terroryzować tymi przerwami w seksie!!! wiesz, ze ja lubie jak Tom sie bzyka xd
Beichte
OdpowiedzUsuń6 stycznia 2010 o 16:15
Łoł, haha. Czytając to z początku, już Ci miałam pisać, jakie to ładne, jakie składne, urocze i w ogóle cacy, ale teraz nie mogę, bo przed oczami mam jedynie ich w kuchni! Świetny pomysł, naprawdę świetny. Napalony Kaulitz interpretujący każdą z jej kuchennych czynności, używając do tego nie tych komórek ciała, co trzeba. Albo, w tym przypadku-dokładnie tych, co powinien. Kiedy ona się pochyliła, to było dobre, już miałam go przed oczami. No, kochana, to teraz przed Tobą duża scena, a jak nie teraz, to za niedługo. Muszę Ci powiedzieć, że to jest niezwykle grząski teren, oj tak. Ale czytając do tej pory Prinza jestem pewna, że wyjdziesz z tego w 100% obronną ręką, a ja, cóż mogę powiedzieć, jestem cholernie ciekawa!
~Dark Queen
Usuń7 stycznia 2010 o 16:44
Hym… grząski grunt. Wiem o tym. W takich momentach, trzeba uważać, żeby nie powiedzieć za dużo. Póki co, trzymam sie planu i realizuję go, a co więcej myślę, że wszystko pójdzie jak należy :)
~beste.
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 20:40
Najpierw powiem, że jestem ciemna. Żeby zobaczyć S. w nagłówku, to muszę wstać i patrzeć pod jakimś kątem. No, wrócę jeszcze i w końcu się wygadam.:)
Agnes
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 21:09
poprostu było piękne… jest aż tak naładowane pozytywnymi emocjami, że czytając uśmiech sam wkradał się na moją twarz :) i najbardziej mnie rozwaliło, jak Tom zaczął marzyć o tym, że Scarlett mogłaby nosić jego nazwisko xD no i oczywiście najważniejsze w końcu ponownie usłyszałam moją ukochaną Christine A .:Pnie wiem czemu, ale jakoś tak mi sie dziwnie czuje ^^ że Scarlett kiedyś zaśpiewa ‚Save Me From Myself’ dla Toma, ale to tylko takie moje malutkie przeczucie ;p
~Dark Queen
Usuń7 stycznia 2010 o 16:51
Dzięęęki.Nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Scarlett będzie dużo śpiewać… chociaż, chyba właśnie wymyśliłam pewną scenę. :)
~Nadie
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 21:32
Krótko :| Ale ważne, że Scarlettowo i Tomowo! (w ogóle pająk łazi po ścianie ble, musiałam przenieść się do innej części pokoju -.-). No więęęc, wracając do tematu. Ja lubię te momenty, gdzie oni są razem, ale to już wiesz xD W ogóle lubię Candy i Renatęęę! Obie są fajne. A Candy taki mały słodziak, uch! Na miejscu biseksa też bym ja polubiła xD I w ogóle, nie uśmiercaj nam Karoliny! :C ona jesat taka faaaajna, no. o Georgu chyba nie mam siły się wypowiadać XD to znaczy nie no on jest taki nieporadny trchę taki geosiowaty, ale mu kibicuję, żeby mu sie ułozyło z Liv. no. :Dbuziak w czółko i jeszcze raz dzięki za dedykację:*:*:*:* kocham cię
~Anneliese
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2010 o 21:31
jacieee, zaklepuję sobie miejsce, no! XD
~Aveen
OdpowiedzUsuń6 stycznia 2010 o 04:25
Ty, po prostu przechodzisz moje oczekiwania. Odc.jest supermiędzy Scarlett a Tomem wszystko ię układa, co utwierdza mnie w przekonaniu, że przy niej on się bardzo zmienił.Jeśli chodzi o Billa i o tą dziewczynę z córką – których jak na złość imion zaapomniałam, ale pierwsz litery pamiętama hehe- to oby i jemu się powiodło. W koły Promyczek – bo tak nazywa córkę tej dziewczyny bardzo go lubi, no i jej matka też.Z Georgiem też się pewnie wyjaśni i oby juz nigdy nie przechodził przez takie rzeczy.No i u Gustava i Caroline-o ile się nie pomyliłam – to też, żeby się ułożyło. CHociaż nie u wszystkich musi być dobrze, bo w koncu w życiu nie ma samych przyjemności. czekam na next
~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń16 stycznia 2010 o 16:53
z kim poszłaś?! z kim poszłaś?! nie no, ja przepraszam, że takie prywatne pytania zadaje. ; DD
Dark Queen
Usuń18 stycznia 2010 o 14:44
a z partnerem poszłam^^ chyba nie znasz xD
martahogwart@vp.pl
OdpowiedzUsuń13 stycznia 2010 o 14:38
MMMMM… za mało słów, żeby opisać twoją twórczość. To coś niesamowitego… jedynego w swoim rodzaju! *-* Pozazdroszczę Ci takiego talentu… widać z jaką łatwością tworzysz opisy, a w nich jest tak wiele… tyle uczuć… Pozwoliłam sobie dodać twoje opowiadanie do linek i mam cichą nadzieję, że poinformujesz mnie o nowym odcinku : ))www.vingardium-leviosa.blog.onet.pl
~Minerre
OdpowiedzUsuń16 stycznia 2010 o 19:01
Gest lekarza w stosunku do Gustava był najlepszym, jaki mógł być. Wgl… Ale Ty lubisz przeciągać, no! I trzymać w tej niepewności. W sumie dobrze, bo to co tak wyczekiwane – smakuje lepiej, nie? ^^
~Katalin
OdpowiedzUsuń21 stycznia 2010 o 14:42
Kongratulejszyn, Darling ;*
~G.
OdpowiedzUsuń21 stycznia 2010 o 21:13
tak, to prawda – Kaulitzowie mają po prostu cholernie proste nosy *.*
Nadd
OdpowiedzUsuń22 stycznia 2010 o 16:09
Kongratulejszyns, Słońce :*
~beste.
OdpowiedzUsuń22 stycznia 2010 o 16:34
Ochhh… wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że Prinz jest W KOŃCU polecony? Gratuluje. :*
~Alevue
OdpowiedzUsuń23 stycznia 2010 o 15:36
Zdecydowanie się należała ta gwiazdka! <3